Fioletowy - Uruha (Diru)
Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Podjąłem kolejną próbę, ale znowu nie wyszło. Miałem już
dość. Wszystko mnie wykańczało. Wziąłem do ręki kubek z herbatą, upijając jeden
łyk, po czym wróciłem do gry.
W końcu skończyłem odrabiać lekcje. Przebrałem się i wziąłem
telefon, słuchawki oraz portfel, po czym zszedłem na dół. Ubrałem glany.
Puściłem muzykę w telefonie, a słuchawki włożyłem do uszu. Wyszedłem z domu,
zamknąłem drzwi i ruszyłem do sklepu muzycznego.
Odłożyłem gitarę i poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę
i wyjąłem z niej swoją ulubioną sałatkę. Nałożyłem trochę na talerz, a resztę
schowałem do lodówki. Wróciłem do pokoju, siadając na łóżku. Zacząłem jeść.
W końcu doszedłem do sklepu. Wszedłem do środka i
skierowałem się na zaplecze. Wyłączyłem muzykę i schowałem rzeczy do kieszeni,
po czym znowu poszedłem na sklep i usiadłem za ladą. Szef odbierał zamówienia
na tyłach.
Zjadłem i znowu zabrałem się za gitarę. Nie chciało mi się
grać, ale musiałem poćwiczyć do egzaminów i koncertu. Zastanawiałem się, czy
zaprosić chłopaka na koncert.
Dużo klientów nie było, więc praktycznie cały wieczór miałem
wolny. Zastanawiałem się czy zadzwoni do mnie i czy w ogóle zauważy kartkę co
mu zostawiłem. Westchnąłem cicho.
W końcu miałem dość. Odstawiłem gitarę na bok i wziąłem
telefon do ręki. Po chwili chwyciłem również kartkę. Wystukałem numer, który
był na niej zapisany i nadusiłem zieloną słuchawkę. Czekałem, aż chłopak
odbierze.
Usłyszałem, że dzwoni mi telefon. Szefa w sklepie nie było,
w zasadzie to nikogo nie było, więc mogłem odebrać. Nie znałem tego numeru, ale
odebrałem.
- Moshi, moshi – mruknąłem.
- O-ha-yo - powiedziałem. Byłem ciekaw, czy rozpozna mój
zachrypnięty głos. Uśmiechnąłem się do słuchawki.
- Śliczny – uśmiechnąłem się. – Jednak zadzwoniłeś – wstałem
z krzesła i zacząłem chodzić pomiędzy gitarami.
- Owszem - mruknąłem. - I jak w pracy? - spytałem.
Musiałem jakoś podtrzymać rozmowę.
- Nudy – wzruszyłem ramionami. – Jak zwykle o tej porze nie
ma klientów. Lepiej się czujesz? – spytałem, oglądając gitary basowe.
- Powiedzmy. Nuudzii mi się - mruknąłem niezadowolony. Nic
mi się nie chciało. Jedyne czego bym chciał to, to, żeby Kazuki był obok.
- Czekaj chwilę – mruknąłem i schowałem telefon za plecy. –
Co jest szefie?
- Nic. Wychodzę na pół godziny, bo muszę coś załatwić. Jak
wrócę to zamykamy – oznajmił i wyszedł ze sklepu.
- To się rozbierz i pilnuj ubrań – zaśmiałem się cicho,
znowu zaczynając rozmawiać z Uru
- Ale zabawne, naprawdę - burknąłem. Bardzo mi się
nudziło. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Zaczął chodzić po całym pokoju.
- Oj tam, oj tam – mruknąłem. Chodziłem po całym sklepie,
jak idiota jakiś. – Zostawiłem u Ciebie bransoletki – powiedziałem po paru
minutach ciszy.
- Wiem, leżą na stoliku - powiedziałem. - Kazuki... -
urwałem. Chciałem go o to zapytać, ale coś mnie hamowało.
- Hę? Co ja? – spytałem nie bardzo wiedząc o co może
chodzić. Zostawiłem coś jeszcze? Wzruszyłem ramionami czekając na odpowiedź.
- Etto... Chciałbyś może przyjść na nasz koncert? - spytałem,
ale po chwili skarciłem się w myślach. Jestem idiotą. Teraz pewnie mnie
wyśmieje.
Uśmiechnąłem się rozczulony, ale nie odpowiedziałem.
- Spytaj mnie jutro jak przyjdę do Ciebie – powiedziałem w
końcu. Nie, to nie to, że nie chciałem. Po prostu chciałem widzieć jego twarz.
- Ano... okej - powiedziałem cicho. - Um... Muszę kończyć,
ktoś przyszedł - mruknąłem. - To do jutra.
- Pocze... – jednak nie dokończyłem, bo się rozłączył.
Westchnąłem cicho i schowałem telefon do kieszeni. Nie chciałem by pomyślał, że
mu odmawiam.
Odłożyłem telefon i wstałem, idąc do przedpokoju. - No
idę, nie pali się przecież! - otworzyłem i ujrzałem Aoi' ego i Kai' a. - A wy
nie mieliście przyjść jutro? - wychrypiałem.
W końcu przyszedł szef i kazał mi iść do domu. Było przed
dziesiątą, więc na dworze robiło się ciemno. Westchnąłem, włożyłem słuchawki do
uszu i puściłem muzykę. Zacząłem iść do domu, wkładając ręce do kieszeni.
- Mieliśmy, ale stwierdziliśmy,
że do jutra nam zdechniesz, więc mamy lekarstwa i rosołek - powiedział Aoi i
razem z przyjacielem, wpakowali się do środka.
- Rosołek - uśmiechnąłem się.
W domu byłem godzinę później. Jakoś nie chciało mi się tam
wracać. Gdy wszedłem do domu nikogo nie było. Zamknąłem drzwi i od razu
ruszyłem do łazienki.
Po chwili już jadłem ciepły rosół, ugotowany przez Kai' a.
Był taki pyszny. W głowie huczały mi słowa Kazuki’ ego. Było mi trochę przykro,
że odmówił.
Po wyjściu spod prysznica nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
Zszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbaty, a następnie poszedłem do mojego
pokoju.
Zjadłem, pogadałem z chłopakami, aż w końcu wyszli.
Wróciłem do pokoju i znowu zacząłem grać.
Spać poszedłem gdzieś koło czwartej nad ranem. Miałem dwie
godziny spania, a później siedem lekcji w szkole.
Nie spałem w ogóle. Całą noc ćwiczyłem. Chciałem, żeby w
końcu mi wyszło. I udało się. Byłem z siebie dumny.
Obudziłem się o szóstej i zacząłem poranną toaletę. Z
łazienki wyszedłem o siódmej już ubrany w mundurek, którego wręcz
nienawidziłem.
Nad ranem poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę. W nocy
wypiłem chyba z cztery, co utrzymywało mnie jakoś przy życiu. W międzyczasie
zrobiłem sobie kilka kanapek.
Pół godziny później już szedłem do szkoły, oczywiście ze
słuchawkami w uszach i puszczoną muzyką. Nie chciało mi się iść, ale musiałem.
Nic mi się już nie chciało. Nie miałem humoru. Zjadłem
kanapki, wypiłem kawę i poszedłem do salonu. Włączyłem telewizor i zacząłem
oglądać jakiś film.
Doszedłem do szkoły i skierowałem się pod klasę od
japońskiego. Usiadłem pod ścianą, patrząc na swoje glany. Mój mundurek był
troszkę przerobiony.
W telewizji nic nie było. Położyłem się na kanapie i
momentalnie usnąłem. To są skutki niespania całą noc.
Pierwsze trzy lekcje minęły spokojnie. Później przyszedł
czas na fizykę, nienawidziłem tego przedmiotu, ale niestety był obowiązkowy.
Spałem i nie zamierzałem się budzić. Śnił mi się Kazuki.
To co tam robił, albo co my robiliśmy... przerażało mnie to.
W końcu lekcje skończyły się. Wyszedłem ze szkoły, omijając
mój zespół. Ruszyłem do domu żeby się przebrać, bo przecież nie pokażę mu się w
mundurku.
Obudziłem się cały spocony. Spojrzałem na swoje dresy i
westchnąłem. Wstałem i poszedłem do łazienki. Zamknąłem drzwi na klucz w razie,
gdyby mama wróciła. Zsunąłem spodnie razem z bokserkami, po czym złapałem swoją
męskość w dłoń, poruszając nią.
W domu przebrałem się i znowu wyszedłem. Nic nie zjadłem,
nawet zadań nie odrobiłem. Bo po co? Wolałem spotkać się z Uru. Koło godziny
później byłem już pod jego drzwiami i pukałem do nich.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Co za szczęście, ze było już
po wszystkim. Wytarłem się i ubrałem. Wyszedłem z łazienki poszedłem otworzyć.
W progu stał Kazuki. - Cześć.
- Cześć, Śliczny – uśmiechnąłem się i wszedłem do środka. –
Aleś czerwony, ciekawe co robiłeś – spojrzałem na niego, ściągając glany.
- Bardzo śmieszne. Gorączkę mam - powiedziałem i wróciłem
do salonu, siadając na kanapie i przykrywając się kocem.
Zaśmiałem się i poszedłem za nim. Usiadłem na oparciu fotela
obok kanapy. Pogłaskałem go po włosach.
- Jak się czujesz?
- Trzy na pięć - mruknąłem, kaszląc. Nadal w głowie miałem
swój sen. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Byłem skołowany.
- Biedny – szepnąłem i przeczesałem jego włosy. – Zrobię Ci
herbaty, co? – uśmiechnąłem się do niego czule. Nigdy tak nie robiłem.
- Wypiłem juz z dziesięć w ciągu nocy, a do tego z pięć
kaw - mruknąłem. Nie chciałem już nic pić.
- Idiota – warknąłem. – Nie dość, że niszczysz się
papierosami to jeszcze kawa – mruknąłem smutno. – Ja sobie zrobię – poszedłem
do kuchni.
Wywróciłem oczami. - Lubię kawę - powiedziałem cicho.
Chciałem, by mnie przytulił, a nie wyzywał na wejściu. Dobrze, że nie wie, że
wyszedłem. Dopiero wtedy by na mnie nawrzeszczał.
Kurwa co za idiota! Nie rozumiałem jak może się tak truć.
Przecież przez te papierosy będzie mieć raka. Wytarłem oczy i zrobiłem sobie
herbatę.
Widziałem jego minę. Był na mnie zły. Spuściłem głowę, po
czym położyłem się. Nie rozumiałem, dlaczego tak na mnie naskoczył.
Czy on nie rozumiał, że stał się dla mnie ważny? Wziąłem
kubek i poszedłem do salonu, gdzie leżał. Usiadłem obok w fotelu, nawet na
niego nie patrząc. Byłem zły.
Spojrzałem na niego. Widziałem złość w jego oczach. Skoro
był zły, to po co ze mną siedział? Było mi przykro. Zakryłem głowę kocem,
pociągając nosem. Nie tylko dlatego, że dokuczał mi katar. Chciało mi się
płakać. Zawsze byłem wrażliwy, więc nawet mała błahostka potrafiła doprowadzić
mnie do płaczu.
Westchnąłem i odłożyłem kubek na stół. Usiadłem obok niego
na kanapie, po czym przytuliłem go.
- Martwię się o Ciebie – szepnąłem mu cicho do ucha. – Nie
chcę żebyś umarł przez to gówno.
Nic nie powiedziałem, bo nie wiedziałem co. Łzy cisnęły mi
się do oczu. Czasem denerwowała mnie ta wrażliwość, ale nic nie mogłem na to
poradzić. Taki byłem od zawsze. Delikatny, słaby i wrażliwy.
Ściągnąłem mu kołdrę z głowy i zmusiłem żeby spojrzał mi w
oczy.
- Nie płacz – szepnąłem, widząc łzy w jego pięknych oczach.
– Pójdę na Wasz koncert – uśmiechnąłem się lekko.
Spojrzałem na niego, wycierając łzy z kącików oczu.
Chciałem rzucić palenie, ale brakowało mi motywacji. Nie miałem dla kogo
rzucić. - Rzucę to, obiecuję.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się. Niepewnie nachyliłem się nad
nim i przytuliłem go. Cieszyłem się, że dla mnie chciał się pozbyć nałogu.
Wtuliłem się w niego, chowając twarz w zagłębieniu jego
szyi. Znowu się rumieniłem. Czułem to. Chciałem to ukryć.
- Słodki jesteś – szepnąłem mu do ucha, wplatając palce w
jego włosy. Pomimo tego, że był ode mnie starszy to czasami zachowywał się jak
dziecko.
Ja? Słodki? Dobre sobie! Ja nie jestem słodki! Wtuliłem
się w niego mocniej. Potrzebowałem tego.
Uśmiechnąłem się lekko, kładąc się na nim. Jak widać nie
przeszkadzało mu to.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz się przytulałem do kogoś –
mruknąłem cicho.
Nie przytulał się? To smutne. Ja przytulałem się do
przyjaciół na każdym kroku. Oni zawsze mówili, ze jestem przylepą.
- Odkąd zmarła moja matka, jest to pierwszy raz do kogo tak
się przytulam – mruknąłem z bólem w głosie. Nie chciałem okazywać słabości.
- Ej, nie smuć się - powiedziałem, przytulając go do
siebie. Nie chciałem, żeby był smutny.
- Od ponad dziesięciu lat pokazałem moje prawdziwe uczucia.
Dziwne, co? Znam Cię parę dni – uśmiechnąłem się lekko.
- Nie trzeba znać kogoś nie wiadomo ile, by móc się
wygadać i pokazać swoje prawdziwe ja - powiedziałem. Znałem ten ból.
- Jestem dupkiem, wiem – wzruszyłem lekko ramionami.
Położyłem czoło na jego ramieniu, dyskretnie wycierając oczy wierzchem dłoni.
Nie chciałem płakać.
- Dlaczego tak sądzisz? Nie jesteś dupkiem. Nie mów tak -
szepnąłem, po czym zacząłem głaskać go po głowie.
- Jestem – powiedziałem pewnie. – Ranię wszystkich w około.
Nawet reszta zespołu ze mną nie wytrzymuje, dlatego się od nich odsuwam.
- Przestań. Nie mów tak, kiedy jestem obok - mruknąłem,
kręcąc loczka z kosmyka jego włosów. Nie wiedziałem, czemu to wszystko robiłem.
Ja... chyba się zakochałem.
- Po prostu mówię prawdę – szepnąłem, dotykając ustami jego
szyi. Przy nim nie panowałem nad tym co robiłem.
Zadrżałem, czując jego usta na szyi. Zastanawiało mnie,
czemu to zrobił. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć.
Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co robiłem. Odsunąłem
się szybko od niego i znowu usiadłem w fotelu.
- Przepraszam, nie powinienem – powiedziałem. On pewnie i
tak nie był gejem, więc nie miałem na co liczyć.
- Nie przepraszaj, w porządku - powiedziałem, spuszczając
głowę. Nie chciałem, żeby się odsuwał. Musiałem się komuś wygadać. Aoi.
Zacisnąłem zęby i wziąłem kubek do ręki. Wypiłem herbatę.
- Wiesz, ja chyba będę już szedł. Potrzebujesz czegoś
jeszcze?
- Nie - powiedziałem cicho. ,,Nie idź, proszę...'' - powiedziałem
w myślach. Nie chciałem zostać sam.
- Muszę jeszcze do łazienki – wymusiłem uśmiech i poszedłem
do w/w pomieszczenia. Zamknąłem za sobą drzwi, a łzy poleciały mi po
policzkach. Nie wiedziałem co się działo. Chciałem z kimś o tym porozmawiać.
Odwróciłem się w stronę oparcia, zakrywając twarz dłońmi.
Znowu płakałem. Szlag by to trafił. Dlaczego musiałem być taki słaby?
Nie wiedziałem ile tam siedziałem. Byłem zagubiony. Pierwszy
raz w życiu nie wiedziałem co mam robić. Nigdy się tak nie czułem. Chciałbym z
nim zostać tu na zawsze.
Byłem rozbity. Nie wiedziałem, co miało znaczyć zachowanie
Kazuki' ego wobec mnie. Chciałem się do niego przytulić. Byłem bezsilny.
Chwyciłem się za włosy. Nie rozumiałem co się ze mną dzieje.
Przecież nigdy się tak nie zachowywałem. Zawsze brałem co chciałem, ale jego
chciałem ochraniać.
Wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Podszedłem do szafy
i wyjąłem z niej futerał. W środku był czarny akustyk. Wyjąłem go i usiadłem na
łóżku. Zacząłem grać smutną melodię. Nauczył mnie jej tata. Grał ją, gdy
pokłócił się z mamą.
Jak widać nawet nie zainteresował się czemu nie ma mnie tak
długo. Westchnąłem i wstałem. Opłukałem twarz zimną wodą, próbując się
uspokoić.
Łzy znowu płynęły po moich policzkach. Rozpłakałem się.
Nie mogłem już wytrzymać. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Grałem dalej, a
ta melodia dobijała mnie jeszcze bardziej.
W końcu wyszedłem z łazienki. Wszedłem do sypialni Uru i
zobaczyłem go jak płacze. Zrobiło mi się cholernie smutno. Podszedłem do niego
i przytuliłem się do jego pleców.
- Nie płacz, proszę – szepnąłem, obejmując go ramionami w
pasie.
Niby powinienem się cieszyć, że przyszedł i mnie
przytulił, ale smutek ogarniał moje serce. Po chwili jednak odłożyłem gitarę na
bok, odwróciłem się i wtuliłem w niego mocno.
- Przepraszam – szepnąłem i zacząłem głaskać go po włosach.
– Nie rozumiem swojego zachowania – mruknąłem, wtulając twarz w jego włosy.
Nic nie powiedziałem. Nie byłem w stanie. Właściwie nie
wiedziałem, czemu płaczę. Nie mogłem tego zrozumieć.
- Wiem, że jesteś dla mnie ważny – mówiłem dalej, choć
bardzo niepewnie. – Jednak nie rozumiem tego uczucia. Nie wiem co ono oznacza.
- Rozumiem - powiedziałem i odsunąłem się od niego. Nie
spojrzałem mu w oczy. Nie miałem odwagi.
Złapałem go za podbródek i spojrzałem mu w oczy, po czym
pocałowałem go. Nie wiedziałem dlaczego to zrobiłem.
Otworzyłem szerzej oczy. Tego się nie spodziewałem. Nie
odwzajemniłem pocałunku. Byłem w zbyt wielkim szoku.
Korzystając z jego zdezorientowania, wśliznąłem się językiem
do jego wnętrza. Badałem jego wewnętrzną część policzków i zacząłem zahaczać o
jego język.
Odepchnąłem go od siebie. Tego było zbyt dużo. To było dla
mnie za szybko. Odwróciłem wzrok, by na niego nie patrzeć.
- O kurwa – jęknąłem, odsuwając się od niego. – Przepraszam
– szepnąłem i szybko poszedłem do przedpokoju. Ubrałem buty, wybiegając z jego
mieszkania. Co ja zrobiłem?!
- Kazu... - nie zdążyłem go zatrzymać, bo wybiegł. -
Kretynie! Po chuja żeś go odepchnął?! - warknąłem na siebie i opadłem na łóżko,
krzycząc w poduszkę.
Całą drogę biegłem. Po co go całowałem?! Znienawidzi mnie!
KAZUKI TY IDIOTO! W końcu dobiegłem do mieszkania. Nie przejmowałem się ojcem,
który coś mówił do mnie. Wbiegłem do pokoju i zamknąłem się na klucz, po czym
rzuciłem na łóżko, płacząc w poduszkę.
<3 W każdym yaoi musi być taki moment kiedy wszyscy płaczą
OdpowiedzUsuńhai, hai. musi być ^^
UsuńUruha ty kretynie, jak mogłeś. Kazuki ty kretynie tak nagle, no wiesz....
OdpowiedzUsuń<3
wszyscy są kretynami <3 *śmiech*
Usuńciekawe co dalej
OdpowiedzUsuń"Jest taki dzień, że po prostu, w pewnym momencie, musisz się, kurwa, rozpłakać" - Jakub Żulczyk
OdpowiedzUsuńTak, to właśnie przyszło mi do głowy. xD
Uru jesteś kretynem...Skoro to już to wiesz, to biegnij za Kazuki'm!
OdpowiedzUsuńWiesz, bieganie z tak wysoka gorączka po dworze nie jest zbyt przyjemne xD
OdpowiedzUsuń