wtorek, 26 marca 2013

Dawny przyjaciel. Reituki. 01




                Jak zwykle siedziałem na przerwie i uczyłem się piosenki na konkurs – X-Japan – „Forever Love”.
                – Takanori Matsumoto? – usłyszałem nad sobą.
                – Hm? – mruknąłem i podniosłem głowę.
                Przede mną stała niewysoka brunetka o zielonych oczach. Ubrana była na kolorowo.
                – Pani Tatsuma prosi byś przyszedł do niej na następnej przerwie.
                – Mhm – powiedziałem cicho i wróciłem do piosenki.
                – Rukson! – usłyszałem krzyk, na który wywróciłem oczami.
                – Ave – mruknąłem cicho.
                – Yo, skarbie – powiedział wesoło Uru.
                Schowałem kartkę do plecaka i podciągnąłem kolana pod brodę.
– Co się stało? – Aoi usiadł po mojej lewej, a Uru po prawej stronie.
– Nic – mruknąłem.
– Nie rób z Nas idiotów, Ruki – Kai usiadł naprzeciwko mnie „po turecku”.
– Nie robię
– Jasne – zakpił Kai. – A ja jestem święty.
– Mhm.
– Będziesz dzisiaj w klubie? – spytał nagle Aoi.
– Nie.
– Dlaczego?
– Mam praktyki w szpitalu – skrzywiłem się.
– Nie możesz się jakoś wymigać? – jęknął Uru. – Bez Ciebie to nie to samo – mruknął spuszczając głowę.
– Nie załamuj się, skarbie – położyłem mu rękę na ramieniu. – Jutro piątek. W sobotę zrobię nockę. Może być?
Uru nadął policzki jak dziecko.
– No dobra – uśmiechnął się.
– W poniedziałek kolejny konkurs – westchnąłem. – Dobrze, że nie ma ograniczeń co do zespołów czy języków.
– Pewnie znowu jakiś metalowy lub rockowy wybierzesz – Kai ukazał swoje dołeczki w policzkach.
– Hmm... W zasadzie to nie wiem jeszcze co dokładnie zaśpiewam. Przecież ja prawie zawsze improwizuje – uśmiechnąłem się niewinnie.
Nagle po drugiej stronie zauważyłem mojego byłego najlepszego przyjaciela. Jak zawsze na moje usta wpłynął lekki uśmiech. Zawsze gdy go widziałem wracały wspomnienia. Reszta widząc zmianę w moim zachowaniu spojrzała w tamtym kierunku.
– Ruki – usłyszałem łagodny głos lidera. – Daj już spokój. On zmienił się. Nie chce nas znać. Odpuść.
– Nie – warknąłem i wstałem. – Czemu Wy nigdy nic nie rozumiecie? – zirytowałem się. – Tak łatwo mu tego nie odpuszczę.
– Wiemy to, ale nie wpakuj się w kłopoty.
– Ma się rozumieć. Przecież ja zawsze jestem grzeczny – zaśmiałem się.
– Pewnie, że zawsze – Aoi wstał i przytulił mnie. – Dobra, dzieciaki. Ja muszę lecieć. W końcu zajęcia muzyczne, nie? – pocałował modelkę w policzek (byli parą) i ruszył do klasy.
– Ach! Ruki! Zapomniałbym! – krzyknął parę metrów dalej. – Jeszcze raz się potnij przez tego skurwysyna to zabiję Was obu, rozumiesz?!
– Dzięki – warknąłem widząc, że wszyscy (włącznie z Akirą) patrzą na mnie.
– Do usług – roześmiał się. – On nie jest tego wart, Ruki. Za dużo krwi już na niego wylałeś!
– Trudno – uśmiechnąłem się lekko. – Takie życie.
– Jeśli któregoś dnia się przez niego zabijesz to ja zabiję go własnoręcznie! – na tym skończyła się nasza rozmowa, bo Aoi wszedł na górę.
Nagle Kai chwycił mnie za rękę i podwinął mój rękaw. Naszym oczom ukazały się liczne blizny. Jedne świeże, a inne już zagojone. Jednak najgorsza była na zgięciu nadgarstka. Zrobiłem ją wczoraj.
– Ty idioto! – krzyknął znów zwracając uwagę wszystkich na nas. – Obiecałeś nam coś, prawda?! Ty na prawdę potrzebujesz opieki 24h na dobę! Nie wystarczyło Ci to, że leżałeś już w szpitalu przez te cholerne żyletki?! Czy my na prawdę dla Ciebie nic nie znaczymy? Jesteś egoistą, Takanori! Jeszcze raz się potnij, a nie wiem co Ci zrobię! BAKA!!
Słuchałem tego ze spuszczoną głową i lekkim uśmiechem.
– Dzięki za troskę, Kai. Doceniam to, naprawdę, ale zrozum mnie... Ja po prostu tego nie wytrzymuje... To mnie przytłacza... Nie mogę pojąć czemu nas zostawił. Jak się tnę to po prostu odreagowuję – wzruszyłem ramionami. – Ale to już nie ważne. To mój problem. Dam sobie radę.. Naprawdę – dodałem widząc jego niedowierzające spojrzenie.
– Skoro tak twierdzisz – mruknął nie przekonany.
– Co teraz mamy? – zmienił temat Uru.
– Nie wiem co macie – nie byliśmy w tej samej klasie. – Ja mam matmę.
– To do zobaczenia na następnej przerwie – Modelka uśmiechnęła się i razem z Kai’ em odeszli.
Westchnąłem i znowu wyciągnąłem tekst piosenki.
– Coo..? Zostawili pana pedałka? – usłyszałem kpiący głos i spojrzałem w tamtą stronę.
Przede mną stał Akira ze swoją świtą idiotów. Nie patrzyłem na nikogo innego, tylko na niego.
– Nie patrz tak na mnie – warknął.
Z westchnieniem wstałem i spojrzałem mu wyzywająco w oczy. Oczywiście musiałem podnieść lekko głowę, bo byłem niski.
– Nadal nosisz tą szmatę na ryju? – zakpiłem.
– A ty nadal się tniesz, emosie? – odparował na co uśmiechnąłem się lekko.
– Może i tak – położyłem mu rękę na ramieniu i nachyliłem się lekko w jego stronę. – Chyba pamiętasz dlaczego musisz nosić tą szmatę, nie? – szepnąłem groźnie, a chłopak lekko zadrżał. – No właśnie. Więc lepiej nie podskakuj, Suzuki.
– Spierdalaj, Ru... Matsumoto – warknął.
– Oj nieładnie, nieładnie. Prawie powiedziałeś do mnie jak dawniej.. Wiesz, nie wiem czemu zostawiłeś nas dla nich – zmierzyłem ich wzrokiem. – Nie pasujesz do nich, Akira – szepnąłem cicho i ruszyłem do klasy.
– Nienawidzę Cię – usłyszałem jeszcze szept.


***

Na następnej przerwie widziałem spojrzenia Akiry, które rzucał w moją stronę, ale nie bardzo mnie to interesowało. Do nauczycielki muzyki poszedłem w towarzystwie chłopaków. Pani chciała tylko omówić piosenkę i takie tam sprawy.
– Rukson, chodź – Kai pociągnął mnie za rękę.
Przez cały dzień chodziłem jak w amoku. Nic do mnie nie docierało.
– Pan Matsumoto proszę do odpowiedzi – usłyszałem głos pani od fizyki.
Powoli wstałem i wolnym krokiem ruszyłem na środek klasy. Parę razy się potknąłem, ale jakoś dodarłem do nauczycielki.
– Umiesz na dzisiaj?
– Nie wiem – mruknąłem patrząc w podłogę.
– Dobra.. W takim razie rozwiąż to zadanie.
– Mhm – mruknąłem biorąc marker do ręki. Nadal uparcie na nikogo nie patrzyłem.
Spojrzałem na zadanie. Jakiś ruch jednostajny – masakra. Umiałem to, więc powoli zacząłem pisać pierwsze obliczenia.
– Stało się coś? – spytała z troską, a ja tylko wzruszyłem ramionami i rozwiązywałem dalej. – Dobrze, 5 – wpisała mi ocenę do dziennika, a ja powlokłem się do ławki.
Nawet nie wiem o czym mówiliśmy...
W końcu zadzwonił dzwonek. Nie wychodziliśmy na przerwę, bo mieliśmy jeszcze jedną lekcję. Pani zdziwiła się słysząc, że otwierają się drzwi. Weszli chłopcy i rozsiedli się koło mnie.
– Nie łam się, skarbie – zaczął wesoło Uru.
– Mhm – mruknąłem.
– Ej, młody.. Spójrz na mnie – powiedział zdenerwowany Kai co było dziwne, bo on zawsze był spokojny. – Ruki! Cholera, no!
– Co? – warknąłem i podniosłem głowę.
– Nie załamuj się. To nie koniec świata.
– Dla mnie tak – mruknąłem patrząc w okno. – On mnie nienawidzi, rozumiesz? – uśmiechnąłem się słabo. – Dla niego ta „przyjaźń” nie znaczy i nie znaczyła nic.
– Skąd wiesz, że Cię nienawidzi? – zaczął dyplomatycznie lider.
– Powiedział mi to – położyłem czoło na ławce.
– Co za idiota – szepnął Aoi. – Ale jeszcze raz się przez niego potnij to nie wiem co Ci zrobię.
– Nie boję się – westchnąłem i spojrzałem na nich. – Przepraszam – rzadko mówiłem to słowo, więc byli zdziwieni.
– Nic się przecież nie stało, Taka- chan – Kai uśmiechnął się pocieszająco.
– Dzięki.
– Ale robisz tą nockę, nie? – spytał Uru. On to ma wyczucie czasu.
– Robię, robię. Szkoda, że Mev’ a nie ma.
– Szkoda. Podobno ma przyjechać.
– Mam nadzieję, ale pokoju mu nie oddam – zaśmiałem się i jednocześnie odchyliłem się na krześle.
– Jesteś dobrym braciszkiem, więc mu oddasz – wyszczerzył się Uru.
– Oj modelko, modelko. Grabisz sobie, wiesz?
– Też Cię kocham – wysłał mi buziaka w powietrzu.
– Wiedziałem! Od zawsze to podejrzewałem.
Widziałem, że Akira patrzy na nas utęsknionym wzrokiem, ale nadal siedział ze swoimi kumplami. Nagle Uru wstał i ruszył do drzwi.
– Uru! Lepiej oddaj mi moją żyletkę, bo Cię zabiję plastikowym nożem! A wiesz, że mam ich pod dostatkiem! – krzyknąłem.
– Ale ja nic nie mam.
– Nie rób ze mnie idioty! Oddaj! – wstałem i zacząłem iść w jego stronę.
– Ups – powiedział i wyrzucił ją do kosza.
– Mam jeszcze jedną – wzruszyłem ramionami i usiadłem z powrotem.
– Nie masz! Wziąłem oby dwie!
– Chyba nie myślałeś, że mam tylko te? – zakpiłem. Widziałem, że reszta klasy patrzy na nas z zaciekawieniem. – Nie bój się, skarbie. Chodź! Nic Ci nie zrobię. Na razie.
Modelka niepewnie podeszła i usiadła koło mnie.
– Odkupujesz mi moje zabawki – naburmuszyłem się.
– Kupię Ci lizacka zamiast żyletki.. Może być?
– Dwa – dalej byłem obrażony.
– Dwa malinowe, okej?
– No dobra.
– Dobla dzidzia – podniósł rękę żeby mnie pogłaskać po głowie.
– Dotknij mnie, a urządzę Ci takie tortury, że nigdy więcej nie wstaniesz – zawahał się, ale w ostatecznie jego dłoń wylądowała w moich włosach gładząc je delikatnie. – Zginiesz w męczarniach – zagroziłem, a reszta wybuchnęła śmiechem. – I jeszcze się ze mnie śmiejecie.. Nie.. Tak nie będzie – chciałem odejść, ale Kai złapał mnie za rękę.
– Odejdź, a zabiorę Ci wszystkie Twoje ukochane żyletki.
Chciałem coś powiedzieć, ale poddałem się. Usiadłem pokornie na miejscu nic nie mówiąc.
– Grzeczna dzidzia.
– Phi – pokazałem mu język.
– Dobra, to my lecimy. Do zobaczenia – wstali i ruszyli do wyjścia.
Jednak zanim wyszli Aoi zatrzymał się przed Akirą, nachylił się nad nim, wyszeptał mu coś do ucha, a następnie wyszedł. Widziałem jego zdziwione spojrzenie i nie mogłem pojąć co się właściwie stało...


***

Następnego dnia do szedłem z Uru, który spał u mnie, bo jak stwierdził Kai „muszę mieć opiekę 24h na dobę”.
– Dzidzia była grzeczna? – spytał Kai przed szkołą (akurat doszliśmy).
– Powiedzmy, że w 90%. Pomimo niektórych rzeczy było okej.
– Co robił?
– Nieważne. Chodźmy już – mruknąłem i ciągnąc oby dwóch za ręce weszliśmy do szkoły.
Przy wyjściu jak zwykle stał Akira i czekał na swoich kolegów, ale tym razem nie był sam. Koło niego stał Aoi.
– O co chodzi? – spytał Kai i niepewnie stanął koło nich.
– O nic. A o co może chodzić? – zdziwił się Yuu- chan.
– To ja idę – mruknąłem patrząc w podłogę.
Ruszyłem na górę, ale zatrzymał mnie głos Akiry:
– Znowu uciekasz? – zakpił. – Zawsze tak było, wi... – nie dokończył, bo walnąłem go z prawego sierpowego.
– Zamknij się. Nic o mnie nie wiesz – wysyczałem. – Zostawiłeś mnie, więc spieprzaj do swoich idiotów. Nauczyłem się żyć bez Ciebie.. Nie wtrącaj się w moje życie, rozumiesz? Już raz je spieprzyłeś.. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu, więc nie odzywaj się do mnie więcej – wszystko to mówiłem lodowatym tonem.
– Ale Ru....
– Nie nazywaj mnie tak – przerwałem mu. – Straciłeś do tego prawo, Akira.
Zauważyłem, że jego koledzy już przyszli.
– Patrz. Twoi idioci przyszli – z tymi słowami skierowałem się na górę zostawiając zszokowanych chłopaków na dole.
Jednak nie poszedłem pod klasę. Ruszyłem do łazienki na piętrze. Wszedłem do kabiny i zamknąłem się. Wyciągnąłem z plecaka starannie zwiniętą strzykawkę. Podwinąłem rękaw i wbiłem ją sobie w zgięcie łokcia. Od razu poczułem jak narkotyk rozchodzi się po moim ciele. Nie brałem nałogowo.. Po prostu.. Gdy już nie mogłem wytrzymać.
Wyszedłem z kibla, wyrzuciłem pustą już strzykawkę i ruszyłem do klasy. Trochę niewyraźnie widziałem, ale ogólnie było spoko. Usiadłem pod drzwiami, a zaraz potem reszta przysiadła się do mnie włącznie z Akirą, który nie miał na sobie dresów tylko czarne rurki, glany i luźną koszulkę. Albo mi się przewidziało.
Kai przyjrzał mi się, ale nie patrzyłem mu w oczy.
– Znowu brałeś? – spytał z bólem w głosie.
Nie odpowiedziałem.
– Obiecałeś mi coś, pamiętasz? Przysięgałeś, że już nigdy więcej nie weźmiesz.. Jak mogłeś to zrobić?
– Jak już po prostu nie wytrzymuje – szepnąłem. Nie zważałem na to, że Suzuki siedzi z nami. – Ciesz się, że Uru w odpowiednim momencie wszedł do kibla i wyrwał mi żyletkę i tabletki z ręki, bo inaczej byłbyś teraz na moim pogrzebie – uśmiechnąłem się lekko. – Mówiłem Wam, że nie chce żyć.. Podciąłem sobie nawet żyły, ale Wy oczywiście musieliście zadzwonić po pogotowie.. To dzięki Wam muszę chodzić do tego jebanego psychologa, który z drugiej strony jest całkiem przystojny – skrzywiłem się.
– Nie pozwolę Ci się zabić, ani znowu wziąć – powiedział poważnie Kai.
– Wiem to, ale i tak nie doceniam tego, co dla mnie robicie. Co Wam po takim przyjacielu jak ja? Nigdy Was nie rozumiem, ani Wy mnie.
– To nie...
– Nie prawda, tak? – przerwałem Kai’ owi. – Przecież wiesz, że...
– Popatrz.. Tam ten gej siedzi – usłyszeliśmy szept, na który uśmiechnąłem się lekko.
– Skąd wiesz?
– Widziałam go ostatnio z jakimś chłopakiem.. Wyglądali tak.. kawaaaii!
– To ten z czarnymi powiekami?
– Tak. Szkoda, że jest gejem.
– Szkoda. Takie ciacho się zmarnowało.. A może jego przyjaciele też są gejami i urządzają orgie?
– Widzicie co się dzieje? Nawet chłopaka nie można mieć, bo zaraz wielkie halo – wywróciłem oczami.
– To ty jesteś gejem? – wyrwał się Suzuki, a ja obrzuciłem go gniewnym spojrzeniem.
– Co on tu robi? – spytałem w końcu.
– Siedzi.
– Nie rób ze mnie idioty, Shiroyama – powiedziałem chłodno.
– Nie robię, ja tylko...
– Odpowiadam na Twoje pytanie – przerwałem mu. – Tak, wiem to. Wybaczcie, ale nie wytrzymuje z nim gdy jest tak blisko – akurat przyszedł nauczyciel, więc wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem do klasy.
Nudna lekcja japońskiego się rozpoczęła.
W połowie lekcji ktoś zapukał do drzwi i weszła jakaś brunetka.
– Dzień dobry. Przepraszam, ale pani Tatsuma prosi na chwilę Takanori’ ego Matsumoto.
– Dobrze, ale zaraz ma wrócić – odpowiedziała.
Wstałem i ze spuszczoną głową ruszyłem za dziewczyną. Zeszliśmy na parter i weszliśmy do Sali nr 1. Oczywiście lekcje musiał mieć teraz Kai i Uru, ale olałem ich.
– Zaszły zmiany. Musisz się przygotować z dwóch piosenek. Wiesz jakich?
– Dwóch? – mruknąłem i zamyśliłem się. – Chyba wiem – odparłem po chwili
– Jakich?
– X-Japan – „Forever Love” i X-Japan – „Without You” albo Simple Plan... Nie wiem jeszcze jaką drugą.., ale na pewno wybiorę z tych dwóch.
Widziałem te dziewczyny, które mówiły, że jestem gejem i spojrzałem na nie obrzydzony.
– Wyjmij ręce z kieszeni – upomniała mnie, a ja wyciągnąłem je wzdychając. – Potrzebujesz mojej pomocy?
– Nie – mruknąłem i kopnąłem glanem kredę.
– Dobrze. Najlepiej naucz się tych trzech, bo nie wiadomo co mogą wymyślić. Idź już na lekcje – i szurając nogami ruszyłem do wyjścia.
Przed wyjściem Kai złapał mnie za rękę.
– Co się stało? – spytał z troską.
– Nic – warknąłem, wyrwałem rękę z jego i trzaskając drzwiami wyszedłem.
Przez resztę dnia unikałem Akiry jak ognia. Chłopaków też starałem się unikać, ale nie zawsze udawało mi się to.
– Ruki! Zaczekaj! – zawołał Uru gdy wychodziłem ze szkoły.
– Co? – stanąłem.
– O co chodzi z Reitą? Przec...
– On był dla mnie tym, kim dla Ciebie jest Aoi – przerwałem mu.
– Co? – był zszokowany.
– Chodźmy do mnie. To nie jest rozmowa na teren szkoły – chwyciłem go za rękę i ruszyliśmy do mojego domu.
Drogę do domu przebyliśmy w ciszy. Cały czas trzymałem go za rękę. Nie widziałem powodu, aby go puszczać, a z resztą nie przeszkadzało mu to.
– Gdzie te klucze – mruknąłem przeszukując kieszenie.
– Tutaj – wyciągnął mi je z kieszeni kurtki.
– Ach. Dzięki – uśmiechnąłem się.
Wsadziłem klucz do zamka, a po chwili byliśmy w moim małym i pomarańczowym przedpokoju. Ściągnąłem glany i kurtkę, a następnie powiesiłem je do szafy (tzn. kurtkę powiesił, a buty postawił – dop. aut.). Tak samo zrobiła modelka.
– Owocowa? – spytałem idąc do kuchni.
– No pewnie – ruszył za mną.
Nastawiłem wodę, wyciągnąłem kubki i wrzuciłem torebki z herbatą. Oczekując na wodę usiadłem na szafce.
– Więc..? – zaczął Uru.
– Etto – zapatrzyłem się w kolana. – No bo... ech...
– Reita był dla Ciebie aż tak ważny? – spytał niepewnie.
– Tak. Może i nie byliśmy oficjalnie parą, ale nie traktowaliśmy się jak przyjaciele. On był dla mnie najważniejszy – uśmiechnąłem się lekko i zalałem herbaty.
– Nie wiedziałem – przytulił się do mnie.
– Nikt nie wiedział – wzruszyłem ramionami.
Wzięliśmy kubki i ruszyliśmy do salonu. Usiedliśmy na kanapie przed telewizorem, a ja musiałem się „wyspowiadać”. Zanim się zorientowaliśmy było przed północą.
– Zostaniesz, prawda? – spytałem cicho.
– Pewnie, że tak – objął mnie mocniej ramieniem.
– Jutro Cię odprowadzę – pocałowałem go w policzek i wstałem. – Idę się wykąpać. Jakieś swoje ubrania masz u mnie w szafie.
– Dzięki.
Po około trzydziestu minutach wyszedłem w samych czarnych dresach z mokrymi włosami.
– Masz wolną łazienkę.
– Też Cię kocham. – powiedział Uru do telefonu. – Tak. Zadzwonię jak będę wychodził. Pa – rozłączył się. – Dzięki.
– Aoi? – spytałem retorycznie.
– Tak. To idę się wykąpać.
W czasie gdy Uruha poszedł się ogarnąć położyłem się do łóżka. Chłopak wyszedł po jakichś trzydziestu minutach.
– Chodź – odchyliłem kołdrę.
Kou uśmiechnął się, wszedł pod kołdrę, a ja wtuliłem się w niego.
– Dobranoc, maleństwo – pocałował mnie w czoło.
– Dobranoc, modelko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz