Czerwony - Chanyeol
Zielony - Baekhyun
Objąłem go i przyciągnąłem do siebie, delikatnie sadzając
na swoich kolanach. Przytuliłem go mocno, całując w głowę.
-
Boli mnie pupa – poskarżyłem się. – Nakarmisz mnie? – uśmiechnąłem się i
wtuliłem w niego, mrucząc.
- Ojeju, bardzo boli, kochanie? - spytałem, patrząc na
niego czule. Nałożyłem trochę jajecznicy na widelec, podsuwając chłopakowi pod
usta.
-
Mh.. Tak bardzo, że nie mogę sam jeść – zaśmiałem się i zjadłem trochę jajecznicy.
Nie bolało, no ale trudno.
- Biedactwo moje - zaśmiałem się. Zacząłem go karmić.
Boże, on był taki uroczy.
Chwyciłem
kołdrę i przykryłem się, bardziej wtulając w chłopaka. Czułem, że pieką mnie
policzki.
- Jesteś taki śliczny - powiedziałem, muskając ustami
jego policzek. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem, po czym posadziłem
chłopaka na łóżku. - Zaraz przyjdę, kochanie.
Uśmiechnąłem
się delikatnie i nakryłem bardziej kołdrą. Wziąłem kubek, upijając łyk ciepłej
herbaty.
Nadal będąc w ręczniku, poszedłem na dół otworzyć.
Przekręciłem klucz w drzwiach, otwierając je.
- Mama?! - spytałem zszokowany.
Po
chwili odłożyłem naczynie i wstałem, idąc do łazienki. Oczywiście wcześniej
wziąłem czystą bieliznę i mój dres. Odkręciłem wodę, wchodząc pod prysznic.
Wpuściłem rodziców do domu.
- Rozgośćcie się - mruknąłem i pędem pognałem na górę.
Jednak w pokoju nie było chłopaka. Musiał być w łazience. Wróciłem na dół, idąc
do salonu. - Um... A co tutaj robicie?
Po
godzinie wyszedłem z łazienki już ubrany i ogarnięty. Odgarnąłem włosy z
twarzy, idąc do sypialni. Wziąłem tackę i zszedłem na dół. W salonie widziałem
kobietę i mężczyznę. Pewnie jego rodziców.
-
Um... Dzień dobry – wymamrotałem, rumieniąc się mocno.
- Dzień dobry - odpowiedziała moja mama. - A to kto,
synku? - spytała. Spojrzałem na nią, uśmiechając się.
Szybko
zniknąłem w kuchni. Czułem, że pieką mnie policzki. Zostawiłem naczynia w
zlewie. Nie wiedziałem co teraz mam zrobić. Iść tam? Zostać?
Gdy widziałem, jak Baekie chce się zmyć na górę,
podszedłem do niego i pociągnąłem go do salonu. Usiadłem, a jego delikatnie
posadziłem sobie na kolanach.
- Mamo, tato, to Baekhyun, mój chłopak.
-
J-Ja... Dzień dobry – burknąłem, wtulając się w niego. Schowałem twarz w jego
torsie. Czułem, że pieką mnie policzki.
- O Boże, jaki uroczy - pisnęła moja mama. Tak, to ona
była tą, która akceptowała moją orientację. Cieszyłem się, że tak zareagowała.
Objąłem chłopaka, przytulając. Pocałowałem go w czoło. Był taki słodki.
- Nie
jestem uroczy – szepnąłem cicho. Boże, jak oni mnie zawstydzali. Wzrok jego
ojca... Nie akceptował mnie?
Uśmiechnąłem się.
- Wiedziałem, że tak będzie. Staczasz się, Chanyeol. Co
Ty za dewiacje odstawiasz?! - mruknął mój ojciec. To było do przewidzenia.
Przytuliłem mocniej chłopaka.
W
oczach miałem łzy. Pociągnąłem nosem. Spojrzałem na niego. Po chwili wstałem i
uciekłem do pokoju. Dewiacje?
- Baekie! - krzyknąłem za nim. Spojrzałem na ojca. -
Nienawidzę Cię! Wyjdź stąd! - warknąłem i pobiegłem za chłopakiem. Dogoniłem go
przed wejściem do mojego pokoju. Złapałem go za rękę, przyciągając go do
siebie.
Pociągnąłem
nosem i wtuliłem się w niego. Dlaczego on tak zareagował? Przecież ja nic
takiego nie zrobiłem.
- Cii... Nie płacz, kochanie. Nie przejmuj się nim -
powiedziałem ciepło, mocno go do siebie przytulając.
- Co
ja takiego zrobiłem? – wymamrotałem. Nie chciałem żeby tak zareagował. Przecież
powinien się cieszyć z tego, że jego syn był szczęśliwy.
- Mój ojciec to pieprzony homofob. Nigdy nie akceptował
mojej orientacji - powiedziałem. Usiadłem na podłodze, a chłopaka posadziłem
sobie na kolanach. Przytuliłem go mocno. Słyszałem, jak moja mama krzyczy na
ojca.
-
Chodź, pójdziemy tam – szepnąłem po kilku minutach. Może i byłem wrażliwy, ale
nie chciałem uciekać jak tchórz.
Odsunąłem go od siebie i wytarłem mu policzki.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w nos. Po chwili obaj poszliśmy na dół.
Złapałem
go za rękę i uśmiechnąłem się delikatnie. Gdy weszliśmy do pokoju, jego ojciec
nic nie powiedział. I dobrze.
Widzę, że moja mama zrobiła porządek. Uśmiechnąłem się.
- Jak wam się powodzi, chłopcy? - spytała, uśmiechając
się do nas.
-
Dobrze – uśmiechnąłem się. Usiadłem na kanapie. Pomimo tego, że była dość
miękka to bolała mnie pupa.
Objąłem chłopaka ramieniem i przytuliłem go do siebie.
- Mogłaś zadzwonić, że przyjeżdżacie. Odebrałbym was z
lotniska - mruknąłem.
Wtuliłem
się w niego i uśmiechnąłem się delikatnie. Irytował mnie wzrok jego ojca.
Patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie zabić.
- Chcieliśmy Ci zrobić niespodziankę - uśmiechnęła się. -
A ty nie patrz tak na niego! - warknęła do ojca. Cieszyłem się, że była po
mojej stronie.
-
Może coś do picia? – zaproponowałem cicho. Nie chciałbym spotkać jego ojca
gdzieś na mieście. Pewnie by mnie zabił.
- Nie, kochanie, my będziemy się zbierać - powiedziała,
po czym pociągnęła ojca do przedpokoju. Odprowadziłem ich, zamykając drzwi.
Usiadłem
wygodniej na kanapie. Musiałem przyznać, że jego mama była miła. Bez komentarza
o ojcu. Cieszyłem się, że miał rodziców i w ogóle, ale chciałbym żeby jego
ojciec też mnie zaakceptował.
Usiadłem obok chłopaka, przytulając go do siebie.
- Nie przejmuj się nim - szepnąłem mu do ucha, całując go
w skroń.
-
Dlaczego on mnie nie lubi? – spytałem jak małe dziecko. Przecież nic mu takiego
nie zrobiłem. Powinien się cieszyć, że jego syn był szczęśliwy.
- Bo jest idiotą i nie znosi odmiennej orientacji -
mruknąłem. - Jak dobrze, że mieszkają w Hiszpanii... Przynajmniej mam spokój.
- To
nie było miłe – powiedziałem i uderzyłem go łokciem w bok. – To Twoi rodzice.
Odzywaj się z szacunkiem.
- Dobrze, mamo - mruknąłem, wywracając oczami. Mamę
kochałem i miałem do niej szacunek, ale ojca nienawidziłem.
Podniosłem
głowę i pocałowałem go w usta. Po chwili jednak spuściłem głowę, rumieniąc się
mocno.
- Mój słodki - uśmiechnąłem się, po czym złapałem go za
podbródek i pocałowałem go czule.
Czułem,
że pieką mnie policzki. Zamknąłem oczy i oddałem pocałunek, zaciskając dłonie
na jego koszulce.
Całowałem go delikatnie i czule. Cieszyłem się, że go
miałem. Był taki kochany.
Po
chwili odsunąłem się od niego i wtuliłem twarz w jego szyję. Policzki piekły
mnie niemiłosiernie. Czy ja kiedykolwiek przestanę się tak rumienić?!
Przytuliłem go mocniej, uśmiechając się.
- Dobra, idę się ubrać, bo próba niedługo - powiedziałem,
odsuwając się od niego.
- Nie
– burknąłem i znowu się w niego wtuliłem. Nie chciałem by mnie puszczał.
Chciałem się poprzytulać.
Westchnąłem, ale nic nie powiedziałem, tylko mocno go
przytuliłem. Najwyżej Suho urwie mi głowę, trudno.
- Możesz iść, ale weź mnie ze
sobą – zaśmiałem się. Nie chciałem go puszczać, ale nie chciałem żeby się
spóźnił.
Wziąłem go na ręce i wstałem z kanapy, idąc na górę.
Posadziłem chłopaka na łóżku, a sam podszedłem do szafy.
Uśmiechnąłem się, cały czas na niego patrząc.
Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że spędzimy dzisiaj dzień.
Wziąłem białą koszulkę i jeansowe rurki. Z szuflady
zgarnąłem czyste skarpetki oraz bokserki, po czym polazłem do łazienki. Do
sypialni wróciłem po dziesięciu minutach ubrany i uczesany.
- Zostawiłeś mnie na dziesięć minut – burknąłem,
obrażając się. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
Podszedłem do niego, siadając obok. Uśmiechnąłem się i
powaliłem go na łóżko, łaskocząc.
- Nie! Przestań! – krzyknąłem, śmiejąc się. Zarzuciłem mu
ręce na szyję i pocałowałem go. To był gwałt!
Zamruczałem, odwzajemniając pocałunek. Po chwili
pogłębiłem pieszczotę, gładząc chłopaka palcem po policzku.
Przyciągnąłem go bliżej siebie tak, że położył się na
mnie. Oddałem pocałunek i zamruczałem w jego usta.
Jednak chwilę później odsunąłem się.
- Gotowy do wyjścia? - spytałem, uśmiechając się.
Musieliśmy już wyjść, bo inaczej się spóźnię.
- I tak jestem obrażony – zakomunikowałem i wziąłem
telefon, po czym zszedłem na dół. W przedpokoju ubrałem trampki za kostkę.
Jakoś nie chciało mi się przebierać. A zresztą lubiłem mój dres.
Wziąłem torbę z ciuchami na trening i poszedłem do
przedpokoju. Ubrałem buty, po czym razem z chłopakiem wyszedłem z domu.
Spojrzałem na niego, opierając się o ścianę. Miałem
ochotę się uśmiechnąć, ale przecież wciąż byłem na niego zły!
Zamknąłem drzwi na klucz i złapałem go za rękę, kierując
się do wytwórni. Nie chciało mi się tam iść. Pewnie dostanę opierdol za
spóźnienie.
Ścisnąłem jego dłoń, idąc koło niego. Uśmiechnąłem się i
przytuliłem się do jego ramienia. O co ja się chciałem na niego gniewać?
- Już się na mnie nie gniewasz? - spytałem, patrząc na
niego z uśmiechem. Cieszyłem się, że szedł ze mną.
- Nie gniewam – zaśmiałem się, wtulając się w niego
mocniej. – Kocham Cię, wiesz? – spytałem. Był uroczy.
- Wiem, skarbie, ja Ciebie też kocham - puściłem jego
rękę i objąłem go ramieniem, przytulając.
Również go objąłem i przytuliłem do niego. Uśmiechnąłem
się. W końcu doszliśmy przed jakiś wielki wieżowiec.
- Na pewno mam iść? – spytałem cicho.
- Tak, nawet nie ma innej opcji - powiedziałem, ciągnąc
go do środka. Weszliśmy na odpowiednie piętro, a potem do sali. Od razu
dostałem pustą butelką w głowę.
Zarumieniłem się i schowałem za nim. Czułem na sobie ich
wzrok. Dlatego nie chciałem z nim iść!
- Spóźniłeś się dziesięć minut! - krzyknął Suho. Ja tylko
złapałem się za głowę. Nieźle mi przywalił.
Zaśmiałem się cicho, wtulając mocniej w jego plecy.
Objąłem go w pasie.
- A to kto? – spytał jeden z nich. Schowałem się
bardziej.
- Mój chłopak, Baekhyun - powiedziałem, odsłaniając
chłopaka. Stanąłem za nim, objąłem go w pasie i przytuliłem się do jego pleców.
- Um... Cześć – mruknąłem, spuszczając głowę. Czułem, że
pieką mnie policzki. Chciałem się obrócić, ale nie pozwolił mu. Wtuliłem się w
niego.
- Uroczy - stwierdził Luhan, podchodząc do nas. Zaczął
przypatrywać się twarzy Baekie' ego. Puknął palcem w jego czerwony policzek.
- Tak, uroczy.
- Nie jestem uroczy – burknąłem. Odwróciłem się w stronę
Yeol’ a i objąłem go mocno, wtulając twarz w jego tors. Zawstydzali mnie.
W sali rozbrzmiało jedno zgrane „ooooo”. Przytuliłem
chłopaka mocno, całując go w głowę. Był taki słodki.
Moje policzki paliły żywym ogniem. Dlaczego oni musieli
mnie tak zawstydzać? Nie byłem słodki!
- Moje kochanie - uśmiechnąłem się, ponownie całując go
we włosy. - Poczekasz na mnie? Muszę się przebrać - szepnąłem mu do ucha.
- Mh, poczekam – wymamrotałem. Odsunąłem się od niego.
Peszył i krępował mnie wzrok reszty. Nie chciałem tu być z nimi sam.
Pocałowałem go w czoło i poszedłem do łazienki.
Rozebrałem się, po czym założyłem szare dresy i czarną bokserkę. Zmieniłem
buty, wracając na salę.
Cały czas stałem przy drzwiach i bawiłem się koszulką,
miałem spuszczoną głowę. Nie chciałem by tak na mnie patrzyli.
Podszedłem do chłopaka i objąłem go w pasie.
- Usiądź sobie. Przecież nie będziesz stał przez trzy
godziny - powiedziałem, po czym pocałowałem go krótko w usta.
Zarumieniłem się mocno na głośne „awwww” ze strony
reszty. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na nich niepewnie.
Poszedłem do chłopaków i po chwili zaczęliśmy rozgrzewkę.
Gdy byliśmy już rozgrzani, zaczęliśmy tańczyć do ,,History''.
Usiadłem „po turecku” i cały czas patrzyłem na chłopaka.
Tak ślicznie wyglądał gdy tańczył. Uśmiechnąłem się.
Gdy zatańczyliśmy ten układ, zaczęliśmy następny. Nie
zdziwiłbym się, gdybyśmy tu siedzieli pół dnia. Pewnie znowu wrócę zmęczony.
Po godzinie zadzwonił mi telefon. Wstałem i wyszedłem z
pomieszczenia. Oparłem się o ścianę, odbierając.
Powtórzyliśmy te układy jeszcze dwa razy, po czym
zmęczony usiadłem na kanapie, wypijając chyba z pół litra wody. Nie miałem siły
się ruszyć.
- A-ale... Jak to? – spytałem zszokowany. Nie mogłem
uwierzyć w to, co powiedziała mi moja mama.. Ale jak to...?
W końcu wstałem i poszedłem na korytarz. Spojrzałem na
ukochanego. Miał zszokowaną minę. Oparłem się o ścianę i czekałem, aż skończy
rozmawiać.
- J-ja... Tak – szepnąłem i spuściłem głowę. – Cześć –
mruknąłem. Schowałem telefon, nie podnosząc głowy.
- Skarbie, co się stało? - spytałem, podchodząc do niego
bliżej. - Kochanie...
-
Oni... Zostaną u nas dwa tygodnie, a ja mam tam wrócić – wymamrotałem i
wtuliłem się w jego tors.
Przytuliłem go mocno.
- Skarbie, dasz radę - szepnąłem. Nie chciałem, żeby tam
szedł, ale nie mogłem go zatrzymywać. Bałem się, że ta szmata będzie się do
niego dostawiać. Strach narastał, gdy miałem świadomość, że Baekie był bi.
-
Chcę zostać u Ciebie, nie chcę tam być – mruknąłem. Nie chciałem być z tą
wariatką sam na sam. Kiedyś weszła mi do łazienki jak się kąpałem.
- Ja wiem, kochanie, ale nic na to nie poradzimy -
mruknąłem. Jeszcze nie miał skończonej osiemnastki, więc nie mógł zostać u mnie
na stałe.
- Nie
chcę tam iść, proszę – wymamrotałem. Nie chciałem jej spotykać, widzieć ją...
Wolałem być z Yeol’ em.
- Dobrze, kochanie, nie pójdziesz - powiedziałem. Nie
wiedziałem, jak przekonam jego mamę, ale trudno. Nie pozwolę mu tam pójść. -
Chodź, bo mi urwą głowę - zaśmiałem się.
-
Dobrze – uśmiechnąłem się. Weszliśmy na salę, a ja znowu usiadłem na kanapie.
Miałem nadzieję, że nie pozwoli mi tam iść.
Kris dał mi mikrofon. Miałem z nim ćwiczyć ,,Two moons''.
Mieliśmy to śpiewać na tej imprezie, a Luhan z Lay' em do tego tańczyli.
Wyciągnąłem
z torby Yeol’ a cukierki, jedząc je. Uśmiechnąłem się. Skąd on je miał? Ale to
nie było teraz ważne.
Razem z Kris' em zacząłem śpiewać. Z jednej strony
cieszyłem się, że Baekie tu był, ale z drugiej krępowało mnie to. Bałem się, że
mu się to nie podoba i jak wrócimy, to mnie wyśmieje, że nic nie umiem.
Uśmiechnąłem
się, wkładając kolejnego cukierka do ust. Czasami potrafiłem zjeść trzy
tabliczki czekolady na raz.
Po zaśpiewanej piosence, znowu tańczyliśmy. W pewnym
momencie poczułem ból w kostce, którą wcześniej miałem skręconą. Zawyłem,
upadając na podłogę. Szlag by to!
Zerwałem
się z kanapy i podbiegłem do niego, kucając obok.
-
Znowu ta kostka? – spytałem zmartwiony. Bałem się, że będzie mu się to
odnawiać.
Pokiwałem twierdząco, zagryzając wargę. Za dwa dni był
występ, a ja mam kontuzję! Zajebiście!
-
Zadzwonię po lekarza, co? – spytałem cicho. Nie chciałem by musiał zrezygnować
z występu.
- Nie, nie, nie, nie. Zaraz przejdzie - powiedziałem.
Ostatnio jak zbiegałem po schodach też mnie bolała, ale potem było wszystko
dobrze.
- Na
pewno? – spytałem cicho. Podniosłem rękę i pogłaskałem go po policzku. Miałem
nadzieję, że mu przejdzie.
- Tak, na pewno - mruknąłem, masując obolałą kostkę. Po
chwili wstałem i na jednej nodze pokuśtykałem do kanapy.
Usiadłem
sobie na ziemi i spojrzałem na niego.
-
Jezu, nie patrzcie tak na mnie! – warknąłem, zirytowany. Gapili się na mnie jakbym
nie wiadomo kim był.
Zaśmiałem się głośno.
- Chodź do mnie - powiedziałem, wyciągając ręce w jego
kierunku. Chciałem się przytulić.
Wstałem
i powoli podszedłem do niego. Wziąłem cukierki, siadając obok. Odpakowałem
jednego i włożyłem go do ust.
Objąłem go w pasie, przytulając się do niego. Po chwili
położyłem się, kładąc głowę na jego kolanach. Byłem zmęczony.
Uśmiechnąłem
się i pogłaskałem go po włosach. Kurwa, no! Ile oni się tak będą gapić?! Nie
byłem w jakimś zoo, do cholery!
Zamruczałem, gdy znowu zaczął bawić się moimi włosami.
Uwielbiałem to uczucie. To było takie przyjemne.
Zaśmiałem
się cicho. Mruczał jak kotek. Nachyliłem się i musnąłem jego usta. Jednak
szybko się wyprostowałem. Piekły mnie policzki.
Mruknąłem niezadowolony, gdy się odsunął. Nadymałem
policzki. Czasami zachowywałem się jak dziecko, ale chciałem skosztować tych
jego słodkich usteczek!
Uśmiechnąłem
się lekko. Nachyliłem się, ponownie go całując. Usłyszałem głośne „oooo” i
zarumieniłem się.
Uśmiechnąłem się i złapałem go delikatnie za kark, nie
pozwalając się odsunąć. Oddałem pocałunek.
Przymknąłem
oczy, oddając pocałunek. Nie pozwalał mi się odsunąć. Byłem cały czerwony,
piekły mnie policzki.
Po chwili pogłębiłem pocałunek. Uwielbiałem jego usta.
Były takie miękkie i słodkie. Mógłbym całować go wiecznie.
Byłem
tym zażenowany, jeszcze oni tak się na mnie patrzyli... Jednak po chwili
oddałem pocałunek i wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.
Zamruczałem jak kotek. Po chwili odsunąłem się od niego.
Uśmiechnąłem się. Objąłem go w pasie, wtulając twarz w jego brzuch. Byłem
wykończony.
Zarumieniłem
się jeszcze mocniej i spuściłem głowę.
-
Jesteście uroczy – powiedział jakiś chłopak. Nie znałem go.
- Nie
jestem uroczy – wymamrotałem cicho, patrząc na Yeol’ a. Nie byłem taki!
- Racja, Lay, jest uroczy - powiedziałem, za co dostałem
po głowie od chłopaka. - Ała... - jęknąłem smutno.
- Nie
jestem uroczy – wysyczałem. Nie lubiłem gdy tak do mnie mówili, no! Nie byłem
uroczy. – Ci w łóżku pokażę jaki jestem uroczy – burknąłem. Dopiero po chwili
dotarło do mnie co powiedziałem. Policzki mnie piekły.
- W łóżku też jesteś uroczy. Masz wtedy takie czerwone
policzki - stwierdziłem, ale zaraz tego pożałowałem. Znowu dostałem przez łeb.
-
Uroczy? – zmrużyłem oczy. – Ciekawe czy będę uroczy, gdy dostaniesz celibat na
seks – burknąłem, uśmiechając się.
- Ej! To był cios poniżej pasa! - burknąłem, podnosząc
się do siadu. - Najpierw mnie bijesz, a teraz jeszcze mówisz takie rzeczy....
Jak możesz? - szepnąłem smutno, spuszczając głowę.
- Nie
jestem uroczy – powiedziałem. Słyszałem śmiech reszty, ale nie przejąłem się
tym. Sam się o to prosił.
Wstałem i włączyłem z powrotem muzykę. Nie bolała mnie
już kostka, więc wznowiliśmy próbę. Jednak humor miałem jakiś taki nijaki. Było
mi trochę przykro, że mnie uderzył i to powiedział.
Widziałem
jego minę. Westchnąłem, wywracając oczami. Przecież nie mówiłem tego na
prawdę.. Ponownie westchnąłem.
Przez następne dwie godziny tańczyliśmy. Byłem
wykończony. Poszedłem do łazienki się przebrać.
Gdy
poszedł do łazienki, wstałem i poszedłem za nim. Wszedłem do pomieszczenia i
przytuliłem się do jego pleców.
- Nie
mówiłem serio... Nie bądź smutny – wymamrotałem cicho.
- Nie chodzi mi o celibat... Uderzyłeś mnie - mruknąłem,
myjąc twarz zimną wodą. Chciałem się wykąpać i położyć spać.
-
Przepraszam... Ale nie musisz mówić takich krępujących rzeczy przy innych –
szepnąłem. Nie chciałem go uderzyć.
- Sam zacząłeś... A poza tym dla mnie jesteś uroczy -
mruknąłem, wycierając twarz ręcznikiem. Oparłem się rękoma o zlew.
-
Przepraszam – wymamrotałem. Nie lubiłem tego tonu. Odsunąłem się od niego i
skierowałem się do wyjścia z łazienki.
Złapałem go za rękę, nie pozwalając wyjść. Przyciągnąłem
go do siebie, przytulając. Nie byłem zły, było mi po prostu przykro.
-
Przepraszam – powtórzyłem i wtuliłem się w niego. Nie chciałem by był na mnie
zły... Pociągnąłem nosem.
- No już, cichutko. Nie smuć się - szepnąłem mu do ucha,
przytulając mocniej. Nie chciałem, żeby był smutny.
- Nie
bądź na mnie zły – mruknąłem, wtulając się w niego mocniej. Podniosłem głowę i
spojrzałem na niego.
- Kochanie, nie jestem zły. Tylko nie bij mnie więcej, bo
to naprawdę bolało - mruknąłem, patrząc mu w oczy. Uśmiechnąłem się delikatnie
i pocałowałem go w nos.
-
Przepraszam – wymamrotałem. Nie chciałem go uderzyć, to był taki odruch.
Zmarszczyłem nos.
- No nie jestem zły - zaśmiałem się, przytulając go
mocniej. - Kocham Cię - powiedziałem, uśmiechając się do niego.
- Ja
Ciebie też kocham – uśmiechnąłem się. Podniosłem głowę wyżej i pocałowałem go.
– Chodź, pójdziemy tam. – Chwyciłem go za rękę.
- Ale ja się muszę przebrać - mruknąłem. Gdy chłopak
puścił moją rękę, zdjąłem koszulkę. Chyba muszę wrócić do ćwiczeń. Dzisiaj
robię wieczorny trening.
Oparłem
się o drzwi i patrzyłem na jego ciało.
-
Jaki piękny – szepnąłem. Dopiero po chwili zrozumiałem, że powiedziałem to
głośno.
- Dziękuję, kochanie - powiedziałem, uśmiechając się. -
Ale muszę zacząć więcej ćwiczyć - mruknąłem.
Uśmiechnąłem
się, rumieniąc. Miał takie piękne ciało... Chciałbym mieć takie. No, ale
wszystkiego nie można mieć.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.
- Nie, dzisiaj robię sobie dzisiaj trening - mruknąłem,
krzywiąc się.
Trochę
mi się to skojarzyło, ale nie chciałem nic mówić. Uśmiechnąłem się. Jak dla
mnie to był piękny.
Przebrałem się, chowając wszystko do torby. Razem z
chłopakiem wyszedłem z łazienki.
- My się zbieramy. Do jutra - mruknąłem.
-
Cześć – uśmiechnąłem się delikatnie i pomachałem im. Złapałem go za rękę,
wychodząc z pomieszczenia.
Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Mimo tego, że byłem
zmęczony, postanowiłem dzisiaj poćwiczyć.
-
Czemu się nie odzywasz? – spytałem, patrząc na niego. Wydawał się być jakiś
taki smutny.. Coś zrobiłem nie tak?
- A bo tak sobie myślę - mruknąłem. Musiałbym coś
załatwić. Spojrzałem na niego, uśmiechając się.
- A o czym? Albo o kim? – zadałem kolejne
pytanie. Przytuliłem się do jego ramienia i spojrzałem przed siebie.
- A to zobaczysz później - mruknąłem. Po chwili
skręciliśmy. - Poczekasz tu chwilkę na mnie? - spytałem.
- Mh,
zaczekam – powiedziałem cicho. Było ciemno... Nie chciałem zostawać sam w
ciemnym miejscu, ale nie chciałem tego mówić.
Poszedłem na momencik, wchodząc do jubilera. Do chłopaka
wróciłem po dziesięciu minutach.
- Nikt Cię nie zaczepiał?
- Był
taki słodki kotek, ale sobie poszedł – powiedziałem smutno. Był szary z rudym
brzuszkiem. Taki uroczy.
- Ojeju, biedactwo - objąłem go w pasie i obaj
skierowaliśmy się do mojego domu. Weszliśmy do środka.
- A
po co tam byłeś? Powiedz mi – spojrzałem na niego maślanymi oczami. Chciałem
wiedzieć dlaczego zostawił mnie na trzy minuty samego.
- Później Ci powiem - mruknąłem, idąc do salonu. Zdjąłem
koszulkę i spodnie, po czym założyłem dresy. Trening czas zacząć!
- No
ej! – naburmuszyłem się. Poszedłem do kuchni. Nastawiłem wodę na herbatę i
wyjąłem kubek, wrzucając do niego malinową saszetkę. Usiadłem na blacie.
Westchnąłem. Wyjąłem z kieszeni moich spodni małe
pudełeczko. Poszedłem do chłopaka, stając między jego nogami.
- Hm?
Co to? – spytałem, patrząc na jego ręce. Następnie przeniosłem wzrok na jego
twarz. Co to było?
- Kochanie, wiesz, że Cię kocham, prawda? Wiesz, że nie
wyobrażam sobie życia bez Ciebie? - spytałem, patrząc w jego oczy. Otworzyłem
pudełko, w którym była obrączka wyłożona cyrkoniami. - Zostaniesz ze mną na
zawsze?
- O
Boże – wymamrotałem, przykładając dłonie do policzków. Piekły. Objąłem go za
szyję, mocno przytulając. – Zostanę – wyszeptałem. – Nie musiałeś...
- Ale chciałem - uśmiechnąłem się, przytulając go mocno. Cieszyłem
się, że mu się podobał. Byłem szczęśliwy, że go miałem.
-
Jesteś taki kochany – wyszeptałem, mocno go obejmując. Nie musiał mi tego
kupować... Nie lubiłem gdy wydawał na mnie pieniądze.
- Kocham Cię - wyszeptałem mu do ucha, uśmiechając się
szeroko. Po chwili odsunąłem się od niego i wyjąłem pierścionek z pudełeczka,
po czym wsunąłem go na palec chłopaka. Pasował idealnie.
Spojrzałem
na swoją rękę i uśmiechnąłem się. Wplotłem palce w jego włosy, przyciągając go
do pocałunku.
Zamknąłem oczy, oddając pocałunek. Cieszyłem się, że go
przyjął. Kochałem go nad życie i chciałem, by został ze mną na zawsze.
Przeczesałem
jego włosy. W moich oczach pojawiły się łzy, które znalazły ujście. Wtuliłem
twarz w jego szyję. Byłem szczęśliwy.
Spojrzałem na niego i odsunąłem się na parę centymetrów.
- Słoneczko, dlaczego płaczesz? - spytałem zszokowany.
Zrobiłem coś nie tak?
- Ja
po prostu jestem szczęśliwy. Pierwszy raz mam kogoś, na kogo zawsze mogę
liczyć. Może i się kłócimy, ale oddałbym za Ciebie życie. Tak bardzo się
cieszę, że Cię mam – wyszeptałem, ponownie się w niego wtulając. – Nadajesz
mojemu życiu sens..
Uśmiechnąłem się szeroko, mocno go przytulając. Cieszyłem
się jak głupi, miałem ochotę skakać z radości. Po chwili musiałem się odsunąć,
bo gwizd czajnika oznajmił nas, że woda się zagotowała.
Zalałem
sobie herbatę i znowu się w niego wtuliłem. Byłem taki szczęśliwy. Spojrzałem
na swoją rękę, uśmiechając się. To było takie kochane.
Przytuliłem go mocno, wtulając twarz w jego ramię.
- Chodź do salonu - powiedziałem, puszczając go.
-
Zaniesiesz mnie? – zaśmiałem się. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.
Pogłaskałem go po policzku.
Wziąłem go na ręce, idąc do salonu. Posadziłem go na
kanapie, po czym wróciłem po jego herbatę. Postawiłem mu ją na stole, a sam
usiadłem na podłodze.
-
Huh? Dlaczego nie usiadłeś obok? – spytałem zdziwiony. Chciałem się do niego
przytulić, a on sobie usiadł gdzieś na ziemi.
- Bo mam zamiar poćwiczyć - mruknąłem, patrząc na niego.
Musiałem zadbać o swoją kondycję, bo te próby męczą mnie coraz bardziej.
- Nie
możesz jutro? Chcę się przytulić – szepnąłem. Dopiero co mi się oświadczył,
jeśli można to tak nazwać, a teraz sobie siedzi sam na ziemi.
Wywróciłem oczami, wstając i siadając na kanapie. Objąłem
go, przytulając. Położyłem się na kanapie, ciągnąc go za sobą.
Przez
następne parę dni było cudownie. Mama zgodziła się żebym u niego pomieszkał,
więc nie musiałem się o to martwić. Dzień przed jego występem uprawialiśmy
seks.. Ledwo doszedłem na tamto miejsce, na końcu nawet musiał mnie nieść.
Poszedłem się przygotować. Przed nami występowały dwa
zespoły. W końcu razem z Kris' em, Luhan' em i Lay' em wszedłem na scenę.
Zaczęliśmy swój występ. Potem całe EXO wystąpiło razem z piosenką „Growl”.
Byłem cholernie z siebie zadowolony.
Siedziałem
sobie na ławeczce na miękkiej bluzie, bo okropnie mnie bolało. Miałem wrażenie,
że ktoś się na mnie patrzy, ale ignorowałem to. Patrzyłem na Yeol’ a.
Po występie, poszedłem do chłopaka. Usiadłem obok niego i
posadziłem go sobie na kolanach.
- Podobało się, kochanie?
-
Podobało – uśmiechnąłem się. – Ale w nocy trochę przesadziłeś – zaśmiałem się.
Usłyszałem śmiech Suho. Zarumieniłem się.
- Przepraszam, kochanie - szepnąłem, spuszczając głowę.
Wiem, że przesadziłem, ale sam mnie sprowokował, no!
- Nie
przepraszaj – uśmiechnąłem się. Przejechałem palcami po jego dość dużej malince
na szyi. – Było cudownie – wymruczałem mu do ucha.
Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc na pierścionek na jego
palcu. Jego dłoń tak ślicznie w nim wyglądała. W pewnym momencie podszedł do
nas menadżer EXO. Byłem ciekaw, czego chciał.
Spojrzałem
na mężczyznę i zarumieniłem się. To chyba on się tak patrzył na mnie.
-
Um.. Dzień dobry? – wymamrotałem cicho.
- Siema, panie menadżerze - przywitałem się, mocniej obejmując
chłopaka. - Chciał pan coś od nas?
Bałem
się, że przeze mnie będzie mieć kłopoty. W końcu on za niedługo będzie
sławny... A jak wiadomo sławne osoby nie są w związkach...
- Jak masz na imię? - spytał chłopaka. Ja siedziałem
cicho. Domyślałem się, o co chodziło, ale chciałem się upewnić.
-
Baekhyun – powiedziałem cicho po chwili. Wtuliłem się mocniej w Yeol’ a,
patrząc na moje ręce. Nie wiedziałem co ode mnie chciał.
- Słuchaj, brakuje nam osoby
do EXO-K... Nie chciałbyś może dołączyć. Pasujesz idealnie - powiedział,
patrząc na niego. Dobra, tego się nie spodziewałem. Myślałem, że nas opieprzy,
bo w SM związki nie są mile widziane
- Ja?
Ja nie umiem ani śpiewać, ani tańczyć – odpowiedziałem. Nie chciałem się
ośmieszać przed wszystkimi.
- Tu się nie zgodzę - burknąłem. - On tylko tak mówi, a
tak naprawdę ma śliczny głos. Sam słyszałem.
- Nie
prawda. Mam ohydny głos, nie umiem śpiewać i fałszuję. Tańczyć też nie umiem –
wywróciłem oczami. Jak on mógł myśleć, że JA ładnie śpiewam?
- Kochanie, co jak co, ale znam się na muzyce i jeszcze
potrafię wyłapać talent. Proszę, dołącz do nas. Byłoby super - powiedziałem.
- Ale
ja nie potrafię śpiewać, rozumiesz? Nigdy nie śpiewałem i nie mam talentu –
powiedziałem. Ja? Talent? Ciekawe gdzie.
- Kochanie, nie podnoś mi ciśnienia - powiedziałem. - Jak
Ty nie masz talentu, to ja jestem królową Anglii - mruknąłem, wywracając
oczami.
- A
ty z czego się śmiejesz? – burknąłem w stronę Suho. Menadżer też wydawał się
być rozbawiony. – Ale ja nie mam talentu – jęknąłem.
- Masz, talent, kurde - powiedziałem, chowając twarz w
dłoniach. Załamywał mnie tym gadaniem. On nie miał talentu?! Haha, dobre!
- No
nie mam – burknąłem i wywróciłem oczami. Przytuliłem go mocniej, chowając twarz
w jego szyi. Nie chciałem się ośmieszać moim wokalem...
- Boże, dajcie mi coś na uspokojenie, bo nie wytrzymam -
mruknąłem. Co musiałem zrobić, żeby w końcu zrozumiał, że ma talent.
- Aż
tak Cię denerwuję? Dziękuję bardzo – powiedziałem, wstając. Wziąłem moją bluzę
i poszedłem gdzieś, musiałem się przejść. To nie było miłe... Okej, może i
uważał, że mam talent, ale bez przesady.
Westchnąłem. Wstałem i poszedłem za nim. Złapałem go za
rękę.
- Kochanie, no... Nie obrażaj się na mnie... - szepnąłem.
- Przepraszam, nie chciałem...
- To,
że uważam, że nie mam talentu to znaczy, że Cię denerwuję, tak? – burknąłem,
wtulając się w niego. I tak bym daleko nie zaszedł, bo bolała mnie pupa.
- Skarbie, bo masz talent... Dlaczego w siebie nie
wierzysz? Spróbuj chociaż... - mruknąłem, przytulając go mocno.
-
Nigdy w siebie nie wierzyłem – wymamrotałem. – Spróbuję... Ale jak nie wyjdzie
to rezygnuję, dobrze?
- No dobrze - szepnąłem. Oczywiście będzie uważał, że
jest beznadziejny i na pewno zrezygnuje. Westchnąłem.
Dlaczego
tak się zachowywał? Przecież jak się okaże, mam głos do dupy to chyba nie będą
mnie tam na siłę trzymać, prawda?
Nic już nie powiedziałem. Nie wierzył w siebie, co bardzo
mnie irytowało, ale nie pokazywałem tego.
Staliśmy
tak jeszcze chwilę. Widziałem, jego minę, ale nic nie chciałem mówić. W końcu
wróciliśmy tam. Znowu usiadłem na jego kolanach.
Porozmawialiśmy chwilę z menadżerem, aż w końcu poprosił,
by Baekie zaśpiewał. Dobrą godzinę musieliśmy go przekonywać, żeby to zrobił,
bo był uparty jak osioł i nie chciał.
W
końcu zaśpiewałem im pierwszą lepszą piosenkę. Chciałem żeby w końcu dali mi
spokój i przestali ględzić.
- I
mówiłem, że nie mam talentu? – burknąłem, gdy skończyłem. Wtuliłem twarz w
szyję chłopaka.
- Nie masz talentu? Toć to cudo jest! Musisz dołączyć do
EXO! - powiedział menadżer. Wiedziałem, że tak zareaguje. To było oczywiste.
Na
początku nie chciałem i trochę się spierałem, ale w końcu zgodziłem się. Nie
chciałem żeby Yeol był smutny.. W końcu wierzył we mnie.
Ucieszyłem się, że się zgodził. Teraz tylko nauczyć go
układów i tekstów. Na tej imprezie siedzieliśmy do wieczora. Byłem cholernie
zmęczony.
Dołączyłem do zespołu i nie
żałowałem tej decyzji. Pomimo tego, że wciąż byłem nieśmiały i nie wierzyłem w
siebie, to walczyłem z tym. Po maturze przeprowadziłem się do Yeol’ a i
zamieszkaliśmy razem. Oczywiście kłóciliśmy się, ale zaraz godziliśmy.
Cieszyłem się, że końcu mam kogoś, kto mnie kocha i ja kocham go. W końcu
mogłem powiedzieć, że byłem szczęśliwy. Wiedziałem, że będziemy razem zawsze,
pomimo wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz