Przed wami kolejny rozdział Bang' a i Zelo.. Nie jest on jakiś bardzo długi, ale miałam wenę i akurat dzisiaj go skończyłam, a nie chcę żeby jeden rozdział ciągnął się i ciągnął, więc wstawiam.
Bez dalszego gadania: zapraszam.
***
***
Gdy obudziłem się chłopaka już nie było. Powoli zszedłem
na dół i prawie zabiłem się na schodach. Wszedłem do kuchni i pierwsze co
rzuciło mi się w oczy to nagi tors i plecy Bang’ a. Był umięśniony. I to bardzo.
Blondyn odwrócił się, a jego twarz rozjaśnił ten jego piękny uśmiech.
– Dzień dobry, śpiochu.
– Dobry – usiadłem na krześle –
Mamusia zrobiła śniadanko?
– Zrobiła, zrobiła – postawił
przede mną talerz z kanapkami i herbatę, a sam usiadł koło mnie.
W zasadzie to ja nigdy nie jadłem śniadań. Piłem herbatę
(czasem jadłem serek) i wychodziłem do szkoły. Z ociąganiem zabrałem się za
jedzenie.
– Nie smakuje Ci? – spytał, widząc, że niechętnie jem.
– Nie, nie. Dobre jest, ale nie jestem przyzwyczajony do
jedzenia śniadania.
Bang uśmiechnął się i odebrał mi kanapkę z ręki, a
następnie podniósł ją na wysokość moich ust.
– Am – powiedział jak do małego dziecka.
Wywróciłem oczami, ale posłusznie otworzyłem usta i
ugryzłem kawałek chleba.
Jadłem, a on cieszył się jak dziecko za każdym razem gdy
ugryzłem i przełknąłem. Nie wiedziałem, że można komuś sprawić tyle radości
samym jedzeniem. Nie chciałem mówić, że już nie mogę, bo widząc ten jego piękny
uśmiech i skupiony wzrok nie można było mu odmówić.
– Nie mogę już – odchyliłem się na krześle.
– Ostatni gryz – przybliżył kanapkę do mnie.
– Nie chcem.
– Za mnie. Am.
Wywróciłem oczami i westchnąłem, ale posusznie zjadłem
ostatni gryz.
– I widzisz? Dało się?
– Nie – pokazałem mu język. – Ty jeszcze do domu
jedziesz, nie?
– Mh. Za godzinę mam pociąg.
– Zdążysz do szkoły?
– Mam na dziesiątą.
W pół godziny w miarę się ogarnęliśmy. Wyszedłem jeszcze
z psem i wyszliśmy. Postanowiłem go odprowadzić i tym razem ubrałem się ciepło.
Rozmawialiśmy o wszystkich i o niczym. Można powiedzieć, że poznawaliśmy się
lepiej. Musiałem przyznać, że uśmiech to on miał boski. Uwielbiam jak się
uśmiecha. Po śniadaniu, jak założyłem znowu soczewki to o mało mnie nie zabił,
ale ja nie pokażę się nikomu bez nich.
Po krótkim przytuleniu chłopak wszedł do pociągu, a ja
ruszyłem w stronę szkoły. I tak się spóźnię, więc nie mam po co się śpieszyć.
– Choi do dyrektora – usłyszałem zaraz po wejściu do
klasy.
Wywróciłem oczami, ale posłusznie poszedłem tam, gdzie mi
„kazano”. W środku widziałem już resztę, oczywiście prócz Bang’ a. Oparłem się
o ścianę i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
– Co znowu? – mruknąłem zirytowany.
– Czemu szedłeś sam do szkoły? – warknął Soo.
– Bo tak mi się podobało.
– Czy ty nie rozumiesz powagi sytuacji?! – krzyknął.
– Rozumiem – odpowiedziałem spokojnie.
– Więc co ty odpierdalasz?!
– Nie drzyj mordy, Soo. Nic mi się nie stało, tak? Nie
musicie mnie pilnować 24h na dobę, do cholery! Potrafię o siebie zadbać! Nie
jestem taki sam, jak parę lat temu, Soo. Nauczyłem się radzić sobie sam, uwierz
mi. Nie potrzebuję ochrony, do cholery! – wyszedłem z gabinetu trzaskając
drzwiami.
Jakie to upierdliwe. (uhuhuhuhuh.. chyba drugi Shikamaru
się rodzi *śmiech* – dop. aut) Skierowałem się do klasy.
***
Po lekcjach jak zwykle odebrałem kurtkę i ubierając ją
wyszedłem na dwór. Przed bramą czekali chłopaki. Bez Soo. Miałem wyrzuty
sumienia, że na niego naskoczyłem, ale nie potrzebuję opieki 24h na dobę, no!
Wsadziłem ręce do kieszeni i wzdychając ruszyłem przed siebie.
– Gdzie Sang? – mruknąłem zatrzymując się przed nimi.
– Poszedł na dworzec kogoś odebrać.
Skrzywiłem się lekko, ale nic nie powiedziałem.
– Dyrektor chce żebyśmy za dwa miesiące wystąpili na
apelu jako zespół. Wchodzisz w to? – spytał Bang.
– Czyli się ze mną pomęczycie – uśmiechnąłem się lekko.
– Co dzisiaj robisz jak wrócisz ze szkoły?
– Wyjdę z psem, a potem nic.
– W takim razie będzie próba. Weź ten swój tekst, bo jest
naprawdę dobry.
– Em.. Okej.
– Któryś z nas przyjdzie po Ciebie po piętnastej.
Wywróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem.
– Odprowadzę Cię – zaoferował się Jong
– Dzięki. To do zobaczenia – zwróciłem się do reszty i
odszedłem z chłopakiem.
– Nie powinieneś się na nim wyżywać – powiedział nagle. –
Soo bardzo się o Ciebie martwi. Traktuje Cię jak młodszego brata. Gdy
dowiedział się, że sam szedłeś do szkoły prawie wpadł w szał.
– Nie potrzebuję opieki przez cały dzień – mruknąłem.
– Zrozum, że martwimy się o Ciebie.
Westchnąłem, ale nic nie powiedziałem.
W krótkim czasie doszliśmy do mojego domu. Jong przytulił
mnie i odszedł. Oczywiście musiałem krzyczeć za nim, że gdy dojdzie (dojdzie..
hahahahahahha, jestem nienormalna. Zna ktoś może jakiegoś psychiatrę? – dop.
aut.) to ma mi napisać sms’ a. Wyszedłem z psem, ogarnąłem trochę lekcje i
zacząłem jeść jakiś obiad gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Westchnąłem i podniosłem
się. Poszedłem do przedpokoju, spojrzałem przez wizjer i zobaczyłem Bang’ a.
Otworzyłem.
– Idziemy? – wszedł do środka, a ja zamknąłem drzwi.
– Em.. Muszę dokończyć, bo zacząłem jeść.
– To idziesz jeść. – ściągnął ubranie (tzn. kurtkę i
buty) i poszedł za mną do kuchni.
Zjadłem mój „obiad” (kanapkę z serem) i spakowałem się.
Ubraliśmy się i wyszliśmy. Na sali byliśmy jakieś dziesięć/dwadzieścia minut
później.
W środku była jeszcze jedna osoba, której tak naprawdę
nie chciałem widzieć. Nie spojrzałem na niego. Nie mogłem się przemóc. Stałem
praktycznie przy wyjściu ze spuszczoną głową i bawiąc się bluzką. Nie chciałem
go widzieć. Nie po tym co się stało. Kątem oka widziałem, że Kai szturchnął
Jeah’ a.
– Cześć – mruknął w końcu.
Nie odpowiedziałem. Zagryzłem wargę żeby łzy nie
poleciały mi po policzkach. Nie wiem jakim cudem, ale przegryzłem dolną wargę i
poleciała mi krew. Wytarłem ją wierzchem dłoni i skrzyżowałem ręce na klatce
piersiowej. Nie byłem gotowy na spotkanie z nim. Nie teraz. Nie tak wcześnie.
Widziałem, że chce do mnie podejść, więc cofnąłem się krok do tyłu.
– Mówiłem, że to zły pomysł żebym przyjeżdżał? Mówiłem? –
pewnie mówił to do Kai’ a. – On mi tego nie wybaczy, rozumiesz?
– Nie, nie rozumiem. Masz z nim porozmawiać.
– Ale...
– Już.
Chłopak niepewnie podszedł do mnie. Stanął przede mną i
starał się złapać kontakt wzrokowy, jednak nie patrzyłem mu w oczy.
– Przepraszam – mruknął w końcu.
– To już nie ważne – odpowiedziałem chłodno.
Chciał mi położyć rękę na ramieniu, ale odtrąciłem ją.
– Nie dotykaj mnie – warknąłem i odsunąłem się od niego.
– Zelo.. Wybacz mi.
– Straciłeś prawo żeby mówić tak do mnie – mój głos dalej
był chłodny i obojętny.
Widziałem zszokowane spojrzenia reszty. Soo, Kai’ a i Hee
też. Oni nie wiedzieli co się stało. Nikt nie wiedział. Nigdy nie chciałem aby
to się wydało.
– Nie wiedziałem, że aż tak bardzo...
– Zamknij się! – przerwałem mu. – Nic nie wiesz. Nie
rozumiesz tego, do cholery!
Nie wytrzymałem. Po moich policzkach popłynęły łzy.
Zacisnąłem zęby i odwróciłem głowę w drugą stronę. Łzy nie przestawały płynąć.
– Zachowujesz się jak jakiś rozkapryszony bachor! –
warknął w końcu. – Nie chciałem tego, rozumiesz?! Nie chciałem, do cholery!
Musiałem to zrobić, musiałem, jasne?!
– Nie obchodzi mnie co chciałeś i musiałeś – mój głos
przeraził nawet mnie. Był wyprany ze wszystkich emocji. – Nie interesuje mnie
również to, dlaczego tu jesteś – wytarłem wierzchniem dłoni oczy. – Jeśli to
wszystko co masz mi do powiedzenia to odsuń się ode mnie – spojrzałem mu hardo
w oczy.
Chłopak pod moim spojrzeniem cofnął się kilka kroków w
tył. Nie miałem soczewek (na prośbę Bang’ a), więc moje oczy były jeszcze
bardziej przerażające. Wyminąłem go i podszedłem do chłopaków.
– Em... Zelo? – mruknął niepewnie Bang.
– Nieważne – uciąłem. – Moje sprawy.
– Rozumiem – spojrzał mi w oczy, a ja nie odwróciłem
wzroku. Lubiłem w nie patrzeć.
Odetchnąłem głęboko i poczułem, że uspokajam się. Tylko
on potrafił uspokoić mnie jednym spojrzeniem.
– I tyle? – zdziwił się YooJae. – Nas do byś zmusił do powiedzenia,
bo w końcu jesteś „liderem tej bandy idiotów.”
– Bo wiem, że wy byście powiedzieli, a Zelo nie powie.
Choćbym go katował to będzie milczał.
Uśmiechnąłem się lekko, ale nic nie powiedziałem. W końcu
to była prawda. Za Chiny bym im nie powiedział. Nigdy. Nawet gdybym miał
umrzeć. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Daizy’ ego, a następnie
usiadłem pod ścianą.
– Wybaczcie. Muszę odreagować – odpowiedziałem na ich
pytające spojrzenia.
***
Przez ostatnie miesiące byłem bardzo zabiegany. Rano szkoła,
później próba, a potem trening. W między czasie musiałem wychodzić z psem i coś
jeść, bo Bang mi kazał. Musiałem przyznać, że bardzo się do nich zbliżyłem.
Reszta (nawet Jeah) zostali u nas. Stwierdzili, że nie chcą się wyprowadzać i
wynajęli mieszkanie we czwórkę, żeby były mniejsze koszty.
Z moim dawnym liderem nie rozmawiałem jak kiedyś, ale
starałem się. Od czasu do czasu udało nam się porozmawiać i nawet wyjaśniliśmy
sobie to i owo. Jednak musiałem przyznać, że najbliżej byłem z Bang’ iem i JongUp’
em.
Najbardziej zszokowała mnie wieść, że w dniu występu
miałem mieć zawody. Występ kończyliśmy po czternastej, a o piętnastej już
miałem być na hali. Wątpiłem, że zdążę, ale jakaś szansa może jest.
I w końcu nadszedł ten dzień. Dzień występu i zawodów.
– Hej, Zelo! Jak tam? – reszta podeszła do mnie.
– Nie narzekam. Jeszcze – mruknąłem i poprawiłem torbę na
ramieniu.
– Dobrze się czujesz?
– Hm? Tak. A co?
– Bo.. wyglądasz dziwnie.
– Może dlatego, że mam plecak i dwie torby? – podsunąłem.
– Daj to – Bang wziął ode mnie tą cięższą.
– Dzięki.
– Co słuchałeś? – spytał Jong wskazując moje słuchawki.
– Em... Chyba One Ok Rock – „Wherever you are”.
– To z J-Rock’ a?
– Tak.
– Po co Ci aż dwie torby?
– W jednej mam strój i rzeczy potrzebne na boks, a w
drugiej przebranie do tańca i takie tam – mruknąłem.
Doszliśmy do szkoły i Bang pomógł mi donieść torby do
mojej szafki. Wsadziłem je tam i ruszyłem za nim pod moją klasę. Po drodze
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Przed klasą pożegnaliśmy się i ja
wszedłem do sali, a on skierował się na własne lekcje.
Przez cały dzień nie widziałem ich. Mieliśmy się spotkać
dopiero w szatni podczas przebierania. Czas szybko mi zleciał. Nim się
obejrzałem siedziałem na ławce koło Bang’ a i przebierałem się.
– Co jest, maknae? Denerwujesz się? – zagadnął HimChan.
– Występem czy zawodami?
– Ee – speszył się. – Występem.
– Nie.
– A zawodami?
– Nie wiem na kogo trafię – westchnąłem i oparłem głowę o
ścianę za mną. – To może być każdy – zagryzłem wargę.
– I tak wygrasz – wtrącił Bang.
– Dzięki.
– To ubierajcie się i wychodzimy.
Byliśmy ubrani praktycznie tak samo. Tylko kurtki
mieliśmy różne. Westchnąłem i wstałem z ławki, a następnie ruszyliśmy na salę
gimnastyczną. (oczywiście można sobie wyobrazić, że to sala gimnastyczna etc...
o taniec i piosenkę mi głównie chodzi xd – dop. aut.)
Po „występie” wróciliśmy z powrotem do szatni. Usiadłem i
schowałem twarz w dłoniach.
Nie przewidziałem się? On tam na pewno był czy to moja wyobraźnia? Albo to był ktoś
podobny? Cholera! To niemożliwe żeby on już tu był... Niemożliwe... Nie chcę.
Po chwili do przebieralni weszła reszta. Kai spojrzał na
mnie niepewnie, a później wyszeptał coś do Jeah’ a.
– Czyli już wiesz, tak? – padło ciche pytanie.
– Zależy.
– No... Że już przyjechał.
– Taa.. Widziałem go.
– Um.. Przykro mi.
Zaśmiałem się i zacząłem ubierać. Szybko zarzuciłem
koszulkę i naciągnąłem spodnie, a następnie byle jak zawiązałem buty. Wybiegłem
z szatni i skierowałem się na salę gimnastyczną. Zauważyłem, że on ją opuszcza.
Pobiegłem w tamtą stronę. Stanąłem za nim i złapałem go za ramię.
– Co ty tu robisz? – wysyczałem.
– Moja kurewka – parsknął śmiechem. – sama do mnie
przyszła.
– Odpowiedz.
– Po co? Chcę wziąć co moje – odwrócił się w moją stronę
i spojrzał mi w oczy.
– Co Twoje? – zakpiłem i uniosłem brwi do góry. – Jest
coś takiego?
– Ty – położył swoją rękę na moim biodrze.
– Ja, powiadasz – uśmiechnąłem się słodko i zbliżyłem się
do niego. Widziałem w jego oczach satysfakcję. Myślał, że mu ulegnę? – Niech
Twoja ręka zejdzie niżej to połamię Ci palce – szepnąłem mu do ucha.
Nie wiem co chciał osiągnąć. Jego dłoń znalazła się
niżej. Nadal ze słodkim uśmiechem wziąłem jego rękę i chwyciłem za palec
wskazujący. Usłyszałem skrzypienie stawów, a następnie pęknięcie. Czarno-włosy
krzyknął z bólu i złapał się za rękę. (serio można tak łatwo złamać palce u
rąk... nie, nie próbowałam. Kuzynka mi mówiła – dop. aut.)
– Ty kurwo – warknął.
– Ależ mówiłem, że połamię Ci palce – zdziwiłem się. –
Ciesz się, że to tylko jeden.
Widziałem, że reszta chce do mnie podejść, ale on
zatrzymał ich.
– Pożałujesz tego.
– Doprawdy? Połamać Ci jeszcze jeden żebyś w końcu coś
zrozumiał?
– Przysięgam, że tego pożałujesz – prawie wypluł.
– Jasne, jasne. Znowu mnie zgwałcisz? Przyjaźni już
zniszczyć nie możesz, bo nimi nie jesteśmy, więc... Hmm.. Co jeszcze możesz
zrobić? – zakpiłem.
– Idziemy! – warknął na swoich towarzyszy i odeszli, a ja
ruszyłem do szatni.
pierwsza:D cudo, powiem tylko tak czuję niedosyt :))) next
OdpowiedzUsuńniech przy Tobie będzie OOR : http://www.youtube.com/watch?v=yVbzUm2G_Ig na pewno nie będzie Ci się nudzić *śmiech*
UsuńRównież mam niedosyt :D Świetnie jak zawsze :) Pisz dalej :*:*
OdpowiedzUsuńDziś znalazłam tego bloga i moja reakcja: "tyle wygrać!~" xD
OdpowiedzUsuńTen ff baaaaardzo mi się podoba~ Tylko szkoda, że taki krótki, bo też czuje niedosyt xp Mam nadzieję, że kolejny chapter pojawi się niebawem^^
Życzę weny^^
Hwaiting~
Nie będę oryginalna. Też czuję niedosyt!!! Tak jak @Natalia jestem, że tak powiem nowa. Liczę na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzemu już nie piszesz tego opowiadania??
OdpowiedzUsuńPiszę, piszę.. Nawet mam już chyba dwie strony. Jednak czasem mam wenę do tego, a czasem do czegoś innego. Nie zawsze jestem w stanie napisać wszystko, bo to raczej niemożliwe, prawda *śmiech* Aktualnie kończę rozdział "Każdy ma prawo żyć jak chce" i później zabieram się za "Jestem Zelo!" ^^
UsuńGenialne opowiadanie! Bardzo się cieszę, że je znalazłam i mam nadzieję na ciąg dalszy : )
OdpowiedzUsuńOjej! to jest piękne!!! Ale... NIE MA 5 ROZDZIAŁU!!! Why?! Why?!
OdpowiedzUsuńCzekam, i czekam :CCCCCCCCCCCCCCC...
OdpowiedzUsuń