środa, 5 marca 2014

"Każdy ma prawo żyć jak chce." Kyo x Kanon x Bou. 03

Streszczenie poprzednich części: Kanon od zawsze gnębił Bou w szkole. Pewnego dnia się to zmienia po tym, jak Aoi z nim porozmawiał. Gdy Bou wyszedł ze szkoły spotkał swoich dawnych przyjaciół, w tym Kyo, z którym się całował. Poszedł na imprezę, gdzie widział Kanon' a i Kyo, całujących się. Kanon zapewnił go, że go kocha, a to z Kyo to nic.. W między czasie Die chciał go zgwałcić, a później poszli lulu.

Nie jestem dobra w streszczaniu, przepraszam... Ale mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Zapraszam!
Dawno nie pisałam nic sama, jestem w tym beznadziejna, GOMEN.




Obudziłem się, a Kanon’ a już przy mnie nie było. Poczułem się dość dziwnie, bo miałem nadzieję, że będzie przy mnie gdy się obudzę. Powoli usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Wstałem na nogi, powoli wychodząc z pomieszczenia. Skierowałem się do kuchni i był to chyba bardzo zły pomysł. Zagryzłem mocno wargę gdy zauważyłem, że Kanon siedzi na kolanach Kyo. W moich oczach pojawiły się łzy. Całowali się.
A wczoraj mówił, że mnie kocha... Mówił, że ta sytuacja z Kyo to nic. Wierzyłem mu, wierzyłem jak głupi. Wiedziałem, że coś jest nie tak! Wiedziałem to! Ale dlaczego on się mną tak bawi? Cieszy się z tego? A może obaj mają z tego frajdę? Nie dam im tej satysfakcji...
Wszedłem do kuchni, nawet na nich nie patrząc. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej wodę. Z szafki wziąłem kubek, po czym odkręciłem butelkę, nalewając sobie pół kubka. Widziałem, że Kanon szybko z niego zszedł i usiadł obok, ale ... nie przejąłem się tym. Nie pozwolę się więcej ranić. Nie dam im tej satysfakcji już nigdy więcej.
Słyszałem, że coś mówił do mnie, ale zupełnie się wyłączyłem. Nie zwracałem na nich uwagi. Bo niby po co miałem na nich patrzeć, słuchać ich? Zrobili ze mnie idiotę... Kanon mówił, że kocha, jednak mnie okłamał. Nigdy mu tego nie wybaczę.
Wziąłem szklankę i wyszedłem z pomieszczenia.
– Bou, czekaj! – powiedział Kyo i złapał mnie za rękę, zatrzymując.
Spojrzałem na niego obojętnie i napiłem się wody. Nie pokazywałem, że boli mnie ich zachowanie. Nie pozwolę więcej się ranić, nigdy więcej.
– To nie tak... Kocham Cię, Bou – szepnął.
Jednak nic nie powiedziałem. Kochał? Dobre sobie. Kanon też mnie kochał? Jasne. Ja ich nie kocham... Nie zakocham się w żadnym z nich. Nie dam im tej satysfakcji z wyśmiania mnie. Już nigdy więcej nie dam im się poniżyć.
– Masz Kanon’ a. Mnie w to nie mieszaj – mruknąłem i wyszedłem z pomieszczenia.
Ja też mam prawo do szczęścia, a oni nie będą mi go odbierać. Też mam prawo być z kimś szczęśliwy. Nie muszą to być oni. Znajdę sobie kogoś, kto mnie w końcu doceni.
– Hej, Bou – zaśmiał się Meev i przytulił mnie. – Ale masz minę – mruknął, dźgając mnie palcem w policzek.
– No cóż... Wczoraj Kanon pieprzył, że mnie kocha, a dzisiaj liże się z Kyo... Żyć i nie umierać, prawda? – mruknąłem.
– Biedny – powiedział, mocniej mnie przytulając.
Westchnąłem cicho i wtuliłem się w jego tors. Jak dobrze jest mieć takich przyjaciół. Gdyby nie Miyavi to już dawno bym się załamał i poddał, to on mi pomagał, nigdy mnie nie zostawił. Naprawdę bardzo to doceniałem, że jest przy mnie.
– Odprowadzę Cię później do domu, dobrze? – spytał, odgarniają mi włosy z twarzy.
– Dobrze – pokiwałem głową.
Nie odsunąłem się od niego. Potrzebowałem teraz przytulenia i pocieszenia. Okropnie mnie bolało, tam w środku. Chyba naprawdę uwierzyłem Kanon’ owi. Jestem takim idiotą. On na pewno mnie nie kocha, nie ma takiej opcji. Bo gdyby mnie kochał to nie całowałby się z Kyo, prawda? Nawet jeśli lubi takie przygody na jedną noc to chyba mógł z tego zrezygnować, bo „mnie kocha”. Boże, dlaczego ja ciągle o tym myślę?!
Westchnąłem.
A zresztą, co mnie to obchodzi. Było, minęło. Nie będę tego więcej roztrząsać. Bo niby po co? Co to da? Nic. Ja się tylko będę dołować i zastanawiać dlaczego to spotkało mnie, a oni będą się obściskiwać. Niech robią co chcą.
Czułem łzy pod powiekami, więc wtuliłem twarz w tors wyższego chłopaka. Pociągnąłem nosem. Nie chciałem płakać, ale to było takie... To mnie bardzo zabolało. Bo w końcu mówił takie rzeczy, mówił, że to z Kyo to nic, ale kłamał.. Znowu mnie okłamał. Po co ja w ogóle chciałem mu uwierzyć? No po co? To zostawiło po sobie tylko ból, nic więcej. Jak zwykle zostałem zraniony. Może lepiej będzie jak już w ogóle nie będę ufał ludziom? Ale Miyavi... Może nie powinienem nikomu wierzyć? Ale Miyavi... Może powinienem zrobić się zimnym skurwielem? Ale Miyavi... Właśnie, Miyavi. Nie mogę mu tego zrobić. On od zawsze był przy mnie, nie zawiódł mnie. Dla niego dam radę, muszę.
– Nie płacz, Bou – usłyszałem przy uchu.
Pociągnąłem nosem, nie odpowiadając. Jestem głupi... Dlaczego ja w ogóle mu zaufałem? Dlaczego w ogóle z nim rozmawiałem? Gdyby zostało tak, jak wtedy to wtedy nie cierpiałbym tak.
A zresztą ja nigdy nie płakałem... Nawet jak stałem nad ciałem mojej matki to nie płakałem, więc dlaczego teraz chce mi się ryczeć? Nie będę, nie mogę. Nie zasługują na moje łzy, nie będę ich na nich wylewał. Niech się pierdolą i mnie zostawią w spokoju.
Wytarłem oczy.
– Idź się ubierz, zabiorę Cię gdzieś.
Odsunąłem się od niego i poszedłem do sypialni. Ubrałem się do końca, wziąłem telefon oraz portfel z kluczami, po czym poszedłem do przedpokoju. Ubrałem trampki, a następnie moją skórzaną kurtkę. Przyszedł Meev, ubrał się i otworzył drzwi. Gdy miałem wychodzić, ktoś złapał mnie za rękę. To Kai. Spojrzałem na niego.
– Wszystko w porządku, Bou? – spytał. Widać było, że jest zaspany.
– Tak – odpowiedziałem.
Po chwili przytulił mnie. Objąłem go w pasie, wtulając się w jego tors. Pogłaskał mnie po włosach.
– Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, prawda? – spytał cicho.
Podniosłem głowę i niepewnie spojrzałem mu w oczy. Nie kłamał? Mogłem mu się wyżalić? Zawsze? Chyba potrzebowałem tego...
– Mogę przyjść wieczorem? – spytałem cicho. Chciałem z kimś porozmawiać, wyżalić się.
– Jasne, Bou – uśmiechnął się.
– Dziękuję. To ja już pójdę.
– Dobrze.
Po chwili odsunąłem się od niego i wyszedłem. Przed wyjściem pomachałem mu. Zeszliśmy po schodach i wyszliśmy z jego klatki.
– Gdzie idziemy? – spytałem, po czym spojrzałem na Miyavi’ ego.
– Nie wiem – zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się delikatnie, idąc obok niego.
Myślami byłem gdzieś indziej. Przy Kanon’ ie, przy Kyo. Obaj mówili, że mnie kochają, więc dlaczego tak się zachowują? A może oni po prostu się mną bawią? Tak, na pewno. Pewnie zmówili się żeby mnie zniszczyć psychicznie. Jednak ja się nie dam, nie mogę.
Muszę to wytrzymać, nie ma innej możliwości.
Jak wrócę do domu do muszę to napisać w pamiętniku. To mi zawsze pomagało. Piszę od śmierci mojego ojca, nie mogłem się z tym pogodzić, a zapisywanie myśli na papierze zawsze mi pomagało. Nie musiałem tego trzymać w sobie, tylko to zapisywałem. Od razu było mi lepiej. A jak chciałem do czegoś wrócić, do jakiegoś wydarzenia, to zawsze mogłem wziąć mój zeszyt i wrócić do tego, do czego chciałem. Pamiętnik to dobra rzecz. Jednak gorzej jest, jak ktoś to znajdzie i przeczyta.
– Ziemia do Bou! – usłyszałem głos, który wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałem na niego.
– Mówię do Ciebie i mówię, a ty mnie nie słuchasz – poskarżył się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Przepraszam – szepnąłem i spuściłem głowę.
– Co się dzieje, Bouś? – spytał, gdy usiedliśmy na ławce w parku.
Spojrzałem na niego i westchnąłem. Powiedzieć? Powiem...
– Chodzi o Kyo i Kanon’ a – powiedziałem, wzdychając. – Ja nie wiem co się dzieje. Kanon mi mówił, że mnie kocha, ale całował się z Kyo. Ja... Uwierzyłem mu – zagryzłem wargę, jednak kontynuowałem: – Nie wiem czy się w nim zakochałem, ale naprawdę mu uwierzyłem. Myślałem, że w końcu ktoś mnie pokochał, ale jednak... On mnie okłamał – wyszeptałem. – Już sam nic nie rozumiem.
– Zakochałeś się w nim, Bou – powiedział w końcu Meev.
– W kim niby? – jęknąłem załamany, zakrywając twarz dłońmi. Co się ze mną działo, do cholery?!
Jednak chłopak nie odpowiedział. Wyglądał tak, jakby się zastanawiał. Czyli on też nie wiedział?! Zajebiście po prostu.
– Co ja czuję, Meev? – spytałem cicho i spojrzałem na niego.
Chłopak również na mnie spojrzał.
– Nie wiem co czujesz, ty to powinieneś wiedzieć.
– Więc skoro ty nie wiesz, to kto ma wiedzieć?
– Ty.
– Ale ja nie wiem co czuję, powiedz mi to – szepnąłem.
– Ty sam to musisz wiedzieć, Bou.
– Ale...
– Nie ma „ale”, Bou. Ty to musisz wiedzieć.
– Ale ja nie wiem – wymamrotałem.
– Dasz radę.
– A co jeśli nie dam?
– Dasz.
– A jeśli nie?
– Dasz – powtórzył.
– Skąd to niby wiesz?
– Bo wiem. Dasz radę, wierzę w Ciebie.
– Dziękuję – szepnąłem tylko i uśmiechnąłem się.
Skoro Miyavi we mnie wierzy to muszę dać radę. Nie, ja na pewno dam radę. Zawsze na niego mogę liczyć. Nawet jak ja już w siebie nie wierzę i uważam, że nie dam rady, to on zawsze podniesie mnie na duchu.
Po chwili przysunąłem się do niego, objąłem go w pasie i wtuliłem w jego tors. Objął mnie i przytulił do siebie. Uśmiechnąłem się delikatnie.
Uwielbiałem się do niego przytulać, czuć jego ciepło i bliskość. To mnie zawsze uspokajało. Zawsze jak coś było nie tak, to on mnie przytulał do siebie i wszystko było już w porządku.
Miałem totalny mętlik w głowie...
A co jeśli Miyavi też coś do mnie czuje? Ale nie, na pewno nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi... Chyba. Jego zachowanie... Przytula mnie, całuje w policzek, gładzi po włosach, czasami łapie za rękę. Tak się zachowują przyjaciele, prawda? Na pewno. Tak, to tylko przyjaźń, nic więcej. Nie chciałem żeby to było coś więcej, nie chciałem stracić przyjaciela. On był dla mnie najlepszym przyjacielem, znaliśmy się od zawsze, nie mógł się we mnie zakochać, nie mógł. A zresztą... Dlaczego ja o tym myślę? Może ja się w nim zakochałem? Nie, to tylko przyjaciel. Tak, przyjaciel, najlepszy przyjaciel.
– Chodź, Bouś, pójdziemy do kina – powiedział nagle.
– Dobrze – uśmiechnąłem się, odsunąłem się od niego i wstałem. Było mi trochę zimno, więc nie miałem nic przeciwko temu, żeby pójść do kina.
Miyavi wstał i złapał mnie za rękę, po czym skierowaliśmy się do kina. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, to było miłe. Ścisnąłem mocniej jego dłoń, uśmiechając się. On zawsze mnie trzymał mnie za rękę, to mi pomagało.
Machałem naszymi splecionymi dłońmi, idąc koło niego. Od razu poprawił mi się humor. Zawsze przy nim tak było. Od zawsze uwielbiałem spędzać z nim czas. Spojrzałem na jego twarz. Uśmiechał się, sam się uśmiechnąłem.
– Co tak patrzysz? – spytał, patrząc na mnie.
– A nie mogę? – zaśmiałem się, przytulając do jego ramienia.
– Możesz, możesz – również się zaśmiał.
Po chwili podniósł rękę i pogładził palcami mój policzek. Uśmiechnąłem się delikatnie. On zawsze tak robił, więc nie przejąłem się tym zbytnio.
Po parunastu minutach w końcu byliśmy pod kinem. Meev wybrał film, po czym kupił bilety oraz popcorn i colę. Mówiłem, że zapłacę za siebie, ale on zaprzeczył, nie pozwolił mi. Nie kłóciłem się, jakoś nie chciałem się z nim o to kłócić. Skoro chciał za mnie zapłacić, to trudno. Zapłacił. Było, minęło.
Miyavi wybrał jakąś komedię romantyczną. Nie skomentowałem tego, a zresztą nie miałem nic przeciwko. Nie ważne było jaki to film, ważna była atmosfera.
Spędziliśmy ze sobą cały dzień. Bawiłem się świetnie. Zapomniałem o Kanon’ ie, Kyo, problemach. Liczył się tylko on, my. Naprawdę dobrze jest mieć takiego przyjaciela, który pomimo wszystko jest z Tobą i wspiera Cię. Kochałem go. On od zawsze potrafił mi choćby jednym gestem poprawić humor. W zasadzie to znaliśmy się od dziecka...
Wieczorem odprowadził mnie do Kai’ a. Oczywiście cały czas trzymał mnie za rękę, przytulał, gładził mój policzek. Nie przeszkadzało mi to. Cały czas przytulałem się do jego ramienia. Było mi ciepło, pomimo tego że było na dworze zimno.
W końcu doszliśmy pod klatkę. Stanąłem naprzeciwko niego i podniosłem głowę, patrząc mu w oczy. Uśmiechnąłem się. Miyavi również spojrzał mi w oczy, po czym nachylił się i musnął moje usta swoimi. Otworzyłem oczy w szoku. On ... Mnie ... Pocałował ... Nigdy jeszcze mnie nie pocałował w usta. W czoło, policzek, nos owszem, ale nigdy w usta.
Chłopak widząc moją minę odsunął się ode mnie i spojrzał niepewnie w moje oczy. Podniosłem rękę, dotykając palcami ust. Dlaczego?
– Dlaczego? – wymamrotałem.
– Nie zauważyłeś tego, Bou? – spytał cicho. – Nie zauważyłeś jak na Ciebie patrzę? Jak się zachowuję względem Ciebie? Nie zauważyłeś tego, że od pewnego czasu nie zachowuję się jak przyjaciel, ale jak ktoś więcej? Kocham Cię, Bou – powiedział i spojrzał mi w oczy, po czym podniósł rękę i pogładził mój policzek.
Nic nie odpowiedziałem. Byłem zszokowany tym, co mi powiedział. On? Kochał mnie? Od kiedy? Jak? Kiedy? Gdzie? ...
Za dużo pytań miałem w głowie, za dużo tego wszystkiego. Nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa, żadnego dźwięku. Dlaczego on mi wcześniej tego nie powiedział? Dlaczego trzymał to w sobie, ukrywał? Przecież mógł mi powiedzieć...
– Bou, powiedz coś, proszę... Bouś – wyszeptał.
– Dlaczego teraz? – wymamrotałem w końcu, patrząc mu w oczy.
– Nie wiem.
– Naprawdę mnie kochasz? Nie oszukujesz mnie jak oni? – wyszeptałem zrozpaczony.
– Nie, Bou, nie oszukuję Cię. Kocham Cię – powiedział, przybliżając się do mnie. Po chwili mnie przytulił.
Zamarłem na chwilę, ale później wtuliłem się w niego, obejmując go w pasie. Nie wiedziałem czy dam radę przestawić się z przyjaźni na miłość.
– Potrzebuję trochę czasu, Miyavi – wyszeptałem.
– Dobrze, Bou.
– Dziękuję – uśmiechnąłem się. – Muszę już iść do Kai’ a, bo mnie zabije – zaśmiałem się, odsuwając od niego.
– Do zobaczenia – powiedział, a następnie musnął moje usta.
Po chwili odsunął się ode mnie, pomachał mi i odszedł.
– Napisz mi jak dojdziesz do domu! – krzyknąłem za nim.
– Jasne! – odkrzyknął.
Uśmiechnąłem się i wszedłem do klatki, kierując się do domu chłopaka. Cały czas się uśmiechałem. Miałem mętlik w głowie jeszcze większy niż przedtem. Przecież Meev nie może mnie kochać. Byliśmy przyjaciółmi od dziecka, a on chciał to teraz spieprzyć?
Westchnąłem cicho, wchodząc dalej po schodach. Zacząłem je liczyć. Jeden, drugi, trzeci, czwarty... Potknąłem się... Szósty, siódmy.
Ponownie westchnąłem. Nie wiedziałem co mam z tym wszystkim zrobić. Bo jeśli on mnie nie kocha? Jeśli również się z nimi zmówił żeby mnie zniszczyć? Ale Meev chyba taki nie jest. Chyba? Nie, on na pewno taki nie jest. Przecież on był ze mną zawsze, nie zrobiłby mi czegoś takiego.
W końcu wszedłem na odpowiednie piętro. Znalazłem drzwi z dobrym numerem i zadzwoniłem, opierając się o ścianę. Co mam robić...?
Po paru minutach drzwi się otworzyły. Zauważyłem Kai’ a, który szybko zapinał koszulę. Czyli jemu też przeszkadzałem... No a jak inaczej? Spojrzałem na niego. Starał się doprowadzić do porządku. Dalej w mieszkaniu zauważyłem Die, który zapinał spodnie. Są razem? Cieszyłem się... Stałem tak jeszcze chwilę.
- Nie będę przeszkadzać. Cześć – szepnąłem i odwróciłem się żeby odejść. Jednak Kai złapał mnie za dłoń.
- Nie wygłupiaj się – powiedział i pociągnął mnie do mieszkania.
Czułem na sobie wzrok Die. Przysunąłem się bliżej Kai’ a, nawet nie patrząc na mężczyznę. Bałem się go, znowu. Nie chciałem by się do mnie zbliżał, by mnie dotykał... Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego.
- Bou przepraszam za to wszystko – powiedział w końcu Die.
Nie odpowiedziałem, nie spojrzałem na niego. Nie chciałem. Proszę, odejdź z mojego życia...
- Bou – szepnął, podchodząc do mnie.
Cofnąłem się ze strachem w oczach. Nie chciałem tego... Proszę, Die, odejdź ode mnie.
- Die, to nie jest dobry pomysł – powiedział Kai, stając przede mną.
Złapałem się kurczowo jego koszuli z tyłu i spuściłem głowę. Dziękuję, Kai... Nie chcę żeby on mnie dotykał.
- To co zrobiłeś... Co chciałeś zrobić, jest niewybaczalne – szepnął. – Módl się żeby on Ci to wybaczył.
- Dobrze. Pójdę już. Do zobaczenia – mruknął. Podszedł do nas i musnął usta Kai’ a. Spojrzał na mnie. – Cześć, Bou – szepnął, ubrał się do końca i wyszedł.

1 komentarz:

  1. Trochę to chaotyczne. Ale i tak baardzo fajne :3
    Dodaj szybko kolejne!
    //Yūko-3

    OdpowiedzUsuń