sobota, 23 lutego 2013

Tak to się zaczyna. JoeChun. 007

Uch! Normalnie nie wierzę, że już skończyłam... Nie wiedziałam, że można się aż tak męczyć z jednym rozdziałem *śmiech* Dzięki Mayu ten blog wygląda jak wygląda i dziękuję Ci za to ♥Nie przedłużając. Zapraszam do czytania. Zdjęcia będą informować kto w danej chwili opowiada ^_^



– Witaj, braciszku – usłyszałem tak bardzo znienawidzony głos.
– Czego tu chcesz? – warknąłem.
– Nie cieszysz się? Specjalnie dla Ciebie przyjechałem do Seul’ u – uśmiechnął się sztucznie.
– Nienawidzę Cię, rozumiesz? Odejdź stąd.
– Nie. Chcę porozmawiać – widziałem w jego spojrzeniu niepewność.
– A kto powiedział, że ja chce? – uniosłem brwi do góry.
– Ja... Chcę wyjaśnić tamtą sytuację.
– C.A.P zostawisz nas? – nie chciałem żeby słyszał o tym.
– Ale...
– Proszę. Zaraz tam przyjdę.
– No dobra – mruknął niepewnie i rzucając mi współczujące spojrzenie, odszedł.
– Słucham – warknąłem i oparłem się o ścianę.
– Ja – westchnął. – To wszystko nie jest tak, jak myślisz. Zrozum.. Oni – skrzywił się. – Dongsaeng* zrozum mnie.. Nie chciałem żeby to tak wyszło. Z drugiej strony cieszę się, że tylko na mnie się uwzięli, bo ty mogłeś robić to, co kochasz. Ja musiałem iść na medycynę, choć tego nienawidzę. Nie wiesz przez co musiałem przechodzić żeby ojciec – skrzywił się. – zostawił Cię w spokoju. Zrobiłem wszystko dla mojego młodszego brata, ale nie mogłem z Tobą rozmawiać czy być Ci tak bliski. To był jeden z wielu warunków.
– Co on Ci robił? – spytałem cicho. Nie chciałem znać odpowiedzi.
– On mówił, że to naturalne, że ojciec kocha tak dziecko i robi mu takie rzeczy.
– Dlaczego mam Ci ufać, co? Przez całe życie byłem okłamywany, więc czemu?
– Nie każę Ci mi ufać. Chcę żebyś mnie po prostu wysłuchał.
– Nie uważasz, że za dużo bajeczek już mi wmawialiście? Nie uważasz, że trochę za dużo kłamstw mówiliście przez całe moje życie? Hmm.. Chciałeś dobrze tak? – gdy skinął głową, kontynuowałem: – Nie wyszło Ci, wiesz? On nie pozwalał mi robić to, co kochałem. Nie pozwalał mi tańczyć, malować, śpiewać. Kazał mi po prostu siedzieć w pokoju i się uczyć, rozumiesz? Gdy wyjechałeś do liceum to – umilkłem i zagryzłem wargę. – przez niego trafiłem do szpitala. Przez to, co mi robił gdy Ciebie nie było... Dlaczego mnie zostawiłeś, hyung**? – jęknąłem i spuściłem głowę. Dawno nie mówiłem do niego „hyung”. Dawno? Ostatni raz zwróciłem się tak do niego gdy miałem cztery/pięć lat.
– Wybacz mi, młody. Na prawdę nie chciałem żeby tak wyszło.
– Ty nigdy nic nie chciałeś – mruknąłem.
– L. Joe? – usłyszałem cichy głos Chunji’ ego, a po chwili chłopak wyszedł z salonu i stanął przy drzwiach.
– Wszystko w porządku. Idź do reszty.
– Ale...! Nie powinieneś się jeszcze przemęczać! Dopiero co wyszedłeś ze szpitala!
– Chunji – jęknąłem. – Proszę.
– Jestem Park JiKyung. Starszy brat tego tu o – wskazał na mnie głową.
– Park? Nie powinniście mieć tak samo na nazwisko?
– Mamy różnych ojców – odpowiedziałem. – Moja matka się puściła.
– Um.. Przykro mi?
– Taa.
– Jestem...
– Lee ChanHee lub Chunji – przerwał mu. – Wiem to.
– To wszystko co miałeś mi do powiedzenia?
– Jest tyle rzeczy, o których chciałbym Ci powiedzieć, hyeong*** – odpowiedział po chwili. – Nie zdajesz sobie sprawy ile tego jest.
Zagryzłem wargę i spojrzałem mu w oczy. Nie widziałem w nich kpiny czy kłamstwa, ale troskę i radość. Westchnąłem i podszedłem do szafki. Wyjąłem kartkę i długopis, a następnie zapisałem na niej ciąg liczb.
– Zadzwoń do mnie kiedyś tam – mruknąłem podając mu kartkę.
– Jesteś pewny?
– Bierz, bo się rozmyślę.
– Dziękuję, że dałeś mi szanse.
– W końcu jesteś moim bratem, hyung – spojrzałem mu w oczy.
Chłopak wyszedł, a my skierowaliśmy się do pokoju. Zauważyłem, że C.A.P obejmuje Niel’ a. Słodko wyglądali. Po chwili Changjo wstał i wyszedł.


***




Słyszałem jak L.Joe z kimś się kłóci. Chunji też to słyszał, bo wyszedł z pokoju.
Patrzyłem na Niel’ a i C.A.P’ a i musiałem przyznać, że wyglądali słodko razem. W końcu i jeden, i drugi był szczęśliwy. Nareszcie mogłem spać spokojnie i nie martwić się o nich. Nie musiałem słuchać przytłumionego szlochu brązowo-włosego i nerwowego chodzenia lidera po pokoju.
Ale czy na pewno byłem szczęśliwy? Nie, nie byłem. Gdzieś w głębi zazdrościłem im tych miłości i partnerów. Co prawda nie byłem gejem, ale jednak... Chciałem mieć kogoś, do kogo mógłbym się zwrócić z moimi problemami, wypłakać, wyżalić..., ale także cieszyć. Może kogoś znajdę? Może mi również będzie pisana miłość? Wszystko przed nami. Może kiedyś uda mi się znaleźć miłość mojego życia. Kto wie?
Po paru minutach do salonu wrócił Chunji z L.Joe. Nie mogąc wytrzymać ich widoku, więc wstałem i wyszedłem. Ubrałem buty i po kilku sekundach wyszedłem z domu. Było ciemno, więc nikt nie powinien mnie poznać. Jednak dla bezpieczeństwa naciągnąłem czapkę na uszy i ubrałem skórzaną kurtkę. Było zimno. Taaak, brawo geniuszu. Jest prawie styczeń, a ty w skórzanej kurtce. Jak się rozchorujesz  to lider Cię rozszarpie – westchnąłem na swoje myśli, ale nie ubrałem się cieplej. Wsadziłem ręce do kieszeni i ruszyłem do parku, gdzie ostatnio bardzo lubiłem przesiadywać.
Swoją drogą zauważyłem, że od paru dni Ricky ciągle siedzi z nosem w komórce i pisze z kimś. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czułem się dość dziwnie. Cieszyłem się, że i on znajdzie sobie partnera czy partnerkę, bo nie wiedziałem jakiej jest orientacji. Nigdy o tym nie mówiliśmy, więc skąd mogłem wiedzieć? A on nie wykazywał zainteresowania ani płcią piękną, ani przeciwną.
Ja byłem na sto procent hetero. Nie byłem jakimś homofobem czy kimś takim. Tolerowałem ich i akceptowałem. A zresztą: jak mam nie lubić gejów skoro mam przyjaciół o innych orientacjach seksualnych? Oni są cudowni, więc nie rozumiem dlaczego ludzie tak bardzo nienawidzą homoseksualistów.
Westchnąłem i wszedłem na plac zabaw, który mieścił się po środku parku. Usiadłem na jednej z ławek, uprzednio zgarniając śnieg, i podciągnąłem kolana pod brodę.
A jeśli ja do końca życia będę sam? Jeśli oni założą rodziny, wyjadą i zapomną o mnie? Jestem nienormalny.
Wstałem i otrzepując tyłek ruszyłem z powrotem do naszego domu. Cały trząsłem się z zimna. Nic dziwnego. Wsadziłem ręce do kieszeni i patrzyłem pustym wzrokiem na wszystko dookoła.
Jesteś nienormalny, Changjo. Przecież to Twoi przyjaciele. Powinieneś bardziej w nich wierzyć, idioto! Niby tak, ale... Nie ma „ale”! Kochają Cię, są z Tobą! Doceń ich w końcu, debilu!
– Kurwa.. Jestem pojebany – szepnąłem i otworzyłem drzwi od naszego mieszkania.


***



Kolejne dni mijały nam bardzo spokojnie. Święta spędziliśmy razem. Bez większych ekscesów czy wypadów gdzieś. Po prostu siedzieliśmy w domu. Oczywiście wymieniliśmy się prezentami, zjedliśmy wspólną kolację wigilijną i wypiliśmy troooooooochę na sylwestra. Nie spędziliśmy świąt samych. Przyszli do nas Big Bang, NU’EST i Boyfriend.
– I jak tam z Chunji’ m? – to było pierwsze zdanie, które usłyszałem od G-D, T.O.P’ a i Ren’ a.
Oczywiście opowiedziałem im co nieco o nas, ale oczywiście nie wszystko. Układało nam się, ale żaden z nas nie chciał się śpieszyć. Nie byliśmy jeszcze tak naprawdę w związku. Chciałem, ale bałem się, że jeśli mu to zaproponuje, to mnie wyśmieje. Wiem, jestem idiotą.


***




Nieubłagalnie zbliżała się nasza trasa koncertowa, która miała być w lutym. Szczerze? Nie bardzo chciało mi się jechać, ale nie miałem wyboru. W końcu byliśmy zespołem, nie? Razem mieliśmy zespół i razem powinniśmy rozwiązywać problemy. Jednak bolało mnie ich zachowanie. Ale co mogłem poradzić? Nic. Ich życie. Nie muszę mnie niańczyć tylko dlatego, że jestem maknae. Mają swoje życie. Ja kiedyś również będę je mieć.
Przez cały czas starałem się izolować od nich. Oczywiście zachowywałem się w miarę normalnie, tzn. uśmiechałem się od czasu do czasu, żartowałem, wychodziłem z nimi na piwo czy gdzieś. Jednak w środku byłem w totalnej rozsypce. Czemu? Nie wiedziałem. Po prostu. Często łapałem doły i nie miałem humoru, jednak uśmiechałem się.
             Niestety, ale L. Joe chyba zauważył, że coś jest nie tak. Chyba? Nieeeeee. Zauważył i przeprowadził ze mną „poważną” rozmowę...


***



– Więc teraz grzecznie mi się wyspowiadasz – powiedziałem wchodząc do pokoju maknae i zamykając drzwi.
Już dawno zauważyłem, że chłopak się zmienił. Dawałem mu czas, bo może to tylko przejściowe. Jednak po paru tygodniach zacząłem się bardzo o niego martwić. Nie był taki, jak wcześniej. Dlatego postanowiłem wyjaśnić z nim to i owo. Dla jego własnego dobra. W końcu to był mój obowiązek, prawda? To mój przyjaciel  i powinienem o niego dbać. Tak powinno być, więc postanowiłem wyjaśnić tą sytuację.
– Nie wiem o co Ci chodzi – uśmiechnął się z wymuszeniem.
– Nie pieprz, Changjo. Widzę, że coś jest nie tak, więc gadaj, albo pójdę po lidera. Wybieraj – nie dawałem mu zbytniego wyboru. Wiedziałem, że nie chce konfrontacji z liderem, więc wybierze rozmowę ze mną. Można uznać to za lekki szantaż, ale trudno. Robię to dla niego.
– Um – zawahał się. – No dobra. Ale nikomu o tym nie powiesz.
– Obiecuję – usiadłem koło niego na łóżku.
– Ale to głupie – spuścił głowę i zaczął bawić się swoimi palcami.
– Głupie czy nie, nie będę patrzeć jak się męczysz. No już – zachęciłem.
– No bo – westchnął.
Widziałem jak się męczy, jak otwiera parę razu usta jednak nic nie mówi, jego rozbiegany i niepewny wzrok. Usiadłem na środku łóżka opierając się plecami o ścianę i przyciągnąłem go do siebie. Objąłem go ramionami w pasie, a on wtulił głowę w moje ramię.
– Bo ty znalazłeś swoją miłość, C.A.P także... Wy wszyscy macie kogoś, kogo kochacie – zaczął cicho i bardzo nieśmiało. – Nawet Ricky pewnie kogoś ma – zaczął się bawić swoją koszulką. – Um... Już teraz poświęcacie mi mniej czasu.. Boję się co będzie dalej.
– Chan...
– Nie przerywaj mi – szepnął. – Wiem, że jesteście szczęśliwi i macie ich, ale ja pomimo wszystko też potrzebuję trochę waszej uwagi – widziałem, że się zarumienił. – Nie chcę żeby to wyglądało tak, że zajmujecie się mną z przymusu. Ja po prostu też potrzebuję czasami z kimś pogadać, ale ostatnio w ogóle nie macie dla mnie czasu i... Ja przepraszam. Nie powinienem tak nagle, ale boję się, że mnie zostawicie i już całkiem się odetniecie.
– Wybacz mi. Nie wiedziałem – objąłem go mocniej ramionami. – Obiecuję, że będę Ci poświęcać więcej czasu, hm?
– Nie chcę się narzucać.
– Daj spokój. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę patrzeć jak cierpisz czy się smucisz, jasne?
– Dziękuję, hyung.
– Od tego są przyjaciele. A swoją drogą: Ricky kogoś ma? – zdziwiłem się.
– Nie widzisz, że ciągle z telefonem w ręce siedzi?
– No rzeczywiście, ale... Ma kogoś?
– Nie wiem – zaśmiał się. – Może na razie są na etapie początkowym i nie chce nam mówić co i jak? Może chce poczekać na dogodny moment?
Znałem to uczucie i ten stan. W końcu przeżywałem go razem z Chunji’ m. Nie śpieszyliśmy się, jednak ja chciałem mówić o nim jak o moim chłopaku, a nie o bliskim przyjacielu.
– Może zejdziemy do nich, co? Wszyscy się o Ciebie martwimy – oparłem głowę o jego ramię i westchnąłem cicho.
– Nie chciałem tego, żebyście się o mnie martwili – mruknął trochę nieskładnie.  Ja po prostu....
– Wiem to – przerwałem mu i pogłaskałem go po włosach. – Obiecuję, że poświęcę Ci więcej czasu, dobrze?
– Dziękuję, hyung – uśmiechnął się szczerze. Skąd wiedziałem? Nawet oczy mu się śmiały. Tego nie można było przegapić w jakikolwiek sposób.


***




Jak obiecał, tak zrobił. Spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, jednak czułem okropne wyrzuty sumienia. Dlaczego? Bo odciągałem go od Chunji’ ego i bolało mnie to.
I po co ja to mówiłem? Mogłem siedzieć cicho, a nie mówić cokolwiek. Wtedy byłoby dobrze. Ale czy na pewno? Dalej bym się „psuł”, a reszta nic by nie widziała. Jednak teraz poświęcali mi więcej czasu za co byłem im wdzięczy, ale z drugiej strony nie chciałem ich odciągać od siebie.
Coraz częściej zacząłem wychodzić na dłuższe spacery. Tym razem jednak trampki zastąpiłem glanami, skórzaną kurtkę płaszczem na zimę, cienką czapkę grubszą i oczywiście szalik. Reszta nie pytała dlaczego tak ciągle wychodzę. Rozumieli. Chyba.
Westchnąłem i wsadziłem ręce do kieszeni jednocześnie kopiąc jakiś kamień. Znowu wyszedłem na jeden z moich spacerów, znowu odciąłem się od nich na te kilka godzin.
Ostatnie miesiące nie były dla mnie korzystne. Strasznie schudłem, bo praktycznie nic nie jadłem. Dużo się ruszałem, więc automatycznie spalałem kalorie. Jednak starałem się normalnie funkcjonować. Starałem. Wychodziło? Nie zawsze, ale jednak.
Przeszedłem obok tulącej się pary i uśmiechnąłem się czule.
Co ja poradzę, że lubię patrzeć na zakochanych ludzi? Nic na to nie poradzę. Taki już jestem i tyle. Wiem, że jestem nienormalny, ale to nie moja wina.
W końcu wróciłem do domu, bo nie mogłem przecież tyle siedzieć na dworze. Gdybym się rozchorował dwa tygodnie przed trasą koncertową, to lider pewnie by mnie zabił.


***




I w końcu nadszedł upragniony luty. A co z nim idzie? Trasa koncertowa. Tak więc już na samym początku miesiąca (na końcu stycznia) każdy zastanawiał się co ma wziąć ze sobą. Co z tego, że to tylko jedenaście dni.
Nawet nie zauważyłem, że już siedzieliśmy w busie i jechaliśmy do Niemiec, gdzie miał się odbyć pierwszy koncert. Lubiłem ten kraj oraz język. Potrafiłem się nim posługiwać. Nie perfekcyjnie, ale jednak, prawda?
Usiadłem koło Chunji’ ego i objąłem go ramieniem. Chłopak wtulił się we mnie i położył głowę na moim ramieniu.
– Co ty właściwie do mnie czujesz? – spytałem korzystając z okazji, że siedzieliśmy na samym końcu, a reszta była na początku.
– Ja – zawahał się, ale po chwili kontynuował: – kocham Cię, L. Joe – szepnął prawie niedosłyszalnie.
– Też Cię kocham – uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek. – Chcesz być ze mną? – wyszeptałem mu do ucha.
Poczułem jak zadrżał. Nie powiem, schlebiało mi to, że tak na niego działam.
– Tak – mruknął jeszcze ciszej chowając twarz w mojej bluzie.
Był strasznie uroczy. Teraz rumieni się na zwykłe pytanie, a tak to potrafi rozmawiać o wszystkim i być bardzo perwersyjnym. To diabeł w anielej skórze. I tak go kocham.
– Changjo? Stało się coś? – spytałem widząc jak nam się przypatruje.
Chłopak spojrzał na nas i uśmiechnął się. Szczerze. Aż mu oczy błyszczały ze szczęścia. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do nas, po czym przytulił mnie i blondyna.
– W końcu jesteście razem – powiedział podekscytowany. – Tak bardzo się cieszę! Jejuuuu! To było takie słodkie – zachwycał się. – Tak słodko się rumienisz Chunji! Booooże! To było takie... takie... takie... cudowne!
– Dobrze się czujesz? – parsknąłem śmiechem.
– Jestem szczęśliwy, że w końcu jesteście razem jak para.
– Zawstydzasz mnie – schowałem głowę we włosach blondyna.
Ciemno-włosy wybuchnął śmiechem, a do niego dołączyła reszta.
– Niemożliwe! – nadal się śmiał. – L. Joe się zawstydził?! Zawstydził? ... Zawstydził? – powtarzał.
– Nie bądź wredny, no! – jęknąłem.
– Jesteście słodcy – powtórzył po raz kolejny.
– Changjo! – warknąłem. – Uspokój się! Nie jestem słodki!
Teraz to nawet Chunji się ze mnie śmiał. Jak on mógł? Prychnąłem obrażony i obróciłem głowę w drugą stronę.
– Nawet ty się ze mnie śmiejesz? Ty? No wiesz ty co?
– Wybacz,  hyung. Ale naprawdę jesteś słodki.
Już nic więcej nie powiedziałem. Nie chciałem się bardziej pogrążać.


***

Po pół godzinie dojechaliśmy na lotnisko i wsiedliśmy do samolotu. Oczywiście nie odbyło się bez interwencji ochroniarza, bo lider zapomniał, że miał baterie w kieszeni, w spodniach i chcieli go aresztować.
W końcu wylądowaliśmy na miejscu, ale znowu musieliśmy wsiąść do samochodu, który miał nad odwieść do hotelu. Dostałem pokój z Chunji’ m, lider miał z Niel’ em, a Ricky i Changjo razem. Obgadaliśmy czy wszystko wszystkim pasuje i rozeszliśmy się do pokoi. Dopiero jutro miała się zacząć zabawa. W końcu rozpoczynaliśmy koncerty, prawda?
Wykąpałem się, położyłem do łóżka i nakryłem kołdrą po samą szyję. Przyjemnie ciepełko... Blondyn wszedł do łazienki. Wyszedł z niej po pół godzinie z mokrymi włosami.
– Mogę z Tobą? – spytał cicho podchodząc do mojego łóżka.
– Jasne – odchyliłem kołdrę.
Chłopak położył się obok mnie. Objąłem go ramionami, a on wtulił głowę w moje ramię. Rękę przerzucił przez mój brzuch.
– Annyeong****, hyung.
– Annyeong – odpowiedziałem cicho i wtuliłem twarz w jego włosy.

C.D.N.



* Dongsaeng – zwrot do osób młodszych
** Hyung – chłopcy w Korei zwracają się tak do starszych mężczyzn, znaczy to tyle co starszy brat
*** Hyeong – brat, bracie, braciszku
**** Annyeong – to co prawda oznacza pożegnanie, ale można to uznać również jako „dobranoc”



Tak więc to by było na tyle *śmiech*
Sayonara ♥

2 komentarze:

  1. yyyyyyy , no ej płaczę, jak Changjo jest smutno .. wiem że to tylko opo i on i tak nie koniecznie taki jest , no aleeee czemu to nie może się dziać na prawdę niiiii-channnnnn ! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie o to mi chodziło... żebyś płakała *śmiech*.. nie no. po prostu mam taki humor i na razie żadne moje opowiadanie nie jest szczęśliwe. może się to zmieni, może nie...

      hmmm... już niedługo, już niedługo ^_^

      Usuń