niedziela, 2 czerwca 2013

"Jesteś sensem mojego istnienia." SasoDei 01

Macie coś na poprawę humoru? Jeśli można tak to nazwać. Widzę, że przybyły do mnie dwie nowe osoby. Arigatou! Nie wiem czy lubicie czytać coś innego niż J-Rock czy K-Pop... Ale wstawię jeden rozdział tego :)
Um.. Pisałam to dość dawno, więc przepraszam za brak spójności czy błędy. Jutro postaram się to poprawić (jeśli będę miała czas).
Trochę to puchate, akcja dzieje się szybko.. Ostrzegam od razu. Chcecie ciąg dalszy? Nie wiem czy wstawiać.
Nie krótkie, nie długie.. Nie wiem jakie.


* * * 



– Przegrałeś – powiedział czarnowłosy. – Więc musisz dołączyć do naszej organizacji.
Stałem i patrzyłem na niego głupio. Jak mogłem przegrać? Przecież sztuka to wybuch! Rudowłosy chłopak pochylił się nad tym drugim i coś mu wyszeptał do ucha. Ten rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. Ciemnowłosy deportował się. Zostaliśmy sami.
– Tak jak obiecałeś – zaczął. Głos miał niski i poważny. – Jeśli Cię pokonamy to dołączysz, a jeśli wygrasz to zostawimy Cię w spokoju – rzeczywiście tak było. – Pokonaliśmy Cię. Musisz dołączyć, a jak nie to zabiorę Cię siłą. Twoje wspaniałe umiejętności na pewno nam się przydadzą, ale chcę abyś czuł się dobrze, dlatego nie chcę Cię ciągnął siłą. Pójdź dobrowolnie – to miało sens.
Westchnąłem. I co mam zrobić? Zastanawiałem się przez chwilę.
– No dobra – powiedziałem po chwili wahania. – Przyjdź za pół godziny. Muszę spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Rudowłosy przyjrzał mi się.
– Masz pół godziny.
– Jak mam do Ciebie mówić? – spytałem jeszcze.
– Jestem Pain. Możesz mówić po imieniu albo możesz mówić Lider. Jaka Twa wola – i zniknął w kłębie dymu.
Zacząłem pakować moje najpotrzebniejsze rzeczy. Najwięcej jednak wziąłem mojej białej, wybuchowej gliny. Jeśli dopiszę mi szczęście starczy mi jej na miesiąc. Westchnąłem. Przypiąłem sobie do pasa (części ciała) mój pas z torbami i dałem tam glinę.
– Tak na wszelki wypadek – szepnąłem i zaśmiałem się.
Ubrałem mój plecak i wyszedłem na zewnątrz. Za dużo tu śladów.. Trzeba coś z tym zrobić. Odszedłem kawałek od mojego domu. Spojrzałem na niego ostatni raz.
–  Katsu – glina zostawiona w domu wybuchła. Zobaczyłem tylko ruiny i latające części domu.
Po chwili pojawił się Pain.
– Gotowy? – spytał.
– Yhm – mruknąłem.
– No to chodź. Czeka nas długa droga – zaczął iść nie patrząc czy idę za nim. Z westchnieniem ruszyłem za nim.
– Em.. Pain- san? (san- pan/pani) – zacząłem. – Daleko to jest?
Zachichotał.
– Trochę trzeba będzie iść.


* * *

– Daleko jeszcze? – spytałem gdy już zmierzchało. Nie czułem nóg. Kurwa, bo ile można chodzić?
– Już jesteśmy – odpowiedział mi po chwili.
Rozejrzałem się. Staliśmy przed jakąś skałą. Wokoło był las. Chyba sobie kurwa żartujesz? Że niby mieszkacie w lesie? Z trudem powstrzymałem wybuch śmiechu. Pain popatrzył na mnie. Nie odwróciłem wzroku. Patrzyłem mu prosto w oczy. W końcu rozbawiony odwrócił wzrok. Podszedł do skały. Wykonał dość sporo pieczęci. Dotknął skały i coś wyszeptał.. Coś jakby.. Hasło? Podszedłem do niego. Moim oczom ukazały się coś jakby drzwi.
– Witaj w domu – szepnął i otworzył je przede mną.
Moim oczom ukazał dość sporych rozmiarów pokój. Salon? Pośrodku była czerwona kanapa. Stały tu różne szafki i szafy. Był czarno-czerwony dywan. Naprzeciwko kanapy był jakiś tunel. Pain podszedł bliżej kanapy. Poszedłem w jego ślady.
– To jest nowy członek naszej organizacji – powiedział do reszty.
– Jestem Kisame – powiedział niebieskoskóry mężczyzna wyglądający jak ryba.
– Deidara – odpowiedziałem krótko.
– Itachi – powiedział ten, który mnie pokonał. Skinąłem głową.
Powoli wszyscy zaczęli się przedstawiać. Była tam tylko jedna dziewczyna. Było ich wszystkich razem dziewięć, ze mną dziesięć.
– Konan – powiedziała niebieskowłosa dziewczyna.
– Zetsu – powiedział chłodno czarno-biały chłopak. Nad głową miał coś zielonego, które wyglądało jakby to była jakaś skorupa.
– Hidan – siedział na kanapie i czyścił jakąś kosę czy miecz, który miał trzy ostrza, każde mniejsze od drugiego.
– Kakuzu – powiedział obojętnie ktoś zamaskowany. Po głosie mogłem poznać, że to mężczyzna. Nie było jednak dane mi przyjrzeć mu się uważniej, bo ktoś na mnie skoczył.
– Tobi is a good boy! – wydarł mi się do ucha.  
– Tobi! Złaź z niego! – zagrzmiał Pain.
Ten posłusznie ze mnie zszedł. Stał przede mną ktoś w masce. Możliwe, że był to chłopak.
– Tobi is a good boy! – krzyknął jeszcze raz.
– Dom wariatów – mruknąłem pod nosem. Rozejrzałem się. Mój wzrok spoczął na czerwonowłosym chłopcu. Wyglądał na góra trzynaście, czternaście lat.
– Sasori – powiedział cicho w moją stronę i spojrzał mi w oczy.
Wytrzymałem to spojrzenie. W końcu rozbawiony odwrócił wzrok i zaczął iść w kierunku tego tunelu.
– Sasori zaczekaj – powiedział spokojnie Pain. – Będziesz w drużynie z Deidarą. Pokażesz mu wszystko.
– Tak jest liderze – powiedział i z wrogością w oczach spojrzał na mnie.
Przeszły mnie ciarki po plecach, ale dzielnie wytrzymałem to spojrzenie.
– Chodź – warknął w moją stronę. Podążyłem za nim w ciszy. Doszliśmy do końca korytarza. – Ten pokój jest mój – wskazał drzwi po prawej. – A ten jest twój – wskazał ten po drugiej stronie.
– Jak mam się do Ciebie zwracać? – spytałem cicho.
– Jak chcesz – odpowiedział po chwili.
– Sasori no Danna (Oznacza to m.w. „panie” (domu)) może być? – ponowiłem pytanie. Zauważyłem, że kąciki jego ust podnoszą się lekko ku górze.
– Skoro chcesz to może być – odwrócił się ode mnie i wszedł do swojego pokoju.
Wszedłem do pomieszczenie, które miało być moim nowym pokojem. Wszystko było tu czarno-czerwone. Mała szafa, łóżko, szafka przy biurku i dywan. Koło łóżka stało jeszcze krzesło, a naprzeciwko niego niewielki stół. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Zobaczyłem na wieszaku czarny płaszcz z czerwonymi chmurkami.
– No tak.. Teraz będę musiał to nosić – mruknąłem i zacząłem wykładać moje rzeczy do szafy.
Zapasy gliny położyłem na dno, a mały woreczek wsadziłem do szuflady szafki tak na wszelki wypadek. Usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem. Zobaczyłem w nich czarnowłosego chłopaka.
– Itachi- san? – nie wiem czy dobrze zapamiętałem. – O co chodzi?
– Lider mówi, że masz do niego przyjść wieczorem – rzekł.
– Okej.
Itachi- san mi się dziwnie przyglądał. W oku miał dziwny błysk. Po chwili odwrócił się i odszedł.


* * *



Stałem na środku pokoju gdy nagle drzwi się otworzyły i wszedł Lider z jakąś blondwłosą dziewczyną.
– To jest nowy członek naszej organizacji – powiedział.
Pierwszy przedstawił się Kisame.
– Deidara – powiedział blondyn. Deidara? To chyba chłopak.
Później przedstawiali się Itachi, Konan, Zetsu, Hidan, Kakuzu, oczywiście Tobi rzucił się na niego. Westchnąłem w duchu.  Nagle poczułem czyjeś spojrzenie. Podniosłem wzrok. Napotkałem parę niebieskich oczu.
– Sasori – przedstawiłem się cicho i popatrzyłem na niego. Ku mojemu zdziwieniu nie odwrócił wzroku. Heh. Tylko Itachi wytrzymuje moje spojrzenie.. Zaśmiałem się w myślach i skierowałem się do mojego pokoju.
– Sasori poczekaj – usłyszałem głos Lidera. –  Będziesz w drużynie z Deidarą. Pokażesz mu wszystko – i mój dobry humor chuj strzelił. Nie potrzebuje żadnego smarkacza.. Ja pierdole!
– Tak jest liderze – odpowiedziałem sucho i popatrzyłem wrogo na nowego. – Chodź – warknąłem w jego stronę i poszedłem w kierunku swojego pokoju. Czułem, że idzie za mną. Moje serce zaczęło jakoś dziwnie szybko bić. Serce? Przecież ja nie mam ani uczuć, ani serca. Kuso! Może to przez te błękitne oczy? Westchnąłem. Ja nie mam uczuć.
Stanęliśmy na końcu korytarza.
– Ten pokój jest mój – pokazałem drzwi po prawej. – A ten twój. – pokazałem te naprzeciwko.
– Jak mam się do Ciebie zwracać? – usłyszałem szept.
– Jak chcesz – odpowiedziałem po chwili. Wszystko mi jedno jak ten szczyl będzie do mnie mówił.
– Sasori no Danna może być? – usłyszałem znowu. „no Danna”. Ehh.. Podlizuje się czy coś? Moje kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze.
– Skoro chcesz to może być – powiedziałem i wszedłem do swojego pokoju.


* * *

Wieczorem usłyszałem nieśmiałe pukanie do drzwi. Kto to może do mnie pukać?
– Proszę – powiedziałem.
Do pokoju nieśmiało wszedł Deidara.
– Sasori no Danna? – spytał cicho – Gdzie mogę znaleźć Paina- san? – szepnął
Westchnąłem.
– Chodź. Zaprowadzę Cię – wstałem i skierowałem się do drzwi.


* * *



Zapukałem cicho do drzwi Sasori’ ego. Usłyszałem „proszę” i nieśmiało wszedłem do jego pokoju. Był w takich samych kolorach jak mój tylko inne ułożenie mebli.
– Sasori no Danna? – zacząłem cicho – Gdzie mogę znaleźć Paina- san? – spytałem ciszej.
– Chodź. Zaprowadzę Cię – wstał i skierował się do drzwi. Usunąłem się robiąc mu miejsce. Wyszedł i zaczął iść przed siebie. Nie wiedziałem gdzie idziemy i po co więc wsadziłem rękę do torby z gliną.  
Stanął przed jakimiś drzwiami.
– To tutaj – powiedział spokojnie.
– Arigato – odpowiedziałem cicho. Zapukałem. Usłyszałem „wejść!” i wszedłem.


* * *

Po 15. minutach wyszedłem z jego pokoju. Przed drzwiami spotkałem Itachi’ ego. Chciałem go wyminąć, ale złapał mnie za ramię.
– Sasori jest mój – wysyczał przez zęby. – Nie zbliżaj się do niego, bo Cię zabiję. Zrozumiałeś, blondyneczko? – spytał z kpiącym uśmiechem. – Hmm – zamyślił się. – Albo jeśli chcesz.. Możesz go zastąpić.
– Spierdalaj – odpowiedziałem. – Będę robić to co będę chciał, a teraz zabieraj łapę, bo Ci ją wsadzę do dupy – wyciągnąłem rękę z kieszeni. Był już na niej mały pająk z gliny. Itachi zabrał rękę. – On nie jest Twoją zabawką. Też ma uczucia – poszedłem do salonu i wyszedłem na dwór. Zacząłem iść przed siebie.
Gdzie tu jest kurwa jakaś wioska?! Muszę się na kimś wyżyć. Zaśmiałem się jak jakiś psychopata. Doszedłem do jakichś zabudowań. Wszedłem tam. Okazało się, że jest to mała wioseczka.
Wypuściłem kilka ptaków.
– Katsu – wybuchły zwalając domy i zabijając ludzi. Śmiałem się przy tym szaleńczo.
Kolejne ptaki.
– Katsu – kolejne wybuchy i śmiech.
Nagle za ramię złapała mnie starsza kobieta.
– Przestań – szepnęła słabo.
Uśmiechnąłem się i wypuściłem pająka.
– Katsu – szepnąłem. Krew prysła. Mój prawy bok był i twarz były całe we krwi. Zaśmiałem się szaleńczo. No co ja poradzę na to, że jestem masochistą?
Jak ja to kocham.. Ten strach w oczach.. Wyniszczyłem chyba z połowę wioski. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Upadłem na kolana. Potem była już ciemność.


* * *



Siedziałem na kanapie gdy przed oczami mignęła mi blond czupryna. Deidara? Co on robi? Wychodzi? Poszedłem za nim. Pewnie Itachi coś mu powiedział. Baka. Dei szedł do pobliskiej wioski. Ciekawe co będzie robić.. Hmm.. Zobaczyłem w jego ręce jakieś białe ptaki. Wypuścił je. Szepnął coś pod nosem, a one wybuchły. Co jest do cholery? A no tak. Jeszcze nie widziałem jego zdolności. Deidara niszczył wioskę śmiejąc się szaleńczo. Zniszczył chyba połowę. Powoli zbliżałem się.
Nagle zobaczyłem jak osuwa się na kolana. Podszedłem do niego. Zemdlał. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do kryjówki.
– Co się stało? – spytał niewinnie Itachi w salonie.
– Gówno – mruknąłem i poszedłem do pokoju blondyna. Położyłem go na łóżku i przykryłem kołdrą.
Jaki on piękny.  Niewiele myśląc nachyliłem się nad nim i musnąłem jego czoło swymi ustami. Spojrzałem na niego. Miał jakieś dziwne dłonie, ale nie zastanawiałem się nad tym. Wyszedłem. Przed drzwiami spotkałem Itachi’ ego.
– Od kiedy Ty jesteś taki czuły? – rzucił z kpiną.
Podszedłem do niego. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
– Jeśli się do wiem co mu zrobiłeś.. To zabiję – wysyczałem przez zęby. – Jeśli się do niego zbliżysz na mniej niż metr.. Przysięgam, że nie ręczę za siebie.
Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Odszedł. Wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na „parapecie” – w zasadzie to była jakby półka przyczepiona do ściany.  Czemu przy nim tak się zachowuję? Nawet nie wiem kiedy usnąłem.


* * *



Otworzyłem oczy, ale zaraz musiałem je zamknąć.  Kurwa gdzie ja jes-tem? I czemu mam tak jasno przed oczami. Przymrużyłem powieki. Jestem u mnie w pokoju? Co ja tu robię? Wróciły wspomnienia. „Sasori jest mój.” O co mu chodziło? Kurwa! Oni są razem?! Jak zwykle. Zaśmiałem się w myślach. Nag-le moje drzwi otworzyły się. Stanął w nich Sasori.
– Już nie śpisz – powiedział cicho i wszedł. Usiadł na łóżku koło mnie. – Jak się czujesz?
Spojrzałem na niego.
– Jesteś z Itachi’ m? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Przyjrzał mi się. W jego oczach był gniew.


* * *



– Jesteś z Itachi’ m? – padło pytanie.
Zamurowało mnie. Ja z nim?! O co mu chodzi…?  Spojrzałem na niego. Więc to mu Itachi powiedział.. Eh.. Jak zwykle musiał coś palnąć.. Idiota.
– Nie – odpowiedziałem szorstko. – Czemu w ogóle tak pomyślałeś? De-bil z Ciebie czy jak? – chyba trochę przesadziłem, bo w jego niebieskich oczach pojawiły się łzy. – Przepraszam. Nie chciałem, aby tak wyszło – przytuliłem go.


* * *



– Nie – odpowiedział sucho. – Czemu w ogóle tak pomyślałeś? Debil z Ciebie czy jak? – zabolało. Debil? To nie moja wina, że Itachi mi tak powiedział.. Czyli on na prawdę tak o mnie myśli? W moich oczach pojawiły się łzy. Dla niego jestem zwykłym, nic nie znaczącym debilem? Nic nowego.. Dla wszystkich taki jestem. – Przepraszam. Nie chciałem, aby tak wyszło – przytulił mnie.
I co on myśli? Jedna łza na policzku. Co ja sobie właściwie myślałem? Druga i trzecia.
– Boże.. Nie płacz.. Ja nie chciałem – szepnął mi do ucha. Wtuliłem się w niego. Zagryzłem wargę. Poczułem jak krew ścieka mi po brodzie.
– To już nieważne – wytarłem krew. – Chcesz być z Itachi’ m .. To bądź. Nie moja sprawa – Oderwałem się od niego i wyszedłem z pokoju trochę chwiejnym krokiem. On został tam.


* * *



– To już nie ważne – wytarł brodę z krwi. – Chcesz być z Itachi’ m.. To bądź. Nie moja sprawa – wstał i wyszedł.
Siedziałem wciąż oszołomiony. Ja z Uchihą?! Co on sobie kurwa wyobraża! Jeszcze mi za to zapłaci.. Cholerny Uchiha.. I jak ja mam teraz wytłumaczyć Deidarze, że to nie prawda?! Kurwa! Niech ja go tylko dorwę to nie wiem co mu zrobię... Niech mnie lepiej unika, bo go normalnie zabiję.


* * *



Usiadłem na kanapie pomiędzy Hidan’ em, a Kisame. Nie odzywałem się. Coś tam do mnie mówili, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Do salonu wszedł Lider.
– Deidara?
Nie odpowiedziałem.
– Słyszysz mnie?
Siedziałem cicho. Czemu oni się ode mnie po prostu nie odpierdolą?
– Co się stało?
Siedziałem z kamienną twarzą, z czerwonymi oczami od płaczu nie odzywając się do nikogo.
– Deidara możemy porozmawiać? – usłyszałem głos Itachi’ ego.
– Nie – odpowiedziałem krótko.
– Ale…
– Nie – przerwałem mu. – Nie mamy o czym rozmawiać. Zostaw mnie w spokoju.
Poszedłem do mojej sypialni i rzuciłem się na łóżko. I na co mi to było? Tylko cierpię. Idiota ze mnie. I Co? Myślałem, że będzie pięknie i ładnie? Baka. Łzy spływają po moich policzkach. Nie wycieram ich. Bo po co? Za nimi pojawiają się nowe. I czego ja się właściwie spodziewałem? Że przyjdę tu i będzie super? Nadzieja matką głupich. Zalany łzami usnąłem.


* * *

Rano wstałem z ogromnym dołem. Ubrałem się i poszedłem do jadalni.
– Ohajo – przywitała się Konan.
– Mhm – mruknąłem i usiadłem przy stole.
Zaczęli się schodzić członkowie. Po mojej prawej stronie usiadł Sasori.
– Deidara.. Możemy pogadać? – spytał cicho.
– Nie – odpowiedziałem krótko.
Spojrzał na mnie smutnymi oczami. Odwróciłem wzrok. Nie chcę teraz na niego patrzeć. Nienawidzę Cię… Nienawidzę… Tak bardzo, że aż Cię kocham.  Zaśmiałem się w myślach na to porównanie. Po chwili przyszedł Itachi. Usiadł koło mnie. Spojrzałem na niego kątem oka.
– Sasori – zaczął.
– Nie chcę z Tobą rozmawiać. Zamknij się – rzekł chłodno.
– Chciałem Cię przeprosić. Źle zrobiłem. Nie powinienem był tego mówić. To był błąd. Przepraszam.
Czerwonowłosy wstał z miejsca.
– To nie mnie powinieneś przepraszać. Nie jestem Twoją zabawką, że możesz robić i mówić co Ci się podoba. Miałem Cię za przyjaciela – prychnął. – Mimo wszystko ja też – zawahał się. – Ja też mam uczucia.
Odszedł. Uśmiechnąłem się pod nosem. Też masz uczucia.. Hm?
– Deidara przepraszam. – powiedział Itachi. – Jest możliwość, że mi wy-baczysz.
Prychnąłem.
– To, że mnie przeprosisz to – zacząłem. – Jedno przepraszam nie załatwi całej tej sprawy, ale nie ma sensu być wiecznie obrażonym – zawahałem się. – Wybaczam Ci, ale .. Ta sprawa .. Nie dotyczy tylko mnie.
Skończyłem swoje śniadanie i poszedłem do swojego pokoju. Przed drzwiami spotkałem Sasori’ ego.
– Deidara.. Między mną, a Itachi’ m nic nie ma. Domyślam się co Ci powiedział, ale to nie jest prawda. Jeśli będziesz chciał to mi uwierzysz, a jeśli nie.. To trudno. Tylko musisz mi powiedzieć – powiedział cicho i już miał wchodzić gdy złapałem do za rękaw.


* * *



– Deidara – zacząłem. – Między mną, a Itachi’ m nic nie ma. Domyślam się co Ci powiedział, ale to nie jest prawda. Jeśli będziesz chciał to mi uwierz, a jeśli nie.. To trudno. Tylko musisz mi powiedzieć – skończyłem cicho i już mia-łem wchodzić gdy złapał mnie za rękaw.
– Sasori no Danna – szepnął cicho. – To nie tak czy Ci wierzę, czy nie, tylko – zawahał się. – Nie mogę zrozumieć czemu.. Itachi- san mi to powiedział i .. Sam nie wiem – zaśmiał się cicho. – Po prostu nie wiem co mam o tym myśleć.. Wierzę Ci, że to co mówisz to prawda tylko pierwszy raz czuję coś takiego i .. Nie wiem co mam z tym zrobić.
– Pierwszy raz czujesz coś takiego? – zdziwiłem się. – A co tak właściwie czujesz? – spytałem chyba zbyt ostro.
Odwrócił wzrok. Złapałem go za podbródek i zmusiłem do spojrzenia sobie w oczy. Dalej unikał mojego wzroku.
– Deidara. Proszę, powiedz mi – szepnąłem cicho.
Nadal milczał. Westchnąłem i puściłem go.
– Jeśli będziesz chciał porozmawiać to wiesz gdzie mnie szukać – odwróciłem się i wszedłem do swojego pokoju.


* * *



Położyłem się na łóżku. Przecież nie powiem Ci co do ciebie czuję, idioto. Usłyszałem pukanie do drzwi. Wszedł niebieskoskóry.
– Kisame- san? – nie wiem czy zapamiętałem. – Co ty tu robisz?
Usiadł na łóżku.
– Wiem co czujesz – szepnął cicho. – Nie duś w sobie tych uczuć, bo one zniszczą Cię od środka. Wiem jak to jest zakochać się w kimś bez wzajemności.
– Co? Ale? Skąd.. Ty? CO? – byłem w szoku.
Zaśmiał się cicho.
– Widać to po Tobie. Odkąd Itachi- san powiedział Ci, że Sasori jest jego zachowujesz się dziwnie. Tak wiem, że Ci powiedział – uśmiechnął się. – Oni są dobrymi przyjaciółmi, może Sasori nie przyznawał się do tego, ale szanuje go, i Itachi martwi się o niego. Gdybyś go widział przed tym jak przyszedłeś to.. Powiedziałbyś, że on nie ma uczuć, ale teraz powiedział, że jednak je ma. Zmieniłeś go. Itachi’ ego boli to, że on nie mógł tego dokonać, a przychodzi pewien blondynek, którego pokonał i nagle na twarzy Sasori’ ego pojawia się szczery uśmiech – westchnął.
Coś mi tu nie pasuje….
– Zakochałeś się w Itachi’ m? – spytałem niepewnie.
Zaśmiał się.
– Chyba tak. Ty jako pierwszy mnie rozgryzłeś.
Wstał i skierował się do wyjścia.
– Opiekuj się Sasori’ m, bo on jest tego wart – otwierał już drzwi lecz zatrzymał się. – Tylko nie mów nic Itachi’ emu o tym – uśmiechnął się.
– Jasne.

Wyszedł. Westchnąłem, wstałem i skierowałem się do pokoju czerwono-włosego.

6 komentarzy:

  1. Nie za bardzo przepadam za pairingami z Akatsuki, ale podoba mi się Twój styl pisania, i nie mam co czytać. Pierwszy raz jestem na blogu, i bardzo podobają mi się Twoje teksty^^

    Coś się chyba święci... Tak mi się wydaje. Itachi zazdrosny... Tego to się nie spodziewałam. Tobi jak zawsze^^

    Przepraszam, ale jest rano, i nic lepszego nie napiszę. Dlatego czekam na dalsze części^^
    Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
    Rena X

    PS. W wolnych chwilach zapraszam też na mojego współbloga - rena-hime-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Hmm.. To opowiadanie jest dość stare, ale mam już połowę drugiego rozdziału :3
      Chętnie zobaczę co tam jest na Twym blogu :D

      Usuń
  2. Podobało mi się :D Możesz wstawiać drugą część :) Chętnie przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyhyhyhyhy :D Druga część, powiadasz? Trochę się poznęcam i nie dodam na razie ^^

      Usuń
  3. O, Akatsuki :D dawaj następną część bo mi się podobało :) chociaż trochę mi nie pasuje takie zachowanie Itachi'ego, ale Tobi z kolei mnie rozwalił xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Itachi ... Hmm.. Właśnie chodziło mi o to aby tutaj był takim skurwielem *śmiech* Ale spokojnie :D Może się ułoży :3

      Usuń