[Kai] - Ale one smakują tym deserem - powiedziałem, ale potem już
nic nie powiedziałem. Nie będę się z nim kłócił.
[Miyavi] - Nie – burknąłem. – Nie chcę
tam wracać – szepnąłem po paru minutach ciszy. – Nie chcę tam siedzieć... Tam
jest nudno.
- Już niedługo, kochanie. Nie będziesz tam długo siedział.
Kaftana już też nie założą - powiedziałem, przytulając się do niego.
- Na pewno? Obiecujesz? –
spytałem cicho, wtulając się w niego mocniej. Nie chciałem tego gówna na sobie.
Wtedy nie mogłem się ruszać.
- Obiecuję - powiedziałem, gładząc dłońmi jego plecy. Niech
się nawet nie ważą mu tego zakładać.
- Dobrze. To chodźmy już tam –
uśmiechnąłem się. Objąłem go w pasie, powoli kierując się do wyjścia z toalety.
Wyszliśmy, a lekarz podszedł do nas.
- Przeniesiemy pana do innej sali. Widzę, że nie ma potrzeby
trzymania pana w izolatce.
Uśmiechnąłem się, wtulając
mocniej w Kai’ a. Cieszyłem się, że nie będę musiał tam siedzieć.
- Jednak kaftan na parę dni
zostawimy.
- Nie, nie, nie, nie! –
pokręciłem głową. – Ja nie chcę – jęknąłem. – Kai... Kai, obiecałeś mi –
szepnąłem ze łzami w oczach.
- Cii... - przytuliłem go mocno, patrząc błagalnie na
lekarza. Kaftan nie był potrzebny. - Proszę, nie zakładajcie mu go. On czuję
się gorzej, gdy ma go na sobie. Chyba zależy panu na jego zdrowiu, prawda?
- Ja nie chcę tego – jęknąłem,
wtulając twarz w jego szyję. Nie chciałem mieć tego na sobie. Podniosłem rękę i
wytarłem oczy.
- No dobrze. Ale jeżeli będzie agresywny, to kaftan wróci,
rozumiemy się? - spytał, a ja pokiwałem głową.
- Nie chcę – szepnąłem. – Nie
muszę mieć? – spytałem, patrząc z nadzieją na chłopaka. Pociągnąłem nosem.
- Nie, kochanie, nie musisz - powiedziałem, uśmiechając się
do niego ciepło. - Nie założą go.
- Yay! – uśmiechnąłem się,
wycierając oczy do końca. – Dziękuję – mruknąłem. Gdyby nie on to pewnie to by
wróciło.
Wywróciłem oczami i razem z chłopakiem, poszedłem za
lekarzem. Odprowadziłem go do sali, zatrzymując się przed drzwiami.
- Jak dam radę, to przyjdę jutro.
- Dobrze – uśmiechnąłem się. Nie
chciałem go zmuszać, w końcu sam musiał wyzdrowieć. Nachyliłem się nad nim i
pocałowałem go w usta.
Odwzajemniłem pocałunek, kładąc dłonie na jego torsie.
Zacisnąłem ręce na jego koszulce. Nie chciałem już iść, ale minął nam czas.
Objąłem go w pasie i
przyciągnąłem do siebie jeszcze bliżej. Nie chciałem żeby szedł... W końcu
odsunęliśmy się od siebie.
- Wizyty są w poniedziałki,
środy, piątki i niedziele – oznajmił lekarz. Co dwa dni?! Nie wytrzymam...
Westchnąłem cicho. Z jednej strony cieszyłem się, że co dwa
dni. Nie dałbym rady przychodzić codziennie. Byłem jeszcze zbyt słaby.
Przytuliłem go, wtulając twarz w
jego włosy. Nie chciałem go puszczać, ale widziałem, że ledwo trzyma się na
nogach.
Wtuliłem się w niego mocno. Było mi słabo. Musiałem się
położyć. Wczepiłem się w niego, próbując jakoś ustać.
Pogłaskałem go po włosach i z
trudem odsunąłem się od niego. Przyszedł jakiś drugi lekarz, łapiąc Kai’ a za
ramię.
- Musi się pan położyć. W środę
pan przyjedzie – powiedział.
- Hai... - mruknąłem z trudem. Spojrzałem na Miyavi' ego, po
czym uśmiechnąłem się do niego. - Kocham Cię. Do zobaczenia.
- Ja Ciebie też – uśmiechnąłem
się. – Do zobaczenia – szepnąłem. Wszedłem szybko do sali żeby nie zobaczył, że
łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałem żeby szedł, ale musiał.
Westchnąłem i razem z lekarzem poszedłem do wyjścia.
Skierowaliśmy się do samochodu. Usiadłem na tylnym siedzeniu, przymykając oczy.
Cieszyłem się, że wreszcie go zobaczyłem.
Podszedłem do łóżka, które stało
w kącie i położyłem się na nim. Od razu wtuliłem twarz w poduszkę, zamykając
oczy. Usnąłem.
Gdy dotarliśmy do szpitala, od razu zaprowadzono mnie do
mojego pokoju. Przebrałem się w dres, który zostawili mi chłopcy i położyłem
się do łóżka.
Śniły mi się te czasy przed
narkotykami. Jak biegałem razem z Bou po wytwórni, jak śmialiśmy się... Ale oni
nie chcą mnie widzieć. Nie dziwiłem im się.
Wtuliłem się w poduszkę, zasypiając. Byłem zmęczony. To było
zbyt dużo, jak na jeden dzień. Musiałem odpocząć.
Obudziłem się przez lekarza,
który wszedł do sali. Jednak zignorowałem go. Wtuliłem się mocniej w kołdrę i
poduszkę.
Spałem dość długo, bo obudziłem się na następny dzień.
Otworzyłem oczy, a przy moim łóżku ujrzałem Reitę i Uruhę.
- Co wy tu robicie?
- Proszę wstać, panie Takamasa.
Śniadanie i tabletki – oznajmił.
- Jestem Miyavi! – burknąłem,
podnosząc się do siadu. Przetarłem oczy. Nigdy nie lubiłem gdy ktoś zwracał się
do mnie po imieniu czy nazwisku.
- Chcieliśmy Cię przeprosić - mruknął Uruha. Ja tylko się
uśmiechnąłem. Nie byłem już na nich zły. Kiedy byłem w śpiączce, tyle dla mnie
zrobili, że nie byłem w stanie się dłużej na nich gniewać. W końcu byliśmy
przyjaciółmi, ne?
- Ale ja nie chcę jeść.. Nie
jestem głodny – mruknąłem. Znowu dali mi kanapki z tą szynką i serem.
- Jeśli nie zjesz to pan Tanabe
do Ciebie nie przyjdzie – zagroził.
- Już dawno się nie gniewam - oznajmiłem. - Słyszałem wasze
przeprosiny, kiedy byłem nieprzytomny i to mi wystarczyło - uśmiechnąłem się do
nich.
- No dobra – mruknąłem, biorąc
talerz do ręki. – Ale tej szynki nie lubię – skrzywiłem się i ściągnąłem ją z
kanapki. Wziąłem jedną do ręki, gryząc pierwszy kęs. Zdecydowanie lepiej mi się
jadło gdy Kai mnie karmił.
Rozmawiałem z nimi przez jakąś godzinę. Potem poszli.
Cieszyłem się, że w końcu się pogodziliśmy.
Dopiero po godzinie zjadłem
jedną kanapkę. Nie chciało mi się tego jeść, ale chciałem zobaczyć Kai’ a.
Wziąłem do ręki drugą.
Już nie mogłem doczekać się kolejnego spotkania z Miyavi' m.
Stęskniłem się za nim. Chciałem się do niego przytulić.
Minęła kolejna godzina, a ja
jadłem. W końcu skończyłem. Lekarz podał mi tabletki oraz wodę. Oczywiście
połknąłem je. Skrzywiłem się lekko. Było mi niedobrze. Taka porcja była dla mnie
za duża.
Cały czas myślałem o moim chłopaku. Uśmiechnąłem się, gdy w
głowie pojawiła mi się jego radosna twarz.
- Fuj! – burknąłem i położyłem
się na boku, tyłem do lekarza, a przodem do ściany. Ponownie zamknąłem oczy.
Dzień mijał mi bardzo spokojnie. Same badania. Potem jeszcze
przyszli Aoi z Ruki' m, więc nie nudziłem się.
Leżałem w tej sali i prawie
umierałem, tak bardzo mi się nudziło. I ja tu miałem niby wyzdrowieć? Taa.
Dobre sobie.
Wieczorem położyłem się spać. Byłem zmęczony, więc szybko udało
mi się zasnąć. Wtuliłem się w poduszkę, śniąc o Miyavi' m.
Dali mi jeszcze kolację i znowu
zostałem sam. Nie mogłem usnąć, zrobiłem to dopiero przed czwartą. Chciałem
stąd wyjść.
Ranek nastał szybciej, niż mogłem się tego spodziewać.
Wstałem wypoczęty i gotowy na spotkanie z ukochanym. Wstałem i poszedłem do
łazienki się ogarnąć i ubrać.
Obudzili mnie na śniadanie oraz
tabletki i tym razem zjadłem tylko jedną kanapkę, po której już było mi
niedobrze. Ponownie się położyłem i usnąłem.
Nie minęło wiele czasu, a już byłem w drodze do szpitala, w
którym trzymali Meev' a. Cieszyłem się jak głupi. Po jakiś dziesięciu minutach,
wlazłem do budynku. Od razu zaprowadzono mnie do jego pokoju.
Nawet nie pamiętałem co mi się
śniło. Czy w ogóle coś mi się śniło? Strasznie się tu nudziłem.
Wszedłem do jego pokoju. Spał. Usiadłem obok niego i
zacząłem głaskać go po włosach, uśmiechając się przy tym.
Obudziłem się, czując dłoń we
włosach. Otworzyłem oczy i przetarłem je. Obróciłem się.
- Kai! – krzyknąłem i rzuciłem
się na niego, przytulając mocno.
Zaśmiałem się, wtulając się w niego.
- Też się cieszę, że Cię widzę - powiedziałem, układając
głowę na jego ramieniu.
Zamruczałem i wpakowałem mu się
na kolana. Objąłem go ramionami w pasie, przysuwając się jeszcze bliżej.
Zdziwiłem się, gdy usiadł mi na kolanach. Był strasznie
lekki, co nadal mnie niepokoiło, jednak nic nie mówiłem. Wtuliłem się w niego
mocniej, wdychając jego zapach.
- Kocham Cię – szepnąłem mu do
ucha i pocałowałem go w szyję. Znowu wtuliłem się mocno w niego.
- Ja Ciebie też - powiedziałem, uśmiechając się. Nie
widziałem go jeden dzień, a stęskniłem się tak bardzo, że nie mogłem się od
niego odkleić.
- Tu jest tak nudno! – jęknąłem.
– Tylko leżę w tym łóżku i się nudzę – burknąłem. To już w tamtej sali było
ciekawiej.
- Już niedługo, kochanie - powiedziałem, gładząc dłońmi jego
plecy. Było mi tak przyjemnie w jego ramionach.
- A oni we mnie wpychają jakieś
nadludzkie porcje! – poskarżyłem się jak małe dziecko. – Zawsze potem mi
niedobrze – burknąłem.
- Ojeju... Moje biedactwo - powiedziałem, wplatając dłoń w
jego włosy. Zacząłem je przeczesywać. Czułem się, jakbym trzymał na kolanach
małe dziecko.
Zaśmiałem się, patrząc na jego
twarz. Nie wiem jak, ale zmusiłem go żeby położył się na łóżku, a sam wtuliłem
się w niego mocno.
Objąłem go mocniej, nadal przeczesując jego włosy. Nie
mogłem się nim nacieszyć. Tak bardzo mi go brakowało przez ostatni czas.
- Ała – syknąłem cicho. – Nie
tak mocno – szepnąłem. Bolały mnie żebra gdy mnie tak mocno przytulał.
- Przepraszam - powiedziałem ze skruchą, poluźniając uścisk.
Po prostu się za nim stęskniłem.
- Lepiej się już czujesz? –
spytałem, patrząc na jego twarz. Podniosłem rękę i pogładziłem palcami jego
policzek.
- Tak, jest lepiej - powiedziałem. Było lepiej, jednak nadal
źle. Nadal było mi trochę słabo.
- To dobrze – pocałowałem go w
policzek. - Szkoda, że nawet gitary czy kartek nie mam – burknąłem. Akurat
teraz musiałem mieć w głowie tekst piosenki.. Miałem nadzieję, że jej nie
zapomnę.
- Mogę Ci przynieść kartki i długopis, jeśli chcesz - powiedziałem
patrząc na jego twarz. Miałem nadzieję, że chociaż na to mu pozwolą.
- Chcę, dziękuję – uśmiechnąłem
się, ponownie w niego wtulając. – Kochas mnie? – spytałem cicho.
- Kocham, najbardziej na świecie - powiedziałem, kręcąc
loczka z kosmyka jego włosów. Uśmiechnąłem się, widząc słodki wyraz jego
twarzy.
- Ojej – mruknąłem. Czułem, że
moje policzki pieką. Wtuliłem twarz w jego szyję żeby tego nie zobaczył.
Widziałem te rumieńce, zanim zdążył je ukryć, jednak nic nie
powiedziałem. Cały czas bawiłem się jego włosami, udając, że nic nie widziałem.
Uśmiechnąłem się, powoli się
uspokajając. Zmieniłem na nim pozycję, bo zrobiło mi się niewygodnie i przez
wypadek otarłem się udem o jego krocze.
Zagryzłem wargę, powstrzymując się od jęku. Osz cholera...
Po moim ciele przebiegł dreszcz podniecenia. Nie mogłem teraz.
Spojrzałem na jego twarz,
ponownie zmieniając pozycję na nim. Nie umiałem się wygodnie ułożyć.
Prawie jęknąłem, gdy znowu się otarł. Nie wytrzymam. Jak tak
dalej pójdzie, to będę miał problem. Nie mogłem. Po pierwsze, jesteśmy w
szpitalu, po drugie, nie miałbym siły.
- Przepraszam – szepnąłem ze
skruchą i położyłem się obok niego. Wtuliłem się w jego bok, kładąc głowę na
jego ramieniu.
- Nic się nie stało - mruknąłem, uśmiechając się do niego.
Miałem tylko nadzieję, że to się dzisiaj nie powtórzy.
Nie robiłem tego specjalnie...
Wtuliłem twarz w jego ramię, pociągając nosem. Aż mi się płakać zachciało.
Jednak starałem się opanować, po chwili mi się to udało.
- Coś nie tak? - spytałem. Widziałem smutek w jego oczach.
Czym się tak zasmucił? Coś się stało?
- Nic, nic.. Ja nie chciałem,
przepraszam – szepnąłem. Miałem nadzieję, że nie był na mnie zły za to.
- Ale spokojnie - zaśmiałem się. - Przecież nic się nie
stało. Nie przepraszaj - powiedziałem ciepło. Przecież nie byłem na niego zły.
Lubiłem jego dotyk, ale teraz... no nie mogłem pozwolić na TAKI dotyk.
Uśmiechnąłem się, wtulając w
niego mocniej. Odgarnąłem włosy z twarz i spojrzałem na niego. Miałem ochotę
się gdzieś przejść, a nie siedzieć tutaj.
Uspokoiłem się. Nie czułem już tego. Już nie miałem
dreszczy, jednak... chyba chciałbym to... Nie, Kai! O czym ty myślisz?!
Przymknąłem oczy, wtulając się w
niego mocniej. Nie chciało mi się spać... Zacząłem myśleć jak to będzie gdy
wyjdziemy ze szpitala.
Westchnąłem. Niedługo musiałem iść. Dzisiaj miałem jeszcze
kilka badań, więc nie mogłem długo z nim siedzieć.
- Dasz mi buzi? – spytałem
cicho. Odkąd tu jest ani razu mnie nie pocałował. Potrzebowałem tego.
Podniosłem się delikatnie, przysuwając do jego ust. Po
chwili delikatnie musnąłem jego wargi swoimi.
Zaplotłem palce na jego karku,
przyciągając go bliżej siebie. Zamruczałem cicho i oddałem pocałunek.
Uśmiechnąłem się delikatnie, uchylając wargi. Byłem ciekaw,
czy skorzysta i pogłębi pocałunek.
Przymknąłem oczy, pogłębiając
pocałunek. Skoro sam chciał, to dlaczego miałbym nie skorzystać?
Zamruczałem, odwzajemniając pocałunek. Tak bardzo brakowało
mi jego ust.
Odsunąłem się od niego, gdy
zabrakło mi powietrza. Jednak wciąż patrzyłem mu w oczy.
- Mniam – uśmiechnąłem się czule
i oblizałem wargi.
Zaśmiałem się, widząc jego rozmarzoną minę.
- Kocham Cię - powiedziałem. Czułem, że się rumienię.
- Ja Ciebie też kocham. Jesteś
dla mnie całym światem, Kai – szepnąłem cicho i zagryzłem wargę.
- Ojej... - mruknąłem. To było takie miłe. Aż tyle dla niego
znaczę? Zrobiło mi się cieplej na sercu.
Uśmiechnąłem się delikatnie i
przytuliłem go mocno. Trzymałem się jakoś tylko dlatego, bo chciałem go
zobaczyć. Nic ani nikt więcej mnie tu nie trzymał.
- Nie zostawisz mnie nigdy, prawda? - spytałem cicho. Nie
chciałem go stracić.
- Wolałbym umrzeć niż Cię
zostawić. Gdyby nie myśl o tym, że ponownie Cię zobaczę to już do końca bym się
poddał – mruknąłem. Zagryzłem wargę. Byłem głupi, że zacząłem brać. To nie było
żadne rozwiązanie problemów.
- Oouu - rozczuliło mnie to. To były takie miłe słowa.
Oddałby za mnie życie? Nagle zachciało mi się płakać.
Spojrzałem na jego twarz. Miał
łzy w oczach? Powiedziałem coś nie tak?
- Ja... Powiedziałem coś nie
tak? – spytałem cicho. Nie chciałem żeby płakał.
- Nie... - mruknąłem. - Ja... Ja jestem taki szczęśliwy -
powiedziałem, wycierając łzy.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem
go w policzek, nos, a następnie szybko w usta. Wtuliłem się w niego.
- Cieszę się, że Cię mam - mruknąłem, wciskając nos w jego
włosy. Tak ładnie pachniały.
- Chciałbym stąd już wyjść –
szepnąłem po chwili. Nie chciałem tu siedzieć. Przez tą nudę wariowałem tu.
Miałem dość tego miejsca. Nie jestem nienormalny żeby mnie tu trzymać.
- Wiem, ale musisz jeszcze trochę wytrzymać - szepnąłem,
ponownie zaczynając bawić się jego włosami. Lubiłem to.
- Ale tu jest nudnoooooo! –
jęknąłem. – Nie mam tu co robić. Od leżenia i gapienia się w ścianę, zwariuję!
– burknąłem.
- Przyniosę Ci kartki, długopis... Przyniósłbym gitarę, ale
mi nie pozwolą - powiedziałem, drugą ręką gładząc jego policzek.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się,
wtulając twarz w jego dłoń. Już chyba nawet miałem początek. Miałem nadzieję, że
nie zapomnę tego.
- Kocham Cię - powtórzyłem. Wiedziałem, że będę zaraz musiał
iść. Nie chciałem go zostawiać.
- Ja Ciebie też – szepnąłem.
Ponownie przewróciłem go na plecy i mocno przytuliłem rękami i nogami. – Nie
oddam Cię – mruknąłem.
Jejku! Jakie to słodkie! ^^ Błagam Cię, Toshi, nie zakończ tego śmiercią któregoś z nich czy Bóg wie czym jeszcze. ;;
OdpowiedzUsuńTen moment, kiedy przynoszą mu śniadanie i leki, zwracają się do niego per Takamasa, a ten na to "Jestem Miyavi!". Wyobraziłam to sobie. xD Jak mówi to tonem oburzonego dziecka.
Jak można jeść jedną kanapkę dwie godziny? o.O