czwartek, 25 lipca 2013

Something more? Kazuki x Uruha, 02

Chujowo się czuję. Dodaję dzisiaj, bo jutro nie dam rady.


___________________________


Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Fioletowy – Uruha (Diru)


- Co Ty robisz? - spytałem spokojnym głosem. Nie chciałem, by widział, że podoba mi się jego dotyk.

- Odgarniam Ci włosy z oczu – uśmiechnąłem się lekko, dając je za ucho. – Przeszkadzały mi.
Nie, nie bawiłem się nim. Spodobał mi się odkąd go pierwszy raz zobaczyłem, ale chyba wolałbym umrzeć niż to powiedzieć.

- No dobra, ale ledwo się znamy. A poza tym jestem od Ciebie starszy - powiedziałem i wyłączyłem gaz. Wziąłem do ręki czajnik i zalałem kubki z herbatą.

- Zawsze można poznać się lepiej – uśmiechnąłem się lekko. – Wiek Ci przeszkadza? – mruknąłem i zeskoczyłem z blatu. Podszedłem do okna. Gdybym wiedział, że to mu przeszkadza to bym nawet się nie zgodził na podwiezienie mnie.

- Nie, nie przeszkadza - powiedziałem. - A co, masz wobec mnie jakieś zamiary? - spytałem i podałem mu kubek. - Chodziło mi o to, że jesteś niepełnoletni.

- Może mam, może nie mam – wzruszyłem ramionami i wziąłem naczynie. – Jeszcze parę dni i będę pełnoletni – mruknąłem i zagryzłem wargę. Nienawidziłem dnia moich urodzin.

- Rozumiem - powiedziałem i usiadłem na blacie, upijając łyk herbaty. Czułem przyjemne ciepło, rozchodzące się po moim ciele. Miałem wrażenie, że podskoczyła mi temperatura. Odstawiłem kubek i wyjąłem z szafki termometr. Zacząłem mierzyć temperaturę. Po minucie wiedziałem, że załatwiłem się na amen. - Kurwa...

- Hm? – odwróciłem się w jego stronę. – Co się stało? – spytałem niepewnie. Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu.

- Trzydzieści dziewięć i pół - powiedziałem, odkładając przyrząd na miejsce. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Było mi cholernie zimno.

- Musisz się położyć, chodź – złapałem go za rękę i pociągnąłem do pierwszych lepszych drzwi. Trafiłem, bo okazały się one jego sypialnią. – Idź się połóż, a ja znajdę coś na zbicie gorączki.

Chciałem zaprotestować, ale chłopak zniknął mi z pola widzenia. Podszedłem do okna, zasłaniając żaluzję. W całym pokoju było ciemno, bo ściany były pomalowane na czarno. Usiadłem na łóżku, opadając na plecy. Przykryłem się kołdrą, wtulając twarz w poduszkę.

Przeszukałem szafki w kuchni i znalazłem coś na gorączkę. Wziąłem dwie tabletki oraz jego herbatę, po czym poszedłem do jego sypialni. Musiałem uważać żeby się nie wywrócić, bo było tutaj strasznie ciemno.
- Połknij – mruknąłem, podając mu rzeczy.

Podniosłem się delikatnie i wziąłem od niego leki oraz herbatę. Połknąłem tabletki, popijając naparem. Położyłem się z powrotem, opatulając się kołdrą.

Rozejrzałem się po jego pokoju. Wziąłem dość gruby koc z fotela i również go nakryłem. Nie chciałem by jeszcze bardziej się rozchorował.
- Spróbuj usnąć – uśmiechnąłem się lekko, głaszcząc go po włosach.

- Mhm - gorączka zaślepiła mi umysł, więc nawet nie zaprotestowałem, gdy zaczął głaskać mnie po głowie. Było mi miło, że się o mnie martwił. Własną matkę nie obchodziło, co mi jest.

Niepewnie usiadłem na jego łóżku. Ręką zjechałem na jego policzek, gładząc go palcami. Po chwili westchnąłem i poszedłem do łazienki żeby przygotować zimną wodę na okłady. Nalałem do miski lodowatej wody i z szafki wyciągnąłem ścierkę. Wróciłem do pokoju. Ściągnąłem bransoletki, odkładając je na jego szafkę nocną. Zamoczyłem szmatkę, wyżymałem i położyłem ją na jego czole.

Poczułem przyjemny chłód. To było dla mnie ukojenie. Zadrżałem, bardziej wtulając się w pościel. Było mi zimno. Kręciło mi się w głowie. Po jakimś czasie usnąłem.

Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że zasnął. Położyłem się obok niego, znowu dotykając palcami jego policzka. Był taki piękny.

Czułem, jak głaszcze mnie po policzku. Jego dotyk był taki kojący. Mruknąłem coś przez sen, marszcząc nos. Śnił mi się ojciec. A raczej wspomnienia. Mój ojciec nie żył. Zabił się z powodu matki. Zdradziła go, więc nie wytrzymał. Tylko czemu zostawił mnie samego?

Po chwili zmieniłem mu okład, bo tamten zrobił się ciepły. Uruha zaczął kręcić się niespokojnie. Położyłem się obok i niepewnie objąłem go ramionami, przytulając go lekko do siebie.

Wtuliłem się w niego, gdy poczułem, jak mnie obejmuje. Nienawidziłem tych snów. Zawsze po nich chciało mi się płakać. Wracały wspomnienia. Miałem tylko osiem lat, gdy mnie zostawił. To były najgorsze lata mojego życia.

- Spokojnie – szepnąłem mu do ucha, przytulając go mocniej. Nie obchodziło mnie to, że ten okład moczył mi koszulkę i był lodowaty.

Po chwili się uspokoiłem. Nie wiem, ile tak spałem, ale gdy się obudziłem, światło próbowało przebić się przez czarne zasłony. Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że nie leżę w łóżku sam. Spojrzałem na twarz chłopaka. Spał.

Byłem zmęczony. Co chwilę zmieniałem mu okłady, a na dodatek w nocy nie spałem. Nawet nie wiem kiedy, ale usnąłem, przytulając go do siebie.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Skoro spał, postanowiłem nie wstawać. Wtuliłem się w niego mocniej, ponownie zasypiając. Nienawidziłem tego stanu, w którym nie mogłem nic zrobić i byłem uwięziony w łóżku.

Jęknąłem cicho, budząc się. Czułem uścisk na żebrach, które okropnie bolały. Tak to jest jak wdaje się w bójki gdy jest się pijanym.

Czułem, jak się poruszył, ale nie mogłem się obudzić. Za bardzo bolała mnie głowa. Znowu było mi zimno.

Przeczesałem jego włosy, uśmiechając się lekko. Wydostałem się z jego uścisku i znowu zmieniłem mu okład. Westchnąłem cicho. Moja koszulka była mokra. Znowu położyłem się obok niego i przytuliłem go.

Mruknąłem coś niewyraźnie i otworzyłem oczy. Spojrzałem na zegarek. Była dziewiąta rano. - Hej - powiedziałem, zanosząc się kaszlem.

- Dzień dobry – uśmiechnąłem się. – Pożyczyłem sobie Twoje ubrania, bo moja koszulka była mokra. Weź to – pomogłem mu się podnieść i podałem mu lekarstwa na gorączkę oraz kaszel.

Wziąłem lekarstwa i położyłem się z powrotem. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. Moja koszulka opinała mu tors. Podobał mi się ten widok.

- Twoja matka nie wróciła, więc zostałem z Tobą – uśmiechnąłem się, znowu kładąc obok niego. – Potrzebujesz czegoś? – spytałem, głaszcząc go po rozwalonych włosach.

- Mógłbyś mi zrobić herbaty z cytryną i miodem? - spytałem zachrypniętym głosem. Nie miałem nawet siły usiąść. - Jak to mama nie wróciła? - spytałem zdziwiony.

Wzruszyłem lekko ramionami.
- Po prostu. Już idę Ci zrobić – mruknąłem i poprawiając kolczyk w wardze, ruszyłem do kuchni.

Uśmiechnąłem się. Zrobiło mi się cieplej na sercu, bo od śmierci taty, nikt się mną nie przejmował. Cieszyłem się, że ze mną został. Inaczej umierałbym w samotności.

Zrobiłem mu herbatę i zaniosłem ją do sypialni. Wziąłem dzwoniący telefon i odebrałem.
- Co, Byou? – mruknąłem.
~ Dlaczego Cię nie ma w szkole?
- Szkole? To już dzisiaj poniedziałek? – zdziwiłem się. – Nie mogłem przyjść, może jutro będę. Cześć – rozłączyłem się.

- Dziękuję - powiedziałem i upiłem łyk ciepłego naparu. - Nie powinieneś pójść do szkoły? - spytałem cicho.

- Cicho – mruknąłem, odkładając urządzenie. Nie przejmowałem się szkołą. A zresztą był dopiero początek roku. Co z tego, że pisałem maturę? – Jutro pójdę – wywróciłem oczami.

- Jak uważasz - powiedziałem, wciskając się bardziej w poduszki. Nie mogłem znieść tego zimna. Miałem nadzieję, że herbata mnie jakoś rozgrzeje.

Niepewnie położyłem się obok niego.
- Na jakich studiach jesteś? – spytałem. Chciałem go poznać lepiej.

- Muzycznych - powiedziałem, upijając kolejny łyk. - Na kompozycji - oznajmiłem, kuląc się. Herbata nie pomagała.

Uśmiechnąłem się lekko i odłożyłem kubek na stolik. Tak mu się ręce trzęsły, że jeszcze by coś oblał. Przysunąłem się do niego i objąłem go, przytulając do siebie.

Zadrżałem. Z jednej strony podobało mi się to, ale z drugiej czułem się dziwnie. Znaliśmy się niecałe dwa dni, a on już mnie przytulał.

- Chcę tylko żeby nie było Ci zimno. Mogę się odsunąć – mruknąłem, zabierając ręce i odsuwając się od niego.

- Nie. Nie odsuwaj się - powiedziałem. Nie chciałem, żeby mnie puszczał. Było mi tak przyjemnie, gdy mnie przytulał.

Uśmiechnąłem się lekko i znowu do niego przysunąłem. Objąłem go ramionami. Poprawiłem kolczyk w brwi, wzdychając cicho. Skrzywiłem się, bo żebra dały o sobie znać.

- Boli Cię coś? - spytałem, odwracając głowę w jego stronę. Spojrzałem na niego. Miał skrzywioną minę.

- Mam obite żebra, ale nie przejmuj się tym. W sobotę było gorzej – spojrzałem mu w oczy i wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.

- Rozumiem - powiedziałem. Przymknąłem oczy, rozkoszując się jego dotykiem. Był taki miły. W końcu miałem poczucie, że kogoś obchodzę.

Uśmiechnąłem się lekko, rozglądając się po jego pokoju. Największą uwagę przykuła jedna ściana, bo była pełna zdjęć. Zakładałem, że to byli jego przyjaciele.

Nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Leżał na stoliczku. - Mógłbyś podać? - spytałem. Gdy chłopak podał mi urządzenie, odebrałem. To był Aoi. - Halo?

~ Gdzie ty kurwa jesteś?! Próbę mieliśmy mieć! – usłyszałem podniesiony głos dochodzący z telefonu. Wciąż patrzyłem na jego ścianę.

- Chory jestem, złamasie - wychrypiałem. Zawsze tak do niego mówiłem. Wyzywaliśmy się od najgorszych, ale tak naprawdę byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

~ Jasne, pedale. Pewnie siedzisz i pornosy oglądasz.
Powstrzymałem się żeby nie parsknąć śmiechem. Pewnie rozmawiał z jakimś kumplem.

- Spierdalaj, chuju. Na mnie gadasz, a sam pewnie siedzisz w kiblu i się z Reitą zabawiasz - powiedziałem. Uwielbiałem się z nim sprzeczać. To było swego rodzaju hobby.

Zaśmiałem się cicho, obracając się na plecy. Oni byli niemożliwi. Pomimo tego, że mieliśmy zespół to nie czułem, że mogę na nich liczyć. Zawsze się odsuwałem.

~ Tak, tak, też Cię kocham. Dobra, to zdrowiej. Wpadnę jutro do Ciebie z rosołkiem od Kai' a. Nara - rozłączył się. Rosołek Kai' a? Nie pogardzę.

Wciąż leżałem na plecach i patrzyłem w sufit. Miałem naprawdę kochanego ‘ojca’, nawet nie zainteresował się tym gdzie jestem.

Odłożyłem telefon na bok. - Debil - stwierdziłem, uśmiechając się. Spojrzałem na Kazuki’ ego. - Co tak patrzysz w jeden punkt?

- Czasem lubię tak poleżeć i pogapić się w sufit czy ścianę – mruknąłem, po czym uśmiechnąłem się lekko. Poprawiłem kolczyk w wardze. Był nowy i jeszcze trochę bolało to miejsce.

- Rozumiem - powiedziałem i ułożyłem się wygodniej na jego torsie. Przyjemnie mi się tak leżało.

Spojrzałem na niego, wciąż majstrując przy metalu jedną ręką. Palce drugiej wplotłem w jego włosy, bawiąc się nimi.

Przymknąłem oczy. Mogłem wiecznie tak leżeć. Było mi wygodnie i dzięki jego dotykowi, mniej bolała mnie głowa.

- Po południu muszę wrócić do domu – powiedziałem po paru minutach ciszy. W końcu jutro miałem szkołę i pewnie jakieś zadania domowe.

- Rozumiem - powiedziałem. Nie chciałem zostawać sam, ale też nie mogłem go zatrzymywać. W końcu miał szkołę. Ja mam jeszcze miesiąc do rozpoczęcia roku.

- Dzisiaj wieczorem pracuję, ale jutro mogę przyjść jeśli chcesz – uśmiechnąłem się lekko. W końcu zostawiłem kolczyk i objąłem chłopaka.

- Jeśli znajdziesz chwilę, to będzie mi miło - odpowiedziałem z uśmiechem. Cieszyło mnie to, że chciał przyjść. To było miłe z jego strony.

- To wpadnę gdzieś po południu albo wieczorem.
Spojrzałem na zegarek. Mogłem zostać u niego tak jeszcze z godzinę, bo miałem drugą zmianę.

- W porządku - powiedziałem cicho. Czułem się... szczęśliwy? To chyba dobre słowo. Chłopak mi się spodobał.

- Mogę wziąć prysznic? – spytałem, uśmiechając się lekko. Musiałem umyć włosy, bo pewnie wyglądały okropnie już nie wspominając o mojej twarzy.

- Jasne. Jak wyjdziesz to w lewo i pierwsze drzwi po prawej. W szafce pod zlewem masz czyste ręczniki - mruknąłem. - A ja idę się przebrać - oznajmiłem i powoli wstałem z łóżka podchodząc do drzwi w kącie pokoju. Otworzyłem je, wchodząc do garderoby.

Uśmiechnąłem się i powoli wstałem z łóżka. Poszedłem do łazienki. Tak jak się spodziewałem. Wyglądałem okropnie. Cud, że nie uciekł. Westchnąłem i powoli zacząłem odkręcać kolczyki.

Wygrzebałem jakieś dresy i czystą koszulkę, po czym przebrałem się. Założyłem jeszcze bluzę, a brudne rzeczy wrzuciłem do kosza, który stał w garderobie. Wróciłem do łóżka, opatulając się kołdrą.

Ściągnąłem koszulkę i westchnąłem cicho, po czym wyszedłem z łazienki, przeczesując włosy. Poszedłem do sypialni Uru.
- Masz może wodę utlenioną? – spytałem, patrząc na niego.

Spojrzałem ma chłopaka, po czym o mało co się nie zapowietrzyłem. Wstałem i podszedłem do niego, łapiąc go za rękę i prowadząc do łazienki. Otworzyłem szafkę i wyjąłem z niej wodę utlenioną oraz gazę. Spojrzałem na rany chłopaka zatroskanym wzrokiem. Nalałem trochę wody na gazik i przyłożyłem go do jednej z ran.

Syknąłem cicho, łapiąc go za rękę. Bolało. Jednak po chwili puściłem ją, pozwalając przemyć sobie rany na żebrach. Durny Kyo.

Wziąłem świeży gazik i ponowiłem czynność. - Bardzo boli? - spytałem zmartwiony. Te rany nie wyglądały zbyt dobrze.

- Da się przeżyć – wywróciłem oczami. Wziąłem drugi wacik i zacząłem myć dziurki po kolczykach. Zawsze je przemywałem, a później jeszcze kolczyki zanim je znowu wkładałem.

Po paru minutach skończyłem odkażać jego rany. Wyrzuciłem waciki i uśmiechnąłem się delikatnie do niego, wychodząc z łazienki. Czułem, jak serce biło mi szybciej. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

Zanim wyszedł, złapałem go za rękę i przytuliłem się do jego pleców.
- Dziękuję – szepnąłem mu do ucha. Puściłem go, znowu podchodząc do lustra.

Zamknąłem za sobą drzwi, opierając się o nie. Zjechałem po nich w dół, siadając na podłodze. Oddychałem szybko, a serce przyśpieszyło jeszcze bardziej.

Uśmiechnąłem się sam do siebie i rozebrałem się do końca, po czym wszedłem pod prysznic. Odkręciłem ciepłą wodę.

W końcu podniosłem się z ziemi i poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się do łóżka, zakrywając się kołdrą po same uszy. ,,Co się ze mną dzieje?'' - spytałem sam siebie.

Wziąłem szybki prysznic i umyłem włosy. W końcu wyszedłem z kabiny i owinąłem się ręcznikiem w biodrach. Przemyłem kolczyki wodą utlenioną i znowu wsadziłem je na swoje miejsce. Zacząłem się wycierać.

Leżałem tak bezczynnie. Czułem, że się czerwienię. W głowie nadal miałem obraz nagiego torsu chłopaka. Był taki piękny.

Ubrałem swoje ubrania. Chyba umyłem się jego żelem i szamponem, bo pachniałem tak ładnie jak on. Uśmiechnąłem się sam do siebie, zaczynając suszyć włosy.

Wtuliłem nos w poduszkę, na której leżał. Przesiąknęła jego perfumami. Wziąłem poduszkę do rąk, wtulając w nią twarz. Zacząłem wdychać ten zapach.

W końcu wyszedłem z łazienki i skierowałem się do jego sypialni. Widziałem, że przytulał poduszkę, na której leżałem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Chcesz jeszcze herbaty? – spytałem.

- Mhm - mruknąłem. Nie chciałem podnosić głowy, by nie widział mojego rumieńca. Chociaż zawsze mógłbym to zrzucić na gorączkę.

Wziąłem z szafki nocnej jego kubek i nachyliłem się nad nim.
- Słodko wyglądasz – szepnąłem mu do ucha, po czym poszedłem do kuchni żeby zrobić mu herbaty.

Czułem, jak rumienię się jeszcze bardziej. Nie jestem słodki. Co to, to nie! Zakryłem głowę kołdrą, mocniej wtulając się w poduszkę.

Zrobiłem mu herbatę z miodem i cytryną. Spojrzałem na zegarek, wzdychając cicho. Poszedłem do sypialni. Położyłem naczynie na szafce nocnej, a obok niej kartkę.
- Dobra, Śliczny – powiedziałem, głaskając go po ramieniu. – Ja muszę lecieć, bo do pracy się spóźnię. Na szafce masz mój numer, jak coś to dzwoń. Do zobaczenia – poczochrałem mu włosy i wyszedłem z sypialni. Ubrałem glany i wziąłem gitarę. Otworzyłem drzwi i przekręciłem zamek, po czym wyszedłem i zamknąłem je. Pociągnąłem za klamkę, były zamknięte.

- Kurwa... - jęknąłem. Podniosłem się do siadu. Musiałem coś porobić. Rozejrzałem się w poszukiwaniu gitary. Przypomniało mi się, że została w bagażniku. Wstałem i poszedłem do przedpokoju. Nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte. - No świetnie, zamknął mnie.

Westchnąłem cicho, wychodząc z jego podwórka. To czeka mnie pół godziny marszu do domu. Zauważyłem, że na przystanek zajeżdża autobus, który stawał dwie ulice od mojego domu. Wsiadłem do niego.

Rozejrzałem się dookoła. Na szafce leżały moje klucze. Założyłem buty i otworzyłem drzwi, wychodząc. Poszedłem do samochodu i otworzyłem bagażnik. Wyjąłem futerał i zamknąłem auto. Wróciłem do domu i zamknąłem drzwi na klucz. Poszedłem do swojego pokoju. Wyjąłem gitarę, podłączając ją do wzmacniacza. Usiadłem na łóżku i zacząłem grać bliżej nieokreśloną melodię.

Spojrzałem na swoje nadgarstki i dopiero teraz przypomniałem sobie, że moje bransoletki zostały u niego. Westchnąłem cicho, siadając na wolnym miejscu. Czyli jutro na pewno do niego pójdę. Pół godziny później byłem już w domu i włączałem laptopa.

Musiałem poćwiczyć na egzaminy. Bałem się, że nie zdam. W dodatku dawno nie było mnie na próbach, a zbliżał się koncert w okolicznym klubie. Musiałem się jakoś przygotować.

Wziąłem zeszyty i otworzyłem ten od japońskiego. „Napisz referat na temat...” Westchnąłem cicho. I na chuja wybierałem akurat ten profil?
- Jestem idiotą – mruknąłem, otwierając odpowiednie strony internetowe.

- Cholera! - warknąłem. Nie wychodziło mi. Zawsze myliłem się w tym samym momencie. Że też musiałem dać ten akord.


Nie zajęło mi to dużo czasu. Później jeszcze napisałem felieton i zająłem się matematyką. Z japońskiego zawsze byłem dobry, więc wybrałem ten kierunek. Nie wiem co mnie podkusiło.

2 komentarze:

  1. Słodziutkie, chociaż miałam nadzieje że zdarzy się coś innego, ale ciesze się że to dłużej potrwa a nie tylko dwie czy trzy notki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opowiadanie ma ponad 140 stron, więc może zdarzyć się wszystko ^^

      Usuń