Macie coś na poprawę humoru? Jeśli można tak to nazwać. Widzę, że przybyły do mnie dwie nowe osoby. Arigatou! Nie wiem czy lubicie czytać coś innego niż J-Rock czy K-Pop... Ale wstawię jeden rozdział tego :)
Um.. Pisałam to dość dawno, więc przepraszam za brak spójności czy błędy. Jutro postaram się to poprawić (jeśli będę miała czas).
Trochę to puchate, akcja dzieje się szybko.. Ostrzegam od razu. Chcecie ciąg dalszy? Nie wiem czy wstawiać.
Nie krótkie, nie długie.. Nie wiem jakie.
* * *
– Przegrałeś – powiedział czarnowłosy. – Więc musisz
dołączyć do naszej organizacji.
Stałem i patrzyłem na niego głupio. Jak mogłem przegrać?
Przecież sztuka to wybuch! Rudowłosy chłopak pochylił się nad tym drugim i coś
mu wyszeptał do ucha. Ten rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. Ciemnowłosy deportował
się. Zostaliśmy sami.
– Tak jak obiecałeś – zaczął. Głos miał niski i poważny. –
Jeśli Cię pokonamy to dołączysz, a jeśli wygrasz to zostawimy Cię w spokoju – rzeczywiście
tak było. – Pokonaliśmy Cię. Musisz dołączyć, a jak nie to zabiorę Cię siłą.
Twoje wspaniałe umiejętności na pewno nam się przydadzą, ale chcę abyś czuł się
dobrze, dlatego nie chcę Cię ciągnął siłą. Pójdź dobrowolnie – to miało sens.
Westchnąłem. I co mam zrobić? Zastanawiałem się przez
chwilę.
– No dobra – powiedziałem po chwili wahania. – Przyjdź za
pół godziny. Muszę spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Rudowłosy przyjrzał mi się.
– Masz pół godziny.
– Jak mam do Ciebie mówić? – spytałem jeszcze.
– Jestem Pain. Możesz mówić po imieniu albo możesz mówić
Lider. Jaka Twa wola – i zniknął w kłębie dymu.
Zacząłem pakować moje najpotrzebniejsze rzeczy. Najwięcej
jednak wziąłem mojej białej, wybuchowej gliny. Jeśli dopiszę mi szczęście
starczy mi jej na miesiąc. Westchnąłem. Przypiąłem sobie do pasa (części ciała)
mój pas z torbami i dałem tam glinę.
– Tak na wszelki wypadek – szepnąłem i zaśmiałem się.
Ubrałem mój plecak i wyszedłem na zewnątrz. Za dużo tu śladów..
Trzeba coś z tym zrobić. Odszedłem kawałek od mojego domu. Spojrzałem na niego
ostatni raz.
– Katsu – glina
zostawiona w domu wybuchła. Zobaczyłem tylko ruiny i latające części domu.
Po chwili pojawił się Pain.
– Gotowy? – spytał.
– Yhm – mruknąłem.
– No to chodź. Czeka nas długa droga – zaczął iść nie
patrząc czy idę za nim. Z westchnieniem ruszyłem za nim.
– Em.. Pain- san? (san- pan/pani) – zacząłem. – Daleko to
jest?
Zachichotał.
– Trochę trzeba będzie iść.
* * *
– Daleko jeszcze? – spytałem gdy już zmierzchało. Nie
czułem nóg. Kurwa, bo ile można chodzić?
– Już jesteśmy – odpowiedział mi po chwili.
Rozejrzałem się. Staliśmy przed jakąś skałą. Wokoło był
las. Chyba sobie kurwa żartujesz? Że niby mieszkacie w lesie? Z trudem
powstrzymałem wybuch śmiechu. Pain popatrzył na mnie. Nie odwróciłem wzroku.
Patrzyłem mu prosto w oczy. W końcu rozbawiony odwrócił wzrok. Podszedł do
skały. Wykonał dość sporo pieczęci. Dotknął skały i coś wyszeptał.. Coś jakby..
Hasło? Podszedłem do niego. Moim oczom ukazały się coś jakby drzwi.
– Witaj w domu – szepnął i otworzył je przede mną.
Moim oczom ukazał dość sporych rozmiarów pokój. Salon?
Pośrodku była czerwona kanapa. Stały tu różne szafki i szafy. Był
czarno-czerwony dywan. Naprzeciwko kanapy był jakiś tunel. Pain podszedł bliżej
kanapy. Poszedłem w jego ślady.
– To jest nowy członek naszej organizacji – powiedział do
reszty.
– Jestem Kisame – powiedział niebieskoskóry mężczyzna
wyglądający jak ryba.
– Deidara – odpowiedziałem krótko.
– Itachi – powiedział ten, który mnie pokonał. Skinąłem
głową.
Powoli wszyscy zaczęli się przedstawiać. Była tam tylko
jedna dziewczyna. Było ich wszystkich razem dziewięć, ze mną dziesięć.
– Konan – powiedziała niebieskowłosa dziewczyna.
– Zetsu – powiedział chłodno czarno-biały chłopak. Nad
głową miał coś zielonego, które wyglądało jakby to była jakaś skorupa.
– Hidan – siedział na kanapie
i czyścił jakąś kosę czy miecz, który miał trzy ostrza, każde mniejsze od
drugiego.
– Kakuzu –
powiedział obojętnie ktoś zamaskowany. Po głosie mogłem poznać, że to
mężczyzna. Nie było jednak dane mi przyjrzeć mu się uważniej, bo ktoś na mnie
skoczył.
– Tobi is a good boy! – wydarł mi się do ucha.
– Tobi! Złaź z niego! – zagrzmiał Pain.
Ten posłusznie ze mnie zszedł. Stał przede mną ktoś w
masce. Możliwe, że był to chłopak.
– Tobi is a good boy! – krzyknął jeszcze raz.
– Dom wariatów – mruknąłem pod nosem. Rozejrzałem się. Mój
wzrok spoczął na czerwonowłosym chłopcu. Wyglądał na góra trzynaście,
czternaście lat.
– Sasori – powiedział cicho w moją stronę i spojrzał mi w
oczy.
Wytrzymałem to spojrzenie. W końcu rozbawiony odwrócił
wzrok i zaczął iść w kierunku tego tunelu.
– Sasori zaczekaj – powiedział spokojnie Pain. – Będziesz
w drużynie z Deidarą. Pokażesz mu wszystko.
– Tak jest liderze – powiedział i z wrogością w oczach
spojrzał na mnie.
Przeszły mnie ciarki po plecach, ale dzielnie wytrzymałem
to spojrzenie.
– Chodź – warknął w moją stronę. Podążyłem za nim w ciszy.
Doszliśmy do końca korytarza. – Ten pokój jest mój – wskazał drzwi po prawej. –
A ten jest twój – wskazał ten po drugiej stronie.
– Jak mam się do Ciebie zwracać? – spytałem cicho.
– Jak chcesz – odpowiedział po chwili.
– Sasori no Danna (Oznacza to m.w. „panie” (domu)) może
być? – ponowiłem pytanie. Zauważyłem, że kąciki jego ust podnoszą się lekko ku
górze.
– Skoro chcesz to może być – odwrócił się ode mnie i
wszedł do swojego pokoju.
Wszedłem do pomieszczenie, które miało być moim nowym
pokojem. Wszystko było tu czarno-czerwone. Mała szafa, łóżko, szafka przy
biurku i dywan. Koło łóżka stało jeszcze krzesło, a naprzeciwko niego niewielki
stół. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Zobaczyłem na wieszaku czarny
płaszcz z czerwonymi chmurkami.
– No tak.. Teraz będę musiał to nosić – mruknąłem i
zacząłem wykładać moje rzeczy do szafy.
Zapasy gliny położyłem na dno, a mały woreczek wsadziłem
do szuflady szafki tak na wszelki wypadek. Usłyszałem pukanie do drzwi.
Otworzyłem. Zobaczyłem w nich czarnowłosego chłopaka.
– Itachi- san? – nie wiem czy dobrze zapamiętałem. – O co
chodzi?
– Lider mówi, że masz do niego przyjść wieczorem – rzekł.
– Okej.
Itachi- san mi się dziwnie przyglądał. W oku miał dziwny
błysk. Po chwili odwrócił się i odszedł.
* * *
Stałem na środku pokoju gdy nagle drzwi się otworzyły i
wszedł Lider z jakąś blondwłosą dziewczyną.
– To jest nowy członek naszej organizacji – powiedział.
Pierwszy przedstawił się Kisame.
– Deidara – powiedział blondyn. Deidara? To chyba chłopak.
Później przedstawiali się Itachi, Konan, Zetsu, Hidan,
Kakuzu, oczywiście Tobi rzucił się na niego. Westchnąłem w duchu. Nagle poczułem czyjeś spojrzenie. Podniosłem
wzrok. Napotkałem parę niebieskich oczu.
– Sasori – przedstawiłem się cicho i popatrzyłem na niego.
Ku mojemu zdziwieniu nie odwrócił wzroku. Heh. Tylko Itachi wytrzymuje moje
spojrzenie.. Zaśmiałem się w myślach i skierowałem się do mojego pokoju.
– Sasori poczekaj – usłyszałem głos Lidera. – Będziesz w drużynie z Deidarą. Pokażesz mu
wszystko – i mój dobry humor chuj strzelił. Nie potrzebuje żadnego smarkacza..
Ja pierdole!
– Tak jest liderze – odpowiedziałem sucho i popatrzyłem
wrogo na nowego. – Chodź – warknąłem w jego stronę i poszedłem w kierunku
swojego pokoju. Czułem, że idzie za mną. Moje serce zaczęło jakoś dziwnie
szybko bić. Serce? Przecież ja nie mam ani uczuć, ani serca. Kuso! Może to
przez te błękitne oczy? Westchnąłem. Ja nie mam uczuć.
Stanęliśmy na końcu korytarza.
– Ten pokój jest mój – pokazałem drzwi po prawej. – A ten
twój. – pokazałem te naprzeciwko.
– Jak mam się do Ciebie zwracać? – usłyszałem szept.
– Jak chcesz – odpowiedziałem po chwili. Wszystko mi jedno
jak ten szczyl będzie do mnie mówił.
– Sasori no Danna może być? – usłyszałem znowu. „no
Danna”. Ehh.. Podlizuje się czy coś? Moje kąciki ust mimowolnie uniosły się ku
górze.
– Skoro chcesz to może być – powiedziałem i wszedłem do swojego
pokoju.
* * *
Wieczorem usłyszałem nieśmiałe pukanie do drzwi. Kto to
może do mnie pukać?
– Proszę – powiedziałem.
Do pokoju nieśmiało wszedł Deidara.
– Sasori no Danna? – spytał cicho – Gdzie mogę znaleźć
Paina- san? – szepnął
Westchnąłem.
– Chodź. Zaprowadzę Cię – wstałem i skierowałem się do
drzwi.
* * *
Zapukałem cicho do drzwi Sasori’ ego. Usłyszałem „proszę”
i nieśmiało wszedłem do jego pokoju. Był w takich samych kolorach jak mój tylko
inne ułożenie mebli.
– Sasori no Danna? – zacząłem cicho – Gdzie mogę znaleźć
Paina- san? – spytałem ciszej.
– Chodź. Zaprowadzę Cię – wstał i skierował się do drzwi.
Usunąłem się robiąc mu miejsce. Wyszedł i zaczął iść przed siebie. Nie
wiedziałem gdzie idziemy i po co więc wsadziłem rękę do torby z gliną.
Stanął przed jakimiś drzwiami.
– To tutaj – powiedział spokojnie.
– Arigato – odpowiedziałem cicho. Zapukałem. Usłyszałem
„wejść!” i wszedłem.
* * *
Po 15. minutach wyszedłem z jego pokoju. Przed drzwiami
spotkałem Itachi’ ego. Chciałem go wyminąć, ale złapał mnie za ramię.
– Sasori jest mój – wysyczał przez zęby. – Nie zbliżaj się
do niego, bo Cię zabiję. Zrozumiałeś, blondyneczko? – spytał z kpiącym
uśmiechem. – Hmm – zamyślił się. – Albo jeśli chcesz.. Możesz go zastąpić.
– Spierdalaj – odpowiedziałem. – Będę robić to co będę
chciał, a teraz zabieraj łapę, bo Ci ją wsadzę do dupy – wyciągnąłem rękę z
kieszeni. Był już na niej mały pająk z gliny. Itachi zabrał rękę. – On nie jest
Twoją zabawką. Też ma uczucia – poszedłem do salonu i wyszedłem na dwór. Zacząłem
iść przed siebie.
Gdzie tu jest kurwa jakaś wioska?! Muszę się na kimś
wyżyć. Zaśmiałem się jak jakiś psychopata. Doszedłem do jakichś zabudowań.
Wszedłem tam. Okazało się, że jest to mała wioseczka.
Wypuściłem kilka ptaków.
– Katsu – wybuchły zwalając domy i zabijając ludzi.
Śmiałem się przy tym szaleńczo.
Kolejne ptaki.
– Katsu – kolejne wybuchy i śmiech.
Nagle za ramię złapała mnie starsza kobieta.
– Przestań – szepnęła słabo.
Uśmiechnąłem się i wypuściłem pająka.
– Katsu – szepnąłem. Krew prysła. Mój prawy bok był i
twarz były całe we krwi. Zaśmiałem się szaleńczo. No co ja poradzę na to, że
jestem masochistą?
Jak ja to kocham.. Ten strach w oczach.. Wyniszczyłem
chyba z połowę wioski. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Upadłem na kolana. Potem
była już ciemność.
* * *
Siedziałem na kanapie gdy przed oczami mignęła mi blond
czupryna. Deidara? Co on robi? Wychodzi? Poszedłem za nim. Pewnie Itachi coś mu
powiedział. Baka. Dei szedł do pobliskiej wioski. Ciekawe co będzie robić.. Hmm..
Zobaczyłem w jego ręce jakieś białe ptaki. Wypuścił je. Szepnął coś pod nosem,
a one wybuchły. Co jest do cholery? A no tak. Jeszcze nie widziałem jego
zdolności. Deidara niszczył wioskę śmiejąc się szaleńczo. Zniszczył chyba
połowę. Powoli zbliżałem się.
Nagle zobaczyłem jak osuwa się na kolana. Podszedłem do
niego. Zemdlał. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do kryjówki.
– Co się stało? – spytał niewinnie Itachi w salonie.
– Gówno – mruknąłem i poszedłem do pokoju blondyna.
Położyłem go na łóżku i przykryłem kołdrą.
Jaki on piękny. Niewiele
myśląc nachyliłem się nad nim i musnąłem jego czoło swymi ustami. Spojrzałem na
niego. Miał jakieś dziwne dłonie, ale nie zastanawiałem się nad tym. Wyszedłem.
Przed drzwiami spotkałem Itachi’ ego.
– Od kiedy Ty jesteś taki czuły? – rzucił z kpiną.
Podszedłem do niego. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka
centymetrów.
– Jeśli się do wiem co mu zrobiłeś.. To zabiję –
wysyczałem przez zęby. – Jeśli się do niego zbliżysz na mniej niż metr..
Przysięgam, że nie ręczę za siebie.
Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Odszedł. Wszedłem
do swojego pokoju i usiadłem na „parapecie” – w zasadzie to była jakby półka
przyczepiona do ściany. Czemu przy nim
tak się zachowuję? Nawet nie wiem kiedy usnąłem.
* * *
Otworzyłem oczy, ale zaraz musiałem je zamknąć. Kurwa gdzie ja jes-tem? I czemu mam tak jasno
przed oczami. Przymrużyłem powieki. Jestem u mnie w pokoju? Co ja tu robię?
Wróciły wspomnienia. „Sasori jest mój.” O co mu chodziło? Kurwa! Oni są razem?!
Jak zwykle. Zaśmiałem się w myślach. Nag-le moje drzwi otworzyły się. Stanął w
nich Sasori.
– Już nie śpisz – powiedział cicho i wszedł. Usiadł na
łóżku koło mnie. – Jak się czujesz?
Spojrzałem na niego.
– Jesteś z Itachi’ m? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Przyjrzał mi się. W jego oczach był gniew.
* * *
– Jesteś z Itachi’ m? – padło pytanie.
Zamurowało mnie. Ja z nim?! O co mu chodzi…? Spojrzałem na niego. Więc to mu Itachi
powiedział.. Eh.. Jak zwykle musiał coś palnąć.. Idiota.
– Nie – odpowiedziałem szorstko. – Czemu w ogóle tak
pomyślałeś? De-bil z Ciebie czy jak? – chyba trochę przesadziłem, bo w jego
niebieskich oczach pojawiły się łzy. – Przepraszam. Nie chciałem, aby tak
wyszło – przytuliłem go.
* * *
– Nie – odpowiedział sucho. – Czemu w ogóle tak
pomyślałeś? Debil z Ciebie czy jak? – zabolało. Debil? To nie moja wina, że
Itachi mi tak powiedział.. Czyli on na prawdę tak o mnie myśli? W moich oczach
pojawiły się łzy. Dla niego jestem zwykłym, nic nie znaczącym debilem? Nic
nowego.. Dla wszystkich taki jestem. – Przepraszam. Nie chciałem, aby tak
wyszło – przytulił mnie.
I co on myśli? Jedna łza na policzku. Co ja sobie
właściwie myślałem? Druga i trzecia.
– Boże.. Nie płacz.. Ja nie chciałem – szepnął mi do ucha.
Wtuliłem się w niego. Zagryzłem wargę. Poczułem jak krew ścieka mi po brodzie.
– To już nieważne – wytarłem krew. – Chcesz być z Itachi’
m .. To bądź. Nie moja sprawa – Oderwałem się od niego i wyszedłem z pokoju
trochę chwiejnym krokiem. On został tam.
* * *
– To już nie ważne – wytarł brodę z krwi. – Chcesz być z
Itachi’ m.. To bądź. Nie moja sprawa – wstał i wyszedł.
Siedziałem wciąż oszołomiony. Ja z Uchihą?! Co on sobie
kurwa wyobraża! Jeszcze mi za to zapłaci.. Cholerny Uchiha.. I jak ja mam teraz
wytłumaczyć Deidarze, że to nie prawda?! Kurwa! Niech ja go tylko dorwę to nie
wiem co mu zrobię... Niech mnie lepiej unika, bo go normalnie zabiję.
* * *
Usiadłem na kanapie pomiędzy Hidan’ em, a Kisame. Nie
odzywałem się. Coś tam do mnie mówili, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Do
salonu wszedł Lider.
– Deidara?
Nie odpowiedziałem.
– Słyszysz mnie?
Siedziałem cicho. Czemu oni się ode mnie po prostu nie
odpierdolą?
– Co się stało?
Siedziałem z kamienną twarzą, z czerwonymi oczami od
płaczu nie odzywając się do nikogo.
– Deidara możemy porozmawiać? – usłyszałem głos Itachi’
ego.
– Nie – odpowiedziałem krótko.
– Ale…
– Nie – przerwałem mu. – Nie mamy o czym rozmawiać. Zostaw
mnie w spokoju.
Poszedłem do mojej sypialni i rzuciłem się na łóżko. I na
co mi to było? Tylko cierpię. Idiota ze mnie. I Co? Myślałem, że będzie pięknie
i ładnie? Baka. Łzy spływają po moich policzkach. Nie wycieram ich. Bo po co?
Za nimi pojawiają się nowe. I czego ja się właściwie spodziewałem? Że przyjdę
tu i będzie super? Nadzieja matką głupich. Zalany łzami usnąłem.
* * *
Rano wstałem z ogromnym dołem. Ubrałem się i poszedłem do
jadalni.
– Ohajo – przywitała się Konan.
– Mhm – mruknąłem i usiadłem przy stole.
Zaczęli się schodzić członkowie. Po mojej prawej stronie usiadł
Sasori.
– Deidara.. Możemy pogadać? – spytał cicho.
– Nie – odpowiedziałem krótko.
Spojrzał na mnie smutnymi oczami. Odwróciłem wzrok. Nie
chcę teraz na niego patrzeć. Nienawidzę Cię… Nienawidzę… Tak bardzo, że aż Cię
kocham. Zaśmiałem się w myślach na to
porównanie. Po chwili przyszedł Itachi. Usiadł koło mnie. Spojrzałem na niego
kątem oka.
– Sasori – zaczął.
– Nie chcę z Tobą rozmawiać. Zamknij się – rzekł chłodno.
– Chciałem Cię przeprosić. Źle zrobiłem. Nie powinienem
był tego mówić. To był błąd. Przepraszam.
Czerwonowłosy wstał z miejsca.
– To nie mnie powinieneś przepraszać. Nie jestem Twoją
zabawką, że możesz robić i mówić co Ci się podoba. Miałem Cię za przyjaciela –
prychnął. – Mimo wszystko ja też – zawahał się. – Ja też mam uczucia.
Odszedł. Uśmiechnąłem się pod nosem. Też masz uczucia..
Hm?
– Deidara przepraszam. – powiedział Itachi. – Jest
możliwość, że mi wy-baczysz.
Prychnąłem.
– To, że mnie przeprosisz to – zacząłem. – Jedno
przepraszam nie załatwi całej tej sprawy, ale nie ma sensu być wiecznie
obrażonym – zawahałem się. – Wybaczam Ci, ale .. Ta sprawa .. Nie dotyczy tylko
mnie.
Skończyłem swoje śniadanie i poszedłem do swojego pokoju.
Przed drzwiami spotkałem Sasori’ ego.
– Deidara.. Między mną, a Itachi’ m nic nie ma. Domyślam
się co Ci powiedział, ale to nie jest prawda. Jeśli będziesz chciał to mi
uwierzysz, a jeśli nie.. To trudno. Tylko musisz mi powiedzieć – powiedział
cicho i już miał wchodzić gdy złapałem do za rękaw.
* * *
– Deidara – zacząłem. – Między mną, a Itachi’ m nic nie
ma. Domyślam się co Ci powiedział, ale to nie jest prawda. Jeśli będziesz
chciał to mi uwierz, a jeśli nie.. To trudno. Tylko musisz mi powiedzieć –
skończyłem cicho i już mia-łem wchodzić gdy złapał mnie za rękaw.
– Sasori no Danna – szepnął cicho. – To nie tak czy Ci
wierzę, czy nie, tylko – zawahał się. – Nie mogę zrozumieć czemu.. Itachi- san
mi to powiedział i .. Sam nie wiem – zaśmiał się cicho. – Po prostu nie wiem co
mam o tym myśleć.. Wierzę Ci, że to co mówisz to prawda tylko pierwszy raz
czuję coś takiego i .. Nie wiem co mam z tym zrobić.
– Pierwszy raz czujesz coś takiego? – zdziwiłem się. – A
co tak właściwie czujesz? – spytałem chyba zbyt ostro.
Odwrócił wzrok. Złapałem go za podbródek i zmusiłem do
spojrzenia sobie w oczy. Dalej unikał mojego wzroku.
– Deidara. Proszę, powiedz mi – szepnąłem cicho.
Nadal milczał. Westchnąłem i puściłem go.
– Jeśli będziesz chciał porozmawiać to wiesz gdzie mnie
szukać – odwróciłem się i wszedłem do swojego pokoju.
* * *
Położyłem się na łóżku. Przecież nie powiem Ci co do
ciebie czuję, idioto. Usłyszałem pukanie do drzwi. Wszedł niebieskoskóry.
– Kisame- san? – nie wiem czy zapamiętałem. – Co ty tu
robisz?
Usiadł na łóżku.
– Wiem co czujesz – szepnął cicho. – Nie duś w sobie tych
uczuć, bo one zniszczą Cię od środka. Wiem jak to jest zakochać się w kimś bez
wzajemności.
– Co? Ale? Skąd.. Ty? CO? – byłem w szoku.
Zaśmiał się cicho.
– Widać to po Tobie. Odkąd Itachi- san powiedział Ci, że
Sasori jest jego zachowujesz się dziwnie. Tak wiem, że Ci powiedział –
uśmiechnął się. – Oni są dobrymi przyjaciółmi, może Sasori nie przyznawał się
do tego, ale szanuje go, i Itachi martwi się o niego. Gdybyś go widział przed
tym jak przyszedłeś to.. Powiedziałbyś, że on nie ma uczuć, ale teraz
powiedział, że jednak je ma. Zmieniłeś go. Itachi’ ego boli to, że on nie mógł
tego dokonać, a przychodzi pewien blondynek, którego pokonał i nagle na twarzy
Sasori’ ego pojawia się szczery uśmiech – westchnął.
Coś mi tu nie pasuje….
– Zakochałeś się w Itachi’ m? – spytałem niepewnie.
Zaśmiał się.
– Chyba tak. Ty jako pierwszy mnie rozgryzłeś.
Wstał i skierował się do wyjścia.
– Opiekuj się Sasori’ m, bo on jest tego wart – otwierał
już drzwi lecz zatrzymał się. – Tylko nie mów nic Itachi’ emu o tym –
uśmiechnął się.
– Jasne.
Wyszedł. Westchnąłem, wstałem i skierowałem się do pokoju
czerwono-włosego.
Nie za bardzo przepadam za pairingami z Akatsuki, ale podoba mi się Twój styl pisania, i nie mam co czytać. Pierwszy raz jestem na blogu, i bardzo podobają mi się Twoje teksty^^
OdpowiedzUsuńCoś się chyba święci... Tak mi się wydaje. Itachi zazdrosny... Tego to się nie spodziewałam. Tobi jak zawsze^^
Przepraszam, ale jest rano, i nic lepszego nie napiszę. Dlatego czekam na dalsze części^^
Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
Rena X
PS. W wolnych chwilach zapraszam też na mojego współbloga - rena-hime-story.blogspot.com
Dziękuję ^^ Hmm.. To opowiadanie jest dość stare, ale mam już połowę drugiego rozdziału :3
UsuńChętnie zobaczę co tam jest na Twym blogu :D
Podobało mi się :D Możesz wstawiać drugą część :) Chętnie przeczytam :D
OdpowiedzUsuńHyhyhyhyhyhy :D Druga część, powiadasz? Trochę się poznęcam i nie dodam na razie ^^
UsuńO, Akatsuki :D dawaj następną część bo mi się podobało :) chociaż trochę mi nie pasuje takie zachowanie Itachi'ego, ale Tobi z kolei mnie rozwalił xD
OdpowiedzUsuńItachi ... Hmm.. Właśnie chodziło mi o to aby tutaj był takim skurwielem *śmiech* Ale spokojnie :D Może się ułoży :3
Usuń