Jestem chora i naprawdę źle się czuję. Miałam iść do lekarza... miałam. Ledwo dochodzę do łazienki.. Jak to dobrze, że matka nie kazała mi iść do szkoły.
Widzę naprawdę duże zainteresowanie tym opowiadaniem. Cieszę się.
Biały - Kris (Diru)
Różowy - Bou (Toshi)
Poczochrałem mu włosy, po czym obie ręce wcisnąłem do
kieszeni. Był taki uroczy. W życiu nie widziałem tak słodkiego chłopaczka.
- Ej! Dwadzieścia minut
układałem włosy! – naburmuszyłem się i zacząłem je poprawiać. Jak on mógł je
zniszczyć?
Zaśmiałem się.
- Jesteś jeszcze słodszy, gdy się denerwujesz
- powiedziałem, uśmiechając się na widok jego jeszcze bardziej czerwonych
policzków.
- Nie prawda – wymamrotałem
zażenowany, ponownie zasłaniając twarz włosami. W tej chwili dziękowałem, że
miałem takie długie włosy.
- Prawda. Taki uroczy i słodziutki - zaśmiałem się, widząc,
jak zakrywa twarz włosami.
- Nie! – również się zaśmiałem i
zasłoniłem twarz rękoma. On chyba lubił mnie zawstydzać, bo robił to na każdym
kroku.
- Tak. Słodki jak cukiereczek - powiedziałem. Znam go tak
krótko, ale już uwielbiałem go zawstydzać. Mam nowe hobby.
Uderzyłem go z łokcia w bok i
ponownie zasłoniłem twarz. Nienawidziłem swoich rumieńców.
- Ale nie musisz mnie bić - powiedziałem, nadal się śmiejąc.
Był taki słodki, że po prostu nie mogłem się powstrzymać.
- Muszę – odpowiedziałem i
pokazałem mu język. Przyśpieszyłem kroku, udając obrażonego. Nie lubiłem jak
mnie tak zawstydzał.
- Oj no nie obrażaj się - dogoniłem go i przytuliłem od
tyłu. Schyliłem się, kładąc podbródek na jego ramieniu. Był tak niziutki, że to
aż słodkie.
Czułem jak moje policzki
zaczynają mnie piec. Spuściłem głowę. Gdybym mógł to pewnie uciekłbym stamtąd.
- No już nie będę - powiedziałem i znowu poczochrałem mu
włosy, idąc dalej. Już kochałem go denerwować.
Znowu poprawiłem włosy i powoli
zacząłem iść dalej. Nigdy jeszcze nie czułem się tak zawstydzony i
skrępowany... Wciąż miałem spuszczoną głowę.
W końcu dotarliśmy do restauracji. Otworzyłem drzwi i przepuściłem
blondyna przodem. Po raz kolejny w ciągu godziny się zarumienił.
Niepewnie wszedłem do tej
restauracji. Stanąłem i nie wiedziałem co mam zrobić. Czułem na sobie wzrok
niektórych ludzi.
Poszliśmy do stoliku, znajdującego się bardziej na uboczu.
Lubiłem tam siadać, bo stolik był otoczony parawanem.
Usiadłem niepewnie na przeciwko
niego i ponownie spuściłem głowę. Patrzyłem na ciemne drewno. Było bardzo ...
ciekawe.
Przyszedł kelner i podał nam karty. Przejrzałem kartę, ale i
tak miałem zamiar wziąć to co zawsze. Nie mogłem jeść tłustych rzeczy, więc
wziąłem sałatkę i pieczone kalafiorki.
Zupełnie nie wiedziałem co mam
wziąć. Przeglądałem tą kartę i przeglądałem, ale nie wiedziałem co chciałbym
zjeść.
Odłożyłem kartę. Znali mnie w tej restauracji, więc nie
musiałem mówić, co chcę. Oparłem głowę na ręce, przyglądając mu się.
Spojrzałem na niego i
zarumieniłem się.
- Nie wiem co chcę –
powiedziałem w końcu, znowu patrząc na kartę.
- Nie spieszy nam się. Nie patrz na ceny, tylko wybieraj -
zaśmiałem się, nadal na niego patrząc. Był jeszcze słodszy taki zakłopotany.
Wciąż patrzyłem na to i nie
wiedziałem co bym chciał. W końcu zobaczyłem coś, czego nie jadłem od dawna.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Już? - spytałem. Kiedy pokiwał głową, zawołałem kelnera.
Wziął zamówienie od blondyna, po czym poszedł.
Spojrzałem na niego spod
grzywki. Widziałem, że mi się przypatruje i nie wiedziałem o co mu chodziło.
Był taki śliczny. Nie mogłem się na niego napatrzeć. Po
chwili jednak oderwałem od niego wzrok, bo kelner przyniósł zamówienie.
Spojrzałem na swoje Takoyaki
(kulki z ciasta i ośmiornicy, ma około 3cm średnicy).
- Um.. Przepraszam... Mogę
prosić sos sojowy? – spytałem niepewnie kelnera. Zawsze to jadłem z sosem
sojowym..
Zazdrościłem mu, że mógł jeść takie pyszności. Wziąłem
pałeczki i złapałem nimi kalafiorka, wkładając go do ust.
Kelner przyniósł mi sos sojowy.
Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem jeść. Po chwili spojrzałem na chłopaka.
Patrzył na moje danie.
- Chcesz? – spytałem niepewnie.
- Nie, dzięki - powiedziałem, jedząc dalej. Zjadłbym
Takoyaki, ale niestety nie mogłem. Musiałem się zadowolić sałatką.
- Przecież widzę, że chcesz..
Ale nie to nie – mruknąłem i wzruszyłem ramionami. Polałem kolejną kulkę sosem
sojowym.
- Ja po prostu nie mogę - powiedziałem. Przez pracę musiałem
utrzymywać wagę, bo inaczej nie utrzymałbym się na rurze.
Ponownie wzruszyłem ramionami i
zająłem się jedzeniem. Tutaj podawali pyszne, ale jednak moja babcia robiła
lepsze.
Po jakiś dziesięciu minutach zjadłem swoje danie, po czym
napiłem się wody. Kolejny minus pracy striptizera - nie mogę jeść takich
pysznych rzeczy.
Oblizałem usta i odłożyłem
pałeczki. Kątem oka spojrzałem na chłopaka.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się do
niego nieśmiało.
- Proszę - odwzajemniłem uśmiech. - Masz jeszcze na coś
ochotę? - spytałem. Mieli tu pyszne desery, których oczywiście ja nie mogłem
jeść.
Pokręciłem przecząco głowę i
rozejrzałem się. Była tu dość miła atmosfera, ale krępował mnie wzrok
niektórych mężczyzn. Pewnie mieli mnie za dziewczynę.
- Nie przejmuj się nimi - powiedziałem, widząc jego speszony
wzrok. Wkurzali mnie Ci faceci. Miałem ochotę do nich podejść i im przywalić.
- Pewnie wzięli mnie za słodką
dziewczynkę – skrzywiłem się. - Nic nowego – wzruszyłem ramionami i wziąłem do ręki
kubek z wodą.
- No słodki to jesteś - powiedziałem, popijając wodę. Znowu
się zarumienił.
Mruknąłem coś pod nosem i
napiłem się wody. Jeszcze on patrzył na mnie takim wzrokiem... Peszył mnie.
Właśnie teraz naszła mnie ochota na jakieś ciasto. Tutaj
mieli takie doobree. Spojrzałem na kartę, jednak zaraz odwróciłem od niej
wzrok.
Widziałem, że chciał coś jeszcze
zjeść, ale nie zamawiał. Nie chciałem go namawiać, bo to nie moja rola. Skoro
nie chciał to nie.
Pierdolę to! Wziąłem kartę do ręki i zacząłem przeglądać. W
końcu zdecydowałem się na ciasto czekoladowe. Zawołałem kelnera i złożyłem
zamówienie. Po jednym kawałku nic mi się nie stanie.
Usłyszałem, że przyszedł mi sms.
Wyciągnąłem telefon i zauważyłem, że to od Miku. Otworzyłem i uśmiechnąłem się
lekko.
Po chwili kelner przyniósł mi moje ciasto.
- Na pewno nie
chcesz? - spytałem, biorąc jeden kawałek do ust. Myślałem, że się rozpłynę. To
było takie dobre.
Pokręciłem przecząco głową i
odpisałem wokaliście. Czyli jutro znowu będę mieć pieniądze. Schowałem telefon
do kieszeni.
- Dostanę opierdol - szepnąłem do siebie. Kątem oka
widziałem, jak moja szefowa wchodzi do restauracji.
Spojrzałem na niego nic nie
rozumiejącym wzrokiem, ale się nie odzywałem. Po chwili podeszła do nas jakaś
kobieta i spojrzała na mnie. Zarumieniłem się, spuszczając głowę.
- Kris, co ja Ci mówiłam? - spytała, a myślałem, że zapadnę
się pod ziemię. Ona mnie zabije. Zaciągnie w ciemną uliczkę i zabije.
- Że jak przytyję, to mnie wyrzucisz - wymamrotałem,
spuszczając głowę. Ale to przecież był tylko kawałek.
Nie odważyłem się podnieść
głowy. Znowu się speszyłem i zacząłem bawić nerwowo palcami pod stołem.
Chwilę z nią rozmawiałem, po czym poszła. Burknąłem coś pod
nosem i jadłem dalej. Wkurzyła mnie.
Wciąż nie podnosiłem wzroku.
Wziąłem między palce kosmyk moich długich włosów i zacząłem się nim bawić.
Zakrztusiłem się, gdy zobaczyłem, jak bawi się włosami.
Serce znów zaczęło mi bić jak szalone. Co się ze mną dzieje?
- Um.. Coś się stało? –
wymamrotałem cicho, wciąż bawiąc się włosami i nie podnosząc wzroku.
Po chwili się uspokoiłem.
- Nie, nic... zakrztusiłem się -
powiedziałem i znowu zacząłem jeść. Patrzyłem smutnym wzrokiem na to ciasto.
Nie wiem czemu, ale tak było. Denerwowało mnie już to, że nie mogę jeść wielu
rzeczy.
Przestałem bawić się włosami.
Powoli podniosłem głowę i spojrzałem na jego twarz, po czym zaśmiałem się.
- Z czego się śmiejesz? - spytałem. Wcale nie było mi do
śmiechu. To nie moja wina, że nie mogłem jeść takich rzeczy.
- Ubrudziłeś się czekoladą –
mruknąłem i wziąłem serwetkę. Przybliżyłem się do niego, powoli ścierając mu
czekoladę z brody.
Teraz to ja się zarumieniłem. Nie wiedziałem, dlaczego się
tak zachowuję. Przecież ja się nigdy nie rumienię! Nigdy!
Spojrzałem na jego czerwone
policzki i delikatnie przejechałem po jednym palcem. Jednak widząc jego wzrok
speszyłem się, znowu zajmując swoje miejsce. Spuściłem głowę, rumieniąc się
mocno.
Nic nie powiedziałem, tylko skończyłem jeść.
- Chcesz
jeszcze gdzieś iść?
Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem
godzinę. Miałem jeszcze godzinę do próby.
- Nie, mam próbę – powiedziałem
cicho i uśmiechnąłem się nieśmiało.
- Rozumiem - powiedziałem cicho. Czemu znowu zrobiło mi
przykro? Przecież nie mogłem go do niczego zmusić. Miał próbę, więc nie mogłem
go zatrzymać.
Mężczyzna zapłacił i wyszliśmy z
restauracji. Skierowaliśmy się do mojego domu.
- Kris – zacząłem cicho. – Jutro
pracujesz? – spytałem cicho. Była sobota, więc może miał wolny wieczór.
- Tak... - mruknąłem. - Ale idę tylko na godzinę - powiedziałem,
patrząc na niego. - A co?
Jednak nie spytałem o to. Nie
mogłem, byłem zbyt nieśmiały. Znowu zacząłem bawić się moją koszulką.
- Bou? O co chodzi? - spytałem. Widziałem, że chce coś
powiedzieć, ale chyba za bardzo się wstydził.
- Bo my jutro – zacząłem cicho i
niepewnie. – gramy w tym barze „Lucifer” na końcu tamtej uliczki – wskazałem ją
ręką. – Chciałbyś ... przyjść? – spytałem, rumieniąc się jeszcze bardziej i wciąż
mnąc w ręce koszulkę.
- A o której? - spytałem. Bałem się, że mogę nie zdążyć. Moja
szefowa zawsze dawała mi dodatkowe występy, więc bałem się, że nie uda mi się
dotrzeć na czas.
- O dwudziestej pierwszej
zaczynamy – mruknąłem. Wciąż na nie go nie patrzyłem. Przecież miał swoje
życie, nie musiał przychodzić i się zgadzać.
- Postaram się przyjść - powiedziałem z uśmiechem. Na
dwudziestą szedłem do pracy i mogłem nie zdążyć.
Nic już nie powiedziałem.
Wiedziałem, że nie przyjdzie, a mi ... chyba zależało żeby posłuchał jak gramy.
- To do zobaczenia - powiedziałem i poczochrałem go po
włosach. Uśmiechnąłem się do niego i poszedłem do siebie.
Spuściłem głowę i również
ruszyłem w swoją stronę. Wiedziałem, że tak będzie... Niepotrzebnie to
proponowałem.
Wróciłem do domu i zacząłem się przygotowywać do pracy. Mój
wieczór wyglądał tak samo, jak każdy inny. Jak do tej pory nic się nie
zmieniło.
Z domu wziąłem gitarę i od razu
ruszyłem do domu Miku. Zrobiło mi się smutno. Wiedziałem, że miał własne życie,
ale jednak... Westchnąłem, starając się odgonić te myśli.
Poszedłem do pracy. Cały wieczór tańczyłem. Wróciłem dopiero
koło trzeciej. W głowie miałem jego smutną minę. Nie mogłem mu powiedzieć, że
przyjdę, bo nie wiedziałem, czy na pewno uda mi się wyrwać.
Próba przebiegła zgodnie z
planem. Mieliśmy pojawić się godzinę wcześniej, bo musieliśmy wszystko
podłączyć i poćwiczyć jeszcze niektóre utwory. Do domu wróciłem późno. Od razu
położyłem się do łóżka i zasnąłem.
Obudziłem się dopiero o trzynastej. Po wczorajszym wieczorze
byłem cholernie zmęczony. Wstałem i poszedłem się umyć.
Cały dzień przeleżałem w łóżku.
Wstałem dopiero o siedemnastej i poszedłem do łazienki, z której wyszedłem po
osiemnastej już ubrany, umalowany i uczesany.
Uszykowałem się i powoli wyszedłem z domu. W klubie byłem
wpół do ósmej. Przebrałem się i pomalowałem, po czym od razu poszedłem na
scenę.
Gdy wszedłem do baru, nawet go
nie szukałem. Wiedziałem, że nie przyjdzie. Od razu poszedłem na zaplecze do
reszty zespołu.
Tańczyłem przez czterdzieści minut, po czym poszedłem się
przebrać w normalne ciuchy. Nie zmywałem makijażu, nie miałem na to czasu.
Wybiegłem z klubu, po czym pędem pognałem do baru, w którym Bou miał grać.
Biegłem całą drogę.
Przećwiczyliśmy niektóre utwory
i podłączyliśmy sprzęt. Mieliśmy jeszcze dziesięć minut, więc ściągnąłem gitarę
i znowu poszedłem na zaplecze. Usiadłem w kącie.
W końcu dobiegłem na miejsce. Zmęczony wszedłem do środka i
stanąłem pod ścianą, opierając się o nią. Udało się, zdążyłem.
W końcu wyszliśmy na scenę.
Wziąłem moją gitarę i stanąłem po lewej stronie, po prawej stał Kanon.
Sprawdziliśmy jeszcze czy na pewno wszystko działa i zaczęliśmy grać.
Oczywiście uśmiechałem się, bo uwielbiałem grać.
Od razu spodobała mi się jego gra. Grał tak pięknie.
Uśmiechnąłem się, przyglądając się mu. Ślicznie wyglądał.
Zaśmiałem się cicho gdy Kanon
pomylił chwyty, bo zagapił się na tyłek wokalisty. Na szczęście nikt tego nie
zauważył, bo pomylił się tylko o jeden próg.
Przez cały koncert uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Cieszyłem się, że udało mi się przyjść. Świetnie grali.
Nie mogłem przestać się śmiać.
Nasz basista mnie rozwalał z tym gapieniem się na Miku. Okej, byli razem, ale
to podchodziło pod jakąś obsesję.
Po półtorej godzinie koncert się skończył. Zespół zszedł za
kulisy. Kiedy ludzie się trochę rozeszli, skierowałem się na zaplecze. Bou stał
tyłem do mnie. Podszedłem do niego i zasłoniłem mu oczy dłońmi.
Wystraszyłem się i szybko
obróciłem. Zarumieniłem się, widząc Kris’ a. Zastanawiałem się czy był od
początku.
- Świetny koncert - powiedziałem, patrząc na jego
zarumienioną twarz. Znowu wyglądał tak uroczo.
- Um.. Dziękuję – mruknąłem,
spuszczając głowę. Zarumieniłem się jeszcze bardziej, gdy tak na mnie patrzył.
Zaśmiałem się, po czym oparłem o ścianę. Nie mogłem się na
niego napatrzeć. Był taki piękny.
Słyszałem śmiech reszty zespołu
i gwizdanie perkusisty. Znowu poczułem, że moje policzki mnie pieką. Nie
podnosiłem głowy.
- Nie przejmuj się... To urocze, że tak się rumienisz -
powiedziałem. Teraz nie chciałem go denerwować. Po prostu mówiłem prawdę.
- Um.. Ja muszę do łazienki –
szepnąłem i wymknąłem się do w/w pomieszczenia. Nie, nie miałem potrzeby żeby
tam iść, ale chciałem się choć trochę uspokoić.
Wywróciłem oczami i poszedłem za nim. Stałem w progu. Nie
wchodziłem dalej. Wszedłem dopiero wtedy, gdy odwrócił się do mnie tyłem.
Nachyliłem się nad jego uchem.
- Ślicznie wyglądasz.
Wystraszyłem się po raz kolejny.
Nie wiedziałem, że poszedł za mną.
- Ja... Etto... Dziękuję –
wymamrotałem zawstydzony. Mógłbym przysiąc, że byłem czerwony jak pomidor.
Odsunąłem się i spojrzałem w lustro, poprawiając włosy.
Kątem oka widziałem jak się czerwieni.
- Słodziak... - mruknąłem, uśmiechając
się.
- Dlaczego tak mnie nazywasz? –
spytałem w końcu. Nie rozumiałem jego zachowania. Prawie się nie znaliśmy.
- Bo... - nie, nie mogłem mu tego powiedzieć. Znienawidzi
mnie. Serce zaczęło mi walić jak szalone, a brzuch bolał mnie z nerwów.
W końcu podniosłem głowę, jednak
nie patrzył na mnie. Podszedłem do niego i spojrzałem mu niepewnie w oczy.
- Bo?
- Bo... - nie mogłem z siebie tego wydusić. Nie mogłem się
uspokoić. - Bo mi się podobasz...
Spojrzałem na niego w lekkim
szoku. Podobam mu się? Nikt nigdy mi czegoś takiego nie powiedział.
Chciałbym zapaść się teraz pod ziemię. Czułem, że pali mnie
cała twarz. I po co ja mu to mówiłem? Już mogę się pożegnać z tą znajomością.
Wciąż tam stałem i patrzyłem na
niego. Nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa, nie mogłem się nawet ruszyć.
- Pewnie mam Ci zejść z oczu, prawda? - spytałem.
Niepotrzebnie mu to mówiłem. On pewnie nawet nie był gejem. - Możesz mnie
znienawidzić. Po prostu chciałem, żebyś wiedział... - powiedziałem smutno,
powoli kierując się do wyjścia.
Bou masz natychmiast powiedzieć, że tobie też na nim zależy!
OdpowiedzUsuń^.^ Też jestem chora i słabo piszę przy okazji xD
Zdrowiej i pisz szybko następną część!!!!!! Błagam!
//Yuuko-san
Zgadzam się z Yuuko Bou migiem mów co czujesz! My to wiemy lepiej od cieibie :D
OdpowiedzUsuńNo, bo ja mam tylko dobre pomysły ^.^~
UsuńMyślę, że Bou zostanie brutalnie uświadomiony przez rzeczywistość.
Muszę skończyć w końcu moje rozdziały =___= - lenistwo....
//Yuuko-san
Błagam o następną część< pada na kolana i prosi>
OdpowiedzUsuńNiech Bou go zatrzyma, i powie, że jemu też na nim zależy...
Ewentualnie może nic nie mówić i dać mu całuska... Albo dwa... Ja bym była zadowolona, Kris też by raczej nie narzekał... :D
OdpowiedzUsuńOh, a tak wg to zdrowia życzę! Wiem jak to jest mnie też rozkłada. W sumie jak wszystkich, trudno się dziwić przy takiej pogodzie -_-
Usuń