poniedziałek, 14 stycznia 2013

Szara rzeczywistość. 002

[Miyavi]
                Pierwsza była muzyka. Lubiłem ten przedmiot w końcu jak to się mówi – mam talent. Usiadłem w ostatniej ławce pod oknem. Przede mną usiadło pięciu chłopaków ubranych na czarno, z makijażem i nastroszonymi fryzurami.
                – Ishihara Takamasa. – przeczytała nauczycielka. – Jesteś nowy? – spytała.
                – Tak. – odpowiedziałem tylko.
                – Widzę, że masz gitarę... – zaczęła. – Grasz?
                – Gram.
                – A zagrasz nam coś? – spytała, uśmiechając się zachęcająco.
                Westchnąłem cierpiętniczo, ale uśmiechnąłem się lekko.
                – W zasadzie czemu nie. – wstałem i wziąłem gitarę. – Może być coś swojego?
                – Dobrze, ale chodź na środek.
                Wziąłem gitarę i krzesło, i ruszyłem na środek klasy. Położyłem je, usiadłem i zacząłem wyjmować moją kochaną czarną gitarę. Uśmiechnąłem się lekko. Sprawdziłem po kolei każdą strunę – nie rozstroiła się.
                Tylko co by tu zagrać? Może tą najnowszą?  Uśmiechnąłem się i zacząłem grać „Torture.”
                Grając miałem ochotę śpiewać, ale cóż... nie wszystko na raz, nie? Widziałem niedowierzające spojrzenia niektórych osób. Najbardziej rozśmieszyła mnie mina pewnej dziewczyny ubranej całej na różowo, nawet włosy miała różowe. O mało co, a wybuchnąłem śmiechem i śmiałbym się co najmniej przez tydzień.
                Z westchnieniem zakończyłem piosenkę i spojrzałem na nauczycielkę.
                – Może być? – spytałem cicho próbując nie wybuchnąć śmiechem.
                – Od kiedy... grasz na... na gitarze? – wydukała.
                – Od małego. Zawsze miałem styczność jak nie z gitarą to z pianinem, perkusją, klawiszami i jeszcze różnymi instrumentami. – zacząłem ją delikatnie pakować. W końcu to był mój największy skarb.
                – Dobrze. Usiądź.
                Uśmiechnąłem się pod nosem na ich miny i z westchnieniem ruszyłem do ławki. Widziałem na sobie spojrzenia wszystkich, ale one nie peszyły mnie... W poprzedniej szkole było tak samo. W końcu się wyróżniam, nie?
                Gry doszedłem do ławki zobaczyłem na niej kartkę wyrwaną z zeszytu zgiętą na pół. Nie przypominam sobie żebym to ja ją tu postawił. Wzruszyłem lekko ramionami i usiadłem. Otworzyłem kartkę. Było na niej lekko pochyłe pismo, ale bardzo staranne.
                „Yo, Ishihara. Jestem Kai. (To ten w czarnych włosach.) Koło mnie ten blondyn to Uruha, ten z czarnymi powiekami to Ruki, obok niego ten z opaską na nosie to Reita, a z kolczykiem w wardze Aoi... Aoi jest najstarszy, ale w gimnazjum nie zdał i siedzi, a Ruki jest najmłodszy, ale uznali go za „geniusza” i przeskoczył te parę klas...
Jesteś nowy? Z tym wyglądem i talentem chyba miałeś pełno gapiów, nie? – uśmiechnąłem się pod nosem. – Ale to nie o tym chciałem „rozmawiać.” Mamy „propozycję”. Jeśli chciałbyś Nas poznać, zaprzyjaźnić się z Nami lub coś w tym guście to możemy się spotkać (cała szóstka). Odpisz na tej kartce jeśli chcesz.”
                Zauważyłem, że nauczycielka już zaczęła coś tłumaczyć.
                Wziąłem mój czarny długopis i odpisałem:
                „Yo. Nie mów tak do mnie. Nie lubię tego. Jestem Miyavi. Jasne, możemy się spotkać. W zasadzie i tak nie mam nic o roboty... Poza wyjściem z psem... Tylko napisz gdzie i o której....
P.S. Głupio być jedynym singlem w waszej „paczce”, nie? ^_^.”
                – To może Ishihara przyjdzie i dokończy to zadanie? – usłyszałem nauczycielkę.
                – Ee.. Jasne. – rzuciłem okiem na zadanie i uśmiechnąłem się lekko.
                Wstałem i zacząłem iść w kierunku tablicy. Przechodząc koło ławki Kai’ a oddałem mu kartkę. Japierdziele zadania z muzyki... Tego chyba jeszcze nie było, nie?
                Wracając zauważyłem niedowierzające spojrzenie Kai’ a.. No cóż. Nie trudno ich rozgryźć... A szczególnie po tych spojrzeniach jakie sobie rzucają... To jest naprawdę łatwe. Reita był z Ruki’ m, a Aoi z Uruhą. Chyba wiadomo kto był na górze, prawda? Ale widać było zaciętość Uruhy więc chyba pozycja seme Aoi’ ego była zagrożona. Z Ruki’ ego też nie był taki aniołek – zaśmiałem się w myślach.
                Rozwiązałem zadanie poprawnie i ruszyłem do ławki. Zauważyłem, że Kai szybko odpisuje, daje mi znowu kartkę na ławkę, a później mówi coś do przyjaciół z lekkim uśmiechem. Był taaaki słodki. Szczególnie z tymi dołeczkami w policzkach.
                Otrząsnąłem się z szybko takich myśli. Usiadłem i zacząłem przepisywać. Wziąłem kartkę do ręki i przeczytałem:
                „Skąd wiesz, że jestem sam? Aż tak to po mnie widać? Ech... Trudno się mówi, nie? Etto... A wracając do tematu. Możemy się spotkać dzisiaj o 16:00, bo o 14:20 kończymy lekcje. Masz psa? Jakiego? I jak się wabi?”
                Uśmiechnąłem się. Dzisiaj o 16 powiadacie.... Odpisałem:
                „Jasne. O 16, ale gdzie? Mam psa. To jedyna pamiątka po bracie... Eee... To owczarek niemiecki. Wabi się Hiro i ma dopiero trzy miesiące.
Skąd wiem, że jesteś singlem? To widać. Patrzysz na nich trochę zazdrosny, ale starasz się to ukryć. Nikomu nie powiem, nie martw się.”
                Oddałem mu ukradkiem kartkę i znowu wziąłem się za przepisywanie. Po zaledwie paru sekundach dostałem ją z powrotem.
                „Na rogu jest plac zabaw. Tam się czasem spotykamy. Pamiątka po bracie? A co się stało? (Nie mów nikomu o tym, że jestem smutny, itd.. Nikt nie może wiedzieć...)”
                Westchnąłem i odpisałem:
                „Okej. To o 16 na placu zabaw. Taak. Pamiątka... Ettoo.. No.. Takie tam. Nie ważne. Spoko, nie powiem.”


***

                Na plac zabaw przyszedłem z psem w jednej ręce, a bułką w drugiej. Nie zdążyłem niestety zjeść obiadu, bo ojciec znowu się upił...
                Kończyłem bułkę gdy reszta przyszła.
                – Sorki, ale nie zdążyłem zjeść obiadu. – westchnąłem. – Hiro! Do nogi! Zostaw! Chodź tu! – jednak pies nie słuchał mnie. Latał koło Kai’ a szczekając radośnie, na co tamten nachylił się i zaczął go głaskać po głowie. – Hiro! – zawołałem ostrzegawczym tonem. Słysząc mój ton przybiegł i usiadł koło moich nóg. – Grzeczny piesek. – pogłaskałem go po karku i dałem mu resztę mojego „obiadu”.
                Kai usiadł koło mnie na drugiej huśtawce.
                – Na imię mam Yutaka Tanabe, ale przyjaciele mówią mi Kai. – zaczął. – To jest Akira Suzuki, ale mówimy na niego Reita, Yuu Shiroyama, czyli Aoi i Kouyou Takashima, czyli Uruha. – uśmiechnął się lekko (wyglądał słodko). – Ach! Zapomniałbym o naszym milordzie. Takanori Matsumoto, Ruki.
                – Ishihara Takamasa, ale dla niektórych Miyavi. – spuściłem głowę i zacząłem głaskać mojego psiaka. – A to jest Hiro. – przedstawiłem go. Słysząc swoje imię podniósł głowę.
                – Słodki. – stwierdził Kai. – Chodź do mnie. Hiro. – wyciągnął rękę, jednak pies nie podszedł tylko spojrzał na mnie.
                – Idź. – powiedziałem cicho.
                Pies radośnie podbiegł do niego. Skoczył na niego i prawie go wywrócił.
                – Hiro spokój. – pies uspokoił się, ale dalej stał koło niego.
                – Nieźle go wytrenowałeś. – powiedział wesoło Ruki i podszedł do niego.
                – Musiałem. – mruknąłem.
                – Od dawna grasz na gitarze? – spytał Reita siadając na kamieniach. Tak samo zrobił Yuu.
                – Na gitarze? – spytałem cicho zamyślając się. – Jak miałem chyba pięć lat to zacząłem... Czyli będzie gdzieś z trzynaście lat... A wy? Gracie na czymś?
                – Ja na perkusji. – odpowiedział Kai.
                – Gitara. – odpowiedzieli równo Uruha i Aoi na co zaśmiali się.
                – Bas. – powiedział Reita podrzucając kamienie.
                – Ja na akustyku, elektrycznej i śpiewam. – Ruki zaśmiał się, bo Hiro polizał go po twarzy.
                Nagle zaczął mi dzwonić telefon. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Skrzywiłem się, ale odebrałem.
                – Słucham? – warknąłem.
                ~ Gdzie jesteś? – usłyszałem zapity głos mojego ojca.
                – Na dworze z kolegami. – powiedziałem chłodno. – Chciałeś czegoś?
                ~ O której będziesz w domu? – wybełkotał.
                – Nie wiem. Wieczorem. Jak zawsze późno. I uprzedzając kolejne pytanie... Tak, Hiro jest ze mną.
                ~ A zjadłeś coś?
                – A od kiedy się o mnie martwisz co? – warknąłem zły. – Kończę. Nie wiem kiedy wrócę. Cześć. – rozłączyłem się zanim zdążył odpowiedzieć.
                Westchnąłem i zamknąłem oczy chowając telefon do kieszeni. On zawsze potrafił wyprowadzić mnie z równowagi... I jak zwykle zepsuł mi humor.
                – Jak zwykle. – mruknąłem pod nosem.
                – Co się stało? – spytał Kai.
                – Drobne problemy. – mruknąłem z sarkazmem.
                Piecho chyba czując moją zmianę nastroju podszedł do mnie i położył mi głowę na kolanach. Pogłaskałem go po głowie i uśmiechnąłem się lekko. On zawsze poprawiał mi humor i był ze mną. Nie ważne co się działo.
                Rozmowa o dziwo kleiła się. Mieliśmy dużo wspólnych tematów. Jednak oni nie byli taki jak ja... Oni mieli bogatych rodziców, którzy interesowali się nimi... Tak przynajmniej wywnioskowałem. Tylko ja taki byłem...
                Zauważyłem, że przy nich potrafię się szczerze uśmiechać... Od śmierci brata nie pamiętam kiedy ostatnio się uśmiechałem... Przeprowadziliśmy się do Tokio zaraz po jego śmierci, ale po dwóch miesiącach znowu się przeprowadziliśmy tutaj.
                Nieubłaganie zbliżała się pierwsza w nocy.
                – A wy o której wracacie do domu? – spytałem z lekkim uśmiechem.
                – Różnie. – odpowiedział smutnie Kai. – Oni mają do kogo wracać. A ja nie. – mruknął cicho.
Właśnie siedzieliśmy we dwójkę na ławce gdy oni ganiali się po całym placu drąc się i śmiejąc. Przysunąłem się do niego bliżej i objąłem go delikatnie w pasie. Chłopak nie speszył się, ale wtulił we mnie lekko.
                – Rodzice w pracy? – spytałem cicho.
                Chłopak westchnął.
                – Tak. – mruknął jeszcze ciszej. – Nigdy ich w domu nie ma. Nawet o moich urodzinach nie pamiętają. Co prawda mam kasę i wszystko co zechcę, ale co mi po tym skoro oni nie zachowują się jak rodzice? W zasadzie to mam matkę i ojczyma. Rodzice rozwiedli się..., ale Ruki ma gorzej. – uśmiechnął się lekko. – Nie dziwię się, że w swoim domu nie mieszka. Żałuję, że nie mogę mu bardziej pomóc.
                – Nie jesteś sam, uwierz mi. – mówiłem równie cicho głaskając mojego psa, który leżał koło moich nóg. – Nie wszystko możesz zrobić sam. Masz przyjaciół, którzy Ci pomagają i zawsze są z Tobą. Musisz w nich uwierzyć i zaufać im. A dlaczego Ruki nie mieszka u siebie?
                – On mieszka z Reitą. U niego w domu nigdy nie ma spokoju. Rodzice bili go za każdą, nawet najdrobniejszą rzecz. Codziennie miał siniaki na ciele i ślady po pasie. W końcu nie wytrzymaliśmy i chłopak wyprowadził się z domu. Niestety nie mógł u mnie zamieszkać, bo u mnie w domu jest jak jest, ale Ue- chan wziął go do siebie... Od tamtego czasu są razem, czyli jakieś dwa lata. – uśmiechnął się lekko. – Na początku darli ze sobą koty, ale dzięki temu, jacy są jego rodzice, poznali się lepiej i rozumieją się jak nikt inny. Nawet bez słów dobrze się rozumieją.
                Westchnąłem i spojrzałem na zegarek. 1:24.
                – Po pierwszej. Muszę już iść, bo... – urwałem.
                – Bo? – spojrzał na mnie.
                – Ojciec znowu będzie się drzeć.
                – Rozumiem. To do zobaczenia jutro? – uśmiechnął się.
                – Jasne. To cześć. – nachyliłem się, a następnie musnąłem jego policzek swoimi ustami.
                – Jak się z Tobą skontaktuję? – spytał nieśmiało.
                – Daj telefon. Zapiszę Ci mój numer. – wziąłem od niego komórkę i zapisałem, a następnie oddałem mu ją. – Pisz kiedy tylko chcesz.
                Z westchnieniem wstałem i zapiąłem mojego psa.
                – Do zobaczenia! – krzyknąłem chłopakom.
                – Cześć. – odkrzyknęli i podbiegli do Kai’ a...


***

[Kai]

                – O czym rozmawialiście? – spytali.
                – O niczym ważnym. – odpowiedziałem z uśmiechem.
                – Pocałował Cię. – zauważył Rei.
                – W policzek. To przyjacielski buziak. – powiedziałem cicho. Nie wiem czy usłyszeli smutną nutę w moim głosie, ale miałem nadzieję, że nie.
                – Zapisał Ci swój numer.
                – Przecież to przyjaciel, nie? – powiedziałem cicho.
                – Nie martw się. – Uru objął mnie ramieniem i przytulił mnie lekko.
                – Ja też chyba pójdę, bo nie daj Boże jeszcze mój ojczym przyjdzie. – wzdrygnąłem się. – Do jutra. – przytuliłem każdego z osobna. – Wy też już idźcie, bo jutro widzę Was w szkole. – zaśmiałem się i odszedłem.


***

[Miyavi]

                Mam nadzieję, że niczego nie spieprzyłem tym buziakiem. Lubiłem go i to bardzo... Nie chciałem go stracić... Był dla mnie bardzo ważny. Wreszcie przy kimś czułem się swobodnie. Może to dziwne, bo znałem go dopiero dzień, ale wiedziałem, że chcę aby on był już przy mnie zawsze.
                Wszedłem cicho do domu. Mój ojciec na szczęście już spał.
                Poszedłem do łazienki i zmyłem mój lekki makijaż. Wziąłem prysznic zmywając trudy dzisiejszego dnia.


***

                Rano do szkoły jak zwykle pojechałem metrem. Jednak już nie spotkałem więcej tego kolesia z wczoraj.
                Do szkoły jak zwykle przyszedłem kilka minut przed dzwonkiem i od razu skierowałem się na drugie piętro.
                Chłopcy już siedzieli pod klasą, ale Kai był dziwnie przygaszony. Siedział z kolanami podciągniętymi pod brodę. Starał się zakryć lekkie sińce pod oczami, ale nie udało mu się to za bardzo.
                – Yo. – rzuciłem wesoło.
                – Yo. – odpowiedzieli wszyscy oprócz Kai’ a.
                Kucnąłem przy nim i dotknąłem jego kolana. Wzdrygnął się i podniósł na mnie spojrzenie.
                – Wszystko w porządku? – spytałem cicho.
                – Nie. – odpowiedział.
                – Znowu to samo. – powiedział cicho Uru obejmując go ramieniem.
                – To znaczy? – spytałem.
                – Później Ci powiem. – mruknął czarnowłosy.
                – Ale... – zacząłem.
                – Nie drąż teraz tematu. – powiedział cicho. – Później Ci powiem, obiecuję.
                – Przepraszam. Nie chciałem.
                – Nic się nie stało. – uśmiechnął się słabo. – Po prostu nie chcę teraz o tym teraz rozmawiać. Później Ci powiem więc teraz nie zaczynaj, okej.
                – Jasne. Co teraz mamy? – spróbowałem zmienić temat.
                – Historię. – odpowiedział wesoło Ruki.
                – Ach.. No tak.
                Westchnąłem i usiadłem po drugiej stronie Kai’ a, a ten położył głowę na moim ramieniu. Wyłączyłem muzykę w telefonie, odłączyłem słuchawki i wsadziłem je do plecaka.
                – Hej, Ishihara. – usłyszałem przesłodzony głos.
                Spojrzałem zniesmaczony na osobę, która zakłóciła mój spokój. Stało tam to różowe coś...
                – Pewnie mnie nie znasz. Nazywam się Yoshi. Umówisz się ze mną? – zatrzepotała rzęsami.
                Wybuchnąłem śmiechem.
                – Nie. – odpowiedziałem.
                – Ale dlaczego? – chyba jako pierwszy jej odmówiłem..
                Westchnąłem poirytowany.
                – Bo nie interesują mnie osoby takie jak ty. – powiedziałem wymijająco.
                Byłem gejem, ale nie chciałem tego tak od razu mówić, bo przecież Kai się wystraszyć.. Może on był hetero? Ale w końcu nic nie powiedział jak go pocałowałem... Albo teraz ma głowę na moim ramieniu... Może on jest gejem? Albo co najmniej Bi? Tyle pytań, a tak mało wiem.
                – A może wolisz kogoś takiego jak on? – spytała obrzydzona wskazując Tanabe.
                – Możliwe. – powiedziałem patrząc jej w oczy.
                – Jesteś obrzydliwy. – skrzywiła się. – Nie wiem jak mogłeś mi się podobać.
                – Ja też nie wiem. Jesteśmy zupełnie różni, landryno. – zakpiłem. – Na Twój widok normalnie chcę rzygać tęczą.
                Reszta zaczęła się głośno śmiać, ale Kai tylko zachichotał.
                – I widzisz? Poprawiłem Ci humor. – szepnąłem mu do ucha.
                – Dziękuję. – odszepnął.
                – Zawsze do usług. – rozległ się dzwonek.
                Westchnąłem.


***

                Wracałem ze szkoły z Kai’ em, bo my jako jedyni z chłopaków zapisaliśmy się (czyt. Zapisali nas tam i musieliśmy chodzić.) do kółka dziennikarskiego i musieliśmy zostać żeby porozmawiać z wychowawcą.
                – Którędy idziemy? – spytał cicho.
                – Muszę iść po psa, a później możemy iść na plac zabaw lub do parku. – odpowiedziałem.
                – No ... dobra. – powiedział niepewnie.
                – To chodź. – pociągnąłem go za rękę.
                Poszliśmy do mojego domu po Hiro, – który rzucił się na niego, ale to szczegół – a następnie na plac zabaw. Usiedliśmy na tej samej ławce co wczoraj, a ja wypuściłem mojego psa.
                Znowu objąłem go lekko ramieniem w pasie.
                – Więc? Co się stało? – spytałem cicho.
                – Wczoraj jak wróciłem do domu to niestety mój ojczym był już w domu. – zaczął cicho spuszczając głowę. – On nie lubi moich przyjaciół, ani tego jak wracam późno do domu i ... – przerwał.
                – Nawrzeszczał i takie tam? Później pewnie zamknąłeś się w pokoju nie odzywając się do nikogo.
                – Skąd wiedziałeś? – zdziwił się.
                – Nie jesteś sam. – powiedziałem cicho nie patrząc na niego. – Mojej matki nigdy nie ma, a ojciec ... – westchnąłem. – pewnie znowu leży pijany na kanapie w salonie. On zawsze potrafi mi zepsuć humor... Chodźmy jednym słowem czy telefonem.
                – Czyli wtedy na placu to on do Ciebie dzwonił?
                Skrzywiłem się.
                – Niestety tak. Jesteś hetero? – spytałem nagle.
                Chłopak westchnął.
                – Etto... – zmieszał się. – W zasadzie... Etto... No... Jestem Bi. – szepnął.
                – Serio? Nie nabierasz mnie? – spytałem z nadzieją.
                – No... Nie.. Miałem już chłopaków i dziewczyny z resztą też...
                Uśmiechnąłem się.
                – Spoko. Nie masz się czego wstydzić.
                – A ty? Jesteś Bi?
                – Nie, jestem gejem. – westchnąłem. – Dziewczyny nigdy mnie nie pociągały. A widząc taką Yoshi... To każdemu może się to odechcieć. Jeśli Ci to przeszkadza to się odsunę.
                Zabrałem rękę i odsunąłem się lekko, ale Kai zaraz przysunął się i położył głowę na moim ramieniu.
                – Nie przeszkadza mi to. I kolejny przyjaciel gej. – zaśmiał się.
                – Czyli nie brzydzisz się mnie? – chciałem się upewnić.
                – No coś ty! Sam przecież miałem chłopaków, nie?
                – No tak, ale miałeś również dziewczyny, a ja nie...
                – Człowieku nie denerwuj mnie, jasne?
                – Gomen, gomen. – zaśmiałem się. – To co? W porządku?
                – Na razie tak, ale mam nadzieję, że nie będzie go w domu jak przyjdę.
                Uśmiechnąłem się.
                – Jak coś to pisz o każdej porze.
                – Dzięki.
                Spojrzałem na zegarek w telefonie. 17:20.
                – Już późno. Ja muszę lecieć.
                – Ja chyba też. – mruknął.
                – To do zobaczenia.
                Nachyliłem się aby pocałować go w policzek, ale w ostatnim momencie obrócił lekko głowę i pocałowałem go w prawy kącik ust.
                – To do jutra. – uśmiechnął się ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach.
                – Słodko wyglądasz z tymi dołeczkami w policzkach. – szepnąłem mu do ucha na co zarumienił się. – I teraz też wyglądasz słodko. – zaśmiałem się cicho. – To cześć. – musnąłem jeszcze raz jego policzek i wstałem.
                – Idź już, wariacie. – zaśmiał się. – I do zobaczenia.
                – Cześć. – przez chwilę jeszcze wahałem się, ale w końcu zapiąłem Hiro, uśmiechnąłem się szeroko i odszedłem.
                Zrobiłem zaledwie kilka kroków, a już poczułem wibrację telefonu. Wyciągnąłem go. Sms.
                K: „Yo, Mev- chan. To ja Kai. Wiem, wiem... Zrobiłeś zaledwie kilka kroków ^_^, ale to nie moja wina. Cholera, nie chcę wracać do domu, no! Nie chcę go spotkać.”
                Uśmiechnąłem się pod nosem.
                M: „Yo, skarbie. Pisz do mnie jeśli poprawi Ci to humor, okej? Może go nie będzie w domu? Spokojnie.. Po prostu nie wdaj się w kłótnie i będzie dobrze.”
                Wysłałem i z westchnieniem skręciłem w moją uliczkę. Nie minęła nawet minuta jak dostałem odpowiedź.
                K: „Skarbie? Hmm... Ciekawe, ciekawe ^_^. No dobra... To ja idę do domu, ale pisać będę, okej? Jeśli Ci się narzucam to powiedz i przestanę, ale.... No... To podnosi mnie na duchu. Spróbuję nie kłócić się z nim, ale nie obiecuję, że się uda... Wiesz co, kotku? Dzięki za wszystko... Nie zostawiłeś mnie pomimo wszystko..”
                Mój uśmiech pogłębił się. Z westchnieniem wszedłem do domu. Co dziwne nie poczułem tego zapachu alkoholu co zawsze. Pewnie gdzieś wyszedł...
                M: „Przecież Cię nie zostawię, skarbie. Nie przez to, że masz problemy z ojcem. Sam mam problemy. Nie jesteś sam i nie zostawię Cię nigdy, jasne? Obiecuję.... Nie: „spróbuję się z nim nie kłócić”, ale masz tego nie robić, jasne? ... Pisz, pisz. Nie narzucasz mi się. Jakbym nie chciał abyś pisał to nie podałbym Ci mojego numeru...”
                Dałem Hiro jeść, a sam poszedłem do mojego pokoju. Przebrałem się w jakiś dres i zacząłem przygotowywać się do szkoły. Jakieś zadania były więc zacząłem je rozwiązywać gdy usłyszałem dźwięk sms’ a. Otworzyłem go.
                K: „Na szczęście nie ma go w domu... Pewnie wróci wieczorem... W zasadzie to o ile w ogóle dzisiaj wróci. <śmiech> Co robisz, kotku?”
                M: „Właśnie wziąłem się za odrabianie lekcji. <wzdycha> Nienawidzę tego. Jutro mamy biologię, bo nie ogarniam?”
                Zacząłem odrabiać matematykę gdy przyszła kolejna wiadomość.
                K: „Mamy biologię, mamy, wariacie. <znowu śmiech> Dobra to ja Ci nie przeszkadzam. Też muszę odrobić lekcję. To pa, kotku. Do jutra.”
                M: „Dzięki. Co bym bez Ciebie zrobił? Jasne, do zobaczenia, skarbie.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz