Brawo dla mnie, rozdział na czas!
Czerwony - Chanyeol
Zielony - Baekhyun
Zielony - Baekhyun
- Tak się cieszę - uśmiechnąłem się szeroko. Przytuliłem
go mocniej. - Kocham Cię - powiedziałem, całując go w głowę.
- Ja
Ciebie też kocham – uśmiechnąłem się. Podniosłem głowę i musnąłem jego usta
swoimi. Znowu wtuliłem twarz w jego tors.
Zaśmiałem się, widząc jego czerwone policzki. - Jesteś
taki uroczy - szepnąłem mu do ucha.
-
Wiem, dziękuję – zaśmiałem się, ponownie patrząc na jego twarz. – Właśnie za to
mnie kochasz – wywróciłem oczami.
- Oczywiście - powiedziałem z uśmiechem. - Skarbie, ja
jutro mam pierwszą próbę, więc nie wiem, czy się zobaczymy - szepnąłem smutno.
-
Rozumiem – mruknąłem. – Ja jutro muszę nadrobić te dwa tygodnie w szkole... Na
jakieś studia muszę iść, więc maturę muszę zdać – skrzywiłem się. No bo co
zrobię bez matury?
- Czyli jednak przystępujesz do matury? - spytałem.
Cieszyłem się, że się zdecydował na to. W końcu bez matury nie ma się nic.
-
Muszę. Co niby zrobię bez niej? – wywróciłem oczami. – Gorszą sprawą jest to,
że nie wiem gdzie pójdę potem – zaśmiałem się.
- Coś wymyślisz - mruknąłem. Ja w sumie miałem już
zapewnioną przyszłość w SM.
- No
jasne. Wszystko na mojej głowie – burknąłem, ponownie się w niego wtulając. To
trochę głupio zabrzmiało...
Nic nie powiedziałem. Miałem nadzieję, że znajdę dla
niego czas. Bałem się, że będę miał nawał roboty i będziemy się rzadko widywać.
Podniosłem
rękę i przetarłem oczy. Cholernie mnie piekły. No przecież spałem normalnie
całą noc, do cholery!
Przez resztę dnia nie robiliśmy nic ciekawego.
Oglądaliśmy telewizję, jedliśmy słodycze. Potem poszliśmy spać. Następnego dnia
wstałem z samego rana. Baekie jeszcze spał, więc zrobiłem mu śniadanie i
zostawiłem na stoliczku obok łóżka. Potem ogarnąłem się i poszedłem do
wytwórni.
Gdy
się obudziłem chłopaka już nie było. Zrobiło mi się trochę smutno, bo mnie nie
obudził i nie pożegnał się. Westchnąłem. Wziąłem śniadanie, powoli jedząc.
Mieliśmy próbę przez parę godzin. W przerwie wziąłem
telefon i zadzwoniłem do ukochanego. Było mi trochę głupio, że się nie
pożegnałem, ale spał tak słodko, że nie chciałem go budzić.
Akurat
wchodziłem do mojego mieszkania, gdy zadzwonił mi telefon. To Yeol. Westchnąłem
i odebrałem.
-
Słucham? – mruknąłem, otwierając drzwi. Było to trudne, bo w jednej ręce miałem
telefon, a w drugiej zakupy.
- Cześć, kochanie - przywitałem się, siadając zmęczony
pod ścianą. Oddychałem szybciej. Nauka tego układu była strasznie męcząca.
- Hej,
kocie. Coś taki zmachany? – spytałem. – Kurwa! – warknąłem, gdy uderzyłem się
biodrem o szafkę. Jebany zakupy!
- Co się stało? - spytałem, słysząc siarczyste
przekleństwo w słuchawce. - Uderzyłeś się? - zadałem drugie pytanie.
-
Tak.. Przez te zakupy nie zauważyłem szafki – burknąłem, idąc do kuchni. – Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie – zaśmiałem się. Położyłem zakupy na stole i
wyciągnąłem mleko czekoladowe w kartoniku. Uwielbiałem je.
- A no bo uczymy się układu. Masakra jakaś... Od czterech
godzin mam pierwszą przerwę - mruknąłem, nadal oddychając szybko. Wziąłem
bidon, biorąc kilka łyków wody.
- Moje
biedactwo. Zamęczysz się tam – szepnąłem. Wbiłem rurkę w kartonik i upiłem łyk.
Zamruczałem. – Mniam.
- Co mniam? - spytałem. Czy on jadł coś dobrego? Ja też
cem! Dzisiaj jeszcze nic nie jadłem i pewnie nie zjem.
- Mam
mleko czekoladowe – zaśmiałem się. – Cały zapas – dodałem ciszej. To nie była
moja wina, że je uwielbiałem!
- Ja też cem! - powiedziałem, jak małe dziecko. Teraz
narobił mi smaka na mleko czekoladowe. Ale musiałem się zadowolić jedynie wodą.
- To
chodź, kocie, to Ci dam – zaśmiałem się. Zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale
cicho. Upiłem kolejny łyk i zamruczałem.
- A co mi dasz? - spytałem perwersyjnie. Pewnie mi się za
to dostanie. Um, w sumie napiłbym się mleczka. Boże, Chanyeol, o czym Ty
myślisz? Z każdym dniem jest z tobą coraz gorzej.
-
Mm... Co tylko chcesz – zaśmiałem się. Po chwili wstałem i zacząłem wypakowywać
zakupy. Musiałem się czymś zająć.
- Co tylko zechcę? - wymruczałem do słuchawki. - Mleczka
bym chciał - zaśmiałem się. Wyobrażałem sobie teraz, jak się czerwieni.
-
Mleczka? A na jakie mleczko mój kotek ma ochotę? – mruknąłem, rumieniąc się.
Ponownie wziąłem kartonik, pijąc czekoladowe mleko.
- Takieee dooobree - rozmarzyłem się. Robię się coraz
bardziej zboczony. - Mam wielką ochotę na Twoje mleczko - zaśmiałem się. Już
widziałem, jaki był czerwony.
-
Mrrr... To jak przyjdziesz to dostaniesz – uśmiechnąłem się. Z kim ja się
związałem? Sami zboczeńce.
- Już się nie mogę doczekać, skarbie - powiedziałem,
uśmiechając się szeroko. - Dobra, kochanie, przerwa mi się kończy. Zadzwonię,
jak będę wracał do domu.
-
Buuuuu! – burknąłem smutny. To teraz będzie mieć dla mnie jeszcze mniej
czasu... Westchnąłem i wyrzuciłem pusty kartonik.
- Nie smuć się... Postaram się zadzwonić za godzinkę,
dobrze? Ale nie obiecuję - mruknąłem. Nie chciałem kończyć rozmowy.
-
Dobrze, pa – szepnąłem. No tak, mogłem się tego spodziewać. W końcu on spełnia
swoje marzenia, a ja siedzę na dupie.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo się rozłączył. Czyżby się
obraził? Westchnąłem, odkładając telefon. Zrobiło mi się trochę smutno.
Powróciłem na parkiet, po czym zacząłem tańczyć.
Rozpakowałem
to do końca i biorąc kolejne mleko poszedłem do mojego pokoju. Usiadłem przy
biurku, wyciągając zeszyty. Tak bardzo chciało mi się to robić...
Dzwoniłem do niego po godzinie, ale nie odebrał. Chyba
naprawdę się obraził. Po próbie wróciłem do domu. Od razu poszedłem się
wykąpać.
Obudził
mnie dzwonek, ale nie zdążyłem odebrać. Wziąłem telefon. Dzwonił Yeol. Od razu
wybrałem jego numer i zadzwoniłem.
Wlazłem do kabiny, puszczając ciepłą wodę. Gdy wyszedłem,
od razu usłyszałem mój telefon. Podbiegłem, do niego, odbierając.
- Halo?
-
Przepraszam. Było mi słabo i się położyłem. Nie słyszałem telefonu –
powiedziałem, podnosząc się do siadu. Przetarłem oczy.
- Dobrze, kochanie, rozumiem - mruknąłem, wycierając
włosy ręcznikiem. - Ale już lepiej? - spytałem.
- Mh,
można powiedzieć, że lepiej – powiedziałem. Spuściłem nogi z łóżka i spojrzałem
przed siebie.
- Czyli nie ma szansy, że się dzisiaj zobaczymy? -
spytałem cicho. Dzisiaj skończyłem szybciej, więc chciałem go jeszcze zobaczyć.
Jutro była szkoła, a potem miałem próbę, więc pewnie wrócę do domu wieczorem.
-
Jeśli przyjdziesz to się zobaczymy – uśmiechnąłem się. Po chwili wstałem i
usiadłem przy biurku.
- Um... To za godzinkę jestem - powiedziałem, uśmiechając
się do lustra. - To do zobaczenia - mruknąłem.
- Do
zobaczenia – pożegnałem się i rozłączyłem. Ponownie położyłem się do łóżka,
wtulając w poduszkę.. Chwilkę się mogę zdrzemnąć.
Doprowadziłem się do stanu używalności, po czym ubrałem
buty. Wziąłem telefon i portfel, wychodząc z domu. Zamknąłem drzwi, kierując
się do domu chłopaka.
Śniło
mi się to, jak on pierwszy raz przyszedł do mnie w nocy i mnie zgwałcił... Gdy
błagałem go o to, żeby tego nie robił. Nie mogłem się obudzić.
Jego mama mnie wpuściła. Poszedłem do jego pokoju.
Zapukałem, wchodząc do środka. Spojrzałem na niego. Kręcił się niespokojnie.
Podbiegłem do niego, próbując go obudzić. Gdy otworzył oczy, chciałem go
przytulić, ale mnie odepchnął. O co chodziło?
Spojrzałem na chłopaka zaszklonymi oczami.
Kiedy on tu przyszedł? Dlaczego go odepchnąłem? Po chwili wtuliłem się w niego
mocno, a łzy popłynęły po moich policzkach.
- Ej, co się dzieje? - spytałem cicho. Było mi cholernie
przykro, że mnie odepchnął. Właściwie dlaczego to zrobił?
- Bo
mi się śniło, że... – szepnąłem, wtulając się w niego rozpaczliwie. Nie mogłem
powstrzymać łez.
- Cii... Nic już nie mów - domyśliłem się, że chodziło o
gwałt. Przytuliłem go mocno, całując w głowę.
Wtuliłem
się w niego, pociągając nosem. Minęło chyba pół godziny zanim się uspokoiłem.
Ale to był naprawdę cios. Nie wiedziałem jak dam sobie teraz radę...
- Cichutko, skarbie - mruknąłem. Zacząłem gładzić dłonią
jego plecy. Wzdrygnął się, odsuwając ode mnie. Co zrobiłem? Czyżby znowu się
mnie bał?
Odsunąłem
się od niego i spojrzałem na jego twarz. Przysunąłem się bliżej, nieśmiało
muskając jego usta własnymi.
Odwzajemniłem pocałunek, jednak nie trwał od długo. Po
chwili znowu się ode mnie odsunął. - Boisz się mnie? - spytałem cicho.
- Nie
boję – szepnąłem. – Przepraszam, że się tak odsuwam.. Nie wiem dlaczego.. Taki
odruch, przepraszam – wymamrotałem, spuszczając głowę. Nie bałem się go. Ufałem
mu najbardziej na świecie.
- Rozumiem - mruknąłem cicho. Wiedziałem, że jakiś tam
strach odczuwał, ale nic nie mówiłem.
Nie objął mnie... Dlaczego? Przecież to nie
była moja wina, że mi się to śniło... Że on mnie zgwałcił. Nie chciałem tego.
- Chodź do mnie - mruknąłem, wyciągając ręce do niego.
Nie chciałem, by się bał. Cholera! A już było dobrze! Teraz znowu będę się bał
go dotknąć.
Przysunąłem
się do niego i usiadłem mu na kolanach, wtulając się w niego mocno.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
Bałem się, że znowu będę musiał go do siebie przekonywać.
Jednak to nie była jego wina, więc nie mogłem mieć do niego pretensji.
-
Kocham Cię – szepnąłem mu do ucha. Nie chciałem by zachowywał się w stosunku do
mnie nie wiadomo jak. Chciałem by było normalnie.
- Ja Ciebie też, aniołku - uśmiechnąłem się. Przytuliłem
go mocno, kładąc podbródek na jego głowie.
- Co
chciałbyś robić? – spytałem, wtulając się w niego. Przy nim czułem się tak
bezpiecznie... Jakby to wszystko, co mnie przeraża i czego się boję, nagle
zniknęło.
- Um... Obojętnie. A mój skarbek na co ma ochotę? -
spytałem, uśmiechając się do niego. Cieszyłem się, że już poprawił mu się
humor.
- Ja?
Nie wiem – mruknąłem. W zasadzie to było mi to obojętnie. Ważne było to, że
będę z nim.
- No to nie wiem - zaśmiałem się, głaskając go po głowie.
No bo co mielibyśmy robić? Filmu jakoś nie chciało mi się oglądać.
Zaśmiałem
się. Wtuliłem twarz w jego szyję. Po chwili polizałem ją i zrobiłem mu malinkę.
Uwielbiałem to.
Wywróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem. Lubiłem to
uczucie. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Mam
mleczko... Chcesz? – zaśmiałem się i pocałowałem go w szyję. Odsunąłem się od
niego, patrząc na jego twarz.
- Cem - powiedziałem. Wiedziałem, że mówił o
czekoladowym, ale na to też miałem ochotę. Jak byłem dzieckiem, piłem je
nałogowo.
- To
zaraz wrócę – wywróciłem oczami i wstałem z łóżka. Skierowałem się do kuchni.
Wziąłem z lodówki dwa kartoniki, a mama oczywiście wcisnęła nam po dwa kawałki
ciasta czekoladowego. Wróciłem do pokoju.
Gdy zobaczyłem, że niesie ciasto, oczy mi się zaświeciły.
- Jedzenie - powiedziałem rozmarzonym głosem. Dopiero teraz odczułem głód.
-
Jesteś głodny? Pójść zrobić Ci coś do jedzenia? – spytałem. Nie chciałem by
chodził głodny. W końcu to nie problem zrobić kanapki czy coś.
- Nie, nie, zadowolę się ciachem - powiedziałem, biorąc
od niego talerzyk. Nie przyznam mu się, że nic dzisiaj nie jadłem, bo by mnie
przechrzcił.
Zmrużyłem
oczy i zabrałem mu talerzyk. Jeszcze bardziej je zmrużyłem, gdy zaburczało mu w
brzuchu.
- Nie
jesteś głodny co?
- Oj no może troszkę - mruknąłem. Po chwili zaburczało mi
głośniej. - Zamknij się, głupi brzuchu - burknąłem.
- Co
dzisiaj jadłeś? – spytałem. Odłożyłem talerzyki na biurko i skrzyżowałem ręce
na klatce piersiowej. Pewnie nic nie zjadł i będzie mi wmawiał, że jadł.
Chciałem wcisnąć mu jakiś kit, ale ten jego wzrok...
- Nic - mruknąłem, spuszczając głowę. Błagam, tylko nie
krzycz.
- To
teraz grzecznie wstaniesz, pójdziesz do kuchni, zrobimy kanapki i grzecznie
zjesz trzy, rozumiemy się? – spytałem, patrząc na niego. Niech tylko spróbuje
odmówić to mu je wcisnę.
- Ale... - chciałem zaprotestować, ale spasowałem. - No
dobrze - mruknąłem cicho, wstając z łóżka. Wiedziałem, że tak będzie.
-
Bardzo dobrze. Więc zapraszam do kuchni – uśmiechnąłem się. Czasami seme też
musi słuchać się swojego uke i nie ma zmiłuj się.
Boże, mam za chłopaka terrorystę. Poszliśmy do kuchni.
Tam zrobiliśmy kanapki, po czym usiedliśmy przy stole. Zjadłem dwie.
- Już nie mogę -
jęknąłem. Znowu miałem zamulony żołądek.
- Albo
zjesz tą jedną, ale zrobię Ci kolejne dwie. Wybieraj – uśmiechnąłem się słodko,
kończąc trzecią kanapkę. Wziąłem kubek do ręki i upiłem łyk.
- Ale mi niedobrze - mruknąłem, biorąc łyka herbaty.
Jeśli zjem choćby jednego gryza, to zwymiotuję.
-
Czyli wybierasz opcję numer dwa, tak? – ponownie się uśmiechnąłem i odłożyłem
kubek. Nie obchodziło mnie to.. Musiał zacząć się odżywiać normalnie.
- Baekie, naprawdę mi niedobrze - mruknąłem cicho. Nie
zjem już nic. Dlaczego on nie rozumiał?
-
Martwię się o Ciebie, jasne? To będzie teraz tak wyglądać? Ty nie będziesz
jeść, a ja będę w Ciebie wmuszał jedzenie wieczorami? Musisz jeść regularnie,
nie chcę Cię stracić przez to – wymamrotałem i spuściłem wzrok.
- Dobrze, rozumiem, ale po prostu nie miałem kiedy
dzisiaj zjeść... - szepnąłem. - Wiem, że muszę jeść. Wiem, że schudłem, ale to
nie moja wina, że byłem tak zabiegany, że nie miałem kiedy.
Nic
już nie powiedziałem... Skoro nie chciał jeść to nie będę go zmuszał. Szkoda
tylko, że nie rozumiał tego.. Takim zachowanie może popaść w anoreksję, a z
tego bardzo trudno się wychodzi.
No i znowu przeze mnie jest mu przykro. Powinienem się w
ogóle nie odzywać na te temat. Jesteś beznadziejny, Chanyeol. Spuściłem głowę.
Było mi smutno.
Po
chwili wstałem i wziąłem talerz. Kanapkę przełożyłem na mniejszy, a resztę
włożyłem do zmywarki. Dopiłem herbatę i kubek również tam wylądował.
Nic nie mówiłem. Siedziałem ze spuszczoną głową, bawiąc
się rękawem bluzy. Przeze mnie jest smutny, przeze mnie się zamartwia...
Sprawiam mu same problemy.
Gdy
skończyłem podszedłem do chłopaka i usiadłem mu na kolanach. Złapałem jego
podbródek, unosząc jego głowę do góry. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w
usta.
Zamknąłem oczy, odwzajemniając pocałunek. Objąłem go w
pasie, żeby nie spadł i jednocześnie przyciągnąłem go bliżej siebie.
Tym
razem to ja pogłębiłem pocałunek i przysunąłem się bliżej niego. Przejechałem
palcami po jego skroni oraz policzku, po czym wplotłem palce w jego włosy.
Zamruczałem, oddając pocałunek. Podobało mi się to, że
dominował. To było takie nowe uczucie.
Odsunąłem
się od niego gdy usłyszałem chrząknięcie. Zarumieniłem się i wtuliłem twarz w
jego szyję. Dlaczego moja mama musi wchodzić w takich momentach?
Czułem, jak moje policzki zaczynają palić. Chyba pierwszy
raz się zarumieniłem. Zacząłem się bawić koszulką na jego plecach. To było
naprawdę krępujące.
Usłyszałem
śmiech mojej mamy, na co wtuliłem się w chłopaka jeszcze mocniej.
- Nie
zawstydzaj mnie! – burknąłem. Tylko ona potrafiła przerywać ludziom w takich
momentach.
- Oj synku, przecież to nic złego - zaśmiała się,
wyciągając z szafek cztery filiżanki. - Tylko proszę, powstrzymajcie się przez
jakiś czas, bo ciocia zaraz przyjedzie, synku - powiedziała, nasypując do nich
kawy.
-
Tylko nie mów, że razem z nią i to na parę dni – jęknąłem, kładąc policzek na
jego ramieniu. Spojrzałem na kobietę. Niech powie, że to nie ona!
- Tak, dokładnie, kochanie - mruknęła, nalewając wody do
czajnika. Podniosłem rękę i zacząłem głaskać go po głowie.
- To
ja się wyprowadzam. Znowu będą pierdolić o tym, że mam wziąć z nią ślub? To ja
podziękuję – burknąłem. Nienawidziłem tej kobiety. Ubzdurała coś sobie i nie
chce odpuścić.
- O nie, nigdzie nie idziesz - powiedziała stanowczo.
Jaki znowu ślub?! On należy do mnie. Pocałowałem go w szyję, delikatnie robiąc
mu kolejną malinkę. Nie oddam go!
-
Pójdę. Nie zniosę tego więcej – mruknąłem. Westchnąłem, gdy poczułem jego usta
na szyi. Czyżby był zazdrosny i mnie oznaczał? Uśmiechnąłem się.
- Nie pójdziesz i nawet nie dyskutuj. Chcesz, żeby mnie i
ojcu było przykro? - powiedziała smutno. Spojrzałem na chłopaka spojrzeniem
mówiącym „zostań”.
Zmrużyłem
oczy, ale nic więcej nie powiedziałem. Jak zwykle nikt tego nie rozumiał.
Westchnąłem i wtuliłem twarz w jego szyję.
- Chodź do pokoju - mruknąłem mu do ucha. Sam chciałbym
uniknąć spotkania pierwszego stopnia z jego ciocią. Wewnątrz czułem, że mnie
nie polubi i będzie chciała usunąć z drogi, bo będę jej przeszkadzał i niszczył
plany.
-
Zaniesiesz mnie? – zaśmiałem się cicho. Jeszcze on dzisiaj musi iść, czyli
zostanę sam z nimi... Dlaczego ja?!
Zaśmiałem się, wywracając oczami. Wziąłem go na ręce,
wstając. Poszedłem do jego pokoju. Położyłem go na łóżku, zawisając nad nim.
Pocałowałem go w usta.
- Jaki, kurde, ślub?
Zarzuciłem
mu ręce na kark i uśmiechnąłem się.
-
Ślub? Bo moja „ciocia” przyjedzie ze swoją córką, która jest we mnie
zakochana.. I ona ubzdurała sobie, że skoro nie jesteśmy rodziną to weźmiemy
ślub – skrzywiłem się.
Westchnąłem. Położyłem się na nim, przytulając się do
niego.
- Nie oddam Cię nikomu - mruknąłem, zamykając oczy. Nie
pozwolę by mi go odebrała.
-
Jestem tylko Twój – wyszeptałem mu do ucha, przytulając go mocniej. Ona chyba
dostanie zawału jak zobaczy mnie i Yeol’ a razem. Ale co mnie to obchodzi?
- Coś mi się wydaje, że mnie dzisiaj nie puścisz, co? -
zaśmiałem się, wtulając głowę w jego tors. Uwielbiałem się do niego przytulać.
To mnie uspokajało.
- Nie,
nie puszczę... Nie chce tu z nimi zostać sam na sam.. Ona myśli, że jest
najpiękniejsza i że ją kocham – burknąłem, krzywiąc się.
- Hm... To trzeba to zmienić - uśmiechnąłem się wrednie.
Już ja jej, kurwa, pokażę! - Zostanę z Tobą - szepnąłem, bardziej się w niego
wtulając. Nie chciałem się od niego odsuwać. Był taki cieplutki.
-
Mmm.. Coś planujesz? – bardziej stwierdziłem niż spytałem. Przecież to
oczywiste, że będzie chciał jej pokazać, że należę tylko do niego. – Mój
zazdrosny kotek...
- Ja? Ależ skąd! - powiedziałem niewinnie, uśmiechając
się. Zamruczałem, gdy poczułem jego dłoń we włosach. - Mhm... Twój kotek...
-
Kocham Cię – wymruczałem mu do ucha, całując go w nie. Westchnąłem, gdy
usłyszałem otwieranie drzwi wejściowych i podniesione głosy. Piekło się
zaczyna...
No i przyjechała. Przytuliłem się do niego jeszcze
mocniej, wręcz rozpaczliwie. Niech ta kurwa spróbuje go tylko dotknąć, a ją
rozszarpię.
-
Ała... Boli. Kotku nie tak mocno, bo mnie połamiesz – powiedziałem cicho. Oby
nie poruszył żeber, bo ostatnio były znowu słabe i przy każdym, nawet
najmniejszym, uderzeniu cholernie bolały.
- Przepraszam - mruknąłem cicho, poluźniając uścisk.
Słyszałem, czyjeś kroki, a po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem, a w nich
stanęła jakaś dziewczyna.
- Baekie! - krzyknęła, podbiegając do niego. Zrzuciła
mnie z niego, przytulając się do chłopaka. Ja wylądowałem na podłodze. Baekie?!
Tylko ja tak do niego mówię!
-
Kurwa, złaź! – warknąłem. – Połamiesz mnie, wariatko – powiedziałem i wyplątałem
się z jej rąk. Podszedłem do chłopaka i kucnąłem obok. – Wszystko w porządku,
kochanie? – spytałem cicho, głaskając go po policzku.
- Ała... - jęknąłem, trzymając się za głowę, którą
uderzyłem o podłogę. Bolało jak cholera. - Boli... - jęknąłem rozpaczliwie.
-
Zaraz przestanie – szepnąłem i pocałowałem go w czoło. Co za wariatka... Ugh!
Dlaczego ona, do cholery?!
- Baekie! Co to ma znaczyć?! Kto to jest?! - krzyknęła.
Już jej nienawidziłem. Powinna dostać w mordę za to, że go przytuliła. Mam
zasadę, że nie biję dziewczyn, ale dla niej zrobiłbym wyjątek.
- Nie
mów tak do mnie – warknąłem. – Kto? Mój chłopak i nic Ci do tego –
powiedziałem. Uśmiechnąłem się do niego i pogłaskałem go po włosach. – Moje
biedactwo...
- Jak to chłopak?! - oburzyła się. W jej oczach widziałem
łzy. Po chwili wybiegła z pokoju z płaczem. Wtuliłem się w chłopaka.
-
Bardzo boli? – spytałem, obejmując go ramionami. Nie chciałem by ktokolwiek
inny niż on mnie dotykał. Znowu w mojej głowie pojawiły się tamte wydarzenia.
Zacisnąłem zęby.
- Nie - mruknąłem cicho. - Zabiję ją, no zabiję -
burknąłem. Miałem ochotę wyrwać jej te kudły, złapać za szmaty i wyrzucić przez
okno.
Zamknąłem
oczy i wtuliłem się w niego mocniej. Błagam, wyjdź z mojej głowy... Dlaczego
ona w ogóle mnie dotykała?!
- Co jest, skarbie? - spytałem, czując, że się spiął.
Spojrzałem na jego twarz. Był niespokojny.
- Nie
chcę żeby ktoś inny niż ty mnie dotykał – wyszeptałem, wtulając się w jego
tors. Miałem nadzieję, że zaraz przejdzie...
- No już, kochanie... Cichutko. Jeśli jeszcze raz Cię
dotknie, to jej połamię te rączki i wyrwę kudły - powiedziałem, przytulając go
mocno. Spojrzałem na niego. Przysunąłem się bliżej, po czym musnąłem jego usta
Uśmiechnąłem
się i oddałem pocałunek, zarzucając mu ręce na kark. Wpakowałem mu się na
kolana.
Po chwili pogłębiłem pocałunek. Czułem, jak się uspokaja.
Cieszyłem się, że tak było. Jednak po chwili usłyszałem, jak ktoś wchodzi do
pokoju.
-
Boże, kochanie! Co to ma znaczyć?! A ślub? A moja córunia?! – usłyszałem krzyk
kobiety. Odsunąłem się od ust chłopaka i spojrzałem na nią.
Spojrzałem na kobietę, mrużąc oczy.
- O czym pani mówi? - spytałem na razie spokojnie. Ja
jej, kurwa, dam ślub! On jest mój!
- Moja
córunia skończy osiemnaście lat i urządzimy huczne wesele – uśmiechnęła się
rozmarzona. Skrzywiłem się i wtuliłem w Yeol’ a. Niech ona stąd wyjdzie...
- Coś mi się wydaje, że pani marzenia się nie spełnią -
wstałem z chłopakiem na rękach, sadzając go na łóżku. Podszedłem do kobiety. -
Chanyeol, chłopak Baekhyun' a - podałem jej rękę, uśmiechając się. Chciałem jej
zrobić na złość.
Zaśmiałem
się i opadłem na plecy. Jej mina jest bezcenna... Nie mogłem się opanować.
Czyli o to mu chodziło? Nie, pewnie planował coś innego.
- Nie no, jeżeli pani chce nam urządzić wesele, to ja nie
mam nic przeciwko - uśmiechnąłem się wrednie. Jej mina mnie rozwaliła.
Podszedłem do chłopaka, klękając przez nim. Wyjąłem z kieszeni wisiorek. Akurat
tak się złożyło, że dzisiaj minęły nam dwa miesiące. - Kochanie, wyjdziesz za
mnie?
- Ale
ja chcę pierścionek – wyjąkałem przez śmiech. Złapałem się za brzuch. – Ależ
oczywiście! Zawsze o tym marzyłem! – krzyknąłem i rzuciłem mu się na szyję,
przytulając. Wciąż się śmiałem.
- Dobrze, kupię Ci pierścionek - zaśmiałem się,
przytulając go mocno. Po chwili pocałowałem go czule. Już widziałem minę jego
ciotki.
Oddałem
pocałunek, wplatając palce w jego włosy. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
Uśmiechnąłem się i przymknąłem oczy.
Pogłębiłem pocałunek. Cieszyłem się, że udało mi się ją
wkurzyć. Po chwili odsunąłem się, zakładając mu wisiorek na szyję.
- I dwa miesiące za nami, skarbie.
-
Szybko minęło. Nawet tego nie zauważyłem – uśmiechnąłem się. Podniosłem rękę,
głaskając jego policzek. – Dziękuję, że jesteś.
- Kocham Cię, aniołku - powiedziałem, po czym pocałowałem
go w nos. - Podoba Ci się? - spytałem, spoglądając na srebrny łańcuszek z
zawieszonym serduszkiem z cyrkonii.
- Ja
Ciebie też kocham. Podoba – uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego. Westchnąłem
cicho. Zaraz trzeba będzie tam zejść...
- Cieszę się - powiedziałem z uśmiechem, przytulając go
mocniej.
- Synku, Chanyeol, chodźcie na ciasto! - krzyknęła jego mama. Miałem nadzieję, że nie znienawidzi mnie za to, co zrobiłem. No ale należało jej się.
- Synku, Chanyeol, chodźcie na ciasto! - krzyknęła jego mama. Miałem nadzieję, że nie znienawidzi mnie za to, co zrobiłem. No ale należało jej się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz