Kolejna część opowiadania przed wami... Taaak.. Troszkę pozmieniane, bo "oryginał" miał inne zakończenie, ale stwierdziłam, że teraz będzie happy end *śmiech*
***
***
Obudziłem się parę godzin później i
było mi przyjemnie ciepło. Powoli otworzyłem oczy i zauważyłem, że jestem
przykryty bluzą Aoi’ ego. Zdziwiłem się, ale powoli wstałem i przeciągnąłem
się.
– Dojechaliśmy? – mruknąłem i
wzruszyłem ramionami.
Wychodząc prawie zabiłem się o jakąś
torbę, pewnie maleństwa, ale „bezpiecznie” dotarłem do wyjścia z autobusu.
Powoli otworzyłem drzwi i zobaczyłem chłopaków.
– Nasza rozczochrana królewna
wstała. – zaśmiał się Ruki na co wywróciłem oczami.
Podszedłem do Aoi’ ego.
– Dzięki – mruknąłem podając mu
bluzę.
Chłopak nawet na mnie nie spojrzał.
Po prostu wziął ubranie uważając żeby przypadkiem nie dotknąć mojej ręki.
Domyślałem się co się stało i rzuciłem Ruki’ emu zabójcze spojrzenie.
– Uru, ja... – zaczął, ale machnąłem
tylko ręką i wszedłem z powrotem do busa.
Znowu usiadłem z tyłu, a po chwili
znowu miałem niechcianego gościa, ale tym razem pod postacią Ruki’ ego.
– I na chuja mu to powiedziałeś?! – „prawie”
krzyknąłem. – Trzeba było siedzieć cicho, idioto! Było dobrze, rozumiesz?! –
widziałem, że reszta nam się przypatruje. – Było, kurwa, dobrze!
– Nic nie było dobrze! – również
krzyczał. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a ja nie mogłem patrzeć jak
się męczysz! Musiałem mu to powiedzieć, bo idiota nigdy by się nie domyślił!
– Ale ja nigdy nie chciałem aby on
się o tym dowiedział! Miało zostać tak jak było! Nie wiem jak mogłeś mi to
zrobić! Obiecałeś, że mu nie powiesz! Obiecałeś, rozumiesz?! Zostaw mnie teraz!
– Ale...
– Po prostu mnie zostaw, Matsumoto –
warknąłem i ukryłem twarz w rękach.
– Ja ... Cię przepraszam, Shima-
chan. Tak będzie dla Ciebie lepiej – poczochrał mnie czule po włosach i zaczął
odchodzić.
– Przepraszam – złapałem go za rękę
i odetchnąłem głęboko. – Nie powinienem się na Tobie wyżywać. Wiem, że chciałeś
dobrze, ale... Ja nie chciałem żeby on wiedział. Nie chciałem aby nikt
wiedział, ale już na to za późno... Stało się. Mówi się trudno, nie?
– Rozumiem. Zostawię Cię samego –
uśmiechnął się lekko i odszedł.
– Kouyou, ja... – usłyszałem nagle
głos Aoi’ a.
– Nie zmuszaj się do niczego, Yuu –
odpowiedziałem chłodno. – Nie wypieram się tego co Ci powiedział Taka- chan.
Rozumiem, że nie chcesz mnie znać..., ale nie utrudniaj mi tego. Po prostu nie
odzywaj się do mnie i będzie w porządku.
– Może przećwiczymy piosenki, co
Uru? – spytał Rei.
– Jasne – wstałem i ruszyłem na
środek busa. – Dziękuję, Ue- chan – szepnąłem mu do ucha.
– Nie ma sprawy, modelko – zaśmiał
się.
– Jesteś cudowny – wyszczerzyłem się
zarzucając mu rękę na kark.
– Ej, ej, ej, ej, ej! Bo się jeszcze
we mnie zakochasz! – odsunął się ode mnie.
– Rozgryzłeś mnie! – udałem rozpacz
przykładając rękę do czoła. – Akira... Tak bardzo Cię kocham! – zaśmiałem się. –
Kochaj się ze mną, skarbie.
– Nareszcie wraca nasz zboczony Uru.
– A to co miało znaczyć? –
naburmuszyłem się. – Ja nie jestem zboczony... A może by tak trójkącik, co?
Chyba, że Ruki będzie miał coś przeciwko.
– Zawsze o tym marzyłem! – krzyknęło
maleństwo rzucając mi się na plecy. – Marzę o całonocnej orgii.
– I kto tu jest zboczony? –
mruknąłem i usiadłem koło Rei’ a.
Musiałem przyznać, że do niektórych
piosenek nie pamiętałem nut, ale dzięki Suzuki’ emu przypomniałem sobie. W
końcu zacząłem się szczerze śmiać i uśmiechać. Chyba pomogło mi to, że Yuu
widział o tym.. Czułem się tak, jakby kamień spadł mi z serca. Widziałem, że od
czasu do czasu Aoi rzuca mi krótkie spojrzenia po czym wzdycha i z powrotem wraca
do swoich czynności.
– Ręka mnie już boli – jęknąłem i
wstałem przeciągając się.
– Nie przeciągaj się tak, bo Cię
zgwałcę.
– Czy to była propozycja? –
przejechałem prowokująco językiem po górnej wardze.
– Możliwe..
– Pomyślę nad tym – zaśmiałem się i
ruszyłem na tył pojazdu.
Aoi leżał rozwalony na kanapie i
spał. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok. Wyciągnąłem z półki koc i przykryłem
go nim. Podniosłem się i chciałem odejść, ale jego ręka mnie powstrzymała.
– Zostań – wymruczał.
– Nie, Aoi. Lepiej będzie jak pójdę –
pogłaskałem go po głowie. – Śpij. Obudzę Cię jak dojedziemy – szepnąłem i
delikatnie wyciągnąłem swoją rękę z jego.
– Jeszcze nigdy nie widziałem u Ciebie tak
czułego wzroku – Kai wyszeptał mi do ucha.
– Bo na nikogo nie patrzę tak, jak na niego.
Chodź – złapałem go za rękę i pociągnąłem do przodu. – Niech śpi.
Usiedliśmy z przodu, a Kai objął mnie
ramieniem.
– Naprawdę go kochasz? – spytał.
– Tak. Zrobiłbym dla niego wszystko... Nawet
odszedłbym z zespołu gdyby chciał – uśmiechnąłem się lekko i wtuliłem w jego
klatkę piersiową.
– Wiedzę, że to coś poważnego...
– A co? Myślisz, że sobie jaja robię? Za
każdym razem jak zarządzasz dodatkową próbę nie chcę przychodzić... Chcę
wymyślić jakąś chorobę aby znowu go nie widzieć, rozumiesz? Ty masz Mev’ a, bez
którego nie możesz żyć, Ruki ma Reitę.. Chodziłem do tego jebanego burdelu żeby
zapomnieć... O wszystkim... O nim, o chorej matce... Ja już nie wytrzymuję
tego... Rozważam odejście, a wiesz ile dla mnie znaczy muzyka i zespół.
– Nie możesz odejść.
– To moja decyzja – mruknąłem. – Nie bój się.
Jeszcze jakoś wytrzymuję. Wiesz.. Te kilka lat daje do myślenia.
– Kilka?
– Tak – zaśmiałem się
cicho i położyłem się na oparciu kanapy. – Jestem żałosny, prawda?
– Nie – odpowiedział
bez wahania.
– Dzięki, Kai. Jesteś
najlepszy – pocałowałem go w policzek.
– Ty też nie jesteś
jemu obojętny – usłyszałem nagle cichy głos.
– Co?
– Jeszcze nigdy nie
widziałem u niego takiego wyrazu twarzy... Od zaskoczenia przez złość, aż po
miłość i współczucie. Znam Was lepiej niż możecie to sobie wyobrazić... Umiem
rozpoznać u Was każdą z emocji.. Taki przywilej lidera – zaśmiał się, a ja
spojrzałem na niego zaskoczony. – Nie jesteś dla niego tylko przyjacielem, Uru.
Wtedy z tą męską dziwką to – pokręcił rozbawiony głową. – Chciał się na kimś
wyżyć.. Akurat padło na Ciebie. Aoi był zły za to, że chodzisz się zaspokajać
niewiadomo gdzie, a przecież masz jego.
– Boże.. Co to za
idiota – roześmiałem się. – Wiem, że nie jestem lepszy, ale jak to słyszę, to –
westchnąłem. – Mogłem mu to powiedzieć, prawda? – wyszeptałem. – Nie chciałem
żeby to tak wyszło. On mnie teraz znienawidzi, prawda?
– Nie – usłyszeliśmy
nad głową głos Aoi’ a, na który tak bardzo się wystraszyłem, że musiałem się
złapać za serce.
– O ja pierdole –
wydusiłem oddychając szybciej. Serce kuło mnie niemiłosiernie.
– Hej, Uru.. W
porządku? – spytał zmartwiony Kai.
– Nie – wydusiłem
nachylając się i kładąc czoło na ręce, a drugą dalej trzymałem na sercu.
– Zostawisz nas na
chwilę? – Aoi zwrócił się do lidera.
– Nie spieprz tego –
poklepał mnie po ramieniu, a następnie wstał i odszedł.
Czarnowłosy usiadł
koło mnie, ale ja nie patrzyłem na niego. Dalej trzymałem się za serce, które
kuło i kuło.
– Nigdy więcej mnie
tak nie strasz – wyszeptałem.
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzam –
wstałem i z lekkim trudem ruszyłem na tyły pojazdu. Słyszałem, że idzie za mną.
Usiadłem na kanapie, a Yuu koło mnie od razu obejmując mnie ramieniem.
– Shima- chan, ja...
Wcale się do niczego nie zmuszam. Muszę przyznać, że był to dla mnie szok, ale
nie brzydzę się Tobą. Ja... Ty zawsze byłeś dla mnie kimś więcej niż
przyjacielem – wyszeptał mi do ucha.
– I nie robisz tego z
litości? – spytałem z nadzieją.
– No coś ty.. Nigdy
Ci tego nie powiedziałem, bo nie wiedziałem jak zareagujesz na coś takiego, a z
resztą myślałem, że jesteś hetero... Jak zobaczyłem Cię po raz pierwszy w tych
krótkich spodenkach, obcisłej bluzce... W tym Twoim wyzywającym stroju to – przyłożyłem
mu rękę do ust.
– Przepraszam –
mruknąłem. – Po prostu chciałem żebyś się zamknął.. Miałeś iść spać, prawda?
Ładnie to tak podsłuchiwać? – odsunąłem ją.
– No wiesz ty co?
Jeszcze na mnie krzyczysz.
– Chyba jeszcze nie
widziałeś mnie jak krzyczę – czułem jak zamykają mi się powieki. Nie
wiedziałem, że jestem aż tak zmęczony.
– Śpij – usłyszałem
przy uchu. – Obudzę Cię jak dojedziemy.
– Mhm – mruknąłem i
wtuliłem się w niego.
***
– Uru, wstawaj – usłyszałem głos Aoi’ a przy
uchu.
– Nie – mruknąłem.
– Shima- chan, skarbie.. Wstawaj.
– Nie.
Usłyszałem śmiech maleństwa i to pewnie on
wylał na mnie wodę, ale i tak nie wstałem. Chciałem spać, a nie włóczyć się po
hotelach.. I tak pewnie wieczorem wyciągną mnie na piwo... Na jednym się nie
skończy.
– Kou! – Kai się wkurzył.
– Kami- sama.. Już wstaję, nie? Dzięki, Ruki,
za mokrą koszulkę.
– Nie ma sprawy – zaśmiał się na co
wywróciłem oczami.
– Jak śmiecie mnie budzić? Jesteście
niedobrzy – rozciągnąłem się. – I jeszcze muszę zmieniać koszulkę.
– Nie musisz – Aoi oblizał prowokacyjnie
górną wargę.
– Ty zboczeńcu – opuściłem ręce i skrzyżowałem
je na piersiach.
– Ja? – zdziwił się.
– Nie, ja.
– No widzisz. Więc czemu mówisz na mnie?
– Grabisz sobie, grabisz.
– I tak mnie kochasz.
– Nie zaprzeczę – mruknąłem i schyliłem się
po torbę. – Aoi, zboczeńcu... Czy mógłbyś przestać gapić się na mój tyłek?
– Nie – zaśmiał się na co westchnąłem.
– Ja chcę spać – mruknąłem podnosząc torbę z
podłogi.
– Dzisiaj się wyśpisz – Aoi pocałował mnie w
policzek.
Spuściłem głowę zakrywając się włosami.
Musiałem się przyzwyczaić do tego, że Aoi okazuje mi większe uczucia. Powoli
ruszyłem do wyjścia autobusu uprzednio zbierając swoje pozostałe rzeczy.
Potykając się wyszedłem na zewnątrz i od razu musiałem ubrać okulary przeciwsłoneczne,
bo słońce niemiłosiernie raziło.
Weszliśmy do jakiegoś żółtego hotelu, a Kai
poszedł do recepcji. Czekając na niego prawie usnąłem na stojąco.
– W porządku? – usłyszałem przy uchu.
– Mhm – mruknąłem nieprzytomnie.
– Mam klucze. Mamy trzy pokoje.. Reita i Ruki
jeden, Aoi i Uruha drugi, a ja trzeci. Może być?
– Hej, Uru. Chodź – ktoś pociągnął mnie za
rękę.
Weszliśmy do pokoju, a ja nie zastanawiając
się nad niczym walnąłem się na łóżko. Uprzednio jednak ściągnąłem okulary i
gdzieś je odłożyłem. Po chwili poczułem jak ktoś przykrywa mnie kocem.
– Dobranoc, skarbie – później pocałunek w czoło,
a następnie nic.
***
– Hej, skarbie.. Wstawaj – usłyszałem przy
uchu.
– Znowu? – jęknąłem i powoli otworzyłem oczy.
– Wybacz mi, ale oni chcą iść do klubu.. Sam
nie pójdę. No chodź.
– Wstaję – mruknąłem i niechętnie podniosłem
się do siadu.
– Wyglądasz jak rozczochrana księżniczka –
zachichotał i pocałował mnie w czoło.
– Dzięki – naburmuszyłem się.
– Nie obrażaj się, księżniczko.. Masz pół
godziny. Szykuj się – musnął mój policzek w wstał.
– A ty jak książę z gitarą – zaśmiałem się i
ruszyłem do łazienki.
– Tak, ale Twój książę.
– Tylko mój – pokazałem mu język i zniknąłem
w moim królestwie.
Wyszedłem z niej (łazienki) równo pół godziny
później. Byłem umalowany, przebrany, uczesany. Miałem na sobie czarne, skórzane
i obcisłe spodnie, białą luźną koszulkę, bransoletki, pierścionki i mój
ukochany naszyjnik. Oczy pomalowałem drapieżnie, jednak nie za mocno.
– Kim jesteś i co zrobiłeś z Shimą- chan?
– Nie podoba Ci się? – zrobiłem smutną minkę.
– Wręcz przeciwnie – podszedł do mnie i
pogłaskał mnie po policzku. – Jesteś tak seksowny, że mam ochotę Cię zgwałcić
– szepnął.
Skrzyżowałem ręce na piersi i zmrużyłem oczy,
ale po chwili uśmiechnąłem się niewinnie.
– Mnie? Biednego Urusia? Czuję się zagrożony.
– Bardzo biednego – zaczął się bawić moimi długimi włosami.
Westchnąłem i położyłem czoło na jego
ramieniu.
– Co się stało?
– Nic. Jestem zmęczony.. Przez ostatnie dwa
miesiące prawie w ogóle nie spałem – z westchnieniem odsunąłem się od niego i
ruszyłem do drzwi.
Na dole reszta już czekała. Usłyszałem początek
naszej piosenki „Red”. Dzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i
uśmiechnąłem się lekko. Spojrzałem na chłopaków niepewnie, ale odebrałem.
~ Shima-
chan?
– usłyszałem niepewny głos Bou. – Możesz
rozmawiać?
– Jasne. Co się dzieje? Znowu to samo?
~ Nie,
nie. Po prostu wszyscy wyszli, a mnie zostawili samego. Nie mam co robić.
– Wszystko w porządku tam? Już jest lepiej? –
kiwnąłem chłopakom, że możemy iść.
~ Nie..
Znaczy tak.. Przemyślałem to i nie chcę odchodzić z zespołu. Za bardzo ich
kocham żeby ich teraz zostawić.
– Brawo, księżniczko – zaśmiałem się.
***
Następnego dnia reszta miała kaca. Ja nie
piłem dużo, więc ze mną było w porządku. Nie miałem kaca, ale nie czułem się najlepiej psychicznie. Denerwowałem
się, bo następnego dnia mieliśmy występ. Bałem się, że coś pomylę.
Westchnąłem i zrobiłem sobie kawę.
Bałem się również, że Yuu coś się odwidzi i
zostawi mnie. Nie powiedział mi wprost co do mnie czuje, więc byłem niepewny co
do jego uczuć. Zresztą dopiero co uważał mnie za dziwkę, która daje dupy
każdemu. Nadal gryzło mnie to, dlaczego tak myślał i dlaczego mam taką opinię w
PSC. Może dlatego, że tak się ubierałem? Malowałem? Zachowywałem? Jednak
robiłem to wszystko po to, aby zapomnieć. Nigdy nie lubiłem tego stroju i
makijażu, ale menadżer mnie zmusił, więc robiłem to tylko i wyłącznie dla
zespołu. Ja nie byłem taki. Nie ubierałem się tak, nie malowałem, nie
zachowywałem, ale musiałem. Byłem ciekawy również ilu moich „przyjaciół” z
wytwórni naprawdę nimi są.
Moje rozmyślania przerwał ktoś, kto przytulił
się do moich pleców.
– Odleciałeś – szepnął mi do ucha.
– Mhm – mruknąłem i nasypałem sobie cukru do
kubka.
– Co się stało? – spytał Kai wchodząc do
kuchni z pałeczkami w dłoni.
– Nic – wzruszyłem ramionami.
– Przecież widzę – westchnął.
Nie odpowiedziałem. Wziąłem napój i ruszyłem
do salonu. Usiadłem na kanapie koło Ruki’ ego i Reity. Gdy tylko usiadłem, Ruki
przysunął się do mnie i położył mi głowę na ramieniu. Nie miałem siły go
odpychać. Nie zareagowałem w ogóle. Po prostu piłem kawę.
– Kou-chan? – usłyszałem cichy i niepewny
szept przy uchu.
– Hm?
– Wszystko w porządku?
– Tak, tak. Zamyśliłem się po prostu.
***
Następne koncerty poszły zgodnie z planem.
Niby zachowywałem się jak dawniej, ale coś we mnie się zmieniło. Cały czas się
bałem, że Aoi mnie zostawi.
Później wróciliśmy do prób i wczesnego
wstawania.
– Przepraszam – speszyłem się lekko i
poczułem gorąco na policzkach.
– Ależ nic się nie stało – usłyszałem przy
uchu.
– T-Tsukasa- san (D'espairsRay). Możesz mnie
puścić?
– Już, już, słodziaku.
– Dziękuję.
Odsunąłem się od niego i ruszyłem do
samochodu. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że mnie podrywa... Nie wiem
dlaczego.
On nie był brzydki. Tego nie mogłem
powiedzieć, ale przecież miałem Yuu. Kochałem go. Nie chciałem go zdradzać z
nikim innym.
Wszedłem z powrotem do studia i usiadłem na
kanapie. Aoi pisał z kimś na telefonie i uśmiechał się do ekranu. Po chwili
spojrzał na mnie i parsknął śmiechem.
– Co? – mruknąłem.
– Nic, nic – próbował się uspokoić.
– Jak chcesz – wzruszyłem ramionami.
***
Wieczorem umówiłem się z Yuu, więc ubrałem
się i wziąłem telefon z kluczykami, a następnie wyszedłem z mieszkania i
zamknąłem je.
Wsiadłem do samochodu, a po dziesięciu
minutach byłem już pod wieżowcem Aoi’ ego. Wyszedłem z samochodu i zamknąłem
drzwi. Chowając kluczyki do kieszeni spodni ruszyłem do budynku. Wsiadłem do
windy i nacisnąłem guzik z numerem 12. Winda ruszyła.
Zapukałem do jego drzwi raz, drugi, trzeci.
Nie otwierał. Czyżby zapomniał? Niepewnie nacisnąłem klamkę, a drzwi otworzyły
się. Z mocno bijącym sercem wszedłem do środka. Usłyszałem jakieś jęki z pokoju
Yuu. Ruszyłem w tamtą stronę. W końcu doszedłem do drzwi jego sypialni. Tam na
pewno był Aoi, ale... nie był sam.
Nieśmiało otworzyłem drzwi i zobaczyłem
mojego chłopaka z Tsukasą. W moich oczach momentalnie stanęły łzy. W końcu
oboje doszli, chyba. Mogłem wnioskować to z przeciągłego jęku Yuu i krzyku
perkusisty. Czarno-włosy opadł na dwukolorowego, a tamten zaczął go głaskać po
plecach. W końcu Aoi podniósł głowę, a jego oczy, napotykając mnie, rozszerzyły
się w szoku.
– Uruś? – szepnął niepewnie.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Uruś... Nie ma Urusia. Odwróciłem się i
wyszedłem z jego pokoju. Usłyszałem, że biegnie za mną i woła moje imię. Złapał
mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Teraz miał bokserki.
– Kou to nie tak – zaczął, ale przerwałem mu.
– A jak? Zdradziłeś mnie! Mówiłeś, że mnie
kochasz.. Mówiłeś... Obiecywałeś, że mnie nie zostawisz! Że nie zdradzisz!
– Uruha to nie tak – usłyszałem głos Tsukasy,
który właśnie wyszedł z pokoju.
– Nie odzywaj się! – warknąłem. – Kurwa! Puść
mnie, Shiroyama.
– Nie! Kocham Cię, Kou.
– Jakbyś kochał to byś nie zdradził –
powiedziałem obojętnie.
Teraz było mi wszystko jedno. Straciłem go...
Kochałem... Widząc ich razem uświadomiłem sobie, że nie warto nic nikomu
obiecywać... Nie wierzyć w obietnice, bo po co?
Ten dotyk... Jego ręka paliła moją skórę. Nie
chciałem by mnie dotykał. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. On... Zdradził
mnie.
Nie wiem co było dalej. Zemdlałem.
***
Powoli otworzyłem oczy. Spojrzałem w bok i
zobaczyłem Yuu obejmującego Tsu, który chyba płakał.
– Nie chciałem tego – usłyszałem jego
zduszony szept.
– Wiem. Też nie chciałem żeby tak wyszło.
Kocham go. Nie chcę go ranić – odpowiedział czarno-włosy.
– Też go kocham. Czemu to takie trudne?
– Nie wiem, Tsu. Trzeba mu to wyjaśnić. Nie
chcę go stracić.
– Wiem. Kocham Cię.
– Ja Ciebie też, Tsu.
Obróciłem się na drugi bok, a oni zamarli.
Słyszałem, że któryś z nich niepewnie podchodzi do mnie i klęka koło łóżka.
– Uruś... Daj mi wytłumaczyć.
Nie odpowiedziałem. Podniosłem się do siadu i
podciągnąłem kolana pod brodę, a następnie spojrzałem na niego.
– Masz pięć minut – szepnąłem.
– Dziękuję. Ja – westchnął. – kocham Cię, ale
kocham również jego. Obaj Cię kochamy. Rywalizowaliśmy o Twoje względy, ale w
między czasie sami poczuliśmy do siebie coś więcej. Każdy z nas chciał Cię do
siebie przekonać. Mi zaufałeś, ale miałeś opory przed nim. Każdego dnia płakał
mi w ramię. On pierwszy wiedział i powiedział mi, że Cię kocha. Nie mogłem tego
znieść. Robiłem wszystko żeby się odwalił, ale pokochałem go. Wiemy, że to
nienormalne, ale chcemy być z Tobą. We dwójkę chcemy żebyś nas pokochał tak,
jak my kochamy Ciebie. A wtedy z tą męską dziwką to... Byłem wkurzony. Pokłóciliśmy się i chciałem odreagować i wypadło na Ciebie. Nie uważam Cię za dziwkę czy kurwę. To było... głupie z mojej strony. Kochałem Cię, ale jednocześnie raniłem.
– Przepraszam, Kou – odezwał się milczący
chłopak. – Jeśli mnie nie chcesz, rozumiem. Jeśli nie chcesz mieć ze mną nic do
czynienia, też rozumiem. Ale nie miej tego za złe Yuu. To był mój pomysł z tym
wszystkim. Pomyślałem, że jakbyśmy byli razem, we trójkę to żaden nie raniłby
drugiego. Wybacz mi, Uru.
Westchnąłem. Oni mnie kochali? Tak naprawdę
kochali? Uśmiechnąłem się lekko i niepewnie, na czworaka, podszedłem do Tsu.
Widziałem w jego oczach obawę przed odrzuceniem, uderzeniem czy wyśmianiem.
Jednak nie spodziewał się tego, co zrobiłem. Objąłem go rękami w pasie i
wtuliłem głowę w jego szyję. Chłopak zamarł, ale po chwili objął mnie i
przyciągnął bliżej siebie.
– Choć – wyciągnąłem rękę do Aoi’ a.
Objąłem mojego chłopaka drugą ręką w pasie i
również go przytuliłem.
– Jesteście idiotami – wyszeptałem.
– Ale idiotami, którzy Cię kochają –
odpowiedział perkusista.
– A jeśli wam się znudzę?
– Nie pieprz Uruś! Kochamy Cię – gitarzysta
objął mnie mocniej.
– Nie zasługuję na was. Jestem do niczego.
– KOU!
– Nawet nie zauważyłem, że coś do mnie
czujesz.. Myślałem, że się mną bawisz... Jestem do dupy...
Nie dane mi było dalej mówić, bo Tsu odsunął
mnie od siebie i wbił się łapczywie w moje wargi. „Lekko” zszokowany uchyliłem usta
z czego od razu skorzystał. Poczułem czyjąś rękę na udzie. Po chwili Aoi wziął
mój podbródek i odsunął mnie od perkusisty samemu mnie całując...
Nie spaliśmy pół nocy. Mieliśmy coś
ciekawszego do roboty niż spanie.
***
Rano obudziłem się wtulony w chłopaków.
Westchnąłem i wtuliłem się w tors perkusisty, na którym leżałem. Poczułem, że
Aoi gładzi mnie po biodrze. Odwróciłem się do niego i skrzywiłem z bólu.
– Bardzo boli? Przepraszam.
– Daj spokój – wtuliłem się w jego ramię. –
Nie jest tak źle.
– Na pewno? – usłyszałem głos drugiego
chłopaka przy uchu.
– Na pewno. Kocham Was.
– My Ciebie też – odpowiedzieli jednocześnie.
– Muszę już iść – powiedziałem po chwili. –
Muszę się przebrać i wykąpać, a za godzinę próba.
– Pojadę z Tobą.
– Nie musisz. Poradzę sobie.
Po krótkim prysznicu w domu Yuu pojechałem do
swojego. Tam wykąpałem się, ułożyłem włosy i przebrałem. Pomimo tego, że
okropnie bolało mnie miejsce gdzie kończą się plecy, a zaczynają nogi to byłem
szczęśliwy. Miałem ich i wiedziałem, że mnie nie zostawią, a jeśli tak to
przynajmniej nie teraz. Teraz mogłem być przez tą chwilę czy dwie szczęśliwy.
Nie obchodziło mnie to, co powiedzą inni o nas. Nie znają nas, więc nie mają
prawa nic mówić. To nasze życie, nie ich. Możemy robić co chcemy. Teraz liczyło
się tylko to, że oni kochali mnie, a ja ich. Nic więcej.
END
nie nie nie nie nie . jeszcze raz nie co to kurwa mają być za trójkąciki nie uznaje tego . Tak mi się podobało aż do zakończenie . grrrrrr -.- No ale tak to jest cudownie ... ale pozwolisz, że dla mnie to zakończenie bd wyglądało tak :że Aoiś zdradził urusia pod siłą chwilowego załamania psychicznego i potem sobie wybaczyli a ten 3 odszedł w niepamięć a oni żyli długo i szczęśliwie ok ? :DD to jest mój Happy End <3
OdpowiedzUsuńno cóż. każdy ma własne zdanie. ja kocham trójkąty, a szczególnie Uru x Aoi x Tsukasa. jeśli nie lubisz nie musisz czytać :3 nie zmuszam *śmiech*
UsuńTo było takie słodkie!! :D Uwielbiam Tsukase :D Więcej tójkącików proszę, skoro je lubisz ^^
OdpowiedzUsuńbędą trójkąty będą, ale później *śmiech*
UsuńGenialne!!
OdpowiedzUsuńBosz jak ty zajebiście piszesz!
Normalnie tak przekazujesz uczucia że ja czułam jak Uru cierpi.
Niesamowite.
Buziaczki
huh. dziękuję bardzo i cieszę się, że Ci się podobało :)
UsuńUwielbiam <3 było świetne! I Tsukasa.. mrr xD właśnie Uruś, nie pieprz bo masz w końcu ich dwóch. Będzie coś jeszcze z nimi? Bo bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńhmm.. na razie planuję trójkącik Bou x Kanon x Die, a później, może jak będę mieć pomysły to, znowu napiszę o nich.. ale na razie mam już za dużo zaczętych opowiadań i one-shot' ów, więc jeśli je skończę to napiszę specjalnie dla Ciebie o nich one-shot :3
Usuńdziękuję <3 też mam mnóstwo rozpoczętych pomysłów.. trzeba by to kiedyś to ogarnąć
Usuń*hugs* ależ nie masz za co... już mam chyba nawet pomysł, ale najpierw muszę dokończyć tamte. nie ma bata, muszę ... c:
UsuńJaaa! Wreszcie ktoś poza mną lubi trójkąty! <3
OdpowiedzUsuńHai, hai :3 Mam jeszcze Kanon x Bou x Kyo oraz planuję następne ^^
Usuń