122
Baekhyun
Chanyeol
- Dziękuję – uśmiechnąłem się. Włożyłem ręce w rękawy i
objąłem go ramionami w pasie. Pociągnąłem nosem. Bardzo łatwo łapałem
przeziębienia.
Bluza była dość gruba, więc nie powinno mu być zimno.
- Nie ma za co, kochanie - mruknąłem. Byliśmy już
niedaleko.
Zapiąłem się i wtuliłem w nią mocniej. Tak ślicznie
pachniała.
- Już Ci jej nie oddam – zaśmiałem się. Co z tego, że
była za duża, już ją uwielbiałem.
- Możesz ją zatrzymać - powiedziałem, uśmiechając się.
Ślicznie w niej wyglądał. Ja miałem miliony takich bluz, więc jeśli będę miał
jedną mniej, nic się nie stanie.
- Ale jak ją wezmę to później nie będzie pachniała Tobą –
zrobiłem smutną minę. Uwielbiałem jego zapach.
- To będę ją czasem nosił - zaśmiałem się. Byliśmy już
pod moim domem. Otworzyłem drzwi, przepuszczając go pierwszego. Wszedłem za
nim, zamykając drzwi na klucz. Od razu przywitał mnie mój czarno-biały kotek. -
Cześć, Cookie.
- Jaki uroczy! – pisnąłem, kucając. Pogłaskałem go, po
czym wziąłem na ręce i przytuliłem. Zakochałem się w nim.
Uśmiechnąłem się. Jego reakcja była oczywista. Każdy, kto
do mnie przychodził, tak na niego reagował. Kotek był jeszcze malutki.
Uśmiechnąłem się, siadając „po turecku”. Cały czas go
przytulałem i głaskałem. On tak słodko mruczał i się łasił.
No to teraz już poszedłem w odstawkę.
- Chcesz coś pić lub jeść? - spytałem, idąc do kuchni.
- Herbatę – mruknąłem, nawet na niego nie patrząc.
Boże... Ten kotek był taki uroczy i słodki...
Następnym razem zamknę tego kota w pokoju. Wszedłem do
kuchni, po czym zabrałem się za robienie herbaty. Czy on mnie jeszcze dzisiaj
przytuli?
Mój uśmiech poszerzył się, gdy kot wtulił się w moją
szyję. Przytuliłem go mocniej. Miał takie miękkie futerko... i tak uroczo
mruczał.
Po kilku minutach poszedłem z dwoma kubkami ciepłego
naparu do salonu.
- Przyjdziesz do mnie, czy będziesz siedział w
przedpokoju?
Wstałem, wciąż trzymając kotka na rękach. Ściągnąłem
trampki i skierowałem się do salonu. Usiadłem na kanapie.
Spojrzałem na chłopaka. Byłem zazdrosny o swojego
własnego kota. Ale on przyciągał jego uwagę.
- Jesteś taki uroczy – pisnąłem, znowu go przytulając.
Uśmiechnąłem się, gdy ułożył się na mnie wygodniej.
Westchnąłem. A mieliśmy spędzić miły wieczór. Miałem
nadzieję, że nie będzie się zajmował Cookie' m, tylko swoim kotkiem. Heloł, ja
tu jestem!
Po paru minutach poczułem, że Yeol zabiera mi kota i
odkłada go na fotel obok. Zaśmiałem się, wtulając w chłopaka.
- Mój zazdrośnik – uśmiechnąłem się.
- No bo od piętnastu minut zajmujesz się Cookie' m, a nie
swoim kotkiem - mruknąłem cicho, przytulając się do niego mocno.
Ponownie się zaśmiałem i wtuliłem twarz w jego tors. On
był niemożliwy! Jak można być zazdrosnym o kota?
Poczułem, że bawi się moimi włosami. Zamruczałem,
zamykając oczy. Może znowu zachowywałem się jak kot, ale lubiłem to.
- Kochasz mnie? – spytałem cicho, obejmując go mocno.
Wiedziałem, że mnie kocha, ale uwielbiałem tego słuchać.
- Kocham Cię, kochanie - powiedziałem, całując go czoło.
- A Ty mnie kochasz? - spytałem.
- Bardzo Cię kocham – uśmiechnąłem się. Wpakowałem mu się
na kolana gdy usłyszałem grzmot. No co ja poradzę, że bałem się burzy?
- Boisz się? - spytałem, patrząc na niego. Nie dziwiłem
się, że się bał. W końcu każdy miał prawo się czegoś bać. Ja na przykład
nienawidziłem pająków.
- Bardzo – jęknąłem i schowałem twarz w jego szyi.
Wtuliłem się w niego jeszcze mocniej. Niech ta burza już przejdzie... Nie wrócę
do domu gdy będzie.
- Zadzwoń do mamy, że zostaniesz u mnie. Po co ma się
martwić? - mruknąłem, przytulając go mocno. Widziałem, jak bardzo się bał.
- To zadzwoń – szepnąłem. Nienawidziłem gdy była burza. A
jeśli jeszcze dochodziły pioruny to potrafiłem płakać w nocy. Jako dziecko
prawie piorun mnie uderzył, od tego czasu nienawidziłem burzy i wszystkiego co
z nią związane.
- To mi numer podaj - powiedziałem, wyciągając z kieszeni
telefon. Gdy podał mi numer, zadzwoniłem.
Wtuliłem się w niego jeszcze mocniej, gdy pierdolnęło
gdzieś bliżej. Jeszcze bardziej zacząłem się bać.
- Cichutko, kochanie - mruknąłem, gdy skończyłem
rozmawiać. - Nie bój się, nic Ci nie grozi - powiedziałem, przytulając go
mocno.
Zamknąłem oczy, zaciskając dłonie na jego koszulce. Nie
mogłem odwrócić uwagi od tej burzy. Nawet jak Cookie przyszedł to nie
zareagowałem na to.
- Nie bój się - nie wiedziałem, jak odwrócić jego uwagę
od burzy. - Wiesz, ja też mam swój lęk, ale staram się go przezwyciężać. Może
Ty też się postaraj, co?
Pokręciłem przecząco głową. Mimo tego, że czułem się
bezpiecznie w ramionach Yeol’ a to bałem się... Miałem prawo, prawda?
- Cii... Zaraz przestanie grzmieć, zobaczysz -
powiedziałem ciepłym głosem, chcąc go jakoś uspokoić.
Zacząłem bawić się nerwowo jego koszulką. Wtuliłem się w
niego mocniej, gdy ponownie zagrzmiało.
Miałem pewien pomysł, ale nie wiedziałem, czy zadziała.
Po chwili zacząłem mu śpiewać. Miałem nadzieję, że to odciągnie jego uwagę od
burzy.
Uśmiechnąłem się delikatnie. Po paru minutach uspokoiłem
się i przestałem myśleć o tym wszystkim. Liczył się tylko on.
Śpiewałem mu najróżniejsze piosenki. O miłości, jakieś
śmieszne, swoje własne, rapowałem. Chciałem go uspokoić.
On miał taki śliczny głos.. Chciałbym mieć taki. Wtuliłem
się w niego i puściłem jego koszulkę. Już się nie bałem.
- Lepiej, skarbie? - spytałem, uśmiechając się. Burza
ustała. Już nie było błysków ani grzmotów.
- Tak – szepnąłem. – Pocałujesz mnie? – spytałem cicho.
Odsunąłem się na parę centymetrów od niego i spojrzałem mu w oczy.
Przysunąłem się, całując go w usta. Chciałem by pocałunek
był delikatny. Zamknąłem oczy.
Oddałem pocałunek. Powoli wplotłem palce w jego włosy i
zacząłem je przeczesywać. Uwielbiałem się nimi bawić.
Zamruczałem. Czułem się jak kot, kiedy mnie tak głaskał.
Naprawdę brakowała mi tylko uszu i ogona.
Po chwili odsunąłem się od jego ust. Oparłem swoje czoło
o jego, patrząc mu w oczy.
- Pomimo tego, że będziesz w wytwórni to znajdziesz dla
mnie czas? – spytałem cicho.
- Oczywiście, skarbie - powiedziałem. - Jesteś dla mnie
najważniejszy. Dla Ciebie jestem w stanie rzucić wszystko.
- Boję się, że przez szkołę i SM nie znajdziesz dla mnie
czasu i odsuniesz się – szepnąłem. Naprawdę się tego bałem... Nie chciałem
tego, ale nie mogłem go zatrzymywać.
- Kochanie, zawsze znajdę dla Ciebie czas - powiedziałem,
patrząc mu prosto w oczy. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też – uśmiechnąłem się. Musnąłem jego usta
własnymi i odsunąłem się. Znowu wtuliłem twarz w jego szyję.
Położyłem się na kanapie, ciągnąc go za sobą tak, że
leżał na mnie. Byłem zmęczony, ale nie bardzo chciało mi się przenosić na
łóżko. Cieszyłem się, że jutro niedziela, a poniedziałek i wtorek były dniami wolnymi,
ponieważ było jakieś święto narodowe.
Myślami byłem w mojej łazience parę godzin wcześniej. Co
by było gdybyśmy poszli dalej? Zgodziłbym się na coś więcej?
Byłem śpiący, ale kanapa była trochę niewygodna.
- Kochanie, chodźmy na górę. Tu jest niewygodnie -
mruknąłem cicho.
- To mnie zanieś – odpowiedziałem po paru minutach. Nie
bardzo docierały do mnie jego słowa, bo byłem tu tylko ciałem, nie myślami.
Wziąłem go na
ręce, wstając z kanapy. Powoli poszedłem na górę, do mojego pokoju. Gdy do niego
wszedłem, wgramoliłem się na moje ogromne łóżko, kładąc się i przytulając do
chłopaka.
Pomimo tego, że chciałbym czegoś więcej to bałem się
tego. A jeśli go nie zadowolę? Jeśli zrobię coś nie tak? Będę beznadziejny?
Jednak nagle odechciało mi się spać.
- Może chcesz coś obejrzeć? - spytałem, patrząc na niego.
Spojrzałem na niego, analizując to, co powiedział.
- Możemy coś obejrzeć – szepnąłem i przytuliłem się do
niego.
- To poczekaj, coś wybierzemy - powiedziałem, odsuwając
się. Wstałem i podszedłem do szafki z filmami. Nagle coś rzuciło mi się w oczy.
Czy to...? Wrzasnąłem, pędem wracając na łóżko.
- Kochanie? Co się stało? – spytałem zszokowany, siadając
na łóżku. O co mu chodziło? Wystraszył się płyty?
- Pa...Pa... - nie mogłem się wysłowić. To było straszne.
On był taki wielki... Nie mogłem się uspokoić.
- Huh? – spytałem. Jednak po chwili wstałem, podchodząc
do szafki. Wystraszył się tego małego pajączka? – Kochanie, to tylko pająk.
- Tylko pająk? Tylko? To jest okropne! - powiedziałem
kuląc się. Kiedy byłem mały, pająk w nocy wlazł mi do ust, a ja akurat się
obudziłem. Od tamtego czasu cholernie boję się pająków.
- Chodź, pajączku, wypuścimy Cię – szepnąłem. Wziąłem go
do ręki i podszedłem do okna. Otworzyłem je, po czym dałem pająka na parapet.
On od razu uciekł w drugą stronę. Zamknąłem okno, odwracając się w jego stronę.
– I już.
- Jak Ty możesz dotykać do obrzydlistwo? - spytałem,
patrząc na niego przerażony. Jak on mógł wziąć to na ręce.
- Miałem kiedyś pająka, takiego dużego – uśmiechnąłem
się. Podszedłem do niego i usiadłem obok.
- Fuuuuuuuj - jęknąłem. - Nienawidzę pająków. To
najgorsze, co może istnieć - stwierdziłem, po czym przytuliłem się do niego
mocno.
- I trzymałem w rękach węża – zaśmiałem się, obejmując
go. Jakoś nie bałem się tego. Nie było czego.
- Węży to ja się nie boję... Ale pająki.... Kiedyś mi
wlazł do ust i od tamtej pory mam traumę - mruknąłem cicho, wtulając się w
niego.
- Moje biedactwo – szepnąłem, głaskając go po włosach. On
czasami zachowywał się jak dziecko.
- Buuu - jęknąłem, zamykając oczy. - Wybierzesz coś? Ja
już tam nie podejdę - mruknąłem.
- To idź coś wybierz, a przy okazji możesz dać mi jakiś
swój dres – zaśmiałem się. Puściłem go, kładąc się na łóżku. Było mi trochę
niewygodnie, więc chciałem się przebrać.
- Przecież Ty się w nim utopisz, maluchu - stwierdziłem,
uśmiechając się. Przecież on był niższy i chudszy ode mnie.
- Ale chcę się przebrać, staruchu, bo nie będę paradować
w samych bokserkach – pokazałem mu język i zmrużyłem oczy. Maluchu?! Ja mu
dam...
- Maluchu w sensie, że jesteś malutki. Moje dresy będą na
Ciebie za duże - mruknąłem, ale ostatecznie wstałem, podchodząc do szafy.
Wyjąłem mniejsze, ale i tak duże dresy, po czym rzuciłem nimi w niego. Wziąłem
też moje ulubione szare, po czym poszedłem do łazienki. Obmyłem się i ubrałem,
wracając do pokoju. Koszulki nie zakładałem, bo było mi ciepło.
- Rozwaliłeś mi włosy! Nie odzywam się do Ciebie! –
burknąłem, schodząc z łóżka. Jak śmiał mnie rzucić tymi spodniami?! Ściągnąłem
spodnie i ubrałem jego dres. Był duży, ale nie aż tak. Ponownie usiadłem na
łóżku, krzyżując ręce na torsie.
Podszedłem do szuflady i wyjąłem mały karton, po czym
znowu wyszedłem. W łazience wyjąłem z niego czarną opaskę z kocimi uszami i
ogon. Założyłem uszy i doczepiłem ogon do dresów, a na dłonie rękawiczki
imitujące kocie łapki, po czym wróciłem do pokoju, wchodząc na łóżko.
- Miau - mruknąłem.
Nie spojrzałem na niego. Co to, to nie! Niech sobie nie
myśli, że tak szybko mu to wybaczę! Rozwalił mi włosy!
Przysunąłem się do niego, nachylając się nad jego uchem.
Zacząłem mruczeć i łasić się do niego jak kot.
Nie reagowałem na jego zaczepki. Dopiero gdy pocałował
mnie namiętnie, zarzuciłem mu ręce na kark i zacząłem oddawać pocałunki.
Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.
Odsunąłem się, gdy zabrakło mi powietrza.
- Swojego kotka ignorujesz? - spytałem smutno. - Kotek
będzie smutny - mruknąłem, robiąc zrozpaczoną minę.
- Nie gadaj tyle, tylko chodź tu do mnie – szepnąłem.
Położyłem się na łóżku i pociągnąłem go na siebie.
Wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Musiałem wyglądać
jak debil w tym przebraniu, ale co tam. Dla niego wszystko.
-
Wyglądasz uroczo – wymruczałem mu do ucha, liżąc je delikatnie. Hm.. Dlaczego
ostatnio zacząłem go tak prowokować?
Zamruczałem, bo poczułem jego rękę we włosach.
- Wyglądam jak debil - zaśmiałem się. Nigdy nie byłem
słodki.
-
Nie. Wyglądasz uroczo – uśmiechnąłem się. – Skąd ty masz takie rzeczy? –
zaśmiałem się. Ciekawiło mnie to.
- Ano kiedyś na moich urodzinach kolega przyniósł i
zostało. Odwalało nam wtedy - powiedziałem z uśmiechem. Teraz to dopiero czułem
się jak kot.
- Nie
chcę wiedzieć co z tym robiliście i do czego wam to było – ponownie się
zaśmiałem. Okej, byłem zazdrosny, bo w mojej głowie pojawiły się dość zboczone
myśli.
- A był taki jeden zakład, długa historia - powiedziałem,
zamykając oczy. - A kochas kotecka? - spytałem, robiąc słodką minę.
-
Kocham, bardzo mocno – szepnąłem i pocałowałem go w nos. Przytuliłem go mocno.
Dla mnie ubrał to? Był taki kochany...
- Twój kotek - powiedziałem, wtulając się w niego
mocniej. Cieszyłem się, że go miałem.
-
Tylko mój – szepnąłem, głaszcząc go po włosach. Byłem otumaniony przez jego
bliskość, ciężar i zapach...
W takich chwilach cieszyłem się, że mieszkałem sam. Zero
rodziców, zero kontroli. Wolność....
On
był dla mnie jak narkotyk. Gdy nie było go obok to wariowałem.. A gdy był to
wszystko było na swoim miejscu.
Nagle usłyszałem jakiś hałas na dole. Co to było?
Przecież kot był z nami w pokoju, więc to nie on. O co chodziło?
Podniosłem
się do siadu. Po chwili wtuliłem się mocno w Yeol’ a. Kto to mógł być? Może
jego rodzice?
- Kochanie, poczekasz tu? Pójdę sprawdzić - mruknąłem. To
na pewno nie byli rodzice, bo nie mieli kluczy. W ostatnim czasie zmieniałem zamek,
bo zgubiłem klucze.
-
Nie, chcę iść z Tobą – szepnąłem. Nie chciałem zostawać tu sam, chyba bym na
zawał padł. Chciałem iść z nim.
- To chodź - mruknąłem, łapiąc go za rękę. Obaj wyszliśmy
z pokoju, po cichu schodząc na dół. Bałem się, ale nie pokazywałem tego.
Szedłem
za nim, trzymając się go kurczowo za dłoń. Drugą ręką objąłem jego ramię. Kto
to mógł być? Może to jednak jakiś jego znajomy?
Powoli weszliśmy do salonu. Drzwi od tarasu były otwarte.
Jestem pewny, że je zamknąłem. Za plecami usłyszałem kroki, jednak nie dążyłem
się obrócić, bo dostałem czymś ciężkim w głowę.
-
Krzyknij, a Cię zabiję – usłyszałem cichy głos przy uchu i poczułem coś zimnego
przy szyi. Z tego szoku nie mogłem się ruszyć. Po chwili zaczął mnie gdzieś
prowadzić. Nie chciałem iść... Yeol...
Leżałem na zimnej podłodze. Straciłem przytomność, musiał
mnie ogłuszyć. Gdy się ocknąłem, nigdzie nie widziałem Baekie' ego. A jeśli coś
mu zrobił?
Nie
wiedziałem gdzie jestem, bo podczas podróży samochodem miałem na oczach coś
ciemnego oraz związane ręce. Bałem się. Chciałem do Yeol’ a.
Się zaczyna dziać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że jest nowy rozdział :D
Błagam, niech tylko nikt nie umrze. ;;
OdpowiedzUsuńOgólnie akcja się rozkręca i to mi się podoba. Ciekawe, kto to był... Wstaw szybko kolejną część, proszę... ;; Muszę wiedzieć, kto to jest.