Lider dołączył do nas po piętnastu minutach. Miał lekko
zszokowaną minę, ale próbował to ukryć. Nikt nie pytał o co chodzi. Szczerze,
to mnie to nie obchodziło.
– Etto.. Taka- chan?
– Hm? – spojrzałem na niego znad nut i tekstów, które
próbowałem ogarnąć... to znaczy dopasować jedno do drugiego..
– Miałem Ci to przekazać – podszedł do mnie niepewnie i
podał mi kopertę.
– Arigato – mruknąłem.
Wziąłem od niego kopertę, zgiąłem ją na pół i wsadziłem
sobie do tylnej kieszeni spodni. Nie chciałem otwierać jej tak przy wszystkich.
Nie to, że się wstydziłem. Po prostu nie wiedziałem co to jest. Wstałem i
ruszyłem do drzwi.
– Gdzie idziesz, Taka- chan?
– Do łazienki.
Wszedłem do wymienionego pomieszczenia i zamknąłem się od
środka. Usiadłem na ubikacji i wyciągnąłem kopertę z kieszeni. Wyciągnąłem z niej
kartkę papieru i czarną bransoletkę zrobioną z muliny. Miała czarne tło, a na
środku czerwony napis „Aishiteru” (Kocham Cię). Uśmiechnąłem się i otworzyłem
ten „tajemniczy” list.
„Ruki...
Nie wiem czy to przeczytasz...
Czy zdobędę się na odwagę, aby Ci to dać...
To co mówiłem, wtedy na
korytarzu, to nie była prawda. Nie myślę tak. Po prostu musiałem to powiedzieć,
bo nie dali by mi i wam spokoju. Musisz zrozumieć, że nie mam wyboru. Muszę się
z nimi zadawać...
Wiem, że Cię ranię (przy okazji
siebie), ale nic nie mogę na to poradzić. Chciałbym odbudować naszą przyjaźń,
znowu z wami być i grać, ale nie potrafię przeciwstawić się rodzicom. Zrozum.
Nie wiem czy mi wybaczysz, czy
znowu będzie jak dawniej... Jeśli jednak chciałbyś pogadać to
zadzwoń lub napisz.
Reita.”
Dołączony był również e-mail (w Japonii nie pisze sms’ ów. –
dop aut.) i nazwa na
skype. Westchnąłem i wyciągnąłem klucze z kieszeni. Doczepiłem tą bransoletkę
do reszty rzeczy. Widać chłopak napracował się. Uśmiechnąłem się lekko i z
powrotem schowałem list do kieszeni, tym razem przedniej, aby nie wypadł.
Miałem pewność, że nikt jej nie zobaczy, bo była przy kluczach, a nikt nie ma
prawa ich dotykać. Nawet moi przyjaciele. Wszystko im dam, nawet telefon, ale
kluczy nie. To była moja świętość. Miałem przy nich bransoletkę od Rei’ a,
kostkę do gry (breloczek), świecący się napis „I ♥ R”, imiona
reszty, które dostałem od nich i taki breloczek – miś od Junko.
Wyszedłem z łazienki i wyciągnąłem telefon. Napisać do niego czy nie? Westchnąłem i
schowałem go z powrotem. Po chwili znowu wyciągnąłem urządzenie. Wybrałem jego
numer i napisałem:
„Jeśli chcesz
pogadać to możemy jutro w szkole. Będę czekać na długiej przerwie koło wyjścia
ze szkoły. Ruki.”
Wysłałem, schowałem go do kieszeni i ruszyłem do pokoju,
w zasadzie to do sali prób.
– I jak tam, Taka- chan? – spytał lider.
– Hm? A jak ma być?
Wyciągnąłem telefon, bo przyszła odpowiedź. Otworzyłem ją
i przeczytałem:
„Ruki. Dziękuję, że dałeś mi szansę. To będę na Ciebie czekać przed wyjściem. Reita.”
„Ruki. Dziękuję, że dałeś mi szansę. To będę na Ciebie czekać przed wyjściem. Reita.”
Uśmiechnąłem się lekko i schowałem telefon do kieszeni.
***
Rano wstałem, wziąłem szybki prysznic, umyłem włosy,
zęby... Później wysuszyłem moje kłaki, zrobiłem makijaż i ułożyłem je (włosy).
