sobota, 13 kwietnia 2013

Ślub. JongKey. 01

Um.. Więc tak: dzisiaj skończyłam ten rozdział, więc jak widać rozpoczynam kolejne opowiadanie. Tak, wiem, że jeszcze nie skończyłam tamtych, ale jakoś nie mam weny do reszty, więc wstawiam to. Mam nadzieję, że to również przypadnie Wam do gustu. Uważam, że jest one troszkę inne niż reszta, ale to chyba nie problem *śmiech*

Zapraszam



Leżałem w łóżku i patrzyłem tępo na jeden punkt na mojej brązowej szafie. Nie miałem na nic siły. Nie chciałem żyć, nie miałem już na to chęci... Chciałem umrzeć. Przestać istnieć. Mój świat zawalił się, nic się już dla mnie nie liczyło. Bo niby co miałoby się liczyć? Wszyscy mnie zostawiają, odchodzą ode mnie.
– Kibum? – usłyszałem głos mojej matki. – Wyjdź z tego pokoju, kochanie!
– Nigdzie nie idę! – zaprzeczyłem szybko.
– Kibum... To mój ślub, wesele. Musisz na nim być!
– Poradzicie sobie! Zostaw mnie w spokoju! – warknąłem i zakryłem głowę poduszką.
Byłem tym wszystkim zmęczony. Chciałbym przestać istnieć. Nie obchodziła mnie matka, ojciec, ślub... Chciałem znowu wziąć i zapomnieć o tym wszystkim. Miałem dość. Jeszcze jakiś miesiąc temu było wszystko w porządku. Byłem szczęśliwy, nie miałem depresji. A teraz? Leżę całymi dniami w łóżku i nie wychodzę z mojego pokoju. Nie widzę w tym sensu. To bez znaczenia co będę robić. Przeszłość nie wróci.
– Kibum.. Chodź do nas – błagała moja matka.
Jednak nie odpowiedziałem, nie ruszyłem się z miejsca. Powinna wiedzieć, że nie wyjdę. Nie chcę wychodzić.
– Zostaw go. Jeśli będzie chciał to sam przyjdzie. – tym razem to głos mojego ojczyma.
Taak. Matka znowu wyszła za mąż. Nawet go nigdy na oczy nie widziałem, nie chciałem widzieć. Bo po co? Znali się parę tygodni (chyba) i od razu ślub? Bez przesady.
Westchnąłem i wstałem, a następnie skierowałem się do mojego biurka. Przeszukiwałem je z nadzieją, że może coś pominęli, zostawili, przeoczyli. Ciągle miałem nadzieję, że znowu wezmę strzykawkę do ręki, a narkotyk rozejdzie się po moim ciele łagodząc ból. Wciąż miałem nadzieję, że to wszystko okaże się złym snem... Że to wszystko, to wytwór mojej chorej wyobraźni, psychiki... Ale rzeczywistość jest brutalna. Nie bawi się, nie cacka...
Nienawidzę tego, że moja matka ma mnie w dupie. Nawet nie zauważyła, że coś jest nie tak, że coś się ze mną dzieje. Nie zauważyła kompletnie nic. Nawet tego, że całe dnie siedziałem w domu. Ona myślała, że ja w szkole jestem, a tak naprawdę siedziałem w moim pokoju. Dopiero gdy zadzwonili ze szkoły i poinformowali ją, że nie ma mnie w szkole od ponad dwóch miesięcy, to zainteresowała się mną.
Wkurwiony zatrzasnąłem szufladę biurka i podszedłem do okna. Siadłem na parapecie i patrzyłem na uliczki Seul’ u jak zaczarowany.
To miasto od dawna mnie fascynowało. Ono jest piękne. Takie... jedyne w swoim rodzaju, oryginalne. Mieszkałem w nim od pół roku. Wcześniej nie mieszkałem daleko. Zaledwie parę kilometrów od tego miasta. Tutaj chodziłem do szkoły i tutaj poznałem przyjaciół, więc nic praktycznie się nie zmieniło.
Gdy rodzice rozwiedli się z matka przeprowadziłem się tutaj, nie chciałem. Ale czy miałem wybór? Nie. To nie ja o tym decydowałem, tylko sąd.
W końcu zrezygnowany wstałem i wyszedłem z pokoju. Swoje kroki skierowałem do kuchni, a następnie do lodówki. Wyjąłem sok, a do pomieszczenia wpadła jakaś dziewczyna śmiejąc się. Po jakimś czasie zauważyła mnie i speszyła się.
– Przepraszam. Nie wiedziałam, że jest tu ktoś jeszcze.
Nie odpowiedziałem. Obrzuciłem ją wrogim spojrzeniem i biorąc sok ruszyłem do mojego pokoju. Wszedłem do niego i zamknąłem drzwi na klucz, a następnie znowu położyłem się do łóżka.
Dzisiaj sobota. Później niedziela i poniedziałek. Nie chcę poniedziałku. Wtedy przychodzi do mnie psycholog. Nie lubię jej. To jakaś babka po czterdziestce, która myśli, że mnie zna, że wie co czuję. Nie rozmawiam z nią. Nawet nie wpuszczam ją do pokoju. Kobieta siedzi za drzwiami i pieprzy od rzeczy. Irytujący są tacy ludzie, którzy myślą, że wiedzą wszystko, a tak naprawdę nic nie rozumieją.
Na dole słyszałem śmiechy i rozmowy. Denerwowało mnie to, ale wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Poprawiłem swoją fryzurę i postanowiłem zejść na dół. W czarnych dresach i ciemnej koszulce wyszedłem z pokoju. Wszedłem do salonu i widziałem, że moja matka trzyma w rękach moje prace. Miała je wyrzucić. Moją uwagę przykuł jeden obraz; obraz mojego byłego przyjaciela.
Ja od dziecka kochałem rysować i malować. Miałem do tego talent. Po liceum miałem zamiar iść na studia malarsko-artystyczne, ale wszystko się zmieniło. Ludzie się zmieniają.
– W końcu postanowiłeś do nas zejść, Kibum? – spytała moja matka.
Nie odpowiedziałem. Wciąż wpatrywałem się w uśmiechniętą twarz chłopaka. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a mój wzrok spoczął na „żywmy obrazie”; na kanapie, koło mojej matki, siedział mój były przyjaciel
– Miałaś to wyrzucić – warknąłem i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
– To jest pamiątka, synku. Kiedyś miałeś marzenia, pamiętasz? Chciałeś być artystą, malarzem.
– Przeszłość to przeszłość – stwierdziłem i znowu przeniosłem wzrok na obraz.
Zauważyłem zaskoczone spojrzenia gości mojej matki. Nie obchodziło mnie to. Nie lubię tych obrazów, za dużo z nimi wspomnień.
– Kibum.. Poznaj Jonghyun’ a. Od dzisiaj to Twój nowy brat. – przedstawiła nas moja matka.
Nie patrzyłem na chłopaka. On na mnie też chyba nie patrzył.
Czy moja matka jest idiotką, czy tylko udaje? Nie poznaje tej osoby na obrazie? Serio jest aż tak ślepa? Powinszować. Nic więcej.
– Nie podacie sobie rąk? – usłyszałem zirytowany głos mego ojczyma.
– Nie muszę go poznawać, bo już go znam. Lepiej wyrzuć te obrazy. Nie będę już malować, skończyłem z tym – mruknąłem cicho.
Widziałem na tym obrazie rysę, niedoskonałość. Nie lubiłem gdy moje obrazy były niedoskonałe, nieskończone, nieidealne. Westchnąłem cicho i podszedłem do szafki nad telewizorem. Otworzyłem ją i wyciągnąłem ołówek 2B oraz gumkę. Podszedłem do mojej matki i wziąłem od niej ten obraz. Na szybko poprawiłem go, a gdy uznałem, że jest w miarę okej oddałem go im, a mój „sprzęt” wsadziłem z powrotem do szafki.
– Dlaczego nie chcesz być już artystą? Widzę, że to kochasz, Kibum.
– Ktoś mi kiedyś powiedział, że nic tym nie osiągnę..., że to nie jest przyszłość. Więc po co mam robić coś takiego? – wzruszyłem ramionami.
Widziałem jak oczy Jonghyun’ a rozszerzają się w szoku. Taak, to on mi to powiedział. Może i w złości oraz gdy był pijany, ale podobno wtedy ludzie mówią prawdę.
– Idę do siebie – mruknąłem i odwróciłem się, a następnie ruszyłem na górę do mojego pokoju.
Znowu zamknąłem się w pokoju i odizolowałem od innych. Za dużo kontaktu z ludźmi, jak na ten tydzień.
Dawniej, gdy miałem problemy to rozmawiałem z moimi przyjaciółmi. Wtedy nie zamykałem się w sobie, ale zwierzałem się im i razem rozwiązywaliśmy to, a teraz? Teraz to nie wiem czy byłbym w stanie na nowo im zaufać. Tak samo te wszystkie obrazy.. Tyle wspomnień, marzeń...
Jęknąłem i obróciłem się na brzuch. Głowę obróciłem w drugą stroną i spojrzałem na moją ścianę ze zdjęciami.
Nagle na dole usłyszałem jakieś zamieszanie i szczęśliwy głos mojej matki. Później jej śmiech i krzyk:
– Kibum! Zejdź na dół! Ojciec przyszedł i chce się z Tobą zobaczyć!
Uśmiechnąłem się lekko i z ociąganiem wstałem z łóżka. Kolejny raz tego dnia zszedłem na dół. Moim oczom ukazał się mężczyzna przed czterdziestką. Miał brązowe włosy, ciemne oczy i lekki zarost na brodzie i policzkach. Ubrany był w czarne spodnie i zieloną koszulę.
Mężczyzna podszedł do mnie i uścisnęliśmy sobie dłonie.
– Urosłeś, Key – stwierdził mierząc mnie wzrokiem.
Wywróciłem oczami i westchnąłem, ale uśmiechnąłem się lekko.
– A ty się zestarzałeś. Nawet Ci się ogolić nie chciało.
– Jak zwykle szczerość. Bardzo dobrze – uśmiechnął się. – Jak tam samopoczucie?
– Chujowe – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Odstawiłeś?
– Musiałem – wzruszyłem ramionami.
– Radzisz sobie?
– Nie.
– Może powiesz ojcu to, co mi ostatnio oznajmiłeś, Kibum? – wtrąciła się moja matka.
– To, że jestem gejem? – mruknąłem. – On to wie od trzech czy czterech lat.
– Słucham?! – krzyknęła. – I nic mi nie powiedziałeś?! Nic nie zrobiłeś?! Nie wybiłeś mu tego z głowy?!
– Nie. Ja go po prostu wspieram.. I może właśnie dlatego on ufa mi bardziej niż Tobie?
Taka była prawda. Mojemu ojcu ufałem jak nikomu innemu. Mówiliśmy sobie wszystko i nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Wiedziałem nawet to, że mój ojciec był bi i zostawił moją matkę dla mężczyzny, z którym teraz był.
– Spadam do siebie – mruknąłem i ignorując wszystko oraz wszystkich, ruszyłem do mojego pokoju.
Gdy tylko zamknąłem drzwi od swojego pokoju, od razu usłyszałem podniesione głosy w salonie. Położyłem się na łóżku i usłyszałem, że dzwoni mi telefon. Westchnąłem i wziąłem do ręki dzwoniące urządzenie, a następnie odebrałem.
~ Hej, Umma. Jesteś zajęty?
– Hej. Nie, nie jestem.
~ Mam towar.
– Nie mam kasy.
~ Dam Ci, nie musisz płacić. Przecież wiesz, że zawsze Ci dam.
– No dobra – mruknąłem niepewnie.
~ To będziemy za pięć minut.
– Czekam – rozłączyłem się.
Jęknąłem i podniosłem się do siadu, a następnie ruszyłem do szafy. Ubrałem czarne obcisłe rurki, czarną koszulkę oraz glany dziesiątki. Do kieszeni schowałem telefon oraz klucze, a następnie zszedłem na dół.
– Kibum? Gdzie ty idziesz? – warknęła moja matka.
– Wychodzę.
– Z kim?
– Przyjaciółmi.
– Znowu idziesz ćpać? Przyjdź znowu naćpany, a zapiszę Cię do tego psychologa albo pójdziesz na odwyk.
– To już możesz dzwonić – mruknąłem.
– Nie pyskuj! – krzyknęła.
Parsknąłem śmiechem i wywróciłem oczami. Nie obchodziła mnie ona. Usłyszałem, że pod nasz dom podjechał samochód, więc wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami.
Gdy tylko przekroczyłem próg usłyszałem, że ktoś biegnie w moją stronę, a następnie wskakuje na mnie i obejmuje mnie nogami w pasie. Zaśmiałem się cicho i objąłem drobne ciało.
Wisiał na mnie drobny chłopak o dziewczęcych rysach twarzy. Miał brązowe, prawie rude włosy oraz duże ciemne oczy. Grzywka jak zwykle przykrywała jego oczy, a reszta włosów opadała na kark. Ubrany był w obcisłe skórzane rurki, czarną bokserkę, czarne trampki, a na rękach jak zwykle były bransoletki.
– Stęskniłeś się co? – wyszeptałem mu to ucha.
– Bardzo, Umma – odszepnął.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem iść do samochodu, oczywiście z chłopakiem na rękach. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Młody był dla mnie jak brat. Doszedłem z nim do samochodu i stanąłem przed nim.
– Zejdziesz już ze mnie?
– Ale mi wygodnie.
– Taeś.. Ciężki jesteś – parsknąłem śmiechem.
– Nie prawda, hyung! – krzyknął obrażony, ale posłusznie zszedł ze mnie.
Oczy jak zwykle miał podkreślone na czarno.
Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem go po włosach. Drzwi z tyłu otworzyły się i wyszedł do nas ciemno-włosy chłopak.
Miał czarne włosy z podstawową grzywką na czole. Czarne soczewki oraz oczy podkreślone kredką. Ubrany był na czarno, ale tylko rysunek na jego koszulce był niebieski.
– Dużo czasu, Key – uśmiechnął się.
– Nie zaprzeczę.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, a następnie wsiedliśmy do pojazdu.
Mimowolnie spojrzałem na mój dom. W oknie zobaczyłem Jonghyun’ a. Miał strasznie smutny i tęskny wzrok, a na ustach nie było uśmiechu. Zdziwiłem się widząc go takiego, ale nic nie mogłem zrobić. Odjechaliśmy.


***

Podjechaliśmy pod ruinę domu. Zawsze tu przesiadywaliśmy. Wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w tamtą stronę. Miałem z tym miejscem bardzo dużo wspomnień. I tych dobrych, i tych złych.
– Idziesz, hyung? – poczułem, że Minnie kładzie rękę na moim ramieniu.
– Idę, idę.
Nie mówiąc już nic więcej ruszyłem za chłopakami. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się na górę.
Pod ścianą jak zwykle siedział już C.A.P i Niel, a koło nich Ricky. Przywitałem się z każdym uściskiem dłoni. Usiadłem koło niebiesko-włosego i podciągnąłem kolana pod brodę. Po chwili Taemin podał mi woreczek z białym proszkiem. Wziąłem go i uśmiechnąłem się w podziękowaniu.
Nie rozumiałem Minho. Nienawidził narkotyków i wszystkiego co z nimi związane, ale pozwalał swojemu chłopakowi być dilerem, a na dodatek brać. Był idiotą.
Widziałem, że patrzy na niego z bólem w oczach, ale posłusznie siedział cicho. Nic nie mówił na ten temat. Nie rozumiałem go.
Westchnąłem i otworzyłem woreczek. Spojrzałem na zawartość. Nie mogłem wziąć. Coś było w tym wzroku Jonghyun’ a. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Ja, Jjongi, Tae, Minho i Onew, ale wszystko się zmieniło. Bolało mnie to. Właśnie dlatego zacząłem ćpać. Bo miałem dość życia.
Zamknąłem oczy i schowałem towar do kieszeni. Nie mogłem tego zrobić. Pomimo tego, jak bardzo on mnie zranił, to... ja nigdy nie czułem do niego tylko przyjaźni. Kochałem go, ale on mnie nie. Nie, nie pytałem się, ale on był hetero.
– Nie bierzesz, Key? – spytał cicho Tae.
– Nie mogę – mruknąłem i objąłem nogi rękami, jednocześnie kładąc na nie głowę.
– Mh.. Rozumiem, Jonghyun.
– Nie widzisz, że Minho boli to, że bierzesz? – w końcu nie wytrzymałem. Musiałem mu to powiedzieć. – Nic nie mówi, ale nie chce tego. Brzydzi się narkotykami. Pomyślałeś o nim? Jesteś egoistą, Minnie. On chce Ci pomóc. Nie widzisz tego? Aż tak bardzo jesteś ślepy? Nie widzisz już niczego innego poza narkotykami? Na prawdę? Gdzie się podział tamten stary Taemin?
– Gdyby mu coś przeszkadzało to by powiedział. Nie pierdol, Key.
Pokręciłem głową zrezygnowany i wstałem z miejsca. Otrzepałem tyłek z kurzu i ruszyłem do wyjścia. Nie mogłem tutaj siedzieć. Za dużo tych wspomnień i wszystkiego.
– Spadam. Przemyśl to Minnie – wyszedłem.
Nie powinienem był tutaj przyjeżdżać. Za dużo tych wszystkich wspomnień i sytuacji związanych z tym miejscem. Nie lubiłem wspominać tych rzeczy. Nie chciałem żyć przeszłością, ale ... nie potrafiłem zapomnieć. Byłem żałosny.
Przyśpieszyłem kroku i wsadziłem ręce do kieszeni.
Znowu widziałem to, co zwykle. Jakieś biegające dzieci, starszych ludzi siedzących na ławkach. Irytowało mnie to ich szczęście. Nie lubiłem takich osób. Po drugiej stronie ulicy zauważyłem Jonghyun’ a z Onew, Changjo, L.Joe i Chunji’ m. Odwróciłem od nich wzrok i szedłem dalej. Nie chciałem ich widzieć. Nie teraz, nie w takim momencie.
Przeszedłem koło jakiegoś pomnika i zauważyłem tam B.A.P.
Dlaczego akurat teraz musiałem spotykać tych wszystkich ludzi? Ktoś się na mnie uwziął czy co? Kiedyś kolegowałem się z nimi, ale później zacząłem brać i nie chodziłem do szkoły. Nasza przyjaźń zepsuła się.
– To nie Key? – usłyszałem ciche pytanie Jong’ a.
– Chyba tak – odpowiedział mu Bang.
– Podejdziemy?
– On nie chce nas znać. Dał nam to do zrozumienia. Odpuść.
Zagryzłem wargę i spuściłem głowę, ale nie zatrzymałem się. Wyciągnąłem telefon słysząc, że przyszedł mi sms. Otworzyłem i przeczytałem:
„Przepraszam, Umma. Nie gniewaj się na mnie. Wiem, że mu to przeszkadza, ale nie potrafię tego rzucić. Nałóg jest zbyt silny. Zrozum.”
Westchnąłem cicho, ale nie odpisałem. Znowu nie miałem ochoty z nikim rozmawiać ani pisać. Usłyszałem, że ktoś biegnie za mną. Nie musiałem zgadywać kto to. Zawsze go poznam.
– Yo, Zelo – mruknąłem.
– Jednak mnie poznałeś – zaśmiał się. – A myślałem, że nie pamiętasz mnie już.
– Nie da się Ciebie zapomnieć.
– Stało się coś?
– Nie – wzruszyłem ramionami.
– Wyszedłeś z domu. Musiało coś się stać – stwierdził.
– Nic się nie stało.
Blondyn przyjrzał mi się i zmrużył oczy.
– Brałeś?
– Jestem czysty od paru miesięcy.
– Ale towar masz – stwierdził.
– Mam. I co? – wzruszyłem ramionami.
– Weźmiesz?
– Nie wiem, Zelo. Nie ogarniam tego wszystkiego – zaśmiałem się gorzko. – Z jednej strony chcę skończyć z tym wszystkim, a z drugiej nie mogę.
– Mogę Ci pomóc – powiedział cicho.
– Nic nie zrobisz.
– Oddaj mi swój towar – rzekł po chwili.
– Po co Ci? Nie bierzesz.
– Daj, Key.
Zagryzłem wargę i spojrzałem mu w oczy, a następnie stanąłem w miejscu. Nie zdążyliśmy się dużo oddalić od reszty, więc czułem na sobie ich palący wzrok. Przejechałem palcem po torebce z proszkiem i zawahałem się. Nie chciałem mu oddawać tego. W końcu niepewnie wyciągnąłem rękę z kieszeni i podałem mu to. Widziałem w jego oczach szok, ale posłusznie wziął to i schował do siebie.
– Widzisz? Nie potrzebujesz tego. Nie chcesz tego.
– Chcę.
– Oddałeś mi.
– Niby tak – wzruszyłem ramionami.
– To już coś znaczy. Widać, że chcesz poprawy. Cieszę się.
– Co Ci po tym, hm?
– Mi? Ależ nic. Wątpię czy odzyskam przyjaciela, ale chcę Ci pomóc. Pomimo tego, jak wiele razy mówiłeś mi, że mam się od Ciebie odwalić, to nie zrobię tego. Nie chcę żebyś się stoczył już do końca. Chcę, żeby było jak dawniej, więc nie pozwolę Ci wziąć.
– Mogę mieć tego więcej – mruknąłem.
– Nie masz. Widzę to po Tobie. Nawet teraz nie wziąłeś pomimo tego, że miałeś.
Nie odpowiedziałem. Spuściłem głowę i zapatrzyłem się w jakiś punkt na ziemi. Nie patrzyłem mu w oczy. Po chwili poczułem, że chłopak niepewnie mnie przytula. Nie zareagowałem, więc objął mnie mocniej. Na początku miałem ochotę mu przywalić, ale powstrzymałem się.
– Dobra.. Koniec tych czułości – mruknąłem i odsunąłem się od niego. – Zapisz mi swój numer – westchnąłem i podałem mu komórkę.
– Nie masz mojego numeru? – zdziwił się, ale posłusznie wziął urządzenie.
– Nie wiem – wzruszyłem ramionami.
Blondyn wpisał swój numer, a ja odebrałem co moje (uhuhuhuhuhu.. jak to brzmi xd – dop. aut.).
– Spadam. Jak coś to się odezwę.
Odszedłem nawet nie czekając na odpowiedź. Miałem dość. To, że mu oddałem towar to nic nie zmieniło. Już i tak nie brałem, więc dużej różnicy w moim zachowaniu nie będzie.
Wyciągnąłem słuchawki z kieszeni i podłączyłem je do telefonu. Następnie odblokowałem urządzenie i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę. Okazało się, że the GazettE – Cassis. Z tą piosenkę wiązało się strasznie dużo przeżyć, ale nie przełączyłem. Wsadziłem ręce do kieszeni i szedłem dalej.
                   Wyłączyłem się zupełnie. Nic mnie nie obchodziło. Teraz miałem mój świat. Tylko ja i muzyka. Tego właśnie było mi trzeba od parunastu miesięcy. Spokoju.


3 komentarze:

  1. huhuhu *.* superhiperzajefajne !
    No ale jak pisałaś że idzie - Jonghyun z Onew'em , Changjo, Chunji z L. joe- to mogłaś napisać, że Changjo idzie ze mną ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka:)
    Mimo że nie czytam o K-popie twoje opowiadanie jest fajne i wciągające. czekam na kolejną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytam kpopowych opowiadań, ale to genialne!!
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń