Uch! Normalnie nie wierzę, że już skończyłam... Nie wiedziałam, że można się aż tak męczyć z jednym rozdziałem *śmiech* Dzięki Mayu ten blog wygląda jak wygląda i dziękuję Ci za to ♥Nie przedłużając. Zapraszam do czytania. Zdjęcia będą informować kto w danej chwili opowiada ^_^
– Witaj, braciszku – usłyszałem tak bardzo znienawidzony
głos.
– Czego tu chcesz? – warknąłem.
– Nie cieszysz się? Specjalnie dla Ciebie przyjechałem do
Seul’ u – uśmiechnął się sztucznie.
– Nienawidzę Cię, rozumiesz? Odejdź stąd.
– Nie. Chcę porozmawiać – widziałem w jego spojrzeniu
niepewność.
– A kto powiedział, że ja chce? – uniosłem brwi do góry.
– Ja... Chcę wyjaśnić tamtą
sytuację.
– C.A.P zostawisz nas? – nie chciałem żeby słyszał o tym.
– Ale...
– Proszę. Zaraz tam przyjdę.
– No dobra – mruknął niepewnie i rzucając mi współczujące
spojrzenie, odszedł.
– Słucham – warknąłem i oparłem się o ścianę.
– Ja – westchnął. – To wszystko nie jest tak, jak
myślisz. Zrozum.. Oni – skrzywił się. – Dongsaeng* zrozum mnie.. Nie chciałem
żeby to tak wyszło. Z drugiej strony cieszę się, że tylko na mnie się uwzięli,
bo ty mogłeś robić to, co kochasz. Ja musiałem iść na medycynę, choć tego
nienawidzę. Nie wiesz przez co musiałem przechodzić żeby ojciec – skrzywił się.
– zostawił Cię w spokoju. Zrobiłem wszystko dla mojego młodszego brata, ale nie
mogłem z Tobą rozmawiać czy być Ci tak bliski. To był jeden z wielu warunków.
– Co on Ci robił? – spytałem cicho. Nie chciałem znać
odpowiedzi.
– On mówił, że to naturalne, że ojciec kocha tak dziecko i robi mu takie rzeczy.
– Dlaczego mam Ci ufać, co? Przez całe życie byłem
okłamywany, więc czemu?
– Nie każę Ci mi ufać. Chcę żebyś mnie po prostu
wysłuchał.
– Nie uważasz, że za dużo bajeczek już mi wmawialiście?
Nie uważasz, że trochę za dużo kłamstw mówiliście przez całe moje życie? Hmm..
Chciałeś dobrze tak? – gdy skinął głową, kontynuowałem: – Nie wyszło Ci, wiesz?
On nie pozwalał mi robić to, co kochałem. Nie pozwalał mi tańczyć, malować,
śpiewać. Kazał mi po prostu siedzieć w pokoju i się uczyć, rozumiesz? Gdy
wyjechałeś do liceum to – umilkłem i zagryzłem wargę. – przez niego trafiłem do
szpitala. Przez to, co mi robił gdy Ciebie nie było... Dlaczego mnie
zostawiłeś, hyung**? – jęknąłem i spuściłem głowę. Dawno nie mówiłem do niego
„hyung”. Dawno? Ostatni raz zwróciłem się tak do niego gdy miałem cztery/pięć
lat.
– Wybacz mi, młody. Na prawdę nie chciałem żeby tak
wyszło.
– Ty nigdy nic nie chciałeś – mruknąłem.
– L. Joe? – usłyszałem cichy głos Chunji’ ego, a po
chwili chłopak wyszedł z salonu i stanął przy drzwiach.
– Wszystko w porządku. Idź do reszty.
– Ale...! Nie powinieneś się jeszcze przemęczać! Dopiero
co wyszedłeś ze szpitala!
– Chunji – jęknąłem. – Proszę.
– Jestem Park JiKyung. Starszy brat tego tu o – wskazał
na mnie głową.
– Park? Nie powinniście mieć tak samo na nazwisko?
– Mamy różnych ojców – odpowiedziałem. – Moja matka się
puściła.
– Um.. Przykro mi?
– Taa.
– Jestem...
– Lee ChanHee lub Chunji – przerwał mu. – Wiem to.
– To wszystko co miałeś mi do powiedzenia?
– Jest tyle rzeczy, o których chciałbym Ci powiedzieć,
hyeong*** – odpowiedział po chwili. – Nie zdajesz sobie sprawy ile tego jest.
Zagryzłem wargę i spojrzałem mu w oczy. Nie widziałem w
nich kpiny czy kłamstwa, ale troskę i radość. Westchnąłem i podszedłem do
szafki. Wyjąłem kartkę i długopis, a następnie zapisałem na niej ciąg liczb.
– Zadzwoń do mnie kiedyś tam – mruknąłem podając mu
kartkę.
– Jesteś pewny?
– Bierz, bo się rozmyślę.
– Dziękuję, że dałeś mi szanse.
– W końcu jesteś moim bratem, hyung – spojrzałem mu w
oczy.
Chłopak wyszedł, a my skierowaliśmy się do pokoju. Zauważyłem,
że C.A.P obejmuje Niel’ a. Słodko wyglądali. Po chwili Changjo wstał i wyszedł.
***
Słyszałem jak L.Joe z kimś się kłóci. Chunji też to
słyszał, bo wyszedł z pokoju.
Patrzyłem na Niel’ a i C.A.P’ a i musiałem przyznać, że
wyglądali słodko razem. W końcu i jeden, i drugi był szczęśliwy. Nareszcie
mogłem spać spokojnie i nie martwić się o nich. Nie musiałem słuchać
przytłumionego szlochu brązowo-włosego i nerwowego chodzenia lidera po pokoju.
Ale czy na pewno byłem szczęśliwy? Nie, nie byłem. Gdzieś
w głębi zazdrościłem im tych miłości i partnerów. Co prawda nie byłem gejem,
ale jednak... Chciałem mieć kogoś, do kogo mógłbym się zwrócić z moimi
problemami, wypłakać, wyżalić..., ale także cieszyć. Może kogoś znajdę? Może mi
również będzie pisana miłość? Wszystko przed nami. Może kiedyś uda mi się
znaleźć miłość mojego życia. Kto wie?
Po paru minutach do salonu wrócił Chunji z L.Joe. Nie
mogąc wytrzymać ich widoku, więc wstałem i wyszedłem. Ubrałem buty i po kilku
sekundach wyszedłem z domu. Było ciemno, więc nikt nie powinien mnie poznać.
Jednak dla bezpieczeństwa naciągnąłem czapkę na uszy i ubrałem skórzaną kurtkę.
Było zimno. Taaak, brawo geniuszu. Jest prawie styczeń, a ty w skórzanej
kurtce. Jak się rozchorujesz to lider
Cię rozszarpie – westchnąłem na swoje myśli, ale nie ubrałem się cieplej.
Wsadziłem ręce do kieszeni i ruszyłem do parku, gdzie ostatnio bardzo lubiłem
przesiadywać.
Swoją drogą zauważyłem, że od paru dni Ricky ciągle
siedzi z nosem w komórce i pisze z kimś. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale
czułem się dość dziwnie. Cieszyłem się, że i on znajdzie sobie partnera czy
partnerkę, bo nie wiedziałem jakiej jest orientacji. Nigdy o tym nie mówiliśmy,
więc skąd mogłem wiedzieć? A on nie wykazywał zainteresowania ani płcią piękną,
ani przeciwną.
Ja byłem na sto procent hetero. Nie byłem jakimś
homofobem czy kimś takim. Tolerowałem ich i akceptowałem. A zresztą: jak mam
nie lubić gejów skoro mam przyjaciół o innych orientacjach seksualnych? Oni są
cudowni, więc nie rozumiem dlaczego ludzie tak bardzo nienawidzą
homoseksualistów.
Westchnąłem i wszedłem na plac zabaw, który mieścił się
po środku parku. Usiadłem na jednej z ławek, uprzednio zgarniając śnieg, i
podciągnąłem kolana pod brodę.
A jeśli ja do końca życia będę sam? Jeśli oni założą
rodziny, wyjadą i zapomną o mnie? Jestem nienormalny.
Wstałem i otrzepując tyłek ruszyłem z powrotem do naszego
domu. Cały trząsłem się z zimna. Nic dziwnego. Wsadziłem ręce do kieszeni i
patrzyłem pustym wzrokiem na wszystko dookoła.
Jesteś nienormalny, Changjo. Przecież to Twoi
przyjaciele. Powinieneś bardziej w nich wierzyć, idioto! Niby tak, ale... Nie
ma „ale”! Kochają Cię, są z Tobą! Doceń ich w końcu, debilu!
– Kurwa.. Jestem pojebany – szepnąłem i otworzyłem drzwi
od naszego mieszkania.
***
Kolejne dni mijały nam bardzo spokojnie. Święta
spędziliśmy razem. Bez większych ekscesów czy wypadów gdzieś. Po prostu
siedzieliśmy w domu. Oczywiście wymieniliśmy się prezentami, zjedliśmy wspólną
kolację wigilijną i wypiliśmy troooooooochę na sylwestra. Nie spędziliśmy świąt
samych. Przyszli do nas Big Bang, NU’EST i Boyfriend.
– I jak tam z Chunji’ m? – to było pierwsze zdanie, które
usłyszałem od G-D, T.O.P’ a i Ren’ a.
Oczywiście opowiedziałem im co nieco o nas, ale
oczywiście nie wszystko. Układało nam się, ale żaden z nas nie chciał się
śpieszyć. Nie byliśmy jeszcze tak naprawdę w związku. Chciałem, ale bałem się,
że jeśli mu to zaproponuje, to mnie wyśmieje. Wiem, jestem idiotą.
***
Nieubłagalnie zbliżała się nasza trasa koncertowa, która
miała być w lutym. Szczerze? Nie bardzo chciało mi się jechać, ale nie miałem
wyboru. W końcu byliśmy zespołem, nie? Razem mieliśmy zespół i razem powinniśmy
rozwiązywać problemy. Jednak bolało mnie ich zachowanie. Ale co mogłem poradzić?
Nic. Ich życie. Nie muszę mnie niańczyć tylko dlatego, że jestem maknae. Mają
swoje życie. Ja kiedyś również będę je mieć.
Przez cały czas starałem się izolować od nich. Oczywiście
zachowywałem się w miarę normalnie, tzn. uśmiechałem się od czasu do czasu,
żartowałem, wychodziłem z nimi na piwo czy gdzieś. Jednak w środku byłem w
totalnej rozsypce. Czemu? Nie wiedziałem. Po prostu. Często łapałem doły i nie
miałem humoru, jednak uśmiechałem się.
Niestety, ale L. Joe chyba zauważył, że coś jest nie tak. Chyba? Nieeeeee. Zauważył i przeprowadził ze mną „poważną” rozmowę...
Niestety, ale L. Joe chyba zauważył, że coś jest nie tak. Chyba? Nieeeeee. Zauważył i przeprowadził ze mną „poważną” rozmowę...
***
– Więc teraz grzecznie mi się wyspowiadasz – powiedziałem
wchodząc do pokoju maknae i zamykając drzwi.
Już dawno zauważyłem, że chłopak się zmienił. Dawałem mu
czas, bo może to tylko przejściowe. Jednak po paru tygodniach zacząłem się
bardzo o niego martwić. Nie był taki, jak wcześniej. Dlatego postanowiłem
wyjaśnić z nim to i owo. Dla jego własnego dobra. W końcu to był mój obowiązek,
prawda? To mój przyjaciel i powinienem o
niego dbać. Tak powinno być, więc postanowiłem wyjaśnić tą sytuację.
– Nie wiem o co Ci chodzi – uśmiechnął się z wymuszeniem.
– Nie pieprz, Changjo. Widzę, że coś jest nie tak, więc
gadaj, albo pójdę po lidera. Wybieraj – nie dawałem mu zbytniego wyboru.
Wiedziałem, że nie chce konfrontacji z liderem, więc wybierze rozmowę ze mną.
Można uznać to za lekki szantaż, ale trudno. Robię to dla niego.
– Um – zawahał się. – No dobra. Ale nikomu o tym nie
powiesz.
– Obiecuję – usiadłem koło niego na łóżku.
– Ale to głupie – spuścił głowę i zaczął bawić się swoimi
palcami.
– Głupie czy nie, nie będę patrzeć jak się męczysz. No
już – zachęciłem.
– No bo – westchnął.
Widziałem jak się męczy, jak otwiera parę razu usta
jednak nic nie mówi, jego rozbiegany i niepewny wzrok. Usiadłem na środku łóżka
opierając się plecami o ścianę i przyciągnąłem go do siebie. Objąłem go
ramionami w pasie, a on wtulił głowę w moje ramię.
– Bo ty znalazłeś swoją miłość, C.A.P także... Wy wszyscy
macie kogoś, kogo kochacie – zaczął cicho i bardzo nieśmiało. – Nawet Ricky
pewnie kogoś ma – zaczął się bawić swoją koszulką. – Um... Już teraz
poświęcacie mi mniej czasu.. Boję się co będzie dalej.
– Chan...
– Nie przerywaj mi – szepnął. – Wiem, że jesteście
szczęśliwi i macie ich, ale ja pomimo wszystko też potrzebuję trochę waszej
uwagi – widziałem, że się zarumienił. – Nie chcę żeby to wyglądało tak, że
zajmujecie się mną z przymusu. Ja po prostu też potrzebuję czasami z kimś
pogadać, ale ostatnio w ogóle nie macie dla mnie czasu i... Ja przepraszam. Nie
powinienem tak nagle, ale boję się, że mnie zostawicie i już całkiem się
odetniecie.
– Wybacz mi. Nie wiedziałem – objąłem go mocniej
ramionami. – Obiecuję, że będę Ci poświęcać więcej czasu, hm?
– Nie chcę się narzucać.
– Daj spokój. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę patrzeć jak
cierpisz czy się smucisz, jasne?
– Dziękuję, hyung.
– Od tego są przyjaciele. A swoją drogą: Ricky kogoś ma?
– zdziwiłem się.
– Nie widzisz, że ciągle z telefonem w ręce siedzi?
– No rzeczywiście, ale... Ma kogoś?
– Nie wiem – zaśmiał się. – Może na razie są na etapie
początkowym i nie chce nam mówić co i jak? Może chce poczekać na dogodny moment?
Znałem to uczucie i ten stan. W końcu przeżywałem go
razem z Chunji’ m. Nie śpieszyliśmy się, jednak ja chciałem mówić o nim jak o
moim chłopaku, a nie o bliskim przyjacielu.
– Może zejdziemy do nich, co? Wszyscy się o Ciebie
martwimy – oparłem głowę o jego ramię i westchnąłem cicho.
– Nie chciałem tego, żebyście się o mnie martwili – mruknął trochę nieskładnie. – Ja po
prostu....
– Wiem to – przerwałem mu i pogłaskałem go po włosach. –
Obiecuję, że poświęcę Ci więcej czasu, dobrze?
– Dziękuję, hyung – uśmiechnął się szczerze. Skąd
wiedziałem? Nawet oczy mu się śmiały. Tego nie można było przegapić w
jakikolwiek sposób.
***
Jak obiecał, tak zrobił. Spędzaliśmy ze sobą więcej
czasu, jednak czułem okropne wyrzuty sumienia. Dlaczego? Bo odciągałem go od
Chunji’ ego i bolało mnie to.
I po co ja to mówiłem? Mogłem siedzieć cicho, a nie mówić
cokolwiek. Wtedy byłoby dobrze. Ale czy na pewno? Dalej bym się „psuł”, a
reszta nic by nie widziała. Jednak teraz poświęcali mi więcej czasu za co byłem
im wdzięczy, ale z drugiej strony nie chciałem ich odciągać od siebie.
Coraz częściej zacząłem wychodzić na dłuższe spacery. Tym
razem jednak trampki zastąpiłem glanami, skórzaną kurtkę płaszczem na zimę,
cienką czapkę grubszą i oczywiście szalik. Reszta nie pytała dlaczego tak
ciągle wychodzę. Rozumieli. Chyba.
Westchnąłem i wsadziłem ręce do kieszeni jednocześnie
kopiąc jakiś kamień. Znowu wyszedłem na jeden z moich spacerów, znowu odciąłem
się od nich na te kilka godzin.
Ostatnie miesiące nie były dla mnie korzystne. Strasznie
schudłem, bo praktycznie nic nie jadłem. Dużo się ruszałem, więc automatycznie
spalałem kalorie. Jednak starałem się normalnie funkcjonować. Starałem.
Wychodziło? Nie zawsze, ale jednak.
Przeszedłem obok tulącej się pary i uśmiechnąłem się
czule.
Co ja poradzę, że lubię patrzeć na zakochanych ludzi? Nic
na to nie poradzę. Taki już jestem i tyle. Wiem, że jestem nienormalny, ale to
nie moja wina.
W końcu wróciłem do domu, bo nie mogłem przecież tyle
siedzieć na dworze. Gdybym się rozchorował dwa tygodnie przed trasą koncertową,
to lider pewnie by mnie zabił.
***
I w końcu nadszedł upragniony luty. A co z nim idzie?
Trasa koncertowa. Tak więc już na samym początku miesiąca (na końcu stycznia)
każdy zastanawiał się co ma wziąć ze sobą. Co z tego, że to tylko jedenaście
dni.
Nawet nie zauważyłem, że już siedzieliśmy w busie i jechaliśmy do Niemiec,
gdzie miał się odbyć pierwszy koncert. Lubiłem ten kraj oraz język. Potrafiłem
się nim posługiwać. Nie perfekcyjnie, ale jednak, prawda?
Usiadłem koło Chunji’ ego i objąłem go ramieniem. Chłopak
wtulił się we mnie i położył głowę na moim ramieniu.
– Co ty właściwie do mnie czujesz? – spytałem korzystając
z okazji, że siedzieliśmy na samym końcu, a reszta była na początku.
– Ja – zawahał się, ale po chwili kontynuował: – kocham
Cię, L. Joe – szepnął prawie niedosłyszalnie.
– Też Cię kocham – uśmiechnąłem się i pocałowałem go w
policzek. – Chcesz być ze mną? – wyszeptałem mu do ucha.
Poczułem jak zadrżał. Nie powiem, schlebiało mi to, że
tak na niego działam.
– Tak – mruknął jeszcze ciszej chowając twarz w mojej
bluzie.
Był strasznie uroczy. Teraz rumieni się na zwykłe
pytanie, a tak to potrafi rozmawiać o wszystkim i być bardzo perwersyjnym. To
diabeł w anielej skórze. I tak go kocham.
– Changjo? Stało się coś? – spytałem widząc jak nam się
przypatruje.
Chłopak spojrzał na nas i uśmiechnął się. Szczerze. Aż mu
oczy błyszczały ze szczęścia. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do nas, po
czym przytulił mnie i blondyna.
– W końcu jesteście razem – powiedział podekscytowany. –
Tak bardzo się cieszę! Jejuuuu! To było takie słodkie – zachwycał się. – Tak
słodko się rumienisz Chunji! Booooże! To było takie... takie... takie...
cudowne!
– Dobrze się czujesz? – parsknąłem śmiechem.
– Jestem szczęśliwy, że w końcu jesteście razem jak para.
– Zawstydzasz mnie – schowałem głowę we włosach blondyna.
Ciemno-włosy wybuchnął śmiechem, a do niego dołączyła
reszta.
– Niemożliwe! – nadal się śmiał. – L. Joe się
zawstydził?! Zawstydził? ... Zawstydził? – powtarzał.
– Nie bądź wredny, no! – jęknąłem.
– Jesteście słodcy – powtórzył po raz kolejny.
– Changjo! – warknąłem. – Uspokój się! Nie jestem słodki!
Teraz to nawet Chunji się ze mnie śmiał. Jak on mógł?
Prychnąłem obrażony i obróciłem głowę w drugą stronę.
– Nawet ty się ze mnie śmiejesz? Ty? No wiesz ty co?
– Wybacz, hyung.
Ale naprawdę jesteś słodki.
Już nic więcej nie powiedziałem. Nie chciałem się
bardziej pogrążać.
***
Po pół godzinie dojechaliśmy na lotnisko i wsiedliśmy do
samolotu. Oczywiście nie odbyło się bez interwencji ochroniarza, bo lider
zapomniał, że miał baterie w kieszeni, w spodniach i chcieli go aresztować.
W końcu wylądowaliśmy na miejscu, ale znowu musieliśmy
wsiąść do samochodu, który miał nad odwieść do hotelu. Dostałem pokój z Chunji’
m, lider miał z Niel’ em, a Ricky i Changjo razem. Obgadaliśmy czy wszystko
wszystkim pasuje i rozeszliśmy się do pokoi. Dopiero jutro miała się zacząć
zabawa. W końcu rozpoczynaliśmy koncerty, prawda?
Wykąpałem się, położyłem do łóżka i nakryłem kołdrą po
samą szyję. Przyjemnie ciepełko... Blondyn wszedł do łazienki. Wyszedł z niej
po pół godzinie z mokrymi włosami.
– Mogę z Tobą? – spytał cicho podchodząc do mojego łóżka.
– Jasne – odchyliłem kołdrę.
Chłopak położył się obok mnie. Objąłem go ramionami, a on
wtulił głowę w moje ramię. Rękę przerzucił przez mój brzuch.
– Annyeong****, hyung.
– Annyeong – odpowiedziałem cicho i wtuliłem twarz w jego
włosy.
C.D.N.
* Dongsaeng – zwrot do osób młodszych
** Hyung – chłopcy w Korei zwracają się tak do
starszych mężczyzn, znaczy to tyle co starszy brat
*** Hyeong – brat,
bracie, braciszku
**** Annyeong – to co prawda oznacza
pożegnanie, ale można to uznać również jako „dobranoc”
Tak więc to by było na tyle *śmiech*
Sayonara ♥
yyyyyyy , no ej płaczę, jak Changjo jest smutno .. wiem że to tylko opo i on i tak nie koniecznie taki jest , no aleeee czemu to nie może się dziać na prawdę niiiii-channnnnn ! ^^
OdpowiedzUsuńwłaśnie o to mi chodziło... żebyś płakała *śmiech*.. nie no. po prostu mam taki humor i na razie żadne moje opowiadanie nie jest szczęśliwe. może się to zmieni, może nie...
Usuńhmmm... już niedługo, już niedługo ^_^