Witam :3
Dzisiaj kolejny rozdział o JoeChun + ChaNat <yeach> Dość ciężko mi się go pisało, bo znowu boli mnie głowa, ale jakoś dałam radę. Nie jest on długi czy coś, ale starałam się. A zresztą dopiero co dałam Surowych, więc tak xd
Um.. Tak, wiem, że to nie jest długie, bo ma tylko 5 stron w wordzie, ale stwierdziłam, że dodam to, bo później nie będę mieć czasu... a zresztą muszę jeszcze dokończyć resztę, więc ten tegas *drapie się po głowie*
Tak, wiem, że miało być "Jestem Zelo!", aleeeee skoro już miałam to, więc czemu by nie dodać? *śmiech*
Tokachikatakika: Huh.. Wiesz... Moja wyobraźnia działa trochę inaczej, więc wiesz. A bo ja tam wiem jak ty byś się przy nim zachowywała.. Pewnie jak wariatka, ale okeeeej. Hmm.. Chyba nikt więcej nie czeka na JoeChun, tylko ty xd
Zapraszam!
Zacząłem grać, a po chwili
dosiadł się do mnie Chunji. Spojrzał na śpiącego chłopaka na moich kolanach i
uśmiechnął się czule, po czym oparł się o moje prawe ramię. Objąłem go
ramieniem, a on wtulił się we mnie bardziej. Oczywiście przerwałem grę i
spojrzałem na niego.
– Martwię się – usłyszałem jego
cichy głos.
– Czym?
– Myślałem nad tym co mi
mówiłeś... Masz rację. Ten zespół nie jest już taki, jak dawniej. Jest zupełnie
inaczej niż na początku. Żaden z nas nie ma czasu dla drugiego. Zamknęliśmy się
w swoich światach i mamy wszystko w dupie – westchnął. – Co się z nami stało?
Nie chcę mieć takiego zespołu.. Chcę żeby było jak dawniej. Wcześniej
rozmawialiśmy ze sobą o wszystkim, nie mieliśmy tajemnic, a teraz? Nie
rozmawiamy ze sobą więcej, niż to konieczne.
– Rozumiem Cię. Też mam tego
dość, ale... nie możemy nic zrobić. Nie zmusimy ich do tego, żeby było jak
dawniej.
– Możemy, L.Joe!
– Niby co, Chunji? − popatrzyłem
mu w oczy i zobaczyłem w nich niezwykłą determinację i wiarę.
– Może chociaż spróbujmy tego,
żeby było jak dawniej?
– Jak? Co możemy zrobić?
– Możemy zacząć spędzać ze sobą
więcej czasu. To nie musi tak wyglądać. Znowu może być jak dawniej, ale wszyscy
musimy tego chcieć. Masz rację, nie zmusimy ich, ale widać, że wszyscy chcemy,
żeby było jak dawniej, ale nikt nie chce zaczynać tego tematu. Myślimy, że nic
się nie zmieniło, że jest jak dawniej. Nikt nie zauważa potrzeb Changjo, a w
końcu on jest najmłodszy, potrzebuje uwagi. Gdy dorastaliśmy to mieliśmy
siebie, a teraz? Oddalamy się od niego i widać skutki − spojrzał na niego, a po
chwili przeniósł wzrok na mnie i kontynuował: − Na koncercie spotkał
dziewczynę. Zakochał się. Choć wypiera się tego to widać, że to coś więcej. On
nie rozumie swoich uczuć, nie wie co się z nim dzieje. Potrzebuje pomocy, a nie
wie do kogo może się zwrócić. Może i nam ufa, ale myśli, że jeśli przyjdzie to
nie będziemy chcieli z nim rozmawiać i zmyjemy go.
Bolało mnie to, że on cierpiał.
Widziałem jego smutną twarz, a nic nie mogłem zrobić. Bolało. Pomimo tego jak
bardzo chciałem to ... nie mogłem nic zrobić. Nie chciałem zmuszać reszty do
spędzenia wspólnego czasu razem. Pomimo tego jak bardzo było źle, to nie zmuszę
ich. Sami muszą podjąć taką, a nie inną decyzję. To ich wybór, nie mój.
Przyciągnąłem go bliżej siebie i
pocałowałem w czoło. Chłopak przytulił mnie mocniej.
Chciałem go chronić... Chciałem
żeby już nie cierpiał. Nie udało mi się to – znowu. Jestem do dupy
chłopakiem... Ale z drugiej strony: co ja mogłem zrobić? Przecież nie mogę im
kazać zachowywać się jak dawniej. Zresztą widziałem ich wzrok. W nich również
było pragnienie powrócenia do tej naszej ścisłej przyjaźni bez tajemnic i
sekretów przed resztą.
– Kocham Cię. Zrobię wszystko
żeby było jak dawniej – wyszeptałem.
– Dziękuję. Też Cię kocham, L.
Joe.
Uśmiechnąłem się i pogłaskałem
go po głowie. Chłopak podniósł się i wtulił twarz w moją szyję.
Cieszyłem się, że powoli nam się
układało. Nie wyobrażałem sobie życia bez niego. On był całym moim światem. Nie
wiem czy poradziłbym sobie bez niego. Pewnie nie. Szczerze? Gdybym mu nie
powiedział to wtedy dopiero nie wytrzymałbym psychicznie. Już przed
powiedzeniem mu waliło mi się wszystko.
Uśmiechnąłem się lekko, przytuliłem
obojga nastolatków i westchnąłem. Zrobili sobie ze mnie poduszkę i jak widać
nie przeszkadzało im to. Mi też nie.
***
– L.Joe.. L.Joe. Obudź się.
Dojechaliśmy – ktoś potrząsnął moim ramieniem.
Zaspany otworzyłem oczy i
napotkałem wesoły wzrok Ricky’ ego. Uśmiechnął się do mnie i pomógł mi wstać.
Zauważyłem, że Changjo i Chunji zbierają już swoje rzeczy. W końcu dzieciaki
zobaczyły, że nie śpię i podeszli do mnie. Przytulili się do mnie, każdy z
innej strony i od każdego dostałem buziaka w policzek.
– Wygodna z Ciebie poduszka –
zaśmiał się Changjo.
– Potwierdzam.
Wywróciłem oczami i każdego
pocałowałem w czoło, po czym odsunąłem się od nich i zacząłem zbierać moje
rzeczy z busa. Za liderem ruszyliśmy do jakiegoś hotelu. Cud, że żadnych fanek
nie było. Pewnie nie wiedziały gdzie mamy się zatrzymać. Cieszyłem się z
takiego obrotu spraw, bo mogliśmy spokojnie dojść, odebrać klucze do pokoi i
spokojnie się rozpakować.
Tym razem jednak było inaczej.
Wszyscy mieliśmy jeden pokój, ale z dwoma dwuosobowymi łóżkami i dwoma
jednoosobowymi. Lider się postarał. I dobrze, bo widać, że również chce
poprawy.
− Dobra. To rozpakujemy się, a
wieczorem, po koncercie, pójdziemy się przejść? − spytał C.A.P gdy
wtaszczyliśmy swoje walizki do pokoju.
− Mi pasuje − odpowiedziałem.
Każdy potwierdził ten pomysł
dość optymistycznie. Zapowiadało się dość ciekawie. W końcu mieliśmy robić coś
razem.
Usiadłem sobie na ziemi i
rozmasowałem prawe kolano. Wchodząc po schodach prawie zabiłem się o walizkę
Changjo, ale nie narzekałem.
Poczułem, że ktoś siada za mną i
obejmuje mnie w pasie. Obróciłem lekko głowę i zobaczyłem Chunji’ ego.
Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w nos.
− To takie słodkieeeee −
zapiszczał Ricky.
Zaśmiałem się, ale nie
odpowiedziałem. Zawstydzało mnie takie gadanie, no! To nie moja wina. Zawsze
wstydziłem się takich spraw.
− Zarumieniłeś się − usłyszałem
szept przy uchu i spuściłem głowę.
− Nie prawda − mruknąłem
zakrywając twarz włosami.
Poczułem jak Chunji odgarnia mi
włosy z twarzy i całuje mnie w piekący policzek. Zarumieniłem się bardziej –
mogłem się założyć.
− Słodko wyglądasz z rumieńcami.
− Zamknij się, no! − jęknąłem i
zakryłem twarz dłońmi.
− L.Joe! Zawstydził się!
Zawstydził! − śmiał się maknae. − Nasz L.Joe.. Zawstydził! Pokaż!
− Nie! Odejdź!
Chciałem wstać, ale ręce
blondyna na moim pasie skutecznie uniemożliwiły mi to. Changjo rzucił się na
mnie, w efekcie czego leżałem na Chunji’ m, a chłopak na mnie. Po chwili
dołączył do nas Ricky i Niel. Tylko lider miał opory, ale w końcu i tak
wylądował na nas. Biedny Chunji.
− Ałć − syknął. − Chłopaki
zejdźcie. Boli − jęknął.
Szybko zeszliśmy z niego i
położyliśmy się obok, śmiejąc się w najlepsze. Nawet blondyn zaczął się śmiać,
więc nic mu nie było. Po chwili rozbolał mnie aż brzuch.
− Ciężcy jesteście − poskarżył
się.
Zaśmiałem się i podniosłem na
rękach, a następnie zawisłem nad chłopakiem i znowu pocałowałem go w nos.
− Jesteś zły? − popatrzyłem na
niego oczkami szczeniaka.
− Nie − odpowiedział po chwili.
Blondyn wplótł palce w moje
włosy i przyciągnął moją głowę do siebie, a następnie pocałował. Uśmiechnąłem
się lekko, ale nie pozwoliłem na pogłębienie pocałunku. Nie przy reszcie
zespołu. Odsunąłem się od niego i przytuliłem go chowając swoją twarz w jego
szyi. Jak widać nie przeszkadzał mu mój ciężar, bo objął mnie rękami w pasie i
nie pozwolił się odsunąć. Reszta zajęła się sobą i nie zwracała na nas uwagi.
Po chwili Chunji rozluźnił
uścisk, a ja wstałem z niego i podałem mu rękę. Chłopak skorzystał z pomocy i
wstał z podłogi. Zaczęliśmy się rozpakowywać.
***
− To co robimy? − spytałem po
pół godzinie, gdy wszyscy byliśmy już rozpakowani i siedzieliśmy na ziemi.
− Możemy coś pooglądać, pograć
czy coś − zaproponował lider.
− W co zagrać?
− Hmm...
Wszyscy zaczęliśmy się
zastanawiać w co można by było pograć. Zresztą i tak nie mieliśmy zbyt dużo
czasu, bo za dwie godziny przyjeżdżał po nas autobus na koncert.
Westchnąłem cicho i objąłem
Chunji’ ego w pasie. Miałem złe przeczucia co do przyszłości. Nie wiem
dlaczego. Po prostu wydawało mi się, że za niedługo któremuś z nas coś się
stanie. Bałem się o niego. Chciałem go chronić. Chciałem żeby już nigdy więcej
nie cierpiał.
− L.Joe! Mówię do Ciebie! −
usłyszałem zirytowany głos mojego chłopaka.
− Hm? Co? − spojrzałem na niego
dość nieprzytomnie.
− Mówię do Ciebie, a ty mnie nie
słuchasz! Gramy w kalambury!
− Mh. Okej.
Każdy z nas wziął po dwie
karteczki i zapisał na nich swoje propozycje, a następnie wrzuciliśmy je do
czapki lidera. Changjo przyniósł butelkę żeby można było losować, kto ma
pokazywać. Stwierdziliśmy, że nie będziemy robić drużyn. Każdy będzie sam.
Butelka wylosowała lidera, który
wsadził rękę do czapki i wyciągnął karteczkę. Spojrzał na nią, a następnie na
nas i zarumienił się lekko. Chyba wiedziałem co wylosował.
Ciemno-włosy wstał i stanął na
środku pokoju. Zastanowił się przez chwilę i wyciągnął przed siebie cztery palce.
− Cztery słowa? − spytałem.
Lider potwierdził i pokazał, że
będzie pokazywać pierwsze słowo. Zaczął nieudolnie pokazywać coś, co miało
nazywać się seksem, więc już na pewno wiedziałem co to za film.
− „Seks w wielkim mieście” −
powiedziałem i parsknąłem śmiechem.
− Skąd wiedziałeś? − zdziwił
się.
− Sam to pisałem − wywróciłem
oczami i sięgnąłem po czapkę.
Wyjąłem pierwszy lepszy papierek
i rozwinąłem go, a następnie przeczytałem tytuł filmu: „Gwiezdne Wojny.”
Uśmiechnąłem się lekko i schowałem kartkę do kieszeni. Wyciągnąłem przed siebie
dwa palce, które miały znaczyć, że są dwa słowa.
− Dwa słowa?
Pokiwałem twierdząco głową i
wyciągnąłem przed siebie ręce, które miały wyglądać tak, jakbym trzymał miecz,
a następnie zacząłem wymachiwać nimi jak mieczem świetlnym. Oczywiście świetnie
się przy tym bawiłem, bo kochałem tą serię filmów.
− „Gwiezdne Wojny”? − spytał
Chunji.
− Tak − uśmiechnąłem się i
usiadłem koło niego.
Teraz blondyn losował. Zabawa
trwała dalej. Musiałem przyznać, że znowu zachowywaliśmy się jak dawniej. Znowu
spędzaliśmy razem czas. Podobało mi się to. Każdy z nas był szczęśliwy,
widziałem to. Nawet Changjo, któremu świeciły się oczy, a na ustach błąkał się
uśmiech. Ricky nie siedział z nosem w telefonie tylko rozmawiał z nami. Znowu
było jak kiedyś.
***
*wieczór*
Gdzieś po dwudziestej drugiej wyszliśmy
z hotelu. Było ciemno, więc mieliśmy pewność, że nikt nas nie rozpozna. Na
samym początku szedł lider obejmując Niel’ a w pasie oraz Ricky’ m i widać
było, że o czymś zawzięcie dyskutują. Ja szedłem z tyłu z L.Joe i Chunji’ m,
którzy trzymali się za ręce.
− Changjo telefon Ci dzwoni.
− Dzięki. Nie słyszałem.
Wyciągnąłem urządzenie z
kieszeni i, widząc bardzo znajomy numer, odebrałem z uśmiechem.
− Słucham?
~ Cześć, Changjo. Co robicie?
− Właśnie idziemy gdzieś z
chłopakami.
~ Naprawdę? Ja jestem w kawiarni z przyjaciółką.
− W której?
~ Hmm.. W tej kawiarni koło głównego kina i rynku.
− Wiem gdzie to jest. Jesteśmy
praktycznie tam.
~ To chodźcie do nas. Będzie fajnie − usłyszałem jej śmiech.
− Pogadam z C.A.P’ em.
~ To my czekamy.
− Jasne − uśmiechnąłem się i
rozłączyłem.
Podszedłem do lidera i
zarzuciłem mu ramię na kark po czym znowu się uśmiechnąłem. C.A.P spojrzał na
mnie uważnie i westchnął.
− No co chcesz? − spytał z
uśmiechem.
− Chcecie iść kawiarni? −
odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
− W zasadzie to możemy iść.
Zimno się robi.
− No to ustalone.
Po paru minutach już
wchodziliśmy do umówionej kawiarenki. Nie była ona zbyt duża i nie było dużego
tłoku, ale była czynna cały dzień i noc. Na samym końcu zauważyłem znajome
twarze i ruszyłem w ich stronę.
***
Widziałem jak maknae podchodzi
do jakichś dziewczyn i z jedną się przytula. Miała brązowe włosy związane w
kucyk i można było dostrzec czerwony odcień. Ubrana była w czarne rurki oraz
fioletową koszulkę. Na nogach miała glany.
Obok niej siedziała dziewczyna
ubrana cała na czarno z telefonem w ręku. Czarne rurki podkreślały jej chude
uda, a duża koszulka sprawiała wrażenie strasznie drobnej. Na nogach oczywiście
miała długie glany, a na rękach bransoletki. Najdziwniejsze było to, że nie
zwracała na nas większej uwagi.
Podeszliśmy do nich i usiedliśmy
obok. Changjo oczywiście siedział koło tej nieznajomej.
− Może nas przedstawisz? −
spytał lider.
− Ach! Tak. To jest Natalia −
wskazał na dziewczynę obok siebie. − A tamta to Toshi. Nie chce żeby mówić do
niej po imieniu − wskazał na dziewczynę z telefonem.
Ciemno-włosa słysząc swoje imię
uniosła wzrok, a gdyby on mógł zabijać, to pewnie leżelibyśmy martwi.
− Nie lubisz nas, że tak
patrzysz? − spytałem.
− Lubię.
− Więc dlaczego masz taki wzrok?
− Zawsze taki mam.
− Masz kogoś, kogo wyróżniasz
spośród nas? − spytał lider.
− L.Joe − odpowiedziała prosto z
mostu.
− Nie rzuciłaś się na niego, jak
większość fanek.
− Bo po co? Ja mam chłopaka, on
też. Chyba nie ma sensu żebym robiła sobie dalej nadzieję, że się pobierzemy i
będziemy mieć mnóstwo dzieci, nee?
− Co? − spojrzałem na nią w
szoku. − Chłopaka?
Dziewczyna wywróciła oczami i
spojrzała na Chunji’ ego.
− Tylko idiota by nie zauważył
jak on na Ciebie patrzy − uśmiechnęła się lekko. − Wyglądacie razem słodko.
− Um.. Dzięki? − mruknął Chunji
i przysunął się do mnie troszkę bliżej.
Poczułem jego rękę w swojej i
spojrzałem na niego zaskoczony. On tylko uśmiechnął się lekko i ścisnął moją
dłoń. Odwzajemniłem i uścisk, i uśmiech.
what the.. what the ... okej dobra milczeee . ale ja bym nie zadzwoniła do niego pierwsza . tylko czekałabym aż on zadzwoni ... i nie mam w swojej szafie ani jednej fioletowej koszulki . hahaha
OdpowiedzUsuń