wtorek, 26 marca 2013

Dawny przyjaciel. Reituki. 04




Lider dołączył do nas po piętnastu minutach. Miał lekko zszokowaną minę, ale próbował to ukryć. Nikt nie pytał o co chodzi. Szczerze, to mnie to nie obchodziło.
– Etto.. Taka- chan?
– Hm? – spojrzałem na niego znad nut i tekstów, które próbowałem ogarnąć... to znaczy dopasować jedno do drugiego..
– Miałem Ci to przekazać – podszedł do mnie niepewnie i podał mi kopertę.
– Arigato – mruknąłem.
Wziąłem od niego kopertę, zgiąłem ją na pół i wsadziłem sobie do tylnej kieszeni spodni. Nie chciałem otwierać jej tak przy wszystkich. Nie to, że się wstydziłem. Po prostu nie wiedziałem co to jest. Wstałem i ruszyłem do drzwi.
– Gdzie idziesz, Taka- chan?
– Do łazienki.
Wszedłem do wymienionego pomieszczenia i zamknąłem się od środka. Usiadłem na ubikacji i wyciągnąłem kopertę z kieszeni. Wyciągnąłem z niej kartkę papieru i czarną bransoletkę zrobioną z muliny. Miała czarne tło, a na środku czerwony napis „Aishiteru” (Kocham Cię). Uśmiechnąłem się i otworzyłem ten „tajemniczy” list.
„Ruki...
Nie wiem czy to przeczytasz... Czy zdobędę się na odwagę, aby Ci to dać...
To co mówiłem, wtedy na korytarzu, to nie była prawda. Nie myślę tak. Po prostu musiałem to powiedzieć, bo nie dali by mi i wam spokoju. Musisz zrozumieć, że nie mam wyboru. Muszę się z nimi zadawać...
Wiem, że Cię ranię (przy okazji siebie), ale nic nie mogę na to poradzić. Chciałbym odbudować naszą przyjaźń, znowu z wami być i grać, ale nie potrafię przeciwstawić się rodzicom. Zrozum.
Nie wiem czy mi wybaczysz, czy znowu będzie jak dawniej... Jeśli jednak chciałbyś pogadać to
zadzwoń lub napisz.
Reita.”
Dołączony był również e-mail (w Japonii nie pisze sms’ ów. – dop aut.) i nazwa na skype. Westchnąłem i wyciągnąłem klucze z kieszeni. Doczepiłem tą bransoletkę do reszty rzeczy. Widać chłopak napracował się. Uśmiechnąłem się lekko i z powrotem schowałem list do kieszeni, tym razem przedniej, aby nie wypadł. Miałem pewność, że nikt jej nie zobaczy, bo była przy kluczach, a nikt nie ma prawa ich dotykać. Nawet moi przyjaciele. Wszystko im dam, nawet telefon, ale kluczy nie. To była moja świętość. Miałem przy nich bransoletkę od Rei’ a, kostkę do gry (breloczek), świecący się napis „I ♥ R”, imiona reszty, które dostałem od nich i taki breloczek – miś od Junko.
Wyszedłem z łazienki i wyciągnąłem telefon. Napisać do niego czy nie? Westchnąłem i schowałem go z powrotem. Po chwili znowu wyciągnąłem urządzenie. Wybrałem jego numer i napisałem:
„Jeśli chcesz pogadać to możemy jutro w szkole. Będę czekać na długiej przerwie koło wyjścia ze szkoły. Ruki.”  
Wysłałem, schowałem go do kieszeni i ruszyłem do pokoju, w zasadzie to do sali prób.
– I jak tam, Taka- chan? – spytał lider.
– Hm? A jak ma być?
Wyciągnąłem telefon, bo przyszła odpowiedź. Otworzyłem ją i przeczytałem:
                „Ruki. Dziękuję, że dałeś mi szansę. To będę na Ciebie czekać przed wyjściem. Reita.”
Uśmiechnąłem się lekko i schowałem telefon do kieszeni.


***

Rano wstałem, wziąłem szybki prysznic, umyłem włosy, zęby... Później wysuszyłem moje kłaki, zrobiłem makijaż i ułożyłem je (włosy).
Z domu wyszedłem przed ósmą i trochę się spóźniłem, ale nauczyciel nic nie powiedział.
Tak bardzo chciałem już długą przerwę, że nie docierało do mnie nic.
W końcu nadszedł upragniony dzwonek i wyszedłem z klasy. Od razu skierowałem się na dół. Stanąłem pod ścianą, oparłem się o nią i spuściłem głowę. Po chwili zagryzłem wargę i wsadziłem ręce do kieszeni. Trochę obawiałem się tej rozmowy, bo nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Chciałem się jakoś wymigać, ale to nie w moim stylu, więc stałem i czekałem na niego. Nie wiem ile tak stałem, ale w końcu poczułem, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Podniosłem głowę i spojrzałem w ciemne oczy Akiry. Widziałem w nich niepewność, smutek, ale też radość. Nie odezwałem się pierwszy. Czekałem aż on to zrobi, jednak chłopak też milczał.
– Przepraszam – szepnął w końcu.
Uniosłem brwi do góry, ale nie odezwałem się. Chłopak miał na sobie czarny dres, tego samego koloru luźną bluzkę, bluzę i trampki. Westchnąłem i wyciągnąłem ręce z kieszeni. Skrzyżowałem je na klatce piersiowej.
– Przepraszasz i...? – mruknąłem.
– Ja... – zaciął się, ale po chwili kontynuował: – Chciałbym znowu być z wami, ale...
– Boisz się tego co powiedzą inni – przerwałem mu.
– Nie. To nie tak – zaprzeczył.
– To czemu ciągle rozglądasz się w obawie, że ktoś nas zobaczy?
– Zrozum, Ruki.. Ja nie mogę się z Wami zadawać.
– Ja też mam zakaz kontaktowania się z Wami.. I co?
– Ale ty jesteś inny, zrozum!
– To nie ja się zmieniłem. Jestem wciąż taki sam. To ty nas zostawiłeś – spojrzałem na niego ze smutkiem i wyrzutem.
– Wiem, że zawiodłem! Wiem to, jasne?! – warknął. – Ale ja nie mam na to wpływu!
– Skoro tak to nie mamy o czym rozmawiać – chciałem odejść, ale Reita chwycił mnie za ramię uniemożliwiając mi to.
– Czego ty ode mnie oczekujesz? – spytałem prosto z mostu.
Chłopak wahał się przez chwilę, ale później odpowiedział:
– Zrozumienia.
– Ależ ja rozumiem, Ue- chan – jak dawno tak do niego nie mówiłem. – Rozumiem Cię jak nikt inny, ale nie mogę pojąć Twojego zachowania. Rani mnie to. Po liście i prezencie mogę wnioskować, że – spojrzałem na niego czule. – nadal chcesz aby było jak dawniej, ale nie wiem czemu dalej z nimi jesteś. Wiem, że rodzice Ci każą. Mi też kazali. Zrozum. Przechodziłem przez to.
– Wiem, ale ja się tego boję, rozumiesz? – wyszeptał prawie niedosłyszalnie.
Patrzyłem na niego zdziwiony. Reita się boi? Coś nowego.
– Gdybyś nam pozwolił to bylibyśmy przy Tobie i nie musiałbyś się bać – powiedziałem miękko.
Akira zagryzł wargę i westchnął.
– Zrozum nas. Nikt Cię nie skreślił. Nadal chcemy się z Tobą przyjaźnić, mieć zespół, ale to TY musisz zdecydować o tym. My Cię nie zmusimy.
– Nie jesteś na mnie zły, Taka- chan?
– Nie – odpowiedziałem po chwili. – Nie mógłbym się na Ciebie złościć.. Ale ty też postaw się na moim miejscu. Jakbyś się czuł, hm?
Próbowałem podchwycić jego spojrzenie i gdy w końcu mi się udało zobaczyłem ból i rozpacz, ale gdzieś głęboko można było zobaczyć radość i zaufanie do mnie.
– Ja wiem, że to Cię boli. Mnie też.
– W takim razie zrób coś, do cholery.
– Akira? A ty co tu robisz z tym pedałkiem? – usłyszałem głos jednego z jego kumpli.
Spojrzałem na Reitę czekając na jego reakcję. Sam zagryzłem wargę żeby mu nie odpowiedzieć. Blondyn musiał załatwić to sam. Nie będę się wtrącać.
– Zamknij mordę, Mizuru – warknął w końcu i spojrzał na niego chłodnym wzrokiem.
Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niego.
– Wiesz... Ja muszę lecieć, bo zaraz reszta będzie mnie szukać. Jak coś to wiesz gdzie mnie znaleźć... albo po prostu napisz. Do zobaczenia, Ue- chan – uśmiechnąłem się czule i poszedłem na górę.
Jednak nie dane mi było pójść daleko, bo ktoś przytulił się do moich pleców prawie mnie wywracając.
– Gdzieś nam zniknął, Taka- chan?! – krzyknął mi Uru do ucha.
– Nie drzyj się, Shima. Żyję. Nic mi nie jest.
– Co robiłeś? – spytał podejrzliwie.
– Rozmawiałem.
– Z kim?
Wywróciłem oczami.
– Z Reitą.
– Taka? Co się stało?
– Nic – wzruszyłem ramionami. – Musiałem z nim porozmawiać. Chodź – chwyciłem go za rękę i pociągnąłem na górę.
Na półpiętrze, na ławce siedziała reszta. Podszedłem do nich i usiadłem między Kai’ em, a Aoi’ m. Uruha usiadł koło Yuu i splótł z nim palce u rąk.
– Powiesz nam sam czy mam Cię przesłuchać? – spytał w końcu lider.
– Ale o czym?
– O tym co robiłeś...
– Gadałem z Ue- chan – mruknąłem.
– O czym? Czemu? Zmusił Cię? Coś się stało? – zalewał mnie gradem pytań.
W końcu nie wytrzymałem i przyłożyłem mu rękę do ust.
– O tym czemu nas zostawił. Bo chciałem wyjaśnić z nim parę spraw. Nie, nie zmusił mnie, sam to zaproponowałem. Nie, Kai- san, nic się nie stało. Poradzę sobie, jasne? Jak będę potrzebował pomocy to do Ciebie przyjdę.
– Ale... No dobra – skapitulował w końcu.
Siedzieliśmy w ciszy. Po chwili zobaczyłem, że po schodach wchodzą koledzy Reity z nim na końcu. Usiedli na przeciwko nas. Kai nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
– Reita siedzi z nimi?
Zagryzłem wargę i spojrzałem mu w oczy.
– Wiesz... To jego wybór. Nie mam nic do tego – wzruszyłem ramionami.
– Ale...
– W porządku. Naprawdę. Reita musi sam zdecydować.
– Ale Ruki...
– Cicho być – zaśmiałem się.
Spojrzałem w tamtą stronę i od razu napotkałem wzrok Reity. Popatrzyłem mu w oczy. Od zawsze kochałem jego oczy. Nikt nie widział jego prawdziwego kolory tęczówek, tylko ja. Zagryzłem lekko dolną wargę i skrzyżowałem ręce na piersi. Jak ja kochałem jego oczy. Boże. Nie można sobie tego wyobrazić. Widziałem, że wyciągnął komórkę i coś napisał, a ja po chwili poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem go i odczytałem to.
„Masz strasznie seksowne nogi, Taka- chan.”
Poczułem piekące ciepło na policzkach. Uśmiechnąłem się pod nosem.
„Wiesz... Może Twoje nie są takie zgrabne, ale fajnie musiałoby się ich dotykać.”
Jak chłopak odczytał wiadomość to parsknął śmiechem. Jego koledzy spojrzeli na niego dziwnie. Uru, Aoi i Kai także, a następnie popatrzyli sugestywnie na mnie. Uśmiechnąłem się niewinnie i wzruszyłem ramionami. Oprzytomniałem i odczytałem kolejną wiadomość.
„Chciałbym zobaczyć Twoją twarz jak dochodzisz...”
Spojrzałem na niego zarumieniony, a on oblizał sugestywnie wargi. Spuściłem wzrok i zapatrzyłem się w kolana. Jednak nie dane mi było odpisać, bo przyszła kolejna.
„Chciałbyś żebym Cię pieścił ustami... Doprowadzał na skraj wytrzymania... Żebyś pieprzył mi usta... Żebym wziął Cię całego do ust, a Twój penis dotknął tylnej ścianki mego gardła... Żebym przełknął wszystko, co mi dałeś...”
Zagryzłem wargę żebym nie jęknął.
„Ue- chan... SKOŃCZ!!”
– Wiecie... Zaraz wrócę – szepnąłem i wstałem.
– Ruki? Co jest?
– Nic, nic. Muszę... coś załatwić.
– Taka- chan? – Kai chwycił mnie za rękę.
– Puść mnie, Kai... Proszę.
Usłyszałem śmiech Reity (co jest rzadkością). Rzuciłem mu zabójcze spojrzenie, a on wysłał mi buziaka w powietrzu, na co zmrużyłem oczy.
Westchnąłem i usiadłem z powrotem na ławce. Jednak chyba nie był to dobry pomysł, bo rozbolała mnie głowa. Skrzywiłem się lekko, ale nic nie powiedziałem.
– Ruki? Ej, Taka- chan.
– Hm? – spojrzałem nieprzytomnie na Tanabe.
– Co jest?
– Nic, nic.
Lider przyłożył mi rękę do czoła.
– Masz gorączkę, człowieku. Nic nie jest dobrze.
Wywróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem. Nie dość, że głowa to jeszcze gardło.  Będę chory. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Tak to jest, idioto, jak się chodzi w samej bluzie gdy pada śnieg.
– Dzisiaj próby nie będzie – powiedział nagle Kai.
– Ale...
– Nie ma „ale”, Ruki. Jesteś chory. Odpocznij, a z resztą ja dzisiaj nie mogę, bo ojciec idzie do swojej dziewczyny i ja idę z nim – skrzywił się lekko.
– Mhmm.. To się wyśpię – uśmiechnąłem się.


***

Od razu po przyjściu ze szkoły rzuciłem się na łóżko. Głowa i gardło tak mnie bolały, że nie mogłem się podnieść, a co dopiero cokolwiek powiedzieć.
– Takanori! – usłyszałem krzyk matki. To ona jest w domu? – Zejdź na dół. Za pięć minut mamy gości!
Skrzywiłem się, ale posłusznie podniosłem z mojego ciepłego posłania i ruszyłem do łazienki. Ogarnąłem swój wygląd jako-tako i powoli zszedłem na dół. Przy schodzeniu ze schodów prawie bym się wywrócił, ale czyjeś ramiona objęły mnie w pasie. Znałem ten zapach. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zmartwioną twarz Kai’ a.
– Co ty tu robisz? – wychrypiałem.
– Mój ojciec jest z Twoją matką, jak widać. Nie wyglądasz za dobrze.
– Bo nie czuję się dobrze – mruknąłem.
– Chodź – pociągnął mnie lekko za rękę w stronę kuchni. – Pewnie nic nie połkniesz, nie?
Pokręciłem przecząco głową. Weszliśmy do kuchni, a Kai od razu wyciągnął kubek z szafki i zaczął szukać herbaty. Później nastawił wodę, a gdy się zagotowała to zalał.
– Kolegujecie się? – spytała moja matka.
– To ze mną zabroniła się pani spotykać Ruki’ emu – odpowiedział.
– Nie wiedziałam, że jesteś taki miły.
– Masz to wypić, jasne? – postawił przede mną kubek.
– Ale...
– Nie. Masz to wypić.
Chciałem coś powiedzieć, ale znowu mi przerwał:
– Albo to wypijesz, albo sam nałożę Ci obiadu.
– I tak to zrobisz – wywróciłem oczami i posłusznie upiłem łyk.
– Ktoś zmusza mojego syna do picia i jedzenia. Cud.
– Tak to jest jak nigdy Cię w domu nie ma – warknąłem.
– Rukii... Cicho. Proszę.
Wzruszyłem ramionami i powróciłem do picia. Mhmm... rozgrzewa. Po chwili poczułem jak Kai zarzuca mi na ramiona mój ciepły polar. Uśmiechnąłem się wdzięczny, ale nic nie powiedziałem.
Oczywiście gdy zaczęliśmy jeść Tanabe nałożył mi i kazał zjeść wszystko. Nie było tego dużo, ale było wszystkiego po trochę. Zjadłem praktycznie wszystko i w zamian otrzymałem jego cudowny uśmiech.
– Choć. Powinieneś się położyć.
– Dzięki, Kai – szepnąłem gdy chłopak pomagał mi wejść po schodach.
– Od tego masz przyjaciół, Taka- chan – uśmiechnął się do mnie.
– Dziękuję.
– Nie masz za co. Zawsze będę przy Tobie, Ruki.
– Doceniam to, Kai.
Chłopak uśmiechnął się i przykrył mnie kołdrą i kocem, a następnie pocałował w czoło.
– Spij, Ruki. Jutro przyjdziemy, okej? Czy nie chcesz?
– Możecie przyjść – uśmiechnąłem się słabo.
– To do zobaczenia, Taka- chan – uśmiechnął się jeszcze raz i wyszedł.
Westchnąłem i zamknąłem oczy.


***

Rano obudziłem się ze strasznym bólem głowy i gardła. Jak zszedłem na dół mojej rodzicielki już nie było. Poprawiłem koc na plecach i zabrałem się za szykowanie herbaty. Na blacie zauważyłem jakieś syropy, witaminy, coś na grypę do rozpuszczenia i kartkę, która głosiła:
„To są leki dla Ciebie. Zażywaj je trzy razy dziennie, bo w poniedziałek widzę Cię na próbie.
Kai.”
Zaśmiałem się cicho, ale posłusznie zacząłem przygotowywać sobie leki. Po zrobieniu usiadłem na kanapie i włączyłem sobie telewizor. Całe popołudnie oglądałem jakieś filmy.
Z drzemki wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Powoli wstałem i ruszyłem do drzwi. Po drodze spadł mi koc, ale nie miałem siły aby go podnosić. Nawet nie patrząc kto to, otworzyłem. Po drugiej stronie stali chłopaki. Wszyscy. Nawet Reita.
– A ty nie powinieneś mieć cokolwiek na plecach? – spytał od razu Kai.
– Spadło mi – szepnąłem wskazując koc leżący na ziemi. – Wchodźcie, bo zimno.
Reszta weszła do środka, a ja przyglądałem się im. Ue- chan wyglądał jakoś inaczej od reszty. Tamci byli zadowoleni, a on był ponury. Zastanawiałem się czy to przeze mnie. A jeśli tak, to co takiego zrobiłem? Zraniłem go czymś? A może to rodzice? Koledzy?
– Taka- chan? Co się stało?
– Nic. Zamyśliłem się. Chcecie herbaty? – ruszyłem do kuchni.
– Ja zrobię. Ty idź do salonu – zatrzymał mnie głos Kai’ a.
– Mh.
Przez cały czas gdy oglądaliśmy filmy lub rozmawialiśmy Reita nie odzywał się. Bolało mnie to, że mnie ignorował. Po co tu przychodził skoro tak się zachowuje? Po jakimś czasie nie wytrzymałem już tego. Wstałem i wyszedłem do kuchni, a następnie zacząłem robić sobie następną herbatę.
– Taka- chan? – pierwszy raz dzisiejszego wieczoru usłyszałem jego głos.
– Co? – burknąłem nieprzyjemnie.
– Ja... Znowu Cię zraniłem, prawda?
Nie odpowiedziałem, ale chłopak domyślił się prawdy.
– Przepraszam Cię – podszedł do mnie i przytulił mnie. – Tak bardzo się boję, że Cię znowu zranię, a ciągle to robię. Tak się o Ciebie boję... Nawet nie zdajesz sobie sprawy – wyszeptał.
– To przestań się zachowywać jak jakiś pojebany egoista. Ranisz mnie, wiesz? – warknąłem. – Nie ufam Ci już jak wcześniej – powiedziałem nagle. – Nie wiem czy znowu Ci zaufam.
– Rozumiem... Jednak mam nadzieję, że mi zaufasz.
– Po co? – warknąłem. – Żebyś znowu mnie zostawił? Poszedł do nich? Pierdolił o mnie za moimi plecami? Myślisz, że mi miło jak siedzisz po drugiej stronie korytarza, a ja nie mogę Ci nawet głupiego „cześć” powiedzieć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz