poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Ślub. JongKey. 02

Dobry.

Miałam nic nie dodawać, ale stwierdziłam, że jeszcze przed wyjazdem dam to, co mam.. 
Ostatnio miałam dość dużo weny na JongKey, więc postało to.
Nie jest to zbyt długie czy coś, ale stwierdziłam, że dodam, bo nie będzie
mnie tydzień i pewnie się stęsknicie *śmiech*
Do reszty opowiadań jak na razie moja wena się nie trzyma, 
ale mam nadzieję, że po tym wyjeździe to się zmieni.

Nie przedłużam.
Zapraszam!


***


Doszedłem do domu i od razu ruszyłem do mojego pokoju, gdzie zamknąłem się na klucz. Rozebrałem się z ubrań i założyłem same dresy, a następnie położyłem się do łóżka. Znowu.
Tak bardzo nie chciałem ich spotykać. Szczególnie dzisiaj. Co prawda kiedyś byliśmy praktycznie nierozłączni, ale wszystko się zmieniło przez moją głupotę. Zachciało mi się czegoś nowego. Nie przemyślałem tego, nie zastanawiałem się wtedy nad konsekwencjami. Myślałem tylko o sobie. Nie obchodziło mnie to, co oni pomyślą, co czują. Byłem, i wciąż jestem, egoistą. Niby brakowało mi ich, ale nie mogłem zdobyć się na to, żeby ich przeprosić. Nie dość, że byłem zapatrzony w siebie, to jeszcze nie potrafiłem pokonać swojej dumy i przeprosić. Byłem żałosny.
– Jesteś idiotą, Key – wyszeptałem cicho i obróciłem się na brzuch, jednocześnie ukrywając twarz w poduszce.
Ciekawe co by się stało gdybym dzisiaj wziął. Pewnie nie spotkałbym Zelo, nie porozmawiałbym z nim, nie zobaczył Jjong’ a i moich dawnych przyjaciół. Znając życie wróciłbym do domu naćpany, matka zadzwoniłaby po psycholog oraz dałaby mnie na odwyk.
Miałem dość. Chciałem żeby było jak dawniej, ale nie mogłem się przemóc. Wiedziałem, że mi nie wybaczą. Pomimo tego, jak bardzo bym się starał, to nic by to nie dało. Za bardzo ich zraniłem, zostawiłem ich, więc czego oczekiwałem? Że oni przyjdą do mnie i rzucą się na kolana?
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi wejściowych oraz kroki skierowane na górę. Po chwili ktoś stanął przed moim pokojem i delikatnie zapukał do drzwi.
– Bummie? – rozpoznałem głos Jonghyun’ a. – Jesteś tu, Bummie?
Jak on dawno tak do mnie nie mówił. Ostatni raz był chyba parę lat temu.
Zraniłem go i to bardzo, ale nie mogłem wytrzymać w jego towarzystwie. Zakochałem się w nim, ale ja dla niego byłem tylko przyjacielem. Nie chciałem psuć naszej przyjaźni, więc milczałem i byłem jego przyjacielem.
W moich oczach pojawiły się łzy, a po paru sekundach poczułem, że spływają mi po policzkach. Dawno nie płakałem.
– Bummie, proszę. Chcę porozmawiać. Jesteś tam?
– Jestem – mruknąłem.
Nie wiedziałem czy mnie usłyszał. Bałem się, że znowu go zranię, że on mnie zostawi, że będę cierpiał, że znowu zacznę ćpać. Nie chciałem znowu cierpieć. Już wystarczająco się dołowałem i miałem depresję. Miałem dość już tego, więc dlatego zgodziłem się na wyjście z Tae i resztą. Nie chciałem już siedzieć tutaj sam, tylko z kimś porozmawiać.
– Mogę wejść? Chcę porozmawiać?
Wytarłem oczy oraz policzki i uspokoiłem się trochę. Nie chciałem żeby mnie widział w takim stanie. Nikt nigdy nie widział jak płaczę i tak miało pozostać.
– Wejdź – powiedziałem dość głośno.
Chłopak niepewnie otworzył drzwi i wszedł do środka. Uważnie obserwowałem każdy jego ruch. Byłem niepewny, bo nie wiedziałem jakie ma zamiary. Można by powiedzieć, że się bałem.
Kolorowo-włosy podszedł do mnie i usiadł na łóżku obok. Rozejrzał się niepewnie po moim pokoju, a później jego wzrok spoczął na mnie.
Podniosłem się i usiadłem po drugiej stronie łóżka. Oparłem się plecami o ścianę i przytuliłem do mojej poduszki, a następnie spojrzałem na niego.
– Co chcesz? – mruknąłem.
– Porozmawiać – odpowiedział niepewnie.
– Więc słucham.
– Przestałeś malować tylko dlatego, bo kiedyś tam powiedziałem Ci, że nic tym nie osiągniesz?
– Tak.
– Dlaczego?
Odwróciłem jego wzrok i spojrzałem na moją ścianę ze zdjęciami, a w szczególności na jedno. Przedstawiało ono nas. Byliśmy uśmiechnięci, a Jjongi obejmował mnie. Byliśmy wtedy przyjaciółmi, ale nic nie trwa wiecznie, wszystko się kończy, bez względu na to, jak bardzo byśmy chcieli to zatrzymać.
– Twoje zdanie było dla mnie ważne – odpowiedziałem po chwili.
– Może i tak, ale to nie zmienia faktu. Nie musiałeś tego rzucać.
– Było, minęło – wzruszyłem ramionami.
Chłopak zagryzł wargę i spojrzał mi w oczy. Widziałem w nich poczucie winy i niepewność.
– Przepraszam, Bummie – powiedział w końcu. – Nie to miałem na myśli. Byłem zdenerwowany i musiałem się wyżyć. Padło na Ciebie. Przepraszam Cię. Wcale tak nie myślę. Uważam, że pięknie malujesz i znajdziesz sobie pracę po tym kierunku. Nie chciałem.
– Nie wiem czy mogę Ci ufać, Jjongi – odpowiedziałem szczerze. – Boję się.
– Wiem. Przepraszam.
– Nie wiem czy to coś zmieni. Nie ufam Ci.
– Nie każę Ci mi zaufać. Po prostu chcę żeby było jak dawniej. (fuck logic :O – dop. aut.) Boli mnie to, jak się zachowujemy względem siebie. Kiedyś byliśmy ze sobą bardzo blisko, więc co się z nami stało?
– Nic nie trwa wiecznie, Jjongi – stwierdziłem.
– Dlaczego zacząłeś ćpać?
Wiedziałem, że prędzej czy później ten temat nadejdzie. Nie powiem, że się nie bałem, bo skłamałbym. Tej rozmowy obawiałem się najbardziej.
– Bummie.. Powiedz mi.
– Bo chciałem. Po prostu – wzruszyłem ramionami. – Chciałem spróbować czegoś nowego?
– I akurat musiałeś wybrać narkotyki?
– To moje życie, Jjongi. Mogę z nim robić co chcę. Mam je jedno, więc dlaczego miałbym się oszczędzać? Chcę spróbować wszystkiego.
– To głupie.
– Możliwe.
– Tak jest.
– Nie twierdzę, że nie.
– Nie rozumiem Cię, Key.
– Nikt mnie nie rozumie – znowu wzruszyłem ramionami. – Przyzwyczaiłem się do tego. Przyzwyczaiłem się do samotności i bólu.
– Nie możesz tak mówić...
– Ale to prawda – przerwałem mu. – Mam kłamać? Mam mówić, że wszystko w porządku? Że jestem szczęśliwy? Że wcale nie chciałem skończyć ze swoim życiem? Że wcale nie mam depresji? Że nie myślę o śmierci? Że nie mam nawet ochoty wstać z łóżka żeby sobie jedzenie zrobić? Mam mówić, że nie brałem? Że jest zajebiście? – uśmiechnąłem się kpiąco. – Nie jest tak. Nie jest w porządku, nie jestem szczęśliwy, chcę umrzeć, mam depresję, codziennie myślę o śmierci, nie chcę jeść ani pić, byłem uzależniony od narkotyków oraz jest chujowo.
Kolorowo-włosy milczał. Pewnie nie wiedział co po tym wszystkim powiedzieć. I słusznie. Nie potrzebowałem jakiegoś dennego pocieszenia w stylu: „będzie dobrze” czy „wszytko się ułoży”. Już dawno przestałem w to wierzyć.
Po chwili chłopak przybliżył się do mnie i niepewnie mnie objął. Tak samo jak z Zelo miałem ochotę go uderzyć i odsunąć się, ale powstrzymałem się. Wtuliłem się w niego i schowałem twarz w jego szyi.
Pomimo wszystko ja również potrzebowałem bliskości drugiej osoby. Pomimo tego co robiłem i co mówiłem, to potrzebowałem osoby, która byłaby ze mną pomimo wszystko, która dałaby mi „kopa” gdyby szło coś nie tak. Jednak ja nie miałem takiej osoby. Moi przyjaciele zostawili mnie. Może to ćpanie to było wołanie o pomoc? Sprawdzian dla nich? Żaden go nie zdał. Każdy z nich mnie zostawił.
Nie ufałem już ludziom jak kiedyś. Teraz, gdy ktoś powiedział do mnie cokolwiek, to nie dość, że zastanawiałem się parenaście razy czy to prawda, to i tak w to nie wierzyłem. Nawet własnej matce nie ufałem. Nie miałem powodów do tego. Bo co to za matka, która wypiera się syna, bo jest gejem? Ona mnie nienawidziła, widziałem to w jej oczach. Nie chciała żebym był szczęśliwy. Zawsze tak było.
Ona nigdy nie pozwalała mi spełniać swoich marzeń. Zawsze je rujnowała. Może i przy swoich znajomych zachowywała się jak „kochająca” matka, która chwaliła moje dzieła, to w rzeczywistości była inna. Ona również uważała, że malarstwem nic nie osiągnę. Wiele razy mi to mówiła, ale ignorowałem ją.
– Przepraszam, Bummie – moje rozmyślania przerwał cichy głos chłopaka. – Nie chciałem tego wszystkiego. Wiem, że jestem do dupy przyjacielem. Wiem to.
– Nigdy nie byłeś dla mnie przyjacielem – odpowiedziałem jeszcze ciszej.
– Czyli nic dla Ciebie nie znaczyłem? – spytał z bólem w głosie.
– Nie, to nie tak, Jjongi. Byłeś dla mnie kimś znacznie więcej niż przyjacielem.
– To znaczy? – spytał zaciekawiony.
Zagryzłem wargę, ale nie odpowiedziałem. Po co ja w ogóle zaczynałem ten temat? Mogłem siedzieć cicho i nic nie mówić. Wtedy byłoby dobrze. Nie musiałbym się tłumaczyć.
– To znaczy, że byłeś dla mnie kimś więcej – mruknąłem i przytuliłem mocniej poduszkę, którą wciąż trzymałem w rękach.
– Bummie...
– Tak, jestem gejem, jeśli o to Ci chodzi – wywróciłem oczami choć wiedziałem, że tego nie zobaczy.
– A myślałem, że mówisz to po to, żeby wkurzyć swoją matkę.
– Fajne masz o mnie zdanie – powiedziałem obrażony.
– Nie obrażaj się – pogłaskał mnie po włosach. – Jesteś głodny? – spytał nagle.
– Jestem, ale nie chce mi się robić.
– To choć. Ja zrobię.
Chłopak wstał i złapał mnie za rękę, a następnie pomógł wstać i skierował się do wyjścia z mojego pokoju. Nie opierałem się. Dałem się poprowadził na dół do kuchni oraz posadzić przy stole. Następnie patrzyłem na chłopaka, który wyciągał bagietkę oraz różne składniki z lodówki. Zauważyłem wśród nich szynkę i nieznacznie się skrzywiłem.
– Ja nie jem mięsa.
– Co?
– Nie jem mięsa – powtórzyłem.
– Okej. Nie dam Ci mięsa – wywrócił oczami i wrócił do robienia posiłku.


***

– Proszę – kolorowo-włosy postawił przede mną talerz z zapiekankami.
– Dzięki – uśmiechnąłem się niepewnie i polałem sobie jedną keczupem.
Jonghyun również wziął keczup do ręki i wylał go na jedzenie.
Nie odzywaliśmy się do siebie, ale nie była to krępująca cisza. Przynajmniej ja nie miałem takiego wrażenia. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że znowu było jak dawniej, ale z drugiej obawiałem się tego. Bałem się, że znowu się spieprzy i będzie jak dawniej. Nie chciałem tego.
– Boję się, Jjongi – powiedziałem w końcu.
– Czego?
– Tego, że znowu mnie zostawisz...
– Dlaczego?
– Bo zawsze tak było... Każdy mnie zostawiał.
– Zacząłeś brać, Bummie – powiedział z wyrzutem.
– Może i tak – wzruszyłem ramionami. – Ale to nie znaczyło, że nie potrzebowałem pomocy. Może właśnie takich zachowaniem chciałem pokazać, że potrzebuję pomocy?
– Trzeba było wprost powiedzieć.
– Życie nie podaje się na tacy.
– To nie znaczy, że nie mogłeś nam powiedzieć.
– Nigdy nie mówię o swoich uczuciach. Chociaż to powinieneś o mnie wiedzieć.
– Ja wiem Bummie, ale...
– Nic nie wiesz – przerwałem mu. – Tyle czasu byłem sam. Nikt mnie nie rozumie..
– Rozumiem Cię...
– Gówno tam wiesz – znowu mu przerwałem. – Gdybyś wiedział to nie zostawiłbyś mnie – wyszeptałem cicho. – Nikt nie wie co czuję, nikt.
– Więc dlaczego nie chcesz powiedzieć? To tak trudno?
– Nie rozumiesz.
– Masz rację. Nie rozumiem, ale kto powiedział, że nie chcę zrozumieć? Chcę wiedzieć co się z Tobą dzieje. Martwię się.
– Nie ufam Ci.
– Bummie...
– Nie ufam – powtórzyłem.
– Wiem to – westchnął i zajął się jedzeniem.
Ja również zająłem się moją zapiekanką. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz jadłem coś normalnego... W zasadzie to nie pamiętałem kiedy ostatni raz w ogóle jadłem. Nie widziałem potrzeby żeby się odżywiać. Wypijałem dziennie dwa kartony soku i to mi wystarczało.
Westchnąłem i nieśpiesznie sięgnąłem po dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i widząc znajomą ksywkę, odebrałem.
– Co jest, Minnie? – mruknąłem.
~ Umma?
– Tak. Co się stało?
~ Przyjechała policja... powiedzieli, że pobiłem kogoś i ta osoba leży w szpitalu... Ja nie wiem o co chodzi. Co się dzieje, Umma? Boję się.
– Gdzie ty jesteś? – odłożyłem jedzenie na talerz.
~ Zabrali mnie do więzienia. Powiedzieli, że nie wyjdę stąd dopóki nie wyjaśni się to wszystko.. Boję się.
– Spokojnie, Minnie. A co z Minho?
~ On chce się dowiedzieć o co w tym wszystkich chodzi – pociągnął nosem. – Ja nic nie zrobiłem, Umma.
– Wiem to, Tae, wiem. Zarzucają Ci tylko pobicie? Nic więcej?
~ Nic. Ja nic nie zrobiłem. Nie pamiętam.
– Cicho. Będzie dobrze.
~ Mam mało czasu, Umma... Pomóż mi, proszę Cię.
– Wyciągnę Cię stamtąd. Obiecuję.
~ Brakuje mi Was.
– Wiem. Spokojnie. O nic się nie martw, jasne? Załatwię wszystko.
~ Dziękuję, Umma.
– Trzymaj się tam, Tae. Jak coś to dzwoń.
~ Pa, hyung.
Rozłączyłem się i oparłem czoło o stół. Byłem ciekawy kto aż tak bardzo nienawidził Taemin’ a, że zrobił mu coś takiego.. Nie rozumiem ludzi... I oto mam kolejny dowód, że ludzie to idioci, którzy zrobią wszystko z jakichś swoich pobudek.
– Co się stało, Key? – spytał w końcu Jjongi.
– Oskarżyli Tae o brutalne pobicie – skrzywiłem się.




_______________________________________________________________________________

Tokachikatakika: huh, spokojnie. Nie zawsze Changjo musi z Tobą chodzić, neee? Przecież on również ma prawo gdzieś wyjść tylko z kumplami :P


5 komentarzy:

  1. Takie spokojne i fajne. Czekam na kolejną notkę:)
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co ci sie stalo ze blog zostal zawieszony ale prosze zacznij znowu pisac ja juz nie wytrzymuje chce wiedziec co jest dalej kocham te opowiadania a tu dalej nie ma nic nowego!! Prosze pozbieraj sie najszybciej jak umiesz i zacznij pisac masz talent nie marnuj tego !!! :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostatnio usłyszałam, że jestem dziwką, która nie umie pisać *śmiech* nie, nie żalę się, ale pokazuję tym, że ludzie to idioci. heh. sami nie pokażą co potrafią, a 'hejtują' innych :D
      ostatnio nawet pisałam do tego, ale jakoś tak ... nie mam chęci ani weny .___.
      co do zawieszenia, to wszystko wyjaśnione jest tutaj: http://yaoi-j-rock-i-k-pop-by-toshi-chan.blogspot.com/2013/06/sowo-wyjasnienia-i-bas.html

      Usuń
  3. Czad, bo mimo, że nieznoszę kpopu to kocham to opowiadanie! :"3
    Czy możesz kontynuować..? ^...^

    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń