poniedziałek, 13 maja 2013

Przyjaźń i miłość mimo wszystko. Reituki. 02

Wracaliśmy razem ze szkoły. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy.
– To co? Jutro też.. Wróć. W poniedziałek 7:20? – spytał Reita.
– Jasne. – uśmiechnąłem się.


* * *

W takim towarzystwie weekend zleciał nam szybko. W sobotę Rei przyszedł do mnie i razem się uczyliśmy, a w niedzielę ja do niego. Szło mi o dziwo bardzo dobrze.


* * *

[Akira]
I nastał poniedziałek.
Wyszedłem z domu o 7:20, ale nikogo przed nim nie było. Co jest? Nie ma go? Czyżby się obraził? Kurde.. Co się stało. Westchnąłem.
– Pójdę do niego po lekcjach. – szepnąłem sam do siebie i poszedłem do szkoły.
Droga strasznie mi się dłużyła. Nie wiedziałem, że aż tak przyzwyczaiłem się do jego obecności.
– Gdzie Ruki? – spytał Yuu.
– Nie wiem. – skrzywiłem się.
– Acha. Może coś mu wypadło. Chodźmy. – poszliśmy do klasy.


* * *

Po lekcjach skierował się do domu blondyna. Ale czy to na pewno w porządku? Mogę sobie tak po prostu do niego iść? Westchnąłem i przyśpieszyłem kroku. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Odczekałem chwilę i otworzył mi ktoś podobny do Ruki’ ego, ale starszy i z krótszymi włosami. Miał grzywkę przez całe czoło mocno pocieniowaną.
– Słucham? – głos również miał podobny.
– Emm.. Jest Takanori? – spytałem niepewnie.
– Tak. Wejdź. – zrobił mi miejsce i wszedłem. – Jesteś jego kolegą?
– Tak.
– Ruki jest na górze. Jak chcesz to idź do niego. Jak wejdziesz na górę to w prawo i ostatnie drzwi również po prawej. A ja wychodzę. – klasnął w ręce wesoły. – To cześć. Miło było Cię poznać.. A tak w ogóle jak masz na imię? – roześmiał się.
Uśmiechnąłem się.
– Akira.
– Sojiro. To ja lecę. – zaśmiał się.
– Okej, okej.


* * *

Po chwili wahania wszedłem na górę. Zapukałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi więc cicho wszedłem. Zobaczyłem go leżącego w łóżku z ręcznikiem na szyi. Podszedłem do niego i odgarnąłem mu kosmyki z oczu oraz pogładziłem delikatnie policzek. Odsunąłem się od niego i rozejrzałem po pokoju. Ściany były ciemne tak jak wszystko w tym pokoju. Dwuosobowe łóżko, spora szafa, biurko, okno zasłonięte żaluzjami, szafka, plakaty na ścianach i różne napisy z rysunkami – normalny pokój. Na podłodze trochę bałaganu, a na biurku… Bez komentarza. Walały się tam jakieś papierki, zeszyty, talerze, kubki – wszystko co możliwe. Jednak moją największą uwagę przykuły jego dwie gitary i piec. Jedna była elektryczna – czarna ze złotym paskiem, a druga akustyczna – czerwono-czarna. Wszystko było najlepszej jakości. Podszedłem do elektrycznej gitary i dotknąłem delikatnie strun. Westchnąłem.
„Mam podobną.” – uśmiechnąłem się pod nosem.
Spojrzałem na biurko i zobaczyłem jeden otwarty zeszyt. Podszedłem bliżej chcąc zobaczyć co tam jest napisane. Nagle usłyszałem cichy jęk. Odwróciłem się. Takanori miał otwarte oczy i trzymał się za głowę.
– Ruki? – podszedłem do niego.
– Reita? – wychrypiał. – Co ty tu robisz? – spytał słabo.
– Przyszedłem po nie przyszedłeś do szkoły. Chciałem sprawdzić co się stało.
– Yhm..
– Co się stało?
– Boli mnie. – jęknął.
– Co Cię boli? – spytałem zmartwiony.
– Wszystko. W kuchni, w czwartej, górnej półce od lodówki są strzykawki. Przyniesiesz mi jedną?
– Jasne. – odpowiedziałem z wahaniem.
– Oh.. I jeszcze tabletki przeciwbólowe.
– Dobra to ja zaraz przyjdę.
– Okej. – jęknął i zamknął oczy.
Zszedłem na dół i skierowałem się do kuchni.
– Mam lodówkę. Górne szafki - są. Czwarta miała być.. Jedna, druga, trzecia i czwarta - mam.. – szeptałem do siebie. – Emm.. Strzykawki.. Szukam, szukam. Mam. Tabletki. Mam. No to teraz woda i na górę.
Wszedłem powoli po schodach i do pokoju.
– Ruki? Po co Ci strzykawka?
– Hm? Mój brat już wyszedł? – spytał cicho.
– Brat?
– No chyba on Cię wpuścił, nie?
– To Twój brat? A no tak. Taki podobny do Ciebie był. – uśmiechnąłem się lekko. – Nie ma Twego brata. Wyszedł.
– Możesz do niego zadzwonić? – podał mi telefon. – Powiedz, że proszę aby przyszedł, bo musi mi zrobić zastrzyk, bo nie wytrzymam.
– No.. – niepewnie wziąłem telefon. – Dobra.
Wyszedłem na korytarz i wybrałem numer „Braciszek”. Zadzwoniłem. Już po pierwszym sygnale ktoś odebrał.
– Ruki? Co się stało? – usłyszałem głos.
– Tu Akira. Ruki powiedział mi, żebym zadzwonił i powiedział, żebyś przyszedł, bo on chce jakiś zastrzyk, bo nie wytrzyma.. Coś w tym guście.
– Czyli obudził się?
– Tak.
– Dzięki Bogu. – odetchnął. – Powiedz mu, że za góra 10 minut będę.
– Okej.
– Do zobaczenia, Akira.
– Do zobaczenia, Sojiro. – rozłączyłem się.
                Wszedłem do pokoju.
– Sojiro będzie za około 10 minut. – oznajmiłem.
– Dziękuję. – spojrzał na mnie z wdzięcznością.
– Nie ma za co.
Po równo dziesięciu minutach w pokoju pojawił się jego brat.
– Jak się czujesz?
– Znośnie. – uśmiechnął się blado.
– No dobra. Reita? Przyniesiesz mi z łazienki spirytus i watę? Leżą na pralce. – spytał.
– Jasne. A gdzie jest łazienka?
Sojiro zaśmiał się.
– A no tak! Jak wyjdziesz to idź do końca korytarza. Ostatnie drzwi na prawo.
– To zaraz przyjdę.
Po chwili przyszedłem z małą buteleczką i watą.
– Będziesz musiał go przytrzymać za rękę, bo boi się igieł. – zaśmiał się znowu.
– Sojiro. – jęknął chłopak.
– Nie ma sprawy. – uśmiechnąłem się. – Potrzymam małego, biednego kotka za rączkę.
– Cha, cha, cha. – odparł z sarkazmem i odwrócił głowę w geście obrazy.
– No już. Nie bocz się na mnie. – poczochrałem go po głowie.
Prychnął.
– Boże pośpiesz się z tym zastrzykiem, bo zaraz stąd wyjdę.
– Potrzymać Cię za rączkę? – przekomarzałem się z nim.
– Tak. – odpowiedział i pokazał mi język.
Zdziwiony usiadłem koło niego i chwyciłem go za rękę. Spojrzałem na poczynania jego brata. Co to? Zdziwiłem się widząc już parę śladów po strzykawce. Czyżbyś ćpał Ruki? Nie.. To przecież niemożliwe, nie?
– Znowu. – jęknął cierpiętniczo gdy Sojiro zaczął przemywać mu zgięcie łokcia.
– Nie narzekaj. Jeszcze teraz, a później wieczorem i masz spokój. Odwróć głowę w drugą stronę.
Ruki odwrócił głowę jednocześnie wtulając się lekko we mnie.
– I po krzyku! – krzyknął wesoły. – I czego się tak bałeś? – poczochrał go po włosach. – Odpoczywaj. Ja wychodzę. Jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń, a wiesz, że przyjadę w dziesięć minut. – wyszedł.
– Em, Ruki? Co Ci jest, że musisz brać zastrzyki? – spytałem po chwili.
– Pomóż mi się podnieść. –szepnął. Pomogłem mu. – Teraz jest okres powiedzmy, że jesień-zima.. Zawsze gdy jest lato-jesień, jesień-zima, zima-wiosna, wiosna-lato to choruję.. Mój organizm jest wtedy najsłabszy i – wzruszył lekko ramionami. – po prostu choruję. Muszę brać te zastrzyki trzy, cztery razy dziennie na wzmocnienie. – wzdrygnął się. ─ Nie lubię igieł.
Odetchnąłem z ulgą, a Ruki zaśmiał się słabo.
– Przyznaj się.. Myślałeś, że ćpam? – spytał bez ogródek.
– W zasadzie to tak. – odpowiedziałem.
– Każdy tak myśli. Ja mówię, że nie, a ta osoba mnie zostawia. – w oczach miał łzy. – Jak chcesz to możesz wyjść tylko pomóż mi dojść do kanapy na dole. Potem możesz zniknąć. – powiedział cicho z bólem w głosie.
– Idiota! Miałbym Cię zostawić tylko dlatego, że jesteś chorowity? Albo jeszcze lepiej, bo pomyślałem, że ćpasz? Ja taki nie jestem. Jeszcze mało o mnie wiesz. – powiedziałem groźnym tonem.
– Przepraszam, ale każdy odszedł. –spuścił wzrok. – To jak? Pomożesz mi dojść do kanapy na dole? – uśmiechnął się.
– Jasne. Chodź. – pomogłem mu wstać i narzuciłem ciepły koc na jego plecy. Powoli poprowadziłem go na dół. Jak już usiadł na kanapie, poszedłem po kolejny koc i okryłem go.
– Chcesz coś?
– Herbaty. Pierwsza górna szafka od lodówki, a kubki są nad zlewem. Chcę… Owoce leśne. – powiedział trochę entuzjastycznie.
– Okej.
Nastawiłem wodę, dałem do kubków torebki z herbatą i wróciłem do salonu.
– Co chcesz robić? – spytałem ściągając bluzę.
– Zostajesz? – spytał niepewnie.
– No jasne. Przyjaciołom trzeba pomagać, nie? – odparłem.
– Yhm.. Hmm.. – przyłożył palec do ust, jak to miał w zwyczaju i zaczął myśleć. – Otwórz szafkę pod telewizorem. – zrobione. – Wyciągnij to żółte pudełko. – zrobione. – I wyciągnij „Gwiezdne Jaja: Zemsta Świrów”.
Spojrzałem dziwnie na niego, ale nic nie powiedziałem.
– Włączysz? Chyba wiesz jak. – dodał z kpiną.
– Doskonale wiem. – poczochrałem go po włosach.
– Ej. – powiedział z wyrzutem.
– Nie narzekaj. – odpaliłem sprzęt i czekałem aż się włączy, a w między czasie poszedłem zalać i przynieść herbaty. – No dobra.. To teraz tym, nie? – spytałem pokazując pilot.
– Tak.
Włączyłem film i usiadł na kanapie. Po chwili się zaczął.


* * *

Po około półtorej godziny.
– Ruki film się skończył. – powiedziałem.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się lekko. Chłopak dosłownie spał sobie opierając głowę o moje lewe ramię. Powoli podniosłem się i wyłączyłem telewizor. Podszedłem do śpiącego chłopaka, wziąłem go delikatnie na ręce i powoli zaniosłem do jego pokoju, aby ten się nie obudził.
Położyłem go na łóżku i okryłem kołdrą oraz kocem. Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem go w czoło. Podszedłem do biurka, wziąłem jakąś kartkę i ołówek, i napisałem mu wiadomość po czym wyszedłem zamykając lekko drzwi. Wróciłem do salonu i zacząłem sprzątać. Kubki dałem do zlewu, wyciągnąłem płytę z DVD i wyłączyłem. Wtedy wszedł jego brat.
– Akira? Ty jeszcze tutaj? – zdziwił się i wszedł do kuchni.
– Oglądaliśmy film, a on usnął. Zaniosłem go do łóżka i akurat trochę tutaj posprzątałem. – odpowiedziałem. – To ja już pójdę.
– Jasne. Dzięki i cześć.
– Nie ma za co. Cześć. – ubrałem buty, wziąłem swoją torbę z przedpokoju i wyszedłem. Skierowałem się do domu.


* * *

[Takanori]
– Sojiro? – rozglądnąłem się po pokoju. Kto mnie tu przyniósł? – Gdzie jest Reita? – spytałem zaniepokojony.
– Przed chwilą wyszedł. Połóż się. Jesteś zmęczony. – uśmiechnął się łagodnie. – Jutro jeszcze nie pójdziesz do szkoły, a teraz śpij. – zamknął delikatnie drzwi.


* * *

Rano obudził mnie delikatny dotyk na czole.
– Dobrze, że nie masz już gorączki. Co wczoraj robiłeś?
– Piłem cieeepluuutką herbatkę. – rozmarzyłem się.
– Od tego kolegi?
– Tak.
– Hmm.. Jesteś głodny? Zrobić Ci kanapki?
– Jeśli możesz. – uśmiechnąłem się.
– Zaraz wrócę. – wyszedł.
Wstałem i podszedłem do biurka. Zobaczyłem jakąś złożoną kartkę. Wziąłem ją i otworzyłem.
– Reita? – wyszeptałem cicho i zacząłem czytać:

„Ruki,
Podczas oglądania filmu usnąłeś, a ja nie chciałem
Cię budzić więc zaniosłem Cię do łóżka. Te kubki
dałem do zlewu i wyciągnąłem płytę – jest ona w tym
pudełku co wcześniej.
Jakbyś czegoś potrzebował to zadzwoń lub napisz:
510*****0. Jutro po szkole przyjdę ze skserowanymi
notatkami z dzisiaj i jutro.
Reita.
P.S. Nawet nie wiesz jak słodko wyglądasz gdy śpisz. ;p.”

Uśmiechnąłem się i poszedłem do łóżka. Wziąłem telefon i zapisałem jego numer, a kartkę schowałem pod poduszkę.
Po chwili przyszedł mój brat z kanapkami i herbatą.
– To ty tu jedz, pij i leż, a ja idę do pracy.
– Pa. – powiedziałem i zabrałem się za jedzenie.
Po zjedzeniu zszedłem na dół. Usiadłem przed telewizorem i włączyłem sobie ten sam film co wczoraj, bo w ogóle go nie pamiętałem. Wziąłem telefon do ręki i wybrałem numer Reity.
T: „Cześć. Tu Ruki. Dzięki za wczorajszą opiekę i przepraszam za kłopot. Jeśli nie chcesz to nie musisz do mnie przychodzić. Wcale słodko nie wyglądam jak śpię. ;p.”


* * *

[Akira]
Nie wyglądasz słodko, co? Ty zawsze wyglądasz słodko. Kąciki moich ust wygięły się w lekki uśmiech.
– A ty co się tak szczerzysz, Reita? – spytał Yuu.
No tak... Właśnie doszedłem do szkoły.
– Nie, nic. – ale i tak uśmiechnąłem się.
– Uuu.. To musi być coś poważnego. – zaśmiał się serdecznie. – Która to dziewczyna, co? – szturchnął mnie w ramię.
– Żadna. – odpowiedziałem tylko i zacząłem pisać sms.
R: „Yo. E tam. Kłopotu mi nie sprawiasz. Bynajmniej nie będę się nudzić, bo w domu i tak nie mam co robić. I tak przyjdę. ;p. Nie wyglądasz słodko?! Następnym razem zrobię Ci zdjęcie. ^^.”
Wysłałem i zapisałem sobie jego numer.
– To do kogo tak piszesz? – próbował podejrzeć.
– Ej. Gdzie patrzysz? – schowałem go do kieszeni.
– No powiedz. Najlepszemu przyjacielowi nie powiesz? – uwiesił mi się na ramieniu.
– Nie. A teraz chodź, bo się spóźnimy.


* * *

[Takanori]
Zdjęcie?! Chyba śnisz, człowieku. Zachichotałem cicho.
T: „Zdjęcie?! Chyba śnisz, idioto! Spróbuj zrobić coś takiego to Cię zabiję, kotku. ;p”
Wysłane.
Kotku?! Co ja kur..ka wodna wyprawiam? Zrobiłem typowy „face palm”. Idiota.


* * *

[Akira]
Mhmm.. Kotku? Heh.. Ciekawe przezwisko. Uśmiechnąłem się.
– Kotku? To ty, Reita? – Yuu zobaczył wiadomość.
– Chyba tak. – uśmiechnąłem się.
– No powiedz mi z kim piszesz.
– Z Ruki’ m. – odparłem bez namysłu. – Ee.. To znaczy ten.. No..
– Uuu.. Chłopie. – klepnął mnie w plecy. – Wkopałeś się, co?
– To tylko przyjaciel. – odparłem smutno.
– A co? Chciałbyś aby był kimś więcej? – spytał cicho.
– Tak. – odpowiedziałem po chwili.
– Masz szczęśliwy dzień. Pomogę Ci. – wyszczerzył się.
– Dzięki. A teraz wybacz, bo muszę odpisać.
– Jasne, bo co miłość robi z człowiekiem.
– Cha, cha, cha. – mruknąłem.
R: „Kotku? Hmm.. Nie powiem, ciekawe. Już się boję.. Aż mi spodnie spadają, wiesz? I co mi niby zrobisz, co kochanie? Taki słodziak jak ty nic mi nie zrobi. Wybacz maleństwo, ale mam lekcję. Do zobaczenia później. ;dd.”
Uśmiechnąłem się pod nosem i schował telefon. Ja Ci jeszcze pokażę.


* * *

[Takanori]
T: „Maleństwo? o_O Dobra to do zobaczenia ;d. Nie mów do mnie kochanie. A żebyś wiedział, że dużo potrafię zrobić.. Nie, to nie to o czym myślisz, zboczeńcu. ;p.”
Cholera! Czy ja go kocham? Przy nim zawsze jest bezpiecznie, beztrosko, jestem szczęśliwy.. A później? Jakby się waliło? Nie! Stop! Nie możesz tak myśleć. To jest Twój przyjaciel. Chociaż to MUSI Ci wystarczyć. Ale czemu moje serce wali jak oszalałe gdy jestem przy nim? Czemu mam w myślach tylko jego? Czemu jest mi strasznie gorąco? Westchnąłem. Chyba jednak się w nim zakochałem.


***

Siedziałem w swoim pokoju z gitarą w ręku. Grałem jakąś melodię, którą miałem w głowie.


* * *

[Akira]
– Cześć Sojiro. Jest Ruki? – spytałem w progu.
– Cześć. Jasne, a co nie słyszysz jak gra?
– To on? – wytrzeszczyłem oczy.
– Jasne. No dobra to ja wychodzę. Mam pewne sprawy do załatwienia. Cześć.
Skierowałem się na górę. Już miałem wchodzić gdy usłyszałem jego śpiew. Jaki on ma głos.. I on się z takim talentem chowa? Idiota. Stanąłem przy drzwiach i słuchałem.


* * *

[Takanori]
Rozegrałem się już na dobre. Westchnąłem i zacząłem śpiewać:
– „Koe wo koroshite karesou na jibun ni ii kikaseteita.     /Przekonywałam siebie, łamiącym się głosem i zaczynałam pisać.
Ikiru koto wo miushinawanu you.     / Nie zatracić się dla żywych.
Koe wo koroshite furueta yoru wa itami ni oboreteiku.  / Zatonęłam w nocy, przerażona, z łamiącym się głosem. 
Togiresou na iki wo yurushite...         / Proszę wybaczcie mi mój konający oddech. 

Dou ka hidoi yume da to kotaete hoshii?         / Proszę, odpowiedz, czy to jakiś potworny sen? 
Fore dake sakebi modae kurushimeba ii?       / Ile jeszcze powinnam krzyczeć, skręcać się i cierpieć? 
Dou ka hidoi yume da to oshiete hoshii.           / Proszę, powiedz mi, że to jakiś potworny sen. 
Saigoni mouichidodake warattemiai..               / Chcę się na koniec jeszcze raz uśmiechnąć...”
Skończyłem i otarłem oczy rękawem. Wybacz mi.. Nie ochroniłem Cię.. Musiałaś tyle wycierpieć i to przeze mnie..
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
– Proszę. – powiedziałem cicho i zacząłem odłączać gitarę od pieca.
– Nie przeszkadzam? – usłyszał głos Reity.
– Nie. – odparłem zrezygnowany. – Chodź.
– Jak możesz ukrywać taki talent, co?
– Słyszałeś?
– Trudno było Cię nie słyszeć. Ty to masz głos. – rozmarzył się. – Jakaś taka smutna ta piosenka była.. Dlaczego?
– Bo.. – w oczach miałem łzy. Odwróciłem się, aby nie widział mnie w takim stanie. Opamiętałem się. – To tylko koniec. – uśmiechnąłem się smutno. – E tam.. Ja nie mam talentu.. Po prostu trochę sobie brzdąkam i tyle.
– Jaasne. A ja jestem Aladyn.
– Kto wie, kto wie. – pokazałem mu język.
– Ja wiem.
                Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, oglądaliśmy jakiś film, a ja przepisywał lekcję. Nagle usłyszałem ciche burczenie w brzuchu. Blondyn zaśmiał się.
– Głodny jesteś?
– Mhm.. Trochę.
– Wiesz gdzie jest kuchnia. Wiesz gdzie jest lodówka. Zrób sobie coś. – zaśmiałem się.
– Okej. – wstał i ruszył do kuchni jednak zatrzymał się przed wejściem. – Chcesz coś?
– Hmm.. – zastanowiłem się. – A ty co sobie robisz?
– Nie wiem. Muszę przejrzeć zawartość Twojej lodówki.
– To zrób mi to samo. – uśmiechnąłem się.
– Okej.
– Lubisz kanapki z serem i rzodkiewką? – krzyknął z kuchni.
– Jasne.
– Okej. Herbaty chcesz? – spytał jeszcze raz.
– Spoko.
– Owoce leśne?
– Taak!
Przyniósł kanapki, a następnie herbatę.
– Smacznego. – powiedziałem entuzjastycznie i zacząłem wcinać kanapki. Reita postąpił tak samo.


* * *

– Musisz mi częściej robić takie pyszne kanapeczki. – oblizałem się po raz kolejny.
– Cha, cha, cha.. Chciałoby się. – pokazał mi język i ułożył się wygodniej na kanapie.
– Co to za beznadzieja leci? – spytałem wzdychając.
– Nie mam pojęcia.
– Yhm. – mruknąłem i bardziej wtuliłem się w niego. Reita przykrył mnie szczelniej kocem i uśmiechnął się.


* * *

[Akira]
– Ruki? Ruki? – spał jak zabity. Wziąłem go delikatnie na ręce i zaniosłem do pokoju. Nakryłem go kołdrą i kocem, i cicho wyszedłem.
Poszedłem do salonu i sprzątnąłem talerz po kanapkach oraz kubki po herbacie. Wyłączyłem telewizor i znowu napisałem mu dość krótką wiadomość. Poszedłem na górę i położyłem mu ją na biurku. Odgarnąłem mu grzywkę z czoła i pocałowałem je delikatnie.
– Tak słodko wyglądasz. – szepnąłem. – Mam pomysł. – uśmiechnąłem się szatańsko.


***

– Nie mów, że mój braciszek znowu zasnął? – spytał rozbawiony Sojiro gdy schodziłem po schodach.
– Zasnął, zasnął i śpi jak zabity. – zaśmiałem się cicho.
– Dziwne.. Zawsze trzeba było go zmuszać aby w ogóle się wieczorem do łóżka położył. – spojrzał na mnie. – Co czujesz do mojego braciszka? Bo na pewno nie przyjaźń. Widzę jak na niego patrzysz. – zmienił temat.
Spojrzałem na niego przenikliwie.
– Chcę żeby był szczęśliwy. – zacząłem po chwili. – Chcę, aby miał jak najlepiej.. Po prostu chcę być przy nim. Na razie mi to wystarczy. – odpowiedziałem z wahaniem.
– Nie zrań go, bo on już za dużo przeżył w życiu. Mam nadzieję, że się nim dobrze zaopiekujesz. – uśmiechnął się szczerze i poklepał mnie po ramieniu.
– Nie masz nic przeciwko? – pytałem zdziwiony.
– Nie. Zresztą jestem gejem i ja też chcę aby był szczęśliwy. Od pewnego zdarzenia zrobił wokół siebie mur. Czasami uda mi się go trochę zburzyć i pokaże mi swoje uczucia, ale nie zawsze. Skoro przy Tobie tak łatwo zasypia to musi czy ufać i czuć się przy Tobie bezpiecznym.
– Naprawdę? – zdziwiłem się. Przecież nie znaliśmy się długo....
– Tak. W poprzedniej szkole nie szło mu za dobrze, bo wyróżniał się, a ten kto się wyróżnia jest nienawidzony. – zaczął po chwili. – Przez jego szare oczy był uważany za dziwaka, bo przecież miał inne oczy od reszty. Takie nienaturalne, inne. Takie, których nikt inny nie ma, takie oryginalne. –westchnął. – Mam nadzieję, że będzie przy Tobie szczęśliwy i w końcu uśmiechnie się szczerze.
– To on się nie uśmiecha? Dziwne.. Przy mnie cały czas szczerzy swoją klawiaturkę. – uśmiechnąłem się. – Ja chyba też przy nim zacząłem się uśmiechać. – westchnąłem. – Dobra ja już muszę lecieć, bo późno jest.
– No to cześć. – poczochrał mnie lekko po włosach. – Do jutra, nie?
– Jasne. Muszę mu przecież dać lekcję. Nie chce, żeby opuścił się w nauce. – uśmiechnąłem się lekko. – Cześć. Acha zapomniałbym. – wyciągnąłem coś z plecaka i podał to jego bratu. – Dasz mu to? To są moje notatki z fizyki, których musi się nauczyć. Zupełnie o tym zapomniałem.
– Jasne. – przejął papiery. – To wszystko?
– Hmm.. Tak na pewno. No to po raz kolejny cześć. – zszedłem na dół. Ubrałem buty, wziąłem plecak i wyszedłem.


* * *

Rano z domu wyszedłem przed 7:30.
– Spóźniłeś się. – usłyszałem za sobą trochę zły głos. Odwróciłem się i zobaczyłem go. Był ubrany tak jak zwykle.
– Co ty tu robisz? – zdziwiłem się.
– Jak to co? – zaśmiał się. – Idę do szkoły, nie?
– Nie jesteś już chory?
– Nie. Już mi przeszło, a zresztą nie zniósł bym kolejnego dnia w domu nic nie robiąc. – westchnął. – A zresztą chciałem Ci podziękować. – uśmiechnął się. – Dziękuję za opiekę przez te dwa dni.
– Nie ma za co, nie ma za co. Chodź już, bo się spóźnimy.
– Okej. – zawołał entuzjastycznie i ruszyliśmy do szkoły. – Idziemy!! – pociągnął mnie za rękaw, abym przyśpieszył. – Rusz się, bo się spóźnimy.
– No już.. Nie ciągnij mnie tak. Teraz informatyka, a nauczyciel zwykle przychodzi 15 minut po dzwonku.
– No i co?! Ja się nie mogę spóźnić! Idziemy, idziemy! Rusz się.


***

Do szkoły o dziwo zaszliśmy 10 minut przed dzwonkiem.
– O! Co to się stało, że nasz Ruki do szkoły przyszedł. – zaśmiał się Kai.
– Znudziło mi się siedzenie w moim królestwie. – również się zaśmiał.
– Wybacz o Książę i Władco. – zrobił ukłon. – No dobra chodźmy już.
– Okej. – Takanori chwycił mnie rękę i pociągnął do szkoły.
                Doszliśmy pod klasę i zobaczyliśmy całujących się Uru i Aoia.
– Łóżko już Wam nie wystarcza? – zaśmiał się Ruki.
– Cha, cha, cha. – rzekł Aoi oderwawszy się od Uru. Podniósł rękę i starł ślinę z brody Ślicznego. – Uważaj co robisz. – powiedział rozbawiony.
– Nie. – szepnął mu do ucha
– Jak zawsze. – zaśmiał się cicho.
Patrzyłem na nich i zazdrościłem im tego szczęścia. Oni nie zaczynali od przyjaźni, ale od wrogów i nienawiści. Nienawidzili się, ale jak dyrektor złapał nas w drugiej klasie gimnazjum w toalecie przy paleniu... Nikt nie chciał powiedzieć, który z nas przyniósł do szkoły papierosy. Od wtedy przyjaźnimy się i trzymamy się razem.
– Ej idioto! – Ruki walnął mnie w głowę. – Mówię do Ciebie!
– Nie bij mnie. – powiedziałem z wyrzutem.
– Ojojoj. – pogłaskał mnie po głowie. – Przepraszam, przepraszam. Następnym razem mnie słuchaj.
– Reita? To naprawdę ty? Co się stało z tym Reitą? Dawny ty nie pozwoliłby sobie na dotykanie swoich włosów a co dopiero na uderzenie. – odezwał się Yuu.
– Hm? A co przeszkadza Ci to? – nie patrzyłem na niego. Moj wzrok skierowany był na Ruki’ ego.
– Nie wpatruj się tak w niego, bo się zakochasz. – powiedział wesoły Yuu.
– Za późno. – mruknąłem niedosłyszalnie.
– Coś mówiłeś?
– Nie. Nic.
Takanori wyciągnął z plecaka mentosy i od razu wziął jednego do buzi.
– Chcesz? – spytał ssąc cukierka.
– Eee.. Jasne. Jaki to smak?
– Hmm.. Teraz pewnie będzie cytrynowy.
Wyciągnąłem rękę, na którą spadł żółty cukierek.
– To są Twoje ulubione? – trochę niepewnie wsadziłem go sobie (Hahaha xd.) do ust.
– Nie. Najbardziej lubię czarną porzeczkę. – rozmarzył się.
– A co to się stało, że teraz cytrynowe?
– Bo innych nie było. – zrobił smutną minę. – Mieli tylko wieloowocowe i miętowe, a ja miętowych nie bardzo lubię.
Wsadził sobie od razu pięć.
– Ech.. Jak dziecko. – skomentowałem.
                – Cfo mófiłeś? – seplenił się z mentosami w buzi.        
                – Nic, nic. Jedz, bo się udławisz. – uśmiechnąłem się.
Ruki nie odpowiedział tylko uśmiechnął się szeroko.
– I czego się tak szczerzysz?
– Cfo? – przełknął. – Nie narzekaj, bo więcej nie dostaniesz.
–Nawet nie chcę. – pokazałem mu język.
– Nie to nie. – w geście obrazy obrócił się w drugą stronę.
– No już.. Nie obrażaj się na mnie, no.. No już. – poczochrałem mu delikatnie włosy.
Ten tylko obrócił się mocniej i patrzył rozbawiony na Yuu. Ten posłał mu pytające spojrzenie, a Ruki uśmiechnął się trochę diabolicznie. Nie spodobało mi się to.
– No już.. Nie obrażaj się. – szepnąłem.
Prychnął.
– No już.. – podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu. – Nie obrażaj się na mnie. – szepnąłem mu do ucha.
– Nie dotykaj mnie. – powiedział rozbawiony.
– Nie puszczę Cię dopóki mi nie wybaczysz. – splotłem palce na jego brzuchu, a brodę położyłem na jego ramieniu.
– Czyli jednak to, że jesteś pedałem było prawdą? – usłyszeliśmy z tyłu.
Obróciliśmy głowy i zobaczyliśmy znienawidzoną, różową postać.
– Spierdalaj Michi. – wysyczałem przez zęby.
– Ooooo. Czyżby pan pedałek się zdenerwował? – spytała złośliwie.
– Ty mała wredna su.. – zacząłem.
– Nie przejmuj się. – przerwał mi. – Nie warto. Zostaw. To nie na Twoje nerwy. – powiedział i posłał różowowłosej zabójcze spojrzenie. – Spierdalaj, bo będziesz mieć ze mną do czynienia, a nie z nim. – powiedział spokojnie.
Michi patrzyła na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Czego nie zrozumiałaś? – nawet się do niej nie odwrócił.
– Uderzysz dziewczynę?
– Dziewczyny nie uderzę, ale TY nią nie jesteś. Spódniczka mini, krótka bluzeczka nie zasłaniająca pępka, kozaki i tapeta… Dla mnie to nie jest dziewczyna tylko pani do towarzystwa.
– Co? Może wolisz kogoś takiego jak on? – spytała z kpiną.
– Tak.
– Co? – była oszołomiona, podobnie jak ja.
– Wolę jego od Ciebie, a teraz idź mi stąd, bo chcę sobie zjeść, ale nie mogę na ciebie patrzeć, więc..? – specjalnie nie dokończył. Usłyszeliśmy tylko odchodzące kroki. Uśmiechnął się i zaczął zajadać mentosy.
– Ruki? Co ty..?
– Chces?
– Nie dzięki, ale co to było z nią?
– Przeprowadziłem z nią spokojną konwersację. – uśmiechnął się.


***

Dzień zleciał nam bardzo szybko..
Czwartek przeleciał jakby ktoś z bicza strzelił..
W końcu nadszedł upragniony piątek.

* * *

[Takanori]
                                                                                                                                     
– To co, jutro nauka? – spytał Rei gdy wracaliśmy już do domu.
– Eee… Sorki, ale nie mogę.
– Okej. Niedziela?
– Nie mogę. Przepraszam. – spuściłem głowę.
– A można wiedzieć dlaczego? – dopytywał się.
– Bo.. Jadę do taty. – szepnąłem cicho.
– Nie cieszysz się?
– Cieszę się, ale.. – przerwałem.
– Ale..? – zachęcił mnie.
                Odwróciłem głowę. Szliśmy w milczeniu.
– Z tamtym miejscem.. – zacząłem po chwili. – Wiążą się.. niechciane wspomnienia, które bardzo bolą. – odpowiedziałem jeszcze ciszej.
Stanęliśmy, bo byliśmy przed domem Reity. Akira podszedł do mnie i lekko przytulił.
– Nie martw się.. Będzie dobrze. – uśmiechnął się odsuwając ode mnie. – Jak chcesz to możesz pisać lub dzwonić kiedy tylko chcesz.
– Dzięki. – uśmiechnąłem się niepewnie. – Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
– Cieszę się. – odparł z uśmiechem. – Wszystko w porządku?
– Tak. Dziękuję. To ja już pójdę. Do zobaczenia w poniedziałek. – chciałem odejść, ale powstrzymała mnie dłoń na nadgarstku.
– Ktoś Cię tam skrzywdził? – spytał patrząc mi prosto w oczy.
– Ja.. – oczy mi się zaszkliły, ale wytrzymałem spojrzenie. – Nie chcę o tym teraz mówić.
– Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko? Dosłownie wszystko? – spytał łagodnie poluźniając uścisk.
– Tak wiem. Powiem Ci obiecuję, ale nie dzisiaj.. Nie jestem jeszcze na to gotowy...
– Dobra.
Reita przytulił mnie i musnął delikatnie moje czoło swoimi ustami.
– Do zobaczenia w poniedziałek. – szepnąłem i odsunąłem się od niego.
– Tak.. Do zobaczenia. – uśmiechnął się szeroko i ruszył do swego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz