sobota, 10 maja 2014

Love is painful, love is brutal... Hiroki x Yukiyo, 05

Witajcie~
Tak jak obiecałam dodaję dzisiaj kolejny rozdział Hiroki x Yukiyo.. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność.




biały - Hiroki
czerwony - Yukiyo


Wstałem i poszedłem za nim. Po paru minutach weszliśmy do ciepłego domu. Zdjąłem buty i poszedłem do kuchni. Położyłem kota na podłodze, a sam zacząłem nalewać mu do miski mleka. Postawiłem naczynie na podłodze, a kotek od razu zaczął pić.

Ściągnąłem buty i poszedłem do sypialni, od razu kładąc się do łóżka. Nie rozumiałem swojego zachowania. Dlaczego go przytulałem? Dlaczego zgodziłem się na tego głupiego kota?

Gdy skończył, odstawiłem pustą miskę do zlewu. Poszedłem do salonu i usiadłem na parapecie. Poczułem, jak kicia wskakuje mi na kolana. Uśmiechnąłem się i zacząłem go głaskać. Po paru minutach, znowu zasnąłem na tym parapecie.

Znowu nabrałem na niego ochoty, ale za bardzo bolało mnie ramię. Wziąłem rysunek, który od niego dostałem i spojrzałem na niego.

Jednak długo nie spałem. Obudziłem się po godzinie. Zszedłem z parapetu i usiadłem z kotem na dywanie, zaczynając się z nim bawić. Był taki słodki.

Wstałem i poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, patrząc na chłopaka. Miał taki szczęśliwy wyraz twarzy.

Leżałem na boku, głaszcząc kota po brzuchu. Trącał łapką łańcuszek, który miałem na szyi. Dostałem go kiedyś od cioci. Tylko ona się mną interesowała. Potem zmarła. Cieszyłem się, że nikt mi go nie zabrał.

Nie rozumiałem dlaczego cieszył się tak bardzo z powodu jakiegoś głupiego kota. Przecież to futrzak, którym trzeba się zajmować.

- Ale wisiorek zostaw, mały. To pamiątka - powiedziałem do zwierzątka. Nadal nie wiedziałem, jak mu dać na imię.

Położyłem się na boku, wciąż go obserwując. Byłem ciekawy czym zawinił, że go porwali.. albo czym zawinili jego rodzice.

- Jak Ci tu dać na imię? - usiadłem wygodniej, myśląc. - Hmm... - nie wiedziałem. Totalna pustka.

- Jakkolwiek. Przecież to tylko futrzak – powiedziałem cicho, wywracając oczami. Przecież to było obojętne jakie da mu imię.

Wystraszyłem się. Serce mi przyspieszyło. Nie zauważyłem, że tu siedzi. Odwróciłem się do niego.
- Ale mnie wystraszyłeś.

- Taka już moja natura. Lubię straszyć ludzi – znowu wywróciłem oczami i spojrzałem na niego.

Uspokoiłem się.
- Dam Ci na imię Mizumi - powiedziałem. Mizumi oznaczało jezioro. Skoro znalazłem go nad jeziorem, to chciałem dać mu tak na imię.

- Hm.. Co dostanę za to, że pozwoliłem Ci go wziąć? – spytałem prowokująco. Przecież w życiu nic nie dostaje się za darmo.

- A co sobie życzysz? - odpowiedziałem pytaniem, na pytanie. Wiedziałem, o co mu chodziło. To było oczywiste. Nie zrobił mi nic przez trzy dni, więc wiedziałem.

- Na razie boli mnie ramię, więc seksu nie będzie – skrzywiłem się. – Ale chodź tu – poklepałem miejsce obok siebie.

Wstałem i usiadłem obok. Ulżyło mi, że teraz tego nie chciał. Może jednak nie byłem dla niego tylko zabawką?

Przysunąłem go do siebie bliżej.
- Rozepnij mi spodnie – wydałem pierwszy rozkaz. To, że nie mogłem uprawiać seksu, to nie znaczyło, że nie mogę się pobawić.

Ehh... A już się łudziłem. Wykonałem jego polecenie, rozpinając mu spodnie. Nie chciałem, ale musiałem. W końcu byłem jego zabawką.

- Zsuń mi spodnie oraz bokserki i weź go do ust – powiedziałem, głaskając jego włosy. – Jak mnie tak zadowolisz to Ci już dzisiaj odpuszczę.

Spojrzałem na niego smutno. Zawiódł mnie swoją postawą. To dowiodło tego, że jestem mu potrzebny tylko do przyjemności seksualnej. A miałem cichą nadzieję, że przez ostatnie dni się to zmieniło. Klęknąłem przed nim, zdejmując ubrania z jego bioder. Po chwili chwyciłem jego męskość, zaczynając ją lizać i ssać.

Westchnąłem, wplatając palce w jego włosy. Widziałem ten smutny wzrok, ale kupiłem go po to żeby korzystać. Niech się nie przyzwyczaja do tego, że jestem miły. To nie jest moja natura.

Chciało mi się płakać. Wziąłem go całego, po czym zacząłem poruszać głową. Najpierw wolno, a z każdą minutą coraz szybciej.

Nadałem swoje ulubione tępo. Nie wiem jak długo pieprzyłem jego usta, ale w końcu doszedłem.
- Połknij – powiedziałem i odsunąłem jego głowę od swojego krocza.

Przełknąłem wszystko, spuszczając głowę. Myślałem, że się zmienił. Myślałem, że już nie będzie mnie traktował jak zabawkę.

Naciągnąłem spodnie oraz bokserki. Spojrzałem na chłopaka, mrużąc oczy. Złapałem go za podbródek i podniosłem jego głowę.
- Jesteś mój i mogę robić z Tobą co chcę.

Nic nie odpowiedziałem. On chyba nie wiedział, co to uczucia. On ich nie miał. Był bezwzględny i miał serce z kamienia.

- Odpuszczę Ci dzisiaj. Jutro wracamy do domu, mam ważne sprawy do załatwienia – powiedziałem, wciąż patrząc mu w oczy. Nie wiem co chciałem w nich zobaczyć.

- Dobrze - powiedziałem. Nadal było mi smutno, jednak nic nie mówiłem. Czułem się jak szmata. Nikt mnie nie kochał, nikogo nie obchodziłem. Złapałem w palce krzyżyk, zawieszony na moim łańcuszku. „Tylko Ty mnie kochałaś” - pomyślałem.

Wstałem i poszedłem do łazienki. Nie wiem czego ten dzieciak oczekiwał. Że się w nim zakocham i będziemy razem na zawsze? A może, że będę dla niego wiecznie miły? Po co on się oszukuje?

Westchnąłem i poszedłem po ołówek, gumkę i czerwoną akwarelę. Zawsze rysowałem, kiedy było mi smutno. Usiadłem obok kota i zacząłem rysować. Narysowałem rękę, która zgniatała serce. Właśnie tak się czułem. Rękę zrobiłem ołówkiem, a serce podkreśliłem czerwienią. Odłożyłem zeszyt na bok, kładąc się na podłodze. Rozpłakałem się.

Z łazienki wyszedłem godzinę później. Musiałem się wykąpać. Widziałem, że leżał na ziemi. Podszedłem do niego i spojrzałem na zeszyt. Zakochał się? Westchnąłem i poszedłem do sypialni, kładąc się do łóżka.

Powoli poszedłem do sypialni. Jednak zatrzymałem się przed drzwiami, bo kot poszedł za mną. Kucnąłem przy nim.
- Mizumi, nie możesz ze mną wejść - mruknąłem. - Wiesz, kotku... Zawsze tak było, że nikt się mną nie interesował. Jednak teraz chyba czuję się jeszcze gorzej. Czuję się jak stara, wyrzucona szmata. Taka, której nikt nie potrzebuje... nikt nie chce. Czuję, że nikomu na tym świecie na mnie nie zależy - powiedziałem łamiącym się głosem. - Czuję, że już do końca życia wszyscy będą mną pomiatać. Że do końca życia nikt mnie nie pokocha - rozpłakałem się jeszcze bardziej. - Zresztą nikt nigdy mnie nie kochał... Teraz przynajmniej mogę się wygadać tobie, mimo że nic nie rozumiesz. Chodź, zostanę z tobą - powiedziałem i poszedłem ze zwierzęciem do salonu. Położyłem się na kanapie, przytulającego do siebie. Usnąłem, zatrzymując na policzkach słone łzy.

Słyszałem jego monolog, jednak ... nie poruszył mnie. I co z tego, że zawsze był sam? I co z tego, że nikt go nie kochał? On myślał, że sam jest na świecie? Że tylko jego spotykają takie rzeczy? Nie tylko on nie miał cudownego dzieciństwa i kochających rodziców... Nie tylko nim nie interesowali się rodzice. I co? Znowu się popłakał? Jak można płakać o byle gówno? Jak można być takim wrażliwym? Nie rozumiałem tego. Przecież takie jest życie. Jest brutalne i nie cacka się z nikim. Powinien już to zrozumieć.

Obudziłem się o piątej rano, jednak nie wstawałem. Jedyne na co miałem teraz ochotę, to samobójstwo. Nikt i tak by za mną nie zatęsknił. Nikogo nie obchodziłem.

Wstałem i od razu poszedłem do łazienki. Wyszedłem z niej godzinę później. Spakowałem się i poszedłem do salonu. Chłopak leżał na kanapie i przytulał tego kota.
- Za godzinę wyjeżdżamy – poinformowałem go, idąc do kuchni.

Nic nie powiedziałem. Nie byłem w stanie. Bolało mnie serce i znowu chciało mi się płakać. Nie powstrzymywałem łez.

Westchnąłem cierpiętniczo. Słyszałem, że znowu zaczął ryczeć. Nienawidziłem tego. Cofnąłem się do salonu. Podszedłem do kanapy i spojrzałem na niego.
- Przestań ryczeć – warknąłem. – Jesteś facetem, nie babą.

Wstałem. Tego już było za wiele.
- I co z tego, ze jestem facetem? Myślisz, ze faceci nie płaczą? Grubo się mylisz. Tylko ty jesteś bezuczuciowym tyranem, który myśli, że może mieć wszystko. Myślisz tylko o sobie. Jesteś cholernym egoistą. Nie obchodzą Cię uczucia innych, bo sam ich nie masz - powiedziałem. Widziałem jego zszokowaną minę. Postawiłem mu się. Zezłościł się. Podniósł rękę, chcąc mnie uderzyć. Odsunąłem się. - No dalej! Bij, gwałć! Nie zależy mi na życiu.

Zmrużyłem oczy, patrząc na niego.
- Aż tak Ci źle ze mną? Dobrze. Zadzwonię do tego faceta i Cię sprzedam. Pewnie trafisz do jeszcze większego skurwiela niż jestem nim ja. Yoru Cię chciał, może jemu Cię sprzedam. On Cię będzie gwałcił codziennie, po parę godzin. Wyświadczyłem Ci przysługę, dzieciaku. Znam tych wszystkim facetów co tam byli – warknąłem. – Myślisz, że któryś zacząłby Cię traktować lepiej niż ja?! Myślisz, że przy nich mógłbyś chodzić?! Myślisz, że w ogóle żyłbyś jeszcze?! To się grubo, kurwa, mylisz! Nie wiesz o mnie nic, do cholery! Nie wiesz co przeżyłem, nie wiesz jakie jest moje życie!

- Lepiej niż ty?! Świetnie mnie potraktowałeś pierwszego dnia! Jeszcze kurwa lepiej drugiego! Yune mnie chciał?! Super! Jak chciałbyś mnie dobrze potraktować, to nie pozwoliłbyś temu obleśnemu facetowi zrobić ze mnie worek treningowy! Nie jestem zabawką! Jestem człowiekiem do chuja pana! Pokochałem Cię! Mimo wszystkiego, co zrobiłeś, obdarzyłem Cię wyjątkowym uczuciem! - powiedziałem łamiącym się głosem. - Nawet nie wiesz, jaki byłem przerażony, gdy widziałem twoje ramię! Cholernie się o ciebie martwiłem! A teraz co?! Dostaję od Ciebie tylko bicie, gwałt i wrzaski!

- Nie potrafię kochać. Nie oczekuj tego ode mnie – powiedziałem spokojnie. Zakochał się we mnie? I co ja niby miałem z tym zrobić? Nigdy nikogo nie kochałem, nikt nigdy nie kochał mnie.. Nie znałem tego uczucia. – Jeśli tak Ci źle to ... wypierdalaj. Nie trzymam Cię – szepnąłem i poszedłem do kuchni. Dlaczego chciało mi się płakać? Dlaczego miałem łzy w oczach?

- Nie odejdę, bo mi na Tobie zależy - powiedziałem i rozpłakałem się. Pobiegłem do łazienki, trzaskając drzwiami. Zamknąłem je na klucz i osunąłem się po nich. Nie wiedziałem, co mam zrobić.

Poczułem łzę na policzku. Jedną jedyną... Starłem ją palcem i spojrzałem na niego. Nie płakałem odkąd miałem pięć lat.

Siedziałem na tej podłodze, cicho płacząc. Nie chciał mnie. Rozumiałem to. Podszedłem do zlewu. Leżała na nim maszynka do golenia. Wziąłem ją do ręki zastanawiając się, czy mam po co żyć.

Zastanawiałem się czy byłbym w stanie go pokochać... Ale ja nie miałem uczuć. Nigdy ich nie okazywałem. Poszedłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i wziąłem ten rysunek, który mi dał. Miał wtedy taką szczęśliwą minę.

Kiedy chciałem już podciąć sobie żyły, nagle cała odwaga ze mnie uleciała. Rzuciłem maszyną przed siebie, siadając na podłodze. Byłem rozbity.

Mizumi podeszła do mnie. Usiadła na przeciwko, patrząc na mnie. Westchnąłem cierpiętniczo i podszedłem do drzwi od łazienki.
- Yukiyo wyjdź. Musimy porozmawiać – powiedziałem. Starałem się by ton mojego głosu nie był zbyt chłodny.

Nic nie powiedziałem. Chciałem się zabić, a nie miałem odwagi. Czułem się okropnie. Taki bezradny.

Westchnąłem i poszedłem po klucz od łazienki. Otworzyłem drzwi, wchodząc do środka. Widziałem, że siedział na ziemi i płakał.

Nie chciałem, by widział, jak znowu płaczę. Pewnie zaraz znowu na mnie nawrzeszczy i będzie chciał zgwałcić.

Podszedłem do niego i kucnąłem na przeciwko niego. Podniosłem rękę żeby go objąć, ale zrezygnowałem. Nie umiałem pocieszać.

Widziałem wszystko, przez co jeszcze bardziej się popłakałem. Chciałem, żeby mnie przytulił. Wtedy był taki czuły i delikatny.

Westchnąłem i zagryzłem wargę. Klęknąłem, przytulając go do siebie. Nie chciałem by płakał. Nie lubiłem tego.

Na początku się wyrywałem, ale ostatecznie objąłem go za szyję, przytulając się do niego mocno. Chciałem, żeby to trwało wiecznie.

Skrzywiłem się, bo poruszył moje bolące ramie, które zaczęło boleć jeszcze mocniej. Objąłem go jedną ręką pasie, a drugą wciąż trzymałem pomiędzy nami, nie mogłem nią ruszyć.

Powoli zacząłem się uspokajać. Mój płacz przerodził się w ciche pociąganie nosem. Już nie miałem czym płakać.

Słyszałem, że powoli się uspokajał. Nie wiedziałem co mam powiedzieć i co zrobić. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji.

Nie odezwałem się. Nie wiedziałem, co mam mówić. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Powiedziałem mu coś, co miałem zamiar ukrywać do usranej śmierci. Jestem kretynem... skończonym idiotą.

- Nie umiem kochać, Yukiyo – powiedziałem w końcu. – Nie wiem co to za uczucie, nie wiem jak powinno się czuć, jak zachowywać.

- Bo zamiast spróbować tego uczucia, spróbować być miłym i troskliwym, Ty zachowywałeś się jak kretyn - powiedziałem, nadal się do niego przytulając.

- Zawsze taki byłem – szepnąłem. – Ojciec mnie tego nauczył. „Jeśli nie kochasz i nie okazujesz uczuć, to nigdy nie zostaniesz zraniony.”

- I tu się mylisz. Właśnie przez to ranisz się jeszcze bardziej. To prędzej czy później Cię zniszczy - powiedziałem. - Miłość to nic strasznego. To piękne uczucie.

- Yukiyo – szepnąłem cicho i niepewnie, wtulając twarz w jego szyję. – Ja Cię zraniłem, prawda?

- Prawda... - mruknąłem cicho. Chciałem mu uświadomić, że gwałt to nie jest dobra rzecz. - Jednak ja chcę Ci pomóc... Tylko musisz mi na to pozwolić, a przede wszystkim musisz tego chcieć.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że Cię ranię – powiedziałem cicho. – Mówili, że to nic złego.. Że to naturalne – zagryzłem wargę. – Ale ja się boję, nie chcę żeby ktoś mnie zranił.

- Naturalnym jest, jeśli obie osoby chcą tego samego - wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je. Ucieszyłem się, słysząc jego szczere przeprosiny. - Nikt Cię nie zrani - powiedziałem pewnie. - Miłość nie jest zbrodnią. Miłość nie polega na ranieniu. Człowiek czuje się szczęśliwy, kiedy kogoś kocha.

- Czyli... Nie powinienem Cię również bić, prawda? – spytałem niepewnie. Jednak uśmiechałem się lekko, czując jego dłonie we włosach.

- Owszem. Bicie niczego nie załatwia. Bicie jest jak gwałt. Tym też można zranić drugą osobę. Niektórzy się tym nie przejmują, jednak dla wrażliwych, jest to ogromny ból, wywiercający dziurę w sercu - powiedziałem spokojnie. Kto go wychowywał, że nie wiedział, co to miłość?

- Ale jak ojciec mnie bił to mówił, że to normalne – zdziwiłem się. – Nic już nie rozumiem – jęknąłem. To w końcu to jest dobre czy złe? W zasadzie to co jest dobre, a co złe? Czy istnieje w ogóle coś takiego?

- Ojciec wychowywał Cię z dużą dyscypliną. Bicie kogoś nie jest normalne. No... chyba że jesteś bokserem i walczysz na ringu - powiedziałem. - Chodź do salonu. Tu jest niewygodnie.

Wstałem i poszedłem do w/w pomieszczenia. Usiadłem na kanapie „po turecku”, a chłopak usiadł obok mnie.
- Dlaczego to nie jest normalne?

- Ponieważ ludzie nie biją się cały czas. Ludzie pragną miłości i zrozumienia. Pragną żyć szczęśliwie, a bicie nie daje im szczęścia.

- A mi daje – mruknąłem, patrząc przed siebie. – Szczęśliwie? Co to znaczy „szczęśliwie”? I jak się czuje miłość?

- Tylko Ci się wydaje, że daje Ci szczęście. Zostałeś tego nauczony i podświadomie to odczuwasz, jednak tak nie jest - powiedziałem. Byłem zszokowany tym, jak wszystkiego się dopytywał. Nie przypominał tego Hiroki' ego sprzed trzydziestu minut. - Miłość po prostu się czuje. Miłość jest wtedy, kiedy dwoje ludzi się kocha. A kochać to znaczy troszczyć się o te drugą osobę, opiekować się nią. Dawać poczucie bezpieczeństwa, pocieszać, wspierać. Kochać, to znaczy być miłym dla tej osoby, szanować ją, przytulać, całować subtelnie i delikatnie.

- Nie rozumiem – mruknąłem, opierając podbródek na ręce. Nie zrozumiałem praktycznie nic z tego, co mi powiedział.

- Jeżeli się kogoś kocha, to wtedy robi się wszystko, by ta osoba była szczęśliwa - powiedziałem. Ciężko mi było mu to tłumaczyć. Nie jestem psychologiem, tylko zwykłym nastolatkiem.

- Co to znaczy troszczyć się i wspierać? – zadałem kolejne pytanie. Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

- Troszczyć? Troska to taka cecha charakteru. Jeżeli ktoś bardzo się o kogoś martwi, robi wszystko, by tej osobie nic się nie stało, to wtedy człowiek się troszczy - wytłumaczyłem. - Pamiętasz, jak zajmowałem się Tobą, gdy spuchło Ci ramie? Wtedy się o Ciebie troszczyłem.

- Pamiętam – powiedziałem. – A wspierać? – spytałem i spojrzałem na niego. Nie wiedziałem co znaczą te słowa.. Nie wiedziałem jak to czuć.

- Wspierać kogoś, to być przy kimś w trudnych chwilach, np. kiedy ktoś jest smutny - mruknąłem. To było cięższe niż myślałem. Czułem się, jakbym rozmawiał z dwuletnim dzieckiem, które nie wiedziało nic o życiu. - Przykładowo... Pamiętasz, jak przytulałeś mnie, kiedy miałem koszmary? Właśnie wtedy mnie wspierałeś.

- Ale ja to zrobiłem instynktownie. Nie myślałem nad tym – mruknąłem. – Czyli nie powinienem też pozwalać temu facetowi Cię zgwałcić? A oni nie powinni Cię porwać i sprzedać? – spytałem, wciąż na niego patrząc.

- Dokładnie - powiedziałem, uśmiechając się. - Jeśli się kogoś kocha, to broni się tej osoby przed krzywdą.

- Hm.. Czyli to, że ojciec mnie bił to również było złe? – spytałem. Gubiłem się już w tym wszystkim.

- Tak - powiedziałem, łapiąc go za rękę i splatając razem nasze palce. Miałem nadzieję, że wszystko zrozumiał, bo tego drugi raz nie powtórzę.

- Czyli skoro to wszystko jest złe, to co jest dobre? – mruknąłem. Spojrzałem na jego rękę. Zupełnie nie wiedziałem co mam zrobić.

- Dobre jest przytulanie, całowanie, trzymanie za rękę - zacząłem wymieniać. Sam już się gubiłem w tym moim filozofowaniu.

- Boli mnie ramię – mruknąłem. Pogubiłem się w tym wszystkim. Potrzebowałem czasu żeby przyswoić to wszystko i zrozumieć. Nie byłem wychowywany na takich zasadach jakie on mi wymienił.


- Posmaruję Ci je i zrobię okład - powiedziałem i wstałem z kanapy. Poszedłem do kuchni i wziąłem maść oraz szmatkę z miską.

2 komentarze: