niedziela, 5 stycznia 2014

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou, 18

Były 4 komentarze, więc daję rozdział.
Miłego czytania.



Zrobiłem mu kilka malinek. Usiadłem między jego nogami, po czym zacząłem całować go po udach. Po chwili podwinąłem jego sukienkę, ukazując białe skąpe majteczki.
- O kurwa...

- To krępujące – mruknąłem i zasłoniłem twarz ramionami. Czułem, że moje policzki palą. Byłem strasznie zawstydzony.

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Tak pięknie na nim leżały. Uśmiechnąłem się i znowu zacząłem całować go po udach.

Jęknąłem i zagryzłem wargę. Uda to zawsze było moje wrażliwe miejsce. Odchyliłem głowę do tyłu, wciąż zasłaniając twarz rękami.

Nie zdejmując z niego sukienki, jedną dłonią zacząłem pocierać jego członka przez materiał majtek.

Wyjęczałem jego imię. Odsłoniłem twarz i zacisnąłem dłonie na kołdrze. Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek.

Boże, w tych majtkach podniecał mnie jeszcze bardziej. Czułem, że w spodniach robi mi się coraz ciaśniej.

Złapałem go za włosy i przyciągnąłem do namiętnego pocałunku. Dłońmi rozpiąłem jego rozporek i również zacząłem pocierać jego członka.

Jęknąłem. Odwzajemniłem pocałunek, oddychając ciężko. Zaraz się tu na niego rzucę.

Powoli zsunąłem spodnie z jego bioder. Oderwałem się od jego ust.
- Ściągnij je – wymruczałem mu do ucha i polizałem go po szyi.

Zdjąłem spodnie, rzucając je gdzieś w kąt. Znowu przeniosłem usta na jego udo, wędrując wyżej. Złapałem zębami za sznureczek jego majtek, rozwiązując go.

Mruknąłem cicho, wplatając palce w jego włosy. Powoli zacząłem je przeczesywać. Ponownie się zarumieniłem.

Już miałem wsunąć dłoń pod jego majteczki, ale zadzwonił mój telefon. Kiedy na wyświetlaczu ujrzałem napis „szefowa”, zamarłem. Odebrałem.

- Misiu – jęknąłem. – Proszę, odłóż telefon – powiedziałem naburmuszony. Jak on może odbierać telefon w takim momencie?!

- No chyba sobie ze mnie żartujesz w tym momencie! - warknąłem do słuchawki. No chyba ocipiała. W takim momencie?!

Westchnąłem i podniosłem się do siadu. Czyli telefon był ważniejszy ode mnie? Spojrzałem na niego.

Westchnąłem, rozłączając się. Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
- Przepraszam, księżniczko. Muszę iść do pracy...

Zacisnąłem zęby i wstałem z łóżka, idąc do łazienki. Teatralnie trzasnąłem drzwiami. W oczach pojawiły mi się łzy, ale zignorowałem to. Zacząłem się przebierać.

Poszedłem za nim, pukając do drzwi.
- Kochanie... Przepraszam, ale to nie zależy ode mnie - mruknąłem cicho.

Słysząc jego słowa ... rozpłakałem się. Przebrałem się w pomarańczową sukienkę i pociągnąłem nosem. Nie zależy od niego?! Czyli praca jest ważniejsza ode mnie?! Zajebiście!

- Skarbie... Proszę, wyjdź... - powiedziałem. Chciało mi się płakać. Przecież to nie moja wina. Musiałem iść, bo mnie zwolni.

Poskładałem resztę ubrań i ubrałem zakolanówki. Otworzyłem drzwi, patrząc na niego zapłakanymi oczyma. Dobrze, że użyłem wodoodpornych kosmetyków.

- Boże, kochanie, nie płacz... - powiedziałem i chciałem go przytulić, ale mnie odepchnął. Zabolało mnie to. Dlaczego on nic nie rozumiał?

- Praca jest ważniejsza ode mnie tak? – spytałem cicho, zanosząc się płaczem. – Rozumiem, że musisz pracować.. Akceptuję to... Ale chociaż dzisiaj, w takim momencie... – jęknąłem cicho.

- Dobrze wiesz, że nie jest ważniejsza. Nie mogę się jej sprzeciwić, bo mnie wywali... To nie zależy ode mnie. Szkoda, że tego nie rozumiesz - mruknąłem cicho. Teraz ja się rozpłakałem. Wziąłem czyste rzeczy z szafy i skierowałem się do łazienki. - Wiedz, że to boli - wszedłem do środka, zamykając drzwi. Rozpłakałem się.

Boli? Ciebie boli? Pociągnąłem nosem i wytarłem policzki. Wziąłem swoje rzeczy, wychodząc z jego pokoju oraz domu. Szkoda, że nie rozumiał co czułem... W domu byłem pół godziny później.

Co ja mogłem na to poradzić?! Dlaczego on myślał tylko o sobie?! Gdyby mnie kochał, to by zrozumiał. Słyszałem, jak wychodzi, jednak nie miałem siły za nim iść. Umyłem się i przebrałem. Po chwili byłem w drodze do klubu.

Zamknąłem drzwi na klucz. Rzeczy zostawiłem w przedpokoju i pobiegłem do mojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko, płacząc w poduszkę.

Nie byłem już smutny, tylko wkurzony. Myślał tylko o sobie...o swoich potrzebach. Moje uczucia chyba się dla niego nie liczyły. Czy on nie rozumie, że takim zachowaniem mnie rani?!

Pociągnąłem nosem, wtulając się mocniej w poduszkę. Wziąłem do ręki misia i do niego również się przytuliłem. Nie rozumiałem go...

Dotarłem do klubu i od razu poszedłem się przebrać. Uwinąłem się ze wszystkim i poszedłem do jednej z małych sal. Były tam dwie rury. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem tam Xavier' a. Płakał.
- Ej, co się stało?

Napisałbym do Miku żeby do mnie przyszedł, ale nie mogłem. Chciałem być sam. Zacisnąłem zęby, ale łzy nie przestawały płynąć.

- Co się stało? - zapłakał, schodząc z rury. - Umówiłem się wczoraj z Teruki' m. Idę w miejsce, w którym mieliśmy się spotkać i co widzę?! Całował się z jakimś chłopakiem! - rozpłakał się na dobre. Podszedłem do niego, przytulając do siebie. Ostrzegałem, dupku.

Odgarnąłem włosy z twarzy i powoli wstałem z łóżka, po czym poszedłem do łazienki. Pociągnąłem nosem, powoli się rozbierając.

- Cii... Xavier, będzie dobrze... - powiedziałem, przytulając go mocniej. Było mi go szkoda. Jak tylko spotkam tego dupka, to nie ręczę za siebie.

Przez kolejne dwa tygodnie w ogóle nie wychodziłem z domu. Kris się nie odezwał, więc utwierdziłem się w przekonaniu, że praca jest ważniejsza. Całymi dniami siedziałem i płakałem, patrząc na sukienki, które razem kupowaliśmy. Bardzo mi go brakowało.

Przez całe dwa tygodnie się z nim nie widziałem. Nie dzwoniłem. Dlaczego zawsze ja muszę przepraszać? Nie byłoby tej kłótni, gdyby nie pokazywał fochów.

Słyszałem, że chłopaki się dobijają, wołają mnie, grożą..., ale uparcie siedziałem w mieszkaniu. Nawet zasłoniłem okna, bo mnie słońce raziło.

Przez ten czas pocieszałem Xavier' a. Był załamany. Widać było, że Teruki mu się podobał. Wiedziałem, że miał nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Było mi go strasznie żal.

- To pewnie przez Kris’ a – usłyszałem głos Miku. – Mówiłem, że go zrani! Mówiłem!
Po raz kolejny się rozpłakałem. Wtuliłem twarz w poduszkę, próbując się uspokoić.

Miałem już wszystkiego dość. Nawet się mną nie zainteresował. Tak najlepiej. Bo to przecież ja jestem tym zimnym dupkiem. To przecież moja wina! Oczywiście!

Wziąłem telefon i poszedłem do łazienki. Koło lustra zauważyłem żyletkę. A gdyby tak... Wziąłem ją do ręki, siadając na ziemi.

Właśnie stałem na moście. Pode mną była rzeka. Może skoczyć? Skoro już nikomu na mnie nie zależy, to po co mam żyć? Tak by było najlepiej.

Jednak gdy patrzyłem na tą żyletkę ... przypomniały mi się wszystkie szczęśliwe chwile z nim. Jego pocałunki, ciepło ramion, seks... Odrzuciłem żyletkę. Podciągnąłem kolana pod brodę i wziąłem telefon. Niepewnie zacząłem pisać do niego wiadomość, jednak w efekcie końcowym zostało tylko „Przepraszam”.

Wyjąłem telefon i odczytałem wiadomość. Pędem pognałem do jego mieszkania. Byłem tam po dziesięciu minutach. Niestety pod samymi drzwiami znowu dostałem twarz. Miku zaczął na mnie krzyczeć.

Gdy nie dostałem odpowiedzi, podpełznąłem do żyletki. Wziąłem ją do ręki. Powoli przejechałem po ręce. Nie chciałem się zabić... Chciałem choć przez chwilę zapomnieć o tym bólu serca.

Oczywiście nie obyło się bez krzyków. Zaczęliśmy się kłócić w efekcie czego, pobiliśmy się i to dość mocno. Przy okazji nakrzyczałem na Teruki' ego. Po chwili zacząłem dobijać się do drzwi.
- Bou! Bou, kochanie, otwórz drzwi!

Usłyszałem jego głos... Ból w klatce piersiowej powrócił. Spojrzałem na rękę i na podłogę. Odrzuciłem żyletkę. CO JA ZROBIŁEM?! Wstałem i powoli podszedłem do drzwi. Wahałem się chwilę, ale przekręciłem klucz. Od razu usiadłem na podłodze, kuląc się.

Otworzyłem drzwi i podbiegłem do niego, zgarniając go w swoje ramiona. Spojrzałem na jego nadgarstek.
- Boże, kruszynko, co Ty zrobiłeś? - spytałem, zdejmując apaszkę, którą miałem na szyi. Obwiązałem jego rękę nad raną, robiąc opaskę uciskową. Chwilę ją robiłem, bo od tej bójki nieźle kręciło mi się w głowie. Czułem, jak krew spływa mi po twarzy.

- Przez chwilę... Nie chciałem żyć – szepnąłem cicho, nawet na niego nie patrząc. Mój wzrok skupiony był na moich kolanach.

- Dlaczego chciałeś mnie zostawić? - spytałem, łamiącym się głosem. Dlaczego? Nie mogłem się uspokoić. Byłem roztrzęsiony.

- I tak nie jestem nikomu potrzebny – szepnąłem, wtulając się w swoje kolana. – Ja po prostu chciałem spędzić tamten dzień z Tobą... A ty tak po prostu poszedłeś do pracy – mruknąłem.

- N-Nie jesteś nikomu p-potrzebny? - spytałem, po czym rozpłakałem się jak małe dziecko. - A pomyślałeś... o mnie? - spytałem przez łzy. Jak on mógł tak pomyśleć.

- Pomyślałem – mruknąłem. – Nie robiłem nic innego tylko myślałem o Tobie, wiesz? – szepnąłem cicho, wycierając oczy. Widziałem, że reszta stała zszokowana, ale zignorowałem ich. Ponownie wtuliłem się w swoje kolana.

- Więc dlaczego chciałeś się zabić, do jasnej cholery?! - spytałem zrozpaczony, płacząc jeszcze mocniej. Gdyby się zabił, nie przeżyłbym tego.

- Nie wiem – szepnąłem, a w oczach znowu pojawiły mi się łzy. Dopiero teraz dotarło do mnie co chciałem zrobić... Chciałem go zostawić, chciałem zostawić wszystkich, którym na mnie zależało.. Tak po prostu chciałem umrzeć.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak mocno płakałem. Byłem wykończony. Rany strasznie piekły, kości mnie bolały. Znowu było mi duszno. Puściłem chłopaka, padając na podłogę. Zemdlałem.

Spojrzałem na niego, a łzy popłynęły mi po policzkach. Widziałem, że Miku wyciąga telefon i dzwoni po pogotowie. To pewnie on go tak pobił... Dotknąłem jego policzka.

Nie słyszałem nic. Czułem tylko, jak ktoś kładzie mnie na coś twardego. Po chwili jednak już nic do mnie nie docierało. Żaden dźwięk, żaden dotyk. Nic.

Nie dałem się zabrać do szpitala. Nie chciałem tam trafić. W końcu odpuścili i wyszli z mojego mieszkania. Wstałem, idąc do kuchni. Chłopaków zignorowałem.

Obudziłem się po paru godzinach. Wzrokiem szukałem Bou, jednak nigdzie go nie widziałem. Nie było go przy mnie. Czy to znaczy, że... On mnie już nie chce?

Siedziałem przy nim cały czas, ale w końcu poszedłem po kawę. Prawie usypiałem na siedząco. Wziąłem plastikowy kubeczek i ruszyłem do sali, w której leżał. Upiłem łyk.

Łzy popłynęły mi po policzkach. Czyli jednak miał mnie dość. Czyli już mnie nie kochał. Nie chciałem już żyć.

Wszedłem do środka i zauważyłem, że nie śpi, ale ... płacze? Podszedłem do łóżka. Odłożyłem kubek i usiadłem obok niego.
- Czemu płaczesz? – spytałem cicho.

Spojrzałem na niego i zerwałem się do siadu, wtulając w jego ciało. Musiałem się przytulić. Tego potrzebowałem najbardziej.

Objąłem go delikatnie i przytuliłem. Wtuliłem twarz w jego szyję. Zarumieniłem się. Tak bardzo mi go brakowało.

- Nigdy więcej nie waż się myśleć o samobójstwie - powiedziałem, wtulając twarz w jego koszulkę. Musiałem się wypłakać.

- Przepraszam – szepnąłem, przytulając go mocniej. Czułem łzy, które moczyły mi koszulkę, ale przejmowałem się tym. Pozwalałem mu się wypłakać. Jak widać potrzebował tego.

Wtuliłem twarz w jego szyję, powoli się uspokajając. Tego mi był trzeba. Potrzebowałem się wypłakać w ramionach ukochanego.

- Misiu... Ja przepraszam, że tak wtedy zareagowałem – szepnąłem, przytulając go mocniej. – Ja po prostu miałem wrażenie, że praca jest ważniejsza ode mnie. Chciałem spędzić tę noc z Tobą, a ty tak po prostu poszedłeś do pracy – pociągnąłem nosem. – Ja wiem, że praca jest dla Ciebie ważna, rozumiem to. Ale poczułem się odepchnięty...

- Rozumiem, ale Twoja reakcja... Poczułem się, jakby moje uczucia się dla Ciebie nie liczyły. Ja musiałem wtedy pójść. Wtedy też pocieszałem Xavier' a, bo Teruki go zranił... - mruknąłem, wtulając się w niego bardziej.

- Twoje uczucia są dla mnie najważniejsze. Przepraszam Cię – szepnąłem. – A Xavier ocenił tą całą sytuację za szybko – skrzywiłem się.

- A jak Ty byś zareagował, gdybyś mnie teraz zobaczył z jakimś chłopakiem i byśmy się całowali? Co byś pomyślał? - spytałem. Za szybko? No pewnie. - Xavier zbyt wiele przeżył. To było dla niego za dużo.

- Ja wiem, kochanie. Nie denerwuj się. Ale ten chłopak to był kuzyn Teruki’ ego – po raz kolejny się skrzywiłem. – On zawsze jak się z nami wita to całuje nas w usta. Tyle razy mówiliśmy mu, że ma tak nie robić, ale do niego nic nie dociera.

- Ja to rozumiem... Ale wiesz... Z perspektywy przechodnia wygląda to inaczej... - mruknąłem, opierając podbródek na jego ramieniu.

- Wiem, misiu – szepnąłem. – Ale Xavier nawet nie dał mu wytłumaczyć, nie odbierał. Jak Teruki przychodził to nawet nie chciał z nim rozmawiać. On też jest załamany – zacząłem głaskać go po plecach.

- Jak wyjdę z tego głupiego szpitala, to wytłumaczę Xavier' owi, skoro nie chce widzieć Teru - powiedziałem. Nieświadomie zacząłem mruczeć, kiedy zaczął głaskać mnie po plecach. Brakowało mi jego dotyku.

- Kocham Cię – mruknąłem cicho, rumieniąc się. Tak bardzo mi go brakowało przez te dwa tygodnie. Czułem, że rana na nadgarstku piecze. Westchnąłem cicho.

- Ja Ciebie też kocham - szepnąłem, odsuwając się od niego. Czułem, jak łza wpłynęła mi pod opatrunek na policzku. Skrzywiłem się. Nieźle mnie urządził.

Delikatnie przejechałem palcami po jego policzku. Pociągnąłem nosem. Myślałem, że Miku w końcu zrozumiał, ale jak widać jeszcze nie.

Cała twarz mnie bolała. Ten ból był nie do zniesienia.
- Nie kłóćmy się już więcej - powiedziałem, wycierając kolejne łzy.

- Dobrze, skarbie. Nie płacz – szepnąłem. W oczach automatycznie pojawiły mi się łzy. To przeze mnie. Gdybym nie wyszedł z jego mieszkania...

- Więc Ty też nie płacz, kochanie - powiedziałem. - Zapomnijmy o tym - mruknąłem, z powrotem kładąc się na miękkie poduszki.

Usiadłem bliżej niego i wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Chciałbym żeby to nigdy nie miało miejsca..

Objąłem go ramieniem, przytulając do siebie. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, a po chwili w sali pojawili się jego przyjaciele.

- Wyjdź! – powiedziałem, widząc Miku w drzwiach. Nie chciałem go widzieć. Nie po tym co zrobił. – Wyjdź stąd – szepnąłem ze łzami w oczach.

- Cii... Kochanie, nie krzycz - mruknąłem czując, jak pulsuje mi głowa. Sam nie wiedziałem, po co on tu przyszedł. - I Teruki... Przepraszam... Poniosło mnie. Powinienem Cię najpierw wysłuchać. Wybacz.

Spojrzałem na perkusistę. Wyglądał okropnie. Był cały blady, pod oczami miał sińce, schudł. Odsunąłem się od Kris’ a i podszedłem do Teru, przytulając go.

Widziałem, że chłopakowi zbiera się na płacz. Jako, że nie miałem kroplówki, powoli wstałem i chwiejnym krokiem podszedłem do niego. Położyłem mu rękę na ramieniu.
- Będzie dobrze.

Perkusista wtulił się we mnie. Poczułem, że Kris nas również przytula.
- Wiem, że Ci zależy.. Ułoży się – szepnąłem mu do ucha. – A ty do łóżka! Już – powiedziałem, zwracając się do mojego chłopaka.

- Daj spokój. Nic mi nie jest - tak wiem, idiotyczna wymówka, ale w tym momencie w dupie miałem swój stan.

- Powiedziałem, że masz się położyć. Już – spojrzałem mu w oczy. Przytuliłem mocniej Teru. Nie mogłem patrzeć na to jak cierpi.

Westchnąłem i z naburmuszoną miną poszedłem do łóżka. Po chwili wziąłem mój telefon i napisałem Xavier' owi, że ma przyjść do szpitala. Trzeba ich pogodzić, bo przecież tak nie może być.

Miku zignorowałem. Nie chciałem z nim rozmawiać czy nawet patrzeć na niego. Nie miał prawa go bić..

Po dziesięciu minutach ktoś zapukał do drzwi. To był Xavier. Na widok Teruki' ego zamarł. Spojrzał na niego smutnym wzrokiem, stojąc w miejscu.

Widziałem, że Teru chciał do niego podejść, ale w końcu nic nie zrobił. Odsunął się tylko ode mnie i spojrzał na niego.
- To nie było tak – szepnął. – To nie było tak, jak wyglądało..

- A jak? - spytał chłopak zrozpaczonym głosem. Ja się nie odzywałem. Musieli załatwić to między sobą.

Podszedłem do szpitalnego łóżka i usiadłem obok chłopaka. Po chwili wtuliłem policzek w jego klatkę piersiową, patrząc na chłopaków. Widziałem, że perkusista podchodzi do niego i przytula go.

Xavier objął go delikatnie, ale po chwili mocno go do siebie przytulił. Widać było, że nie chciał tego kończyć. Że bardzo mu zależało.

Teru mówił mu coś do ucha, pewnie wyjaśniał mu wszystko. Spojrzałem na twarz Kris’ a i przejechałem palcem po jego bandażu. Uśmiechnąłem się smutno.

Miałem nadzieję, że im się ułoży. Ten kuzyn nieźle między nimi namieszał. Niech tylko zbliży się do Bou, a nogi mu z dupy powyrywam. Nie będzie całował mojego chłopaka. Spojrzałem na blondyna, po czym przytuliłem go do siebie.


Kątem oka widziałem, że on w końcu przestał mówić i czeka co na to powie Xavier. Było widać, że bardzo mi zależało. Zauważyłem, że wokalista wstał i wyszedł. Łzy znowu napłynęły mi do oczu.

4 komentarze:

  1. Eh! Dość szybko dodałaś, Toshi. Kiedy kolejna część? XD
    Uroczy rozdział z happy endem... Nie licząc Miku... Rzecz jasna :3
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na wiecej. XD
    Powiem Ci że czekam na więcej, dużo wiecej. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. jakie to smutne jednak mam nadzieje na szczescliwy end

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczęście,że wszystko dobrze się skończyło ^^ Jak zawsze z niecierpliwością wyczekuje kolejnego rozdziału \•u•/

    OdpowiedzUsuń