piątek, 20 września 2013

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou, 04

Jestem chora i naprawdę źle się czuję. Miałam iść do lekarza... miałam. Ledwo dochodzę do łazienki.. Jak to dobrze, że matka nie kazała mi iść do szkoły.
Widzę naprawdę duże zainteresowanie tym opowiadaniem. Cieszę się.




Biały - Kris (Diru)
Różowy - Bou (Toshi)


Poczochrałem mu włosy, po czym obie ręce wcisnąłem do kieszeni. Był taki uroczy. W życiu nie widziałem tak słodkiego chłopaczka.

- Ej! Dwadzieścia minut układałem włosy! – naburmuszyłem się i zacząłem je poprawiać. Jak on mógł je zniszczyć?

Zaśmiałem się. 
- Jesteś jeszcze słodszy, gdy się denerwujesz - powiedziałem, uśmiechając się na widok jego jeszcze bardziej czerwonych policzków.

- Nie prawda – wymamrotałem zażenowany, ponownie zasłaniając twarz włosami. W tej chwili dziękowałem, że miałem takie długie włosy.

- Prawda. Taki uroczy i słodziutki - zaśmiałem się, widząc, jak zakrywa twarz włosami.

- Nie! – również się zaśmiałem i zasłoniłem twarz rękoma. On chyba lubił mnie zawstydzać, bo robił to na każdym kroku.

- Tak. Słodki jak cukiereczek - powiedziałem. Znam go tak krótko, ale już uwielbiałem go zawstydzać. Mam nowe hobby.

Uderzyłem go z łokcia w bok i ponownie zasłoniłem twarz. Nienawidziłem swoich rumieńców.

- Ale nie musisz mnie bić - powiedziałem, nadal się śmiejąc. Był taki słodki, że po prostu nie mogłem się powstrzymać.

- Muszę – odpowiedziałem i pokazałem mu język. Przyśpieszyłem kroku, udając obrażonego. Nie lubiłem jak mnie tak zawstydzał.

- Oj no nie obrażaj się - dogoniłem go i przytuliłem od tyłu. Schyliłem się, kładąc podbródek na jego ramieniu. Był tak niziutki, że to aż słodkie.

Czułem jak moje policzki zaczynają mnie piec. Spuściłem głowę. Gdybym mógł to pewnie uciekłbym stamtąd.

- No już nie będę - powiedziałem i znowu poczochrałem mu włosy, idąc dalej. Już kochałem go denerwować.

Znowu poprawiłem włosy i powoli zacząłem iść dalej. Nigdy jeszcze nie czułem się tak zawstydzony i skrępowany... Wciąż miałem spuszczoną głowę.

W końcu dotarliśmy do restauracji. Otworzyłem drzwi i przepuściłem blondyna przodem. Po raz kolejny w ciągu godziny się zarumienił.

Niepewnie wszedłem do tej restauracji. Stanąłem i nie wiedziałem co mam zrobić. Czułem na sobie wzrok niektórych ludzi.

Poszliśmy do stoliku, znajdującego się bardziej na uboczu. Lubiłem tam siadać, bo stolik był otoczony parawanem.

Usiadłem niepewnie na przeciwko niego i ponownie spuściłem głowę. Patrzyłem na ciemne drewno. Było bardzo ... ciekawe.

Przyszedł kelner i podał nam karty. Przejrzałem kartę, ale i tak miałem zamiar wziąć to co zawsze. Nie mogłem jeść tłustych rzeczy, więc wziąłem sałatkę i pieczone kalafiorki.

Zupełnie nie wiedziałem co mam wziąć. Przeglądałem tą kartę i przeglądałem, ale nie wiedziałem co chciałbym zjeść.

Odłożyłem kartę. Znali mnie w tej restauracji, więc nie musiałem mówić, co chcę. Oparłem głowę na ręce, przyglądając mu się.

Spojrzałem na niego i zarumieniłem się.
- Nie wiem co chcę – powiedziałem w końcu, znowu patrząc na kartę.

- Nie spieszy nam się. Nie patrz na ceny, tylko wybieraj - zaśmiałem się, nadal na niego patrząc. Był jeszcze słodszy taki zakłopotany.

Wciąż patrzyłem na to i nie wiedziałem co bym chciał. W końcu zobaczyłem coś, czego nie jadłem od dawna. Uśmiechnąłem się lekko.

- Już? - spytałem. Kiedy pokiwał głową, zawołałem kelnera. Wziął zamówienie od blondyna, po czym poszedł.

Spojrzałem na niego spod grzywki. Widziałem, że mi się przypatruje i nie wiedziałem o co mu chodziło.

Był taki śliczny. Nie mogłem się na niego napatrzeć. Po chwili jednak oderwałem od niego wzrok, bo kelner przyniósł zamówienie.

Spojrzałem na swoje Takoyaki (kulki z ciasta i ośmiornicy, ma około 3cm średnicy).
- Um.. Przepraszam... Mogę prosić sos sojowy? – spytałem niepewnie kelnera. Zawsze to jadłem z sosem sojowym..

Zazdrościłem mu, że mógł jeść takie pyszności. Wziąłem pałeczki i złapałem nimi kalafiorka, wkładając go do ust.

Kelner przyniósł mi sos sojowy. Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem jeść. Po chwili spojrzałem na chłopaka. Patrzył na moje danie.
- Chcesz? – spytałem niepewnie.

- Nie, dzięki - powiedziałem, jedząc dalej. Zjadłbym Takoyaki, ale niestety nie mogłem. Musiałem się zadowolić sałatką.

- Przecież widzę, że chcesz.. Ale nie to nie – mruknąłem i wzruszyłem ramionami. Polałem kolejną kulkę sosem sojowym.

- Ja po prostu nie mogę - powiedziałem. Przez pracę musiałem utrzymywać wagę, bo inaczej nie utrzymałbym się na rurze.

Ponownie wzruszyłem ramionami i zająłem się jedzeniem. Tutaj podawali pyszne, ale jednak moja babcia robiła lepsze.

Po jakiś dziesięciu minutach zjadłem swoje danie, po czym napiłem się wody. Kolejny minus pracy striptizera - nie mogę jeść takich pysznych rzeczy.

Oblizałem usta i odłożyłem pałeczki. Kątem oka spojrzałem na chłopaka.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się do niego nieśmiało.

- Proszę - odwzajemniłem uśmiech. - Masz jeszcze na coś ochotę? - spytałem. Mieli tu pyszne desery, których oczywiście ja nie mogłem jeść.

Pokręciłem przecząco głowę i rozejrzałem się. Była tu dość miła atmosfera, ale krępował mnie wzrok niektórych mężczyzn. Pewnie mieli mnie za dziewczynę.

- Nie przejmuj się nimi - powiedziałem, widząc jego speszony wzrok. Wkurzali mnie Ci faceci. Miałem ochotę do nich podejść i im przywalić.

- Pewnie wzięli mnie za słodką dziewczynkę – skrzywiłem się. - Nic nowego – wzruszyłem ramionami i wziąłem do ręki kubek z wodą.

- No słodki to jesteś - powiedziałem, popijając wodę. Znowu się zarumienił.

Mruknąłem coś pod nosem i napiłem się wody. Jeszcze on patrzył na mnie takim wzrokiem... Peszył mnie.

Właśnie teraz naszła mnie ochota na jakieś ciasto. Tutaj mieli takie doobree. Spojrzałem na kartę, jednak zaraz odwróciłem od niej wzrok.

Widziałem, że chciał coś jeszcze zjeść, ale nie zamawiał. Nie chciałem go namawiać, bo to nie moja rola. Skoro nie chciał to nie.

Pierdolę to! Wziąłem kartę do ręki i zacząłem przeglądać. W końcu zdecydowałem się na ciasto czekoladowe. Zawołałem kelnera i złożyłem zamówienie. Po jednym kawałku nic mi się nie stanie.

Usłyszałem, że przyszedł mi sms. Wyciągnąłem telefon i zauważyłem, że to od Miku. Otworzyłem i uśmiechnąłem się lekko.

Po chwili kelner przyniósł mi moje ciasto. 
- Na pewno nie chcesz? - spytałem, biorąc jeden kawałek do ust. Myślałem, że się rozpłynę. To było takie dobre.

Pokręciłem przecząco głową i odpisałem wokaliście. Czyli jutro znowu będę mieć pieniądze. Schowałem telefon do kieszeni.

- Dostanę opierdol - szepnąłem do siebie. Kątem oka widziałem, jak moja szefowa wchodzi do restauracji.

Spojrzałem na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem, ale się nie odzywałem. Po chwili podeszła do nas jakaś kobieta i spojrzała na mnie. Zarumieniłem się, spuszczając głowę.

- Kris, co ja Ci mówiłam? - spytała, a myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Ona mnie zabije. Zaciągnie w ciemną uliczkę i zabije.
- Że jak przytyję, to mnie wyrzucisz - wymamrotałem, spuszczając głowę. Ale to przecież był tylko kawałek.

Nie odważyłem się podnieść głowy. Znowu się speszyłem i zacząłem bawić nerwowo palcami pod stołem.

Chwilę z nią rozmawiałem, po czym poszła. Burknąłem coś pod nosem i jadłem dalej. Wkurzyła mnie.

Wciąż nie podnosiłem wzroku. Wziąłem między palce kosmyk moich długich włosów i zacząłem się nim bawić.

Zakrztusiłem się, gdy zobaczyłem, jak bawi się włosami. Serce znów zaczęło mi bić jak szalone. Co się ze mną dzieje?

- Um.. Coś się stało? – wymamrotałem cicho, wciąż bawiąc się włosami i nie podnosząc wzroku.

Po chwili się uspokoiłem. 
- Nie, nic... zakrztusiłem się - powiedziałem i znowu zacząłem jeść. Patrzyłem smutnym wzrokiem na to ciasto. Nie wiem czemu, ale tak było. Denerwowało mnie już to, że nie mogę jeść wielu rzeczy.

Przestałem bawić się włosami. Powoli podniosłem głowę i spojrzałem na jego twarz, po czym zaśmiałem się.

- Z czego się śmiejesz? - spytałem. Wcale nie było mi do śmiechu. To nie moja wina, że nie mogłem jeść takich rzeczy.

- Ubrudziłeś się czekoladą – mruknąłem i wziąłem serwetkę. Przybliżyłem się do niego, powoli ścierając mu czekoladę z brody.

Teraz to ja się zarumieniłem. Nie wiedziałem, dlaczego się tak zachowuję. Przecież ja się nigdy nie rumienię! Nigdy!

Spojrzałem na jego czerwone policzki i delikatnie przejechałem po jednym palcem. Jednak widząc jego wzrok speszyłem się, znowu zajmując swoje miejsce. Spuściłem głowę, rumieniąc się mocno.

Nic nie powiedziałem, tylko skończyłem jeść. 
- Chcesz jeszcze gdzieś iść?

Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. Miałem jeszcze godzinę do próby.
- Nie, mam próbę – powiedziałem cicho i uśmiechnąłem się nieśmiało.

- Rozumiem - powiedziałem cicho. Czemu znowu zrobiło mi przykro? Przecież nie mogłem go do niczego zmusić. Miał próbę, więc nie mogłem go zatrzymać.

Mężczyzna zapłacił i wyszliśmy z restauracji. Skierowaliśmy się do mojego domu.
- Kris – zacząłem cicho. – Jutro pracujesz? – spytałem cicho. Była sobota, więc może miał wolny wieczór.

- Tak... - mruknąłem. - Ale idę tylko na godzinę - powiedziałem, patrząc na niego. - A co?

Jednak nie spytałem o to. Nie mogłem, byłem zbyt nieśmiały. Znowu zacząłem bawić się moją koszulką.

- Bou? O co chodzi? - spytałem. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale chyba za bardzo się wstydził.

- Bo my jutro – zacząłem cicho i niepewnie. – gramy w tym barze „Lucifer” na końcu tamtej uliczki – wskazałem ją ręką. – Chciałbyś ... przyjść? – spytałem, rumieniąc się jeszcze bardziej i wciąż mnąc w ręce koszulkę.

- A o której? - spytałem. Bałem się, że mogę nie zdążyć. Moja szefowa zawsze dawała mi dodatkowe występy, więc bałem się, że nie uda mi się dotrzeć na czas.

- O dwudziestej pierwszej zaczynamy – mruknąłem. Wciąż na nie go nie patrzyłem. Przecież miał swoje życie, nie musiał przychodzić i się zgadzać.

- Postaram się przyjść - powiedziałem z uśmiechem. Na dwudziestą szedłem do pracy i mogłem nie zdążyć.

Nic już nie powiedziałem. Wiedziałem, że nie przyjdzie, a mi ... chyba zależało żeby posłuchał jak gramy.

- To do zobaczenia - powiedziałem i poczochrałem go po włosach. Uśmiechnąłem się do niego i poszedłem do siebie.

Spuściłem głowę i również ruszyłem w swoją stronę. Wiedziałem, że tak będzie... Niepotrzebnie to proponowałem.

Wróciłem do domu i zacząłem się przygotowywać do pracy. Mój wieczór wyglądał tak samo, jak każdy inny. Jak do tej pory nic się nie zmieniło.

Z domu wziąłem gitarę i od razu ruszyłem do domu Miku. Zrobiło mi się smutno. Wiedziałem, że miał własne życie, ale jednak... Westchnąłem, starając się odgonić te myśli.

Poszedłem do pracy. Cały wieczór tańczyłem. Wróciłem dopiero koło trzeciej. W głowie miałem jego smutną minę. Nie mogłem mu powiedzieć, że przyjdę, bo nie wiedziałem, czy na pewno uda mi się wyrwać.

Próba przebiegła zgodnie z planem. Mieliśmy pojawić się godzinę wcześniej, bo musieliśmy wszystko podłączyć i poćwiczyć jeszcze niektóre utwory. Do domu wróciłem późno. Od razu położyłem się do łóżka i zasnąłem.

Obudziłem się dopiero o trzynastej. Po wczorajszym wieczorze byłem cholernie zmęczony. Wstałem i poszedłem się umyć.

Cały dzień przeleżałem w łóżku. Wstałem dopiero o siedemnastej i poszedłem do łazienki, z której wyszedłem po osiemnastej już ubrany, umalowany i uczesany.

Uszykowałem się i powoli wyszedłem z domu. W klubie byłem wpół do ósmej. Przebrałem się i pomalowałem, po czym od razu poszedłem na scenę.

Gdy wszedłem do baru, nawet go nie szukałem. Wiedziałem, że nie przyjdzie. Od razu poszedłem na zaplecze do reszty zespołu.

Tańczyłem przez czterdzieści minut, po czym poszedłem się przebrać w normalne ciuchy. Nie zmywałem makijażu, nie miałem na to czasu. Wybiegłem z klubu, po czym pędem pognałem do baru, w którym Bou miał grać. Biegłem całą drogę.

Przećwiczyliśmy niektóre utwory i podłączyliśmy sprzęt. Mieliśmy jeszcze dziesięć minut, więc ściągnąłem gitarę i znowu poszedłem na zaplecze. Usiadłem w kącie.

W końcu dobiegłem na miejsce. Zmęczony wszedłem do środka i stanąłem pod ścianą, opierając się o nią. Udało się, zdążyłem.

W końcu wyszliśmy na scenę. Wziąłem moją gitarę i stanąłem po lewej stronie, po prawej stał Kanon. Sprawdziliśmy jeszcze czy na pewno wszystko działa i zaczęliśmy grać. Oczywiście uśmiechałem się, bo uwielbiałem grać.

Od razu spodobała mi się jego gra. Grał tak pięknie. Uśmiechnąłem się, przyglądając się mu. Ślicznie wyglądał.

Zaśmiałem się cicho gdy Kanon pomylił chwyty, bo zagapił się na tyłek wokalisty. Na szczęście nikt tego nie zauważył, bo pomylił się tylko o jeden próg.

Przez cały koncert uśmiech nie schodził mi z twarzy. Cieszyłem się, że udało mi się przyjść. Świetnie grali.

Nie mogłem przestać się śmiać. Nasz basista mnie rozwalał z tym gapieniem się na Miku. Okej, byli razem, ale to podchodziło pod jakąś obsesję.

Po półtorej godzinie koncert się skończył. Zespół zszedł za kulisy. Kiedy ludzie się trochę rozeszli, skierowałem się na zaplecze. Bou stał tyłem do mnie. Podszedłem do niego i zasłoniłem mu oczy dłońmi.

Wystraszyłem się i szybko obróciłem. Zarumieniłem się, widząc Kris’ a. Zastanawiałem się czy był od początku.

- Świetny koncert - powiedziałem, patrząc na jego zarumienioną twarz. Znowu wyglądał tak uroczo.

- Um.. Dziękuję – mruknąłem, spuszczając głowę. Zarumieniłem się jeszcze bardziej, gdy tak na mnie patrzył.

Zaśmiałem się, po czym oparłem o ścianę. Nie mogłem się na niego napatrzeć. Był taki piękny.

Słyszałem śmiech reszty zespołu i gwizdanie perkusisty. Znowu poczułem, że moje policzki mnie pieką. Nie podnosiłem głowy.

- Nie przejmuj się... To urocze, że tak się rumienisz - powiedziałem. Teraz nie chciałem go denerwować. Po prostu mówiłem prawdę.

- Um.. Ja muszę do łazienki – szepnąłem i wymknąłem się do w/w pomieszczenia. Nie, nie miałem potrzeby żeby tam iść, ale chciałem się choć trochę uspokoić.

Wywróciłem oczami i poszedłem za nim. Stałem w progu. Nie wchodziłem dalej. Wszedłem dopiero wtedy, gdy odwrócił się do mnie tyłem. Nachyliłem się nad jego uchem. 
- Ślicznie wyglądasz.

Wystraszyłem się po raz kolejny. Nie wiedziałem, że poszedł za mną.
- Ja... Etto... Dziękuję – wymamrotałem zawstydzony. Mógłbym przysiąc, że byłem czerwony jak pomidor.

Odsunąłem się i spojrzałem w lustro, poprawiając włosy. Kątem oka widziałem jak się czerwieni. 
- Słodziak... - mruknąłem, uśmiechając się.

- Dlaczego tak mnie nazywasz? – spytałem w końcu. Nie rozumiałem jego zachowania. Prawie się nie znaliśmy.

- Bo... - nie, nie mogłem mu tego powiedzieć. Znienawidzi mnie. Serce zaczęło mi walić jak szalone, a brzuch bolał mnie z nerwów.

W końcu podniosłem głowę, jednak nie patrzył na mnie. Podszedłem do niego i spojrzałem mu niepewnie w oczy.
- Bo?

- Bo... - nie mogłem z siebie tego wydusić. Nie mogłem się uspokoić. - Bo mi się podobasz...

Spojrzałem na niego w lekkim szoku. Podobam mu się? Nikt nigdy mi czegoś takiego nie powiedział.

Chciałbym zapaść się teraz pod ziemię. Czułem, że pali mnie cała twarz. I po co ja mu to mówiłem? Już mogę się pożegnać z tą znajomością.

Wciąż tam stałem i patrzyłem na niego. Nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa, nie mogłem się nawet ruszyć.

- Pewnie mam Ci zejść z oczu, prawda? - spytałem. Niepotrzebnie mu to mówiłem. On pewnie nawet nie był gejem. - Możesz mnie znienawidzić. Po prostu chciałem, żebyś wiedział... - powiedziałem smutno, powoli kierując się do wyjścia.

6 komentarzy:

  1. Bou masz natychmiast powiedzieć, że tobie też na nim zależy!
    ^.^ Też jestem chora i słabo piszę przy okazji xD
    Zdrowiej i pisz szybko następną część!!!!!! Błagam!


    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Yuuko Bou migiem mów co czujesz! My to wiemy lepiej od cieibie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, bo ja mam tylko dobre pomysły ^.^~
      Myślę, że Bou zostanie brutalnie uświadomiony przez rzeczywistość.
      Muszę skończyć w końcu moje rozdziały =___= - lenistwo....

      //Yuuko-san

      Usuń
  3. Błagam o następną część< pada na kolana i prosi>
    Niech Bou go zatrzyma, i powie, że jemu też na nim zależy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewentualnie może nic nie mówić i dać mu całuska... Albo dwa... Ja bym była zadowolona, Kris też by raczej nie narzekał... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, a tak wg to zdrowia życzę! Wiem jak to jest mnie też rozkłada. W sumie jak wszystkich, trudno się dziwić przy takiej pogodzie -_-

      Usuń