– To co gotowy? – spytał Sojiro.
– Jasne. – mruknąłem.
– Gotowy na podróż swojego życia?
– spytał wesoło.
– Nie. – odpowiedziałem i spuściłem
głowę.
Sojiro podszedł do mnie i
przytulił mnie do siebie. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową.
– Kocham Cię braciszku, wiesz?
Obiecuję, że nic złego tym razem Ci się nie stanie. – powiedział.
– Też Cię kocham. – szepnąłem w
jego klatkę piersiową. – Przepraszam, że się na Tobie wyżywałem, ale nie chcę
tam znowu jechać. – w oczach miałem łzy. – Nie chcę.. Nie mam na to siły,
rozumiesz?
– Wiem, braciszku wiem. –
uścisnął mnie mocniej. – Możesz do mnie pisać kiedy tylko chcesz.
Na te słowa zachichotałem.
– Tak samo powiedział do mnie Reita.
– mimowolnie westchnąłem.
– Dobry z niego przyjaciel, nie? –
zagadnął z uśmiechem.
– Właśnie. Przyjaciel. –
uśmiechnąłem się smutno. – No cóż lepsze to niż nic, nie? To ja już lecę.
Dzięki i do zobaczenia w niedzielę. – wyszczerzyłem zęby w szczerym uśmiechu i
poszedłem do samochodu po drodze zgarniając swoją małą torbę i gitarę.
– Mam nadzieję, że już zawsze
będziesz się do mnie tak uśmiechać. – odpowiedział mi z uśmiechem.
– Zobaczy się. – pokazałem mu
język i wsiadłem do samochodu.
Mógłbym przysiąc, że gdy mijałem
dom Reity widziałem go w oknie uśmiechającego się lekko.
***
Dojechaliśmy wieczorem.
Rozpakowałem się, zjadłem kolację, wykonałem wieczorną toaletę i poszedłem
spać.
Rano obudziłem się w strasznie
złym humorze. Nie lubiłem tu przebywać. Nie ze względu na ojca, ale na
wydarzenia z przeszłości. Cały dzień chodziłem zły. Nie odzywałem się, nie
śmiałem się.. Nie robiłem nic. Siedziałem w pokoju i grałem na gitarze.
Wieczorem opuściłem pokój i
oznajmiając, że nie wiem kiedy wróci wyszedłem. Kupiłem kwiaty w pobliskiej
kwiaciarni i skierowałem się na cmentarz.
Położyłem kwiaty na grób i
uklęknąłem.
– Junko, kochana.. – szepnąłem
cicho. – Przyszedłem tak jak Ci obiecałem, ale nie jest to dla mnie łatwe,
wiesz? – miałem łzy w oczach. – Jak mogłaś być taka lekkomyślna? – łzy znalazły
ujście. Spokojnie płynęły po moich bladych policzkach. – Mówiłem Ci abyś
została, prawda? Ale ty jak zwykle się uparłaś. – szloch. Spojrzałem smutny na
nagrobek. – Mówiłem Ci, prawda? Gdybyś nie była taka uparta żyłabyś… Minął już
rok, a mnie nadal boli serce gdy o Tobie pomyślę, wiesz? Nie mogę znieść myśli,
że Ciebie tu już nie ma.
– Takanori? – usłyszałem głos za
sobą.
Kogo to licho niesie? Lekko obróciłem
głowę.
– Pani Furuta? Co pani tu robi? –
szepnąłem cicho.
– Przyszłam na grób córki. –
położyła kwiaty. – Widzę, że wciąż Ci ciężko. Ja się jakoś pozbierałam. A wiesz
kto mi pomógł? – spytała z uśmiechem. – Twój ojciec. To taki życzliwy człowiek.
– Tak bardzo mi jej brakuje. –
jęknąłem i zaniosłem się szlochem.
Mama Junko ukucnęła i objęła mnie.
– Wiem Takanori, wiem. –
westchnęła. – Ale nie możesz całe życie rozpaczać. Widziałeś na pogrzebie, że
zmarła uśmiechając się, prawda?
– Tak. – powoli uspokajałem się. –
Ciekawe o czym myślała. – zamyśliłem się.
Klęczeliśmy tak w ciszy przez
jeszcze chwilę. Później kobieta podniosła się.
– Ja już wracam. Miło było znowu
Cię zobaczyć Takanori. – poklepała mnie po ramieniu i oddaliła się.
Klęczałem przed jej grobem
jeszcze parę minut. Następne wstałem, otrzepałem się z kurzu i poszedłem do
pobliskiego monopolowego. Wszedłem do środka i kupiłem dwie butelki dość
mocnego alkoholu. Usiadłem na ławce w parku i wspominając dawne chwile powoli
sączyłem trunek.
* * *
[Toshi]
– Sojiro wiesz gdzie on może być?
– panikował ojciec Toshiro. – Wyszedł i do tej pory nie wrócił.
– Sprawdziłeś na cmentarzu? – usłyszał
zdenerwowany głos.
– Tak i go nie ma. Cholera.. Nie
trzeba było pozwalać mu wychodzić.
– Dobra. Ja wsiadam w samochód i
będę tam za półtorej godziny. Do zobaczenia. – rozłączył się.
***
Półtorej godziny później.
Fugoku otworzył gwałtownie drzwi.
Miał nadzieję, że to Takanori, ale to był Sojiro.
– I co? Nadal go nie ma? – padło
pytanie.
– Nie ma go. Szukałem chyba
wszędzie.
– A ten park koło cmentarza?
– Cholera. – zaklął. – Nie
sprawdzałem tam. Nie przyszło mi to do głowy.
– To ja pójdę tam poszukać, a ty
czekaj na niego, dobrze? – powiedział Sojiro.
– Okej.
Już miał wychodzić gdy drzwi otworzyły
się. Stał w nich Takanori, ale kompletnie pijany.
– Ruki! – wykrzyknęli równocześnie.
– Sojiro? <czknął> Co ty tu
<czknął> robisz? – spytał niewyraźnie.
– Martwiłem się o Ciebie,
braciszku.
– Nie trzeba <czknął> było.
– próbował zrobił krok, ale upadł wprost w ramiona brata. Mimowolnie wtulił się
w niego. Chyba właśnie tego mu było trzeba.
– Co się stało?
– Byłem na cmen <czknął>
tarzu.. Spotkałem jej matkę. <czknął> Nie mogłem tego znieść
<czknął> poszedłem się upić.. <czknął>
– Och, Taka- chan. – brat wziął
go na ręce i skierował się z nim na kanapę. – Tato idź spakować jego rzeczy.
– Co? – zdziwił się.
– Zabiorę go do domu. To nie był
dobry pomysł, aby teraz tu przyjeżdżał.. To jeszcze nie czas.
– Dobrze. – skierował się do
pokoju syna.
Sojiro wyciągnął komórkę i
napisał do Akiry. On oczywiście wiedział, bo chłopak był u niego i pytał czy
nie dzwonili do siebie.
S: „Cześć Akira. Wiem, że już późno,
ale pewnie i tak nie śpisz. Znalazł się. Przyszedł do domu kompletnie pijany.
Zabieram go do Tokio. Dziękuję za pomoc. Sojiro.” – wysłał.
Po niespełna minucie otrzymał
wiadomość
A: „To dobrze. Kamień spadł mi z serca. Nie
mógłbym znieść myśli, że więcej go nie zobaczę. Masz rację nie spałem cały czas
i myślałem o tym co mu się mogło stać. Nie mogę uwierzyć, że się upił. Mówił
mi, że w ogóle nie pije. Okłamał mnie? Akira.”
S: „Nie, nie okłamał Cię. Musiało
być to bardzo ważne, bo on pije aby zapomnieć. To już drugi czy trzeci raz. Nie
mogę Ci powiedzieć dlaczego, ale wiem, że jeśli on będzie chciał to Ci powie.
Dobranoc. Sojiro.”
Jego ojciec zaniósł już jego
bagaże do samochodu. Sojiro wziął go na ręce i posadził z tyłu wozu. Zapiął
pasami i okrył kocem. Następnie usiadł za kierownicą i jeszcze raz spojrzał na
telefon. Była tam wiadomość od Akiry. Otworzył ją.
A: „Mam nadzieję, że mi zaufa i
powie. Wpadnę jutro, aby go odwiedzić. Dobranoc. Akira.”
Westchnął i włożył telefon do
kieszeni.
***
[Takanori]
Rano obudziłem się ze strasznym
bólem głowy.
– Nigdy więcej. – szepnąłem od
siebie i usiadłem na łóżku. Rozglądnąłem się po pokoju. Jestem u siebie?
Przecież byłem u ojca? Co jest grane? Z trudem wstałem i ruszyłem do kuchni. Na
schodach o mało co się nie wywaliłem, ale dzielnie doczłapałem do kuchni.
Poszedłem do szafki i wyciągnąłem tabletki przeciwbólowe. Popiłem wodą
mineralną nie gazowaną. Dopiero wtedy spostrzegłem, że jestem w samych spodenkach,
a na krześle siedzi mój brat. Patrzyłem na niego, ale nic nie mówił.
– Więc? Powiesz mi co się stało,
otooto? (młodszy brat) – zaczął.
– Nie wiem aniki. (starszy brat) –
odpowiedziałem.
– Poszedłeś na cmentarz, tak? –
skinąłem głową. – Co było dalej.
Usiadłem na przeciwno niego i
zamyśliłem się.
– Spotkałem mamę Junko.
Rozmawialiśmy i chyba płakałem. – powiedziałem patrząc na swoje dłonie. – Nie
mogłem tego dłużej znieść. Tego poczucia winy.. Przecież to ja ją puściłem w
środku nocy samą! – podniosłem głos. – Gdybym nie pozwolił jej iść. Gdybym
tylko… To wszystko moja wina.. Moja, kurwa, zasrana wina, rozumiesz? Chciałem
zapomnieć, uciec od tego wszystkiego. Poszedłem do monopolowego. Kupiłem dwie
butelki jakiegoś alkoholu.. Poszedłem do parku. Ostatnie co pamiętam to łzy i
połykany trunek.. Później nic. – zakończyłem swoją wypowiedź. – Jesteś na mnie
zły, aniki? – spytałem cicho z bólem w głosie.
– Baka. (głupek) Za co miałbym być
zły, co? – podszedł do mnie i przytulił. – Przepraszam, że kazałem Ci tam
jechać. Wiedziałem, że cierpisz, ale nie, że aż tak. Wybacz mi. – szepnął.
– I może mi powiesz, że to Twoja
wina, co?
– Tak.
Uderzyłem Sojiro w głowę.
– Nawet nie waż się tam myśleć.
To nie była Twoja wina.. Po prostu – wzruszyłem ramionami. – nie wytrzymałem
psychicznie.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do
drzwi.
– Która godzina? – spytałem.
– 13:32. – odpowiedział patrząc
na zegarek.
– Kogo to niesie? – poszedłem
otworzyć.
W drzwiach stał Rei i jak tylko
mnie zobaczył przytulił mnie mocno nogą zamykając drzwi.
– Jak dobrze, że nic Ci nie jest.
– wyszeptał mi do ucha. – Nie strasz mnie tak więcej.
– Gomen, gomen. – oddałem lekko
uścisk.
Reita westchnął i delikatnie
odsunął mnie od siebie. Kątem oka zauważyłem, że o framugę opiera się Sojiro i
patrzy na nas.
– Ohayo Sojiro. – powiedział
przyjaźnie, ale nie spojrzał na niego.
– Witaj Reita. Takanori, –
zwrócił się do mnie. – widzę, że ma się kto Tobą zając więc ja wychodzę.
– Umówiłeś się z Deyamą? –
wyszczerzyłem się.
– Otóż to mój malutki braciszku. –
poczochrał mnie lekko po włosach.
– Baw się dobrze.
– Okej. – powiedział
entuzjastycznie. – Wrócić na noc?
– Nie trzeba. Poradzę sobie.
– Okej. To do zobaczenia w
poniedziałek. – pożegnał się i wyszedł.
Obróciłem się i już miałem wejść
do salonu gdy ktoś chwycił mnie za nadgarstek.
– Co ty..? – zacząłem.
Nie dokończyłem, bo zostałem
mocno przytulony.
– Błagam Cię. – usłyszałem cichy
i błagalny głos. – Nigdy więcej mnie tak nie strasz. Nawet nie wiesz jak się
bałem.. Tak cholernie. Nie mogłem znieść myśli, że już nigdy więcej Cię nie
zobaczę, rozumiesz?
Czułem przyjemne dreszcze na
całym ciele. Zapragnąłem go mieć bliżej. Zarzuciłem ręce na jego kark i
przyciągnąłem go bliżej. Głowę wtuliłem w jego szyję wdychając jego słodki
zapach.
– Przepraszam. – wyszeptałem mu
prosto do ucha. – Nie wiedziałem, że będziesz się o mnie aż tak martwić. Po
prostu nie mogłem zapomnieć.. Natłok wspomnień i myśli.. To wszystko przyszło
tak niespodziewanie. Rok nie wystarczy, aby zaleczyć wszystkie rany. Po prostu
nie wytrzymałem już i musiałem temu zaradzić...
– Nie wiem co bym zrobił gdybym
Cię stracił Takanori. – wyszeptał równie cicho.
– Czemu? Przecież jesteśmy tylko
przyjaciółmi. – powiedziałem smutno.
– Nie. Nigdy nie traktowałem Cię
jak przyjaciela.
Oderwałem się od niego, a w
oczach miałem łzy.
– Co? Czemu..? –czyli, że nic dla
niego nie znaczę, tak?
– Spokojnie. – pogłaskał mnie po
policzku. – Nigdy nie traktowałem Cię jak przyjaciela, bo – spojrzał mi w oczy.
– kocham Cię, Ruki.
Patrzyłem na niego w szoku.
Czekaj?! Co on powiedział? Że mnie kocha? Ale... Po moich policzkach poleciały
łzy. Czyli, że...? On... Patrzyłem na niego w szoku nie zdolny do
jakiegokolwiek ruchu. On naprawdę to powiedział...? A może po prostu się
przesłyszałem?
– Ruki? Czemu płaczesz? Nie
powinienem tego mówić tak szybko, prawda? Nienawidzisz mnie teraz, nie?
Spieprzyłem wszystko... – westchnął. – To ja już pójdę. – obrócił się aby
odejść, ale złapałem go za rękaw i przytuliłem się do jego pleców.
– Powtórz to jeszcze raz. –
poprosiłem cicho.
Reita obrócił się do mnie i
spojrzał mi w oczy uśmiechając się lekko.
– Kocham Cię, Ruki.
Uśmiechnąłem się szeroko,
stanąłem na palcach i przytuliłem go mocno zarzucając mu ręce na kark i
wtulając głowę w jego szyję.
– Ale nie bawisz się mną, prawda?
– spytałem cicho.
– No coś ty? – przytulił mnie. –
Nie rzucam słów „Kocham Cię” na wiatr.
Wtuliłem się w niego bardziej i
zagryzłem wargę.
– Ja... – westchnąłem. – Bardzo
Cię lubię, ale... Nie wiem jeszcze czy to miłość.
– Ale nie czujesz do mnie tylko
zwykłej przyjaźni? – spytał ostrożnie.
– Nie... Nie czułem nigdy czegoś
takiego, ani nikt mnie nie kochał, więc... Nie wiem za bardzo co to za uczucie.
– Nie zmuszam Cię o to, abyś mi
to powiedział dzisiaj czy jutro... Tylko jak będziesz gotowy i będziesz
wiedzieć.
– Dziękuję. – szepnąłem. –
Zostaniesz ze mną na noc? Nie chcę być dzisiaj sam.
– Jasne, ale muszę iść po rzeczy
do szkoły i po coś do ubrania.
– Okej. Jesteś głodny? –
spytałem.
– Mogę coś zjeść.
– To ty idziesz po rzeczy, a ja
zrobię coś do jedzenia. – uśmiechnąłem się.
Reita podszedł do mnie i
pocałował mnie lekko w policzek, a następnie uśmiechnął się i wyszedł, a ja
zabrałem się za przygotowywania czegoś do jedzenia.
* * *
Właśnie odcedzałem makaron gdy
poczułem, że ktoś mnie przytula. Obróciłem się szybko wystraszony.
– Człowieku nie strasz mnie tak.
– odetchnąłem z ulgą. – Mam zawału
dostać?
– Nie chciałem Cię wystraszyć. –
szepnął mi do ucha. – A tak w ogóle co ty masz na nogach? – zaśmiał się.
– Moje papucie. – spojrzałem w
dół. – Ach.. Ja się jeszcze nie ubrałem. To zaraz wrócę.
Gdy mijałem go przytulił się do
moich pleców.
– Tak wyglądasz bardziej
seksownie. – wyszeptał mi do ucha.
– Dlatego wolę się ubrać, bo
jeszcze mnie zgwałcisz. – zaśmiałem się.
– Kusząca propozycja.
– Puść mnie. Muszę iść się
ubrać. – jego ręce na moim brzuchu skutecznie uniemożliwiały mi koncentracje. –
Rei... – westchnąłem.
– Słucham? – przejechał nosem po
mojej szyi.
– Rei... Przestań... Proszę...
– Czemu? – pocałował mnie w
szyję.
– Bo... Nie jestem gotowy na...
Wiesz co... – powiedziałem cicho.
– Rozumiem. – odsunął się ode
mnie.
– To nie tak, że nie chce... Po
prostu...
– Przecież Cię nie zmuszam, –
przerwał mi. – ale lepiej idź się ubierz, bo nie wiem co mogę Ci zrobić. –
zaśmiał się.
– Idę, idę. – z westchnieniem
ruszyłem do mojego pokoju.
Z szafy wyciągnąłem moje luźne, czarne
spodenki do kolan i luźny, szary podkoszulek. Poszedłem do łazienki...
– Zabiję Cię, Rei. – szepnąłem
patrząc na moją szyję. Widniała tam dość spora malinka.
Ubrałem się i zszedłem na dół.
– Zabiję Cię, wiesz? – zaśmiałem
się.
– Czemu? – zrobił minę
niewiniątka.
Pokręciłem zrezygnowany głową.
– To nakładaj sobie. Chyba masz
rączki, nie?
– Czemu jesteś taki niedobry?
– Nie narzekaj.
– Zawsze tak chodzisz ubrany? –
zaśmiał się widząc moje papucie i styl.
– Tak. A przeszkadza Ci to? –
spytałem i również zacząłem sobie nakładać spaghetti.
– Nie, ale mnie prowokujesz.
– To może mam ubrać worek od
kartofli i pudełko na głowę, co? – zaśmiałem się.
– Super by się to z Ciebie ściągało.
– Jesteś zboczony. – zaśmiałem
się. – A teraz jedz, zboczeńcu, bo Ci wystygnie.
* * *
– To było pyszne. Kto Cię
nauczył gotować?
– Nikt. Sam musiałem się
nauczyć, bo moi rodzice rozwiedli się gdy byłem mały. Ciągle się kłócili nawet
o najdrobniejsze rzeczy typu kubek na biurku. Ja z bratem chcieliśmy zostać z
ojcem, ale matka się uparła i w sądzie wywalczyła prawa rodzicielskie, ale... –
zapatrzyłem się w podłogę. – Ona nigdy nie ma dla nas czasu. Dla niej liczy się
tylko praca. Jak myślisz dlaczego to nie ona robiła mi zastrzyki? Dlaczego
nigdy jej nie widziałeś? Bo jej nigdy w domu nie ma. Dla mnie najważniejszą
osobą w moim życiu zawsze był, jest i będzie mój brat. On zna mnie na wylot i
ja też potrafię go przejrzeć jak nikt inny. To nie jest tak, że mojego ojca
kocham bardziej niż matkę, ale to on ma dla Nas najwięcej czasu, on mnie zna
lepiej od matki, a ja... Znowu go zraniłem... Nie byłem gotowy znowu tam
jechać, ale nie chciałem sprawić mu przykrości, ale nie wytrzymałem tego
wszystkiego... Po prostu... To było zbyt przytłaczające... – poczułem, że Rei
przytula mnie.
– Nie musisz mi tego mówisz
jeśli nie chcesz. – szepnął.
– Ja chce, ale to dla mnie
bolesne, rozumiesz? Wiem jak to jest gdy nikogo nie ma przy Tobie, więc wiem
jak Ci ciężko...
– Ty masz brata, a ja nikogo... –
wtuliłem się w niego zarzucając mu ręce na kark.
– Ja może i zawsze go miałem,
ale... Nie zawsze byłem z nim tak blisko jak teraz. Jak to nie masz nikogo? Masz
chłopaków. Masz mnie. Zawsze będę przy Tobie i po Twojej stronie. – pogłaskałem
go po głowie.
– A ja z Tobą. Powiesz mi co
takiego tam się stało, że nie chciałeś tam jechać? – spytał ostrożnie.
Wtuliłem głowę w jego szyję, a
on zaczął głaskać mnie po plecach.
– Nie chcesz to nie mów.
– Ja chcę tylko jeszcze nie
dzisiaj. To dla mnie zbyt bolesne, rozumiesz? Między mną, a moim bratem jest to
temat tabu...
– Rozumiem, ale wiedz, że mi możesz powiedzieć wszystko.
– Dziękuję. – odsunąłem się od niego. – Ty też możesz mi
powiedzieć wszystko. To chodź. Pomożesz mi pozmywać, a potem możemy coś
pooglądać. Wziąłeś gitarę? – spytałem widząc czarny futerał.
– No w zasadzie to tak... –
widziałem, że się zmieszał.
– Zagrasz mi coś?
– Dobra, ale później, ale ty też
mi coś zagrasz?
Westchnąłem zrezygnowany.
– Tylko zagrać? – spytałem dla
pewności.
– Albo zaśpiewać. – zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– Coś Ci pokaże.
– Co? – zdziwił się.
– Zobaczysz.
– Ruki...? – zaczął.
– Hm? – mruknąłem.
– Żeby było oficjalniej.
Zostaniesz moim chłopakiem?
– Czyli będę się musiał trochę
pomęczyć, co? – zaśmiałem się. – No pewnie, że tak. – pocałowałem go w
policzek.
* * *
– No dobra. To chodź. –
pociągnąłem go za rękę na górę. – Jesteś pierwszą osobą, której to pokazuje.
– Ale co...?
– Przedstawiam Ci... – otworzyłem
drzwi. – Moje małe studio nagraniowe. – uśmiechnąłem się.
– Stu...dio? – wydukał.
– Z bratem dostaliśmy je na
święta parę lat temu. Zaśpiewać Ci piosenkę, dzięki której w ogóle zacząłem
śpiewać i grać? – spytałem.
– Jasne. – przytulił mnie. – Wiesz,
że nie musiałeś mi tego pokazywać?
– Wiem, ale chciałem. To chodź.
Oderwałem się od niego i
ruszyłem w kierunku panela nagraniowego.
* * *
*Poniedziałek*
Jak zwykle do szkoły zaszliśmy
parę minut przed dzwonkiem, ale jedyną różnicą było to, że szliśmy do szkoły
trzymając się za ręce.
– Uuu... Widzę, że coś poważnego
stało się w ten weekend. – zaśmiał się Kai.
– A mówiłem, że to zły pomysł? –
uśmiechnąłem się.
– Nie przesadzaj, a teraz
chodźmy, bo pierwsza muzyka.
Nauczycielka o dziwo znowu przyszła
równo z dzwonkiem. Wpuściła nas do klasy i kazała się rozpakować.
– No dobrze. Na dzisiaj
mieliście nauczyć się tej piosenki ze strony piętnastej. Kto chce pierwszy? –
spytała jak już siedzieliśmy w ławkach rozpakowani.
Nikt nie podnosił ręki ani nic
takiego. Westchnąłem i podniosłem rękę do góry.
– Ja mogę. – powiedziałem.
– Ruki co ty robisz? – zdziwił
się Aoi.
– Zobaczysz. – uśmiechnąłem się przebiegle
i wstałem. – To mogę? – zwróciłem się do nauczycielki.
– Jesteś nowy i może nie
powinieneś...
– Spokojnie. Nie zabiję Pani
moim fałszem. –uśmiechnąłem się lekko. – Coś tam o muzyce i śpiewaniu wiem.
Usłyszałem prychnięcie Reity.
– Coś tam? – zakpił.
– Och. Zamknij się. To jak
będzie? – zwróciłem się do profesor Goty.
– Dobrze. Na pamięć czy z
książki?
– Na pamięć, na pamięć. Uczyłem
się tej piosenki w poprzedniej szkole więc może coś jeszcze pamiętam. Ma się tą
pamięć fotograficzną. – mruknąłem pod nosem i podszedłem do jej brązowego
pianina.
Widziałem na sobie spojrzenia
wszystkich osób, ale nie przejmowałem się nimi. Tak szczerze to byłem do nich
przyzwyczajony. Nauczycielka zaczęła grać, a ja śpiewać tradycyjną piosenkę
„Sakura, Sakura.”
* * *
Po skończeniu profesor Gota
spojrzała na mnie.
– Coś nie tak? – spytałem.
Widziałem zdziwione spojrzenia
całej klasy, ale tylko Reita uśmiechał się lekko.
– Od którego roku życia
śpiewasz?
– Hmm... Na gitarze zacząłem w
wieku siedmiu lat, a śpiewać chyba jak miałem sześć... Coś w tym stylu. Czy
nawet wcześniej.
– W takim razie jesteś już doświadczony,
co?
– Troszeczkę?
– Usiądź. Ocena sześć. Za
tydzień są eliminacje do konkursu piosenki, nie ma jakiś szczególnych wymogów
co do zespołu i języka. Może wziąłbyś udział? – usiadłem w ławce wzdychając.
– Mogę spróbować, ale nic nie
obiecuję.
– Dlaczego Nam nie powiedziałeś,
że śpiewasz? – spytał z wyrzutem Uruha.
– Wyleciało mi z głowy. –
uśmiechnąłem się zakłopotany. – Tak wyszło. – wzruszyłem ramionami. – Wy też
nie powiedzieliście mi, że gracie na gitarach i perkusji.
– Wiesz już co zaśpiewasz? –
przerwała nam.
– To ma być własna piosenka czy
jakiegoś zespołu lub coś takiego? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– Kogoś sławnego. Zespół lub solista.
– No to powiedzmy, że wiem.
– Potrzebujesz pomocy?
– Nie. Poradzę sobie, ale
dziękuję. – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
– No dobrze, ale przyjdź do mnie
przed eliminacjami z piosenką. – nie dawała za wygraną.
– Jasne. Eliminacje są w
poniedziałek, tak? To może w jutro, pojutrze? Kiedy pani ma czas. –
stwierdziłem, bo w końcu ja i tak będę ją umieć jeszcze dzisiaj.
– Nauczysz się do jutra? –
zdziwiła się.
– No pewnie. Pół godzinki i
umiem na pamięć. Nawet nie. Parę minut.
– No dobrze. To kto następny? – i
tak zaczęła się dalsza część lekcji.
Musiałem stwierdzić, że reszta
chłopaków też ma niezłe głosy. Reita i Aoi również śpiewali dobrze, a Uru...
Bez komentarza. Znaczy.. Nie było tak źle.
* * *
– Serio chcesz brać udział w tym
konkursie? – spytał Kai gdy wracaliśmy do domu.
– A czemu nie? I tak nie mam za
bardzo co robić więc... Co mi stoi na przeszkodzie? A tak w ogóle to gdzie ty
mieszkasz? Nigdy tędy nie wracałeś. – zdziwiłem się.
– Idzie do mnie. Mamy kartkówkę
z geografii, a ja nic nie umiem. – odpowiedział Reita.
– Mhm.. – mruknąłem.
Byliśmy już pod domem Reity.
Mimowolnie spojrzałem w kierunku mojego domu i zauważyłem tak bardzo znajomy czarny
samochód.
– Szlag. – zakląłem cicho pod
nosem.
– Co się stało? – spytał Rei.
– Nic. – westchnąłem. – Ja chyba
muszę już iść. – powiedziałem niepewnie. To nie możliwe żeby ona przyjechała,
nie? Cholera, no! – Cześć. – mruknąłem, pocałowałem szybko Akire w policzek i
krzywiąc się ruszyłem do domu.
* * *
[Akira]
– Co mu się tak nagle stało? –
spytał Kai.
– Nie mam pojęcia, ale to chyba
przez ten samochód, nie? – spytałem patrząc raz na pojazd, a raz na Ruki’ ego. –
Dobra. Chodźmy. Jutro się go zapytam o co chodzi.
– Jasne. To chodźmy.
* * *
– Odprowadzę Cię. – zeszliśmy na
dół.
– Nie musisz.
– Wiem, ale chce.
– No to chodźmy. – ubraliśmy
buty i wyszliśmy z domu.
Nie odzywałem się. Szedłem
patrząc na ziemię.
– Wszystko w porządku? – spytał
cicho gdy staliśmy przed jego domem.
– Martwię się. – odpowiedziałem
równie cicho.
– Widzę to. – przytulił mnie. – Będzie dobrze, ale ja już
muszę lecieć. Do zobaczenia, Ue- chan. – pocałował mnie w policzek.
– Do zobaczenia. – mruknąłem i
oddaliłem się.
Szedłem przez park gdy
zobaczyłem skuloną postać siedzącą pod drzewem. Skądś ją znałem.. Podszedłem
bliżej. Pod drzewem siedział Ruki.
– Hej, skarbie. – kucnąłem przed
nim i dotknąłem jego ramienia. – Czemu tu siedzisz?
Spojrzał na mnie. Miał czerwone
od płaczu oczy. Nic nie powiedział tylko wtulił się we mnie.
– Chodźmy do mnie. Zadzwonię do
Sojiro i zostaniesz na noc, okej? – pogłaskałem go po plecach.
Nie odpowiedział tylko wtulił
się we mnie bardziej.
– Chodź. W domu porozmawiamy.
* * *
– To powiesz mi co się stało? –
spytałem stawiając przed nim kubek z herbatą. – Niestety miałem tylko malinową.
Był taki nieśmiały, że znowu
przypomniał mi się ten chłopak z pierwszego dnia szkoły.
Uklęknąłem przed nim i
przytuliłem go.
– Przyjechała moja matka. –
powiedział jeszcze ciszej. – Ja nie mogę z nią wytrzymać. Czepia się o byle
powody... Krzyczy... Obwinia mnie za wszystko... Nie mogłem tego wytrzymać..
Dlatego wolę mieszkać z ojcem. – z jego gardła wydobył się szloch.
Przytuliłem go mocniej, a on
wtulił się we mnie.
– Widziała mnie z Tobą przed
Twoim domem. – zaczął znowu. – Powiedziała, że nie chce mieć w domu drugiego
geja i kazała mi z Tobą zerwać. Nawet jej w domu nie ma więc co jej do tego?
Sojiro jak tylko się dowiedział, że ona przyjeżdża pojechał do swojego
chłopaka. Nie mogę znieść tego ciągłego poniżania więc wyszedłem mówiąc, że
obiecałem pomóc koleżance w nauce. I ja przepraszam za najście... Jeśli Ci
przeszkadzam to sobie pójdę. – i znowu ten głos jak z pierwszego dnia naszego
spotkania.
– Baka. (głupek) Nie
przeszkadzasz mi. Poczekaj. Zadzwonię do Sojiro, że jesteś u mnie. – wyciągnąłem
telefon i wybrałem numer jego brata, który odebrał po pierwszym sygnale.
– Akira? – usłyszałem
zdenerwowany głos. – Ruki powiedział, że idzie do koleżanki, ale wątpię, że
poszedł. Nie wiesz gdzie on jest?
– Spokojnie Sojiro. Jest ze mną.
Nic mu się nie stało. Nie martw się. Ruki zostanie u mnie na noc.
– Ja na razie jestem w domu więc
przyniosę Wam jego rzeczy do szkoły i na przebranie, dobrze?
– Jasne. To będę czekać. Do
zobaczenia.
– Do zobaczenia. – pożegnał się.
– I co? – usłyszałem cichy głos
Ruki’ ego.
– Przyjdzie z Twoimi rzeczami.
– Dziękuję Ci za wszystko.
– Przecież nie masz za co,
skarbie. Mówiłem Ci, że możesz na mnie liczyć, prawda?
– No tak, ale nie powinienem Ci
się zwalać na głowę z każdym problemem.
– Przecież nic się nie stało.
Już Ci to powiedziałem, prawda? Kocham Cię i możesz ze mną rozmawiać o wszystkim.
– usłyszałem dzwonek do drzwi. – Proszę!
* * *
– To idziemy spać? – spytałem
cicho.
– Przepraszam. Nie powinienem tu
przychodzić, nie? Co Twój ojciec powie?
– Nie denerwuj mnie. –
zirytowałem się. – Ile razy mam Ci powtarzać, że nic się nie stało? Możesz
przychodzić do mnie kiedy tylko chcesz, rozumiesz?
– Ale i tak mam wyrzuty
sumienia.
– Niepotrzebnie. Chodź. – wziąłem
go za rękę i pociągnąłem na górę.
* * *
[Takanori]
Reita położył się w łóżku, a ja wsunąłem się pod kołdrę
obok niego. Niepewnie przybliżyłem się do niego i położyłem swoją głowę na jego
piersi w miejscu, gdzie bije serce. Przerzuciłem lewą rękę przez jego brzuch, a
on objął mnie w pasie. Zamknąłem oczy i wtuliłem się w niego bardziej.
– Jak oni mogą Cię tak krzywdzić? – wyszeptał głaszcząc
mnie po włosach. – Tak się cieszę, że Cię mam... – pewnie myślał, że już śpię.
– Obiecałem sobie, że nigdy się nie zakocham, że będę żyć chwilą... Nawet nie
wiesz jak mnie w sobie rozkochałeś.
Nie wiem czy chciał żebym to słyszał, ale pewnie nie,
więc tylko wtuliłem się w niego jeszcze mocniej.
Rano obudziłem się wyspany jak nigdy dotąd. Przez całą
noc nie śniły mi się koszmary. Można uznać to za cud. Nie otwierając jeszcze
oczu wtuliłem się w ciepłe ciało chłopaka. Poczułem, że gładzi moje ramię i
plecy. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem w jego. Było takie czułe, że aż
zrobiło mi się ciepło.
– Ohayo. – mruknąłem cicho.
– Dzień dobry, śpiochu. – pocałował mnie w czoło.
– Która godzina? – spytałem cicho.
– Przed ósmą. Mamy na dziesiątą. – dodał widząc mój nic
nie rozumiejący wzrok.
– Dziękuję – szepnąłem wtulając się w niego bardziej.
– Zawsze do usług, skarbie – pogłaskał mnie po włosach. –
Zawsze możesz na mnie liczyć.
– Kocham Cię.
– Ja Ciebie też.
– Nie zostawisz mnie? – szepnąłem.
– Nigdy.
– Będziesz przy mnie?
– Już zawsze, Ruki. Nie zostawię Cię.
~KONIEC~
Tylko wyrażam swoje zdanie. Chyba mam do tego prawo, prawda? Jeśli publikujesz swoje teksty, to musisz się liczyć z tym, że ludzie będą się różnie wypowiadać. Nie napisałam nigdzie, że mi się nie podoba, tylko, że jest trochę oklepane. Wybacz, ale kocham nieprzewidywalność w opowiadaniach. I trochę przez to "Nie podoba się, nie czytaj" poczułam się, jakbyś miała na myśli: "Weź spadaj i nie zawracaj mi głowy". Ja rozumiem, że każda osoba, która tworzy, chciałaby wszystkim dogodzić. Ale tak się nie da. I uwierz mi, że osoby, które czasem coś nam wytkną, też są ważne. Nie można dostawać samych pochwał.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jeśli mój poprzedni komentarz Cię jakoś uraził. Nie miałam takiego zamiaru.
Btw. lubię czytać Twoje notki. :3
nie, nie uraził mnie. po prostu dzisiejsze popołudnie i wieczór mam strasznie ... zwalone. wybacz. nie chciałam tak naskakiwać na Ciebie. po prostu musiałam się wyżyć. przepraszam.
Usuńjej. serio? dziękuję. choć jedna dobra 'wiadomość' dzisiejszego dnia ._.
Wszystkie 3 notki są super:D
OdpowiedzUsuńJest to takie lekkie ale z nutką tajemniczości czyli coś co najbardziej mi się podoba:D
Buziaczki i weny życzę ;*
Tak! Nareszcie bardzo puchate, oraz wszystko dzieje się w swoim tempie... Bo sorry czasami mam wrażenie, że gubie się w akcji kiedy , dzieje się coś dramatycznego ty przyspieszasz. Tak wtedy zazwyczaj nie wiem gdzie jest bohater np. Przerwa, lekcja czy cus
OdpowiedzUsuńAle opowiadanie super!