czwartek, 11 kwietnia 2013

Surowi rodzice. Reituki. 02

Hmm.. Ostatnio pojawiła się dość "nieciekawa" sytuacja. Przemyślałam to i doszłam do wniosku, że nigdy nie zrozumiem ludzi *śmiech* 

No, ale trudno. Tą notkę strasznie trudno mi się kończyło, bo boli mnie głowa i chyba znowu będę chora, więc nie wiem kiedy pojawi się cokolwiek. Nie mam chęci.. Ugh!

Rozdział jest dla Diru, bo mnie wspierasz i dzięki Tobie mam wenę. ARIGATO ♥


Kira: Uhuhu :3 Też jestem ciekawa jak moja wyobraźnia będzie później działać i co z tego wyjdzie.

Diru: Będę powiadamiać, będę. Zresztą.. Już to chyba robię :3

Shinatsu: Nie, to nie będzie Reita x Kai :). Zresztą sam tytuł wskazuje, że to będzie Reituki, więc spokojnie. Będzie Reituki *śmiech* Hmm.. Tak mnie coś naszło z Surowymi, jak to oglądałam.

Zakurosansan: Spokojnie, będzie Reituki i cieszę się, że Ci się podoba :)

Tynka: Dziękuję za komentarze. To bardzo, ale to bardzo motywuje.

Um.. Więc zapraszam do czytania.


***


Dzień 1

– Rozkaz – wywrócił oczami, ale posłusznie ściągnął bluzkę i usiadł. Po chwili oparł się o szybę i praktycznie leżał.
Musiałem stwierdzić, że miał ten słynny „sześciopak.” Ręce również miał umięśnione, więc pewnie grał na jakimś instrumencie, pewnie perkusji. Nie pytajcie skąd. Po prostu to wiedziałem.
Widziałem zdegustowane spojrzenia kierowcy i tego faceta zza kamery, ale nie przejmowałem się tym. Nigdy nie zwracałem uwagi na takich ludzi. No bo po co? To, że ktoś jest homofobem to nie moja wina. Nie będę zmieniać ludzi. To nie moje zadanie. Mam w dupie ich opinię o mnie.
Otworzyłem apteczkę i wyciągnąłem wodę utlenioną, gazę, bandaż i jakąś maść na szybsze gojenie się ran.
Uśmiechnąłem się lekko i nachyliłem się nad nim.
– Masz chłopaka, prawda? – wyszeptałem mu do ucha.
– Skąd wiesz?
– Masz malinkę na szyi – stwierdziłem.
– Mogę mieć dziewczyną.
– Nie pytałbyś się wtedy, jak powiedzieć rodzicom, że jesteś gejem.
– To, że jestem gejem, nie znaczy, że nie mogę mieć dziewczyny.
– Doprawdy? – spojrzałem na niego dość kpiąco. – Gdybyś miał dziewczynę to już teraz pewnie by dzwoniła, nie czekałbyś na mnie sam. Pewnie pokłóciłeś się z nim.. Dlatego byłeś smutny i to przez niego masz tą bliznę na boku.
Chłopak zarumienił się i odwrócił wzrok.
Wyciągnąłem wodę utlenioną i odkręciłem koreczek. Wylałem na gazę i powoli zacząłem przemywać mu ranę. Nie przejmowałem się tym, że za każdym razem krzywił się i syczał z bólu. Skoro był takim idiotą żeby nie opatrzyć tego wcześniej, to niech teraz cierpi. Jego problem, nie mój. Tak wiem, jestem egoistą.
W końcu przestałem przemywać jego ranę. Dałem na gazę trochę tej maści i poprzykładałem ją do rany, a następnie owinąłem mu brzuch bandażem.
W tym czasie, gdy ja chowałem rzeczy z powrotem do apteczki, chłopak powoli ubierał się.
Usiadłem koło niego i zapatrzyłem się w widoki za oknem. Już nie byliśmy w Tokushimie. Nawet nie widziałem gdzie. Mało mnie to obchodziło. Ciągle mijaliśmy jakieś domy, lasy, ulice...
Poczułem, że chłopak kładzie się i opiera swoją głowę o moje uda. Uniosłem brwi do góry, ale nic nie powiedziałem. Nie widziałem potrzeby. A zresztą... nie przeszkadzało mi to. Pomimo wszystko lubiłem czuć się potrzebny, choćby w tak błahy sposób.
– Mój chłopak mieszka w Kanagawie. Widzimy się raz na tydzień – zaczął. – On jest typowym optymistą, wszystko widzi na kolorowo. Czasami gdy mam problemy to nie mogę z nim porozmawiać, bo w jego słowniku nie ma czegoś takiego jak rozpacz czy smutek – westchnął. – On uważa, że jest górą, ale chyba tylko w łóżku – skrzywił się. – To nie on mi to zrobił – wskazał na swój brzuch. – Zrobiłem to sobie w nocy jak uciekałem z domu.. Miałem dość moich rodziców i ciągłego rozkazywania mi. Zrobiłem co chciałem. Później oczywiście do domu przyprowadziła mnie policja.
– Dlaczego mi to mówisz? – mruknąłem.
– Sam nie wiem. Może nigdy nie miałem się do kogo odezwać?
– Powiedziałeś, że Twój chłopak mieszka w Kanagawie. Znam go?
– Nie wiem – wzruszył ramionami i skrzywił się lekko. – Wołają na niego Miyavi. Może kojarzysz..
– To mój przyjaciel – odpowiedziałem po chwili. – Jego boli Twoje zachowanie. On myśli, że mu nie ufasz i dlatego nie mówisz mu o tym, co czujesz.
– Przyjaciel? – zdziwił się. – Nie wiesz gdzie był wczoraj wieczorem? Nie mogłem się do niego dodzwonić.
– Był ze mną. Piliśmy. Potrzebowałem towarzystwa, więc do niego zadzwoniłem. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie odebrał i nie spotkał ze mną.. Mam ciężki okres i potrzebowałem wygadania się komuś.
– Mh, rozumiem.
Nie odezwałem się, nie odpowiedziałem. Nie widziałem takiej potrzeby, a on chyba rozumiał, bo również milczał.
Wyciągnąłem mp3 z kieszeni i zacząłem szukać jakiejś cięższej muzyki. W końcu trafiłem na Diru, a że nie chciało mi się szukać dalej, włączyłem i założyłem słuchawki.
Widziałem za oknem drzewa i pojedyńcze domy. Przypomniały mi się nasze wspólne wyjścia, wspólnie spędzony czas.
Wszystko tak nagle zleciało na mnie...
– Uru – zacząłem cicho, ale nie skończyłem.
Blondyn spojrzał na mnie, a ja spuściłem głowę co było bardzo, bardzo dziwne. Nigdy tego nie robiłem. Zawsze patrzyłem wszystkim kpiąco w oczy.
– Akiś? Co się stało? – położył mi rękę na ramieniu.
Strąciłem jego dłoń i odsunąłem się parę kroków. Otworzyłem usta aby coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Powtórzyłem tą czynność parę razy, ale z marnym skutkiem. W końcu przełknąłem ślinę i spróbowałem jeszcze raz.
– Kouyou ja.. – westchnąłem. – Bo... Ugh!
– Wyduś to z siebie. Dalej.
– Kocham Cię – szepnąłem ledwo dostrzegalnie.
Nawet nie byłem pewny czy to usłyszał.
– Co? – spytał zszokowany.
– Wiem, że się przyjaźnimy, że jesteśmy jak bracia, ale.. od paru miesięcy czuję do Ciebie coś więcej. Nie mogę już wytrzymać w twoim towarzystwie. Kocham Cię. Po prostu. Nie jak brata czy przyjaciela, ale jako mężczyznę, człowieka.. Możesz o uznać za dziwne i nienormalne, ale prawda jest taka, a nie inna. Kocham Cię. Po prostu – wzruszyłem ramionami.
Z nerwów zacząłem przestępować z nogi na nogę. Denerwowałem się i to bardzo. Bałem się, że nie będzie chciał mnie znać, że skończymy się przyjaźnić, że odwróci się ode mnie. Jednak nie mogłem dłużej dusić w sobie tego uczucia. Za bardzo go kochałem żeby być przy nim jako przyjaciel.
Z zamyślenia wyrwał mnie delikatny pocałunek w usta. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego.
– Też Cię kocham, Akiś. Od dawna.
– Nie żartujesz?
– Nie. Kocham – i jakby na potwierdzenie tego pocałował mnie jeszcze raz, ale tym razem bardziej namiętnie.
Uśmiechnąłem się nieświadomie do moich myśli i pogłaskałem leżącego chłopaka po włosach. Jego wzrok uniósł się i spojrzał prosto w moje oczy. Uśmiechnął się ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach i znowu zamknął oczy.
Wszedłem z Uru do sali prób, która mieściła się w garażu Aoi’ ego. Oczywiście trzymaliśmy się za ręce. Dzisiaj był dzień, w którym chcieliśmy powiedzieć reszcie o nas. Byliśmy już razem trzy miesiące i nie chcieliśmy tego dłużej ukrywać. Kochaliśmy się. Po prostu. Z drugiej strony bałem się tego i to cholernie, ale dla Kou zrobiłbym wszystko. Dosłownie.
– Chłopaki – zacząłem, a gdy ich wzrok spoczął na nas, kontynuowałem: – Ja i Kou jesteśmy parą. Nie wiem czy to zaakceptujecie, czy przestaniemy się przyjaźnić, czy nie będzie już zespołu, ale chcieliśmy żebyście wiedzieli. Nie chcieliśmy żyć w kłamstwie. Wolimy wam to powiedzieć i was stracić, niż was okłamywać.
Podniosłem wzrok, ale nie spotkałem się ze wzrokiem pełnym kpiny i obrzydzenia. Patrzyli na nas z uśmiechami.
Jednak Taka nie uśmiechał się szczerze, wymuszał to szczęście w siebie. Dlaczego to robił? Nie wiedziałem. Byłem głupi.
– Mówiłem, że się w końcu zejdą – zaśmiał się Aoi i wyciągnął rękę w stronę Yune. – Cztery tysiące jenów poproszę (gdzieś koło 160 złotych).
Perkusista westchnął, ale posłusznie wyciągnął portfel i dał pieniądze gitarzyście. Uśmiechnąłem się lekko i ścisnąłem dłoń Uru. Chłopak odwzajemnij uścisk.
Spojrzałem na Ruki’ ego. Nie patrzył na mnie. Miał spuszczoną głowę i zaciskał dłonie w pięści. Chciałem do niego podejść, ale wokalista uprzedził mnie. Rzucił krótkie: „Muszę iść” i wyszedł. Nie wiedziałem co się stało. Byłem zbyt szczęśliwy żeby cokolwiek zauważyć.
Skrzywiłem się lekko na to wspomnienie. Teraz wiedziałem dlaczego taki był. On już wtedy mnie kochał, a ja nie zwracałem na niego uwagi.
Do tej pory pamiętam następną próbę. Nigdy jej nie zapomnę.
Weszliśmy z gitarzystą do sali prób. Wszyscy już tam byli. Jednak była bardzo duża różnica w atmosferze i ich zachowaniu. Aoi i Yune siedzieli na kanapie i o czymś zawzięcie dyskutowali, a Ruki z podciągniętymi nogami pod brodą siedział na parapecie. Nie mogłem zobaczyć jego twarzy, bo miał ją odwróconą w stronę szyby.
Podszedłem do niego i dotknąłem jego ramienia.
– Taka? Co się stało?
– Nie dotykaj mnie – wyszeptał cicho i strącił moją rękę.
– Rukiś...
– Zostaw mnie, Suzuki. Chcę spokoju, rozumiesz? – warknął.
Zdziwiłem się, bo on NIGDY nie powiedział do mnie po nazwisku. Ba! On nigdy nawet nie podniósł na mnie głosu. Był stanowczy i potrafił powiedzieć mi „nie”, ale nigdy nie krzyczał. Zawsze jego spokojny ton załatwiał wszystko, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy usłyszałem u niego TAKI ton. Szok.
– Takan...
– Zamknij się  – przerwał mi. – Nie potrzebuję współczucia. Nie chcę – zeskoczył z parapetu i skierował się do drzwi. – Potrzebuję trochę czasu. Róbcie sobie próby beze mnie – mruknął i wyszedł.
Wszyscy patrzyliśmy na drzwi zszokowani. Co mu się stało? Nikt nie wiedział o co chodziło, ale Yune zachowywał się dość dziwnie. Nie potrafiłem powiedzieć czemu. Po prostu. Tak się zachowywał.
Przełączyłem na inny zespół w mojej mp3 i rozsiadłem się wygodniej. Spojrzałem na twarz chłopaka i sam zamknąłem oczy.
– Rukiś? Co się dzieje? – usłyszałem głos Meev’ a.
Przystanąłem pod drzwiami łazienki. Wiedziałem, że źle robię, ale... chciałem wiedzieć co się dzieje z wokalistą. Nie dość, że nie przychodził na próby, to jeszcze nie odbierał telefonów, unikał nas.
– Nic, Mev. Daj spokój.
– Nie pieprz, Matsumoto. Gadaj.
– Nie. To moje problemy. Nie Twoje.
– Takuś.. Wiesz, że zawsze możesz mi powiedzieć?
– Wiem, dziękuję.
Nie chciałem więcej słyszeć. Westchnąłem cicho i wsadzając ręce do kieszeni, odszedłem stamtąd. Poszedłem pod klasę, gdzie usiadłem pod ścianą, na przeciwko sali.
Zastanawiałem się co takiego stało się Maleństwu. Chciałem mu pomóc, ale odtrącał mnie. Nie wiedziałem czemu. Nie rozumiałem.
Bolało mnie wtedy jego zachowanie. I to bardzo. Taka był dla mnie jak brat, a nagle... tak... odsunął się. Po prostu. Bez uprzedzenia, bez słowa wyjaśnienia. Tak po prostu. Nagle. Ja również nie mogłem się na niczym skupić. Byłem nim zbyt zajęty. Tak, wiem, że on nie był moim chłopakiem, ale martwiłem się o niego. I to cholernie.
Jednak pewnego dnia coś się zmieniło. W końcu miało być lepiej?
– Cześć chłopaki – usłyszeliśmy wesoły głos wokalisty.
Akurat siedzieliśmy u Aoi’ ego i czekaliśmy na Maleństwo. Każdy z nas wątpił czy pojawi się, a tu takie zaskoczenie. A do tego jego humor. W końcu był szczęśliwy? Aż mu się oczy świeciły. Cieszyłem się.
Reszta przywitała go dość optymistycznie, ale ja milczałem. Jego zachowanie dało mi sporo do myślenia. Nigdy więcej nie chciałem widzieć go smutnego, bo mnie również to bolało. Bardzo. Nawet więcej niż bardzo.
– Ue- chan? – Ruki usiadł na przeciwko mnie i spojrzał mi w oczy. Widziałem w nich szok. Nie takiego wzroku się spodziewał? Trudno. To nie mój problem. – Co się stało?
– Nic – mruknąłem tylko w odpowiedzi i objąłem Uru.
Gitarzysta wtulił się we mnie i pocałował w policzek, a następnie uśmiechnął się do mnie. Nie odwzajemniłem uśmiechu. Siedziałem ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt na brązowym stoliku. Byłem jak lalka, kukła. Wszystko jedno.
Bolało mnie zachowanie wokalisty. Pomimo tego, że nie wiedziałem, że go ranię to.. Ugh! Było mi ciężko bez niego. Pomimo wszystko to on mi zawsze pomagał. Jak mogłem być taki ślepy?
Od tamtego momentu zmieniłem się. Byłem bardziej chłodny dla reszty, nawet dla gitarzysty. Stwierdziłem, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Nawet dla mnie. Nikt nie pytał skąd taka zmiana. Jak widać nie interesowało ich to.
Siedzieliśmy w piwnicy u Aoi’ ego i czekaliśmy na Yune. Mieliśmy mieć próbę, a perkusista spóźniał się dwadzieścia minut.
– Reita? Możemy w końcu normalnie porozmawiać?! – usłyszałem krzyk wokalisty. Niechętnie podniosłem wzrok znad basu i spojrzałem na niego. – Wiem, że odsunąłem się od was! Musiałem sobie poukładać to, że jesteś gejem! Że Uru jest gejem! Że jesteście razem! Sam musiałem to wszystko ogarnąć! Proszę Cię...! Nie chcę Cię takiego! Jesteś nieznośny tym swoim zachowaniem! Wiem, że Cię zraniłem! Wiem to, do cholery! Przykro mi, rozumiesz?! Przepraszam! Nie chciałem żeby to tak wyszło! Czy nie może być jak dawniej?!
– Skończyłeś? – mruknąłem.
Poczułem piekący ból na policzku. Uderzył mnie, tak po prostu. Nie było to jakieś mocne uderzenie, ale jednak...
Niepewnie podniosłem rękę i dotknąłem miejsca, na którym niedawno wylądowała ręka Matsumoto. Spojrzałem w jego oczy i zobaczyłem w nich łzy.
– Mam Cię dość – szepnął i wyszedł trzaskając drzwiami.
Po tym wydarzeniu otrzeźwiałem. Ruki jako pierwszy mnie uderzył, a ja mu nie oddałem. Ten policzek chyba dotarł do mnie bardziej niż wszystkie jego słowa czy czyny. On jako pierwszy mi się postawił, nakrzyczał na mnie. Szanowałem to. Bardzo. Dlatego następnego dnia chciałem mu wszystko wyjaśnić. Przeprosić go.
Wszedłem do sali prób jako ostatni. Wszyscy już tam byli. Ruki znowu siedział na parapecie z kolanami podciągniętymi pod brodę.
Westchnąłem i podszedłem do niego. Położyłem mu rękę na ramieniu, a chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Nie odwrócił głowy i wzroku od widoku za oknem.
– Taka.. Przepraszam Cię. Nie chciałem żeby to tak wyszło. Bolało mnie to, że się odsunąłeś. Nie wiedziałem dlaczego. Ciągle miałem i mam wrażenie, że to przeze mnie. Nie pytaj dlaczego. Po prostu – wzruszyłem ramionami.
– To nie przez Ciebie, Ue- chan – usłyszałem po chwili. – Musiałem to wszystko przemyśleć, zaakceptować. Wiem, że gwałtownie zareagowałem. Przepraszam. Nie chciałem tego.
– Ale już jest w porządku?
– Tak – odwrócił głowę w moją stronę.
– Na pewno?
– Na pewno, Akiś – uśmiechnął się lekko i wtulił w moją klatkę piersiową. Objąłem go ramionami w pasie, a on przytulił się do mnie bardziej. Nie przeszkadzało mi to.
Przeczesałem palcami włosy czarno-włosego i nieświadomie uśmiechnąłem się. Od tamtej pory znowu wszystko było jak dawniej.
Westchnąłem po raz kolejny i nie wiem kiedy, usnąłem.
Śniło mi się, że stałem przed jakimś wielkim tronem, na którym siedziała postać ubrana cała na ciemno. Nawet twarz miała zasłoniętą. Ten ktoś mówił coś do mnie, lecz nie mogłem usłyszeć ani zrozumieć co. Miałem wrażenie, że to coś ważnego. Wytężyłem słuch chcąc usłyszeć więcej.
Nagle poczułem, że spadam. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że spadam z trzydziestopiętrowego wieżowca. Chciałem krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle. Spadłem na ziemię, a później obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Leżałem, a w rękach miałem różaniec. Byłem ubrany w garnitur. Poczułem, że tracę powietrze. Zacząłem skrobać i walić w deski nad sobą. Leżałem w trumnie. W labiryncie bez wyjścia.


***

Poczułem, że ktoś potrząsa moim ramieniem. Powoli otworzyłem oczy i zauważyłem uśmiechniętego Kai’ a.
– Jest postój. Idziesz zapalić? – spytał.
– Jasne.
Wziąłem papierosy z torby i wyszedłem za chłopakiem na świeże powietrze. Wyciągnąłem używkę z paczki i odpaliłem. Zaciągnąłem się. Wydmuchałem dym z płuc i wyciągnąłem z kieszeni dzwoniący telefon. Uśmiechnąłem się lekko i odebrałem zaciągając się.
~ Ue- chan? Gdzie już jesteście?
– Nie wiem, Rukiś – znowu zaciągnąłem się i usiadłem na jakimś murku.
~ Znowu palisz? – mruknął niezadowolony.
– Jak zawsze.
~ Czemu...
– Nie rzucę – przerwałem mu.
~ Wiem to, wiem. Nie zmuszam Cię, ale mógłbyś chociaż ograniczyć papierosy. Niszczysz się.
– Nie potrafię.
~ Wierzę w Ciebie. Chociaż spróbuj, co?
– Zrobię to tylko i wyłącznie dla Ciebie, jasne?
~ Jak słońce – zaśmiał się. – Nudzi mi się! Co ja tu będę robił przez tydzień?
– Wytrzymasz – wywróciłem oczami. – Przecież masz Aoi’ ego i Uru. Nie będzie Ci się nudzić. Zajmą się Tobą.
~ Nie prawda!
– Jak to nie, maleństwo?
~ Dla nich tylko seks się liczy – niemal widziałem jego naburmuszoną minę.
– I oni mają czelność robić coś takiego przy Tobie? Niedopuszczalne.
Usłyszałem jego cichy śmiech.
~ Dobra, Rei. Ja muszę kończyć, bo Modelka chce iść na zakupy. Jak coś to zadzwoń wieczorem czy coś.
– Jasne, Ruks.
~ Sayo.
Rozłączyłem się i schowałem urządzenie do kieszeni. Spojrzałem na Kai’ a i zobaczyłem, że uśmiecha się lekko do swojego telefonu. Pogodził się z Meev’ em? Miałem nadzieję, że tak.
– Idziemy?
– Tak. Chodźmy. Jeszcze pół godziny i będziemy na miejscu.
Wsiedliśmy do pojazdu. Mężczyzna odpalił silnik i ruszyliśmy w dalszą drogę, która bardzo mnie męczyła. Nigdy nie lubiłem jeździć takimi samochodami.
Gdzieś godzinę później byliśmy już na miejscu. Jacyś idioci rzucali kamieniami w samochody i tir wjechał w samochód osobowy.
Minibus wjechał na jakąś posesję. Mogłem stwierdzić, że to wieś? Tak, chyba mogłem tak powiedzieć. Przed domem zauważyłem dwójkę ludzi. Jedna to była kobieta o dość krótkich brązowych włosach i ciemnych oczach. Ubrana była w dżinsową spódnicę i ciemno-zieloną bluzkę. Miała może z trzydzieści parę lat. Obok niej stał mężczyzna dużo wyższy od kobiety. Miał czarne włosy i ciemne oczy. Ubrany był w ciemne spodnie i jasną koszulę.
– Wychodzimy? – parsknął śmiechem.
– Chyba nie mamy wyjścia – uśmiechnąłem się krzywo.
– Już ich nie lubię – mruknął i otworzył drzwi.
– Nie jesteś sam. Zapamiętaj – wyszeptałem mu do ucha i wyszedłem za nim na dwór.
Było już ciemno, bo jechaliśmy praktycznie cały dzień. Nie było za bardzo widziałem co było obok, więc nie mogłem stwierdzić gdzie tam dokładnie jesteśmy.
– Dobry wieczór  – odezwała się kobieta. – Nazywam się Suzue. Możecie do mnie mówić po imieniu, mamo, ciociu.. Jak chcecie – uśmiechnęła się. – To jest mój mąż Kenji.
– Dobry wieczór – odpowiedział czarno-włosy. – Yutaka – podał im rękę.
– Akira – mruknąłem.
Nie podszedłem żeby się przywitać. Bo po co? Nie zamierzałem mieć z nimi jakichś głębszych kontaktów. Oni byli dla mnie obcy.
– Zapraszam Was do środka. Weźcie swoje walizki.
Westchnąłem i podszedłem do bagażnika pojazdu. Otworzyłem go i wyciągnąłem swoją i Tanabe torbę. Ruszyłem za resztą do domu.
Wszedłem do pomarańczowego przedpokoju. Po lewej stronie była półka na buty, a obok niej trzy szafki. Nad nimi wisiały wieszaki z kurtkami, a obok było duże lustro.
– Tutaj będzie Twój pokój – wskazała jedne drzwi po prawej stronie. – A ten będzie Twój, Yutaka – wskazała na następne drzwi. – Zanieście tam swoje torby, rozpakujcie się i przyjdźcie do nas. Mamy kilka zasad i chcemy wam je przedstawić.
Bez słowa wziąłem swoją walizkę i wszedłem do wyznaczonego pokoju. Nie był jakiś rewelacyjny czy inny. Żółto-fioletowe ściany. Po prawej stronie stało łóżko, obok niego biurko z komputerem i drukarką oraz krzesłem, a koło okna kolejne łóżko. Po drugiej stronie była duża szafa z telewizorem. W środku znajdował się jeszcze stolik i krzesło. Nic nadzwyczajnego.
Drzwi jednej z szafy były otwarte, a trzy półki puste, więc mogłem wywnioskować, że to tam miałem się rozpakować.
Rozpakowanie i zapoznanie się z tym pokojem zajęło mi z dwadzieścia minut. Wstałem z łóżka, na którym właśnie siedziałem i poszedłem do pokoju Tanabe. Chłopak był już rozpakowany. Na mój widok uśmiechnął się i wstał. Razem poszliśmy do salonu.
– Siadajcie – odezwał się mężczyzna i wskazał nam kanapę z zieloną narzutą.
Usiadłem koło Kai’ a i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ściany były w kolorze jasno-żółtym. Na przeciwko kanapy były trzy szafki, a koło nich głośniki. Na środkowej stało kino domowe, a nad nią wisiał telewizor. Po prawej stały kwiatki, a po lewej jakieś papiery i pojemniki. Po prawej stronie było okno i wyjście na balkon. Koło kanapy stały fotele. Z jednej strony była szafa z jakimiś szklankami, dzbankami, kieliszkami i świecami z wosku, a po drugiej duża szafa.
– Tutaj mamy regulamin. Przeczytam go wam i chciałbym żebyście go podpisali – odchrząknął i spojrzał na kartkę, a następnie zaczął czytać: – Punkt pierwszy: wstajemy o siódmej rano i przygotowujemy śniadanie. Punkt drugi: nie kłamiemy, nie przeklinamy i ufamy sobie nawzajem. Punkt trzeci: problemy rozwiązujemy rozmową. Punkt czwarty: cisza nocna zaczyna się o 22:00, a o 22:30 gaśnie światło. Punkt piąty: telefonów komórkowych można używać tylko do godziny 22:00. Punkt szósty: komputery w tygodniu służą tylko i wyłącznie do prac naukowych oraz odrabiania lekcji. Punkt siódmy: nie palimy papierosów i punkt ósmy: nie nosimy makijażu oraz wyzywających strojów – odłożył kartkę na stół i spojrzał na nas. – Jeśli się zgadzacie to podpiszcie.
Żaden z nas nie sięgnął po długopis. Wszystko było okej, ale nie podobały mi się trzy punkty z tego całego ich regulaminu.
– To może Akira powie co mu nie pasuje? – odezwała się kobieta.
– Telefon potrzebuję dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czekam na bardzo ważny telefon i choćby o pierwszej w nocy odbiorę – odpowiedziałem po chwili. – Palenia nie rzucę. I to nie jest tak, że pstrykniesz palcami i od razu rzucasz. Nikotyna uzależnia – mruknąłem. – Będę się malować. To moja sprawa jak wyglądam, a nie innych.
– Rozumiem. Yutaka myśli podobnie? – gdy Kai skinął głową kobieta kontynuowała: – Czyli wczesne wstawanie Ci nie przeszkadza?
– Ja nie śpię od piątej.
– Dobrze. Może zrobimy tak: będziecie mieli czas na zapalenie trzy razy dziennie, ale na dworze. Rano, po południu i wieczorem. Może być?
Nie odpowiedziałem. Wątpiłem czy wytrzymam tylko z trzema papierosami. Zawsze dużo paliłem, a szczególnie wtedy, gdy się denerwowałem czy miałem problemy. Dziennie, najmniej, paliłem chyba sześć papierosów.
– Akira? Może być tak?
– Nie wiem czy wytrzymam z trzema papierosami – mruknąłem.
– Więc spróbujecie – uśmiechnęła się.
Wziąłem długopis i wykreśliłem punkt ósmy oraz siódmy. Spojrzałem porozumiewawczo na Kai’ a, a gdy ten skinął głową odłożyłem z powrotem tą kartkę na stolik.
– Dlaczego to skreśliłeś? – spytał mężczyzna.
– Bez tego mogę podpisać. Albo pójdziecie na jakiś kompromis, albo będzie wojna. Proste – uśmiechnąłem się kpiąco.
– Wojna? Chyba nie wiesz co mówisz.
– Wiem. Jeśli podpiszę to z przymusu to i tak będę chodzić zapalać. Będę się malować. Nikt mi tego nie zabroni. To moje życie, które mam jedno i będę z nim robić to, co będę chciał. Nikt nie umrze za mnie, więc niech nie mówi mi co mam robić.
– Więcej kompromisów nie będzie – zastrzegł.
Powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem i powoli podpisałem ten cały regulamin. Tanabe poszedł w moje ślady i również podpisał. Chłopak mało się odzywał. Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem, że cierpi. Pewnie ta rana go bolała. No cóż... Takim nieodpowiedzialnym idiotą to trzeba się urodzić.
– Macie jeszcze jakieś pytania?
– Kto tu jeszcze mieszka oprócz was? – spytał czarno-włosy.
– Mamy dwójkę dzieci, które jeszcze tu mieszkają. Nozomi ma pięć lat, a Hideto ma piętnaście. U nas szkoła trwa od dziesiątej do siedemnastej trzydzieści, a później mają jeszcze koła zainteresować, więc za niedługo powinni tutaj być – spojrzała na nas i kontynuowała: – Nozomi ma pokój z Yutaką, a Hideto z Akirą. Mam nadzieję, że się dogadacie – uśmiechnęła się. – Teraz możecie iść już do pokoi.
Wstałem i nic nie mówiąc ruszyłem do mojego pokoju. Westchnąłem i położyłem się na łóżku. To dopiero parę minut, a oni już mnie zaczęli irytować. Byłem ciekawy jaki jest ten chłopak. Po tym pokoju nie mogłem nic stwierdzić. Zupełnie nic. Wydawał mi się taki normalny.
Gdy poszedłem się wykąpać usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu. Nie obchodziło mnie kto to był. Bo co mi po tym, że będę wiedział? Nic.
Po wyjściu z łazienki od razu skierowałem się do pokoju Tanabe. Chłopak leżał na łóżku, a rękę trzymał na swoim brzuchu. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do niego. Podniosłem jego koszulkę do góry i skrzywiłem się lekko. To nie wyglądało dobrze.
– Jesteś idiotą. Z tym trzeba było do szpitala jechać żeby Ci to zaszyli, idioto!
– Nie przesadzaj – wywrócił oczami. – Nic mi nie będzie. Trochę poboli i przestanie.
Miałem teraz wielką ochotę żeby go uderzyć. Nie wiem jakim cudem, ale powstrzymałem się. Pokręciłem zrezygnowany głową i wyszedłem z jego pokoju. Wszedłem do siebie i usłyszałem, że dzwoni mi telefon. Odebrałem.
~ Hej, Reita – usłyszałem niepewny głos Uru.
– Yo, Kou. Co tam?
~ Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego..
– Co się stało? – zaniepokoiłem się.
~ Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego – powtórzył.
– Obiecuję – odpowiedziałem po chwili.
~ Ruki’ ego zabrali do szpitala. Chciał popełnić samobójstwo – powiedział to tak cicho, że wydawało mi się, że się przesłyszałem.
– Co?
~ Znaleźliśmy go z podciętą żyłą.. Zabrali go – pociągnął nosem. – Tak mi przykro, Reita.
– Dzięki, Uru – powiedziałem bez emocji i rozłączyłem się.
Westchnąłem i położyłem się do łóżka. Miałem dość. Zupełnie dość. Nie przejmowałem się rozmowami w drugim pokoju. Wyłączyłem się.

5 komentarzy:

  1. W pierwszej kolejności..... JAK COŚ SIĘ STANIE RUKI'EMU, TO CIĘ ZNAJDĘ I ZROBIĘ KRZYWDĘ!!!!!!!!!! ON MA PRZEŻYĆ JASNE?!?!?!? :) Rozdział świetny jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam się wypowiedzieć co do reszty, ale... JAK TO RUKI PRÓBOWAŁ POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWO?! DDDDDDDDDDDDDDD: Proszę cię, powiedz, że go nie zabijesz, błagam. :c I szybko wstawiaj następną część! ;_;

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego Rukiś to zrobił?? No dlaczego? Miał czekać grzecznie, aż Akiś wróci!

    OdpowiedzUsuń
  4. Im dalej w notkę tym robi się coraz bardziej interesująca.
    Super kochana piszesz.
    Drobne literówki ale to nic.
    Już nie mogę się doczekać kolejnej notki

    OdpowiedzUsuń