Witam ^^
Normalnie szaleję *śmiech* Druga notka. Szaleję... Jestem z niej bardziej zadowolona niż z Surowych Rodziców, nie wiem czemu.. Tak po prostu. Hm.. Jakoś wena się mnie trzyma i zaraz zabieram się za Jestem Zelo!, bo parę osób mnie o to prosiło. Tak więc postaram się napisać kolejny rozdział z tego opowiadania.
Zapraszam!
Odwróciłem się i napotkałem
czarne oczy Kanon’ a. Widać było, że
jest zdenerwowany.
– Co? – warknąłem.
– Co się stało? – spytał cicho.
– Nic. Nie interesuj się.
– Powiedz mi.
– Nie.
– Co to było z tamtym kolesiem?
– zmienił temat.
– Moja sprawa.
– Nie możesz...!
– Czego niby? – zakpiłem
przerywając mu. – Mam prawo robić to, co chcę. Mogę się pieprzyć z kim chcę.
Nie masz nic do tego. To moja sprawa co, kiedy oraz z kim robię.
– Al...
– Co chcesz niby wiedzieć? –
znowu mu przerwałem. – Dlaczego się z nim całowałem? Dlaczego tak się
zachowuję? Taki już jestem. Nie zmienisz tego.
– Dlaczego jesteś taki dla mnie?
– szepnął cicho.
– Ja? Dla Ciebie? – zakpiłem. –
Jak ty się zachowywałeś wobec mnie, hm? Przez dwa lata liceum dzień w dzień
gnębiłeś mnie. Czego ode mnie oczekujesz, co?
– Przepraszam.
– Co to coś zmieni? – spojrzałem
mu w oczy. – Twoje przepraszam nic
nie zmieni, rozumiesz? Mam w dupie to, co o mnie myślisz, kapujesz? Rób i myśl
co chcesz, po prostu nie wchodź mi w drogę, jasne? Jeśli będziesz mnie unikać
to nikt na tym nie ucierpi. A zresztą tak będzie lepiej i dla mnie, jak i dla
Ciebie. Żegnam – warknąłem i obróciłem się w drugą stronę, chcąc odejść. Jednak
znów złapał mnie za rękę.
– Bou! Nie zachowuj się tak!
– Bo co mi zrobisz, hm? –
wysyczałem. – To moje życie. Nie mów mi jak mam je przeżyć, bo nie umrzesz za
mnie. A teraz mnie puść, do kurwy nędzy, bo nie ręczę za siebie.
Wyrwałem rękę z jego uścisku i
odwróciłem się od niego.
– Nie wchodź mi więcej w drogę –
powiedziałem obojętnie przez ramię i ruszyłem w swoją stronę, chowając ręce w
kieszeniach spodni.
Miałem dość tego wszystkiego. Bo
po co on się wtrącał w moje życie?! Na chuja mu były potrzebne informacje
dotyczące mnie? Całe dwa lata mnie gnębił i teraz niby mu się na sympatię
zebrało? Niech się pierdoli.
Kopnąłem glanem jakiś kamień i
skręciłem w prawo, kierując się do szpitala. Nie chciałem tam iść, nie chciałem
jej widzieć, ale nie miałem wyboru. W końcu tylko ona mnie rozumiała. Gdy ona
odeszła, nikt mi już nie został. Ona była dla mnie wszystkim.
*
* *
Następnego dnia znów spóźniłem
się na pierwszą lekcję.. Na drugą również... Pojawiłem się dopiero podczas
połowy czwartej. Jakoś nie chciało mi się ani wstawać, ani iść do szkoły.
Wolałbym siedzieć w domu, ale wtedy mógłbym zrobić coś głupiego, a tego chyba
nie chciałem.
Przez cały dzień reszta starała
się do mnie zagadać, a w szczególności Kanon. Jednak uparcie ich ignorowałem.
Nie miałem ochoty na ich towarzystwo. A zresztą... Oni tylko zadawali pytania.
Nie chciałem na nie odpowiadać, więc udawałem, że tego nie słyszę. W końcu
chyba wkurwiłem Kai’ a, bo złapał mnie za rękę i siłą pociągnął do toalety.
Przyparł mnie do ściany i spojrzał mi w oczy.
– A teraz mi grzecznie powiesz o
co chodzi – powiedział groźnie. – Wyśpiewasz mi wszystko, bo chyba nie chcesz
żebym się wkurwił, prawda?
– N-Nie – szepnąłem niepewnie.
– I bardzo dobrze – pogłaskał
mnie po włosach. – Chcesz rozmawiać tutaj czy urywamy się ze szkoły?
– Zabierzesz mnie na ciasto
czekoladowe? – spytałem cicho.
– Wtedy mi opowiesz?
Kiwnąłem lekko głową na znak, że
się zgadzam. Kai westchnął i spojrzał mi w oczy.
– I po co Ci to było? – pokręcił
zrezygnowany głową. – Chodź, pójdziemy na ciasto – uśmiechnął się i odsunął się
ode mnie.
Wziąłem mój plecak z ziemi i
posłusznie poszedłem za Tanabe do wyjścia z łazienki. Ruszyliśmy korytarzami,
aż w końcu wyszliśmy ze szkoły. Szedłem za nim ze spuszczoną głową i bawiłem
się koszulą. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim, ale wiedziałem, że jeśli nie
pójdę po dobroci to będzie źle. A ja wolałem nie denerwować Kai’ a, bo wtedy
robił się straszny. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
– Jesteśmy. Wchodź.
Spojrzałem na niego. Nawet nie
zauważyłem, że już doszliśmy do małej kawiarenki na rogu. Wszedłem do
pomieszczenia i rozejrzałem się. Tanabe pociągnął mnie za rękę do najdalszego
stolika. Usiedliśmy i przyszła do nas kelnerka. Zamówiłem ciasto czekoladowe i
kawę, a chłopak szarlotkę i kawę mrożoną. Szybko dostaliśmy swoje zamówienia.
Od razu wziąłem się za jedzenie ciasta.
– Czyli mam rozumieć, że sam mi
nie powiesz, tak? Mam pytać?
– Yhym – mruknąłem cicho.
– Okej. Jak to się stało, że
znasz Dir En Grey? – spytał, wbijając
widelczyk w szarlotkę.
Zamyśliłem się. Musiałem sobie
przypomnieć to wszystko, bo to działo się bardzo dawno. Napiłem się kawy i
spojrzałem na swoje dłonie.
– To się zaczęło jak miałem z
... trzynaście lat chyba – zacząłem w końcu. – Um.. Pamiętam, że zawsze w
szkole byłem wyśmiewany i obrażany, bo wyglądam jak wyglądam. Właśnie wtedy
poznałem Kaoru. On obronił mnie przed nimi i od tamtej pory zacząłem się z nim
przyjaźnić. Następnie poznałem resztę jego przyjaciół, którzy na początku
myśleli, że jestem jego dziewczyną – skrzywiłem się lekko. – Najbardziej
zaprzyjaźniłem się z Die. Ufałem mu najbardziej na świecie, wierzyłem we wszystko
co mi powie. Jak to przyjaciele, przytulaliśmy się, wychodziliśmy razem,
spotykaliśmy się, rozmawialiśmy. Ale po jakimś czasie zauważyłem, że ... –
urwałem. Westchnąłem cicho, drapiąc lakier z paznokcia. – Że patrzy na mnie
inaczej niż wcześniej. Jego wzrok był bardziej nachalny i taki... Inny. W końcu
zaprosił mnie do siebie. Zgodziłem się, bo nie raz spotykaliśmy się we dwójkę.
Ale on tego dnia... Tak po prostu mnie zgwałcił – uśmiechnąłem się. – Gwałcił i
szeptał jaki jestem cudowny oraz ciasny. Zrobił to z taką łatwością, jakby ta
przyjaźń dla niego się nie liczyła. Później powtórzył to jeszcze raz. Po tym
wydarzeniu nigdy się już z nim nie spotkałem na osobności.
Kai patrzył na mnie w szoku.
Chyba nie tego się spodziewał. A niby czego? Tego, że miałem cudowne i
szczęśliwe życie? Nic bardziej mylnego. Nigdy nie miałem lekko.
– Reszta nic nie zauważyła?
– A bo ja tam wiem – wzruszyłem
ramionami i upiłem łyk kawy. – Nawet jeśli zauważyli to milczeli. Może
stwierdzili po prostu, że się pokłóciliśmy i nam przejdzie. Nie mam pojęcia czy
to zauważyli czy nie.
Dokończyłem jeść ciasto i
wytarłem usta. Spojrzałem na Tanabe, który patrzył na mnie uważnie. Widziałem,
że się wahał czy spytać o coś czy nie.
– Dlaczego oni wyjechali?
– Hm.. Kyo mówił, że jak grali w
barze jeden ze swoich utworów to przyszedł do nich jakiś facet i zaproponował
kontrakt. Na początku byli zdziwieni i poprosili o trochę czasu, ale później
się zgodzili. Jednak nie powiedzieli mi nawet słowa – uśmiechnąłem się smutno. –
Dowiedziałem się o tym od kuzyna Kyo, bo spotkałem go w sklepie. A zresztą co
ja się dziwię? Oni nigdy nic mi nie mówili. Od tamtego wydarzenia z Die reszta
również się ode mnie odsunęła. Nie rozumiałem dlaczego, do tej pory nie
rozumiem.
– To przykre.
Wzruszyłem ramionami, znowu
zaczynając drapać czarny lakier. Jakoś tak lżej na sercu mi się zrobiło gdy mu
to powiedziałem.
– Nie rozumiem Cię, Bou –
powiedział, przerywając ciszę. – Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? Przecież
pomoglibyśmy Ci, wiesz o tym. W końcu.. Jesteśmy przyjaciółmi Bou, prawda?
– No... Niby tak.
– Niby?
– Bo ja... Boję się Wam zaufać.
Nie chcę żebyście mnie zranili jak oni.
– Jeśli nie spróbujesz to się
nie przekonasz, czyż nie?
– No... Niby tak – powtórzyłem,
patrząc na niego spod grzywki.
– A co się stało wczoraj, hm? –
spytał, odgarniając moje włosy z oczu. – Kanon poszedł za Tobą, ale kazałeś mu
spierdalać. Co się stało?
– Nic, Kai – odpowiedziałem i
uśmiechnąłem się lekko.
– Na pewno? Przecież wiesz, że
Ci pomogę.
– Na pewno – wywróciłem oczami.
– Na sto procent?
– Tak.
– Okej – uśmiechnął się,
ukazując swoje dołeczki w policzkach.
Dokończyłem pić kawę i
zauważyłem, że Tanabe już skończył. Oczywiście on zapłacił, choć kłóciłem się z
nim, że ja to zrobię. Później poszliśmy do parku i chodziliśmy tak do późnego
popołudnia.
– Bouś.. Przyjdziesz dzisiaj?
Robię imprezę.
– A kto będzie?
– Ja, Uru, Aoi, Rei, Ruki, Miku,
Kanon, pewnie Diru przyjdzie, Maya, Aiji, Meev.
– Um.. Mogę przyjść –
uśmiechnąłem się.
– To przyjdziesz.
– Tak jest!
– Dobra. Ja muszę już lecieć.
Choć Cię odprowadzę, hm? – zaproponował.
– Jeśli chcesz – wzruszyłem
ramionami.
Skręciłem w lewo, kierując się
do mojego domu. Kai szedł koło mnie. W zasadzie to on zawsze mnie odprowadzał
gdy szliśmy gdzieś. Uważał, że coś może mi się stać. Pod moją klatką pocałował
mnie w policzek i powiedział, że impreza zaczyna się o dwudziestej. Pożegnałem
się z nim i wszedłem do klatki, a następnie ruszyłem na trzecie piętro.
Wszedłem do pustego mieszkania, zamykając drzwi za sobą. Westchnąłem cicho, po
czym ściągnąłem buty i ruszyłem do kuchni. Głodny nie byłem, więc zrobiłem
sobie herbatę, a następnie poszedłem do mojej sypialni żeby wybrać ubrania na
wieczór.
Po godzinie ciuchy były
przygotowane. Położyłem się na łóżku, wzdychając. Jednak nie mogłem sobie pozwolić
na odpoczynek, ponieważ miałem tylko półtorej godziny. Wstałem i poszedłem do
łazienki. Zmyłem makijaż, po czym wziąłem prysznic i umyłem włosy. Zakręciłem
kurki i obwiązałem się ręcznikiem w pasie, a następnie wytarłem i założyłem
bokserki. Wysuszyłem włosy oraz wyprostowałem je i ułożyłem. Później zabrałem
się za makijaż.
Gdy stwierdziłem, że jest w
porządku, poszedłem do sypialni. Ubrałem na siebie czarne spodnie ze zwisającym
łańcuchem oraz różowym napisem na prawej kieszeni z przodu. Na górę ubrałem
czarno-różowy sweter w paski.
Całość zajęła mi godzinę, więc w
zasadzie musiałem się już zbierać. Dopiłem herbatę i poszedłem do przedpokoju.
Włożyłem telefon do kieszeni, po czym ubrałem czarne trampki i skórzaną kurtkę,
a następnie wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem
schodami na dół.
Pół godziny później byłem pod
drzwiami czarno-włosego. Zapukałem i otworzył mi Miku. Uśmiechnął się na mój
widok, a ja przytuliłem go na powitanie. Wszedłem do środka i ściągnąłem buty,
a następnie poszedłem do salonu.
– Bou!
Odwróciłem się i zauważyłem Kai’
a. Uśmiechał się. Odwzajemniłem uśmiech i pomachałem mu, a on podszedł do mnie.
– Przyszedłeś.
– Przecież obiecałem, prawda?
– Niby tak.
– Kanon jest? – skrzywiłem się.
– Nie, jeszcze go nie ma, ale
przyjdzie.
– Szkoda – wzruszyłem ramionami.
Impreza toczyła się swoim
życiem. Lał się alkohol, graliśmy w butelkę. Było dobrze... Było dobrze do
czasu.
Wróciłem z łazienki i aż
przystanąłem zszokowany. Po drugiej stronie pomieszczenia zauważyłem Kanon’ a
całującego się z Kyo. Ten drugi przypierał go do ściany. Nie wyglądało to na
spokojny i czuły pocałunek.
Usiadłem na kanapie i
zapatrzyłem się w podłogę. Po chwili dosiadł się do mnie Die, który śmierdział
alkoholem. Musiał sporo wypić. Położył mi dłoń na kolanie i nachylił się nade
mną.
– Co się stało, piękny? –
szepnął.
– Nic. Nie dotykaj mnie.
– Ależ dlaczego? – zaśmiał się,
a jego ręka zjechała na moje udo.
– Nie dotykaj! Die!
Próbowałem go odsunąć od siebie,
ale był za silny. Przyparł mnie mocniej do kanapy i musnął moją szyję ustami.
Jego ręka głaskała moją nogę. Próbowałem się wyrwać, ale to nic nie dawało. Nie
chciałem żeby sytuacja sprzed lat się powtórzyła. Nie po tym jak już mu
wybaczyłem. Dlaczego on mi to robi? Czy nic dla niego nie znaczę?
– Die, proszę – jęknąłem ze
łzami w oczach. – Obiecałeś mi, że tego więcej nie zrobisz.. Die..
– Zamknij się, kurwo – wysyczał.
– Mam na Ciebie ochotę. Każdy wie, że jesteś dziwką, która daje dupy każdemu,
więc chcę skorzystać.
Zamarłem słysząc to. Czyli takie
mieli o mnie zdanie? W końcu nie wytrzymałem. Łzy popłynęły po moich
policzkach. Po chwili nie czułem już jego ciała. Otworzyłem oczy i zobaczyłem
wściekłego Kai’ a, który uderzył go z prawego sierpowego. Następnie klęknął
przede mną i spojrzał mi w oczy.
– Już Cię nie dotknie, Bou –
uśmiechnął się do mnie.
Rozpłakałem się bardziej i
wtuliłem w niego. Czarno-włosy objął mnie, głaskając moje plecy. Miałem gdzieś
to, że reszta się patrzy. Wtuliłem twarz w zagłębienie między jego szyją, a
ramieniem i starałem się uspokoić. Zastanawiałem się dlaczego oni myślą o mnie
jak o dziwce.
– Ty też masz mnie za dziwkę? –
spytałem cichutko, zaciskając dłonie na jego koszulce.
– Co? Bou? Co on Ci nagadał?
Hej, spójrz na mnie.
Pokiwałem przecząco głową i
wtuliłem się w niego mocniej. Nie chciałem teraz patrzeć na nikogo. Wiedziałem,
że jeśli spojrzałbym to rozpłakałbym się jeszcze bardziej, a tego na pewno nie
chciałem. Już i tak płakałem przy reszcie. To było krępujące.
– Nie mam Cię za dziwkę, Bou –
szepnął. – Nigdy tak o Tobie nie myślałem.
– Mhmn – mruknąłem, pociągając
nosem.
Teraz cieszyłem się, że użyłem
wodoodpornych kosmetyków żeby zrobić makijaż, bo pewnie wyglądałbym okropnie.
Poczułem drugą rękę na plecach, ale nie była to dłoń Kai’ a. Spojrzałem na tą
osobę i zauważyłem Kyo.
– Nie dotykaj mnie! – warknąłem.
Odsunąłem się od czarno-włosego
i wstałem. Nie chciałem żeby on mnie dotykał. Nie po tym co zrobił. Bolało mnie
jego zachowanie. Myślałem, że się dla niego liczę, a tu takie zaskoczenie.
– Co się stało, słodki?
– Idź się pieprzyć z Kanon’ em –
wysyczałem. – Mnie zostaw w spokoju. Kurwa! I po co ja Ci znowu zaufałem?! No
po co?
– Ale...
– Nie przerywaj mi, kurwa!
Kyo spuścił głowę i posłusznie
zamilkł. Jak piesek – przeszło mi przez myśl. Spojrzałem na niego.
– Po prostu się ode mnie odwal, Tooru
– szepnąłem i zrobiłem krok w tył. Pierwszy raz zwróciłem się do niego po
imieniu. – Wybacz, Kai. Ja już pójdę – powiedziałem obojętnie. – Cześć.
Poszedłem do przedpokoju, gdzie
ubrałem buty i kurtkę, a następnie wyszedłem z jego mieszkania. Wytarłem
policzki i zbiegłem po schodach. Nie piłem dużo, więc mogłem normalnie chodzić
i funkcjonować. Jednak nie dane mi było pobiec daleko. Na parterze ktoś złapał
mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. To był Kanon. Przyparł mnie do ściany i
przytulił. Tak po prostu objął mnie w pasie i przytulił do siebie. Jednak nic
nie zrobiłem. Nie objąłem go.
– Bou, przepraszam – szepnął,
patrząc mi w oczy. – Nie chciałem żeby to wszystko tak wyglądało. Ja po prostu
zakochałem się w Tobie i nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Przepraszam Cię.
Wiem, że zachowałem się jak kompletny idiota ubliżając Ci, ale nie potrafiłem
inaczej. Myślałem, że jeśli oddalę się od Ciebie jeszcze bardziej to mi
przejdzie. Jednak pomyliłem się. To uczucie rosło. Wybacz mi.
Patrzyłem na niego zszokowany.
Czyli on mnie kochał? Ale co miał znaczyć ten pocałunek z Kyo?
– Ale co z Kyo? – spytałem
cicho.
– Zapomnij o nim. To nic nie
znaczyło. Był pijany, nie wiedział co robi. Kocham Cię, Bouś – uśmiechnął się,
gładząc mój policzek.
Również uśmiechnąłem się
niepewnie i spojrzałem w jego oczy. Nie widziałem w nich kłamstwa czy chęci
oszukania mnie. Ale wciąż miałem wrażenie, że to tylko głupi żart. Może przez
to, że tak się zachowywał przez te lata. Dziwne, ale ufałem mu. Może nie do
końca, ale jednak jakaś nić zaufania była. Westchnąłem.
– Pocałuj mnie – mruknąłem.
– Co?
– Pocałuj mnie – powtórzyłem,
patrząc na niego wyczekująco.
Kanon nachylił się nade mną i
pocałował mnie czule w usta. Mruknąłem zadowolony, zarzucając mu ręce na kark.
Przysunąłem go bliżej do siebie. Gdy polizał moją dolną wargę, odsunąłem się od
niego i wtuliłem twarz w jego szyję. Nie chciałem się z niczym śpieszyć. Miałem
nadzieję, że zrozumie i nie będzie mi robił jakichś wyrzutów.
– Chodź, wróćmy tam, hm?
– Ale będziesz obok? – spytałem
cicho.
– Będę, chodź.
Kanon odsunął się ode mnie i
złapał mnie za rękę, splatając nasze palce. Powoli weszliśmy po schodach na
górę, a następnie do mieszkania Kai’ a. Ściągnęliśmy buty i poszliśmy do
salonu. Widziałem czarno-włosego krzyczącego na Die. Uśmiechnąłem się lekko, bo
widziałem, że ten kulił się na kanapie, a nigdy taki nie był. Podszedłem do
Tanabe i przytuliłem się do jego pleców.
– Wystarczy, Kai – mruknąłem.
Drgnął i spojrzał na mnie przez
ramię. Później znowu spojrzał na Die i westchnął cicho. Powoli się uspokajał,
widziałem to.
– Wszystko w porządku? – spytał.
– Tak.
– Na pewno?
– Tak. Chodź, pójdziemy się
napić.
Uśmiechnąłem się lekko i
pociągnąłem go do kuchni, jednocześnie łapiąc za rękę Kanon’ a. Weszliśmy do
w/w pomieszczenia. Usiadłem na blacie i patrzyłem na Kai’ a, który wyciągał
puszki piwa z lodówki. Podał mi jedną, Kanon’ owi i wziął sobie.
– Podoba Ci się? – spytałem w
końcu.
– Hm? Kto niby? – zdziwił się.
– Die – zaśmiałem się cicho.
– Że co? – zakrztusił się piwem.
– Chyba sobie ze mnie jaja robisz – skrzywił się. – To zniewieściały chłoptaś,
który myśli, że ma wszystko.
– Hm.. Ja wiem swoje – pokazałem
mu język.
– No jasne – wywrócił oczami.
Po paru minutach do kuchni
wszedł Die. Stanął w progu i spojrzał na nas. Jednak zignorowałem go, piłem
dalej piwo i patrzyłem na swoje skarpetki, które okazały się być całkiem
ciekawe. Były całe czarne w ciemno-szare paski.
Nie miałem ochoty z nim
rozmawiać. Obiecał mi, że ta sytuacja sprzed paru lat się nie powtórzy, ale coś
mu odwaliło. A zresztą skoro ma mnie za dziwkę, to chyba nie mamy o czym
rozmawiać.
– Bou...
Nie odpowiedziałem. Nie
widziałem potrzeby żeby się z nim kłócić o to.
– Bou, proszę – szepnął.
Zignorowałem go.
– Przepraszam.
Wciąż siedziałem cicho i nic nie
mówiłem. Nie chciałem z nim rozmawiać. Bo co niby miałbym powiedzieć? „Miło, że
uważasz mnie za dziwkę i znowu chciałeś mnie zgwałcić.”
– Kai... On nie chce mnie
słuchać.
– Zniszczyłeś jego zaufanie do
Ciebie. On ponownie Ci zaufał, Die. Zjebałeś to – wzruszył ramionami. – Nie
wiem czego oczekujesz teraz.
– Ja...
– Nie przerywaj mi – warknął, a
chłopak umilkł. – Nie rozumiem Twojego zachowania. Po co to zrobiłeś? Naprawdę
uważasz go za dziwkę? Dlaczego znowu chciałeś go zgwałcić, co? Już tamto sprzed
lat Ci nie wystarczyło?! Jesteś pieprzonym egoistą! W ogóle nie pomyślałeś o
jego uczuciach!
Przyciągnąłem do siebie Kanon’ a
i wtuliłem się w niego. Położyłem głowę na jego ramieniu, a on objął mnie w
pasie. Podniosłem rękę i delikatnie zacząłem bawić się jego kolczykiem w
wardze. Jak widać nie przeszkadzało mu to, bo się nie odsunął lecz uśmiechał
lekko.
Nie miałem ochoty słuchać ich
kłótni czy niewiadomo czego. Wolałem być u siebie w domu, w swoim łóżku i
leżeć, myśląc o sensie mojego istnienia.
W końcu Die westchnął i wyszedł
z kuchni. Westchnąłem cicho, ale nic nie powiedziałem. Nie chciałem z nim
rozmawiać... Nie chciałem... Ale jednak coś mnie podkusiło i...
– Die, czekaj – mruknąłem i
odsunąłem się od Kanon’ a.
Wstałem z blatu, po czym
poszedłem za chłopakiem. Złapałem go za ramię i odwróciłem do siebie, a
następnie spojrzałem mu w oczy.
– Dlaczego? – spytałem cicho.
– Nie wiem – szepnął,
spuszczając głowę.
– Patrz na mnie jak do Ciebie
mówię – warknąłem. Posłusznie podniósł głowę, patrząc mi w oczy. – Obiecałeś
mi, że to się już nie powtórzy. Wybaczyłem Ci. Zaufałem. Dlaczego znowu to
wszystko spierdoliłeś? Dlaczego...?
– Nie wiem.
Pokręciłem zrezygnowany głową i
westchnąłem.
– Skoro nie wiesz to ta rozmowa nie ma sensu – powiedziałem i chciałem
pójść do salonu, ale złapał mnie za rękę, nie pozwalając mi.
– Bou... Ja po prostu... Ugh..
Nieważne – szepnął i puścił mnie.
– Die.
– Nieważne – wzruszył ramionami.
– Lepiej się nie odzywaj, nie dzwoń, bo jeszcze znowu Cię zgwałcę.
– Nienawidzę w Tobie tego
egoistycznego zachowania!! – krzyknąłem w końcu. – Nie jesteś, kurwa, sam na
tym świecie, wiesz?! Są osoby, którym na Tobie zależy!! Ale nie! Bo wielki pan
Die musi wszystko spierdolić!! Dlaczego aż tak się zmieniłeś?! Kurwa! Nic dla
Ciebie nie znaczy ta przyjaźń?! Wybaczyłem Ci tamto, czego ode mnie oczekujesz?
– jęknąłem i zakryłem twarz dłońmi.
– Bou – szepnął, zszokowany.
Po chwili podszedł do mnie i
przytulił mnie. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową.
– Nienawidzę Cię, skurwielu –
warknąłem, bijąc go.
– Wiem to. Cii – złapał moje
ręce i przytulił mnie jeszcze mocniej. – Przepraszam. Zachowuję się karygodnie.
Nie zasługuję na Twoją przyjaźń.
– Nie zasługujesz – szepnąłem po
chwili.
– Jednak wciąż Cię kocham.
Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
– Nienawidzę Cię – mruknąłem,
wtulając się w niego.
Miałem nadzieję, że wszystko
będzie dobrze. Chłopak zaczął głaskać mnie po włosach. Uśmiechnąłem się pod
nosem i wtuliłem twarz w jego szyję. Nienawidziłem go, ale jednocześnie
kochałem. Oczywiście jako przyjaciela.
– Jeszcze raz zrób coś takiego
to Cię wykastruję.
– Jasne – zaśmiał się cicho.
Odsunąłem się od niego i
spojrzałem mu w oczy.
– Nie żartowałem – powiedziałem
poważnie i wyszedłem z kuchni.
Usiadłem na kanapie w salonie, a
po chwili dosiadł się do mnie Meev. Położył się, głowę kładąc na moich udach.
Pogłaskałem go po włosach i uśmiechnąłem się lekko.
– Wszystko w porządku, Bou-
chan?
– Jasne.
– Na pewno?
– Na pewno, Meev – spojrzałem mu
w oczy.
– To dobrze – odwzajemnił
uśmiech.
Resztę wieczoru (nocy)
siedzieliśmy u Kai’ a i rozmawialiśmy. Graliśmy jeszcze w butelkę, przy której
reszta tak się upiła, że musieliśmy zakończyć imprezę. Tanabe położył
niektórych na kanapie, innym rozłożył futony. Die położył do swojego łóżka, w
którym się położył. Mnie i Kanon’ owi kazał iść do drugiej sypialni. Należała
ona do jego starszego brata, ale on był na studiach, więc nie musieliśmy się o
to martwić.
Położyłem się obok
czarno-włosego i wtuliłem się w niego. Cieszyłem się, że mnie kocha, ale wciąż
nie dawała mi spokoju ta sytuacja z Kyo. Zastanawiałem się o co im chodziło z
tym pocałunkiem i ogólnie wszystkim. Z takimi myślami zasnąłem w jego ciepłych
ramionach.
__________________________________
Odpowiedzi:
Tynka: Ahahahaha. Come back? ^^ No cóż. W końcu się doczekałaś, dwa miesiące :D
Diru: Dziękuję, skarbie <3
Aoi Konoe: Kanon.. Hm... Długo zastanawiałam się nad jego postacią.. I on był tutaj chyba najtrudniejszy do zrobienia (że tak to nazwę). Jednak Kanon nas nie raz zaskoczy, mam taką nadzieję *śmiech*
Kira Sakamoto: Etto... To doczekałaś się w końcu. Dwa miesiące. Ponad ^^
Szalejesz, kobieto! :3
OdpowiedzUsuńJest jedna rzecz, której nie ogarniam.
" – Kanon jest? – skrzywiłem się.
– Nie, jeszcze go nie ma, ale przyjdzie.
– Szkoda – wzruszyłem ramionami."
Chodzi o to, że Bou jest przykro dlatego, że Kanona jeszcze nie ma, czy dlatego, że przyjdzie? .-."
Weny ^3^
~Kaoru Kuroki
że przyjdzie ^^
UsuńXD juz cie lubie! Ehh kastracja :) najlepsza metoda na zastraszenie
OdpowiedzUsuńDoczekałam się. Zrób tak jeszcze raz to uduszę :P
OdpowiedzUsuńOpowiadanie fajne :D
Die położył do swojego łóżka, w którym się położył.
OdpowiedzUsuńHehe xd Ale opowiadanie przednie <3