Z domu wyszedłem przed ósmą i trochę się spóźniłem, ale
nauczyciel nic nie powiedział.
Tak bardzo chciałem już długą przerwę, że nie docierało
do mnie nic.
W końcu nadszedł upragniony dzwonek i wyszedłem z klasy.
Od razu skierowałem się na dół. Stanąłem pod ścianą, oparłem się o nią i
spuściłem głowę. Po chwili zagryzłem wargę i wsadziłem ręce do kieszeni. Trochę
obawiałem się tej rozmowy, bo nie wiedziałem czego mogę się spodziewać.
Chciałem się jakoś wymigać, ale to nie w moim stylu, więc stałem i czekałem na
niego. Nie wiem ile tak stałem, ale w końcu poczułem, że ktoś kładzie mi rękę
na ramieniu. Podniosłem głowę i spojrzałem w ciemne oczy Akiry. Widziałem w
nich niepewność, smutek, ale też radość. Nie odezwałem się pierwszy. Czekałem
aż on to zrobi, jednak chłopak też milczał.
– Przepraszam – szepnął w końcu.
Uniosłem brwi do góry, ale nie odezwałem się. Chłopak
miał na sobie czarny dres, tego samego koloru luźną bluzkę, bluzę i trampki.
Westchnąłem i wyciągnąłem ręce z kieszeni. Skrzyżowałem je na klatce
piersiowej.
– Przepraszasz i...? – mruknąłem.
– Ja... – zaciął się, ale po chwili kontynuował: –
Chciałbym znowu być z wami, ale...
– Boisz się tego co powiedzą inni – przerwałem mu.
– Nie. To nie tak – zaprzeczył.
– To czemu ciągle rozglądasz się w obawie, że ktoś nas
zobaczy?
– Zrozum, Ruki.. Ja nie mogę się z Wami zadawać.
– Ja też mam zakaz kontaktowania się z Wami.. I co?
– Ale ty jesteś inny, zrozum!
– To nie ja się zmieniłem. Jestem wciąż taki sam. To ty nas
zostawiłeś – spojrzałem na niego ze smutkiem i wyrzutem.
– Wiem, że zawiodłem! Wiem to, jasne?! – warknął. – Ale
ja nie mam na to wpływu!
– Skoro tak to nie mamy o czym rozmawiać – chciałem
odejść, ale Reita chwycił mnie za ramię uniemożliwiając mi to.
– Czego ty ode mnie oczekujesz? – spytałem prosto z
mostu.
Chłopak wahał się przez chwilę, ale później odpowiedział:
– Zrozumienia.
– Ależ ja rozumiem, Ue- chan – jak dawno tak do niego nie
mówiłem. – Rozumiem Cię jak nikt inny, ale nie mogę pojąć Twojego zachowania.
Rani mnie to. Po liście i prezencie mogę wnioskować, że – spojrzałem na niego
czule. – nadal chcesz aby było jak dawniej, ale nie wiem czemu dalej z nimi
jesteś. Wiem, że rodzice Ci każą. Mi też kazali. Zrozum. Przechodziłem przez
to.
– Wiem, ale ja się tego boję, rozumiesz? – wyszeptał
prawie niedosłyszalnie.
Patrzyłem na niego zdziwiony. Reita się boi? Coś nowego.
– Gdybyś nam pozwolił to bylibyśmy przy Tobie i nie
musiałbyś się bać – powiedziałem miękko.
Akira zagryzł wargę i westchnął.
– Zrozum nas. Nikt Cię nie skreślił. Nadal chcemy się z
Tobą przyjaźnić, mieć zespół, ale to TY musisz zdecydować o tym. My Cię nie
zmusimy.
– Nie jesteś na mnie zły, Taka- chan?
– Nie – odpowiedziałem po chwili. – Nie mógłbym się na
Ciebie złościć.. Ale ty też postaw się na moim miejscu. Jakbyś się czuł, hm?
Próbowałem podchwycić jego spojrzenie i gdy w końcu mi
się udało zobaczyłem ból i rozpacz, ale gdzieś głęboko można było zobaczyć
radość i zaufanie do mnie.
– Ja wiem, że to Cię boli. Mnie też.
– W takim razie zrób coś, do cholery.
– Akira? A ty co tu robisz z tym pedałkiem? – usłyszałem
głos jednego z jego kumpli.
Spojrzałem na Reitę czekając na jego reakcję. Sam
zagryzłem wargę żeby mu nie odpowiedzieć. Blondyn musiał załatwić to sam. Nie
będę się wtrącać.
– Zamknij mordę, Mizuru – warknął w końcu i spojrzał na
niego chłodnym wzrokiem.
Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niego.
– Wiesz... Ja muszę lecieć, bo zaraz reszta będzie mnie
szukać. Jak coś to wiesz gdzie mnie znaleźć... albo po prostu napisz. Do
zobaczenia, Ue- chan – uśmiechnąłem się czule i poszedłem na górę.
Jednak nie dane mi było pójść daleko, bo ktoś przytulił
się do moich pleców prawie mnie wywracając.
– Gdzieś nam zniknął, Taka- chan?! – krzyknął mi Uru do
ucha.
– Nie drzyj się, Shima. Żyję. Nic mi nie jest.
– Co robiłeś? – spytał podejrzliwie.
– Rozmawiałem.
– Z kim?
Wywróciłem oczami.
– Z Reitą.
– Taka? Co się stało?
– Nic – wzruszyłem ramionami. – Musiałem z nim
porozmawiać. Chodź – chwyciłem go za rękę i pociągnąłem na górę.
Na półpiętrze, na ławce siedziała reszta. Podszedłem do
nich i usiadłem między Kai’ em, a Aoi’ m. Uruha usiadł koło Yuu i splótł z nim
palce u rąk.
– Powiesz nam sam czy mam Cię przesłuchać? – spytał w
końcu lider.
– Ale o czym?
– O tym co robiłeś...
– Gadałem z Ue- chan – mruknąłem.
– O czym? Czemu? Zmusił Cię? Coś się stało? – zalewał
mnie gradem pytań.
W końcu nie wytrzymałem i przyłożyłem mu rękę do ust.
– O tym czemu nas zostawił. Bo chciałem wyjaśnić z nim
parę spraw. Nie, nie zmusił mnie, sam to zaproponowałem. Nie, Kai- san, nic się
nie stało. Poradzę sobie, jasne? Jak będę potrzebował pomocy to do Ciebie
przyjdę.
– Ale... No dobra – skapitulował w końcu.
Siedzieliśmy w ciszy. Po chwili zobaczyłem, że po
schodach wchodzą koledzy Reity z nim na końcu. Usiedli na przeciwko nas. Kai
nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
– Reita siedzi z nimi?
Zagryzłem wargę i spojrzałem mu w oczy.
– Wiesz... To jego wybór. Nie mam nic do tego –
wzruszyłem ramionami.
– Ale...
– W porządku. Naprawdę. Reita musi sam zdecydować.
– Ale Ruki...
– Cicho być – zaśmiałem się.
Spojrzałem w tamtą stronę i od razu napotkałem wzrok
Reity. Popatrzyłem mu w oczy. Od zawsze kochałem jego oczy. Nikt nie widział
jego prawdziwego kolory tęczówek, tylko ja. Zagryzłem lekko dolną wargę i
skrzyżowałem ręce na piersi. Jak ja kochałem jego oczy. Boże. Nie można sobie
tego wyobrazić. Widziałem, że wyciągnął komórkę i coś napisał, a ja po chwili
poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem go i odczytałem to.
„Masz strasznie
seksowne nogi, Taka- chan.”
Poczułem piekące ciepło na policzkach. Uśmiechnąłem się
pod nosem.
„Wiesz... Może
Twoje nie są takie zgrabne, ale fajnie musiałoby się ich dotykać.”
Jak chłopak odczytał wiadomość to parsknął śmiechem. Jego
koledzy spojrzeli na niego dziwnie. Uru, Aoi i Kai także, a następnie
popatrzyli sugestywnie na mnie. Uśmiechnąłem się niewinnie i wzruszyłem
ramionami. Oprzytomniałem i odczytałem kolejną wiadomość.
„Chciałbym zobaczyć
Twoją twarz jak dochodzisz...”
Spojrzałem na niego zarumieniony, a on oblizał
sugestywnie wargi. Spuściłem wzrok i zapatrzyłem się w kolana. Jednak nie dane
mi było odpisać, bo przyszła kolejna.
„Chciałbyś żebym
Cię pieścił ustami... Doprowadzał na skraj wytrzymania... Żebyś pieprzył mi
usta... Żebym wziął Cię całego do ust, a Twój penis dotknął tylnej ścianki mego
gardła... Żebym przełknął wszystko, co mi dałeś...”
Zagryzłem wargę żebym nie jęknął.
„Ue- chan...
SKOŃCZ!!”
– Wiecie... Zaraz wrócę – szepnąłem i wstałem.
– Ruki? Co jest?
– Nic, nic. Muszę... coś załatwić.
– Taka- chan? – Kai chwycił mnie za rękę.
– Puść mnie, Kai... Proszę.
Usłyszałem śmiech Reity (co jest rzadkością). Rzuciłem mu
zabójcze spojrzenie, a on wysłał mi buziaka w powietrzu, na co zmrużyłem oczy.
Westchnąłem i usiadłem z powrotem na ławce. Jednak chyba
nie był to dobry pomysł, bo rozbolała mnie głowa. Skrzywiłem się lekko, ale nic
nie powiedziałem.
– Ruki? Ej, Taka- chan.
– Hm? – spojrzałem nieprzytomnie na Tanabe.
– Co jest?
– Nic, nic.
Lider przyłożył mi rękę do czoła.
– Masz gorączkę, człowieku. Nic nie jest dobrze.
Wywróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem. Nie dość, że
głowa to jeszcze gardło. Będę chory. Skrzyżowałem ręce na klatce
piersiowej. Tak to jest, idioto, jak się
chodzi w samej bluzie gdy pada śnieg.
– Dzisiaj próby nie będzie – powiedział nagle Kai.
– Ale...
– Nie ma „ale”, Ruki. Jesteś chory. Odpocznij, a z resztą
ja dzisiaj nie mogę, bo ojciec idzie do swojej dziewczyny i ja idę z nim –
skrzywił się lekko.
– Mhmm.. To się wyśpię – uśmiechnąłem się.
***
Od razu po przyjściu ze szkoły rzuciłem się na łóżko.
Głowa i gardło tak mnie bolały, że nie mogłem się podnieść, a co dopiero
cokolwiek powiedzieć.
– Takanori! – usłyszałem krzyk matki. To ona jest w domu? – Zejdź na dół. Za
pięć minut mamy gości!
Skrzywiłem się, ale posłusznie podniosłem z mojego ciepłego
posłania i ruszyłem do łazienki. Ogarnąłem swój wygląd jako-tako i powoli
zszedłem na dół. Przy schodzeniu ze schodów prawie bym się wywrócił, ale czyjeś
ramiona objęły mnie w pasie. Znałem ten zapach. Otworzyłem oczy i zobaczyłem
zmartwioną twarz Kai’ a.
– Co ty tu robisz? – wychrypiałem.
– Mój ojciec jest z Twoją matką, jak widać. Nie wyglądasz
za dobrze.
– Bo nie czuję się dobrze – mruknąłem.
– Chodź – pociągnął mnie lekko za rękę w stronę kuchni. –
Pewnie nic nie połkniesz, nie?
Pokręciłem przecząco głową. Weszliśmy do kuchni, a Kai od
razu wyciągnął kubek z szafki i zaczął szukać herbaty. Później nastawił wodę, a
gdy się zagotowała to zalał.
– Kolegujecie się? – spytała moja matka.
– To ze mną zabroniła się pani spotykać Ruki’ emu –
odpowiedział.
– Nie wiedziałam, że jesteś taki miły.
– Masz to wypić, jasne? – postawił przede mną kubek.
– Ale...
– Nie. Masz to wypić.
Chciałem coś powiedzieć, ale znowu mi przerwał:
– Albo to wypijesz, albo sam nałożę Ci obiadu.
– I tak to zrobisz – wywróciłem oczami i posłusznie
upiłem łyk.
– Ktoś zmusza mojego syna do picia i jedzenia. Cud.
– Tak to jest jak nigdy Cię w domu nie ma – warknąłem.
– Rukii... Cicho. Proszę.
Wzruszyłem ramionami i powróciłem do picia. Mhmm...
rozgrzewa. Po chwili poczułem jak Kai zarzuca mi na ramiona mój ciepły polar.
Uśmiechnąłem się wdzięczny, ale nic nie powiedziałem.
Oczywiście gdy zaczęliśmy jeść Tanabe nałożył mi i kazał
zjeść wszystko. Nie było tego dużo, ale było wszystkiego po trochę. Zjadłem
praktycznie wszystko i w zamian otrzymałem jego cudowny uśmiech.
– Choć. Powinieneś się położyć.
– Dzięki, Kai – szepnąłem gdy chłopak pomagał mi wejść po
schodach.
– Od tego masz przyjaciół, Taka- chan – uśmiechnął się do
mnie.
– Dziękuję.
– Nie masz za co. Zawsze będę przy Tobie, Ruki.
– Doceniam to, Kai.
Chłopak uśmiechnął się i przykrył mnie kołdrą i kocem, a
następnie pocałował w czoło.
– Spij, Ruki. Jutro przyjdziemy, okej? Czy nie chcesz?
– Możecie przyjść – uśmiechnąłem się słabo.
– To do zobaczenia, Taka- chan – uśmiechnął się jeszcze
raz i wyszedł.
Westchnąłem i zamknąłem oczy.
***
Rano obudziłem się ze strasznym bólem głowy i gardła. Jak
zszedłem na dół mojej rodzicielki już nie było. Poprawiłem koc na plecach i
zabrałem się za szykowanie herbaty. Na blacie zauważyłem jakieś syropy,
witaminy, coś na grypę do rozpuszczenia i kartkę, która głosiła:
„To są leki dla Ciebie. Zażywaj je trzy razy dziennie, bo w
poniedziałek widzę Cię na próbie.
Kai.”
Zaśmiałem się cicho, ale posłusznie zacząłem
przygotowywać sobie leki. Po zrobieniu usiadłem na kanapie i włączyłem sobie
telewizor. Całe popołudnie oglądałem jakieś filmy.
Z drzemki wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Powoli wstałem i
ruszyłem do drzwi. Po drodze spadł mi koc, ale nie miałem siły aby go podnosić.
Nawet nie patrząc kto to, otworzyłem. Po drugiej stronie stali chłopaki.
Wszyscy. Nawet Reita.
– A ty nie powinieneś mieć cokolwiek na plecach? – spytał
od razu Kai.
– Spadło mi – szepnąłem wskazując koc leżący na ziemi. –
Wchodźcie, bo zimno.
Reszta weszła do środka, a ja przyglądałem się im. Ue-
chan wyglądał jakoś inaczej od reszty. Tamci byli zadowoleni, a on był ponury.
Zastanawiałem się czy to przeze mnie. A jeśli tak, to co takiego zrobiłem?
Zraniłem go czymś? A może to rodzice? Koledzy?
– Taka- chan? Co się stało?
– Nic. Zamyśliłem się. Chcecie herbaty? – ruszyłem do
kuchni.
– Ja zrobię. Ty idź do salonu – zatrzymał mnie głos Kai’
a.
– Mh.
Przez cały czas gdy oglądaliśmy filmy lub rozmawialiśmy
Reita nie odzywał się. Bolało mnie to, że mnie ignorował. Po co tu przychodził
skoro tak się zachowuje? Po jakimś czasie nie wytrzymałem już tego. Wstałem i
wyszedłem do kuchni, a następnie zacząłem robić sobie następną herbatę.
– Taka- chan? – pierwszy raz dzisiejszego wieczoru
usłyszałem jego głos.
– Co? – burknąłem nieprzyjemnie.
– Ja... Znowu Cię zraniłem, prawda?
Nie odpowiedziałem, ale chłopak domyślił się prawdy.
– Przepraszam Cię – podszedł do mnie i przytulił mnie. –
Tak bardzo się boję, że Cię znowu zranię, a ciągle to robię. Tak się o Ciebie
boję... Nawet nie zdajesz sobie sprawy – wyszeptał.
– To przestań się zachowywać jak jakiś pojebany egoista.
Ranisz mnie, wiesz? – warknąłem. – Nie ufam Ci już jak wcześniej – powiedziałem
nagle. – Nie wiem czy znowu Ci zaufam.
– Rozumiem... Jednak mam nadzieję, że mi zaufasz.
– Po co? – warknąłem. – Żebyś znowu mnie zostawił?
Poszedł do nich? Pierdolił o mnie za moimi plecami? Myślisz, że mi miło jak
siedzisz po drugiej stronie korytarza, a ja nie mogę Ci nawet głupiego „cześć”
powiedzieć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz