Ten one-shot napisałam dość dawno i dopiero sobie o nim przypomniałam *śmiech* Jest dość krótki, bo nie chciał wyjść dłuższy. Niedobry!
Zapraszam.
„Aiji.
Jeśli to czytasz to znaczy, że umarłem lub popełniłem samobójstwo.
Pewnie chcesz wiedzieć dlaczego odsunąłem się od Ciebie i czemu w ogóle się
zabiłem...
Zaczęło się to już pierwszego dnia... Pierwszego dnia gdy Cię poznałem.
Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Pozwól, że Ci przypomnę...
15.09.1992r.
Dzisiaj było
inaczej. Zakochałem się..., ale może od początku?
Jako trzynastolatek
byłem już w klasie maturalnej. Może wydawać się to dziwne, ale nauczyciele
stwierdzili, że jestem zdolny i przeskoczyłem kilka klas. Nie zastanawiali się
jak to się odbije na mojej psychice. Po prostu mi kazali i tyle. Pierwszy dzień
w liceum okazał się okropny, więc dwa tygodnie później przeniosłem się do
innego.
Wszedłem do szkoły
i od razu skierowałem się do dyrektora. Mężczyzna dał mi plan lekcji i
wytłumaczył co i jak. Widział, że się boję, więc na nic nie naciskał.
Zaprowadził mnie do klasy i krótko przedstawił. Nie patrzyłem nikomu w oczy.
Wstydziłem się.
– Usiądź gdzieś i
bądź cicho, bo zaraz będą pisać sprawdzian z matematyki.
Już nie lubiłem tej
nauczycielki. Wszedłem głębiej do klasy. Usiadłem w przedostatniej ławce i
zauważyłem, że wszyscy na mnie patrzą. Peszyło mnie to. Jednak jeden chłopak
nie miał wzroku jak reszta. Jego spojrzenie było ciepłe i współczujące, a
jednocześnie radosne i pokrzepiające.
Po dzwonku na
przerwę on po prostu podszedł do mnie i zaczął spokojną konwersację. Nie rzucił
się na mnie jak reszta. Oprowadził mnie i pokazał gdzie co jest. Przez cały
czas zachwycał się jak trzynastolatek jest w klasie maturalnej.
– Ale to
niemożliwe! – powiedział w końcu.
– To dlaczego tu
jestem?
– Jesteś duchem!
Wiedziałem!
– Nie, jestem
zombie – zaśmiałem się cicho i wywróciłem oczami.
Przez cały dzień
Aiji mi towarzyszył. To było jego przezwisko, a mi wymyślił „Maya”. Kojarzyło
mi się z pszczółką mają, ale nic nie powiedziałem.
Miał cudowne oczy.
Takie ciepłe i miłe. Zakochałem się w jego oczach. Od samego początku.
Widzisz. Od początku podobały mi się Twoje oczy. Jednak nie to było
zaskoczeniem. Zaskoczyło mnie to jak mnie potraktowałeś. Nie przejmowałeś się
tym, ile mam lat. Po prostu polubiłeś mnie takim, jakim byłem.
Jednak wszystko zaczęło się zmieniać. Zrobiłem coś, czego nigdy nie
powinienem był zrobić. Zakochałem się w Tobie...
06.01.1993r.
Dlaczego go nie ma
w szkole... Dlaczego? Chcę go zobaczyć. Teraz! Zaraz! Już!
***
Tego dnia nie
przyszedł do szkoły. Następnego też nie. W końcu nie wytrzymałem i po szkole
ruszyłem do jego domu. Bałem się tego, ale chciałem go za wszelką cenę
zobaczyć.
Wszedłem do jego
klatki schodowej i skierowałem się na górę. Nie byłem pewny czy to ten blok, bo
był bardzo zaniedbany, ale dla mnie nie liczyło się to, ile masz pieniędzy,
tylko to, co masz w sercu.
Zapukałem do jego
drzwi, a po chwili chłopak otworzył mi. Wyglądał okropnie. Rozwalone włosy,
sińce pod oczami, zaczerwieniony nos. Ubrany był w jakieś luźne dresy i starą
koszulkę.
– Co się stało?
– Jestem chory –
wychrypiał. – Wchodź.
I cały dzień
siedziałem z nim. Za każdym razem gdy mnie dotykał przez moje ciało przechodził
dreszcz podniecenia. Gdy na niego patrzyłem moje serce przyśpieszało. Cieszyłem
się, że on nic nie zauważył, bo nie chciałem aby się wydało, że jestem gejem...
Nie mogłem wytrzymać w Twoim towarzystwie, jednak postanowiliśmy
założyć zespół i nazwać go LM.C. Nie chciałem tego, bo każda sekunda z Tobą
była bardzo bolesna. Za każdym razem bolało mnie serce, ale jednocześnie czułem
podniecenie.
28.04.1993r.
Zakochałem się w
nim. W Aiji’ m. Może to tylko zauroczenie i mi przejdzie? Jednak kochałem Cię
coraz bardziej. Wariowałem gdy Cię nie widziałem.
Kochałem.
Tak myślałem. Byłem głupi. Bardzo, bardzo głupi. Nie wiem czemu tak
myślałem. Może w to wierzyłem? Jednak z każdym dniem zakochiwałem się w Tobie
od nowa.
14.05.1993r.
Kocham go. To nie
zauroczenie. Tak bardzo go kocham, że nie wytrzymuję już w jego towarzystwie.
Cholera... Chciałbym uciec, ale nie mogę. Nie potrafię. Za bardzo kocham. Chcę
być przy nim. Może jestem jakimś masochistą? To nie ważne. Chcę być przy nim.
Kochałem Cię. Bardzo. Do szaleństwa. Umarłbym za Ciebie. Zrobiłbym
wszystko jednak ty nie zwracałeś na mnie uwagi w „tej kategorii”. Byłem dla
Ciebie najlepszym przyjacielem. Bolało mnie to, ale wolałem być przy Tobie jako
przyjaciel niż nie mieć z Tobą kontaktu. Chciałem być.
20.07.1993r.
W moje urodziny
zrobiłeś mi cudowny prezent. Byliśmy w kinie, w restauracji, ale to nic.
Najlepsze było gdy wróciliśmy do domu. Ten prezent... Moja wymarzona gitara.
Pamiętam, że rzuciłem się na Ciebie i nie chciałem Ciebie puścić. Wtedy, gdy
Cię przytulałem wiedziałem, że nie chcę nikogo innego. Chciałem tylko Ciebie.
Byłeś dla mnie jak narkotyk. Moja heroina. Uzależniłem się.
Z każdym następnym dniem było mi bardzo ciężko. Z każdym następnym
dniem nie chciałem Cię widzieć. Jednak próby robiły swoje.
W końcu spełniliśmy nasze marzenia. Daliśmy pierwszy koncert w „Tokyo
Dome”. To było jak spełnienie marzeń. Nie wiem co mnie naszło, ale...
16.09.1993r.
Wyglądałeś tak
słodko. W tych różowo-czarnych ubraniach. W tych pieszczochach. W tej obroży...
Pod koniec koncertu pocałowałem Cię. Niby jako fanserwis, ale dla mnie było to
dużo więcej. I to jak dużo. Bałem się, że możesz zauważyć, co do Ciebie czuję,
ale ty nie zauważyłeś. Cieszyłem się z tego. Bardzo. Jednak z drugiej strony...
Chciałem żebyś też mnie pokochał. Chciałem tego tak bardzo, że... prawie
oszalałem.
Musisz wiedzieć, Aiji, że od tamtego czasu... Kochałem Cię. Nie jak
przyjaciela czy brata, ale jako partnera, kochanka, osobę, mężczyznę... Możesz
uznać, że jestem obrzydliwy, ale wiedz, że jesteś dla mnie wszystkim.
Załamałem się gdy dowiedziałem się, że masz dziewczynę. Nie wierzyłem w
to dopóki Was nie zobaczyłem. Razem. Pamiętasz? Później zamknąłem się w pokoju
i pociąłem. To przez Ciebie.
Dlaczego się pociąłem? Miałem dość tego, że nie zwracasz na mnie uwagi,
że się dla Ciebie nie liczę. Nie chciałem żyć.
Wybacz mi. Proszę Cię. Chciałem żyć z Tobą, ale to niemożliwe. Nie
kochasz mnie, a ja nie chcę cierpieć. Nie chcę, rozumiesz? Nie chcę. Chcę
zapomnieć jednak nie mogę. Dlaczego? Bo Cię kocham. Do szaleństwa.
Nieee. To nie miłość. To obsesja, Aiji.
Wybacz mi.
Kocham Cię i zawsze będę,
Maya.”
Czytałem to i nie mogłem
powstrzymać łez. Maya... Ty idioto. Też Cię kocham. Usiadłem załamany koło Twojego
łóżka i chwyciłem Cię za rękę.
– Maya.. Kocham Cię –
wyszeptałem. – Wróć do mnie, błagam.
Miałeś sine usta, w których
tkwiła rurka, wenflon wbity w zgięcie łokcia z wiszącą kroplówką, a jakaś
aparatura pikała i pikała. Nawet Twoje włosy... były takie... nijakie.
Chciałem żebyś do mnie wrócił.
Kochałem Cię od naszego pierwszego spotkania, ale myślałem, że mnie nie kochasz.
Dlatego nic nie mówiłem.
Kochałem Cię.
A ta dziewczyna? Wytwórnia
chciała żebym się z nią pokazywał, żebyśmy się „kochali” na ulicy przy mediach.
Nie czułem nic do niej. Kochałem Ciebie, nie ją.
Przychodziłem do Ciebie
codziennie. Nie było z Tobą ani lepiej, ani gorzej. Chciałem Cię już mieć przy
sobie, przytulić...
Kochałem Cię.
– Maya – szepnąłem i pociągnąłem
nosem.
Delikatnie pogłaskałem Cię po
włosach, po policzku i po szyi. W moich oczach znowu pojawiły się łzy. Niestety
znalazły ujście. Moczyły mi policzki i skapywały na białą pościel Twojego szpitalnego
łóżka.
Dlaczego mnie zostawiłeś?
Dlaczego nie powiedziałeś? Dlaczego...? Byliśmy przyjaciółmi, a ja nawet nie
wiedziałem, że jesteś gejem. Nic mi nigdy nie mówiłeś o sobie. Zawsze musiałem
dowiadywać się sam.
Chciałem zobaczyć Twoje
niebieskie oczy, które zawsze skrywałeś pod soczewkami, z tym czułym i
szczęśliwym błyskiem w oku. Twoje wystylizowane i piękne włosy. Genialny
makijaż. Oryginalne ubrania.
Kochałem Cię.
– Maya – załkałem. – Wróć do
mnie, błagam Cię. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Kocham Cię. Wróć.
Wieczorem przyszła reszta naszego
zespołu. Pomimo tego, że niektórzy nazywali ich „grupą wspomagającą” to my
byliśmy jak zespół. Zawsze razem.
– Aiji. Choć z nami do domu.
Jutro z samego rana Cię tu przywiozę, co? – wyszeptał NomNom kładąc mi rękę na
ramieniu.
Pociągnąłem nosem, ale posłusznie
poszedłem za nimi.
Tej nocy nie spałem. Myślałem o
Tobie. Przed oczami miałem nasze wspólne chwile. Te szczęśliwe oraz te przykre.
Kłóciliśmy się, a ja doprowadzałem Cię do łez. Nie chciałem tego, ale nie widziałem
innego sposobu.
Kochałem Cię.
Znowu chciałem Cię zobaczyć w
promieniach słońca gdy siedzisz w studiu na parapecie z kubkiem w ręce. Twoje
włosy są rozwiewane przez wiatr. Mrużysz oczy gdy promienie bezczelnie
podrażniają Twoje spojówki. Bo tak się mówi? Nie wiem. Nie interesowało mnie
to. Liczyłeś się tylko ty. Niemal widziałem jak uśmiechasz się do mnie lekko i
klepiesz miejsce na przeciwko siebie. Oczywiście korzystam z zaproszenia.
Siadam obok i również się uśmiecham...
Kochałem Cię.
Nad ranem usnąłem.
Od razu gdy się obudziłem
chciałem pojechać do Ciebie. Jednak chłopaki nie pozwolili mi. Kazali zjeść
śniadanie i przebrać się. Zrobiłem to. Nie chciałem się kłócić.
Siedziałem przy Tobie dnie i
noce. Twój stan był ciągle taki sam. Nic się nie polepszało, nic nie
pogarszało. Martwiłem się, jednak wierzyłem. Wierzyłem i trwałem przy Tobie.
Dlaczego?
Kochałem Cię.
Ale nic nie trwa wiecznie...
Pewnego dnia się to zmieniło,
Twój stan. Przyszedłem do szpitala jak zwykle, ale aparatura nie pikała, nie
miałeś kroplówek, rurki w ustach. Byłeś spokojny. Klatka piersiowa nie unosiła
się.
„Nie mogliśmy nic zrobić. On się poddał, nie walczył.” – słowa
lekarza bardzo mną wstrząsnęły, wyryły się w pamięć.
Załamałem się. Nie mogłem żyć bez
Ciebie. Kochałem... Niee. To była obsesja. Chciałem być przy Tobie.
Kochałem Cię.
W sklepie kupiłem alkohol, a w
aptece leki na bezsenność.
– Kocham Cię – wyszeptałem
gładząc Twoje zdjęcie. – Za niedługo będę z Tobą. Znowu będziemy razem. Chcę
być z Tobą.
Kochałem Cię.
Piłem alkohol i łykałem tabletki.
Czułem jak moje ciało robiło się cięższe, myśli wyparowywały, a uczucia
znikały. Oczy powoli zamykały się. Nastała ciemność.
Nie wiem po ilu latach szukania w
końcu znalazłem Cię. Chwyciłem Twoją dłoń i wyszeptałem „Kocham Cię”.
Uśmiechnąłeś się i wtuliłeś we mnie. Od tamtej pory liczyłeś się tylko ty, nic
więcej.
Kochałem Cię.
EDN ^_^
*śmiech* wiem, wiem. a dokładniej to jest tam 37 stopni XD ale rozumiem, pewnie literówka ^^ słuchałaś tych dwóch obok Pury? które też zamieściłam. strasznie je cenię i chcę szerzyć japoński rock na świat :3
OdpowiedzUsuńmmm.. słuchałam wszystkich i ... zakochałam się *_*
UsuńTak dobrze mi szło prawie do końca opo się nie popłakałam aż tu nagle „Nie mogliśmy nic zrobić. On się poddał, nie walczył.” i nie wytrzymałam i się popłakałam ;(
OdpowiedzUsuńKolejne przeczytane :D Szkoda, że umarł, ale zawsze happy endów być nie może :D
OdpowiedzUsuńjaa płaaaaczeee Q.Q
OdpowiedzUsuńto takie smuutneT^T i takie...piękne!T^T
nie nawidze cię przez cały dzień jestem smutna i chce mi się ryczeć chciałam przeczytać jakieś opowiadanie na pocieszenię weszłam na twojego bloga czytam jedno : smutne z happy endem , nastempne to samo masz jakieś happy opowiadania czy tylko nieszczęścia i gwałty . ale te opowiadania są super nie mówie że nie tylko nie na mój dzisiejszy humor ;_;
OdpowiedzUsuń