[Miyavi]
Był już późny wieczór, prawie noc. Przez te parę godzin cały czas
chodziliśmy lub siedzieliśmy. Zauważyłem, że Kai trzęsie się lekko z zimna.
Dopiero teraz zauważyłem, że ma na sobie tylko cienką kurtkę. Mi było gorąco,
bo miałem podkoszulek, koszulkę i dość gruby nie rozpinany czarny polar, a na
to kurtkę, więc ściągnąłem moją kurtkę i narzuciłem mu na ramiona.
– Co ty...? – zdziwił się, ale mimowolnie wtulił się w nią.
– Będzie Ci cieplej.
– Ale Tobie będzie zimno.
– Spoko. Jestem ciepło ubrany, ale następnym razem weź coś cieplejszego.
– Wezmę, wezmę. – podszedł do mnie, splótł swoje palce z moimi i wtulił się w
moje lewe ramię. – Dziękuję. – szepnął.
– Zawsze do usług. – odpowiedziałem z uśmiechem.
– Ej, ej, ej, ej, ej!!!! Nie flirtujcie mi tu!! – zaśmiał się Ruki, który był
niesiony przez Rei’ a na barana.
– Zabronisz mi? – uśmiechnąłem się podstępnie.
– Nie, ale....
– To zajmij się Reitą. – roześmialiśmy się.
Puściłem rękę Tanabe i oplotłem go ramieniem nim w pasie przyciągając bliżej
siebie.
– Słodki jesteś, wiesz? – szepnąłem mu do ucha na co zarumienił się. – Dla mnie
to ty jesteś śliczny, a nie Uru.
– Em... Dzięki. – mruknął speszony na co zaśmiałem się cicho.
Nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w policzek.
– Moi rodzice jutro wyjeżdżają. – powiedział nagle Uru.
– Nocka u Modelki! – krzyknął wesoło Ruki.
– To przychodzicie?
– No pewnie. – zaśmiał się Kai.
– Przyjdę, przyjdę, przyjdę! – wydarło się maleństwo.
– Nie mogę zostawić mojego maleństwa samego. – Rei uśmiechnął się.
– A ty, Mev- chan? – zwrócił się do mnie.
– Hm?
– Noo... Przyjdziesz?
– Eee... – zaciąłem się. – Jasne?
– Nie bój się. Pewnie Kai po Ciebie przyjdzie. – zaśmiał się i przytulił do
Aoi’ ego. – Aoi’ ś. – jęknął.
– Nie.
– Kotku....
– Nie.
– Skarbie....
– O co im chodzi? – spytałem cicho Tanabe.
– Pewnie Modelkę bolą nogi i chce, aby Aoi go poniósł. Jak zwykle. – uśmiechnął
się pokazując mi swoje cudowne dołeczki w policzkach.
– Cudowne masz te dołeczki w policzkach. – szepnąłem mu do ucha.
– Dziękuję. – uśmiechnął się szerzej.
Doszliśmy do naszego placu zabaw. Ja i Kai jak zwykle usiedliśmy na ławce, Aoi
znowu huśtał Uru, a Ruki siedział na kolanach Rei’ a, który siedział na
huśtawce obok. Nachyliłem się nad czarnowłosym i delikatnie oraz niepewnie
musnąłem jego usta swoimi. Nie widząc sprzeciwu delikatnie pogłębiłem
pocałunek. Polizałem jego dolną wargę, a on uchylił je zapraszająco z czego od
razu skorzystałem. Delikatnie badałem jego policzki i podniebienie od czasu do
czasu zahaczając o jego język. Kai oddał zachłannie pocałunek wplatając swoje
palce w moje włosy i przyciągając mnie bliżej, jednocześnie pogłębiając go.
Oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam powietrza. Chłopak uśmiechnął się i
wtulił we mnie. Widziałem trochę niedowierzające i rozbawione spojrzenia
reszty, ale nie przejąłem się tym za bardzo. Dla mnie liczył się tylko mój
czarnowłosy chłopak.
– Muszę już spadać. – powiedziałem nagle cicho przerywając
ciszę między nami.
– Czemu? – zasmucił się.
– Bo przecież jutro będę nocował u Uru, nie? Nie mogę wrócić późno, bo mnie nie
puści. – wstałem.
– To chociaż Ci kurtkę oddam...
– Oddasz mi jutro. Nie chcę abyś zmarznął. – szepnąłem. – To do jutra. –
pochyliłem się nad nim i pocałowałem w usta. – To na razie! – krzyknąłem do
chłopaków odchodząc.
***
[Kai]
Gdy tylko odszedł reszta podbiegła do mnie.
– Jesteście razem? – spytał Uru siadając koło mnie.
– Może. – odpowiedziałem z uśmiechem.
– No nie bądź taki. – zaśmiał się Ruki. – Jesteście czy nie?
Nagle poczułem wibrację telefonu. Sms. Od Mev’ a. Otworzyłem go.
M: „Pewnie nie dają Ci spokoju, co? Jestem ciekawy co im powiesz,
skarbie...”
Uśmiechnąłem się pod nosem.
K: „Hmm... W zasadzie to... Jesteśmy razem czy nie?”
– Ej, Kai. – ktoś szturchnął mnie w ramię.
– Co? – spytałem trochę nieprzytomnie.
– Idziemy już?
– Jasne. – przy okazji odebrałem kolejną wiadomość.
M: „Hmm... Jeśli wytrzymasz ze mną to możemy być razem...”
– To jak? – ponowił pytanie. – Jesteście razem czy nie.
– Chyba tak. – uśmiechnąłem się i odpisałem:
K: „Pytanie jest czy ty wytrzymasz ze mną..., misiu <śmiech>.”
– To jutro o której? – spytałem.
– Hmm.. Możecie przyjść o której chcecie. Moi rodzicie wyjeżdżają po piątej
rano, więc... – zaśmiał się Uru. – Wracają dopiero w poniedziałek.
M: „Wytrzymam z Tobą. Gomen, ale nie mogę za bardzo pisać.... Do
zobaczenia jutro. O 13:00? Może być?”
– My będziemy gdzieś po pierwszej.
– Pewnie i tak będziecie ostatni. – zaśmiał się i otoczył mnie ramieniem. –
Powiemy mu o zespole? – spytał cicho.
– Tak. Może jutro, hm?
K: „Jasne, że może być.. Przyjdę po Ciebie, kotku. To do zobaczenia.”
– Okej. To jutro. Kto mu powie?
– Pewnie i tak wyjdzie, że ja. – zaśmiałem się.
***
Szedłem do domu i szczerzyłem zęby jak pojebany... Jestem jakiś nienormalny,
prawda? Ale to nie moja wina, że w końcu byłem szczęśliwy. Wszedłem do domu i
zobaczyłem ojca siedzącego w kuchni przy stole.
– Synu. Chodź tu na chwilę. – ściągnąłem glany i bluzę i ruszyłem do kuchni.
– Co się stało?
– Odpowiedz mi szczerze. Czy ty jesteś gejem? – spytał prosto z mostu. –
Jeszcze ani razu nie przyprowadziłeś tu dziewczyny więc zaczynam się
zastanawiać.
– Tak, jestem gejem. – odpowiedziałem. – Masz coś przeciwko temu?
– Nie, nie. – powiedział szybko. – Nie mam nic przeciwko temu. Sam miałem
kiedyś chłopaka, ale to było jeszcze w liceum. Po prostu byłem ciekawy. A kiedy
poznam Twojego chłopaka?
– Nie wiem czy będzie chciał. Mogę jutro nocować u Uruhy? – spytałem.
– U kogo? – zdziwił się.
– U mojego przyjaciela Kouyou.
– Daleko to jest? – pytał dalej.
– Podobno parę ulic dalej. Dokładnie nie wiem. To mogę?
– Jasne. Ale nie wracaj w nocy, bo w poniedziałek masz szkołę.
– Dzięki. – mruknąłem i ruszyłem do pokoju.
***
– Ishihara! Jakiś chłopak do Ciebie przyszedł! – usłyszałem ojca.
Akurat układałem włosy.
– Niech wejdzie. Zaraz przyjdę! – odkrzyknąłem. – Jest dwadzieścia minut po
dwunastej. – mruknąłem do siebie
Skończyłem układać włosy, ubrałem się do końca i wyszedłem z pokoju. Kai stał
oparty o ścianę koło schodów. Miał na sobie czarne obcisłe rurki, białą luźną
koszulkę, a na luźny to sweter. Na nogach miał glany (dziesiątki) i kurtkę w
ręce (i oczywiście moją), na których miał pieszczochy. Na ramieniu powieszoną
czarną torbę i uśmiechał się lekko. Podszedłem do niego i pocałowałem lekko w
usta na powitanie.
– Cześć, misiu. – zaśmiał się.
– Nie nazywaj mnie tak. – naburmuszyłem się.
– Spóźniłeś się. – powiedział oskarżycielskim tonem.
– Nie spóźniłem się. To ty przyszedłeś za wcześnie.
– To chodź już. Miły ten Twój ojciec. – zaśmiał się.
– Taaa. Teraz jest miły. – mruknąłem. –Tato wychodzę! –
krzyknąłem ciągnąc go za rękę.
– Jasne! – odkrzyknął.
– Tylko nie zapomnij pójść na nocną zmianę! A jutro masz na drugą!
– Nie zapomnę!
– To chodź. – pociągnąłem go za rękę do wyjścia.
Kai szedł bardzo blisko mnie, ale nie objął mnie jak zawsze.
– My mamy zespół. – powiedział cicho.
– Co?
– No... Mamy zespół. Ja jestem liderem i gram na perkusji, Reita na basie, Uru
na gitarze prowadzącej, Aoi na akustyku i elektrycznej, a Ruki śpiewa i czasami
gra na akustyku.
Westchnąłem.
– Rozumiem.
– Czyli nie jesteś zły? – spytał niepewnie.
– No pewnie, że nie. – zaśmiałem się. – W zasadzie to ja też śpiewam i gram,
ale... Nie zdecydowałem czy to właśnie będę robić w przyszłości.
– Zagrasz nam coś?
– Nie mam gitary. – odpowiedziałem, a ten momentalnie stanął.
– Nie zaszliśmy daleko, więc... Wrócisz się? – zrobił smutną minę.
– Muszę? – jęknąłem.
– Tak! – zaśmiał się.
– Może następnym razem, co?
– No dobra. – powiedział smutno. – Ale Nam zagrasz.
– Zagram, zagram. – ruszyliśmy dalej, a Kai oczywiście wtulił się we mnie.
***
Czarnowłosy wszedł do domu Uru nawet nie pukając, a ja niepewnie wszedłem za
nim.
– Jak zwykle nie zamykasz drzwi! – krzyknął na powitanie.
– A po co?! – usłyszałem zdziwiony głos Uru.
– Bo Cię ktoś okradnie. – zaśmiał się.
– Nie przesadzaj.
Ściągnęliśmy buty w pomarańczowym przedpokoju, a następnie weszliśmy do salonu.
Zwykły salon – jasno żółte ściany, brązowe meble, sofa, telewizor, fotele,
rośliny. Na białej kanapie siedział Reita z Ruki’ m i oglądali telewi-zor, Aoi
siedział na ziemi przed małym stoliczkiem oparty plecami o kanapę, a Uru pewnie
był w kuchni.
– Ooo! Widzę, że Nasze gołąbeczki już przyszły. – powiedział rozbawiony Uru
wchodząc do pokoju z miską popcornu. – Będą horrory! – krzyknął radośnie na co
jęknąłem.
– Co jest? – spytał Kai. – Boisz się?
– Nie, po prostu nie mogę ich oglądać. – powiedziałem wymijająco.
– Czemu?
Westchnąłem.
– Ty musisz wszystko wiedzieć? Mam problemy z sercem, okej?
– Ojej. Moje biedactwo. – pogłaskał mnie po głowie. – Jakie filmy macie?
– Z horrorów to.....
***
Wieczór minął nam bardzo dobrze. Oglądaliśmy komedie, jakieś lekkie horrory i
Uru wymyślił sobie jakieś romansidło, a na koniec oglądnęliśmy „American Pie.”
– Japierdziele... Co to jest.... – zaśmiałem się.
– Ćśśś, kotku. – szepnął mi do ucha Kai przytulając się bardziej do mojej
klatki piersiowej, a ja objąłem go ramionami.
– Ale... – przerwał mi pocałunkiem.
– Później, kotku.
Westchnąłem.
Przez cały film Kai przytulał się do mnie, Uru oglądał go z wypiekami na twarzy
siedząc na kolanach Aoi’ ego, a Ruki i Rei siedzieli oparci kanapę (wtuleni w
siebie) i zajadali popcorn. W połowie ten film znudził mnie i zająłem się czymś
bardziej interesującym jak całowanie i lizanie szyi Tanabe.
– Miyavi. – jęknął. – Przestań.
– Czemu? – wyszeptałem tuż przy jego uchu na co lekko zadrżał.
– Miyavi, proszę. – wplótł palce w moje włosy i odciągnął lekko moją głowę od
swojej szyi.
– No wiesz ty co. – naburmuszyłem się.
***
Jego usta na mojej szyi doprowadzały mnie do szału, a zimny metal jego kolczyka
jeszcze to potęgował. Podobało mi się to, ale w końcu reszta tu siedzi,
prawda? Nie mogłem tak przy nich... Jestem liderem i nie mogę.
– Miyavi. Przestań. – szepnąłem.
– Czemu? – usłyszałem cichy szept przy uchu
– Miyavi, proszę. – wplotłem palce w moje włosy i odciągnąłem go od mojej szyi.
– No wiesz ty co. – odwrócił głowę w drugą stronę.
– Nie obrażaj się. – pocałowałem go lekko w usta. – Nie przy nich, misiu.
– Czyli później to dokończymy. – zaśmiał się cicho, pocałował mnie w policzek i
wrócił do oglądania filmu na co westchnąłem.
Nie mogłem się skupić... Nawet nie wiedziałem o czym był ten film. Przez jego
bliskość nie myślałem o niczym innym.
– Ej, kotku. – usłyszałem. – Coś się tak zamyślił?
– Hm? – nawet nie zauważyłem, że film już się skończył. – A nie, nic...
– Nasz liderek chyba się zakochał. – zaśmiał się Uru na co walnąłem go w głowę.
– Jeszcze raz, a dostaniesz mocniej. – powiedziałem groźnie..
***
[Miyavi]
Jak ich słyszałem to normalnie śmiać mi się chciało i zachichotałem, ale zaraz
tego pożałowałem, bo ja również dostałem po głowie.
– A to za co? – naburmuszyłem się. – Jak możesz mnie bić? – udałem rozpacz.
Ruki roześmiał się jednocześnie unikając poduszki, którą rzucił Kai. „Obrażony”
wstałem i podszedłem do okna. Było ciemno, a na ulicach paliły się latarnie.
Ten widok zawsze przypominał mi moje wieczorne wyjścia z bratem gdy było nam
źle. Nagle poczułem, że ktoś przytula się do moich pleców i kładzie podbródek
na moim ramieniu.
– Czemu jesteś smutny? – to maleństwo. – Coś się stało? – spytał zmartwiony.
– Nie, po prostu wszystko przypomina mi o bracie. – pokręciłem zrezygnowany
głową i westchnąłem.
– A co się stało?
– Rok temu pokłóciłem się z rodzicami i uciekłem z domu. Mój brat chciał mnie
poszukać... Wsiadł do samochodu i – wzruszyłem ramionami. – pojechał mnie
szukać. Niestety ludzie są tak głupi, że po pijaku siadają za kierownicą...
Jakiś idiota usiadł za kierownicą tira... Miał we krwi ponad dwa promile
alkoholu.... Wjechał w niego... Mój brat zmarł w szpitalu dzień później. –
uśmiechnąłem się lekko. – Po jego śmierci moja rodzina rozpadła się. Matka
zupełnie poświęciła się pracy, ojciec zaczął pić, a ja palić i opuszczać
lekcje. Zachowywali się tak, jakbym nie istniał. Chyba zapomnieli, że nie tylko
on był ich synem.
– Ale przecież jest lepiej, prawda? – spytał Kai przytulając się do mnie.
– Może i tak, ale nie wiem czy znowu nie będzie jak dawniej... Z resztą... Nie
wiem czy chcę aby tak było.
– Przecież tutaj w ogóle nie zapaliłeś. – powiedział nagle Aoi.
– Wiem. – westchnąłem. – Mamusia mi zakazała palić przy niej. – powiedziałem
patrząc na Kai’ a.
– No i widzisz? Umiesz?
– Nie. – odpowiedziałem szczerze. – Kurwicy dostaję. Dobra, ja muszę zapalić. –
otworzyłem drzwi balkonowe i wyszedłem wyciągając papierosy. Wyciągnąłem
jednego, zapaliłem i zaciągnąłem się mocno. Moje niebo... Oparłem się o
barierkę i lekko wychyliłem.
– Uważaj, bo wylecisz. – usłyszałem Aoi’ ego i jak na złość wychyliłem się
bardziej.
– Ojejku.. Ale się boję. – zaśmiałem się, ale posłusznie odsunąłem.
Po spalonym papierosie wróciliśmy do pokoju. Ruki’ ego i
Reity nie było. Kai siedział na kanapie, a Uru się do niego przytulał.
– Czuję się zazdrosny. – mruknąłem Kai’ owi do ucha.
– Daj spokój. Śmierdzisz papierosami. – skrzywił się.
Westchnąłem i podszedłem do okna. Otworzyłem je i patrzyłem
na spokojne miasto. Teraz było bez zmartwień, tak bezpiecznie..., ale jak wrócę
do domu to, to wszystko do mnie wróci. Poczułem, że ktoś się do mnie przytula.
Tym razem to Aoi. O dziwo nie odepchnąłem go tylko wtuliłem się w niego.
Pierwszy raz miałem kogoś, komu mogłem zaufać. Czarnowłosy pocałował mnie w
policzek i położył brodę na moim ramieniu.
– Co się stało, Mev- chan? – wyszeptał.
– Wiesz – mruknąłem patrząc w okno. – teraz wszystko jest w
porządku. Bez zmartwień, bez problemów.., a jak wrócę do domu to wszystko się
spieprzy. Znowu będę się użerać z nimi. Ojciec może już nie pije, ale nigdy nie
będzie jak dawniej. Jako jedyne wsparcie mam was. – szepnąłem jeszcze ciszej.
– Możesz na nas liczyć, Mev- chan.
– Wiem i doceniam to, naprawdę. – pogłaskałem jego złączone
dłonie na moim brzuchu.
– Jakbyś miał jakiś problem to wal śmiało.
– Nie zapomnę.
Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął mój telefon z mojej
kieszeni. Wpisał swój numer i zapisał siebie jako „Aoiś”. Parsknąłem śmiechem,
ale nic nie powiedziałem. Ja również wpisałem mój numer do jego telefonu, a
czarnowłosy zapisał mnie jako „Dziecko Tęczy”. Podrapałem się po policzku i
odsunąłem od niego. Usiadłem na kanapie koło chłopaków. Kai odwrócił się do
mnie i przysunął bliżej. Uśmiechnął się do mnie czule i położył głowę na mojej
klatce piersiowej tam, gdzie biło serce. Niepewnie objąłem go ramionami i
westchnąłem.
– Rzuć palenie. – powiedział cicho. – Niszczysz się tylko.
Zagryzłem wargę i objąłem go mocniej.
– Nie potrafię. Już nie raz próbowałem, uwierz mi.
– A może spróbujesz? Dla mnie?
Westchnąłem i położyłem podbródek na jego głowie. Cholera...
Nie chcę mu obiecywać czegoś, czego i tak nie spełnię... Ale jakbym spróbował?
Przecież nie zaszkodzi..
– Spróbuję, ale nie obiecuję, że coś z tego wyjdzie.
– Dziękuję. – szepnął i wtulił głowę w moją szyję.
Pisz to szybko dalej :D
OdpowiedzUsuńTaaaak
OdpowiedzUsuńTo jest takie zacne że chce jeszcze i jeszcze.
Proszę o kolejną taką zajebistą notkę. Wiem że potrafisz:*
Buziaczki
Dalej! Dalej! Mam nadzieję, że wena do ciebie wróci. Uwielbiam ten paring. Kai x Miyavi forever!! <3
OdpowiedzUsuńChce więcej. :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten paring.^^
Chcę JESZCZE!!
OdpowiedzUsuńWięcej ;3
OdpowiedzUsuń