sobota, 27 lipca 2013

Something more? Kazuki x Uruha, 03

Fioletowy - Uruha (Diru)
Biały - Kazuki (ToshiDiru)


Podjąłem kolejną próbę, ale znowu nie wyszło. Miałem już dość. Wszystko mnie wykańczało. Wziąłem do ręki kubek z herbatą, upijając jeden łyk, po czym wróciłem do gry.

W końcu skończyłem odrabiać lekcje. Przebrałem się i wziąłem telefon, słuchawki oraz portfel, po czym zszedłem na dół. Ubrałem glany. Puściłem muzykę w telefonie, a słuchawki włożyłem do uszu. Wyszedłem z domu, zamknąłem drzwi i ruszyłem do sklepu muzycznego.

Odłożyłem gitarę i poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej swoją ulubioną sałatkę. Nałożyłem trochę na talerz, a resztę schowałem do lodówki. Wróciłem do pokoju, siadając na łóżku. Zacząłem jeść.

W końcu doszedłem do sklepu. Wszedłem do środka i skierowałem się na zaplecze. Wyłączyłem muzykę i schowałem rzeczy do kieszeni, po czym znowu poszedłem na sklep i usiadłem za ladą. Szef odbierał zamówienia na tyłach.

Zjadłem i znowu zabrałem się za gitarę. Nie chciało mi się grać, ale musiałem poćwiczyć do egzaminów i koncertu. Zastanawiałem się, czy zaprosić chłopaka na koncert.

Dużo klientów nie było, więc praktycznie cały wieczór miałem wolny. Zastanawiałem się czy zadzwoni do mnie i czy w ogóle zauważy kartkę co mu zostawiłem. Westchnąłem cicho.

W końcu miałem dość. Odstawiłem gitarę na bok i wziąłem telefon do ręki. Po chwili chwyciłem również kartkę. Wystukałem numer, który był na niej zapisany i nadusiłem zieloną słuchawkę. Czekałem, aż chłopak odbierze.

Usłyszałem, że dzwoni mi telefon. Szefa w sklepie nie było, w zasadzie to nikogo nie było, więc mogłem odebrać. Nie znałem tego numeru, ale odebrałem.
- Moshi, moshi – mruknąłem.

- O-ha-yo - powiedziałem. Byłem ciekaw, czy rozpozna mój zachrypnięty głos. Uśmiechnąłem się do słuchawki.

- Śliczny – uśmiechnąłem się. – Jednak zadzwoniłeś – wstałem z krzesła i zacząłem chodzić pomiędzy gitarami.

- Owszem - mruknąłem. - I jak w pracy? - spytałem. Musiałem jakoś podtrzymać rozmowę.

- Nudy – wzruszyłem ramionami. – Jak zwykle o tej porze nie ma klientów. Lepiej się czujesz? – spytałem, oglądając gitary basowe.

- Powiedzmy. Nuudzii mi się - mruknąłem niezadowolony. Nic mi się nie chciało. Jedyne czego bym chciał to, to, żeby Kazuki był obok.

- Czekaj chwilę – mruknąłem i schowałem telefon za plecy. – Co jest szefie?
- Nic. Wychodzę na pół godziny, bo muszę coś załatwić. Jak wrócę to zamykamy – oznajmił i wyszedł ze sklepu.
- To się rozbierz i pilnuj ubrań – zaśmiałem się cicho, znowu zaczynając rozmawiać z Uru

- Ale zabawne, naprawdę - burknąłem. Bardzo mi się nudziło. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Zaczął chodzić po całym pokoju.

- Oj tam, oj tam – mruknąłem. Chodziłem po całym sklepie, jak idiota jakiś. – Zostawiłem u Ciebie bransoletki – powiedziałem po paru minutach ciszy.

- Wiem, leżą na stoliku - powiedziałem. - Kazuki... - urwałem. Chciałem go o to zapytać, ale coś mnie hamowało.

- Hę? Co ja? – spytałem nie bardzo wiedząc o co może chodzić. Zostawiłem coś jeszcze? Wzruszyłem ramionami czekając na odpowiedź.

- Etto... Chciałbyś może przyjść na nasz koncert? - spytałem, ale po chwili skarciłem się w myślach. Jestem idiotą. Teraz pewnie mnie wyśmieje.

Uśmiechnąłem się rozczulony, ale nie odpowiedziałem.
- Spytaj mnie jutro jak przyjdę do Ciebie – powiedziałem w końcu. Nie, to nie to, że nie chciałem. Po prostu chciałem widzieć jego twarz.

- Ano... okej - powiedziałem cicho. - Um... Muszę kończyć, ktoś przyszedł - mruknąłem. - To do jutra.

- Pocze... – jednak nie dokończyłem, bo się rozłączył. Westchnąłem cicho i schowałem telefon do kieszeni. Nie chciałem by pomyślał, że mu odmawiam.

Odłożyłem telefon i wstałem, idąc do przedpokoju. - No idę, nie pali się przecież! - otworzyłem i ujrzałem Aoi' ego i Kai' a. - A wy nie mieliście przyjść jutro? - wychrypiałem.

W końcu przyszedł szef i kazał mi iść do domu. Było przed dziesiątą, więc na dworze robiło się ciemno. Westchnąłem, włożyłem słuchawki do uszu i puściłem muzykę. Zacząłem iść do domu, wkładając ręce do kieszeni.

- Mieliśmy, ale stwierdziliśmy, że do jutra nam zdechniesz, więc mamy lekarstwa i rosołek - powiedział Aoi i razem z przyjacielem, wpakowali się do środka.
- Rosołek - uśmiechnąłem się.

W domu byłem godzinę później. Jakoś nie chciało mi się tam wracać. Gdy wszedłem do domu nikogo nie było. Zamknąłem drzwi i od razu ruszyłem do łazienki.

Po chwili już jadłem ciepły rosół, ugotowany przez Kai' a. Był taki pyszny. W głowie huczały mi słowa Kazuki’ ego. Było mi trochę przykro, że odmówił.

Po wyjściu spod prysznica nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbaty, a następnie poszedłem do mojego pokoju.

Zjadłem, pogadałem z chłopakami, aż w końcu wyszli. Wróciłem do pokoju i znowu zacząłem grać.

Spać poszedłem gdzieś koło czwartej nad ranem. Miałem dwie godziny spania, a później siedem lekcji w szkole.

Nie spałem w ogóle. Całą noc ćwiczyłem. Chciałem, żeby w końcu mi wyszło. I udało się. Byłem z siebie dumny.

Obudziłem się o szóstej i zacząłem poranną toaletę. Z łazienki wyszedłem o siódmej już ubrany w mundurek, którego wręcz nienawidziłem.

Nad ranem poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę. W nocy wypiłem chyba z cztery, co utrzymywało mnie jakoś przy życiu. W międzyczasie zrobiłem sobie kilka kanapek.

Pół godziny później już szedłem do szkoły, oczywiście ze słuchawkami w uszach i puszczoną muzyką. Nie chciało mi się iść, ale musiałem.

Nic mi się już nie chciało. Nie miałem humoru. Zjadłem kanapki, wypiłem kawę i poszedłem do salonu. Włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakiś film.

Doszedłem do szkoły i skierowałem się pod klasę od japońskiego. Usiadłem pod ścianą, patrząc na swoje glany. Mój mundurek był troszkę przerobiony.

W telewizji nic nie było. Położyłem się na kanapie i momentalnie usnąłem. To są skutki niespania całą noc.

Pierwsze trzy lekcje minęły spokojnie. Później przyszedł czas na fizykę, nienawidziłem tego przedmiotu, ale niestety był obowiązkowy.

Spałem i nie zamierzałem się budzić. Śnił mi się Kazuki. To co tam robił, albo co my robiliśmy... przerażało mnie to.

W końcu lekcje skończyły się. Wyszedłem ze szkoły, omijając mój zespół. Ruszyłem do domu żeby się przebrać, bo przecież nie pokażę mu się w mundurku.

Obudziłem się cały spocony. Spojrzałem na swoje dresy i westchnąłem. Wstałem i poszedłem do łazienki. Zamknąłem drzwi na klucz w razie, gdyby mama wróciła. Zsunąłem spodnie razem z bokserkami, po czym złapałem swoją męskość w dłoń, poruszając nią.

W domu przebrałem się i znowu wyszedłem. Nic nie zjadłem, nawet zadań nie odrobiłem. Bo po co? Wolałem spotkać się z Uru. Koło godziny później byłem już pod jego drzwiami i pukałem do nich.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Co za szczęście, ze było już po wszystkim. Wytarłem się i ubrałem. Wyszedłem z łazienki poszedłem otworzyć. W progu stał Kazuki. - Cześć.

- Cześć, Śliczny – uśmiechnąłem się i wszedłem do środka. – Aleś czerwony, ciekawe co robiłeś – spojrzałem na niego, ściągając glany.

- Bardzo śmieszne. Gorączkę mam - powiedziałem i wróciłem do salonu, siadając na kanapie i przykrywając się kocem.

Zaśmiałem się i poszedłem za nim. Usiadłem na oparciu fotela obok kanapy. Pogłaskałem go po włosach.
- Jak się czujesz?

- Trzy na pięć - mruknąłem, kaszląc. Nadal w głowie miałem swój sen. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Byłem skołowany.

- Biedny – szepnąłem i przeczesałem jego włosy. – Zrobię Ci herbaty, co? – uśmiechnąłem się do niego czule. Nigdy tak nie robiłem.

- Wypiłem juz z dziesięć w ciągu nocy, a do tego z pięć kaw - mruknąłem. Nie chciałem już nic pić.

- Idiota – warknąłem. – Nie dość, że niszczysz się papierosami to jeszcze kawa – mruknąłem smutno. – Ja sobie zrobię – poszedłem do kuchni.

Wywróciłem oczami. - Lubię kawę - powiedziałem cicho. Chciałem, by mnie przytulił, a nie wyzywał na wejściu. Dobrze, że nie wie, że wyszedłem. Dopiero wtedy by na mnie nawrzeszczał.

Kurwa co za idiota! Nie rozumiałem jak może się tak truć. Przecież przez te papierosy będzie mieć raka. Wytarłem oczy i zrobiłem sobie herbatę.

Widziałem jego minę. Był na mnie zły. Spuściłem głowę, po czym położyłem się. Nie rozumiałem, dlaczego tak na mnie naskoczył.

Czy on nie rozumiał, że stał się dla mnie ważny? Wziąłem kubek i poszedłem do salonu, gdzie leżał. Usiadłem obok w fotelu, nawet na niego nie patrząc. Byłem zły.

Spojrzałem na niego. Widziałem złość w jego oczach. Skoro był zły, to po co ze mną siedział? Było mi przykro. Zakryłem głowę kocem, pociągając nosem. Nie tylko dlatego, że dokuczał mi katar. Chciało mi się płakać. Zawsze byłem wrażliwy, więc nawet mała błahostka potrafiła doprowadzić mnie do płaczu.

Westchnąłem i odłożyłem kubek na stół. Usiadłem obok niego na kanapie, po czym przytuliłem go.
- Martwię się o Ciebie – szepnąłem mu cicho do ucha. – Nie chcę żebyś umarł przez to gówno.

Nic nie powiedziałem, bo nie wiedziałem co. Łzy cisnęły mi się do oczu. Czasem denerwowała mnie ta wrażliwość, ale nic nie mogłem na to poradzić. Taki byłem od zawsze. Delikatny, słaby i wrażliwy.

Ściągnąłem mu kołdrę z głowy i zmusiłem żeby spojrzał mi w oczy.
- Nie płacz – szepnąłem, widząc łzy w jego pięknych oczach. – Pójdę na Wasz koncert – uśmiechnąłem się lekko.

Spojrzałem na niego, wycierając łzy z kącików oczu. Chciałem rzucić palenie, ale brakowało mi motywacji. Nie miałem dla kogo rzucić. - Rzucę to, obiecuję.

- Dziękuję – uśmiechnąłem się. Niepewnie nachyliłem się nad nim i przytuliłem go. Cieszyłem się, że dla mnie chciał się pozbyć nałogu.

Wtuliłem się w niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Znowu się rumieniłem. Czułem to. Chciałem to ukryć.

- Słodki jesteś – szepnąłem mu do ucha, wplatając palce w jego włosy. Pomimo tego, że był ode mnie starszy to czasami zachowywał się jak dziecko.

Ja? Słodki? Dobre sobie! Ja nie jestem słodki! Wtuliłem się w niego mocniej. Potrzebowałem tego.

Uśmiechnąłem się lekko, kładąc się na nim. Jak widać nie przeszkadzało mu to.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz się przytulałem do kogoś – mruknąłem cicho.

Nie przytulał się? To smutne. Ja przytulałem się do przyjaciół na każdym kroku. Oni zawsze mówili, ze jestem przylepą.

- Odkąd zmarła moja matka, jest to pierwszy raz do kogo tak się przytulam – mruknąłem z bólem w głosie. Nie chciałem okazywać słabości.

- Ej, nie smuć się - powiedziałem, przytulając go do siebie. Nie chciałem, żeby był smutny.

- Od ponad dziesięciu lat pokazałem moje prawdziwe uczucia. Dziwne, co? Znam Cię parę dni – uśmiechnąłem się lekko.

- Nie trzeba znać kogoś nie wiadomo ile, by móc się wygadać i pokazać swoje prawdziwe ja - powiedziałem. Znałem ten ból.

- Jestem dupkiem, wiem – wzruszyłem lekko ramionami. Położyłem czoło na jego ramieniu, dyskretnie wycierając oczy wierzchem dłoni. Nie chciałem płakać.

- Dlaczego tak sądzisz? Nie jesteś dupkiem. Nie mów tak - szepnąłem, po czym zacząłem głaskać go po głowie.

- Jestem – powiedziałem pewnie. – Ranię wszystkich w około. Nawet reszta zespołu ze mną nie wytrzymuje, dlatego się od nich odsuwam.

- Przestań. Nie mów tak, kiedy jestem obok - mruknąłem, kręcąc loczka z kosmyka jego włosów. Nie wiedziałem, czemu to wszystko robiłem. Ja... chyba się zakochałem.

- Po prostu mówię prawdę – szepnąłem, dotykając ustami jego szyi. Przy nim nie panowałem nad tym co robiłem.

Zadrżałem, czując jego usta na szyi. Zastanawiało mnie, czemu to zrobił. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć.

Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co robiłem. Odsunąłem się szybko od niego i znowu usiadłem w fotelu.
- Przepraszam, nie powinienem – powiedziałem. On pewnie i tak nie był gejem, więc nie miałem na co liczyć.

- Nie przepraszaj, w porządku - powiedziałem, spuszczając głowę. Nie chciałem, żeby się odsuwał. Musiałem się komuś wygadać. Aoi.

Zacisnąłem zęby i wziąłem kubek do ręki. Wypiłem herbatę.
- Wiesz, ja chyba będę już szedł. Potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Nie - powiedziałem cicho. ,,Nie idź, proszę...'' - powiedziałem w myślach. Nie chciałem zostać sam.

- Muszę jeszcze do łazienki – wymusiłem uśmiech i poszedłem do w/w pomieszczenia. Zamknąłem za sobą drzwi, a łzy poleciały mi po policzkach. Nie wiedziałem co się działo. Chciałem z kimś o tym porozmawiać.

Odwróciłem się w stronę oparcia, zakrywając twarz dłońmi. Znowu płakałem. Szlag by to trafił. Dlaczego musiałem być taki słaby?

Nie wiedziałem ile tam siedziałem. Byłem zagubiony. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co mam robić. Nigdy się tak nie czułem. Chciałbym z nim zostać tu na zawsze.

Byłem rozbity. Nie wiedziałem, co miało znaczyć zachowanie Kazuki' ego wobec mnie. Chciałem się do niego przytulić. Byłem bezsilny.

Chwyciłem się za włosy. Nie rozumiałem co się ze mną dzieje. Przecież nigdy się tak nie zachowywałem. Zawsze brałem co chciałem, ale jego chciałem ochraniać.

Wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej futerał. W środku był czarny akustyk. Wyjąłem go i usiadłem na łóżku. Zacząłem grać smutną melodię. Nauczył mnie jej tata. Grał ją, gdy pokłócił się z mamą.

Jak widać nawet nie zainteresował się czemu nie ma mnie tak długo. Westchnąłem i wstałem. Opłukałem twarz zimną wodą, próbując się uspokoić.

Łzy znowu płynęły po moich policzkach. Rozpłakałem się. Nie mogłem już wytrzymać. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Grałem dalej, a ta melodia dobijała mnie jeszcze bardziej.

W końcu wyszedłem z łazienki. Wszedłem do sypialni Uru i zobaczyłem go jak płacze. Zrobiło mi się cholernie smutno. Podszedłem do niego i przytuliłem się do jego pleców.
- Nie płacz, proszę – szepnąłem, obejmując go ramionami w pasie.

Niby powinienem się cieszyć, że przyszedł i mnie przytulił, ale smutek ogarniał moje serce. Po chwili jednak odłożyłem gitarę na bok, odwróciłem się i wtuliłem w niego mocno.

- Przepraszam – szepnąłem i zacząłem głaskać go po włosach. – Nie rozumiem swojego zachowania – mruknąłem, wtulając twarz w jego włosy.

Nic nie powiedziałem. Nie byłem w stanie. Właściwie nie wiedziałem, czemu płaczę. Nie mogłem tego zrozumieć.

- Wiem, że jesteś dla mnie ważny – mówiłem dalej, choć bardzo niepewnie. – Jednak nie rozumiem tego uczucia. Nie wiem co ono oznacza.

- Rozumiem - powiedziałem i odsunąłem się od niego. Nie spojrzałem mu w oczy. Nie miałem odwagi.

Złapałem go za podbródek i spojrzałem mu w oczy, po czym pocałowałem go. Nie wiedziałem dlaczego to zrobiłem.

Otworzyłem szerzej oczy. Tego się nie spodziewałem. Nie odwzajemniłem pocałunku. Byłem w zbyt wielkim szoku.

Korzystając z jego zdezorientowania, wśliznąłem się językiem do jego wnętrza. Badałem jego wewnętrzną część policzków i zacząłem zahaczać o jego język.

Odepchnąłem go od siebie. Tego było zbyt dużo. To było dla mnie za szybko. Odwróciłem wzrok, by na niego nie patrzeć.

- O kurwa – jęknąłem, odsuwając się od niego. – Przepraszam – szepnąłem i szybko poszedłem do przedpokoju. Ubrałem buty, wybiegając z jego mieszkania. Co ja zrobiłem?!

- Kazu... - nie zdążyłem go zatrzymać, bo wybiegł. - Kretynie! Po chuja żeś go odepchnął?! - warknąłem na siebie i opadłem na łóżko, krzycząc w poduszkę.


Całą drogę biegłem. Po co go całowałem?! Znienawidzi mnie! KAZUKI TY IDIOTO! W końcu dobiegłem do mieszkania. Nie przejmowałem się ojcem, który coś mówił do mnie. Wbiegłem do pokoju i zamknąłem się na klucz, po czym rzuciłem na łóżko, płacząc w poduszkę.

8 komentarzy:

  1. <3 W każdym yaoi musi być taki moment kiedy wszyscy płaczą

    OdpowiedzUsuń
  2. Uruha ty kretynie, jak mogłeś. Kazuki ty kretynie tak nagle, no wiesz....
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jest taki dzień, że po prostu, w pewnym momencie, musisz się, kurwa, rozpłakać" - Jakub Żulczyk

    Tak, to właśnie przyszło mi do głowy. xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Uru jesteś kretynem...Skoro to już to wiesz, to biegnij za Kazuki'm!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, bieganie z tak wysoka gorączka po dworze nie jest zbyt przyjemne xD

    OdpowiedzUsuń