piątek, 12 kwietnia 2013

Tak to się zaczyna. JoeChun. 010

Witam :3

Dzisiaj kolejny rozdział o JoeChun + ChaNat <yeach> Dość ciężko mi się go pisało, bo znowu boli mnie głowa, ale jakoś dałam radę. Nie jest on długi czy coś, ale starałam się. A zresztą dopiero co dałam Surowych, więc tak xd
Um.. Tak, wiem, że to nie jest długie, bo ma tylko 5 stron w wordzie, ale stwierdziłam, że dodam to, bo później nie będę mieć czasu... a zresztą muszę jeszcze dokończyć resztę, więc ten tegas *drapie się po głowie*

Tak, wiem, że miało być "Jestem Zelo!", aleeeee skoro już miałam to, więc czemu by nie dodać? *śmiech*


Tokachikatakika: Huh.. Wiesz... Moja wyobraźnia działa trochę inaczej, więc wiesz. A bo ja tam wiem jak ty byś się przy nim zachowywała.. Pewnie jak wariatka, ale okeeeej. Hmm.. Chyba nikt więcej nie czeka na JoeChun, tylko ty xd

Zapraszam!



Zacząłem grać, a po chwili dosiadł się do mnie Chunji. Spojrzał na śpiącego chłopaka na moich kolanach i uśmiechnął się czule, po czym oparł się o moje prawe ramię. Objąłem go ramieniem, a on wtulił się we mnie bardziej. Oczywiście przerwałem grę i spojrzałem na niego.
– Martwię się – usłyszałem jego cichy głos.
– Czym?
– Myślałem nad tym co mi mówiłeś... Masz rację. Ten zespół nie jest już taki, jak dawniej. Jest zupełnie inaczej niż na początku. Żaden z nas nie ma czasu dla drugiego. Zamknęliśmy się w swoich światach i mamy wszystko w dupie – westchnął. – Co się z nami stało? Nie chcę mieć takiego zespołu.. Chcę żeby było jak dawniej. Wcześniej rozmawialiśmy ze sobą o wszystkim, nie mieliśmy tajemnic, a teraz? Nie rozmawiamy ze sobą więcej, niż to konieczne.
– Rozumiem Cię. Też mam tego dość, ale... nie możemy nic zrobić. Nie zmusimy ich do tego, żeby było jak dawniej.
– Możemy, L.Joe!
– Niby co, Chunji? − popatrzyłem mu w oczy i zobaczyłem w nich niezwykłą determinację i wiarę.
– Może chociaż spróbujmy tego, żeby było jak dawniej?
– Jak? Co możemy zrobić?
– Możemy zacząć spędzać ze sobą więcej czasu. To nie musi tak wyglądać. Znowu może być jak dawniej, ale wszyscy musimy tego chcieć. Masz rację, nie zmusimy ich, ale widać, że wszyscy chcemy, żeby było jak dawniej, ale nikt nie chce zaczynać tego tematu. Myślimy, że nic się nie zmieniło, że jest jak dawniej. Nikt nie zauważa potrzeb Changjo, a w końcu on jest najmłodszy, potrzebuje uwagi. Gdy dorastaliśmy to mieliśmy siebie, a teraz? Oddalamy się od niego i widać skutki − spojrzał na niego, a po chwili przeniósł wzrok na mnie i kontynuował: − Na koncercie spotkał dziewczynę. Zakochał się. Choć wypiera się tego to widać, że to coś więcej. On nie rozumie swoich uczuć, nie wie co się z nim dzieje. Potrzebuje pomocy, a nie wie do kogo może się zwrócić. Może i nam ufa, ale myśli, że jeśli przyjdzie to nie będziemy chcieli z nim rozmawiać i zmyjemy go.
Bolało mnie to, że on cierpiał. Widziałem jego smutną twarz, a nic nie mogłem zrobić. Bolało. Pomimo tego jak bardzo chciałem to ... nie mogłem nic zrobić. Nie chciałem zmuszać reszty do spędzenia wspólnego czasu razem. Pomimo tego jak bardzo było źle, to nie zmuszę ich. Sami muszą podjąć taką, a nie inną decyzję. To ich wybór, nie mój.
Przyciągnąłem go bliżej siebie i pocałowałem w czoło. Chłopak przytulił mnie mocniej.
Chciałem go chronić... Chciałem żeby już nie cierpiał. Nie udało mi się to – znowu. Jestem do dupy chłopakiem... Ale z drugiej strony: co ja mogłem zrobić? Przecież nie mogę im kazać zachowywać się jak dawniej. Zresztą widziałem ich wzrok. W nich również było pragnienie powrócenia do tej naszej ścisłej przyjaźni bez tajemnic i sekretów przed resztą.
– Kocham Cię. Zrobię wszystko żeby było jak dawniej – wyszeptałem.
– Dziękuję. Też Cię kocham, L. Joe.
Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po głowie. Chłopak podniósł się i wtulił twarz w moją szyję.
Cieszyłem się, że powoli nam się układało. Nie wyobrażałem sobie życia bez niego. On był całym moim światem. Nie wiem czy poradziłbym sobie bez niego. Pewnie nie. Szczerze? Gdybym mu nie powiedział to wtedy dopiero nie wytrzymałbym psychicznie. Już przed powiedzeniem mu waliło mi się wszystko.
Uśmiechnąłem się lekko, przytuliłem obojga nastolatków i westchnąłem. Zrobili sobie ze mnie poduszkę i jak widać nie przeszkadzało im to. Mi też nie.


***

– L.Joe.. L.Joe. Obudź się. Dojechaliśmy – ktoś potrząsnął moim ramieniem.
Zaspany otworzyłem oczy i napotkałem wesoły wzrok Ricky’ ego. Uśmiechnął się do mnie i pomógł mi wstać. Zauważyłem, że Changjo i Chunji zbierają już swoje rzeczy. W końcu dzieciaki zobaczyły, że nie śpię i podeszli do mnie. Przytulili się do mnie, każdy z innej strony i od każdego dostałem buziaka w policzek.
– Wygodna z Ciebie poduszka – zaśmiał się Changjo.
– Potwierdzam.
Wywróciłem oczami i każdego pocałowałem w czoło, po czym odsunąłem się od nich i zacząłem zbierać moje rzeczy z busa. Za liderem ruszyliśmy do jakiegoś hotelu. Cud, że żadnych fanek nie było. Pewnie nie wiedziały gdzie mamy się zatrzymać. Cieszyłem się z takiego obrotu spraw, bo mogliśmy spokojnie dojść, odebrać klucze do pokoi i spokojnie się rozpakować.
Tym razem jednak było inaczej. Wszyscy mieliśmy jeden pokój, ale z dwoma dwuosobowymi łóżkami i dwoma jednoosobowymi. Lider się postarał. I dobrze, bo widać, że również chce poprawy.
− Dobra. To rozpakujemy się, a wieczorem, po koncercie, pójdziemy się przejść? − spytał C.A.P gdy wtaszczyliśmy swoje walizki do pokoju.
− Mi pasuje − odpowiedziałem.
Każdy potwierdził ten pomysł dość optymistycznie. Zapowiadało się dość ciekawie. W końcu mieliśmy robić coś razem.
Usiadłem sobie na ziemi i rozmasowałem prawe kolano. Wchodząc po schodach prawie zabiłem się o walizkę Changjo, ale nie narzekałem.
Poczułem, że ktoś siada za mną i obejmuje mnie w pasie. Obróciłem lekko głowę i zobaczyłem Chunji’ ego. Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w nos.
− To takie słodkieeeee − zapiszczał Ricky.
Zaśmiałem się, ale nie odpowiedziałem. Zawstydzało mnie takie gadanie, no! To nie moja wina. Zawsze wstydziłem się takich spraw.
− Zarumieniłeś się − usłyszałem szept przy uchu i spuściłem głowę.
− Nie prawda − mruknąłem zakrywając twarz włosami.
Poczułem jak Chunji odgarnia mi włosy z twarzy i całuje mnie w piekący policzek. Zarumieniłem się bardziej – mogłem się założyć.
− Słodko wyglądasz z rumieńcami.
− Zamknij się, no! − jęknąłem i zakryłem twarz dłońmi.
− L.Joe! Zawstydził się! Zawstydził! − śmiał się maknae. − Nasz L.Joe.. Zawstydził! Pokaż!
− Nie! Odejdź!
Chciałem wstać, ale ręce blondyna na moim pasie skutecznie uniemożliwiły mi to. Changjo rzucił się na mnie, w efekcie czego leżałem na Chunji’ m, a chłopak na mnie. Po chwili dołączył do nas Ricky i Niel. Tylko lider miał opory, ale w końcu i tak wylądował na nas. Biedny Chunji.
− Ałć − syknął. − Chłopaki zejdźcie. Boli − jęknął.
Szybko zeszliśmy z niego i położyliśmy się obok, śmiejąc się w najlepsze. Nawet blondyn zaczął się śmiać, więc nic mu nie było. Po chwili rozbolał mnie aż brzuch.
− Ciężcy jesteście − poskarżył się.
Zaśmiałem się i podniosłem na rękach, a następnie zawisłem nad chłopakiem i znowu pocałowałem go w nos.
− Jesteś zły? − popatrzyłem na niego oczkami szczeniaka.
− Nie − odpowiedział po chwili.
Blondyn wplótł palce w moje włosy i przyciągnął moją głowę do siebie, a następnie pocałował. Uśmiechnąłem się lekko, ale nie pozwoliłem na pogłębienie pocałunku. Nie przy reszcie zespołu. Odsunąłem się od niego i przytuliłem go chowając swoją twarz w jego szyi. Jak widać nie przeszkadzał mu mój ciężar, bo objął mnie rękami w pasie i nie pozwolił się odsunąć. Reszta zajęła się sobą i nie zwracała na nas uwagi.
Po chwili Chunji rozluźnił uścisk, a ja wstałem z niego i podałem mu rękę. Chłopak skorzystał z pomocy i wstał z podłogi. Zaczęliśmy się rozpakowywać.


***

− To co robimy? − spytałem po pół godzinie, gdy wszyscy byliśmy już rozpakowani i siedzieliśmy na ziemi.
− Możemy coś pooglądać, pograć czy coś − zaproponował lider.
− W co zagrać?
− Hmm...
Wszyscy zaczęliśmy się zastanawiać w co można by było pograć. Zresztą i tak nie mieliśmy zbyt dużo czasu, bo za dwie godziny przyjeżdżał po nas autobus na koncert.
Westchnąłem cicho i objąłem Chunji’ ego w pasie. Miałem złe przeczucia co do przyszłości. Nie wiem dlaczego. Po prostu wydawało mi się, że za niedługo któremuś z nas coś się stanie. Bałem się o niego. Chciałem go chronić. Chciałem żeby już nigdy więcej nie cierpiał.
− L.Joe! Mówię do Ciebie! − usłyszałem zirytowany głos mojego chłopaka.
− Hm? Co? − spojrzałem na niego dość nieprzytomnie.
− Mówię do Ciebie, a ty mnie nie słuchasz! Gramy w kalambury!
− Mh. Okej.
Każdy z nas wziął po dwie karteczki i zapisał na nich swoje propozycje, a następnie wrzuciliśmy je do czapki lidera. Changjo przyniósł butelkę żeby można było losować, kto ma pokazywać. Stwierdziliśmy, że nie będziemy robić drużyn. Każdy będzie sam.
Butelka wylosowała lidera, który wsadził rękę do czapki i wyciągnął karteczkę. Spojrzał na nią, a następnie na nas i zarumienił się lekko. Chyba wiedziałem co wylosował.
Ciemno-włosy wstał i stanął na środku pokoju. Zastanowił się przez chwilę i wyciągnął przed siebie cztery palce.
− Cztery słowa? − spytałem.
Lider potwierdził i pokazał, że będzie pokazywać pierwsze słowo. Zaczął nieudolnie pokazywać coś, co miało nazywać się seksem, więc już na pewno wiedziałem co to za film.
− „Seks w wielkim mieście” − powiedziałem i parsknąłem śmiechem.
− Skąd wiedziałeś? − zdziwił się.
− Sam to pisałem − wywróciłem oczami i sięgnąłem po czapkę.
Wyjąłem pierwszy lepszy papierek i rozwinąłem go, a następnie przeczytałem tytuł filmu: „Gwiezdne Wojny.” Uśmiechnąłem się lekko i schowałem kartkę do kieszeni. Wyciągnąłem przed siebie dwa palce, które miały znaczyć, że są dwa słowa.
− Dwa słowa?
Pokiwałem twierdząco głową i wyciągnąłem przed siebie ręce, które miały wyglądać tak, jakbym trzymał miecz, a następnie zacząłem wymachiwać nimi jak mieczem świetlnym. Oczywiście świetnie się przy tym bawiłem, bo kochałem tą serię filmów.
− „Gwiezdne Wojny”? − spytał Chunji.
− Tak − uśmiechnąłem się i usiadłem koło niego.
Teraz blondyn losował. Zabawa trwała dalej. Musiałem przyznać, że znowu zachowywaliśmy się jak dawniej. Znowu spędzaliśmy razem czas. Podobało mi się to. Każdy z nas był szczęśliwy, widziałem to. Nawet Changjo, któremu świeciły się oczy, a na ustach błąkał się uśmiech. Ricky nie siedział z nosem w telefonie tylko rozmawiał z nami. Znowu było jak kiedyś.


***



*wieczór*

Gdzieś po dwudziestej drugiej wyszliśmy z hotelu. Było ciemno, więc mieliśmy pewność, że nikt nas nie rozpozna. Na samym początku szedł lider obejmując Niel’ a w pasie oraz Ricky’ m i widać było, że o czymś zawzięcie dyskutują. Ja szedłem z tyłu z L.Joe i Chunji’ m, którzy trzymali się za ręce.
− Changjo telefon Ci dzwoni.
− Dzięki. Nie słyszałem.
Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i, widząc bardzo znajomy numer, odebrałem z uśmiechem.
− Słucham?
~ Cześć, Changjo. Co robicie?
− Właśnie idziemy gdzieś z chłopakami.
~ Naprawdę? Ja jestem w kawiarni z przyjaciółką.
− W której?
~ Hmm.. W tej kawiarni koło głównego kina i rynku.
− Wiem gdzie to jest. Jesteśmy praktycznie tam.
~ To chodźcie do nas. Będzie fajnie − usłyszałem jej śmiech.
− Pogadam z C.A.P’ em.
~ To my czekamy.
− Jasne − uśmiechnąłem się i rozłączyłem.
Podszedłem do lidera i zarzuciłem mu ramię na kark po czym znowu się uśmiechnąłem. C.A.P spojrzał na mnie uważnie i westchnął.
− No co chcesz? − spytał z uśmiechem.
− Chcecie iść kawiarni? − odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
− W zasadzie to możemy iść. Zimno się robi.
− No to ustalone.
Po paru minutach już wchodziliśmy do umówionej kawiarenki. Nie była ona zbyt duża i nie było dużego tłoku, ale była czynna cały dzień i noc. Na samym końcu zauważyłem znajome twarze i ruszyłem w ich stronę.


***



Widziałem jak maknae podchodzi do jakichś dziewczyn i z jedną się przytula. Miała brązowe włosy związane w kucyk i można było dostrzec czerwony odcień. Ubrana była w czarne rurki oraz fioletową koszulkę. Na nogach miała glany.
Obok niej siedziała dziewczyna ubrana cała na czarno z telefonem w ręku. Czarne rurki podkreślały jej chude uda, a duża koszulka sprawiała wrażenie strasznie drobnej. Na nogach oczywiście miała długie glany, a na rękach bransoletki. Najdziwniejsze było to, że nie zwracała na nas większej uwagi.
Podeszliśmy do nich i usiedliśmy obok. Changjo oczywiście siedział koło tej nieznajomej.
− Może nas przedstawisz? − spytał lider.
− Ach! Tak. To jest Natalia − wskazał na dziewczynę obok siebie. − A tamta to Toshi. Nie chce żeby mówić do niej po imieniu − wskazał na dziewczynę z telefonem.
Ciemno-włosa słysząc swoje imię uniosła wzrok, a gdyby on mógł zabijać, to pewnie leżelibyśmy martwi.
− Nie lubisz nas, że tak patrzysz? − spytałem.
− Lubię.
− Więc dlaczego masz taki wzrok?
− Zawsze taki mam.
− Masz kogoś, kogo wyróżniasz spośród nas? − spytał lider.
− L.Joe − odpowiedziała prosto z mostu.
− Nie rzuciłaś się na niego, jak większość fanek.
− Bo po co? Ja mam chłopaka, on też. Chyba nie ma sensu żebym robiła sobie dalej nadzieję, że się pobierzemy i będziemy mieć mnóstwo dzieci, nee?
− Co? − spojrzałem na nią w szoku. − Chłopaka?
Dziewczyna wywróciła oczami i spojrzała na Chunji’ ego.
− Tylko idiota by nie zauważył jak on na Ciebie patrzy − uśmiechnęła się lekko. − Wyglądacie razem słodko.
− Um.. Dzięki? − mruknął Chunji i przysunął się do mnie troszkę bliżej.
Poczułem jego rękę w swojej i spojrzałem na niego zaskoczony. On tylko uśmiechnął się lekko i ścisnął moją dłoń. Odwzajemniłem i uścisk, i uśmiech.
           


1 komentarz:

  1. what the.. what the ... okej dobra milczeee . ale ja bym nie zadzwoniła do niego pierwsza . tylko czekałabym aż on zadzwoni ... i nie mam w swojej szafie ani jednej fioletowej koszulki . hahaha

    OdpowiedzUsuń