poniedziałek, 13 maja 2013

Przyjaźń i miłość mimo wszystko. Reituki. 03 end


– To co gotowy? – spytał Sojiro.
– Jasne. – mruknąłem.
– Gotowy na podróż swojego życia? – spytał wesoło.
– Nie. – odpowiedziałem i spuściłem głowę.
Sojiro podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową.
– Kocham Cię braciszku, wiesz? Obiecuję, że nic złego tym razem Ci się nie stanie. – powiedział.
– Też Cię kocham. – szepnąłem w jego klatkę piersiową. – Przepraszam, że się na Tobie wyżywałem, ale nie chcę tam znowu jechać. – w oczach miałem łzy. – Nie chcę.. Nie mam na to siły, rozumiesz?
– Wiem, braciszku wiem. – uścisnął mnie mocniej. – Możesz do mnie pisać kiedy tylko chcesz.
Na te słowa zachichotałem.
– Tak samo powiedział do mnie Reita. – mimowolnie westchnąłem.
– Dobry z niego przyjaciel, nie? – zagadnął z uśmiechem.
– Właśnie. Przyjaciel. – uśmiechnąłem się smutno. – No cóż lepsze to niż nic, nie? To ja już lecę. Dzięki i do zobaczenia w niedzielę. – wyszczerzyłem zęby w szczerym uśmiechu i poszedłem do samochodu po drodze zgarniając swoją małą torbę i gitarę.
– Mam nadzieję, że już zawsze będziesz się do mnie tak uśmiechać. – odpowiedział mi z uśmiechem.
– Zobaczy się. – pokazałem mu język i wsiadłem do samochodu.
Mógłbym przysiąc, że gdy mijałem dom Reity widziałem go w oknie uśmiechającego się lekko.


***
                                                                                                                                     
Dojechaliśmy wieczorem. Rozpakowałem się, zjadłem kolację, wykonałem wieczorną toaletę i poszedłem spać.
Rano obudziłem się w strasznie złym humorze. Nie lubiłem tu przebywać. Nie ze względu na ojca, ale na wydarzenia z przeszłości. Cały dzień chodziłem zły. Nie odzywałem się, nie śmiałem się.. Nie robiłem nic. Siedziałem w pokoju i grałem na gitarze.
Wieczorem opuściłem pokój i oznajmiając, że nie wiem kiedy wróci wyszedłem. Kupiłem kwiaty w pobliskiej kwiaciarni i skierowałem się na cmentarz.
Położyłem kwiaty na grób i uklęknąłem.
– Junko, kochana.. – szepnąłem cicho. – Przyszedłem tak jak Ci obiecałem, ale nie jest to dla mnie łatwe, wiesz? – miałem łzy w oczach. – Jak mogłaś być taka lekkomyślna? – łzy znalazły ujście. Spokojnie płynęły po moich bladych policzkach. – Mówiłem Ci abyś została, prawda? Ale ty jak zwykle się uparłaś. – szloch. Spojrzałem smutny na nagrobek. – Mówiłem Ci, prawda? Gdybyś nie była taka uparta żyłabyś… Minął już rok, a mnie nadal boli serce gdy o Tobie pomyślę, wiesz? Nie mogę znieść myśli, że Ciebie tu już nie ma.
– Takanori? – usłyszałem głos za sobą.
Kogo to licho niesie? Lekko obróciłem głowę.
– Pani Furuta? Co pani tu robi? – szepnąłem cicho.
– Przyszłam na grób córki. – położyła kwiaty. – Widzę, że wciąż Ci ciężko. Ja się jakoś pozbierałam. A wiesz kto mi pomógł? – spytała z uśmiechem. – Twój ojciec. To taki życzliwy człowiek.
– Tak bardzo mi jej brakuje. – jęknąłem i zaniosłem się szlochem.
Mama Junko ukucnęła i objęła mnie.
– Wiem Takanori, wiem. – westchnęła. – Ale nie możesz całe życie rozpaczać. Widziałeś na pogrzebie, że zmarła uśmiechając się, prawda?
– Tak. – powoli uspokajałem się. – Ciekawe o czym myślała. – zamyśliłem się.
Klęczeliśmy tak w ciszy przez jeszcze chwilę. Później kobieta podniosła się.
– Ja już wracam. Miło było znowu Cię zobaczyć Takanori. – poklepała mnie po ramieniu i oddaliła się.
Klęczałem przed jej grobem jeszcze parę minut. Następne wstałem, otrzepałem się z kurzu i poszedłem do pobliskiego monopolowego. Wszedłem do środka i kupiłem dwie butelki dość mocnego alkoholu. Usiadłem na ławce w parku i wspominając dawne chwile powoli sączyłem trunek.


* * *

[Toshi]

– Sojiro wiesz gdzie on może być? – panikował ojciec Toshiro. – Wyszedł i do tej pory nie wrócił.
– Sprawdziłeś na cmentarzu? – usłyszał zdenerwowany głos.
– Tak i go nie ma. Cholera.. Nie trzeba było pozwalać mu wychodzić.
– Dobra. Ja wsiadam w samochód i będę tam za półtorej godziny. Do zobaczenia. – rozłączył się.


***

Półtorej godziny później.

Fugoku otworzył gwałtownie drzwi. Miał nadzieję, że to Takanori, ale to był Sojiro.
– I co? Nadal go nie ma? – padło pytanie.
– Nie ma go. Szukałem chyba wszędzie.
– A ten park koło cmentarza?
– Cholera. – zaklął. – Nie sprawdzałem tam. Nie przyszło mi to do głowy.
– To ja pójdę tam poszukać, a ty czekaj na niego, dobrze? – powiedział Sojiro.
– Okej.
Już miał wychodzić gdy drzwi otworzyły się. Stał w nich Takanori, ale kompletnie pijany.
– Ruki! – wykrzyknęli równocześnie.
– Sojiro? <czknął> Co ty tu <czknął> robisz? – spytał niewyraźnie.
– Martwiłem się o Ciebie, braciszku.
– Nie trzeba <czknął> było. – próbował zrobił krok, ale upadł wprost w ramiona brata. Mimowolnie wtulił się w niego. Chyba właśnie tego mu było trzeba.
– Co się stało?
– Byłem na cmen <czknął> tarzu.. Spotkałem jej matkę. <czknął> Nie mogłem tego znieść <czknął> poszedłem się upić.. <czknął>
– Och, Taka- chan. – brat wziął go na ręce i skierował się z nim na kanapę. – Tato idź spakować jego rzeczy.
– Co? – zdziwił się.
– Zabiorę go do domu. To nie był dobry pomysł, aby teraz tu przyjeżdżał.. To jeszcze nie czas.
– Dobrze. – skierował się do pokoju syna.
Sojiro wyciągnął komórkę i napisał do Akiry. On oczywiście wiedział, bo chłopak był u niego i pytał czy nie dzwonili do siebie.
S: „Cześć Akira. Wiem, że już późno, ale pewnie i tak nie śpisz. Znalazł się. Przyszedł do domu kompletnie pijany. Zabieram go do Tokio. Dziękuję za pomoc. Sojiro.” – wysłał.
Po niespełna minucie otrzymał wiadomość
 A: „To dobrze. Kamień spadł mi z serca. Nie mógłbym znieść myśli, że więcej go nie zobaczę. Masz rację nie spałem cały czas i myślałem o tym co mu się mogło stać. Nie mogę uwierzyć, że się upił. Mówił mi, że w ogóle nie pije. Okłamał mnie? Akira.”
S: „Nie, nie okłamał Cię. Musiało być to bardzo ważne, bo on pije aby zapomnieć. To już drugi czy trzeci raz. Nie mogę Ci powiedzieć dlaczego, ale wiem, że jeśli on będzie chciał to Ci powie. Dobranoc. Sojiro.”
Jego ojciec zaniósł już jego bagaże do samochodu. Sojiro wziął go na ręce i posadził z tyłu wozu. Zapiął pasami i okrył kocem. Następnie usiadł za kierownicą i jeszcze raz spojrzał na telefon. Była tam wiadomość od Akiry. Otworzył ją.
A: „Mam nadzieję, że mi zaufa i powie. Wpadnę jutro, aby go odwiedzić. Dobranoc. Akira.”
                Westchnął i włożył telefon do kieszeni.


***

[Takanori]

Rano obudziłem się ze strasznym bólem głowy.
– Nigdy więcej. – szepnąłem od siebie i usiadłem na łóżku. Rozglądnąłem się po pokoju. Jestem u siebie? Przecież byłem u ojca? Co jest grane? Z trudem wstałem i ruszyłem do kuchni. Na schodach o mało co się nie wywaliłem, ale dzielnie doczłapałem do kuchni. Poszedłem do szafki i wyciągnąłem tabletki przeciwbólowe. Popiłem wodą mineralną nie gazowaną. Dopiero wtedy spostrzegłem, że jestem w samych spodenkach, a na krześle siedzi mój brat. Patrzyłem na niego, ale nic nie mówił.
– Więc? Powiesz mi co się stało, otooto? (młodszy brat) – zaczął.
– Nie wiem aniki. (starszy brat) – odpowiedziałem.
– Poszedłeś na cmentarz, tak? – skinąłem głową. – Co było dalej.
Usiadłem na przeciwno niego i zamyśliłem się.
– Spotkałem mamę Junko. Rozmawialiśmy i chyba płakałem. – powiedziałem patrząc na swoje dłonie. – Nie mogłem tego dłużej znieść. Tego poczucia winy.. Przecież to ja ją puściłem w środku nocy samą! – podniosłem głos. – Gdybym nie pozwolił jej iść. Gdybym tylko… To wszystko moja wina.. Moja, kurwa, zasrana wina, rozumiesz? Chciałem zapomnieć, uciec od tego wszystkiego. Poszedłem do monopolowego. Kupiłem dwie butelki jakiegoś alkoholu.. Poszedłem do parku. Ostatnie co pamiętam to łzy i połykany trunek.. Później nic. – zakończyłem swoją wypowiedź. – Jesteś na mnie zły, aniki? – spytałem cicho z bólem w głosie.
– Baka. (głupek) Za co miałbym być zły, co? – podszedł do mnie i przytulił. – Przepraszam, że kazałem Ci tam jechać. Wiedziałem, że cierpisz, ale nie, że aż tak. Wybacz mi. – szepnął.
– I może mi powiesz, że to Twoja wina, co?
– Tak.
Uderzyłem Sojiro w głowę.
– Nawet nie waż się tam myśleć. To nie była Twoja wina.. Po prostu – wzruszyłem ramionami. – nie wytrzymałem psychicznie.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
– Która godzina? – spytałem.
– 13:32. – odpowiedział patrząc na zegarek.
– Kogo to niesie? – poszedłem otworzyć.
W drzwiach stał Rei i jak tylko mnie zobaczył przytulił mnie mocno nogą zamykając drzwi.
– Jak dobrze, że nic Ci nie jest. – wyszeptał mi do ucha. – Nie strasz mnie tak więcej.
– Gomen, gomen. – oddałem lekko uścisk.
Reita westchnął i delikatnie odsunął mnie od siebie. Kątem oka zauważyłem, że o framugę opiera się Sojiro i patrzy na nas.
– Ohayo Sojiro. – powiedział przyjaźnie, ale nie spojrzał na niego.
– Witaj Reita. Takanori, – zwrócił się do mnie. – widzę, że ma się kto Tobą zając więc ja wychodzę.
– Umówiłeś się z Deyamą? – wyszczerzyłem się.
– Otóż to mój malutki braciszku. – poczochrał mnie lekko po włosach.
– Baw się dobrze.
– Okej. – powiedział entuzjastycznie. – Wrócić na noc?
– Nie trzeba. Poradzę sobie.
– Okej. To do zobaczenia w poniedziałek. – pożegnał się i wyszedł.
Obróciłem się i już miałem wejść do salonu gdy ktoś chwycił mnie za nadgarstek.
– Co ty..? – zacząłem.
Nie dokończyłem, bo zostałem mocno przytulony.
– Błagam Cię. – usłyszałem cichy i błagalny głos. – Nigdy więcej mnie tak nie strasz. Nawet nie wiesz jak się bałem.. Tak cholernie. Nie mogłem znieść myśli, że już nigdy więcej Cię nie zobaczę, rozumiesz?
                Czułem przyjemne dreszcze na całym ciele. Zapragnąłem go mieć bliżej. Zarzuciłem ręce na jego kark i przyciągnąłem go bliżej. Głowę wtuliłem w jego szyję wdychając jego słodki zapach.
– Przepraszam. – wyszeptałem mu prosto do ucha. – Nie wiedziałem, że będziesz się o mnie aż tak martwić. Po prostu nie mogłem zapomnieć.. Natłok wspomnień i myśli.. To wszystko przyszło tak niespodziewanie. Rok nie wystarczy, aby zaleczyć wszystkie rany. Po prostu nie wytrzymałem już i musiałem temu zaradzić...
– Nie wiem co bym zrobił gdybym Cię stracił Takanori. – wyszeptał równie cicho.
– Czemu? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. – powiedziałem smutno.
– Nie. Nigdy nie traktowałem Cię jak przyjaciela.
Oderwałem się od niego, a w oczach miałem łzy.
– Co? Czemu..? –czyli, że nic dla niego nie znaczę, tak?
– Spokojnie. – pogłaskał mnie po policzku. – Nigdy nie traktowałem Cię jak przyjaciela, bo – spojrzał mi w oczy. – kocham Cię, Ruki.
Patrzyłem na niego w szoku. Czekaj?! Co on powiedział? Że mnie kocha? Ale... Po moich policzkach poleciały łzy. Czyli, że...? On... Patrzyłem na niego w szoku nie zdolny do jakiegokolwiek ruchu. On naprawdę to powiedział...? A może po prostu się przesłyszałem?
– Ruki? Czemu płaczesz? Nie powinienem tego mówić tak szybko, prawda? Nienawidzisz mnie teraz, nie? Spieprzyłem wszystko... – westchnął. – To ja już pójdę. – obrócił się aby odejść, ale złapałem go za rękaw i przytuliłem się do jego pleców.
– Powtórz to jeszcze raz. – poprosiłem cicho.
Reita obrócił się do mnie i spojrzał mi w oczy uśmiechając się lekko.
– Kocham Cię, Ruki.
Uśmiechnąłem się szeroko, stanąłem na palcach i przytuliłem go mocno zarzucając mu ręce na kark i wtulając głowę w jego szyję.
– Ale nie bawisz się mną, prawda? – spytałem cicho.
– No coś ty? – przytulił mnie. – Nie rzucam słów „Kocham Cię” na wiatr.
Wtuliłem się w niego bardziej i zagryzłem wargę.
– Ja... – westchnąłem. – Bardzo Cię lubię, ale... Nie wiem jeszcze czy to miłość.
– Ale nie czujesz do mnie tylko zwykłej przyjaźni? – spytał ostrożnie.
– Nie... Nie czułem nigdy czegoś takiego, ani nikt mnie nie kochał, więc... Nie wiem za bardzo co to za uczucie.
– Nie zmuszam Cię o to, abyś mi to powiedział dzisiaj czy jutro... Tylko jak będziesz gotowy i będziesz wiedzieć.
– Dziękuję. – szepnąłem. – Zostaniesz ze mną na noc? Nie chcę być dzisiaj sam.
– Jasne, ale muszę iść po rzeczy do szkoły i po coś do ubrania.
– Okej. Jesteś głodny? – spytałem.
– Mogę coś zjeść.
– To ty idziesz po rzeczy, a ja zrobię coś do jedzenia. – uśmiechnąłem się.
Reita podszedł do mnie i pocałował mnie lekko w policzek, a następnie uśmiechnął się i wyszedł, a ja zabrałem się za przygotowywania czegoś do jedzenia.


* * *

                Właśnie odcedzałem makaron gdy poczułem, że ktoś mnie przytula. Obróciłem się szybko wystraszony.
                – Człowieku nie strasz mnie tak. – odetchnąłem  z ulgą. – Mam zawału dostać?
                – Nie chciałem Cię wystraszyć. – szepnął mi do ucha. – A tak w ogóle co ty masz na nogach? – zaśmiał się.
                – Moje papucie. – spojrzałem w dół. – Ach.. Ja się jeszcze nie ubrałem. To zaraz wrócę.
                Gdy mijałem go przytulił się do moich pleców.
                – Tak wyglądasz bardziej seksownie. – wyszeptał mi do ucha.
                – Dlatego wolę się ubrać, bo jeszcze mnie zgwałcisz. – zaśmiałem się.
                – Kusząca propozycja.
                – Puść mnie. Muszę iść się ubrać. – jego ręce na moim brzuchu skutecznie uniemożliwiały mi koncentracje. – Rei... – westchnąłem.
                – Słucham? – przejechał nosem po mojej szyi.
                – Rei... Przestań... Proszę...
                – Czemu? – pocałował mnie w szyję.
                – Bo... Nie jestem gotowy na... Wiesz co... – powiedziałem cicho.
                – Rozumiem. – odsunął się ode mnie.
                – To nie tak, że nie chce... Po prostu...
                – Przecież Cię nie zmuszam, – przerwał mi. – ale lepiej idź się ubierz, bo nie wiem co mogę Ci zrobić. – zaśmiał się.
                – Idę, idę. – z westchnieniem ruszyłem do mojego pokoju.
                Z szafy wyciągnąłem moje luźne, czarne spodenki do kolan i luźny, szary podkoszulek. Poszedłem do łazienki...
                – Zabiję Cię, Rei. – szepnąłem patrząc na moją szyję. Widniała tam dość spora malinka.
                Ubrałem się  i zszedłem na dół.
                – Zabiję Cię, wiesz? – zaśmiałem się.
                – Czemu? – zrobił minę niewiniątka.
                Pokręciłem zrezygnowany głową.
                – To nakładaj sobie. Chyba masz rączki, nie?
                – Czemu jesteś taki niedobry?
                – Nie narzekaj.
                – Zawsze tak chodzisz ubrany? – zaśmiał się widząc moje papucie i styl.
                – Tak. A przeszkadza Ci to? – spytałem i również zacząłem sobie nakładać spaghetti.
                – Nie, ale mnie prowokujesz.
                – To może mam ubrać worek od kartofli i pudełko na głowę, co? – zaśmiałem się.
                – Super by się to z Ciebie ściągało.
                – Jesteś zboczony. – zaśmiałem się. – A teraz jedz, zboczeńcu, bo Ci wystygnie.


* * *

                – To było pyszne. Kto Cię nauczył gotować?
                – Nikt. Sam musiałem się nauczyć, bo moi rodzice rozwiedli się gdy byłem mały. Ciągle się kłócili nawet o najdrobniejsze rzeczy typu kubek na biurku. Ja z bratem chcieliśmy zostać z ojcem, ale matka się uparła i w sądzie wywalczyła prawa rodzicielskie, ale... – zapatrzyłem się w podłogę. – Ona nigdy nie ma dla nas czasu. Dla niej liczy się tylko praca. Jak myślisz dlaczego to nie ona robiła mi zastrzyki? Dlaczego nigdy jej nie widziałeś? Bo jej nigdy w domu nie ma. Dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu zawsze był, jest i będzie mój brat. On zna mnie na wylot i ja też potrafię go przejrzeć jak nikt inny. To nie jest tak, że mojego ojca kocham bardziej niż matkę, ale to on ma dla Nas najwięcej czasu, on mnie zna lepiej od matki, a ja... Znowu go zraniłem... Nie byłem gotowy znowu tam jechać, ale nie chciałem sprawić mu przykrości, ale nie wytrzymałem tego wszystkiego... Po prostu... To było zbyt przytłaczające... – poczułem, że Rei przytula mnie.
                – Nie musisz mi tego mówisz jeśli nie chcesz. – szepnął.
                – Ja chce, ale to dla mnie bolesne, rozumiesz? Wiem jak to jest gdy nikogo nie ma przy Tobie, więc wiem jak Ci ciężko...
                – Ty masz brata, a ja nikogo... – wtuliłem się w niego zarzucając mu ręce na kark.
                – Ja może i zawsze go miałem, ale... Nie zawsze byłem z nim tak blisko jak teraz. Jak to nie masz nikogo? Masz chłopaków. Masz mnie. Zawsze będę przy Tobie i po Twojej stronie. – pogłaskałem go po głowie.
                – A ja z Tobą. Powiesz mi co takiego tam się stało, że nie chciałeś tam jechać? – spytał ostrożnie.
                Wtuliłem głowę w jego szyję, a on zaczął głaskać mnie po plecach.
                – Nie chcesz to nie mów.
                – Ja chcę tylko jeszcze nie dzisiaj. To dla mnie zbyt bolesne, rozumiesz? Między mną, a moim bratem jest to temat tabu...
– Rozumiem, ale wiedz, że mi możesz powiedzieć wszystko.
– Dziękuję. – odsunąłem się od niego. – Ty też możesz mi powiedzieć wszystko. To chodź. Pomożesz mi pozmywać, a potem możemy coś pooglądać. Wziąłeś gitarę? – spytałem widząc czarny futerał.
                – No w zasadzie to tak... – widziałem, że się zmieszał.
                – Zagrasz mi coś?
                – Dobra, ale później, ale ty też mi coś zagrasz?
                Westchnąłem zrezygnowany.
                – Tylko zagrać? – spytałem dla pewności.
                – Albo zaśpiewać. – zaśmiał się.
                Uśmiechnąłem się szeroko.
                – Coś Ci pokaże.
                – Co? – zdziwił się.
                – Zobaczysz.
                – Ruki...? – zaczął.
                – Hm? – mruknąłem.
                – Żeby było oficjalniej. Zostaniesz moim chłopakiem?
                – Czyli będę się musiał trochę pomęczyć, co? – zaśmiałem się. – No pewnie, że tak. – pocałowałem go w policzek.


* * *

                – No dobra. To chodź. – pociągnąłem go za rękę na górę. – Jesteś pierwszą osobą, której to pokazuje.
                – Ale co...?
                – Przedstawiam Ci... – otworzyłem drzwi. – Moje małe studio nagraniowe. – uśmiechnąłem się.
                – Stu...dio? – wydukał.
                – Z bratem dostaliśmy je na święta parę lat temu. Zaśpiewać Ci piosenkę, dzięki której w ogóle zacząłem śpiewać i grać? – spytałem.
                – Jasne. – przytulił mnie. – Wiesz, że nie musiałeś mi tego pokazywać?
                – Wiem, ale chciałem. To chodź.
                Oderwałem się od niego i ruszyłem w kierunku panela nagraniowego.


* * *

*Poniedziałek*

                Jak zwykle do szkoły zaszliśmy parę minut przed dzwonkiem, ale jedyną różnicą było to, że szliśmy do szkoły trzymając się za ręce.
                – Uuu... Widzę, że coś poważnego stało się w ten weekend. – zaśmiał się Kai.
                – A mówiłem, że to zły pomysł? – uśmiechnąłem się.
                – Nie przesadzaj, a teraz chodźmy, bo pierwsza muzyka.
                Nauczycielka o dziwo znowu przyszła równo z dzwonkiem. Wpuściła nas do klasy i kazała się rozpakować.
                – No dobrze. Na dzisiaj mieliście nauczyć się tej piosenki ze strony piętnastej. Kto chce pierwszy? – spytała jak już siedzieliśmy w ławkach rozpakowani.
                Nikt nie podnosił ręki ani nic takiego. Westchnąłem i podniosłem rękę do góry.
                – Ja mogę. – powiedziałem.
                – Ruki co ty robisz? – zdziwił się Aoi.
                – Zobaczysz. – uśmiechnąłem się przebiegle i wstałem. – To mogę? – zwróciłem się do nauczycielki.
                – Jesteś nowy i może nie powinieneś...
                – Spokojnie. Nie zabiję Pani moim fałszem. –uśmiechnąłem się lekko. – Coś tam o muzyce i śpiewaniu wiem.
                Usłyszałem prychnięcie Reity.
                – Coś tam? – zakpił.
                – Och. Zamknij się. To jak będzie? – zwróciłem się do profesor Goty.
                – Dobrze. Na pamięć czy z książki?
                – Na pamięć, na pamięć. Uczyłem się tej piosenki w poprzedniej szkole więc może coś jeszcze pamiętam. Ma się tą pamięć fotograficzną. – mruknąłem pod nosem i podszedłem do jej brązowego pianina.
                Widziałem na sobie spojrzenia wszystkich osób, ale nie przejmowałem się nimi. Tak szczerze to byłem do nich przyzwyczajony. Nauczycielka zaczęła grać, a ja śpiewać tradycyjną piosenkę „Sakura, Sakura.”


* * *

                Po skończeniu profesor Gota spojrzała na mnie.
                – Coś nie tak? – spytałem.
                Widziałem zdziwione spojrzenia całej klasy, ale tylko Reita uśmiechał się lekko.
                – Od którego roku życia śpiewasz?
                – Hmm... Na gitarze zacząłem w wieku siedmiu lat, a śpiewać chyba jak miałem sześć... Coś w tym stylu. Czy nawet wcześniej.
                – W takim razie jesteś już doświadczony, co?
                – Troszeczkę?
                – Usiądź. Ocena sześć. Za tydzień są eliminacje do konkursu piosenki, nie ma jakiś szczególnych wymogów co do zespołu i języka. Może wziąłbyś udział? – usiadłem w ławce wzdychając.
                – Mogę spróbować, ale nic nie obiecuję.
                – Dlaczego Nam nie powiedziałeś, że śpiewasz? – spytał z wyrzutem Uruha.
                – Wyleciało mi z głowy. – uśmiechnąłem się zakłopotany. – Tak wyszło. – wzruszyłem ramionami. – Wy też nie powiedzieliście mi, że gracie na gitarach i perkusji.
                – Wiesz już co zaśpiewasz? – przerwała nam.
                – To ma być własna piosenka czy jakiegoś zespołu lub coś takiego? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
                – Kogoś sławnego. Zespół lub solista.
                – No to powiedzmy, że wiem.
                – Potrzebujesz pomocy?
                – Nie. Poradzę sobie, ale dziękuję. – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
                – No dobrze, ale przyjdź do mnie przed eliminacjami z piosenką. – nie dawała za wygraną.
                – Jasne. Eliminacje są w poniedziałek, tak? To może w jutro, pojutrze? Kiedy pani ma czas. – stwierdziłem, bo w końcu ja i tak będę ją umieć jeszcze dzisiaj.
                – Nauczysz się do jutra? – zdziwiła się.
                – No pewnie. Pół godzinki i umiem na pamięć. Nawet nie. Parę minut.
                – No dobrze. To kto następny? – i tak zaczęła się dalsza część lekcji.
                Musiałem stwierdzić, że reszta chłopaków też ma niezłe głosy. Reita i Aoi również śpiewali dobrze, a Uru... Bez komentarza. Znaczy.. Nie było tak źle.


* * *

                – Serio chcesz brać udział w tym konkursie? – spytał Kai gdy wracaliśmy do domu.
                – A czemu nie? I tak nie mam za bardzo co robić więc... Co mi stoi na przeszkodzie? A tak w ogóle to gdzie ty mieszkasz? Nigdy tędy nie wracałeś. – zdziwiłem się.
                – Idzie do mnie. Mamy kartkówkę z geografii, a ja nic nie umiem. – odpowiedział Reita.
                – Mhm.. – mruknąłem.
                Byliśmy już pod domem Reity. Mimowolnie spojrzałem w kierunku mojego domu i zauważyłem tak bardzo znajomy czarny samochód.
                – Szlag. – zakląłem cicho pod nosem.
                – Co się stało? – spytał Rei.
                – Nic. – westchnąłem. – Ja chyba muszę już iść. – powiedziałem niepewnie. To nie możliwe żeby ona przyjechała, nie? Cholera, no! – Cześć. – mruknąłem, pocałowałem szybko Akire w policzek i krzywiąc się ruszyłem do domu.


* * *

[Akira]
                – Co mu się tak nagle stało? – spytał Kai.
                – Nie mam pojęcia, ale to chyba przez ten samochód, nie? – spytałem patrząc raz na pojazd, a raz na Ruki’ ego. – Dobra. Chodźmy. Jutro się go zapytam o co chodzi.
                – Jasne. To chodźmy.


* * *

                – Odprowadzę Cię. – zeszliśmy na dół.
                – Nie musisz.
                – Wiem, ale chce.
                – No to chodźmy. – ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu.
                Nie odzywałem się. Szedłem patrząc na ziemię.
                – Wszystko w porządku? – spytał cicho gdy staliśmy przed jego domem.
                – Martwię się. – odpowiedziałem równie cicho.
– Widzę to. – przytulił mnie. – Będzie dobrze, ale ja już muszę lecieć. Do zobaczenia, Ue- chan. – pocałował mnie w policzek.
                – Do zobaczenia. – mruknąłem i oddaliłem się.
                Szedłem przez park gdy zobaczyłem skuloną postać siedzącą pod drzewem. Skądś ją znałem.. Podszedłem bliżej. Pod drzewem siedział Ruki.
                – Hej, skarbie. – kucnąłem przed nim i dotknąłem jego ramienia. – Czemu tu siedzisz?
                Spojrzał na mnie. Miał czerwone od płaczu oczy. Nic nie powiedział tylko wtulił się we mnie.
                – Chodźmy do mnie. Zadzwonię do Sojiro i zostaniesz na noc, okej? – pogłaskałem go po plecach.
                Nie odpowiedział tylko wtulił się we mnie bardziej.
                – Chodź. W domu porozmawiamy.


* * *

                – To powiesz mi co się stało? – spytałem stawiając przed nim kubek z herbatą. – Niestety miałem tylko malinową.
                Był taki nieśmiały, że znowu przypomniał mi się ten chłopak z pierwszego dnia szkoły.
                Uklęknąłem przed nim i przytuliłem go.
                – Przyjechała moja matka. – powiedział jeszcze ciszej. – Ja nie mogę z nią wytrzymać. Czepia się o byle powody... Krzyczy... Obwinia mnie za wszystko... Nie mogłem tego wytrzymać.. Dlatego wolę mieszkać z ojcem. – z jego gardła wydobył się szloch.
                Przytuliłem go mocniej, a on wtulił się we mnie.
                – Widziała mnie z Tobą przed Twoim domem. – zaczął znowu. – Powiedziała, że nie chce mieć w domu drugiego geja i kazała mi z Tobą zerwać. Nawet jej w domu nie ma więc co jej do tego? Sojiro jak tylko się dowiedział, że ona przyjeżdża pojechał do swojego chłopaka. Nie mogę znieść tego ciągłego poniżania więc wyszedłem mówiąc, że obiecałem pomóc koleżance w nauce. I ja przepraszam za najście... Jeśli Ci przeszkadzam to sobie pójdę. – i znowu ten głos jak z pierwszego dnia naszego spotkania.
                – Baka. (głupek) Nie przeszkadzasz mi. Poczekaj. Zadzwonię do Sojiro, że jesteś u mnie. – wyciągnąłem telefon i wybrałem numer jego brata, który odebrał po pierwszym sygnale.
                – Akira? – usłyszałem zdenerwowany głos. – Ruki powiedział, że idzie do koleżanki, ale wątpię, że poszedł. Nie wiesz gdzie on jest?
                – Spokojnie Sojiro. Jest ze mną. Nic mu się nie stało. Nie martw się. Ruki zostanie u mnie na noc.
                – Ja na razie jestem w domu więc przyniosę Wam jego rzeczy do szkoły i na przebranie, dobrze?
                – Jasne. To będę czekać. Do zobaczenia.
                – Do zobaczenia. – pożegnał się.
                – I co? – usłyszałem cichy głos Ruki’ ego.
                – Przyjdzie z Twoimi rzeczami.
                – Dziękuję Ci za wszystko.
                – Przecież nie masz za co, skarbie. Mówiłem Ci, że możesz na mnie liczyć, prawda?
                – No tak, ale nie powinienem Ci się zwalać na głowę z każdym problemem.
                – Przecież nic się nie stało. Już Ci to powiedziałem, prawda? Kocham Cię i możesz ze mną rozmawiać o wszystkim. – usłyszałem dzwonek do drzwi. – Proszę!


* * *

                – To idziemy spać? – spytałem cicho.
                – Przepraszam. Nie powinienem tu przychodzić, nie? Co Twój ojciec powie?
                – Nie denerwuj mnie. – zirytowałem się. – Ile razy mam Ci powtarzać, że nic się nie stało? Możesz przychodzić do mnie kiedy tylko chcesz, rozumiesz?
                – Ale i tak mam wyrzuty sumienia.
                – Niepotrzebnie. Chodź. – wziąłem go za rękę i pociągnąłem na górę.


* * *

[Takanori]
Reita położył się w łóżku, a ja wsunąłem się pod kołdrę obok niego. Niepewnie przybliżyłem się do niego i położyłem swoją głowę na jego piersi w miejscu, gdzie bije serce. Przerzuciłem lewą rękę przez jego brzuch, a on objął mnie w pasie. Zamknąłem oczy i wtuliłem się w niego bardziej.
– Jak oni mogą Cię tak krzywdzić? – wyszeptał głaszcząc mnie po włosach. – Tak się cieszę, że Cię mam... – pewnie myślał, że już śpię. – Obiecałem sobie, że nigdy się nie zakocham, że będę żyć chwilą... Nawet nie wiesz jak mnie w sobie rozkochałeś.
Nie wiem czy chciał żebym to słyszał, ale pewnie nie, więc tylko wtuliłem się w niego jeszcze mocniej.
Rano obudziłem się wyspany jak nigdy dotąd. Przez całą noc nie śniły mi się koszmary. Można uznać to za cud. Nie otwierając jeszcze oczu wtuliłem się w ciepłe ciało chłopaka. Poczułem, że gładzi moje ramię i plecy. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem w jego. Było takie czułe, że aż zrobiło mi się ciepło.
– Ohayo. – mruknąłem cicho.
– Dzień dobry, śpiochu. – pocałował mnie w czoło.
– Która godzina? – spytałem cicho.
– Przed ósmą. Mamy na dziesiątą. – dodał widząc mój nic nie rozumiejący wzrok.
– Dziękuję – szepnąłem wtulając się w niego bardziej.
– Zawsze do usług, skarbie – pogłaskał mnie po włosach. – Zawsze możesz na mnie liczyć.
– Kocham Cię.
– Ja Ciebie też.
– Nie zostawisz mnie? – szepnąłem.
– Nigdy.
– Będziesz przy mnie?
– Już zawsze, Ruki. Nie zostawię Cię.
               
               
~KONIEC~


4 komentarze:

  1. Tylko wyrażam swoje zdanie. Chyba mam do tego prawo, prawda? Jeśli publikujesz swoje teksty, to musisz się liczyć z tym, że ludzie będą się różnie wypowiadać. Nie napisałam nigdzie, że mi się nie podoba, tylko, że jest trochę oklepane. Wybacz, ale kocham nieprzewidywalność w opowiadaniach. I trochę przez to "Nie podoba się, nie czytaj" poczułam się, jakbyś miała na myśli: "Weź spadaj i nie zawracaj mi głowy". Ja rozumiem, że każda osoba, która tworzy, chciałaby wszystkim dogodzić. Ale tak się nie da. I uwierz mi, że osoby, które czasem coś nam wytkną, też są ważne. Nie można dostawać samych pochwał.
    Przepraszam, jeśli mój poprzedni komentarz Cię jakoś uraził. Nie miałam takiego zamiaru.
    Btw. lubię czytać Twoje notki. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, nie uraził mnie. po prostu dzisiejsze popołudnie i wieczór mam strasznie ... zwalone. wybacz. nie chciałam tak naskakiwać na Ciebie. po prostu musiałam się wyżyć. przepraszam.

      jej. serio? dziękuję. choć jedna dobra 'wiadomość' dzisiejszego dnia ._.

      Usuń
  2. Wszystkie 3 notki są super:D
    Jest to takie lekkie ale z nutką tajemniczości czyli coś co najbardziej mi się podoba:D
    Buziaczki i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak! Nareszcie bardzo puchate, oraz wszystko dzieje się w swoim tempie... Bo sorry czasami mam wrażenie, że gubie się w akcji kiedy , dzieje się coś dramatycznego ty przyspieszasz. Tak wtedy zazwyczaj nie wiem gdzie jest bohater np. Przerwa, lekcja czy cus
    Ale opowiadanie super!

    OdpowiedzUsuń