Tak dawno tutaj nie dodawałam, że ostatnio aż wstyd mi było tutaj w ogóle wejść. Wiem, że cholernie zaniedbałam tego bloga, a potem ja się dziwię dlaczego nie ma w ogóle komentarzy i odzewu. Ale naprawdę mam dość ciężki okres w swoim życiu i po prostu nie mam siły. Przyjaźń mi się sypie i jestem bezsilna.
Jako kolejna notka: 18 Baekyeol czy coś innego?
Tego opowiadania zostało jakieś 45 stron, więc przewiduję jeszcze 4 rozdziały i koniec tego opowiadania.
Zapraszam
141
Czerwony - Chanyeol
Zielony - Baekhyun
Do mojego domu szliśmy kilkanaście minut. Gdy dotarliśmy, weszliśmy do środka. Od razu poszedłem przebrać się w dres i grubą bluzę, po czym zacząłem mierzyć sobie temperaturę.
Zielony - Baekhyun
Do mojego domu szliśmy kilkanaście minut. Gdy dotarliśmy, weszliśmy do środka. Od razu poszedłem przebrać się w dres i grubą bluzę, po czym zacząłem mierzyć sobie temperaturę.
Wziąłem jego kotka na ręce i ściągnąłem trampki, idąc do
salonu. Stanąłem na środku i zagryzłem wargę. To tu... W moich oczach pojawiły
się łzy.
Trzydzieści dziewięć, zajebiście! Odłożyłem termometr,
patrząc na chłopaka. Płakał. Chyba to nie był dobry pomysł, by tu przychodził.
Pewnie wszystkie wspomnienia wróciły.
- Skarbie, chodź do mnie - mruknąłem, wyciągając ręce w
jego kierunku.
Odłożyłem jego zwierzaka i podbiegłem do niego, mocno się
przytulając. Nie chciałem tego pamiętać. Chciałem być szczęśliwy. Czy tak dużo
chciałem?
Objąłem go, przytulając. Posadziłem go na swoich
kolanach. Chciałem go pocałować, ale nie mogłem. Po pierwsze, nie wiedziałem,
czy mi pozwoli. Po drugie, mógłby się zarazić i dopiero by było.
Wtuliłem się mocno w jego tors. Miałem nadzieję, że w
końcu to wszystko się skończy i będę mógł żyć z Yeol’ em spokojnie.
- Skarbie... - mruknąłem. Nie wiedziałem, czy mam pytać.
Chciałem, żeby był wtedy przy mnie.
Podniosłem głowę i wytarłem oczy. Spojrzałem na jego
twarz.
- Słucham – szepnąłem. Podniosłem rękę, gładząc palcami
jego policzek.
- Bo... SM organizuje imprezę. I tam nowopowstałe zespoły
będą dawać koncert... Chciałbyś przyjść? - spytałem, patrząc na niego.
- Chciałbym – uśmiechnąłem się. Patrząc w jego oczy
zapomniałem o tym wszystkim. – Mogę Cię pocałować? – spytałem cicho.
- A po co się pytasz? - spytałem, uśmiechając się. Jednak
bałem się, że się zarazi. Miałem nadzieję, że tak się nie stanie.
Przysunąłem się do niego i delikatnie musnąłem jego wargi
swoimi. Wszystko robiłem delikatnie i niepewnie. Pewnie minie trochę czasu
zanim znowu będzie jak dawniej.
Odwzajemniłem pocałunek. Nawet nie przyszło mi do głowy,
by go pogłębiać. Nie, to za wcześnie. Jednak nie całowałem go długo. Odsunąłem
się po chwili.
- Zarazisz się - wychrypiałem, po czym zasłoniłem usta
ręką, kaszląc.
- Trudno – szepnąłem i położyłem skroń na jego ramieniu.
– Chodź do łóżka – mruknąłem, przytulając go mocniej.
- Mhm... - mruknąłem. Chłopak zszedł z moich kolan, a ja
wstałem z kanapy. Obaj poszliśmy do mojego pokoju. Tym razem nic nam nie
groziło. W całym domu i na zewnątrz były czujniki. Wystarczyłoby, gdyby ktoś z
zewnątrz próbował otworzyć przykładowo okno, zawyłby alarm.
Gdy położył się na łóżku, od razu się w niego wtuliłem.
Nie chciało mi się spać, ale on musiał odpocząć. Nie chciałem być sam, więc nie
przeszkadzało mi to.
Przytuliłem się do niego, zamykając oczy. Czułem się
okropnie.
- Kochanie... Pójdę jeszcze po leki, poczekaj chwilę -
mruknąłem, chcąc wstać, ale nie pozwolił mi.
- Ja pójdę, leż. Tylko mi powiedz gdzie są – szepnąłem.
Podniosłem się do siadu i spojrzałem na niego. Chuj z tym, że się bałem. Nie
wyjdzie z łóżka. – Przykryj się.
Opatulił mnie kołdrą. Zaśmiałem się cicho.
- W kuchni na blacie - mruknąłem, ponownie kaszląc. Ta
choroba mnie wykańczała.
- To zaraz przyjdę – uśmiechnąłem się. Zgarnąłem jeszcze
jego bluzę, która należała do mnie, i ruszyłem do kuchni. Starałem się nie
myśleć o tym, o wtedy się stało.
Wtuliłem się w poduszkę, tłumiąc kolejny napad kaszlu.
Gdzie ja się tak załatwiłem? Może na tym wf' ie?
Nie było mnie chyba z dwadzieścia minut. Szedłem bardzo
powoli, ale nie rozpłakałem się. Cud. W końcu znowu wszedłem do sypialni i
podszedłem do łóżka.
- Kochanie, wszystko okej? - spytałem, widząc jego minę.
Usiadłem, biorąc od niego lekarstwa. Miałem nadzieję, że szybko wyzdrowieję.
- Tak – uśmiechnąłem się. Byłem z siebie dumny.
Przeszedłem tam dwa razy, SAM i się nie rozpłakałem.
- No to dobrze - uśmiechnąłem się. Zażyłem lekarstwa,
kładąc się z powrotem. Opatuliłem się kołdrą, zamykając oczy.
Rozejrzałem się po jego pokoju. Dużo się tu nie zmieniło...
Po chwili przyszedł Cookie. Wziąłem go na ręce i zacząłem głaskać.
Leżałem tak chwilę, a potem usnąłem. Sen powinien mi
pomóc. Cholernie źle się czułem, więc dobrze, że zasnąłem. Byłem wyczerpany.
Cały czas miałem wrażenie, że to wszystko się powtórzy...
Jednak po chwili wpakowałem się pod kołdrę i położyłem się tyłem do chłopaka.
Wciąż przytulałem do siebie kotka.
Czując, że leży obok, wtuliłem się w jego plecy. Przy nim
od razu lepiej mi się spało. Nie miałem koszmarów.
Uśmiechnąłem się i przejechałem palcem po jego główce.
Zaczął mruczeć, wtulając się we mnie. Był taki uroczy...
Obudziłem się koło czwartej nad ranem. Spojrzałem na
ukochanego. Spał. Wygramoliłem się z łóżka, po czym poszedłem do kuchni. Za mną
poszedł kot. W kuchni nalałem mu mleka do miski, a sobie zrobiłem herbaty.
Nie wiem ile spałem, ale gdy się obudziłem nie było go
przy mnie. Jednak zaraz uśmiechnąłem się, gdy wszedł do pokoju. Za nim dreptał
Cookie.
- Nie śpisz? - spytałem, siadając na łóżku z kubkiem
herbaty z cytryną i miodem. Musiałem jak najszybciej wyzdrowieć.
- Śpię – zaśmiałem się i wtuliłem mocniej w poduszkę.
Kotek wszedł na łóżko, podchodząc do mnie. Przytuliłem go.
- To śpij - zaśmiałem się, siadając obok. Kubek
postawiłem na stoliczku, po czym wziąłem kartkę z tekstem piosenki, powtarzając
go w myślach.
- Nie chcę spać – burknąłem i spojrzałem na niego.
Uśmiechnąłem się czule. Był taki piękny... Nie wiedziałem co taki chłopak jak
on może widzieć we mnie.
- To nie śpij - powiedziałem rozbawiony, nie spuszczając
wzroku z kartki. Musiałem się tego nauczyć przed występem.
- Ty nic nie rozumiesz – szepnąłem, zakrywając się
kołdrą. Wciąż przytulałem kotka. On tak słodko mruczał...
Spojrzałem na niego. O co chodziło?
- Czego nie rozumiem, skarbie? - spytałem. Odłożyłem
kartkę, przysuwając się do niego. Zdjąłem z niego kołdrę, po czym pocałowałem
go w policzek.
- Bo chcę spać, ale nie chcę. Nie rozumiesz? – zaśmiałem
się. Co ja właśnie powiedziałem? Uśmiechnąłem się delikatnie. Poprawił mi się
humor.
- Co? - zaśmiałem się. Przytuliłem się do jego pleców,
uśmiechając się. Cieszyłem się, że się pogodziliśmy.
- Kochanie, mogę zadać Ci pytanie? – spytałem cicho,
wtulając się w niego. Chciałem się o coś zapytał, ale nie wiedziałem czy mogę.
- Jasne - powiedziałem z uśmiechem. Pytanie? Ciekawe
jakie? Przytuliłem się do niego mocniej, zamykając oczy.
- Bo... – zająknąłem się. Czułem, że pieką mnie policzki.
Mogłem o to zapytać? Ale to było zbyt krępujące...
- Bo? - mruknąłem. Czyżby wstydził się zadać to pytanie?
Spojrzałem na jego twarz. Rumienił się.
- N-nieważne – burknąłem. Chwyciłem kołdrę i zakryłem nią
twarz. Wtuliłem się w nią mocno.
- O nie, nie, nie. Zacząłeś, więc skończ - powiedziałem,
gładząc dłonią jego policzek. Był taki piękny.
- C-co czujesz gdy leżysz koło mnie? – spytałem cicho.
Odkryłem twarz i spojrzałem na niego. Moje policzki piekły.
- Hm... - zamyśliłem się. - Jestem cholernie szczęśliwy,
że Ciebie mam. Że dałeś mi szansę. Kocham Cię i mam nadzieję, że to się nie
zmieni. A jeśli chodzi Ci o... no wiesz... to poczekam - mruknąłem. Domyślałem
się, że o to mu chodziło.
- Ale chciałbyś, prawda? – spytałem. Było mi smutno.
Akurat wtedy gdy się do niego już w pełni przekonałem, ten idiota musiał
mnie... Westchnąłem.
- Oczywiście, kochanie - powiedziałem, ponownie całując
go w policzek. - O to się nie martw - mruknąłem, uśmiechając się.
- Ja c-chciałbym, ale... – zająknąłem się, rumieniąc
jeszcze bardziej. Miałem nadzieję, że zrozumie co czuję.
- Ja poczekam, kochanie. Wtedy, kiedy będziesz gotowy,
możemy spróbować, hm? - powiedziałem ciepło. Nie chciałem go do niczego
zmuszać. Teraz i tak byśmy tego nie zrobili, bo byłem chory.
- Przepraszam – wymamrotałem zażenowany. Ja naprawdę
chciałbym, ale nie byłem w stanie teraz... Przez to, co on mi zrobił..
- Nie waż mi się przepraszać, bo nie masz za co -
mruknąłem. - Spójrz na mnie - poprosiłem. Nie chciałem, żeby się tym zadręczał.
Bardzo niepewnie odwróciłem się w jego stronę i
spojrzałem mu w oczy. Znowu byłem bliski płaczu. Dlaczego on zniszczył moje
szczęście?
- Kochanie... Ja Cię zmuszać nie będę. Rozumiem, że nie
jesteś gotowy. Rozumiem, że zrobił Ci ogromną krzywdę, za co mam ochotę go
rozszarpać. Poczekam, rozumiesz? Nigdzie mi się nie spieszy.
- Dlaczego on mi to zrobił? Czym mu zawiniłem? – spytałem
płaczliwie, pociągając nosem. Dlaczego istnieli tacy ludzie?
- Cii... Nie myśl o tym, skarbie - powiedziałem,
przytulając go mocniej do siebie. Nie chciałem, by o tym myślał.
- Pocałujesz mnie? – spytałem jeszcze ciszej. Chciałem o
tym wszystkim zapomnieć. Chciałem wymazać te dwa tygodnie z mojego życia.
Musnąłem delikatnie jego usta, gładząc dłonią jego
policzek. Chciałem, by pamiętał tylko mój dotyk, a nie tego skurwiela.
Podniosłem rękę i wplotłem palce w jego włosy,
przeczesując je. Niepewnie rozchyliłem wargi. Chciałem żeby pogłębił pocałunek.
Miałem nadzieję, że będzie delikatny.
Bardzo delikatnie wsunąłem język do jego ust. Nie
chciałem robić nic gwałtownie, żeby się nie wystraszył.
Zamknąłem oczy i oddałem pocałunek. Chciałem pamiętać
tylko ten słodki smak malin, a nie jego...
Bałem się, że mogę zrobić coś nie tak i wtedy się
przestraszy. Nie dotykałem go wszędzie. Głaskałem tylko jego policzek.
Wziąłem jego rękę i zarzuciłem ją sobie na biodro.
Przysunąłem się do niego bliżej. Pocałunek wciąż był bardzo delikatny i czuły.
Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy to zrobił. Ja nie
robiłem nic więcej. Odsunąłem się dopiero wtedy, gdy zabrakło mi powietrza.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też – uśmiechnąłem się i pocałowałem go w
policzek. – Jak będę chory to będzie Twoja wina – zaśmiałem się, wtulając w
niego mocniej.
- Moja? Moja? Sam tego chciałeś - burknąłem, ale po
chwili uśmiechnąłem się. Cmoknąłem go w nos, kładąc się z powrotem.
- Cicho – burknąłem, wywracając oczami. – Na kogoś winę
zwalić trzeba – uśmiechnąłem się. Położyłem policzek na jego torsie.
- I to oczywiście trzeba na mnie - zaśmiałem się.
Spojrzałem na koniec łóżka. Siedział na nim Cookie. Patrzył się na nas, jakby
był zazdrosny. - No chodź tu maluchu - powiedziałem, a kotek podszedł i położył
się na moim brzuchu.
Obróciłem
głowę w stronę kotka i uśmiechnąłem się. Podniosłem rękę, głaskając go po
główce. Najchętniej zabrałbym go do siebie.
Również spojrzałem na kota. Kochałem tego malca. W
ostatnim czasie, gdy było mi źle, dotrzymywał mi towarzystwa.
- Znalazłem go porzuconego w parku. Siedział pod drzewem
skulony, przemarznięty i przemoczony - mruknąłem.
- Mój
bohater – zaśmiałem się i pogłaskałem chłopaka po brzuchu. Wtuliłem się w niego
mocniej. Nie wiem co bym zrobił gdyby on odszedł... Tak bardzo go kochałem i
bałem się, że kiedyś mnie zostawi.
- Po prostu zrobiło mi się go żal - mruknąłem, całując go
w głowę. Drugą ręką pogłaskałem kota. Zamruczał.
Uśmiechnąłem
się delikatnie. Miałem nadzieję, że nie będziemy się często kłócić.
Nienawidziłem tego.
- Kocham Cię - mruknąłem. Nie wyobrażałem sobie życia
bez niego. Gdybyśmy się rozstali, nie przeżyłbym tego.
- Ja
Ciebie też kocham – szepnąłem. – Chyba nie podejdę do matury... Dwa tygodnie
mnie nie było, a teraz muszę siedzieć w domu. I tak nie zaliczę dobrze –
powiedziałem po chwili. Wątpiłem, że coś sensownego napiszę czy powiem.
- Spróbuj chociaż... Może Ci się uda - powiedziałem
cicho. Powinien spróbować. Ja zamierzałem podejść do matury.
- Po
co? Żeby zdać na dziesięć procent? – zakpiłem. I tak nie dam rady, a zresztą
nawet do szkoły nie mogłem iść, bo lekarz mi zabronił.
- Jak uważasz - mruknąłem. Skoro nie chciał, to nie będę
go zmuszał. W końcu to jego decyzja.
Westchnąłem
cicho i zamknąłem oczy. Dlaczego to wszystko było takie trudne? Znowu miałem
ochotę się rozpłakać.
Zamknąłem oczy. Byłem wyczerpany. Znowu źle się czułem.
Niech ta choroba już minie!
-
Gdzie masz łazienkę? – spytałem cicho, powstrzymując łzy. Chyba musiałem się
wypłakać w samotności.
- W lewo, korytarzem prosto i pierwsze drzwi po prawej -
mruknąłem. Widziałem, że nie ma humoru, więc nie chciałem za nim iść. Nawet nie
miałem na to siły.
Wstałem
i wyszedłem, wycierając oczy. Szybko pobiegłem do łazienki i zamknąłem drzwi.
Oparłem się o ścianę, zjeżdżając po niej na dół. Rozpłakałem się, wtulając w
swoje kolana.
Wiedziałem, że płakał, jednak nie poszedłem za nim. Każdy
czasem potrzebuje chwili samotności. Zamknąłem oczy, po chwili
zasypiając.
Nie
wiem ile tak siedziałem... Miałem ochotę zniknąć. Było mi cholernie źle z tym
wszystkim, nie radziłem sobie.
Nie wiem, ile spałem, ale obudziłem się wypoczęty.
Wstałem i zacząłem szukać chłopaka, bo nigdzie go nie widziałem.
Miałem
dość wszystkiego, nie wyrabiałem już. Moja psychika ucierpiała na tym jeszcze
bardziej... Chyba nie będę w stanie udawać, że wszystko okej. Wtuliłem mocniej
twarz w kolana. Nawet nie próbowałem wycierać łez.
Zapukałem do drzwi łazienki, po chwili do niej wchodząc.
- Kochanie... Dlaczego płaczesz? - spytałem, kucając obok
niego.
- Nie
wyrabiam już – jęknąłem, łapiąc się za włosy. To wszystko mnie przytłaczało,
przerażało.
- Aniołku, pamiętaj, że nie jesteś sam - powiedziałem,
przytulając go. Nie wiedziałem, co robić.
Zacisnąłem
mocniej dłonie na włosach, wtulając się w niego. Nie przejmowałem się tym, że
to bolało...
- Kocham Cię - szepnąłem mu do ucha. Usiadłem na
podłodze, sadzając go sobie na kolanach. - Nie jesteś sam.
Objąłem
go mocno za szyję, wtulając się w niego. Pociągnąłem nosem. Nie rozumiałem czym
mu zawiniłem... Przecież nic nie zrobiłem, że mnie tak potraktował.
Pozwoliłem mu się wypłakać. W końcu każdy czasem tego
potrzebował. Kiedy się uspokoił, zaniosłem go do pokoju. Zastanawiałem się, jak
mogę poprawić mu humor.
Nie
puściłem go nawet o milimetr. Potrzebowałem go teraz. Nie zniósłbym gdybym
znowu go nie widział. Nawet nie zauważyłem, że znowu jestem u niego w pokoju.
Usiadłem na łóżku, ponownie sadzając go na swoich
kolanach.
- Kochanie, jak mogę poprawić Ci humor?
Wtuliłem
się w niego i położyłem policzek na jego ramieniu. Jak ma mi poprawić humor?
Wystarczy, że był.
-
Obejrzymy coś? – spytałem cicho.
- Jasne, skarbie - uśmiechnąłem się. - To chodź, zrobimy
coś dobrego do jedzenia i wybierzemy coś, hm? - spytałem, patrząc na jego
twarz.
-
Zrobimy naleśniki amerykańskie? – uśmiechnąłem się. Uwielbiałem je. Zawsze
robiłem je w lato i wiosnę jako deser.
- Zrobimy - zaśmiałem się, ponownie biorąc go na ręce.
Poszedłem z nim do kuchni. Dzisiaj czułem się już lepiej.
-
Kocham Cię, wiesz? – uśmiechnąłem się, ponownie zarzucając mu ręce na szyję.
Pocałowałem go w policzek.
- Wiem, skarbie. Ja Ciebie też kocham - powiedziałem z
uśmiechem, wchodząc do kuchni. Posadziłem go na blacie.
- A
mogę Ci pomóc? – spytałem, robiąc smutną minę, gdy zauważyłem, że wyciąga mąkę.
Nie chciałem siedzieć. Musiałem zająć czymś myśli.
- No chyba nie będę robił tego sam - zaśmiałem się,
biorąc trochę mąki na rękę, po czym dmuchnąłem nią w chłopaka.
- No
ej! – naburmuszyłem się, potrząsając głową. Przez niego miałem mąkę we włosach
i na twarzy.
- Słucham, kochanie - zaśmiałem się, wyjmując resztę
potrzebnych składników. Miałem nadzieję, że tego dnia już nie będzie się
smucił.
Zmrużyłem
oczy i zeskoczyłem z blatu. Również wziąłem do ręki mąkę. Podszedłem do niego,
dmuchając w nią. Zaśmiałem się. Wyglądał uroczo.
Wytarłem sobie mąkę z twarzy, uśmiechając się
złowieszczo. Ponownie wziąłem trochę mąki, rzucając nią w niego.
Po
chwili zrobiliśmy sobie małą wojnę. My byliśmy cali w mące, kuchnia i Cookie
też.
-
Starczy! – zaśmiałem się. Objąłem go mocno i pocałowałem w usta.
Zamruczałem, odwzajemniając pocałunek. Objąłem go w
pasie, przyciągając bliżej siebie. Cieszyłem się, że poprawił mu się humor.
Przeczesałem
jego włosy, jednocześnie wytrzepując z niej mąkę. Wszystko w mące, a mi się
humor poprawił.. Pozwoliłem na pogłębienie pocałunku.
Wślizgnąłem język do jego ust, całując go delikatnie.
Uwielbiałem go całować. Cieszyłem się, że po takim czymś pozwolił mi na tak
dużo.
Przy
nim zupełnie zapomniałem o tamtych wydarzeniach. Przy nim było tak, jakby
tamtych dwóch tygodni nie było.
Po chwili odsunąłem się od jego ust, po czym scałowałem
mąkę z jego nosa.
- Róbmy te naleśniki, bo się robię głodny - powiedziałem,
uśmiechając się do niego.
- Ale
mi się nie chce – zaśmiałem się, przylegając mocniej do niego. Polizałem jego
dolną wargę i uśmiechnąłem się. Spojrzałem mu w oczy. Mogłem się założyć, że
byłem cały czerwony.
Zaśmiałem się.
- To Ty sobie usiądź, a ja zrobię - mruknąłem. Byłem
strasznie głodny, bo od wczoraj nic nie jadłem.
-
Pomogę Ci – uśmiechnąłem się. Pocałowałem go jeszcze raz krótko w usta i
odsunąłem się od niego. Podszedłem do blatu.
Po chwili zajęliśmy się robieniem naleśników. Co jakiś
czas patrzyłem na chłopaka. Cały czas się uśmiechał. Cieszyłem się, już się nie
smucił.
-
Czemu tak patrzysz? – spytałem, rumieniąc się obficie. Zacząłem smażyć. Ręce mi
strasznie drżały od jego spojrzenia.
- Bo jesteś śliczny - powiedziałem z uśmiechem. - Poza
tym... cieszę się, że się uśmiechasz - mruknąłem.
Uśmiechnąłem
się. Podszedłem do niego i zarzuciłem mu ręce na szyję. Wtuliłem się w niego.
Zawstydzał mnie tym, co mówił.
Objąłem go w pasie, przytulając do siebie. Położyłem
podbródek na jego ramieniu. Mógłbym przytulać go wiecznie.
Jednak
po chwili musiałem się od niego odsunąć żeby przewrócić naleśniki. Uśmiechnąłem
się, gdy poczułem, że przytula się do moich pleców.
Splotłem dłonie na jego brzuchu, uśmiechając się. Miałem
nadzieję, że już wszystko będzie dobrze. Przejechałem nosem po jego szyi,
mrucząc cicho.
Zadrżałem,
gdy poczułem jego gorący oddech na szyi. On zachowywał się jak kotek. Zaśmiałem
się jak zaczął mruczeć.
Mruczałem, delikatnie całując go w kark. Nie mogłem się
powstrzymać. Uśmiechnąłem się, rozkoszując się jego bliskością.
Czułem
dreszcze na plecach i motylki w brzuchu. To wszystko było takie delikatne i
czułe... Ściągnąłem z patelni jedną porcję, po czym zacząłem wlewać na
następne.
Jednak po chwili przestałem dotykać ustami jego szyi. Nie
chciałem przywrócić tych złych wspomnień.
- Przepraszam. Wiem, nie powinienem.
- Hm?
Nie powinieneś? Niby dlaczego? – spytałem zdziwiony. Nie rozumiałem o co mu
chodziło. Dlaczego nie powinien?
- No, bo... no wiesz, o co chodzi. Nie wiem, czy Ci to
nie przeszkadza - mruknąłem, kładąc podbródek na jego ramieniu. Nie wiedziałem,
czy mogę go całować po szyi.
- Nie
przeszkadza mi to. Zachowuj się tak, jakby tamto nie miało miejsca, proszę –
szepnąłem, spuszczając głowę. Nie chciałem pamiętać o tym... Chciałem
zapomnieć.
- Dobrze, tylko proszę, nie smuć się - szepnąłem mu do
ucha, przytulając go mocniej. Ponownie pocałowałem go w szyję, delikatnie
robiąc na niej malinkę.
- Jak
coś mi nie będzie pasować, to Ci powiem – uśmiechnąłem się delikatnie. Jego
usta doprowadzały mnie do szału... Przewróciłem naleśniki.
- Mhm... - mruknąłem, przejeżdżając nosem po jego karku.
Miałem nadzieję, że moim zachowaniem, nie przywrócę tych złych wspomnień.
-
Łaskocze! – zaśmiałem się. Miałem łaskotki praktycznie wszędzie, a takimi
czynnościami mnie łaskotał.
Uśmiechnąłem się, po raz kolejny całując go w szyję. Nie
chciałem go teraz łaskotać, bo jeszcze zrobiłby sobie krzywdę.
Powstrzymałem
się od jęknięcia, gdy delikatnie zaczął robić mi malinkę. Zagryzłem wargę. Po
chwili ściągnąłem te naleśniki, nakładając ostatnią porcję.
Spojrzałem na swoje dzieło, uśmiechając się. Chłopak
zaczął iść po sos czekoladowy, który wyjąłem. Nie puszczając go, podreptałem za
nim.
Zacząłem
się śmiać. Chodził jak pingwin... Wziąłem sos czekoladowy oraz truskawki. Teraz
czas na dekoracje.
Wrócił do talerza, a ja nadal go przytulając, poszedłem
za nim. Nie miałem zamiaru go puszczać. Brakowało mi go.
Nałożyłem
każdemu na talerz po cztery naleśniki. Polałem je czekoladą, po czym pokroiłem
truskawki. Ułożyłem je na naleśnikach i obok nich.
- Wiesz, że Cię już nie puszczę, nie? - spytałem, znowu
całując go w szyję. Uwielbiałem to robić. Wtedy jego twarz nabierała czerwonego
koloru.
- Nie
przeszkadza mi to – zaśmiałem się, rumieniąc się. Chciałem się odwrócić w jego
stronę, ale nie pozwolił mi.
Tak bardzo go kochałem, że mógłbym go nie puszczać resztę
życia.
- Kocham Cię - mruknąłem mu do ucha, całując go w nie.
Ponownie
zadrżałem. Doprowadzał mnie do szału.. Znowu nabrałem ochoty na coś więcej, ale
wiedziałem, że nie dam rady. Wtuliłem się w niego.
Obróciłem go w swoją stronę, przytulając go mocniej.
Uśmiechnąłem się. Zacisnąłem dłonie na jego koszulce. Cieszyłem się, że go
miałem.
-
Naleśniki nam wystygną – zaśmiałem się, przylegając do niego. Chyba zrobiłem
się głody.. A zresztą mieliśmy oglądać film.
Westchnąłem, po chwili odsuwając się od niego. Wziąłem
talerze.
- Weźmiesz widelce? - spytałem z uśmiechem. Te naleśniki
tak ładnie wyglądały.
- Nie
– zaśmiałem się. Zacząłem przeszukiwać szafki. W końcu znalazłem odpowiednią.
Wziąłem w/w rzeczy i poszedłem za nim.
Wlazłem na górę, siadając na łóżku.
- Wybierzesz coś? - spytałem, gdy wszedł do pokoju.
Podałem
mu sztućce, a sam wybrałem jakąś komedię. Włączyłem ją i usiadłem obok, biorąc
talerz oraz widelec.
Zaczęliśmy jeść. Po rozpoczęciu filmu, wiedziałem, że
wybrał komedię. Przynajmniej się trochę pośmiejemy.
Zjadłem
połowę, a później już nie mogłem. Jednak musiałem to zjeść. Musiałem odzyskać
siły po tym wszystkim.
Lubiłem ten film. Był naprawdę zabawny. Zjadłem całość,
odkładając talerz na stolik. Spojrzałem na chłopaka, po czym objąłem go
ramieniem.
Wtuliłem
się w niego, wkładając truskawkę z czekoladą do ust. Jednak musiałem przyznać,
że jego usta były dużo słodsze.
Zaśmiałem się, gdy spostrzegłem, że ubrudził się
czekoladą. Nachyliłem się, po czym zlizałem sos z kącika jego ust.
-
Gdzie z tym językiem? – zaśmiałem się. Nie, nie przeszkadzało mi to, wręcz
przeciwnie. On naprawdę zachowywał się jak kot. Nawet mnie lizał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz