piątek, 6 stycznia 2017

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 19

Brawo dla mnie, rozdział na czas!


Czerwony - Chanyeol
Zielony - Baekhyun

- Tak się cieszę - uśmiechnąłem się szeroko. Przytuliłem go mocniej. - Kocham Cię - powiedziałem, całując go w głowę.

- Ja Ciebie też kocham – uśmiechnąłem się. Podniosłem głowę i musnąłem jego usta swoimi. Znowu wtuliłem twarz w jego tors.

Zaśmiałem się, widząc jego czerwone policzki. - Jesteś taki uroczy - szepnąłem mu do ucha.

- Wiem, dziękuję – zaśmiałem się, ponownie patrząc na jego twarz. – Właśnie za to mnie kochasz – wywróciłem oczami.

- Oczywiście - powiedziałem z uśmiechem. - Skarbie, ja jutro mam pierwszą próbę, więc nie wiem, czy się zobaczymy - szepnąłem smutno.

- Rozumiem – mruknąłem. – Ja jutro muszę nadrobić te dwa tygodnie w szkole... Na jakieś studia muszę iść, więc maturę muszę zdać – skrzywiłem się. No bo co zrobię bez matury?

- Czyli jednak przystępujesz do matury? - spytałem. Cieszyłem się, że się zdecydował na to. W końcu bez matury nie ma się nic.

- Muszę. Co niby zrobię bez niej? – wywróciłem oczami. – Gorszą sprawą jest to, że nie wiem gdzie pójdę potem – zaśmiałem się.

- Coś wymyślisz - mruknąłem. Ja w sumie miałem już zapewnioną przyszłość w SM.

- No jasne. Wszystko na mojej głowie – burknąłem, ponownie się w niego wtulając. To trochę głupio zabrzmiało...

Nic nie powiedziałem. Miałem nadzieję, że znajdę dla niego czas. Bałem się, że będę miał nawał roboty i będziemy się rzadko widywać.

Podniosłem rękę i przetarłem oczy. Cholernie mnie piekły. No przecież spałem normalnie całą noc, do cholery!

Przez resztę dnia nie robiliśmy nic ciekawego. Oglądaliśmy telewizję, jedliśmy słodycze. Potem poszliśmy spać. Następnego dnia wstałem z samego rana. Baekie jeszcze spał, więc zrobiłem mu śniadanie i zostawiłem na stoliczku obok łóżka. Potem ogarnąłem się i poszedłem do wytwórni.

Gdy się obudziłem chłopaka już nie było. Zrobiło mi się trochę smutno, bo mnie nie obudził i nie pożegnał się. Westchnąłem. Wziąłem śniadanie, powoli jedząc.

Mieliśmy próbę przez parę godzin. W przerwie wziąłem telefon i zadzwoniłem do ukochanego. Było mi trochę głupio, że się nie pożegnałem, ale spał tak słodko, że nie chciałem go budzić.

Akurat wchodziłem do mojego mieszkania, gdy zadzwonił mi telefon. To Yeol. Westchnąłem i odebrałem.
- Słucham? – mruknąłem, otwierając drzwi. Było to trudne, bo w jednej ręce miałem telefon, a w drugiej zakupy.

- Cześć, kochanie - przywitałem się, siadając zmęczony pod ścianą. Oddychałem szybciej. Nauka tego układu była strasznie męcząca.
                                            
- Hej, kocie. Coś taki zmachany? – spytałem. – Kurwa! – warknąłem, gdy uderzyłem się biodrem o szafkę. Jebany zakupy!

- Co się stało? - spytałem, słysząc siarczyste przekleństwo w słuchawce. - Uderzyłeś się? - zadałem drugie pytanie.

- Tak.. Przez te zakupy nie zauważyłem szafki – burknąłem, idąc do kuchni. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – zaśmiałem się. Położyłem zakupy na stole i wyciągnąłem mleko czekoladowe w kartoniku. Uwielbiałem je.

- A no bo uczymy się układu. Masakra jakaś... Od czterech godzin mam pierwszą przerwę - mruknąłem, nadal oddychając szybko. Wziąłem bidon, biorąc kilka łyków wody.

- Moje biedactwo. Zamęczysz się tam – szepnąłem. Wbiłem rurkę w kartonik i upiłem łyk. Zamruczałem. – Mniam.

- Co mniam? - spytałem. Czy on jadł coś dobrego? Ja też cem! Dzisiaj jeszcze nic nie jadłem i pewnie nie zjem.

- Mam mleko czekoladowe – zaśmiałem się. – Cały zapas – dodałem ciszej. To nie była moja wina, że je uwielbiałem!

- Ja też cem! - powiedziałem, jak małe dziecko. Teraz narobił mi smaka na mleko czekoladowe. Ale musiałem się zadowolić jedynie wodą.

- To chodź, kocie, to Ci dam – zaśmiałem się. Zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale cicho. Upiłem kolejny łyk i zamruczałem.

- A co mi dasz? - spytałem perwersyjnie. Pewnie mi się za to dostanie. Um, w sumie napiłbym się mleczka. Boże, Chanyeol, o czym Ty myślisz? Z każdym dniem jest z tobą coraz gorzej.

- Mm... Co tylko chcesz – zaśmiałem się. Po chwili wstałem i zacząłem wypakowywać zakupy. Musiałem się czymś zająć.

- Co tylko zechcę? - wymruczałem do słuchawki. - Mleczka bym chciał - zaśmiałem się. Wyobrażałem sobie teraz, jak się czerwieni.

- Mleczka? A na jakie mleczko mój kotek ma ochotę? – mruknąłem, rumieniąc się. Ponownie wziąłem kartonik, pijąc czekoladowe mleko.

- Takieee dooobree - rozmarzyłem się. Robię się coraz bardziej zboczony. - Mam wielką ochotę na Twoje mleczko - zaśmiałem się. Już widziałem, jaki był czerwony.

- Mrrr... To jak przyjdziesz to dostaniesz – uśmiechnąłem się. Z kim ja się związałem? Sami zboczeńce.

- Już się nie mogę doczekać, skarbie - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. - Dobra, kochanie, przerwa mi się kończy. Zadzwonię, jak będę wracał do domu.

- Buuuuu! – burknąłem smutny. To teraz będzie mieć dla mnie jeszcze mniej czasu... Westchnąłem i wyrzuciłem pusty kartonik.

- Nie smuć się... Postaram się zadzwonić za godzinkę, dobrze? Ale nie obiecuję - mruknąłem. Nie chciałem kończyć rozmowy.

- Dobrze, pa – szepnąłem. No tak, mogłem się tego spodziewać. W końcu on spełnia swoje marzenia, a ja siedzę na dupie.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo się rozłączył. Czyżby się obraził? Westchnąłem, odkładając telefon. Zrobiło mi się trochę smutno. Powróciłem na parkiet, po czym zacząłem tańczyć.

Rozpakowałem to do końca i biorąc kolejne mleko poszedłem do mojego pokoju. Usiadłem przy biurku, wyciągając zeszyty. Tak bardzo chciało mi się to robić...

Dzwoniłem do niego po godzinie, ale nie odebrał. Chyba naprawdę się obraził. Po próbie wróciłem do domu. Od razu poszedłem się wykąpać.

Obudził mnie dzwonek, ale nie zdążyłem odebrać. Wziąłem telefon. Dzwonił Yeol. Od razu wybrałem jego numer i zadzwoniłem.

Wlazłem do kabiny, puszczając ciepłą wodę. Gdy wyszedłem, od razu usłyszałem mój telefon. Podbiegłem, do niego, odbierając.
- Halo?

- Przepraszam. Było mi słabo i się położyłem. Nie słyszałem telefonu – powiedziałem, podnosząc się do siadu. Przetarłem oczy.

- Dobrze, kochanie, rozumiem - mruknąłem, wycierając włosy ręcznikiem. - Ale już lepiej? - spytałem.

- Mh, można powiedzieć, że lepiej – powiedziałem. Spuściłem nogi z łóżka i spojrzałem przed siebie.

- Czyli nie ma szansy, że się dzisiaj zobaczymy? - spytałem cicho. Dzisiaj skończyłem szybciej, więc chciałem go jeszcze zobaczyć. Jutro była szkoła, a potem miałem próbę, więc pewnie wrócę do domu wieczorem.

- Jeśli przyjdziesz to się zobaczymy – uśmiechnąłem się. Po chwili wstałem i usiadłem przy biurku.

- Um... To za godzinkę jestem - powiedziałem, uśmiechając się do lustra. - To do zobaczenia - mruknąłem.

- Do zobaczenia – pożegnałem się i rozłączyłem. Ponownie położyłem się do łóżka, wtulając w poduszkę.. Chwilkę się mogę zdrzemnąć.

Doprowadziłem się do stanu używalności, po czym ubrałem buty. Wziąłem telefon i portfel, wychodząc z domu. Zamknąłem drzwi, kierując się do domu chłopaka.

Śniło mi się to, jak on pierwszy raz przyszedł do mnie w nocy i mnie zgwałcił... Gdy błagałem go o to, żeby tego nie robił. Nie mogłem się obudzić.

Jego mama mnie wpuściła. Poszedłem do jego pokoju. Zapukałem, wchodząc do środka. Spojrzałem na niego. Kręcił się niespokojnie. Podbiegłem do niego, próbując go obudzić. Gdy otworzył oczy, chciałem go przytulić, ale mnie odepchnął. O co chodziło?

 Spojrzałem na chłopaka zaszklonymi oczami. Kiedy on tu przyszedł? Dlaczego go odepchnąłem? Po chwili wtuliłem się w niego mocno, a łzy popłynęły po moich policzkach.

- Ej, co się dzieje? - spytałem cicho. Było mi cholernie przykro, że mnie odepchnął. Właściwie dlaczego to zrobił?

- Bo mi się śniło, że... – szepnąłem, wtulając się w niego rozpaczliwie. Nie mogłem powstrzymać łez.

- Cii... Nic już nie mów - domyśliłem się, że chodziło o gwałt. Przytuliłem go mocno, całując w głowę.

Wtuliłem się w niego, pociągając nosem. Minęło chyba pół godziny zanim się uspokoiłem. Ale to był naprawdę cios. Nie wiedziałem jak dam sobie teraz radę...

- Cichutko, skarbie - mruknąłem. Zacząłem gładzić dłonią jego plecy. Wzdrygnął się, odsuwając ode mnie. Co zrobiłem? Czyżby znowu się mnie bał?

Odsunąłem się od niego i spojrzałem na jego twarz. Przysunąłem się bliżej, nieśmiało muskając jego usta własnymi.

Odwzajemniłem pocałunek, jednak nie trwał od długo. Po chwili znowu się ode mnie odsunął. - Boisz się mnie? - spytałem cicho.

- Nie boję – szepnąłem. – Przepraszam, że się tak odsuwam.. Nie wiem dlaczego.. Taki odruch, przepraszam – wymamrotałem, spuszczając głowę. Nie bałem się go. Ufałem mu najbardziej na świecie.

- Rozumiem - mruknąłem cicho. Wiedziałem, że jakiś tam strach odczuwał, ale nic nie mówiłem.

 Nie objął mnie... Dlaczego? Przecież to nie była moja wina, że mi się to śniło... Że on mnie zgwałcił. Nie chciałem tego.

- Chodź do mnie - mruknąłem, wyciągając ręce do niego. Nie chciałem, by się bał. Cholera! A już było dobrze! Teraz znowu będę się bał go dotknąć.

Przysunąłem się do niego i usiadłem mu na kolanach, wtulając się w niego mocno. Uśmiechnąłem się delikatnie.

Bałem się, że znowu będę musiał go do siebie przekonywać. Jednak to nie była jego wina, więc nie mogłem mieć do niego pretensji.

- Kocham Cię – szepnąłem mu do ucha. Nie chciałem by zachowywał się w stosunku do mnie nie wiadomo jak. Chciałem by było normalnie.

- Ja Ciebie też, aniołku - uśmiechnąłem się. Przytuliłem go mocno, kładąc podbródek na jego głowie.

- Co chciałbyś robić? – spytałem, wtulając się w niego. Przy nim czułem się tak bezpiecznie... Jakby to wszystko, co mnie przeraża i czego się boję, nagle zniknęło.

- Um... Obojętnie. A mój skarbek na co ma ochotę? - spytałem, uśmiechając się do niego. Cieszyłem się, że już poprawił mu się humor.

- Ja? Nie wiem – mruknąłem. W zasadzie to było mi to obojętnie. Ważne było to, że będę z nim.

- No to nie wiem - zaśmiałem się, głaskając go po głowie. No bo co mielibyśmy robić? Filmu jakoś nie chciało mi się oglądać.

Zaśmiałem się. Wtuliłem twarz w jego szyję. Po chwili polizałem ją i zrobiłem mu malinkę. Uwielbiałem to.

Wywróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem. Lubiłem to uczucie. Po moim ciele przeszedł dreszcz.

- Mam mleczko... Chcesz? – zaśmiałem się i pocałowałem go w szyję. Odsunąłem się od niego, patrząc na jego twarz.

- Cem - powiedziałem. Wiedziałem, że mówił o czekoladowym, ale na to też miałem ochotę. Jak byłem dzieckiem, piłem je nałogowo.

- To zaraz wrócę – wywróciłem oczami i wstałem z łóżka. Skierowałem się do kuchni. Wziąłem z lodówki dwa kartoniki, a mama oczywiście wcisnęła nam po dwa kawałki ciasta czekoladowego. Wróciłem do pokoju.

Gdy zobaczyłem, że niesie ciasto, oczy mi się zaświeciły. - Jedzenie - powiedziałem rozmarzonym głosem. Dopiero teraz odczułem głód.

- Jesteś głodny? Pójść zrobić Ci coś do jedzenia? – spytałem. Nie chciałem by chodził głodny. W końcu to nie problem zrobić kanapki czy coś.

- Nie, nie, zadowolę się ciachem - powiedziałem, biorąc od niego talerzyk. Nie przyznam mu się, że nic dzisiaj nie jadłem, bo by mnie przechrzcił.

Zmrużyłem oczy i zabrałem mu talerzyk. Jeszcze bardziej je zmrużyłem, gdy zaburczało mu w brzuchu.
- Nie jesteś głodny co?

- Oj no może troszkę - mruknąłem. Po chwili zaburczało mi głośniej. - Zamknij się, głupi brzuchu - burknąłem.

- Co dzisiaj jadłeś? – spytałem. Odłożyłem talerzyki na biurko i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Pewnie nic nie zjadł i będzie mi wmawiał, że jadł.

Chciałem wcisnąć mu jakiś kit, ale ten jego wzrok...
- Nic - mruknąłem, spuszczając głowę. Błagam, tylko nie krzycz.

- To teraz grzecznie wstaniesz, pójdziesz do kuchni, zrobimy kanapki i grzecznie zjesz trzy, rozumiemy się? – spytałem, patrząc na niego. Niech tylko spróbuje odmówić to mu je wcisnę.

- Ale... - chciałem zaprotestować, ale spasowałem. - No dobrze - mruknąłem cicho, wstając z łóżka. Wiedziałem, że tak będzie.

- Bardzo dobrze. Więc zapraszam do kuchni – uśmiechnąłem się. Czasami seme też musi słuchać się swojego uke i nie ma zmiłuj się.

Boże, mam za chłopaka terrorystę. Poszliśmy do kuchni. Tam zrobiliśmy kanapki, po czym usiedliśmy przy stole. Zjadłem dwie.
 - Już nie mogę - jęknąłem. Znowu miałem zamulony żołądek.

- Albo zjesz tą jedną, ale zrobię Ci kolejne dwie. Wybieraj – uśmiechnąłem się słodko, kończąc trzecią kanapkę. Wziąłem kubek do ręki i upiłem łyk.

- Ale mi niedobrze - mruknąłem, biorąc łyka herbaty. Jeśli zjem choćby jednego gryza, to zwymiotuję.

- Czyli wybierasz opcję numer dwa, tak? – ponownie się uśmiechnąłem i odłożyłem kubek. Nie obchodziło mnie to.. Musiał zacząć się odżywiać normalnie.

- Baekie, naprawdę mi niedobrze - mruknąłem cicho. Nie zjem już nic. Dlaczego on nie rozumiał?

- Martwię się o Ciebie, jasne? To będzie teraz tak wyglądać? Ty nie będziesz jeść, a ja będę w Ciebie wmuszał jedzenie wieczorami? Musisz jeść regularnie, nie chcę Cię stracić przez to – wymamrotałem i spuściłem wzrok.

- Dobrze, rozumiem, ale po prostu nie miałem kiedy dzisiaj zjeść... - szepnąłem. - Wiem, że muszę jeść. Wiem, że schudłem, ale to nie moja wina, że byłem tak zabiegany, że nie miałem kiedy.

Nic już nie powiedziałem... Skoro nie chciał jeść to nie będę go zmuszał. Szkoda tylko, że nie rozumiał tego.. Takim zachowanie może popaść w anoreksję, a z tego bardzo trudno się wychodzi.

No i znowu przeze mnie jest mu przykro. Powinienem się w ogóle nie odzywać na te temat. Jesteś beznadziejny, Chanyeol. Spuściłem głowę. Było mi smutno.

Po chwili wstałem i wziąłem talerz. Kanapkę przełożyłem na mniejszy, a resztę włożyłem do zmywarki. Dopiłem herbatę i kubek również tam wylądował.

Nic nie mówiłem. Siedziałem ze spuszczoną głową, bawiąc się rękawem bluzy. Przeze mnie jest smutny, przeze mnie się zamartwia... Sprawiam mu same problemy.

Gdy skończyłem podszedłem do chłopaka i usiadłem mu na kolanach. Złapałem jego podbródek, unosząc jego głowę do góry. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w usta.

Zamknąłem oczy, odwzajemniając pocałunek. Objąłem go w pasie, żeby nie spadł i jednocześnie przyciągnąłem go bliżej siebie.

Tym razem to ja pogłębiłem pocałunek i przysunąłem się bliżej niego. Przejechałem palcami po jego skroni oraz policzku, po czym wplotłem palce w jego włosy.

Zamruczałem, oddając pocałunek. Podobało mi się to, że dominował. To było takie nowe uczucie.

Odsunąłem się od niego gdy usłyszałem chrząknięcie. Zarumieniłem się i wtuliłem twarz w jego szyję. Dlaczego moja mama musi wchodzić w takich momentach?

Czułem, jak moje policzki zaczynają palić. Chyba pierwszy raz się zarumieniłem. Zacząłem się bawić koszulką na jego plecach. To było naprawdę krępujące.

Usłyszałem śmiech mojej mamy, na co wtuliłem się w chłopaka jeszcze mocniej.
- Nie zawstydzaj mnie! – burknąłem. Tylko ona potrafiła przerywać ludziom w takich momentach.

- Oj synku, przecież to nic złego - zaśmiała się, wyciągając z szafek cztery filiżanki. - Tylko proszę, powstrzymajcie się przez jakiś czas, bo ciocia zaraz przyjedzie, synku - powiedziała, nasypując do nich kawy.

- Tylko nie mów, że razem z nią i to na parę dni – jęknąłem, kładąc policzek na jego ramieniu. Spojrzałem na kobietę. Niech powie, że to nie ona!

- Tak, dokładnie, kochanie - mruknęła, nalewając wody do czajnika. Podniosłem rękę i zacząłem głaskać go po głowie.

- To ja się wyprowadzam. Znowu będą pierdolić o tym, że mam wziąć z nią ślub? To ja podziękuję – burknąłem. Nienawidziłem tej kobiety. Ubzdurała coś sobie i nie chce odpuścić.

- O nie, nigdzie nie idziesz - powiedziała stanowczo. Jaki znowu ślub?! On należy do mnie. Pocałowałem go w szyję, delikatnie robiąc mu kolejną malinkę. Nie oddam go!

- Pójdę. Nie zniosę tego więcej – mruknąłem. Westchnąłem, gdy poczułem jego usta na szyi. Czyżby był zazdrosny i mnie oznaczał? Uśmiechnąłem się.

- Nie pójdziesz i nawet nie dyskutuj. Chcesz, żeby mnie i ojcu było przykro? - powiedziała smutno. Spojrzałem na chłopaka spojrzeniem mówiącym „zostań”.

Zmrużyłem oczy, ale nic więcej nie powiedziałem. Jak zwykle nikt tego nie rozumiał. Westchnąłem i wtuliłem twarz w jego szyję.

- Chodź do pokoju - mruknąłem mu do ucha. Sam chciałbym uniknąć spotkania pierwszego stopnia z jego ciocią. Wewnątrz czułem, że mnie nie polubi i będzie chciała usunąć z drogi, bo będę jej przeszkadzał i niszczył plany.

- Zaniesiesz mnie? – zaśmiałem się cicho. Jeszcze on dzisiaj musi iść, czyli zostanę sam z nimi... Dlaczego ja?!

Zaśmiałem się, wywracając oczami. Wziąłem go na ręce, wstając. Poszedłem do jego pokoju. Położyłem go na łóżku, zawisając nad nim. Pocałowałem go w usta.
- Jaki, kurde, ślub?

Zarzuciłem mu ręce na kark i uśmiechnąłem się.
- Ślub? Bo moja „ciocia” przyjedzie ze swoją córką, która jest we mnie zakochana.. I ona ubzdurała sobie, że skoro nie jesteśmy rodziną to weźmiemy ślub – skrzywiłem się.

Westchnąłem. Położyłem się na nim, przytulając się do niego.
- Nie oddam Cię nikomu - mruknąłem, zamykając oczy. Nie pozwolę by mi go odebrała.

- Jestem tylko Twój – wyszeptałem mu do ucha, przytulając go mocniej. Ona chyba dostanie zawału jak zobaczy mnie i Yeol’ a razem. Ale co mnie to obchodzi?

- Coś mi się wydaje, że mnie dzisiaj nie puścisz, co? - zaśmiałem się, wtulając głowę w jego tors. Uwielbiałem się do niego przytulać. To mnie uspokajało.

- Nie, nie puszczę... Nie chce tu z nimi zostać sam na sam.. Ona myśli, że jest najpiękniejsza i że ją kocham – burknąłem, krzywiąc się.

- Hm... To trzeba to zmienić - uśmiechnąłem się wrednie. Już ja jej, kurwa, pokażę! - Zostanę z Tobą - szepnąłem, bardziej się w niego wtulając. Nie chciałem się od niego odsuwać. Był taki cieplutki.

- Mmm.. Coś planujesz? – bardziej stwierdziłem niż spytałem. Przecież to oczywiste, że będzie chciał jej pokazać, że należę tylko do niego. – Mój zazdrosny kotek...

- Ja? Ależ skąd! - powiedziałem niewinnie, uśmiechając się. Zamruczałem, gdy poczułem jego dłoń we włosach. - Mhm... Twój kotek...

- Kocham Cię – wymruczałem mu do ucha, całując go w nie. Westchnąłem, gdy usłyszałem otwieranie drzwi wejściowych i podniesione głosy. Piekło się zaczyna...

No i przyjechała. Przytuliłem się do niego jeszcze mocniej, wręcz rozpaczliwie. Niech ta kurwa spróbuje go tylko dotknąć, a ją rozszarpię.

- Ała... Boli. Kotku nie tak mocno, bo mnie połamiesz – powiedziałem cicho. Oby nie poruszył żeber, bo ostatnio były znowu słabe i przy każdym, nawet najmniejszym, uderzeniu cholernie bolały.

- Przepraszam - mruknąłem cicho, poluźniając uścisk. Słyszałem, czyjeś kroki, a po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem, a w nich stanęła jakaś dziewczyna.
- Baekie! - krzyknęła, podbiegając do niego. Zrzuciła mnie z niego, przytulając się do chłopaka. Ja wylądowałem na podłodze. Baekie?! Tylko ja tak do niego mówię!

- Kurwa, złaź! – warknąłem. – Połamiesz mnie, wariatko – powiedziałem i wyplątałem się z jej rąk. Podszedłem do chłopaka i kucnąłem obok. – Wszystko w porządku, kochanie? – spytałem cicho, głaskając go po policzku.

- Ała... - jęknąłem, trzymając się za głowę, którą uderzyłem o podłogę. Bolało jak cholera. - Boli... - jęknąłem rozpaczliwie.

- Zaraz przestanie – szepnąłem i pocałowałem go w czoło. Co za wariatka... Ugh! Dlaczego ona, do cholery?!

- Baekie! Co to ma znaczyć?! Kto to jest?! - krzyknęła. Już jej nienawidziłem. Powinna dostać w mordę za to, że go przytuliła. Mam zasadę, że nie biję dziewczyn, ale dla niej zrobiłbym wyjątek.

- Nie mów tak do mnie – warknąłem. – Kto? Mój chłopak i nic Ci do tego – powiedziałem. Uśmiechnąłem się do niego i pogłaskałem go po włosach. – Moje biedactwo...

- Jak to chłopak?! - oburzyła się. W jej oczach widziałem łzy. Po chwili wybiegła z pokoju z płaczem. Wtuliłem się w chłopaka.

- Bardzo boli? – spytałem, obejmując go ramionami. Nie chciałem by ktokolwiek inny niż on mnie dotykał. Znowu w mojej głowie pojawiły się tamte wydarzenia. Zacisnąłem zęby.

- Nie - mruknąłem cicho. - Zabiję ją, no zabiję - burknąłem. Miałem ochotę wyrwać jej te kudły, złapać za szmaty i wyrzucić przez okno.

Zamknąłem oczy i wtuliłem się w niego mocniej. Błagam, wyjdź z mojej głowy... Dlaczego ona w ogóle mnie dotykała?!

- Co jest, skarbie? - spytałem, czując, że się spiął. Spojrzałem na jego twarz. Był niespokojny.

- Nie chcę żeby ktoś inny niż ty mnie dotykał – wyszeptałem, wtulając się w jego tors. Miałem nadzieję, że zaraz przejdzie...

- No już, kochanie... Cichutko. Jeśli jeszcze raz Cię dotknie, to jej połamię te rączki i wyrwę kudły - powiedziałem, przytulając go mocno. Spojrzałem na niego. Przysunąłem się bliżej, po czym musnąłem jego usta

Uśmiechnąłem się i oddałem pocałunek, zarzucając mu ręce na kark. Wpakowałem mu się na kolana.

Po chwili pogłębiłem pocałunek. Czułem, jak się uspokaja. Cieszyłem się, że tak było. Jednak po chwili usłyszałem, jak ktoś wchodzi do pokoju.

- Boże, kochanie! Co to ma znaczyć?! A ślub? A moja córunia?! – usłyszałem krzyk kobiety. Odsunąłem się od ust chłopaka i spojrzałem na nią.

Spojrzałem na kobietę, mrużąc oczy.
- O czym pani mówi? - spytałem na razie spokojnie. Ja jej, kurwa, dam ślub! On jest mój!

- Moja córunia skończy osiemnaście lat i urządzimy huczne wesele – uśmiechnęła się rozmarzona. Skrzywiłem się i wtuliłem w Yeol’ a. Niech ona stąd wyjdzie...

- Coś mi się wydaje, że pani marzenia się nie spełnią - wstałem z chłopakiem na rękach, sadzając go na łóżku. Podszedłem do kobiety. - Chanyeol, chłopak Baekhyun' a - podałem jej rękę, uśmiechając się. Chciałem jej zrobić na złość.

Zaśmiałem się i opadłem na plecy. Jej mina jest bezcenna... Nie mogłem się opanować. Czyli o to mu chodziło? Nie, pewnie planował coś innego.

- Nie no, jeżeli pani chce nam urządzić wesele, to ja nie mam nic przeciwko - uśmiechnąłem się wrednie. Jej mina mnie rozwaliła. Podszedłem do chłopaka, klękając przez nim. Wyjąłem z kieszeni wisiorek. Akurat tak się złożyło, że dzisiaj minęły nam dwa miesiące. - Kochanie, wyjdziesz za mnie?

- Ale ja chcę pierścionek – wyjąkałem przez śmiech. Złapałem się za brzuch. – Ależ oczywiście! Zawsze o tym marzyłem! – krzyknąłem i rzuciłem mu się na szyję, przytulając. Wciąż się śmiałem.

- Dobrze, kupię Ci pierścionek - zaśmiałem się, przytulając go mocno. Po chwili pocałowałem go czule. Już widziałem minę jego ciotki.

Oddałem pocałunek, wplatając palce w jego włosy. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Uśmiechnąłem się i przymknąłem oczy.

Pogłębiłem pocałunek. Cieszyłem się, że udało mi się ją wkurzyć. Po chwili odsunąłem się, zakładając mu wisiorek na szyję.
- I dwa miesiące za nami, skarbie.

- Szybko minęło. Nawet tego nie zauważyłem – uśmiechnąłem się. Podniosłem rękę, głaskając jego policzek. – Dziękuję, że jesteś.

- Kocham Cię, aniołku - powiedziałem, po czym pocałowałem go w nos. - Podoba Ci się? - spytałem, spoglądając na srebrny łańcuszek z zawieszonym serduszkiem z cyrkonii.

- Ja Ciebie też kocham. Podoba – uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego. Westchnąłem cicho. Zaraz trzeba będzie tam zejść...


- Cieszę się - powiedziałem z uśmiechem, przytulając go mocniej.
- Synku, Chanyeol, chodźcie na ciasto! - krzyknęła jego mama. Miałem nadzieję, że nie znienawidzi mnie za to, co zrobiłem. No ale należało jej się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz