Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba jak poprzedni i naprawdę przepraszam za to, że tak rzadko ostatnio coś dodaję.
Nie jest u mnie ostatnio za dobrze, więc automatycznie te dodawanie rozdziałów się opóźnia i wszystko jest takie.... masakra.
132
Baekhyun
Chanyeol
Nie
wiedziałem gdzie jestem, bo podczas podróży samochodem miałem na oczach coś
ciemnego oraz związane ręce. Bałem się. Chciałem do Yeol’ a.
Przeszukałem cały dom, ale nigdzie go nie było.
Podbiegłem do czujnika alarmu. Był rozwalony. Świetnie! Złapałem za komórkę, po
czym powiadomiłem policję i rodzinę Baekie' ego.
Byłem
w jakimś ciemnym pomieszczeniu... Siedziałem w kącie, wtulając się w jego
bluzę. Nawet nie miałem siły by wstać. Byłem zbyt roztrzęsiony.
Pod mój dom zajechały dwa radiowozy i jeszcze jeden
samochód, w którym przyjechali rodzice chłopaka. Nie mieli mi tego za złe, nie winili.
Wspierali mnie, a ja ich... Minął już tydzień, a jego jeszcze nie znaleźli. A
ja byłem wrakiem człowieka.
Ten
psychopata nie chciał mnie wypuścić tylko dlatego, że niby widziałem jego
twarz! Nawet nie wiedziałem jak on wygląda! Cały tydzień myślałem tylko o Yeol’
u. Pocieszenie dawała mi tylko jego bluza i dresy. Gdzie-niegdzie było czuć
jeszcze jego zapach.
Znowu nie jadłem, nie spałem, ciąłem się. Nawet wróciłem
do palenia. W ciągu tego tygodnia wypaliłem chyba z trzydzieści paczek. To był
najgorszy czas w moim życiu.
Po
kolejnym tygodniu, gdy wychodził zostawił otwarte drzwi. Musiał się gdzieś
śpieszyć. Chciałem wyjść, ale nie miałem siły. Nie miałem siły żeby nawet
wstać...
Znowu miałem całe zabandażowane ręce i nogi. W ciągu tych
dwóch tygodni schudłem ponad dziesięć kilo. Mama Baekie' ego wmuszała we mnie
jedzenie. Jednak gdy już zjadłem, od razu wymiotowałem.
W
końcu na czworaka wyszedłem z tego pomieszczenia. Nie wiedziałem gdzie idę...
Jednak na korytarzu zobaczyłem telefon. Podszedłem do niego i wziąłem
urządzenie, wybierając numer do chłopaka.
-
Błagam, odbierz – szepnąłem sam do siebie.
Nagle usłyszałem mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz,
ale nie znałem tego numeru.
- Halo? - powiedziałem, przykładając komórkę do ucha.
-
Yeol...? – spytałem cicho. Jednak zaraz usłyszałem, że jakieś drzwi się
otwierają. Ktoś wyrwał mi telefon i kopnął mnie w brzuch. Cholera!
- Baekie?! Baekie, odezwij się! Baekie! - krzyknąłem,
czując jak łzy płyną mi po policzkach. Po chwili połączenie zostało przerwane.
- Baekie!
- Ty
dziwko – usłyszałem, a później znowu poczułem kopnięcie, tym razem w żebra.
Czułem tępy ból...
Policja zaczęła namierzać ten numer. Udało im się.
Zmusiłem ich, by zabrali mnie ze sobą. Musiałem zobaczyć Baekie' ego.
Od
tamtego czasu ten skurwiel bił mnie codziennie i tym razem zamykał drzwi na
podwójny zamek. Miałem dość tego. Wszystko mnie bolało.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Okazało się, że było to
sto kilometrów od Seul' u. Była tam jakaś opuszczona fabryka. Policjanci weszli
do niej. Miałem nadzieję, że mój ukochany jest w środku.
Leżałem
skulony, obejmując swoje kolana. Nawet nie miałem siły żeby się podnieść. Jakiś
cud się stał, nie przyszedł do mnie.. Może zapomniał?
Minęła godzina, a oni jeszcze nie wyszli. Cholernie się
bałem. W pewnym momencie usłyszałem strzał, a po paru minutach dwóch
policjantów, wynoszących ciało jakiegoś faceta.
Słyszałem
huk? Nie wiem co to było, jednak nie mogłem się ruszyć z miejsca. Głowa mi
pulsowała, żebra.. Wszystko mnie bolało.. Zamknąłem oczy i po paru minutach
usnąłem z nadzieją, że obudzę się we własnym łóżku z Yeol’ em obok.
Po kilkunastu minutach zobaczyłem kolejnego
funkcjonariusza. Na rękach niósł Baekie' ego. Podbiegłem do niego, przejmując
od niego chłopaka. Pojechaliśmy do domu Baekie' ego. Wiedziałem, że Baekie nie
lubi szpitali, więc poprosiłem o leczenie domowe dla niego.
Wydawało
mi się, że widziałem twarz Yeol’ a, że czułem jego zapach. Ale to przecież było
niemożliwe.
Przez następne dwa dni się nie budził. Leżałem obok niego.
Byłem tak wycieńczony, aż w końcu udało mi się zasnąć.
Gdy
się obudziłem, nie otworzyłem oczu. Bałem się tego, co zobaczę... Jednak coś mi
się nie zgadzało. Dlaczego leżałem na czymś miękkim? Powoli otworzyłem oczy.
Byłem u siebie? Podniosłem się do siadu, jednak zaraz krzyknąłem z bólu gdy
poczułem tępy ból w boku.
Spałem twardo. Nic nie czułem, nic nie słyszałem.
Totalnie odciąłem się od otoczenia. Chyba musiałem odespać te dwa tygodnie.
Ponownie
położyłem się i skuliłem. Nigdy nie czułem jeszcze takiego bólu. Już nawet jak
mnie kopał to mniej bolało.
Miałem nadzieję, że jak się obudzę, to on już będzie
przytomny. Tego pragnąłem najbardziej. Bałem się, że już nigdy się nie obudzi.
Nie
wiem ile się tak zwijałem z bólu. Ale chyba dość długo, bo w końcu się
rozpłakałem. Miałem dość tego wszystkiego, to mnie przytłaczało.
Ocknąłem się, słysząc szloch. Podniosłem się do siadu.
Obudził się.
- Kochanie, nie płacz - powiedziałem. Chciałem go
przytulić, ale widziałem, że go to boli.
Usłyszałem
jego głos... Gdy mnie nie objął, rozpłakałem się jeszcze bardziej. Aż tak źle
wyglądałem, że nie chciał? Przecież to nie była moja wina!
- Jezu, skarbie, cichutko - położyłem się z powrotem,
zgarniając go w swoje ramiona. - Już, cichutko, maleńki. Już jesteś bezpieczny.
Odwróciłem
się w jego stronę i skuliłem, wtulając w niego. Wciąż płakałem. To było dla
mnie za dużo...
- Nie płacz, kochanie - powiedziałem ciepłym głosem,
całując go w czoło. Cieszyłem się, że mam go przy sobie.
Pociągnąłem
nosem i zacisnąłem dłonie na jego koszulce. Przymknąłem oczy. Byłem zmęczony i
to bardzo.
- Jak się czujesz? - spytałem. Miałem nadzieję, że nic
poważnego mu nie było.
Jednak
nie odezwałem się, wtulając w niego mocniej. Już sam nie wiedziałem jak jest.
Pociągnąłem nosem. Cały czas starałem się uspokoić, ale nie wychodziło mi to.
- No cii... Już nic Ci nie grozi - powiedziałem cicho.
Nie wiedziałem, jak mam go uspokoić.
Dość
długo nie mogłem się uspokoić. Zawsze gdy się uspokoiłem to zaczynało się to od
nowa. W końcu byłem tak wyczerpany, że usnąłem.
Miałem nadzieję, że jak się obudzi, to już będzie
spokojny. Po chwili sam zasnąłem. Byłem wykończony tymi dwutygodniowymi
nerwami.
Jednak
nie spałem spokojnie. Śniło mi się to jak mnie bił, nazywał dziwką... Te dwa
tygodnie przeleciały mi przed oczami.
Teraz już spałem jak zabity. Chyba nawet strzał z armaty
by mnie nie obudził. Byłem cholernie zmęczony tym wszystkim.
Spałem
chyba z dziesięć minut. Gdy się obudziłem, od razu wstałem i poszedłem do
łazienki. Zamknąłem drzwi, po czym usiadłem na ziemi, kuląc się. To mnie
przytłaczało...
Obudziłem się dopiero wieczorem. Rozejrzałem się, ale
nigdzie nie widziałem chłopaka. Zacząłem go szukać. Gdzie mógł pójść?
Odrzuciłem
żyletkę. Dlaczego ja...? Dlaczego mi to zrobił? Ponownie się rozpłakałem i
wtuliłem twarz w kolana. Ile tak siedziałem?
Podszedłem do drzwi od łazienki i zapukałem. Gdy nie
usłyszałem odpowiedzi, nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Pod moimi
nogami leżała zakrwawiona żyletka. Spojrzałem na chłopaka, po czym podbiegłem
do niego.
- Boże, kochanie, coś Ty zrobił?!
-
P-przepraszam – jęknąłem, wtulając się w niego. Miałem dość... Chyba
potrzebowałem porozmawiać z moim psychologiem, bo nie radziłem sobie z tym
wszystkim.
Przytuliłem go do siebie, zaczynając głaskać go po
włosach.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedziałem cicho.
-
Powiedz mojej mamie... – zacząłem, ale umilknąłem. Pociągnąłem nosem i wytarłem
oczy. – Żeby mnie umówiła do psychologa – szepnąłem. Objąłem go ramionami w
pasie, przytulając. Miałem gdzieś to, że brudziłem go krwią.
- Dobrze, ale najpierw trzeba to opatrzyć, bo zakażenia
dostaniesz - powiedziałem, po czym puściłem go i zacząłem szukać apteczki. Gdy
w końcu ją znalazłem, zabrałem się za opatrywanie jego ran.
Siedziałem
grzecznie i czekałem na to aż skończy... Gdy spojrzałem na siebie w lustrze,
załamałem się. Wyglądałem okropnie. Wszędzie miałem zadrapania czy siniaki. Nie
dziwiłem się, że na początku nie chciał mnie przytulić.
Gdy skończyłem, przytuliłem go do siebie.
- Chodź, musisz coś zjeść - powiedziałem. Niech nawet nie
próbuje się wykręcać. Musi zjeść chociaż kanapkę.
- Nie
– szepnąłem, nawet nie ruszając się z miejsca. Nie chciałem jeść, było mi
niedobrze gdy o tym myślałem. Chciałem żeby mnie pocałował, ale pewnie się brzydził.
Spojrzałem na niego. Widziałem strach w jego oczach.
Chyba nadal miał przed oczami tego faceta, który go bił. Nachyliłem się, po
czym musnąłem jego usta. Chciałem go odciągnąć od tych myśli.
Zamknąłem
oczy, spod których wydostały się łzy. Delikatnie zarzuciłem mu ręce na kark.
Znowu bałem się zrobić coś więcej. A już się do niego przekonałem. Cholera!
Czułem ogromną niepewność z jego strony. Czyżby się mnie
bał? Ale przecież ja nie chciałem zrobić mu krzywdy. Trochę mnie to bolało.
Rozpłakałem
się jeszcze bardziej i odsunąłem od jego ust. Skuliłem się, objąłem kolana
ramionami i wtuliłem w nie. Dlaczego ktoś musiał to spieprzyć? Komuś
przeszkadzało, że byłem szczęśliwy?
Zakuło mnie serce. Bał się mnie, mojego dotyku... Nie
mogłem już patrzeć na jego cierpienie. Nie wiedziałem, co mam robić. W dodatku
za miesiąc matura. Cholernie się bałem, bo w ogóle nie byłem przygotowany.
Chciałem
żeby mnie objął i po prostu przytulał do siebie, ale on kucał parę metrów
dalej. Brzydził się? Dlaczego...? Nie kochał mnie już? Zaszlochałem.
Złapałem się za głowę, zagryzając wargę. Zamknąłem oczy,
a po moich policzkach popłynęły łzy. Co mam robić?
-
Dlaczego nie chcesz mnie przytulić? Brzydzisz się mnie? – wyszeptałem przez
łzy. Spojrzałem na niego czerwonymi od płaczu oczami. Chciałem poczuć jego
ciepło, zapach, bliskość...
Podniosłem głowę, patrząc na niego. Boże, co on mówił?!
- Ja miałbym się Ciebie, brzydzić? Kochanie, nie mów tak
- powiedziałem, uwalniając kolejne łzy. - Po prostu gdy Cię przytulam lub całuję,
czuję Twoje wahanie... Jakbyś się mnie bał... - szepnąłem.
- To
mnie przytul – jęknąłem i rozpłakałem się jeszcze mocniej. Czy on nie wiedział,
że teraz potrzebowałem tego najbardziej?!
Podszedłem do niego na czworaka, po czym przytuliłem
mocno do siebie. Nie powstrzymywałem łez.
Objąłem
go mocno ramionami, wtulając się w niego rozpaczliwie. Miałem nadzieję, że
kiedyś o tym zapomnę.
- Kochanie... zrobił Ci coś więcej? - spytałem. Czemu
miałem wrażenie, że na samym pobiciu się nie skończyło?
Czy zrobił
mi coś więcej? Ale co miał na myśli?
-
Więcej? – spytałem nic nie rozumiejąc. Wytarłem oczy i pociągnąłem nosem.
- Dotykał Cię? - spytałem. Musiałem to wiedzieć. Jeśli
coś mu zrobił, zabiję tego skurwiela.
Zacisnąłem
wargi, milcząc. Nie chciałem wracać do tego wszystkiego... Nie chciałem
pamiętać. Już i tak będę musiał opowiadać o tym w sądzie. Nie chciałem tego.
- Skarbie... dotykał Cię? - ponowiłem pytanie. Przez jego
milczenie myślałem o najgorszym. Zabiję, gnoja, zabiję.
Łzy
ponownie popłynęły po moich policzkach. Co miałem powiedzieć?! Nie chciałem
żeby zaczął się mnie brzydzić.
- Proszę, odpowiedz... - mruknąłem cicho. Jeżeli go
skrzywdził, obiecuję, zatłukę. Nie mogłem o tym myśleć.
Zagryzłem
wargę, wtulając twarz w jego tors. Zaszlochałem. Czułem się źle z tym
wszystkim. Byłem taki ... brudny.
To upewniło mnie w moich obawach.
- Zabiję skurwiela - mruknąłem, przytulając go mocniej.
Jak on mógł mu to zrobić?! Niech tylko spotkam tego gnoja w sądzie, to go
normalnie rozszarpię.
-
Tylko nie krzycz... To nie moja wina, przepraszam.. Nie zostawiaj mnie –
szepnąłem rozpaczliwie, wtulając się w niego. Bałem się, że odejdzie przez to.
- Nawet tak nie mów - szepnąłem. - Nigdy Cię nie zostawię
- mruknąłem. Musiałem się powstrzymywać, by nie pójść na komisariat do aresztu
i nie zabić tego gnoja.
- Nie
chcę iść do sądu... Nie chcę tam iść – szepnąłem. Bałem się go. Bałem się tego,
co może mi zrobić. A zresztą nie chciałem go już więcej widzieć.
- Cii... Nie płacz - mruknąłem cicho. Nie mogłem go uspokoić.
Do łazienki weszła jego mama. Widziałem jej przerażony wzrok, gdy zobaczyła
krew. Było jej tu pełno.
Zamknąłem
oczy. W tamtym momencie chciałem zniknąć. Sprawiałem im same problemy, nic
więcej.
- Boże, co tu się stało?! - krzyknęła przerażona, podbiegając
do nas. Jednak ani on ani ja się nie odezwaliśmy. Wziąłem chłopaka na ręce, po
czym wstałem i poszedłem z nim do pokoju. Położyłem go na łóżku, a sam chciałem
wrócić do łazienki, by się ogarnąć, jednak padłem na podłogę. Nic dziwnego, że
zemdlałem. W końcu spałem tylko kilka godzin i bardzo długo nic nie jadłem.
-
Yeol... – szepnąłem. Chciałem wstać i podejść do niego, ale nie miałem siły. Skuliłem
się. Czułem się okropnie.
Usłyszałem jeszcze tylko, jak jego mama woła swojego
męża. Czułem, jak ktoś podnosi mnie z podłogi. Potem już całkowicie odpłynąłem.
Odłączyłem się od otoczenia. Chyba naprawdę musiałem odpocząć.
Gdy
położyli go obok mnie, od razu się w niego wtuliłem. Mama usiadła obok mnie i
spojrzała na mnie. Pociągnąłem nosem.
Dość długo się nie budziłem. Mogłem nawet powiedzieć, że
kilka dni na pewno. Po prostu nie miałem na to siły.
Gdy
on spał, cały czas leżałem przy nim. Nawet psycholog przychodził, bo nie
wychodziłem z pokoju. Całymi dniami albo płakałem, albo myślałem o tym aby zniknąć.
Powoli zacząłem otwierać oczy. Przychodziło mi to z
trudem, bo światło raziło mnie w oczy. Po chwili rozejrzałem się po pokoju.
Nadal byłem u Baekie' ego.
Akurat
miałem dzień, podczas którego cały czas płakałem. Wtuliłem twarz w jego tors i
zacisnąłem dłonie na jego koszulce.
- Kochanie, dlaczego płaczesz? - spytałem, próbując do
końca się wybudzić. Dlaczego płakał?
-
Czuję się jak dziwka – odpowiedziałem po chwili. – W końcu nią jestem, prawda?
Tak mnie nazywał – szepnąłem i wytarłem oczy. Nawet nie zauważyłem kiedy się
obudził.
- Boże, co Ty mówisz? - spytałem, obejmując go. - Nie
jesteś dziwką, rozumiesz? Nie jesteś nią... Jesteś moim małym aniołkiem.
- Nie
chciałem tak przeżyć swojego pierwszego razu... Dlaczego ja? – spytałem
zrozpaczony, wtulając się w niego mocno.
- Cii... Nie płacz - powiedziałem, chcąc go pocałować,
jednak odsunął się. Znowu chciało mi się płakać. Przecież nie chciałem mu nic
zrobić.
Spojrzałem
na niego. Po chwili podniosłem się na rękach i pocałowałem go w usta. Nie chciałem
się go bać. Wiedziałem, że nic mi nie zrobi.
Nie odwzajemniłem pocałunku. Przed oczami miałem jego
przestraszoną twarz, moment, w którym się odsunął. Dlaczego? Czułem się, jakby
zmusił się do pocałunku.
Gdy
nic nie zrobił, odsunąłem się od niego. W moich oczach pojawiły się łzy, które
po chwili znalazły ujście. Nie chciał mnie już? Myślałem, że rozumie... To nie
było takie łatwe przekonać się do bliskości innej osoby.
- Nie płacz... Rozumiem, że nie chcesz - mruknąłem. -
Ja... Wybacz, ale musiałbym iść do domu. Muszę zająć się Cookie' m i się
ogarnąć... - szepnąłem, podnosząc się do siadu.
-
Jasne, idź... – jęknąłem, wtulając się w poduszkę. Nie chciałem by poszedł,
potrzebowałem go. Powstrzymałem się od wybuchnięcia płaczem. W końcu miał
również swoje życie.
Chyba potrzebowałem chwili samotności. Musiałem wszystko
przemyśleć. Nachyliłem się nad nim, całując go w głowę.
- Do zobaczenia. Przyjdę jutro po szkole - mruknąłem.
- Pa
– mruknąłem. Gdy wstał i skierował się do drzwi, rozpłakałem się. Potrzebowałem
jego bliskości... Ale przecież nie mogę go zatrzymywać, prawda?
Wiedziałem, że płacze, ale nie wiedziałem, co mam robić.
Pożegnałem się z jego rodzicami, po czym poszedłem do domu.
Zakryłem
się kołdrą i wtuliłem mocniej w poduszkę. Zamknąłem oczy. Chciałem zniknąć, nic
już nie czuć.
Gdy dotarłem do domu, pozamykałem wszystkie drzwi, po
czym poszedłem nakarmić kota. Kiedy dałem mu pokarm, wykąpałem się i ubrałem
czyste rzeczy. Resztę dnia tańczyłem i śpiewałem. Musiałem się jakoś uspokoić.
Cały
dzień nie wpuszczałem nikogo do pokoju, nie chciałem z nikim rozmawiać. Czułem
się taki brudny... Czułem się jak dziwka. Nic dziwnego, że Yeol już ze mną nie
wytrzymał i wyszedł. W końcu cały czas płakałem. Ale ja tego nie wytrzymywałem.
Wieczorem wyszedłem do baru. Musiałem jakoś odreagować.
Oczywiście musiałem spotkać tych kretynów z mojej klasy i oczywiście musiało
dość do bójki. Miałem rozciętą wargę i siniaka na policzku. Gdy wróciłem do
domu, położyłem się spać.
Nawet
nie zadzwonił, nie napisał. Nie zależało mu już na mnie? Dlatego co ten facet
mi zrobił zaczął się mnie brzydzić? Ale to nie była moja wina.. Nie chciałem
tego!
Następnego dnia poszedłem do szkoły. Nie wiem jak, ale
jakoś przeżyłem te lekcje. Po zajęciach miałem iść do Baekie' ego, ale
strasznie źle się czułem. Wróciłem do domu, po czym poszedłem do łóżka. Miałem
do niego napisać, jednak skończyły mi się środki na koncie.
Byłem
jak zombie... Nie uśmiechałem się, po prostu byłem. Nie napisał, nie przyszedł,
nie zadzwonił. Zostawił mnie z tym wszystkim. Gdy tylko o nim pomyślałem od
razu miałem łzy w oczach. Bolało mnie jego zachowanie. W końcu mnie kochał,
prawda?
No i się rozchorowałem. Bolało mnie gardło, głowa, miałem
katar i było mi strasznie zimno. Cały czas leżałem w łóżku. Dlaczego nawet się
nie odezwał? Nie chciał mnie już?
Gdy
przyszedł psycholog, ponownie się rozpłakałem. Powiedziałem mu o wszystkim i
zrobiło mi się jeszcze gorzej.
Przez tydzień nie wychodziłem z domu. Dostałem gorączki i
nawet nie miałem siły się ruszyć. Jednak jakoś zebrałem się w sobie i z tą
gorączką poszedłem do Baekie' ego. Martwiłem się, bo nawet na napisał jednego
sms' a.
Całymi
dniami leżałem w łóżku. Przez to, że mnie zostawił z tym wszystkim czułem się
jeszcze gorzej. Przestałem rozmawiać, nawet z psychologiem nie rozmawiałem.
Drzwi otworzyła mi jego mama. Pytała, czemu nie
przychodziłem, więc powiedziałem jej, że jestem chory. Poszedłem do jego
pokoju. Znowu płakał.
- Baekie...
Teraz
przyszedł?! Po tygodniu?! Zostawił mnie z tym wszystkim! Wtedy gdy go
najbardziej potrzebowałem to go nie było! On mnie kochał jeszcze?! Czy brzydził
się mnie?
Podszedłem do łóżka, siadając na nim. Chciałem go
przytulić, ale się odsunął. O co chodziło? Co zrobiłem?
-
Zostawiłeś mnie z tym wszystkim... Zostawiłeś... Potrzebowałem Cię... –
wymamrotałem i pociągnąłem nosem. Miał prawo mieć mnie dość.
O nie, tego już było za wiele.
- A Ty jak zwykle wyciągasz pochopne wnioski -
powiedziałem sucho. Zaczynało mnie to już denerwować. Czy tylko ja muszę
wszystko robić w tym związku?! - A nie pomyślałeś może, że coś mogło mi się
stać? Że mogłem być chory? To powiem Ci. Przyszedłem do Ciebie z gorączką i
zapaleniem oskrzeli, bo się, kurwa, martwiłem. Martwiłem się, bo nawet nie
zadzwoniłeś i nie zapytałeś, dlaczego nie przychodziłem - mruknąłem, wstając. -
Chyba nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo ranisz mnie tymi
słowami. Biegam wokół Ciebie, robię wszystko, żebyś był szczęśliwy, a Ty tego
nie doceniasz - powiedziałem, czując na policzkach łzy.
-
Przepraszam.. Przepraszam, że po prostu Cię potrzebuję w tych chwilach.
Przepraszam, że mi źle. Przepraszam, że on mnie gwałcił, bił i wyzywał.
Przepraszam, że mnie to zraniło – szepnąłem i usiadłem. – Wiem, że jestem
beznadziejny, wiem to! Już nie jedna osoba mi to udowodniła. Ja sobie po prostu
z tym nie radzę. Zacząłem chodzić do tego psychologa, bo choruję na
schizofrenię i bulimię, a przy okazji na depresję – mruknąłem. – Doceniam to,
bardzo. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. A nie dzwoniłem, bo miałem wrażenie,
że nie chcesz mnie widzieć. Przepraszam – jęknąłem. Było mi źle z tym
wszystkim... To mnie przerosło.
- No właśnie, myślałeś, że nie chcę cię widzieć. Szkoda
tylko, że nie zapytałeś mnie o zdanie. Kocham Cię nad życie, rozumiesz?! Niby
dlaczego miałbym nie chcieć Cię widzieć?! Myślisz, że gwałt zmieni moje uczucia
do Ciebie?! - powiedziałem, po czym rozpłakałem się. - Nienawidzę tego, że
wmawiasz mi, co myślę. Wiele razy mówiłem Ci, że jesteś dla mnie wszystkim... A
Ty ciągle swoje... Że Cię zostawię, że się Tobą brzydzę.... To boli, Baekhyun -
chyba pierwszy raz zwróciłem się do jego pełnym imieniem. Już nie wiedziałem,
co robić.
- Nic
Ci nie wmawiam. Po prostu mówię co myślę – jęknąłem. Ponownie się skuliłem i
rozpłakałem. Nie chciałem się z nim kłócić.. To mnie bolało jeszcze bardziej.
Bałem się, że nie wytrzymam tego psychicznie, że w końcu do końca zwariuję.
- To następnym razem pomyśl dwa razy. Jeśli to nie
wystarczy, to pomyśl raz trzeci - powiedziałem płytko. Nie miałem już siły na
nic. - Zadzwoń, jak wszystko sobie przemyślisz - mruknąłem, po czym wyszedłem z
pokoju.
- Nie
zostawiaj mnie! – krzyknąłem zrozpaczony. Nie chciałem żeby poszedł. Wstałem i
pobiegłem za nim, jednak go już nie było. Upadłem na kolana, płacząc.
Zamknąłem za sobą drzwi, osuwając się po nich. Czy dobrze
zrobiłem, wychodząc? Stałem tak chwilę, po czym wszedłem z powrotem, idąc do
niego. Był na korytarzu. Kucnąłem przed nim, przytulając go mocno.
- Nie
zostawiaj mnie – jęknąłem, wtulając się w niego mocno. – Przepraszam Cię,
przepraszam. Po prostu sobie nie radzę – mruknąłem i objąłem go rozpaczliwie.
- Cii... Nie płacz już. Nie zostawię Cię - powiedziałem
cicho. Ja chyba nie potrafiłem się na niego gniewać. Za bardzo go kochałem.
-
Przepraszam.. Nie chciałem – wyszeptałem. – Nie gniewaj się na mnie... Nie
gniewaj – wymamrotałem. Było mi słabo, ale ignorowałem to.
- Nie jestem zły, nie potrafię - szepnąłem mu do ucha,
przytulając mocniej. - Cichutko... Już jest dobrze - mruknąłem. Znowu źle się
czułem. Nie powinienem wychodzić, ale musiałem się z nim zobaczyć.
-
Kocham Cię, cholernie mocno – powiedziałem, wtulając się w niego mocniej.
Przymknąłem oczy. Nie chciałem się z nim nigdy więcej kłócić.
- Ja Ciebie też kocham, skarbie - mruknąłem, całując go w
głowę. - Przepraszam, kochanie, ale muszę już iść. Naprawdę źle się czuję... -
wymamrotałem.
-
Połóż się ze mną – szepnąłem. Nie, to nie to, że nie chciałem go wypuścić. Po
prostu bałem się, że zasłabnie po drodze.
- Nie chcę nadużywać gościnności Twoich rodziców. Już za
dużo dla mnie zrobili - powiedziałem słabo. W dodatku zostawiłem w domu kota.
On był jeszcze malutki...
- To
pójdę z Tobą – szepnąłem. Nie chciałem by był sam. Cholernie się o niego bałem.
A zresztą potrzebowałem go teraz.
- A dasz radę? - spytałem. Bałem się, że może nie dać
rady. Zamknąłem oczy. Przytuliłem się do niego mocniej, gdy zrobiło mi się
zimno.
- Dam – mruknąłem. To nie było aż tak daleko. A zresztą
on był dla mnie ważniejszy niż moje zdrowie.
- No dobrze - mruknąłem, odsuwając się od niego. Wstałem
z podłogi, obejmując się ramionami. Było mi cholernie zimno.
Poszedłem do pokoju. Ubrałem na siebie moją grubą bluzę,
po czym wziąłem jego. Wróciłem do przedpokoju.
- Proszę – szepnąłem, podając mu ją. Ubrałem trampki i
schowałem telefon do kieszeni.
Nałożyłem na siebie bluzę, jednak dużo to nie dało. Chyba
musiałem zmierzyć sobie temperaturę. Chyba poszła mi do góry.
Powiedziałem mamie, że wychodzę. Objąłem chłopaka w
pasie, przytulając się do niego. Wyszliśmy z mieszkania.
Do mojego domu szliśmy kilkanaście minut. Gdy dotarliśmy,
weszliśmy do środka. Od razu poszedłem przebrać się w dres i grubą bluzę, po
czym zacząłem mierzyć sobie temperaturę.
Przepraszam że dopiero teraz komentuje ale ja mam zawsze duże opóźnienie. Co do ridziału był bardzo fajny i mam nadzieje że szybciutko napiszesz kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Bukku
Super! Kiedy kolejny??*-*
OdpowiedzUsuń