Um.. Tak.. Po tym opowiadaniu chyba można stwierdzić, że mam doła itd.. no, ale cóż. Zdarza się, nee? Na samym początku te opowiadanie miało potoczyć się inaczej, ale ... mój nastrój nie pozwala mi na happy end. Trudno się mówi. Podoba mi się to opowiadanie. Tutaj jest dość dużo moich uczuć. Na przykład w tym rozdziale.. Taaa... Ugh.. Ostatnio ciągle słucham tego <<LINK>> .. Taak.. Wiem, wiem. Jestem nienormalna, ale lubię rap. Pomimo tego, co kiedyś mówiłam to jednak... rap to rap. Nie każdy go lubi.
Nie przeciągam dalej. Zapraszam.
***
– Rozumiem... Jednak mam nadzieję, że mi zaufasz.
– Po co? – warknąłem. – Żebyś znowu mnie zostawił?
Poszedł do nich? Pierdolił o mnie za moimi plecami? Myślisz, że mi miło jak
siedzisz po drugiej stronie korytarza, a ja nie mogę Ci nawet głupiego „cześć”
powiedzieć?
– Mnie też to
boli, Ruki...
– Kłamiesz – stwierdziłem. – Jesteś tutaj z litości.
Jesteś tutaj po to, abym się nie pociął i nie zabił. Żebyś nie miał mnie na
sumieniu. Dla Ciebie nie liczy się to, co było..
– To nie tak...
– Tak się właśnie czuję – przerwałem mu. – Jakbyś był ze
mną z litości... Teraz mówisz jedno, a zrobisz drugie – dotknąłem jego
policzka. – Kocham Cię, rozumiesz? Ranisz mnie takim zachowaniem. Zmieniasz
się, a ja zostaje w tyle... Jeśli to ma tak wyglądać, to – zagryzłem wargę. –
lepiej zakończmy naszą znajomość teraz i to raz na zawsze. Nie chcę żeby to tak
wyglądało.. Nie chcę, rozumiesz?
Chłopak nie odpowiedział. Chwycił mój podbródek i
pocałował mnie. Westchnąłem i zarzuciłem mu ręce na kark. Reita wplótł palce w
moje włosy, a ja rozchyliłem usta pozwalając mu na pogłębienie pieszczoty.
Oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam powietrza.
Blondyn oparł swoje czoło o moje.
– Też Cię kocham, Ruki.. Boli mnie to, że Cię ranię. Nie
chcę tego, ale oni nie rozumieją. Nie może być jak dawniej. Chcę tego, ale nie
możemy. To co było nie wróci już.
Westchnąłem i ruszyłem ze spuszczoną głową do salonu.
Usiadłem na kanapie pomiędzy Uru, a Kai’ em. Czarno-włosy od razu objął mnie
ramieniem, a ja oczywiście wtuliłem się w niego.
– Rukiś... Nie płacz – wyszeptał i objął mnie mocniej.
Nawet nie zauważyłem, że po moich policzkach popłynęły
łzy. Nawet nie starałem się ich wycierać. Pozwalałem im swobodnie spływać po
twarzy i kapać na koszulkę Tanabe. Usłyszałem charakterystyczne trzaśnięcie
drzwiami wejściowymi. Wtuliłem się bardziej w ciepłe ciało i zamknąłem oczy.
***
W niedzielę nie robiłem praktycznie nic. Cały dzień
leżałem w łóżku. Wstałem tylko trzy razy; dwa aby zrobić sobie herbatę, a jeden
aby skorzystać z łazienki.
Leżałem w łóżku, patrzyłem tępo w ścianę i zastanawiałem
się nad sensem swego istnienia. Pod koniec stwierdziłem, że jestem nienormalny,
mam depresję i potrzebuję psychiatry czy psychologa.
***
– Hej, Rukiś – przywitał się Kai i przytulił mnie.
Taak, w końcu musiał nastać poniedziałek. Nienawidziłem
szkoły, bo wiedziałem, że muszę się z nim spotkać.. że muszę go zobaczyć.
– Hej, Kai – mruknąłem i odsunąłem się od niego. –
Idziemy?
– Jasne.
Weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się pod moją klasę.
Oczywiście pod drzwiami siedział Rei ze swoimi kumplami. Westchnąłem, ale nie
patrzyłem na niego. Nie chciałem, nie mogłem... Wiedziałem, że gdybym na niego
patrzył, to pewnie nie wytrzymałbym i się rozpłakał, a tego nie chciałem.
Cały dzień chodziłem jak w amoku. Nie docierało do mnie
nic, wyłączyłem się. Nie chciałem czuć... żyć... istnieć... oddychać...
Po szkole wróciłem do domu i od razu poszedłem do mojego
pokoju. Nawet nie zamykałem drzwi na klucz. Nie miało to sensu. A czy cokolwiek
miało? Nie.
Usiadłem na ziemi koło łóżka. Wokół siebie poustawiałem
zdjęcia moje, moich przyjaciół, rodziny...
Uśmiechnąłem się lekko i zrobiłem pierwsze, dość głębokie
cięcie. Po paru sekundach z rany wypłynęła krew i powoli skapywała na podłogę.
Przejechałem palcem po jednej z fotografii przedstawiającą naszą piątkę w
gimnazjum. Żyletka znowu poszła w ruch. Kolejne dwa cięcia, a po nich następne
dwa. Palcami brudnymi od krwi dotknąłem policzka Reity i mimowolnie się
uśmiechnąłem. Nie zważałem na pieczenie – ciąłem dalej. Kolejne cztery szramy
pojawiły się na wewnętrznej stronie mojego przedramienia. Po nich przyszło
kolejne
Westchnąłem i popatrzyłem na kolejny obrazek. Tym razem
przedstawiający małego mnie, moją mamę i tatę. Wszyscy mieliśmy na ustach
uśmiechy. Byliśmy szczęśliwi, razem.
Przyłożyłem ostre narządzie do skóry i z dwóch nowych ran
wypłynęła krew. Podobał mi się ten widok: cała moja ręka oraz podłoga były we
krwi. Kropelki czerwonej cieczy leniwie płynęły w dół ręki i brudziły moje
białe spodnie oraz, już i tak brudne, panele.
Uśmiechnąłem się lekko patrząc na szczęśliwą twarz
chłopaka. Tym razem zdjęcie zostało zrobione w parku. Przedstawiało Reitę.
Następne trzy cięcia pojawiły się na mojej skórze.
Przedramię piekło mnie jak cholera, ale nie zwracałem na to uwagi. Chciałem
umrzeć. Nie chciałem już żyć. To nie miało sensu. Już i tak za długo tutaj
egzystowałem, więc nie robiło to zbytniej różnicy co zrobię.
Nie płakałem. Pustym wzrokiem spojrzałem na powstały
napis na mej ręce. Nie żałowałem, że to zrobiłem. Chciałem tego.
– Kocham Cię, Reita – wyszeptałem i zamknąłem oczy.
Wziąłem ostatni wdech i wydech... Powoli zapadałem w
ciemność. Nie odchodziło mnie to, że za parę godzin moja matka znajdzie moje
zakrwawione ciało; że przyjaciele się załamią; że będzie mój pogrzeb. W końcu
spełniło się moje marzenie, które miałem w głowie od paru miesięcy – umierałem.
Ostatni raz przejechałem palcem po powstałym słowie, a na
moich ustach wykwitł lekki uśmiech. „Reita” – to jedno słowo było na moim
przedramieniu.
Bo nie każda miłość i zauroczenie kończy się szczęśliwie.
Nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem. Czasami wszystko się pierdoli,
rozwala... Taka jest rzeczywistość. Brutalna. Nie pyta się ciebie o zdanie.
Robi to, co chce. Takie życie.
THE END
Ogólnie nie podoba mi się motyw ''Akira jest taakii złyyy, ale i tak go kochaa, ale temu zaprzeczaa i jest złyy ''
OdpowiedzUsuńAle.
Rozpłakałam się.
Ale tylko dlatego, że wymyśliłam własny ciąg dalszy.
Czytało się w miarę przyjemnie, więc jeśli nie liczyć moich minusów, które zależą od mojego humoru, to jest bardzo fajne.
Hmm.. Szczerze powiedziawszy to opowiadanie nie miało się tak potoczyć, ale ostatnimi czasy mój humor jest, że tak powiem, do dupy i musiałam się jakoś wyżyć. Postanowiłam nie uśmiercać moich bohaterów, np. z "Tak to się zaczyna", ale wyżyć na tym, zapomnianym przeze mnie, opowiadaniu *śmiech*
UsuńRozumiem. Nie każdemu może się to podobać, ale cenię sobie i krytykę, i pochwały.
Ciąg dalszy? Pewnie pt.: "Rukiś przeżyje, Akiś go pokocha i będą żyć długo i szczęśliwie"
Nie, nie przeżył nikt. c:
Usuńmmmmmmmm.... rozumiem :3
UsuńRozumiem, wszystko rozumiem . Ty chyba na prawdę lubisz jak płaczę. Zobaczysz jeszcze kiedyś przy którymś twoim opowiadaniu serce mi wysiądzie i to ja bd uśmiercona ..
OdpowiedzUsuńNo i ryczę znowu... T^T Weź, rozmazałam się przez Ciebie... To było takie smutne... Fajnie się czytało ;) Pisze dalej :*
OdpowiedzUsuńJak mogłaś to zrobić? Popłakałam się... Ja nie zabiłam Ruksiątka, więc musiałaś nadrobić? Nie ładnie :(
OdpowiedzUsuńCooooo?
OdpowiedzUsuńDlaczego?
*chlip, chlip*
Notka świetna ale takie smutne zakończenie.
Notka podoba mi się bo jest inna nisz wszystkie.
Buziaczki
Ty zua kobieto ty! Dlaczego większość opowiadań z TG kończy się czyjąś śmiercią? T^T To jest nie fair!
OdpowiedzUsuń