poniedziałek, 14 stycznia 2013

Tak to się zaczyna. JoeChun 002


[L.Joe]
*Dwa i pół roku później*

− Ruszać dupy! Za dwie godziny musimy być w Sakira Kiss The Radio, a za godzinę musimy wyjeżdżać. Idź powiedzieć Niel’ owi. − zwrócił się do mnie.
− Już idę. − wstałem z kanapy i ruszyłem na górę.
Od dwóch lat mieszkaliśmy razem i może nie zawsze się dogadujemy, ale oddałbym za nich życie. Oni są teraz dla mnie wszystkim i to dla nich żyję.
Przed drzwiami usłyszałem zduszony szloch. Lekko zapukałem i od razu wszedłem.
− Wyjdź. − usłyszałem zachrypnięty głos stłumiony poduszką.
− Co się stało, Niel? − zamknąłem drzwi i usiadłem koło niego na łóżku.
Chłopak nie odpowiedział tylko przytulił się do mnie. Zaskoczony objąłem go ramionami, a on wtulił się we mnie.
− Co jest?
− Ja... Bo... − coś wymruczał pod nosem.
− Głośniej.
− Kocham kogoś..., ale on nie zwraca na mnie uwagi. Dla niego jestem tylko kumplem czy przyjacielem, ale mi to nie wystarcza. − powiedział na jednym wdechu chyba bojąc się, że będę się brzydzić.
− Znam to. − objąłem go mocniej. − A można wiedzieć kto to?
− C.A.P.
− Rozumiem... − powiedziałem ostrożnie. − A może powinieneś mu o tym powiedzieć?
− A ty powiesz Chunji’ emu?
− Co? − spojrzałem na niego zszokowany.
− Widzę jak na niego patrzysz... jak reagujesz na jego dotyk... Widzę te Twoje zazdrosne spojrzenia jak rozmawia z kimś innym lub gdy ktoś go dotyka.
− Czyli przed Tobą tego nie ukryłem. − zachichotałem. − Dobra. Chodź już, bo lider nam nogi z dupy powyrywa.
− Wolałbym mieć tam coś innego.
− Wiem. − wstałem i ruszyłem do drzwi. Jednak zatrzymałem się przez wyjściem. − Da się zrobić żeby był o Ciebie zazdrosny, ale musisz mi pomóc. − uśmiechnąłem się podstępnie i wysłałem mu buziaka w powietrzu.
− Ma się rozumieć. − pokazał mi język.
− To się rusz, bo za jakieś pół godziny musimy wyjeżdżać.
− Teraz mi to mówisz?! − krzyknął. − Wyjdź! Muszę się ubrać!
Śmiejąc się wyszedłem z jego pokoju, ale zaraz wpadłem na C.A.P’ a.
− Co się stało?
− Nic, nic. − zszedłem na dół i skierowałem się do kuchni.
Mój humor jednak szybko mnie opuścił jak zobaczyłem Chunji’ ego z Changjo. Od pewnego czasu wszędzie można było zobaczyć ich razem. Chunji tak jak na początku rozmawiał ze mną o wszystkim, tak teraz o niczym.. To cholernie bolało, ale co miałem zrobić? Podszedłem do lodówki, wyjąłem sok bananowy i ruszyłem na górę.
− Stało się coś? − zatrzymał mnie głos Changjo.
Machnąłem tylko ręką i ruszyłem z powrotem do mojego pokoju. Tam ubrałem czarną bluzkę z krótkim rękawem i jakimś rysunkiem na klatce piersiowej, a do tego luźne dresowe spodnie z krokiem. Były one w paski. Jeden był jakiś ciemno-zielony, a drugi jasny. Miały jeszcze jakieś wzory czy coś. Tak ubrany i pijący sok przez rureczkę zgarnąłem jeszcze telefon do kieszeni i wyszedłem.
Spać mi się chciało okropnie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz normalnie spałem. Od ponad roku moje sińce pod oczami zasłaniałem makijażem i nikt niczego nie zobaczył. No może poza Niel’ em.
− Tak masz zamiar jechać? − spytał lider gdy usiadłem na blacie w kuchni koło Niel’ a, który robił sobie picie.
− Tak. A co? Przeszkadza Ci to? − nawet nie podniosłem wzroku. Byłem zajęty patrzeniem na brązowo-włosego.
− Nie. To Twój wybór. − powiedział zrezygnowany.
Chłopak w końcu podniósł na mnie wzrok. Zagryzł wargę i spojrzał mi w oczy. Nachyliłem się nad nim. Każdy pewnie by pomyślał, że chcę go pocałować, ale ja tylko wziąłem jabłko z koszyczka i od razu wróciłem do swojej pozycji. Widziałem jego niezadowolony wzrok i zaśmiałem się.
− Nie śmiej się ze mnie, no! − zirytował się.
− Ale tak słodko się denerwujesz. − dalej się śmiałem.
− Baka! (głupek)
− Widzę, że moje lekcje japońskiego się przydały. − pokazałem mu język i wgryzając się w jabłko zeskoczyłem z blatu.
Jednak nie dane mi było pójść daleko, bo czyjeś ręce objęły mnie w pasie.
− Hm? − spojrzałem na tego kogoś zaskoczony.
To Ricky. On zawsze lubił się przytulać. Był z niego taki misiek.
− Co się stało? − zdziwiłem się widząc, że unika mego wzroku.
− Nic. Po prostu nie mam się do kogo przytulić.
Zaśmiałem się i objąłem go. Chłopak wtulił głowę w moją szyję, a ja pogłaskałem go po plecach.
− Lepiej?
− Tak. − zaśmiał się i oderwał się ode mnie.
− Okej. − odsunąłem się od niego.
− Dziękuję.
− Do usług. − skierowałem się do przedpokoju.
Spojrzałem na zegarek. 8:55.
− Jest za pięć dziewiąta. Nie powinniśmy się zbierać?
− Ach! Tak, tak! Już!
Nagle do pomieszczenia wszedł Chunji. Miał na sobie luźną białą koszulkę. Na górze był czarny kwadrat, a w nim białe kółka. Czarne obcisłe spodnie podkreślały jego chude uda.. Blond włosy zrobił na irokeza i musiałem przyznać, że wyglądał bardzo pociągająco. Odwróciłem wzrok i zacząłem ubierać buty. Po chwili byłem już na dworze i kopałem jakieś kamienie.
Po jakichś pięciu minutach wszyscy wyszli na dwór, a lider od razu skierował się do samochodu. Oczywiście C.A.P będzie prowadzić, bo jest najstarszy. Siadłem z tyłu za kierowcą, koło mnie Niel, przed nim Ricky, a za nami Changjo z Chunji’ m. Mieliśmy siedmio-osobowe auto. Najbardziej zdenerwowało mnie to, że oni znowu usiedli razem. Wiem, że są przyjaciółmi, ale zachowywali się jak para. Nie patrzyłem w ich stronę. Starałem się podziwiać widoki za oknem. Niel chyba widział, że mnie to boli, bo położył mi głowę na ramieniu, a ja uśmiechnąłem się lekko.
− Nie potrzebuję pocieszenia. − mruknąłem.
− Wiem to, ale nie chcę abyś cierpiał.
− Trudno się mówi. − wiem, że zwróciłem uwagę wszystkich. − Takie już moje życie. Każdy musi swoje wycierpieć, a jak widać ja muszę z tego powodu. − uśmiechnąłem się krzywo. − Ty też nie masz lepiej, więc mnie nie pocieszaj.
− Jesteś moim przyjacielem. Zawszę będę Cię pocieszał. − pocałował mnie w policzek i usiadł koło drzwi.
Zamknąłem oczy i oparłem czoło o szybę. Cholera! Czemu musiałem się w nim zakochać?! Jakby to był ktoś, u kogo miałbym szansę, a nie! Zagryzłem wargę i starałem się nie rozpłakać. Chyba będę musiał sobie kupić kawę mrożoną, bo usnę. Przetarłem oczy, bo strasznie piekły.
− L. Joe...
Mruknąłem coś pod nosem.
− L. Joe!
− ...
− L. Joe!
− Hm? − otworzyłem oczy.
− Za dziesięć minut będziemy, a jesteśmy na stacji benzynowej. Chcesz coś? − spytał Niel.
− Możesz mi kupić kawę mrożoną. Oddam Ci kasę, nie bój się.
− Okej.
− Ale z rurką! − krzyknąłem za nim, a chłopak się zaśmiał.
To przespałem ¾ drogi? Hmm.. Jakiś cud, bo nic mi się nie śniło. Zauważyłem, że Changjo został w samochodzie, ale nie zwracałem na niego uwagi.
− Kochasz go, prawda? − ciszę przerwał jego poważny głos.
− Hę? Kogo? − mruknąłem.
− Chunji’ ego.
− Tak. − nie owijałem w bawełnę. − Kocham jak cholera.
− Wiesz, że on cierpi? Chłopak myśli, że nim gardzisz..., że go nie lubisz..., że jest dla Ciebie nikim...
− Dlaczego? − zdziwiłem się.
− Bo nie zwracasz na niego uwagi, a jak już coś powiesz to warczysz. On po nocach nie śpi. Wypłakuje mi się na ramieniu prawie codziennie. On Cię kocha pomimo tego, że jeszcze o tym nie wie. Jak jestem z nim to słyszę tylko o Tobie.
Uśmiechnąłem się krzywo.
− Nie wygląda to tak, jak mówisz.
− Bo on się wstydzi. Nie zauważyłeś tego? Na sprawy miłości i seksu zawsze się rumieni.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo drzwi samochodu otworzyły się. Chunji wręczył mi kubek z kawą i czarną rurką.
− Och.. Dziękuję. − uśmiechnąłem się i odebrałem go.
− Niel nie wziął portfela, − wywrócił oczami. − więc kupiłem Ci. Kasy nie musisz mi oddawać. Jakoś mi się kiedyś odwdzięczysz. − zabrzmiało mi to trochę dwuznacznie, ale jakoś opanowałem się.
− Jasne. Nie zapomnę. − wsadziłem rurkę do kubka i upiłem łuk. − Mhmm.. − zamruczałem. − Pycha. − oblizałem usta.
− Cieszę się, że Ci smakuje. − uśmiechnął się lekko, zagryzł wargę i zarumieniony usiadł z powrotem koło Changjo.
− Zrobiłeś to specjalnie. − mruknąłem do Niel’ a.
− Oj, no! Cicho być.
Widziałem, że Daniel patrzy na mój kubek. Pewnie chciał się napić, ale....
− Nie dam Ci!
− Oj, no.. Daj.
− Nie! Kup sobie! − schowałem kawusię za siebie.
− L. Joe...
− Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Moja kochana kawusia od Chunji’ ego! W życiu Ci nie dam!
− Ale..
− Nie! Moja i koniec!
Ty było dziwne, bo zawsze się z nimi dzieliłem, ale nie kawusią od kogoś, kogo kocham! W życiu!
− Joe- chan.. − och ten język japoński.
− Po moim trupie!
Usłyszałem śmiech pozostałych.
− Czego się śmiejecie? − naburmuszyłem się.
− Zachowujesz się jak dziecko. − odpowiedział Chunji.
Nadymałem policzki.
− Nie prawda!
− Prawda!
− Nie!
− Tak!
− Nie!
− Tak!
− Moja kawusia! − upiłem parę łyków.
Chłopak wybuchnął głośniejszym śmiechem. Prychnąłem i obraziłem się na nich. Wsadziłem rurkę do ust i oparłem się o szybę. Nagle zadzwonił mi telefon.
− Hm? − mruknąłem i wyciągnąłem go. − Taa? − odebrałem.
~ Ohajo, L. Joe. − usłyszałem wesoły głos.
− Khe? Z kim rozmawiam?
~ Czuję się urażony! Jak możesz mnie nie pamiętać! − skądś znałem ten naburmuszony głos.
− O mój boże! Ren! Przepraszam. Nie poznałem Cię. Od kogo dzwonisz?
            ~ Od Baekho. − zaśmiał się.
− W końcu wam się udało? Gratuluję. − znowu oparłem się o szybę.
~ Dziękuję. Ach, właśnie! Co dzisiaj robisz?
− A co? Chcesz orgię urządzić? − mruknąłem.
~ Hmm.. Przemyślę to. Ale nie. To co dzisiaj robisz?
− Jedziemy do tego radia... A potem? Pewnie pójdę spać, a przynajmniej postaram się.
~ Z Chunji’ m dalej nic? Ułoży się Wam. Wierzę w to.
− Dzięki. Sorki, ale dzisiaj nie mogę. Nie mam siły, wiesz to. Może jutro.., ale nic nie obiecuję. Przecież wiesz jak jest, nie?
~ Wiem, L. Joe, wiem. − westchnął. − No dobra. Skoro nie to nie, ale zadzwoń jakbyś zmienił zdanie lub chciałbyś się spotkać.
− Zadzwonię.
~ To do zobaczenia.
− Mhm. Cześć. − rozłączyłem się.
Po chwili dojechaliśmy i wysiedliśmy z samochodu. Chunji spojrzał niepewnie na Changjo, a później na mnie.
− No już. Zrób to.
− Nie. − zagryzł wargę.
− Chunji... Zrób to.. Nabierz odwagi.
− Nie chcę! Nie zrobię tego, rozumiesz?! − warknął i odszedł od niego.
Wzruszyłem ramionami i poszedłem za Ricky’ m. Podszedłem do niego i zarzuciłem mu ramię na kark. Weszliśmy do jakiegoś żółtego budynku i skierowaliśmy się do windy. Lider nacisnął guzik z numerem 4 i winda od razu ruszyła. ...
http://www.youtube.com/watch?v=XjVKTLHlapI (to jest tylko kawałek, cała audycja trwa koło 4 godzin. – dop. aut.)


***

Usiadłem w samochodzie i skrzywiłem się lekko z bólu. Tyłek strasznie mnie bolał. A dlaczego?
Na ostatniej przerwie, jak to ja przed wyjazdem, musiałem skorzystać z łazienki.
− Gdzie tu jest ubikacja? − spytałem.
− Jak wyjdziesz to skręć w lewo. Tym korytarzem do końca i po prawej.
− Dzięki. − wstałem. − Zaraz wracam.
Wszedłem do toalety i nie zdążyłem się nawet dobrze rozejrzeć, bo ktoś zasłonił mi oczy jakąś chustą czy czymś.
− Co jest?
− Zamknij mordę. − usłyszałem groźny głos przy uchu.
Następnie ten „ktosiek” wepchnął mnie do kabiny (chyba) i zamknął ją. Zaczął mi rozpinać rozporek i ściągnął mi spodnie wraz z bokserkami.
− Zostaw!
− Nie drzyj japy!
− Zostaw mnie!
− Przymknij się! − uderzył mnie w policzek. − Znaj swoje miejsce, szmato. − i po tych słowach wszedł we mnie brutalnie. Wrzasnąłem, ale on zatkał mi czymś usta. Ból był ogromny, ale on nie zwracał na to uwagi. Od razu zaczął się we mnie brutalnie poruszać. Po moich policzkach popłynęły łzy. Nie wiem ile tak się we mnie poruszał. W końcu doszedł, a ja opadłem na ziemię. − I jak się czujesz, szmato? Nienawidzę Cię, Chunji
Chunji? Zaraz, zaraz... On zgwałcił mnie, bo myślał, że jestem Chunji? Ale... O co chodzi?
− Nikomu o tym nie powiesz, jasne? − syknął mi do ucha. −  Bo jak nie to każdy członek zespołu dowie się o Twojej przeszłości. Rozumiesz?!
Pokiwałem twierdząco głową.
− Doprowadź się do porządku i nikt ma nic nie zauważyć.
Ściągnąłem opaskę i zauważyłem jak jakiś chłopak wychodzi. Był dość wysoki, miał ciemne włosy i ubrany był na czarno. Z jękiem bólu powoli podniosłem się. Wziąłem papier i powoli zacząłem się wycierać. Ciekawe tylko jaką Chunji ma przeszłość... Nadal krzywiąc się z bólu ubrałem się i ruszyłem do studia.
− Hej. Stało się coś? − spytał Niel. − Mówię do Ciebie i mówię, a ty mnie nie słuchasz.
− Zamyśliłem się.
Chłopak spojrzał na mnie badawczo, ale nie popatrzyłem mu w oczy. Uparcie patrzyłem na widoki za oknem. Daniel położył mi rękę na ramieniu. Wzdrygnąłem się obrzydzony pod dotykiem i strąciłem ją.
− Nie dotykaj mnie. − warknąłem.
− Ej.. Ale teraz na serio. Co się stało? Mów. − rozkazał.
− Nic się nie stało. Po prostu mnie nie dotykaj. − syknąłem.
Widziałem jego zszokowane spojrzenie, ale... nie mogłem się przemóc. Dobrze chociaż, że ułożyło mu się z C.A.P’ em. Chyba gdzieś w połowie (na pierwszej przerwie) nie wytrzymał i wyciągnął go na zewnątrz. Później Niel wszedł zarumieniony, a lider usatysfakcjonowany, więc chyba można by powiedzieć, że są razem. Jednak nie zamieniliśmy się miejscami. Nadal siedzieliśmy tak jak przedtem. Z tą jednak różnicą, że odsunąłem się jak najdalej od wszystkich. (Chodzi w samochodzie. – dop. aut.)
Gdzieś w połowie drogi znowu zatrzymaliśmy się na stacji, a ja znowu kupiłem sobie kawę mrożoną. Tym razem sam. Do tego jeszcze dorzuciłem jakieś gumy miętowe.
Za każdym razem jak ktoś mnie dotknął to warczałem na tą osobę i strącałem jego rękę.
W końcu dojechaliśmy. Wszyscy szybko wysiedli tylko ja się wlokłem. Każdy krok sprawiał mi ogromny ból w dolnych częściach ciała, ale jakoś wyszedłem z samochodu i doczłapałem do domu. Od razu po wejściu skierowałem się do mojego pokoju. Było mi niedobrze.
− Zaraz będzie obiadokolacja. − oznajmił lider.
− Nie będę jadł. − mruknąłem i wszedłem po schodach.
Jednak nie poszedłem do pokoju. Skierowałem się do łazienki. Nachyliłem nad ubikacją i zwymiotowałem. Cholera! Było mi tak niedobrze po tym, co mi zrobił. Tym razem zwróciłem moje śniadanie. Nie wiem ile mnie tak mdliło, ale w końcu przeszło. Powoli wstałem i przepłukałem twarz oraz usta, a następnie ruszyłem do mojego pokoju. Od razu jak tylko wszedłem położyłem się do łóżka i zwinąłem w kłębek.
− Em.. L. Joe? − usłyszałem niepewny głos i nieśmiałe pukanie.
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem nikogo widzieć. Zamknąłem oczy i myślałem, że on pójdzie. Niedoczekanie moje. Usłyszałem delikatnie otwierane drzwi i lekkie kroki, a następnie, że usiadł koło mnie.
− L. Joe... Powiedz mi co się stało...
− Nic się nie stało. − mruknąłem.
− Nie okłamuj mnie. Nie lubię tego. − szepnął.
− Nic się nie stało, Chunji. Po prostu mi niedobrze.
− Nie jestem takim idiotą za jakiego mnie uważasz. − warknął. − Też mam uczucia, wiesz? Starałem się być dobrym przyjacielem, ale jak widać ty mnie nie potrzebujesz. Nienawidzę Cię za to, jak mnie traktujesz.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo chłopak wstał i wyszedł trzaskając drzwiami. To cholernie bolało.. On mnie nienawidzi. Po moich policzkach popłynęły łzy bezsilności i smutku.
− Co się stało? − usłyszałem głos Niel’ a za drzwiami.
− Idź zapytaj lodowego księcia, a nie mnie. W końcu on nikogo nie potrzebuje. − odpowiedział mu płaczliwy głos Chunji’ ego.
Wtuliłem głowę w poduszkę, a po chwili była już cała mokra pod moich łez.
− L. Joe...? − poczułem jak ktoś dotyka mojego ramienia. − Hej.. Porozmawiaj ze mną. Nie odtrącaj mnie. Powiedz mi co się stało.
Tłumiąc głos poduszką powoli opowiedziałem mu i wszystkim. Chłopak ani razu mi nie przerwał, a jak tylko skończyłem przytulił się do mnie.
− Rozumiem... − objął mnie mocniej, a ja wtuliłem głowę w jego szyję. − Ale nie możesz tutaj tak siedzieć. Chodź na dół. Zrobię Ci herbaty i może coś zjesz.
− Nie chcę.
− Chodź. Zrób to dla mnie?
Westchnąłem i odpowiedziałem:
− No dobra.
Niel wziął mnie za rękę i poprowadził na dół. Przez całą drogę patrzyłem w podłogę i miałem spuszczoną głowę. Gdy wszedłem do salonu i kuchni nie spojrzałem na nikogo. Usiadłem na krześle w kuchni i patrzyłem tępo w ścianę.
− Masz. − postawił przede mną kubek z czymś parującym. − Wypij.
− Nie chcę. − mruknąłem.
− Nie zachowuj się jak dziecko! Musisz to wypić, bo się odwodnisz!
− Tym lepiej.. Może przy okazji umrę. − widziałem, że uwaga wszystkich była skupiona na mnie, ale nie przejąłem się tym. − Będzie lepiej dla wszystkich... Dla mnie też. − położyłem głowę na stole.
− Nawet nie waż się tak myśleć, rozumiesz?! − krzyknął. − Jeszcze raz coś takiego powiesz to nie wiem co Ci zrobię, jasne?!
− Ale...
− Zrozumiałeś?!
− Tsa..
− A teraz pij!
− Ale...
− Nie dyskutuj!
Nie odpowiedziałem. Wziąłem łyżeczkę i zacząłem się bawić piciem. Gdy Chunji wszedł ja wziąłem kubek z napojem i od razu opuściłem pomieszczenie. Skoro mnie nienawidzi to będę mu to ułatwiać. Proste. Wszedłem do salonu gdzie siedzieli wszyscy i usiadłem na fotelu z daleka od nich. Z trudnością podkuliłem kolana do klatki piersiowej i położyłem na nich brodę.
Reszta kończyła oglądać „Mr. Nobody”.. Jest to film psychologiczny. Niektórzy nie zrozumieją go po pięciuset obejrzeniach, a niektórzy zrozumieją po jednym, ja zrozumiałem po pierwszym.
− Nie rozumiem tego... − poskarżył się Ricky.
− To oglądamy jeszcze raz. − lider puścił od nowa.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Niel ze zszokowanym Chunji’ m. Od razu chciałem wyjść, ale karcący wzrok Daniela od razu uniemożliwił mi to. Chłopak ani razu nie spojrzał na mnie, ale to chyba dobrze, nie? Tylko mam nadzieję, że nic mu nie powiedział o tym, co się stało....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz