Uhuhuu.. Coś się mnie wena trzyma.. Ciekawe... Tak więc oddaję w wasze ręce kolejny rozdział JongKey.
– Ale na pewno zadzwonisz? – spytał przed szkołą.
– Dla Ciebie lepiej by było żebym nie zadzwonił, nie?
Wtedy byś mógł wszystko powiedzieć – warknąłem.
– Ty powinieneś się tym martwić. To nie mój problem czy
zadzwonisz czy nie. Pewnie i tak zgodziłeś się tylko dlatego, żeby mnie
uciszyć.
– A żebyś wiedział. Nie mam innego powodu – warknąłem
zły.
Nie chciałem pokazać, że to co mówi mnie boli. Odwróciłem
się do niego plecami i odszedłem. Włożyłem słuchawki do uszu i przyśpieszyłem
kroku. Po niecałych dziesięciu minutach byłem w domu.
Ledwo zjadłem kanapkę, a mój telefon odezwał się. Wziąłem
urządzenie i odebrałem.
~ Key masz czas? – usłyszałem głos Tae.
– Taa – mruknąłem.
~ Z chłopakami
jesteśmy u Minho. Przyjedziesz?
– Ta. Zaraz będę – rozłączyłem się.
Nie śpiesząc się dokończyłem pić herbatę. Później ubrałem
trampki i czarną skórzaną kurtkę. Wyszedłem z domu i zamknąłem drzwi. Włożyłem
słuchawki do uszu i wsadzając ręce do kieszeni kurtki ruszyłem ulicami Seul’ u
do domu Minho. Nie śpieszyłem się. Bo po co?
Po drodze wstąpiłem jeszcze do sklepu i kupiłem papierosy
z gumami (do żucia, oczywiście).
U Minho byłem jakieś dwadzieścia minut później. Wszedłem
do niego do domu bez pukania. Nigdy nie pukałam. Po co? A zresztą on i tak
nigdy nie zamykał.
– Key! Zamknij drzwi, bo jest przeciąg! – usłyszałem głos
Minho z kuchni.
Westchnąłem, ale posłusznie zamknąłem je. Z kieszeni
kurtki wziąłem telefon i ruszyłem do salonu.
– Kai jest w kuchni. Chce pogadać – powiedział Minho
siadając na kanapie.
– Taaa – mruknąłem i skierowałem się do pomieszczenia.
Koło blatu stał Kai z Onew i o czymś dyskutowali. Oparłem
się o framugę i czekałem aż mnie zauważą. W końcu czarno-włosy podniósł głowę i
spojrzał na mnie niepewnie.
– Kibum – mruknął cicho. – Nie chcę żeby to tak
wyglądało. Chcę Ci to wyjaśnić.
– Nie ma co wyjaśniać – warknąłem i skrzyżowałem ręce na
klatce piersiowej patrząc mu w oczy.
– Jest! Chciałem Ci to powiedzieć wcześniej, ale bałem
się, że zareagujesz właśnie tak! Nie wiedziałem jak zacząć!
– Pomyślałeś chociaż o mnie? – spytałem cicho. –
Pomyślałeś, co ja, kurwa, poczuję? Po co byłeś ze mną tyle czasu? Żeby dać mi
nadzieję i już doszczętnie zniszczyć we mnie tego, jak wy to mówicie,
człowieka? – wsadziłem ręce do kieszeni spodni.
– Kibum! To nie tak! – w oczach miał łzy. – Kochałem Cię,
rozumiesz? Kochałem.
– Udowodniłeś to – zakpiłem. – Szczególnie zaufaniem.
– Nie wiń go – wtrącił się Onew. – To moja wina. Na mnie
się wyżywaj, a nie na nim.
– Nie! To moja wina! Wiedziałem, że jestem w związku!
Mogłem najpierw zakończyć jedno, a później pakować się w drugie!
– Mogłem Cię spytać czy masz chłopaka, a nie umawiać się!
– Nie! Kibum! Nie wiń go!
– Kocham Cię i nie pozwolę aby wina spadła na Ciebie.
Odwrócili głowy w moją stronę. Patrzyłem na nich smutnym
wzrokiem.
– Kibum...?
Zagryzłem wargę i wyszedłem z kuchni. Skierowałem się do
pokoju. Słyszałem, że Kai mnie woła, ale nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
Usiadłem na kanapie koło Minho i podciągnąłem kolana pod brodę. Usłyszałem
kroki i oni przyszli do salonu.
– Key... Kibum. Daj mi to wyjaśnić.
– Nie ma czego wyjaśniać – odpowiedziałem chłodno nawet
na niego nie patrząc.
– Daj nam wyjaśnić – usłyszałem głos Onew.
– Już powiedziałem: nie ma czego, kurwa, wyjaśniać.
Jesteście razem, okej. Ale trzeba było mi to powiedzieć, do cholery!
– Chciałem! – bronił się czarno-włosy. – Wiedziałem, że
tak zareagujesz! Nie wiedziałem jak Ci to powiedzieć!
– Może coś w stylu: „Nie kocham Cię już, kocham kogoś
innego. Możemy dalej być przyjaciółmi.”? – warknąłem.
– Nie chciałem żebyś cierpiał.
– Doprawdy? – prychnąłem. – Więc chyba coś Ci, kurwa, nie
wyszło. Też miałem jakieś uczucia, do cholery!
– Ty nie rozumiesz – szepnął.
– Masz rację. Nie rozumiem i chyba nie chcę zrozumieć.
– Key, proszę.
– Nie chcę z Tobą dzisiaj rozmawiać.
Wyciągnąłem telefon z zamiarem zobaczenia, która godzina,
ale zauważyłem, że dostałem sms. Otworzyłem go:
„Key.
Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale... Kontaktowała się ze mną
Yakuza. Masz im dać kasę do końca tygodnia, bo jak nie to wiesz co zrobią.
Przykro mi,
C.A.P”
Wybrałem do niego numer i zadzwoniłem. Wstałem i
poszedłem do kuchni, żeby nie słyszeli jak krzyczę. Chłopak odebrał po trzech
sygnałach.
– Jak to do końca tygodnia?! – warknąłem.
~ Przykro mi, Key.
– Jak ja zdobędę pięćdziesiąt kawałków do końca
tygodnia?! – krzyknąłem. Nie obchodziło mnie czy usłyszą. – Kurwa! Ja chcę go
znowu zobaczyć, rozumiesz? – jęknąłem i usiadłem na ziemi, oparłem się plecami
o szafkę i podciągnąłem kolana pod brodę.
~ Wiem. Pomogę Ci
jak będę mógł. Na jednej akcji, która będzie jutro, możesz wygrać nawet
dwadzieścia pięć kawałków, ja z chłopakami dołożymy piętnaście. Zostanie
dziesięć.
– Kurwa. Dobra. Wiesz... Jutro na którą?
~ A wchodzisz w to? – zdziwił się. – Przyjedziemy po ciebie o dziewiętnastej.
– Ok. Będę czekał. Na razie.
~ Trzymaj się, Key.
Rozłączyłem się i oparłem łokcie o kalana, a następnie
okryłem nimi głowę. Japierdole. Dlaczego ciągle mi się takie rzeczy
przytrafiają? Jakbym nie mógł mieć spokoju! Może i byłem skurwielem, ale nie
powinni winić za to niewinnych tylko mnie, do cholery! I to był kolejny raz gdy
myślałem, że gdyby mnie tu nie było, byłoby lepiej; bez zmartwień, problemów.
– Key? – usłyszałem głos Tae, a następnie kroki
skierowane w moją stronę. – Co się stało?
– Nic – mruknąłem nawet na niego nie patrząc
– Pewnie nie chodzi o Kai’ a i Onew, nie? Powiedz mi.
– Nie mogę, Tae.
– Dlaczego umówiłeś się z Jong’ iem? Widzę jak na niego
patrzysz. To nie tylko dlatego, żeby milczał, prawda? – zmienił temat.
– Kiedy ty mnie tak dobrze poznałeś, Taeś? – nadal na
niego nie patrzyłem.
– Jesteśmy przyjaciółmi. Znam Cię – usiadł koło mnie i
położył mi głowę na ramieniu.
Zagryzłem wargę i objąłem go ramieniem. Chłopak wtulił
się we mnie bardziej. Nie zasługiwałem na takich przyjaciół. Powinienem być
sam, nie z nimi. Nie jestem ich wart.
– Przepraszam, Minnie – szepnąłem cicho.
– Za co? – zdziwił się.
– Za wszystko. Wiem jaki jestem, egoistyczny, zarozumiały
dupek, który wysługuje się wszystkimi wokół, a wy mimo wszystko jesteście przy
mnie.
– Od tego masz przyjaciół, Key hyung. Wracając do tematu:
czujesz coś do Jong’ a?
– Nie wiem. Wiem, że nie jest mi obojętny, jak inni.
Westchnąłem i wstałem, a następnie podałem rękę
chłopakowi.
– Chodź. Nie można tu tak siedzieć.
Taemin uśmiechnął się i ruszyliśmy do salonu. Kai to
zakończył, tak? Więc może i ja powinienem coś zrobić w tym kierunku, a nie żyć przeszłością?
– Zaraz przyjdę – szepnąłem i ruszyłem do łazienki.
Stanąłem przed lustrem i spojrzałem na siebie. Poprawiłem
grzywkę i zabrałem się za ściąganie kolczyka z języka. Bolało jak cholera i
strasznie trudno się go ściągało, ale w końcu udało mi się. Zawinąłem go w
chusteczkę i opłukałem usta. Skrzywiłem się, bo język zaczął mnie boleć, ale to
już pierwszy krok do zapomnienia. Brawo, Key.
Wszedłem do pokoju i usiadłem na kanapie koło Jjong’ a i
Onew.
– Co robiłeś? – spytał podejrzliwie Tae widząc, że się
krzywię.
– Wyciągałem kolczyk – mruknąłem.
Widziałem ich zaskoczone spojrzenia, najbardziej Kai’ a,
ale nie komentowali tego. To była moja decyzja.
– Przepraszam, Bummie. Nie powinienem tego mówić, ale nie
chcę się z Tobą umawiać tylko dlatego, że chcesz abym milczał. Jeśli tylko taki
jest powód to, to nie ma sensu – usłyszałem przy uchu.
Obróciłem lekko głowę i zauważyłem jego niepewny wzrok.
Nie widząc reakcji z mojej strony znowu usiadł normalnie. Westchnąłem i
nachyliłem się nad nim.
– Nie umawiam się z Tobą tylko dlatego, że chcę abyś
milczał. Naprawdę Cię lubię – wyszeptałem mu do ucha.
Pierwszy raz dzisiaj zobaczyłem jego naprawdę szczery
uśmiech. Spojrzałem mu w oczy. Chyba pierwszy raz nie miałem chłodnego i
aroganckiego wzroku. Cieszyłem się, że go poznałem. Widziałem jego spojrzenie
mówiące „uśmiechnij się”. Wywróciłem oczami, ale mimowolnie się uśmiechnąłem.
– Key hyung? Ty się uśmiechasz? – zdziwił się Tae.
Spojrzałem na niego i parsknąłem śmiechem widząc jego
zdezorientowaną minę.
– Widać mam powód, Taeś..
– Ale Kai i...
– Nie można żyć przeszłością, Minnie.
– Czyli już o nim zapomniałeś?
– Żartujesz? Nigdy o tym nie zapomnę, ale nie jestem
człowiekiem, który żyje przeszłością, bo już dawno zostałbym w tyle.
Westchnąłem zirytowany słysząc, że znowu dzwoni mi
telefon.
– Co znowu? – warknąłem.
~ Jeśli chcesz
zdobyć resztę to za dziesięć minut bądź tam gdzie zawsze.
– Cholera. Jestem na drugim końcu miasta. Nie wyrobię się
w dziesięć minut.
~ Spróbuj, Key.
– Co mam sp... – urwałem i uśmiechnąłem się lekko. – Dasz
mi piętnaście minut?
~ Dam Ci trochę
czasu, ale się pośpiesz.
– Dzięki, C.A.P. To czekaj tam na mnie – rozłączyłem się.
– Przepraszam, ale muszę spadać.
– Key! Znowu?!
– Wybaczcie – wstałem. – Zadzwonię wieczorem, co? –
rzuciłem do Jjong’ a.
– Mam nadzieję – uśmiechnął się.
Zaśmiałem się i ruszyłem do przedpokoju.
– Bummie! – usłyszałem krzyk gdy zawiązywałem już buty. –
Wygraj dla mnie, co?!
– A jak nie, to co? – drażniłem się z nim.
– To nie będzie seksu.
– O nie? Co ja zrobię? –
zakpiłem. – Spadam. Cześć! – krzyknąłem i wyszedłem.
***
Do domu wróciłem o drugiej rano. Wziąłem szybki prysznic
i umyłem zęby. Ubrany w same dresy usiadłem przed telewizorem i wybrałem numer
do Jjong’ a. Odebrał zaraz po pierwszym sygnale.
– Obudziłem Cię? – spytałem cicho.
~ Coś ty, Bummie.
Nie spałem –
zaśmiał się.
– Na pewno?
~ No jasne. I jak?
Wygrałeś?
Rozmawialiśmy dość długo o wszystkim i o niczym. Zawsze
był jakiś temat. Musiałem przyznać, że on baaaardzo dużo mówi i lubi opowiadać
o sobie. Ja też nie siedziałem cicho. Z nim mogłem rozmawiać swobodnie, nie
musiałem udawać nikogo innego. Po prostu byłem sobą. Ze zdziwieniem zauważyłem,
że przez całą rozmowę uśmiechałem się i śmiałem. Umówiliśmy się na sobotę, na
siedemnastą. Miał po mnie przyjść, ale nie chciał mi powiedzieć gdzie
pójdziemy. Cieszyłem się, że mogłem gdzieś z nim wyjść.
Skończyliśmy rozmawiać gdzieś w pół do czwartej rano.
Byłem bardzo zmęczony, więc od razu położyłem się spać i szybko usnąłem.
Rano do szkoły szedłem w zajebistym humorze. Pewnie był
on spowodowany tą naszą rozmową w nocy i wczoraj wieczorem.
Przed bramą jak zwykle stała reszta, ale zauważyłem brak Bling’
a. Wypuściłem dym z ust i podszedłem do nich. Przywitałem się ze wszystkimi
uściskiem dłoni, a Kai przytulił mnie. Wsadziłem ręce do kieszeni, a po chwili
poczułem, że ktoś przytula się do moich pleców i wyciąga mi używkę z ust, a
następnie depta ją. Odchyliłem głowę do tyłu i zobaczyłem Jonghyun’ a.
Zmrużyłem oczy i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
– Jak śmiałeś? – naburmuszyłem się.
– Nie obrażaj się – dźgnął mnie palcem w policzek. – Nie
będziesz się niszczył tym gównem. Możesz się obrażać, ale nie będziesz palić.
– Phi!
Widziałem, że reszta przypatruje się nam zaciekawiona,
ale nie przejąłem się nimi za bardzo. Westchnąłem i wtuliłem się lekko w ciało
za mną.
– Co się stało? – spytał Tae patrząc na nas podejrzliwie.
– Nic. A co się miało stać?
– No.. Wiesz – spojrzał na jego ręce na moim brzuchu.
– Zboczeniec – warknąłem pod nosem.
– Coś mówiłeś, Bummie? – spytał słodko.
– Nieee.. No skądże.
– Bez sarkazmów mi tu.
– Ojej. Mam się bać? – parsknąłem śmiechem.
– A żebyś wiedział.
– To my spadamy – powiedział Minho. – Zobaczymy się
później, nie?
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do szkoły.
***
– Masz dzisiaj czas? – spytał Jjong przed szkołą.
– Nie mogę dzisiaj.
– Znowu tam jedziesz?
– Muszę.
– Dlaczego?
Spuściłem głowę, ale nie odpowiedziałem. Nie chciałem
żeby wiedział.
– Key – podniósł mój podbródek i zmusił do spojrzenia
sobie w oczy. – Powiedz.
– Nie.
– Proszę?
– Nie – zrobiłem krok w tył i odsunąłem się od niego.
– Jak chcesz – wzruszył ramionami. – Do zobaczenia jutro,
nie?
– Jasne. Do zobaczenia.
***
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek.
Przed piętnastą. Nie chciałem otwierać nikomu, nie chciałem nikogo widzieć. Nie
teraz. Byłem zmęczony, bardzo. Wróciłem do domu przed szóstą rano, a teraz wyglądałem
jak zombie, nie byłem idealny. Nie chciałem żeby mnie takim widzieli.
Po paru minutach zwlokłem się z łóżka i ruszyłem do
łazienki. Skrzywiłem się widząc siebie w lustrze. Nie lubiłem siebie z rana:
podkrążone oczy, rozwalone włosy, wymiętoszone i rozciągnięte dresy.
Po jakiejś godzinie wyszedłem z łazienki w stanie
używalności. W samych dresach (czystych) ruszyłem do kuchni zrobić sobie
herbatę. Wziąłem kubek i usiadłem w salonie. Włączyłem jakiś serial w
telewizji.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Odłożyłem kubek na stolik i
wstałem z kanapy. Powoli poszedłem do drzwi. Nie patrząc kto to, otworzyłem.
– Mmm... Darmowe porno – usłyszałem rozbawiony głos
Jjong’ a.
– Specjalnie dla Ciebie – warknąłem i ruszyłem do mojego
pokoju.
Ubrałem zwykłą szarą koszulkę z krótkim rękawem i wróciłem
do nich.
– Co wy tu robicie? – mruknąłem.
– Nie byłeś w szkole – odpowiedział Onew.
– I co?
– Martwiliśmy się.
– Taa. Jak widać nic mi nie jest.
– Znowu zacząłeś pisać? – spytał Kai widząc wszędzie
zgniecione kartki papieru.
– Taa, powiedzmy.
– Masz już coś? – usiadł na kanapie.
– Taa, powiedzmy – powtórzyłem.
– Co się stało? – usłyszałem głos Jjong’ a.
– Nic – wzruszyłem ramionami.
– Nie jestem idiotą, Bummie.
Nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Szybko zacząłem
go szukać.
– Gdzie ten jebany telefon?
– Tutaj – Minnie wskazał kanapę.
Wziąłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz.
Skrzywiłem się lekko, ale odebrałem.
~ Jest już piątek.
Kasę masz? –
usłyszałem tak bardzo znienawidzony głos.
– Mam.
~ Ile?
– Milion. Jak chcieliście.
~ Cieszę się. Ktoś
jest u Ciebie?
– Tak. Kumple.
~ Dobrze. Będziemy
za pięć minut. Szykuj kasę – rozłączył się.
Rzuciłem gdzieś tym telefonem i wszedłem znowu do mojego
pokoju w poszukiwaniu walizki z kasą.
– Milion? Bummie co się dzieje?
– Nic – warknąłem i wyciągnąłem ją z pod łóżka.
Jak powiedział, tak zrobili. Pięć minut później
usłyszałem ciężkie kroki na klatce schodowej, a następnie dzwonek do drzwi. Odetchnąłem
i poszedłem otworzyć.
– Co tak długo? – usłyszałem warknięcie i poczułem dość
silne uderzenie w brzuch oraz szczękę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz