piątek, 23 października 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 14

Dziękuję Yuko za każdy Twój komentarz, naprawdę to doceniam i cieszę się, że komuś się podoba.



116


Baekhyun
Chanyeol


Tak bardzo go potrzebowałem. Chciałem go zobaczyć, przytulić, poczuć jego ciepło. Jego potrzebowałem najbardziej. Byłem przerażony tym wszystkim. Tymi myślami, chorobami.. Wszystkim. Potrzebowałem go, ale jego nie było. Nawet nie zadzwonił, nie napisał. Nie zależało mu na mnie? Dlaczego?

,,Kochanie... W pierwszej kolejności chcę Cię przeprosić za to, że jestem takim dupkiem. Powinienem Ci wszystko wyjaśnić, jednak jestem zbyt wielkim tchórzem, żeby spojrzeć Tobie w oczy. Zraniłem Cię, wiem o tym. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Musisz jednak wiedzieć, że Cię nie zdradziłem. Jeśli chodzi o to zdjęcie... Luhan mnie wtedy nie pocałował. Żartowaliśmy, bo on chciał mi coś powiedzieć, ale się wstydził mówić na głos, więc powiedział na ucho. Wiesz, co powiedział? Że się zakochał... Pewnie teraz myślisz, że we mnie, jednak nie... Zakochał się w chłopaku, który mieszka w domku obok niego. A ja... ja też się zakochałem. W pięknym aniele, o ślicznych oczach i wspaniałym uśmiechu. Aniołku, proszę.... wybacz mi. Bez Ciebie nie chcę żyć... Przepraszam za wszystko. Twój i tylko Twój... Yeol.”

Płakałem jak dziecko, wtulając się w poduszkę. Dlaczego muszę być taki słaby?! Ale ja po prostu tak bardzo go potrzebowałem.. Jednak nie mogłem pojąć dlaczego się z nim całował.

Włożyłem list do czerwonej koperty, po czym wyszedłem z domu. Skierowałem się do niego. Gdy tam dotarłem, wrzuciłem list do skrzynki, a następnie wróciłem do siebie.

Po godzinie do mojego pokoju weszła mama. Znowu położyła coś na mojej poduszce i powiedziała, że razem z ojcem wychodzą. Nic nie powiedziałem, tylko wciąż leżałem twarzą do ściany.

Miałem nadzieję, że przeczyta ten list. Miałem nadzieję, że mi wybaczy. Wszedłem do domu, po czym usiadłem w salonie przed telewizorem. Na moje kolana wskoczył kot, kładąc się. Zacząłem go głaskać.

Gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwi wyjściowych, podniosłem się do siadu. Wziąłem kopertę i wyciągnąłem zgiętą kartkę. Powoli zacząłem czytać. Ponownie się rozpłakałem. Wziąłem telefon i napisałem mu wiadomość czy może do mnie przyjść, bo chcę porozmawiać.

Gdy dostałem od niego wiadomość, od razu zerwałem się z kanapy, strasząc przy tym kota. Szybko ubrałem buty i wyszedłem z domu, zamykając drzwi. Pobiegłem do niego. Co z tego, że miałem kawałek drogi. Chciałem jak najszybciej go zobaczyć. Z rozbiegu zapomniałem bluzy, przez co było widać moje zabandażowane ręce.

Byłem ciekawy czy w ogóle przyjdzie... Skuliłem się i patrzyłem tępo w ścianę. Chciałem go przytulić.

Gdy dobiegłem do jego drzwi, zacząłem nerwowo naciskać dzwonek. Chciałem go zobaczyć, przytulić, pocałować. Tak bardzo za nim tęskniłem.

Wstałem i poszedłem otworzyć. Zobaczyłem go. Wyglądał okropnie, a na dodatek te bandaże na rękach...
- Yeol – szepnąłem. Podszedłem do niego niepewnie i spojrzałem mu w oczy. Po chwili zarzuciłem mu ramiona na szyję i mocno przytuliłem.

Objąłem go, mocno do siebie przytulając. Tak bardzo mi go brakowało. Wszedłem z nim do środka, zamykając drzwi.

Poczułem, że przypiera mnie do drzwi i przytula jeszcze mocniej. Położyłem policzek na jego ramieniu. Tęskniłem za nim, tak cholernie mocno.

- Przepraszam... Tak bardzo Cię przepraszam... - powiedziałem, po czym znowu się rozpłakałem. Nie mogłem już wytrzymać. To było dla mnie za dużo.

Odsunąłem się od niego. Wplotłem palce w jego włosy i pocałowałem go namiętnie. Brakowało mi tego... Nie byłem zły na niego. Byłem głupi, że mu nie uwierzyłem.

Otworzyłem oczy zaskoczony. Oczywiście oddałem pocałunek. Wszystkie miłe chwile wróciły. Przez moją głowę przelatywały wspomnienia sprzed naszej kłótni. Te piękne chwile...

Powoli zacząłem kierować się do mojej sypialni. Gdy w końcu tam weszliśmy, położyłem się na łóżku, oczywiście ciągnąc go za sobą. Ani na sekundę nie przerwałem pocałunku.

Położyłem się na nim, gładząc dłonią jego policzek. Tak bardzo cieszyłem się, że mi wybaczył. Bo wybaczył, prawda?

Włożyłem dłonie pod jego koszulkę, sunąc nimi po jego plecach. Tak bardzo go kochałem... Jak mogłem mu nie uwierzyć? Jak mogłem pomyśleć, że mnie zdradza?!

Odsunąłem się od niego, bo zabrakło mi powietrza.
- Kocham Cię - powiedziałem cicho, patrząc w jego oczy. Chciałbym posunąć się dalej, ale byłem zbyt wycieńczony. Opadłem na niego, ciężko oddychając.

- Ja Ciebie też kocham – szepnąłem. Objąłem go mocno i zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że jak już będzie lepiej to zrobimy coś więcej niż tylko pocałunki.

- Kochanie... - szepnąłem cicho, patrząc w przestrzeń. Chciałem mu o tym powiedzieć. Miałem nadzieję, że się ucieszy.

- Słucham? – uśmiechnąłem się delikatnie. Wplotłem palce w jego włosy i zacząłem je przeczesywać. Brakowało mi tego.

- Dostałem się - mruknąłem, uśmiechając się. Dopiero teraz zacząłem się z tego cieszyć. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że moje marzenie się spełniło.

- O mój Boże! Naprawdę? Gratuluję, skarbie – powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Cieszyłem się, że zaczął spełniać swoje marzenia.

- Nie wiem, jakim cudem, ale udało się - powiedziałem z uśmiechem, wtulając się w niego. Byłem szczęśliwy, że mi wybaczył.

- Przepraszam, że Ci nie uwierzyłem – mruknąłem. Było mi smutno i wstyd. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

- Nie przepraszaj, to nie Twoja wina - mruknąłem. - Nie rozmawiajmy o tym - szepnąłem, zamykając oczy. Przeleżeliśmy tak kilka godzin. W pewnym momencie usłyszałem otwieranie drzwi frontowych.

Usłyszałem to, ale ... byłem zbyt zmęczony. A zresztą odzyskałem moje ciepełko, więc o nic nie musiałem się martwić. Usnąłem.

Patrzyłem na drzwi od jego pokoju, które po chwili otworzyły się.
- Synku, wró... - przerwała kobieta, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się do niej.

Zmarszczyłem nos i wtuliłem się w niego mocniej. Nie śniło mi się nic złego. Jego obecność działała na mnie kojąco.

Kobieta uśmiechnęła się ciepło, po czym po cichu wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Zamknąłem oczy, po czym sam zasnąłem. Byłem wykończony.

Gdy się obudziłem był ranek. Tym razem to Yeol leżał na łóżku, a ja wtulałem twarz w jego tors. Uśmiechnąłem się.

Jakoś nie chciało mi się wstawać. Dzisiaj chyba była sobota, więc na luzie mogłem sobie pospać. Otworzyłem na chwilę oczy, by zobaczyć, która godzina. Dopiero siódma, więc dobranoc, pchły na noc. Ale chwila, chwila... To nie jest mój pokój. Gdzie ja jestem?

- Dzień dobry, skarbie – szepnąłem, gdy zobaczyłem, że już nie śpi. Miał bardzo nieprzytomny wzrok. Uśmiechnąłem się.

- Dzień dobry - powiedziałem sennie. Byłem nieprzytomny, ale po raz pierwszy od dwóch tygodni udało mi się zasnąć.

- Śpij, skarbie, dopiero jest siódma – mruknąłem, wtulając się mocniej w jego tors. Ja i tak nie usnę, ale skoro on jest śpiący to niech śpi. Uwielbiałem na niego patrzeć.

- Mhm... - mruknąłem, zamykając oczy. Jak na razie to nie bardzo do mnie docierało, co się działo. Po chwili znowu usnąłem.

- Moje kochanie – szepnąłem. Podniosłem rękę i odgarnąłem mu włosy z twarzy. Przejechałem palcami po jego policzku. Był taki piękny.

Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy poczułem jego dotyk. Wtuliłem się w niego mocniej. Przy nim lepiej mi się spało.

Po chwili jednak westchnąłem. Wyplątałem się z jego objęć i usiadłem na łóżku. Musiałbym iść się wykąpać...

Mruknąłem niezadowolony, gdy nie czułem już tego przyjemnego ciepełka. Jednak nie obudziłem się. Byłem zbyt zmęczony.

Wstałem, ale zaraz upadłem na podłogę. Chyba zaplątałem się w koc, który leżał na ziemi. Jęknąłem i usiadłem na ziemi. Bolało...

Otworzyłem oczy, słysząc jakiś huk. Spojrzałem na podłogę.
- Kochanie, nic Ci nie jest? - spytałem. Wstałem z łóżka, po czym podniosłem chłopaka.

- Ała – mruknąłem, siadając na łóżku. Bolały mnie żebra. Obym sobie nic z nimi nie zrobił.. Głupi koc!

- Biedactwo moje... - szepnąłem, delikatnie go przytulając. - Bardzo boli?

- Bardzo – szepnąłem. Czułem tępy ból w boku. No pięknie... Obym tylko nie złamał. Nie chciałem znowu w szpitalu leżeć.

- Może pójdę po Twoją mamę, co? - spytałem. Bałem się, że coś sobie zrobił.

- Nie – mruknąłem i wtuliłem się w niego. Nie chciałem sprawiać jej jeszcze większych kłopotów. – Dam radę.

- Na pewno? - spytałem. A jeśli zrobił sobie coś poważnego? A jeśli złamał? Martwiłem się.

- Na pewno – uśmiechnąłem się. Podniosłem się i usiadłem na nim okrakiem. Spojrzałem mu w oczy, po czym pocałowałem go, zarzucając mu ręce na szyję.

Zamruczałem cicho, odwzajemniając pocałunek. Objąłem go w pasie, by nie spadł. Jego usta były takie cudowne.

Naparłem na niego tak, że się położył. Pozwoliłem mu na pogłębienie pocałunku. Ból zupełnie zignorowałem, teraz liczył się tylko Yeol.

Uśmiechnąłem się w jego usta, pogłębiając pocałunek. Czułem dreszcze, przechodzące po moim ciele. To było takie miłe uczucie.

Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, gładząc jego brzuch. Uwielbiałem go dotykać. Powoli podwijałem jego bluzkę do góry.

Ponownie zamruczałem, czując jego ręce na moim torsie. Mógłby dotykać mnie wiecznie. W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły.

Oderwałem się od jego ust, siadając mu na biodrach. Spojrzałem w stronę drzwi. Moja mama.
- Coś się stało? – spytałem cicho.

- Chodźcie na śniadanie, chłopcy. Musicie coś zjeść - powiedziała, patrząc na nas z uśmiechem. Była bardzo miła.

Czułem, że Yeol się podniecił. Uśmiechnąłem się i zszedłem z niego.
- Już idę – zaśmiałem się, kierując się do drzwi. Posłałem jeszcze buziaka chłopakowi i wyszedłem z pokoju.

Uśmiechnąłem się, ale gdy poczułem, że jest mi ciasno w spodniach, uśmiech zszedł mi z twarzy. Szlag by to! Dobrze, że nie było tego widać. Wstałem i poszedłem za chłopakiem.

Zaśmiałem się głośniej na widok jego miny. Miałem ochotę tarzać się ze śmiechu. Jednak od tego znowu zaczął boleć mnie bok. Westchnąłem.

Spojrzałem na niego zmrużonymi oczami. Jeszcze się z nim policzę. Poczekaj, a nie usiądziesz przez tydzień. Weszliśmy do jadalni, siadając przy stole.

Usiadłem koło chłopaka, wciąż się uśmiechając. Widziałem, że się podniecił. Dobrze, że tak na niego działałem... Mojego ojca nie było już w domu, bo pracował od siódmej do jedenastej.

Dostaliśmy jajecznicę. Uwielbiałem ją. Zacząłem jeść, była pyszna. W jedzeniu przeszkadzała mi tylko ciasnota w spodniach. Zagryzłem wargę.

Jadłem lewą ręką, a prawą położyłem na jego kolanie. Powoli sunąłem ją w górę. Musiałem się z nim podrażnić, no! Dobrze, że moja mama siedziała po drugiej stronie.

Po moim ciele ponownie przeszedł dreszcz. Czy on musiał się ze mną drażnić?! Doigrasz się, kochanie!

Delikatnie gładziłem jego udo, od czasu do czasu podszczypując skórę. Wyżej nie zajechałem.

Znowu zagryzłem wargę, czując już w ustach metaliczny smak krwi. Westchnąłem cicho. Czułem, że podniecam się coraz bardziej.

Zaśmiałem się, zabierając rękę. Złapałem nią widelec, jedząc. Chłopaka zignorowałem. Ja się pobawiłem, a on niech się męczy.

- Baekie, gdzie jest łazienka? - spytałem. Nie mogłem już wytrzymać. Zaczynało mnie to boleć.

- Zaprowadzę Cię – uśmiechnąłem się. Zjadłem połowę jajecznicy, więc było dobrze. Powoli wstałem i poczekałem na chłopaka.

Wstałem, po czym ledwo za nim poszedłem. Syknąłem, czując ból, spowodowany ogromną ciasnotą.

Szedłem przed nim, kręcąc biodrami. Uwielbiałem się z nim drażnić. Tak słodko wtedy wyglądał. W końcu doszliśmy do pomieszczenia.
- Mam wyjść? – spytałem cicho, rumieniąc się.

- Nie - powiedziałem, uśmiechając się łobuzersko. Przysunąłem się do niego, nachylając nad jego uchem. - Zacząłeś, to dokończ - wymruczałem, po czym polizałem go po uchu.

- No nie wiem, nie wiem – zaśmiałem się, wsuwając dłonie pod jego koszulkę. Ponownie zacząłem gładzić jego tors i brzuch.

Zamknąłem drzwi, przekręcając zamek w drzwiach. Przyparłem go do ściany, po czym zacząłem całować go po szyi, w niektórych miejscach zostawiając czerwone ślady.

Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na niego niepewnie. Co miałem teraz zrobić? Zupełnie nie wiedziałem co mam robić, więc po prostu gładziłem jego tors.

Zacząłem mruczeć, nie przestając go całować. Delikatnie otarłem się o niego, ale tylko raz. Po chwili przestałem całować jego szyję, przenosząc się na jego usta.

Zamruczałem, oddając pocałunek. Wciąż nie wiedziałem co mam robić. Może i zaczynałem, ale nie byłem w tym doświadczony. On był pierwszą tak ważną osobą w moim życiu.

Po chwili podniosłem go delikatnie i posadziłem na pralce, która stała obok. Sam stanąłem między jego nogami, pogłębiając pocałunek.

Oplotłem nogami jego pas, przysuwając go bliżej. Odsunąłem się od jego ust żeby zdjąć koszulkę, po czym pocałowałem go namiętnie.

Dłońmi zacząłem leniwą wędrówkę po jego brzuchu i klatce piersiowej. Cieszyłem się, że pozwalał mi na tak wiele.

Zadrżałem i wtuliłem się w niego mocniej, przenosząc dłonie na jego plecy. Wolałbym bardziej wygodne miejsce niż pralka w łazience, ale nie narzekałem.

Po chwili przestał oplatać mnie nogami. Zszedł i przyparł mnie do ściany. Zaskoczyło mnie to. Czyżby pokazywał pazurki?

Przejechałem paznokciami po jego torsie, zostawiając czerwone ślady. Niech sobie nie myśli, że będę tylko siedział i czekał na jego łaskę. Polizałem go po szyi. Zacząłem ją całować, co chwila podgryzając.

Ponownie zamruczałem. Podobało mi się to, że nie był w pełni uległy. Zamknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu.

Niepewnie położyłem dłoń na jego kroczu, masując go delikatnie. Nie wiedziałem czy mogłem... A jeśli nie?

Uśmiechnąłem się, czując kolejne dreszcze. To było takie przyjemne uczucie. Cieszyłem się, że taki był.

Gdy nie zaprotestował, powoli odpiąłem mu guzik w spodniach, a następnie rozporek. Jednak zostawiłem jego spodnie i ponownie go pocałowałem.

Odwzajemniłem pocałunek. Miałem nadzieję, że tym razem nam nikt nie przerwie, bo chyba bym się pochlastał.

Zjechałem dłońmi na jego biodra, powoli zsuwając mu spodnie. Później poszły bokserki. Przejechałem palcami po jego męskości.

Zagryzłem wargę, powstrzymując jęk. Zastanawiałem się, co teraz zamierzał. Zacisnąłem dłonie na jego biodrach.

Jeszcze bardziej niepewnie chwyciłem go w dłoń, zaczynając poruszać ręką. Nie miałem pojęcia czy robiłem dobrze, czy nie...

Jęknąłem cichutko. Boże, jakie to było cudowne uczucie. W dodatku robił to tak powoli, co doprowadzało mnie do szaleństwa.

- Dobrze robię? – spytałem cicho, odsuwając się od jego ust. Wtuliłem twarz w jego szyję i zacisnąłem mocniej dłoń na jego członku. Czułem, że pieką mnie policzki.

- Mm... Bardzo dobrze - wymruczałem. Objąłem go mocniej, zagryzając wargę. Było mi cholernie dobrze.

Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że nie robiłem nic źle. Polizałem go po szyi i zacząłem robić mu malinkę.

Boże, on doprowadzał mnie do szaleństwa. Jęknąłem, gdy potarł palcem czubek mojego członka.

Zaśmiałem się. Miałem nadzieję, że moja mama nie usłyszy jego jęków i westchnień. Chyba nie spojrzałbym jej w oczy.

Ponownie zagryzłem wargę, gdy zaczął poruszać szybciej. Zatknąłem sobie dłonią usta. Miałem nadzieję, że jego mama tego nie słyszy. Spaliłbym się ze wstydu.

Drugą ręką złapałem go za kark i przyciągnąłem do pocałunku. Poruszałem jeszcze parę minut na jego członku, po czym poczułem lepką ciecz w ręce. Oczywiście ubrudziłem sobie koszulkę.

Odwzajemniłem pocałunek, po chwili dochodząc. Boże, to było cudowne. Aż nie chcę myśleć, co by było gdyby wziął... Jezu, Chanyeol, zboczeńcu! Nie myśl o tym, bo znowu się podniecisz!

Uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego. Jednak po chwili odsunąłem się od niego, podchodząc do umywalki. Odkręciłem wodę, myjąc dłoń.

Wziąłem chusteczki, które leżały na półce. Wyjąłem jedną, wycierając członka. Ubrałem się, po czym usiadłem na podłodze. Musiałem się uspokoić.

Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. Ściągnąłem koszulkę, wrzucając ją do kosza na pranie. Chyba musiałbym się wykąpać... Westchnąłem i wyszedłem z pomieszczenia. Z sypialni wziąłem czyste ubrania, po czym wróciłem do środka.

Poszedłem za nim. Przecież nie będę siedział w łazience.
- Kochanie... Robisz coś dzisiaj po południu? - spytałem, patrząc na niego. Chciałem mu wynagrodzić to, że ostatnio nie udało nam się wyjść.

- Jeszcze nie – uśmiechnąłem się. Odwróciłem się do niego i spojrzałem na jego twarz. Czułem, że piekły mnie policzki.

- To może wyjdziemy gdzieś? - spytałem, uśmiechając się delikatnie. Chciałem spędzić z nim trochę czasu, a jako że była ładna pogoda, nie chciałem siedzieć w domu.

- Dobrze – uśmiechnąłem się. – Dasz mi się wykąpać? – zaśmiałem się. Nie rozebrałbym się przy nim. Krępowało mnie to.

- Tak, skarbie, ponieważ ja muszę skoczyć jeszcze do domu - powiedziałem, podchodząc do niego. Przytuliłem się do niego.

- To przyjdź po mnie za dwie godziny, co? – spytałem, przeczesując jego włosy. Uśmiechnąłem się.

- Przyjdę - powiedziałem, po czym pocałowałem go krótko w usta. - To do zobaczenia, skarbie - mruknąłem, odsuwając się od niego.

- Do zobaczenia – szepnąłem. Gdy wyszedł z łazienki, westchnąłem. Zamknąłem drzwi i rozebrałem się, wchodząc pod prysznic. Teraz musiałem zająć się swoim problemem...

Pożegnałem się z jego mamą, dziękując za gościnność. Już ją uwielbiałem. Była taka miła... Wyszedłem, idąc do siebie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Nie mogłem go przecież zmuszać do niczego. Nie musiał pamiętać o tym. Westchnąłem, puszczając ciepłą wodę. Oparłem czoło o zimne kafelki.

Gdy dotarłem do domu, od razu poszedłem się wykąpać. Musiałem doprowadzić się do stanu używalności.

Dopiero po godzinie wyszedłem z łazienki już wykąpany i uczesany. Wszedłem do sypialni, kierując się do szafy. Wyciągnąłem z niej białą koszulkę z czarnym napisem: „Keep Calm and Love Pandas”, a do tego czarne rurki.

Ubrałem na siebie czerwone rurki i szarą koszulkę z jakimś nadrukiem. Do tego założyłem trampki. Wyprostowałem włosy, po czym spojrzałem w lustro. Było okej. Nałożyłem na siebie jeszcze bluzę. Sporo czasu się przygotowywałem. W końcu wziąłem telefon oraz portfel i wyszedłem z domu.

Bluzy nie brałem, bo było ciepło. Miałem gdzieś blizny na rękach. W końcu co ludzi to obchodzi? Wziąłem telefon, po czym poszedłem do przedpokoju. Usiadłem na ziemi i ubrałem moje czarne trampki za kostkę.

Po pół godzinie byłem pod jego domem. Zapukałem do drzwi, czekając, aż mi otworzy. Nie bardzo wiedziałem, gdzie miałem go zabrać. Ehh... pójdę na spontana.

- Mamo, wychodzę! – powiedziałem dość głośno i otworzyłem drzwi. Uśmiechnąłem się na jego widok.

- Hej, skarbie - powiedziałem, przytulając go. - Ślicznie wyglądasz - szepnąłem mu do ucha, po czym pocałowałem go w policzek.

- Dziękuję, ty też – uśmiechnąłem się i zamknąłem drzwi. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.

- Dziękuję - powiedziałem, po czym złapałem go za rękę. Po chwili poszliśmy przed siebie. - Gdzie chciałbyś pójść?

- Nie wiem, obojętne mi to – uśmiechnąłem się i ścisnąłem jego dłoń. Było mi obojętne gdzie pójdziemy. Ważne, że razem.

- To mi nie pomogło - zaśmiałem się. Postanowiłem, że pójdę z nim do parku. Może to trochę oklepane, ale naprawdę nie miałem innego pomysłu.

Uśmiechnąłem się, zeskakując z krawężnika. Przeszliśmy przez ulicę.
- Gdzie idziemy?

- Do parku - uśmiechnąłem się, patrząc przed siebie. Miałem nadzieję, że nie będzie się nudził w tym parku.

Nie przeszkadzało mi to. Nie chciałem żeby wydawał na mnie pieniądze, więc park był dobrym rozwiązaniem.

Szliśmy kilkanaście minut, w końcu docierając na miejsce. Usiedliśmy nad stawkiem. Puściłem jego rękę, obejmując go ramieniem.

Wtuliłem się w niego i spojrzałem na kaczki. Uśmiechnąłem się. Po chwili podpłynęły dwa łabędzie.
- Wiesz, że łabędzie łączą się w pary na całe życie?

Spojrzałem na niego, uśmiechając się.
- To piękne - stwierdziłem. Miałem nadzieję, że i nam się uda. Chciałbym z nim spędzić resztę mojego życia.

- Mh, piękne – mruknąłem, wciąż patrząc na białe ptaki. Słońce zaświeciło mocniej, więc zmrużyłem oczy.

Była piękna pogoda, jednak mi było zimno. W dodatku bolała mnie głowa. Zawsze tak miałem, gdy pogoda miała się popsuć. Miałem tylko nadzieję, że póki tu jesteśmy, nie zacznie padać deszcz.

Wtuliłem się w niego mocniej i uśmiechnąłem się. Miałem nadzieję, że jak się dostanie to będzie mieć dla mnie jeszcze czas...

Siedzieliśmy tak dosyć długo. Potem obeszliśmy cały park, aż w końcu się ściemniło. W pewnym momencie usłyszałem grzmot. No pięknie. Wiedziałem, że pogoda się spieprzy.

- Pójdziemy do Ciebie? – spytałem, wtulając się w niego mocno. Do mnie było za daleko, a ja bałem się burzy. Od dziecka chowałem się pod kołdrę.

- Jasne, skarbie - mruknąłem. Po chwili zatrzęsłem się, bo zawiał zimny wiatr. Mimo że miałem bluzę, było mi zimno. Spojrzałem na chłopaka. Puściłem go na chwilę, po czym zdjąłem bluzę, okrywając go nią. Nie mogłem pozwolić, by się rozchorował.

- Nie.. Będzie Ci zimno – szepnąłem, jednak mimowolnie wtuliłem w jego bluzę. Tak ślicznie pachniała. Ponownie się w niego wtuliłem, a on objął mnie ramieniem.

- Trudno. Nie chcę, żebyś był chory - powiedziałem, kierując się do mojego domu. Było dość daleko, jednak bliżej niż dom Baekie' ego.


- Dziękuję – uśmiechnąłem się. Włożyłem ręce w rękawy i objąłem go ramionami w pasie. Pociągnąłem nosem. Bardzo łatwo łapałem przeziębienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz