Um.. Tak więc zaczynam kolejne opowiadanie. Stwierdziłam, że skoro mam już część to dlaczego by nie wstawić, nie? Może pojawić się dość dużo wulgaryzmów, więc ostrzegam od razu.
Coś ostatnio mam "fazę" na Acid Black Cherry i Dżem (zespół).. Po prostu słucham ich codziennie<3
Dobra.. Bez dalszego gadania: zapraszam.
***
– Zapisaliśmy Cię do „Surowych
Rodziców” – powiedziała któregoś wieczora moja matka.
– Co mnie to obchodzi? –
parsknąłem śmiechem.
– Pojedziesz na tydzień do innej
rodziny.
– Na chuja?
– Nie przeklinaj! Może wtedy się
poprawisz i nie będziesz takim bachorem jakim jesteś!
Usłyszałem, że zadzwonił mi
telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem.
– Moshi, moshi.
~ Hej, skarbie – usłyszałem głos mojego chłopaka.
– Dobrze, że dzwonisz – wstałem.
– Chcesz się spotkać?
~ Po to dzwoniłem – zaśmiał się. – Przyjedziesz?
– Jasne. Będę za dwadzieścia
minut.
~ To czekam.
– Do zobaczenia, skarbie.
Usłyszałem jeszcze jego śmiech i
rozłączyłem się. Wszedłem do mojego pokoju i zamknąłem drzwi, a następnie
skierowałem się do mojej szafy. Wyciągnąłem z niej czarne skórzane rurki, białą
koszulę i marynarkę z ćwiekami. Następnie podłączyłem prostownice i poszedłem
robić makijaż. Jak ogarnąłem swoją twarz to ubrałem się i zabrałem za
prostowanie i układanie włosów. Całość zajęła mi dziesięć minut. Zgarnąłem
jeszcze telefon, portfel, papierosy, kluczyki i klucze i wyszedłem z pokoju. Na
dole ubrałem czarne trampki i wyciągnąłem szluga z paczki.
– Wychodzę – powiedziałem dość
głośno i wyszedłem.
Odpaliłem papierosa i
zaciągnąłem się. Nie obchodziło mnie to, co pomyślą o mnie rodzice. Nigdy mnie
to nie obchodziło. Miałem ich w dupie. Dla mnie najważniejszy był zespół i
przyjaciele. Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Z pod domu wyjechałem z
piskiem opon.
U mojego chłopaka byłem parę
minut później. Co z tego, że musiałem przejechać praktycznie pół miasta.
Jeździłem szybko, więc nie musiał czekać na mnie.
Podjechałem pod jego blok i
wysiadłem z auta. Zamknąłem auto i ruszyłem w stronę jego klatki schodowej.
Chciałem jechać windą, ale była na niej kartka: „Nieczynna”. To tylko pierwsze piętro, więc nie trzeba
było dużo chodzić.
Zapukałem i otworzył mi chłopak.
Od razu przytuliłem go i pocałowałem czule w usta.
– Tęskniłem Ue- chan – wyszeptał
mi do ucha i zarzucił mi ręce na kark.
– Ja też Shima- chan.
Brązowo-włosy odsunął się ode
mnie i zamknął drzwi. Ściągnąłem buty i marynarkę, a następnie ruszyłem za nim
do salonu. Usiadłem na kanapie, a on poszedł zrobić herbaty. Przyniósł je i
postawił na stoliku, a następnie usiadł mi okrakiem na kolanach. Wsunął ręce
pod moją koszulę i zaczął dotykać mój brzuch.
– Wyjeżdżam na tydzień –
mruknąłem nagle.
– Więc teraz musisz się mną
odpowiednio zająć – szepnął, a jego ręka zjechała na moje krocze...
***
Leżałem w jego łóżku i paliłem
papierosa. Kou miał głowę na mojej klatce piersiowej i obejmował mnie w pasie.
– Kocham Cię – wyszeptał.
– Ja Ciebie też. Słyszałeś, że
Yune chce odejść? – zmieniłem temat.
– Taak. Musimy znaleźć nowego
perkusistę.
– Mhh.. Ale on nie może być taki
jak on.
– Zdecydowanie. A dlaczego
wyjeżdżasz? – zmienił temat.
– Jakiś program „Surowi
Rodzice”. Rodzice wysyłają nieposłuszne dzieci do innej rodziny, a tam one
magicznie się zmieniają – parsknąłem śmiechem.
– Będę tęsknił – wyszeptał i
pocałował mnie.
Od Uru wyszedłem następnego dnia
przed południem. Nie śpieszyło mi się do domu. Domu? To nie był mój „dom”. Nie
czułem się z nim związany, nie czułem się tam bezpiecznie. Tam było... zimno i
nudno. Nic się nie działo.
Zajechałem pod dom i zauważyłem
jakiegoś busa. Pewnie z tego programu – przeszło mi przez myśl gdy zamykałem
samochód. Nie pomyliłem się. W mieszkaniu kręcił się jakiś facet z kamerą.
W przedpokoju ściągnąłem buty i
ruszyłem na górę. Jednak na schodach zatrzymał mnie głos matki:
– Akira! Gdzieś ty był całą
noc?! Dzwoniłam do Ciebie! – wyszła z kuchni i stanęła w progu.
– Byłem zajęty – mruknąłem.
– Gdzieś ty był?! – wydarła się.
– Kurwa, nie drzyj się –
warknąłem. – Byłem u mojego chłopaka – uniosłem brwi do góry. – Przeszkadza Ci
to? A nie, czekaj. Nie obchodzi mnie to.
Nie czekałem na jej odpowiedź.
Wszedłem na górę i wszedłem do mojego pokoju, od razu zamykając drzwi.
Ściągnąłem marynarkę i powiesiłem ją do szafy, a następnie ściągnąłem koszulę.
Nie przejmując się tym, że było mi widać tors i dość dużą malinkę na szyi, po
prostu zszedłem na dół i ruszyłem do kuchni.
– Ubrałbyś coś!
– Ciesz się, że nie zszedłem w
samych bokserkach.
Otworzyłem drzwi od lodówki i
wyciągnąłem sok bananowy. Otworzyłem go i napiłem się z gwinta.
– Akira! Nie możesz się tak
zachowywać! Ile razy Ci mówiłam, że masz pić ze szklanki?! Czy ty wiesz co to
znaczy kultura?! Nie tak Cię wychowywaliśmy!
– Kurwa, kobieto. Ogarnij.
Nie mogąc jej słuchać wyszedłem
z kuchni.
– Synu wróć tutaj! Matka nie
skończyła! – odezwał się mój ojciec.
Obróciłem się w jego stronę i
oblizałem usta z soku.
– Kurwa. Matka to, matka tamto.
Ty tu, kurwa, jesteś mężczyzną, nie ona! Ty powinieneś mnie wychowywać i być
domu. Jesteś raz na miesiąc i myślisz, że co? Że mnie, kurwa, znasz? Dlaczego
młody uciekł z domu, hm? Bo miał was dość. Powinniście się cieszyć, że nie
podał was do sądu za to, co mu robiliście. On.. Codziennie.. Żalił mi się –
pokręciłem głową i spojrzałem na niego chłodno. – Myślisz, że mam dziewczynę i
stworzymy piękną rodzinkę? Jestem gejem, rozumiesz? Gejem. Mam chłopaka i nie
będę z żadną lafiryndą. Mam to, co dla mnie robicie w dupie. Róbcie co chcecie.
Gardzę wami, ogarniasz? – wysyczałem, odwróciłem się i znowu ruszyłem do
pokoju.
Przebrałem się w dres i wziąłem
gitarę do ręki. Wyciągnąłem z biurka pięciolinię, zarzuciłem pasek z gitary na
kark i usiadłem na łóżku.
Po pół godzinie miałem połowę
melodii do nowej piosenki. Przeciągnąłem się i wyszedłem z pokoju, oczywiście
biorąc telefon. Zszedłem do kuchni i podszedłem do lodówki. Zrobiłem sobie
kanapkę z serem i biorąc sok bananowy ruszyłem do swojego pokoju.
***
Rano jak zwykle wstałem wcześnie
i od razu poszedłem do łazienki. Wykąpałem się, wysuszyłem włosy, pomalowałem
się, ułożyłem to coś na mojej głowie i ubrałem się. Zszedłem na dół, a moi
rodzice już tam siedzieli. Nie odezwaliśmy się do siebie. Nastawiłem wodę i
wyciągnąłem kubek z szafki, a następnie nasypałem tam kawy. Gdy woda się
zagotowała zalałem kawę i nasypałem dwie łyżeczki cukru. Z rodzicami nie
odzywaliśmy się. Żadne z nas nie chciało ani nie widziało takiej potrzeby.
Napiłem się kawy i napisałem
chłopakom, że próby dzisiaj nie będzie.
– Posprzątaj w pokoju –
powiedziała nagle moja matka.
– Daj mi kawę wypić – warknąłem
i podniosłem kubek do ust.
– Jak przyjedziesz to przyjedzie
ciocia, wujek i kuzyni na Twoje przyjęcie urodzinowe.
– Nie potrzebuję tego – dopiłem
kawę.
– Wiem, ale wypadałoby żeby
przyjechali. Masz dziewiętnaście lat. Zachowuj się jak dorosły, a nie jak
dzieciak.
– Mm.. Czyli za siedemnaście dni
mój chłopak ma urodziny – odłożyłem kubek do zlewu i ruszyłem na górę.
Przed ósmą wyszedłem z domu do
szkoły. Chodziłem do niej chętnie, ale to, że się nie uczyłem to inna sprawa.
Włożyłem słuchawki do uszu i puszczając rock’ a ruszyłem zatłoczonymi ulicami
miasta. Nie interesowało mnie nic. Moje myśli były już w domu, przy basie.
W końcu doszedłem do szkoły. Po
schodach skierowałem się na górę. Zauważyłem, że Uru rozmawiał z jakimś
blondynem. Pamiętałem, że on nie chciał okazywać sobie uczuć publicznie, więc
chciałem odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.
– I na końcu trzeba było napisać
co Ci się w tym podoba, a co nie – zakończył mój chłopak i uśmiechnął się
lekko.
– Dziękuję, Kouyou.
– Nie ma sprawy – odwrócił się w
moją stronę. – Hej, skarbie – stanął na palcach i pocałował mnie w policzek.
– Już Ci się odwidziało nie
okazywanie sobie uczuć publicznie? – mruknąłem.
– Wiecznie będziesz o to już
obrażony? – naburmuszył się.
– No nie wiem, nie wiem.
– Dlaczego dzisiaj nie ma próby?
– zmienił temat.
– Bo muszę się spakować –
skrzywiłem się.
– Biedny – zaśmiał się.
Zmrużyłem oczy, a moją twarz
wykrzywił złośliwy uśmiech.
– Jak przyjadę to dopilnuję
żebyś nie usiadł przez tydzień, skarbie.
– N-Nie zrobisz tego!
– Chcesz się przekonać?
– Nie!
Podczas tej naszej ciekawej
rozmowy wszyscy się na nas gapili. Cała klasa Uru patrzyła na niego szeroko
otwartymi oczami. Bo w końcu z kim ja normalnie rozmawiam? Każdego zbywam
ostrym spojrzeniem i kpiną. W końcu jakiś chłopak chciał podejść, ale widząc
mój wzrok i minę, chyba zrezygnował.
– Nie strasz ludzi – dostałem po
żebrach.
– No wiesz ty co? Jak możesz
mnie bić!?
– Ojej. Czyżby zabolało? –
zakpił.
– Ciebie zaboli, ale coś innego
– warknąłem.
– Nie boję się – parsknął
śmiechem.
– Więc zaczniesz – stwierdziłem.
– Wątpię.
– To się przekonamy –
uśmiechnąłem się szatańsko.
Chyba nie spodobał mu się ten
uśmiech.
– Co ty kombinujesz?
– Ja? – udałem niewiniątko. –
Ależ nic.
– Ale...
Nie dokończył, bo przerwał mu
dzwonek oznajmiający, że zaczynają się lekcje.
– Wybacz, skarbie. Pogadamy
później.
Nie dałem mu czasu na odpowiedź,
bo ruszyłem przed siebie. Pomimo tego, że byliśmy w tym samym wieku to mieliśmy
różne klasy.
– Kurwa, Suzuki! – krzyknął.
Odwróciłem głowę i uśmiechnąłem
się słodko, po czym krzyknąłem:
– Też Cię kocham!
Ruszyłem do klasy, w której
miałem lekcje. To gdzieś na górze? Taaak, fizyka. Oczywiście spóźniony wszedłem
do sali fizycznej i od razu ruszyłem do swojej ławki.
– Może powiesz dlaczego się
spóźniłeś?
– Bo nie chciało mi się tu
przychodzić? – podsunąłem.
– Nie pyskuj! Siadaj w końcu na
miejsce!
Uśmiechnąłem się kpiąco, ale
ruszyłem do ostatniej ławki. Nie obchodziła mnie ta lekcja, szkoła... Ale czy
cokolwiek mnie obchodziło? Raczej nie. Zapatrzyłem się w okno.
Gdzieś pod koniec lekcji
dostałem sms’ a. Nie przejmując się nauczycielem wyciągnąłem telefon z kieszeni
i odczytałem wiadomość. Okazało się to zdjęciem Uru z Aoi’ m (całujących się),
z podpisem: „Powinieneś bardziej pilnować swojego chłopaka.” Uśmiechnąłem się
lekko i schowałem urządzenie do kieszeni.
Przez cały dzień unikałem go.
Gdy wychodziłem ze szkoły wysłałem mu to zdjęcie z dopiskiem: „Kiedy
zamierzałeś mi powiedzieć, że mnie zdradzasz?”
Było mi źle. To było takie
smutne, niesprawiedliwe. Dałem mu wszystko, a on? Zajebiście po prostu. Jesteś
z kimś dwa lata, a on nie jest Ci wierny. Po co ze mną był? Z litości?
Wszedłem do domu i od razu
wyciągnąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer do kolorowo-włosego i czekałem
aż odbierze. Po dwóch czy trzech sygnałach usłyszałem jego radosny głos:
~ Co tam, Reita?
– Co robisz wieczorem? –
spytałem cicho.
~ Słyszę, że stało się coś poważnego. Nic nie robię. Jestem wolny.
– Masz ochotę się napić?
Wszedłem do kuchni i skierowałem
się do lodówki. Otworzyłem ją i wyciągnąłem sok bananowy.
~ Z Tobą zawsze. Wpaść po Ciebie?
– Nie. Spotkamy się tam gdzie
zawsze, ok?
~ Jasne. O której?
– Dwudziesta? Pasuje Ci?
~ Okej. To będę czekał.
– Dziękuję.
~ Możesz na mnie liczyć, Reita. To do zobaczenia.
– Mh, cześć – rozłączyłem się.
Ze spuszczoną głową ruszyłem na
górę. Nie przejmowałem się niczym. Rodzice coś tam do mnie mówili, ale nie
przejąłem się tym. Uruha dzwonił, Aoi dzwonił, Ruks dzwonił – nie odebrałem.
Nie chciałem się dołować jeszcze bardziej. Bo po co?
Pomalowałem paznokcie na czarno
i zrobiłem ostrzejszy makijaż. Następnie przebrałem się w czarne, skórzane i
obcisłe rurki, czarną dość luźną bluzkę, na to czarną skórzaną kurtkę, w której
podwinąłem rękawy do łokci, a na ręce pieszczochy.
Z domu wyszedłem gdzieś o w pół
do dwudziestej. Nawet nie mówiłem rodzicom, że wychodzę. Po co? I tak gówno ich
to interesuje. Najwyżej zadzwonią.
Byłem ciekawy czego nie dałem
Kou, że mnie zdradził. Co takiego dał mu Yuu, że go kocha? No, ale skoro nie
chciał mi tego powiedzieć wprost tylko robił to, co robił, to może miał jakiś
powód? Chciałem w to wierzyć. Nie wiedziałem, że jestem aż tak naiwny.
Do baru wszedłem równo o
dwudziestej. Przy ladzie siedział już Miyavi. Gdy tylko mnie zobaczył
uśmiechnął się i zamówił sake. Podszedłem do niego i przywitaliśmy się
uściskiem dłoni.
– Dzwonił do mnie Uru – zaczął
niepewnie. – On chciał Ci to powiedzieć, ale nie wiedział jak.
– To już nieważne. Niech będzie
z Yuu – powiedziałem obojętnie i za jednym razem wypiłem kieliszek alkoholu.
Oczywiście skrzywiłem się.
– On Cię kochał....
– Możemy o nim nie rozmawiać? –
warknąłem, przerywając mu. – Chcę się upić i zapomnieć.
– Jasne. Wybacz.
Sake lało się litrami. Piliśmy,
a z każdym następnym kieliszkiem stałem się bardziej wygadany. Alkohol zawsze
rozwiązywał mi język.
– Dwa lata, rozumiesz to? Dwa
lata – oparłem głowę o jego ramię.
– Rozumiem, Rei – objął mnie
ramieniem.
– Kocham go.
– Wiem.
– Nie chcę tak żyć, Meev.
– Znajdziesz kogoś, kto na
Ciebie zasługuje.
– Jaaasne.
Po alkoholu nie plątał mi się
język, mogłem mówić normalnie, ale za to miałem lekki problem z równowagą i
ustaniem w pionie. Meev podobnie.
***
Rano obudziły mnie te cholerne
promienie słońca padające na moją twarz. Obróciłem się na drugą stroną i
ukryłem twarz w poduszce. Nie pamiętałem nawet jak znalazłem się w domu, w moim
pokoju. Pewnie Meev mnie odprowadził.
Po paru minutach leżenia w końcu
wstałem i ruszyłem do łazienki, z której wyszedłem po godzinie umyty,
przebrany, umalowany i uczesany. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni.
Otworzyłem szafkę z lekami i zacząłem szukać czegoś na kaca.
– Akira spakowałeś się? – usłyszałem
głos mojej matki.
– Ta – mruknąłem wyjmując sok z
lodówki. Otworzyłem go i popiłem tabletki, a następnie ruszyłem do mojego
pokoju.
– Gdzie byłeś w nocy? –
zatrzymał mnie jej głos.
– Nie pamiętam – mruknąłem.
– Jak to nie pamiętasz?
– Normalnie – wzruszyłem
ramionami.
Wyciągnąłem z kieszeni dzwoniący
telefon i skrzywiłem się widząc kto dzwoni. Westchnąłem i niepewnie odebrałem.
– Moshi, moshi – mruknąłem.
~ Rei? Proszę, nie rozłączaj się. Wysłuchaj mnie – usłyszałem głos
Uru.
– Tylko się streszczaj – warknąłem
i ruszyłem do salonu, gdzie usiadłem na kanapie.
~ Okej, zdradziłem Cię, ale... Kochałem Cię. Myślałem, że to prawdziwa
miłość, że będziemy razem na zawsze, ale wtedy zrozumiałam, że kocham Cię, ale
jako przyjaciela czy brata. Znamy się bardzo długo i nie chcę żeby nasza
znajomość się skończyła. Błagam, nie myśl, że byłem z Tobą z litości czy coś w
tym stylu. Zrozum, Rei.. Byłeś i jesteś dla mnie bardzo ważny, dużo mi
pomogłeś, byłeś przy mnie, wyciągałeś z dołów, nie pozwoliłeś się załamać.
Jesteś najlepszym przyjacielem jaki może istnieć, nie zasługuję na Ciebie. Nie
chcę Cię stracić. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Jeśli sobie zażyczysz mogę
przestać spotykać się z Yuu, mogę się zabić. Nie chcę byś mnie odsunął od
siebie – zakończył swój monolog. Usłyszałem pociągnięcie nosem. Płakał?
– Teraz ty mnie posłuchaj. Dla
Ciebie te dwa lata nie miały znaczenia? Nie liczyło się dla Ciebie to co ja
czuję? To, że Cię kocham? – zaśmiałem się gorzko. – Nie rozumiesz, że to nie
musiało się tak skończyć? Mogłeś powiedzieć mi wprost co czujesz, nie ułatwiłeś
tego. Tylko pogorszyłeś. Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby nie Miyavi to
dzisiaj nie byłoby mnie tutaj? Ciesz się, że odebrał ten cholerny telefon i
poszedł się ze mną upić, bo nie wiem co bym zrobił, gdybym był sam. Hmm.. Nie,
wiem. Za parę dni bylibyście na moim, jebanym, pogrzebie – warknąłem.
~ Wybacz mi. Przepraszam. Nie chciałem.
– Co to teraz zmieni, hm? Co mi teraz da Twoje „przepraszam”? Mam tak
nagle o tym wszystkim zapomnieć? Wymazać z pamięci? To nie takie proste, Kou.
~ Mogę coś zrobić żebyś nie był zły? Żebyś mi wybaczył?
– Nie wiem, Uru, czy to takie
proste – odpowiedziałem po chwili. – Teraz muszę od tego wszystkiego odpocząć.
Daj mi czas. Spotkajmy się jak przyjadę, co? Nie lubię wyjaśniać takich rzeczy
przez telefon.
~ Ale nie przekreślasz mnie od razu? – spytał cicho.
– Nie, Uru. Musimy to najpierw
wyjaśnić.
~ Nadal Cię kocham, Rei.
– Ja Ciebie też, ale trochę
inaczej. Spadam. Kac mnie męczy. Sayo.
Nie czekając na odpowiedź
rozłączyłem się. Westchnąłem i wstałem, a następnie ruszyłem do mojego pokoju.
Nie minęło pięć minut jak mój telefon znowu zadzwonił. Zirytowany odebrałem.
– Moshi, moshi.
~ Siema, Rei. Jak tam?
– Siema. Bywało lepiej –
mruknąłem.
~ Dzisiaj jedziesz tam, prawda?
– Taaa.
Usłyszałem jego westchnienie.
Pewnie i tak wiedział.
~ Jestem pod Twoim domem. Rusz dupę i mi otwórz.
– Jaja sobie robisz?
~ Nie. No już, rusz dupę!
Rozłączyłem się i poszedłem
otworzyć. Moim oczom ukazał się niski chłopak ubrany cały na czarno z blond
włosami. Powieki miał czarne, oczy podkreślone kredką, czarne soczewki i
oczywiście pieszczochy i pierścionki, a na szyi narysowane czarne pręgi.
Wszedł do mojego domu i ściągnął
buty, a następnie ruszył do kuchni. Ruszyłem za nim.
– Znowu śniadania nie jadłeś? –
spytałem widząc, że otwiera lodówkę. Przy stole siedzieli moi rodzice, ale
zignorowaliśmy ich.
– Nie miałem czasu – wywrócił
oczami. – Chciałem jeszcze z Tobą pogadać – zaczął robić sobie kanapkę.
– O czym? – usiadłem koło niego
na blacie.
Widziałem, że rodzice
przypatrują i przysłuchują się nam. Ruki udawał, że ich nie widzi. Zawsze tak
robił. Ignorował tych, którzy nie byli dla niego ważni.
Lubiłem go, bardzo.
– Jeśli Yune nie odejdzie, to ja
to zrobię – powiedział w końcu.
– Co on Ci zrobił?
– Ano, wiesz... – speszył się. –
Um.. W zasadzie to, co zawsze.. Ale teraz jest jeszcze bardziej nachalny –
skrzywił się.
– Zabiję skurwiela – warknąłem.
– Nie ma sensu, Ue- chan.
– Jest sens. Kurwa! Dlaczego mi
wcześniej nie powiedziałeś?!
– A po co? – zaczął robić sobie kawę.
– I tak to nie ma znaczenia. Będzie jak będzie – wzruszył ramionami. – Nie ma
sensu nic robić, bo za każdym razem gdy próbuję z nim o tym rozmawiać, to jest
coraz gorzej.
– Zabiję go. Niech się modli
żeby mnie nie spotkał na ulicy.
– I po co ja Ci to mówiłem? – wywrócił
oczami.
– Jakim ty jesteś idiotą. Masz
jego numer? – wpadłem na pewien pomysł.
– Mam.
– Pokaż mi.
– Po co? – spojrzał na mnie
podejrzliwie.
– Muszę coś sprawdzić.
– Um.. Okej – wyciągnął telefon
z kieszeni i podał mi go.
Odblokowałem klawiaturę i
wszedłem w książkę telefoniczną. Znalazłem kontakt „Yune”. Wyciągnąłem również
swoje urządzenie i porównałem dwa numery. Zgadzały się. Czyli to on wysłał mi
zdjęcie Uru z Aoi’ m. Jaki miał w tym cel? Co chciał osiągnąć? Oddałem mu
telefon i zagryzłem wargę.
– Co się stało? – spojrzał mi w
oczy.
– Yune mi wysłał to zdjęcie – mruknąłem.
– Ciekawe co chciał osiągnąć.
Jesteście dalej razem?
– On ma Yuu. Nie jestem
potrzebny – wzruszyłem ramionami i zeskoczyłem z blatu. – Idziesz?
– Idę, idę.
Ruki wziął kubek z kawą i
poszliśmy do mojego pokoju. Nie chciałem żeby rodzice usłyszeli więcej niż to
konieczne.
– Jesteś na mnie zły? – spytał
cicho gdy już siedzieliśmy na moim łóżku.
Westchnąłem i objąłem go
ramionami w pasie. Blondyn również mnie przytulił i wtulił głowę w moją szyję.
Oparłem brodę o jego głowę.
– Nie jestem, Taka- chan. Po
prostu... Nie wytrzymuję tego wszystkiego... To mnie przytłacza. Jest źle.
Bardzo, rozumiesz?
– Mogę Ci pomóc, ale musisz
zacząć ze mną rozmawiać.
– Doceniam to, Ruks. Naprawdę.
– Akira! Za pięć minut
przyjedzie po ciebie minibus! Pośpiesz się! – usłyszeliśmy głos mojej matki z
dołu.
Niechętnie odsunąłem się od
niego i chwyciłem moją torbę. Do kieszeni schowałem telefon, portfel i
papierosy. Zszedłem na dół i ubrałem glany. Pomimo tego, że było ciepło nie
rezygnowałem z nich. Kochałem je.
Gdy wyszedłem z domu białe dość
duże auto już tam stało. Ruki przytulił mnie i wyszeptał:
– W życiu nie tylko Uruha się
liczy. Ktoś inny mógłby Cię pokochać tak samo jak on. Może ty też mógłbyś się
zakochać i żyć z tą osobą już na zawsze?
Po tych słowach oderwał się ode
mnie i odszedł. Tak po prostu. A do mnie w końcu dotarła idiotyczność tej
sytuacji, dopiero wtedy zrozumiałem, że patrzyłem na złą osobę, że osoba, która
mnie kocha cały czas jest przy mnie i wspiera mnie, gdy inni zawodzą.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i
wybrałem jego numer. Szybko napisałem mu wiadomość i wysłałem, a następnie
wsiadłem do środka nawet nie żegnając się z rodzicami. Przez moją głowę ciągle,
jak echo, przewijały się te parę słów, które mu wysłałem.. Te trzy, bardzo
ważne, słowa.
„Też Cię kocham.”
Nawet nie zastanawiałem się nad
tym, dlaczego to napisałem. Wiedziałem, że to było to, co chciałem mu
powiedzieć, ale nie miałem odwagi. A może od dawna go kochałem?
Włożyłem do uszu słuchawki i
włączyłem muzykę w mp3.
Patrzyłem na domy i lasy, które
zostawialiśmy za nami. Nawet nie wiedziałem gdzie jadę, ani z kim tam będę.
Podobno miał to być chłopak, ale czy to była prawda? Nie wiedziałem.
Zauważyłem tabliczkę z napisem
„Prefektura Tokushima.” Westchnąłem i rozsiadłem się wygodniej.
Czyli to stąd pochodzi ta druga
osoba? Może być ciekawie.
Podjechaliśmy pod jakąś
kamienicę. Zauważyłem, że przed nią, na walizce siedzi czarnowłosy chłopak. Był
ubrany cały na czarno, z pieszczochami, łańcuszkami i pierścionkami. W ręce
trzymał papierosa i patrzył w niebo. Westchnąłem i powoli wygramoliłem się z
samochodu. Podszedłem do niego i stanąłem przed nim.
– Reita – podałem mu rękę.
– Kai – odpowiedział i uścisnął
ją.
– Czyli to z Tobą będę się
męczyć przez tydzień? – zakpiłem.
– Męczyć? – uniósł brwi do góry
i zdeptał papierosa. – Myślę, że nie będziemy wrogami, bo jak mi się wydaję nie
jesteś tu z własnej woli podobnie jak ja. Mam wyjebane na ten cały program, ale
dzięki niemu odpocznę od moich problemów, więc co to za różnica czy pojadę, czy
nie?
– Mhm. W sumie racja. Ja też nie
jadę tu z innego powodu, jak odpoczynek od rzeczywistości.
– Więc jednak się w czymś
zgadzamy. Słyszałem, że jesteś gejem. Prawda to?
– Jestem – wzruszyłem ramionami.
– Nigdy dziewczyny nie miałem, nie chciałem. Nigdy nie podobały mi się, nie
kręciły.
– Jak rodzice zareagowali gdy
się dowiedzieli? – spytał zaciekawiony.
– Matka, jak to matka –
wzruszyłem ramionami. – Pogadała, pogadała, ale zaakceptowała to, jaki jestem.
W końcu jestem jej synem, ble, ble, ble. Ojciec... Dowiedział się parę dni
temu, powiedziałem mu to w złości i nie bardzo interesuje mnie to, jak
zareaguje na to. Mam wyjebane na nich. Nigdy się nie interesowali...
Dziwiło mnie to, że tak swobodnie
z nim rozmawiałem. Zazwyczaj siedziałem cicho i nic nie mówiłem, a tu takie
zaskoczenie. Pierwsze spotkanie i gadamy jak starzy przyjaciele, którzy nie
widzieli się parę tygodni.
– A jak powiedziałeś matce, że
przyjęła to dość normalnie?
– Ona i tak zaczęła podejrzewać,
że jestem gejem. Nigdy nie miałem dziewczyny, nie przyprowadzałem ich do
domu... Ale... Hmm – zamyśliłem się. – Nie powiedziałem jej tego tak wprost.
Najpierw trochę podpytałem co myśli o homoseksualistach, co by zrobiła gdyby
się okazało, że nim jestem, i tak dalej, i tak dalej.
– Rozumiem.
– Niech zgadnę... Jesteś gejem i
nie wiesz jak to powiedzieć rodzicom?
– Coś w tym guście – zagryzł
wargę i wstał.
– Jeśli nie chcesz mieć
awantury, to uświadom ich delikatnie. Pomogę Ci – zaoferowałem pomoc widząc, że
z lekkim grymasem podnosi torbę. Wziąłem ją od niego i zarzuciłem sobie na
ramię. – Co się stało? – spytałem gdy kolejny raz się skrzywił.
Chłopak podniósł koszulkę, a
moim oczom ukazała się dość głęboka blizna na jego prawym boku. Widać było, że
nie została dobrze odkażona i opatrzona.
– Trzeba to opatrzyć. Jesteś
idiotą – warknąłem.
– Wiem to – wywrócił oczami.
– Skąd to masz? – spytałem gdy w
końcu usiedliśmy z tyłu pojazdu.
– Um – zawahał się. –
Przeskakiwałem przez ogrodzenie i nie zauważyłem drutów.
Postanowiłem tego nie
komentować. Widać było, że nie chce o tym mówić. Westchnąłem i sięgnąłem pod
siedzenie kierowcy. Od razu jak wsiadłem to zauważyłem, że jest tam apteczka.
Wyciągnąłem ją i otworzyłem. Uśmiechnąłem się kącikiem ust widząc bandaże, wodę
utlenioną i maści.
– Ściągnij koszulkę i się połóż
– zarządziłem.
Uuuu... Ciekawe jak im to dalej pójdzie :D
OdpowiedzUsuńUhuhuhuhu... Ciekawe ;) Proszę, żebyś mnie powiadamiała o nowych notkach, bo ja nigdy nie wiem, kiedy mam tu wchodzić ;) Bardzo zastanawia mnie ciąg dalszy, dlatego pisz Kochana :*:*
OdpowiedzUsuńJeszcze powiedz, że Reita x Kai, to mnie coś trafi. Bo jak może być reituki jak teraz cały tydzień będzie o tej dwójce? Łokej łokej, poczekamy zobaczymy.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z SR c;
Mam nadzieję że to Reituki będzie .-.
OdpowiedzUsuńAle narazie mi się podoba ;3
Uuuuu. Notka super ekstra!
OdpowiedzUsuńChcem jeszcze więc proszę szybciutko o kolejną notkę
Buziaczki