Czerwony - Uruha (Diru)
Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Uśmiechnąłem się.
- To co, zaczynamy czy nie? - spytałem, po
czym dorwałem się do gitary blondyna. Była taka ładna.
Podszedłem do jego łóżka i usiadłem koło mojego chłopaka. Bo
mogłem go tak nazywać, prawda? Spojrzałem na jego twarz.
Podłączyłem akustyka do wzmacniacza sprawdzając, czy jest
nastrojona. Ruki wziął do ręki mikrofon, włączając go. Gdy widziałem, że jest
gotowy, zacząłem grać ,,Calm envy''.
Uśmiechnąłem się, widząc jak wiele pasji i zaangażowania
wkładają w to. Pomimo tego, że Ruki miał piękny głos, to moja uwaga była
skupiona na Uru.
Udało mi się zagrać całość bezbłędnie. Byłem z siebie dumny.
Gdy skończyłem, uśmiechnąłem się triumfalnie.
Wiedziałem, że uda mu się zagrać dobrze. Oparłem głowę o
ścianę, patrząc na nich spod przymrużonych powiek.
Po chwili wyjąłem elektryka i podłączyłem go. Obym się nie
pomylił. Zacząłem grać. Po chwili usłyszałem głębie głosu wokalisty.
Oni grali, a ja myślałem o ... jedzeniu. Tak, chyba tylko ja
tak potrafię. Nie, nie byłem głodny, ale zjadłbym coś dobrego.
Jak na razie wychodziło dobrze, nie pieprznąłem się przy
żadnym akordzie. Jednak musiałem wstać, bo coraz bardziej bolał mnie tyłek.
Zaśmiałem się cicho, widząc jak wstaje. Czyli jednak bolał
tyłek? Ruki spojrzał na mnie dość dziwnie, ale nic nie powiedziałem.
Obrzuciłem go wrogim spojrzeniem, ale grałem dalej. To jego
wina, że boli mnie dupa. Jeszcze się zemszczę.
Usłyszałem, że dzwoni mi telefon. Wyszedłem z pokoju Ruki’
ego i odebrałem. Nie chciałem im przeszkadzać.
- Co się stało, Byou? – mruknąłem.
Widziałem, jak wychodzi. Po jakiś dziesięciu minutach
skończyliśmy. Schowałem gitarę do futerału, wychodząc. Ruki mnie odprowadził.
Przed domem zobaczyłem Kazuki' ego.
- Poczekaj, spokojnie. Uspokój się – chciałem żeby się
uspokoił, bo nic nie mogłem zrozumieć. – Zakochałeś się, tak? W kim? – spytałem
niepewnie.
~ W Manabu – usłyszałem cichy głos.
Pożegnałem się z Ruki' m i podszedłem do chłopaka.
Przytuliłem się do jego pleców, całując go w kark.
- Byou tylko nie płacz – mruknąłem, wtulając się w ciepłe
ciało za mną. – Przyjedź do mnie za dwadzieścia minut. Wiesz gdzie teraz
mieszkam prawda?
~ Tak. Do zobaczenia.
- Co się stało? - spytałem obejmując go w pasie i kładąc mu
podbródek na ramieniu. Słyszałem kawałek rozmowy, więc mogłem wywnioskować, że
jakaś sprawa miłosna.
- Przyjaciel się zakochał w facecie, a na dodatek naszym
przyjacielu i nie wie co ma robić – uśmiechnąłem się lekko. – Możemy jechać do
domu? On przyjdzie za dwadzieścia minut.
- Jasne - uśmiechnąłem się, puszczając go. Odłożyłem gitarę
na tylne siedzenie, wsiadając do auta. Odpaliłem silnik i pojechałem w kierunku
domu. Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na podjeździe. Otworzyłem bramę
i wjechałem na podwórko. Wysiadłem i otworzyłem garaż. Wsiadłem z powrotem,
wjeżdżając do środka. Obaj wyszliśmy. Zamknąłem garaż i razem z ukochanym,
wszedłem do domu.
Poszedłem do pokoju i przebrałem się w luźny dres. Nie
lubiłem chodzić po domu w niczym innym. Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc
poszedłem otworzyć. Gdy tylko otworzyłem drzwi ktoś przytulił mnie mocno,
prawie wywracając. Objąłem blondyna ramionami.
Zrobiłem chłopakom herbatę, zanosząc ją do pokoju.
- Zostawię
was samych - uśmiechnąłem się. Wziąłem akustyka, mikrofon i laptopa, po czym
wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Poszedłem do salonu. Dobrze, że mamy nie
było, bo by znowu się czepiała.
Czułem, że mam już koszulkę mokrą od łez. Jednak nie
przejmowałem się tym. Pozwoliłem mu się wypłakać. W końcu gdy łzy mu się już
skończyły, zaczął mi o tym opowiadać.
Słyszałem, jak jego przyjaciel płakał. Było mi go żal.
Pamiętam, w jakim byłem w stanie, gdy się zakochałem. Całymi dniami płakałem,
byłem załamany.
Po pewnym czasie uspokoił się już całkowicie. Po prostu siedział
i wtulał się we mnie. Jak widać nie przeszkadzała mu ta cisza. Cieszyłem się,
że mi się wygadał.
Siedziałem z włączonym laptopem, nagrywając melodię, którą
napisałem parę dni temu. Chciałem to puścić chłopakom.
- Chyba pójdę do niego – szepnął cicho. – Myślisz, że
powinienem?
- Myślę, że tak. Jeśli nie zaryzykujesz to nie dowiesz się
czy on czuje do Ciebie to samo. A skoro jest Twoim przyjacielem to nie odwróci
się od Ciebie, nawet jeśli Cię nie kocha.
Widziałem, jak chłopak wychodzi z naszego pokoju. Spojrzał na
mnie, a ja uśmiechnąłem się do niego, po czym wróciłem do gry.
Odprowadziłem go do drzwi i pożegnałem się z nim. Wróciłem
do salonu. Podszedłem do chłopaka, przytulając się do jego pleców. Czułem się
już lepiej.
- I jak tam? - spytałem, patrząc na niego przez ramię.
Odłożyłem gitarę i poklepałem miejsce obok siebie.
Jednak nie skorzystałem z zaproszenia.
- Jestem głodny – pocałowałem go w policzek. – Idę sobie coś
zrobić. Chcesz też?
- Nie, dzięki - uśmiechnąłem się. Wziąłem z powrotem gitarę,
wracając do gry. Zacząłem od początku. Po paru minutach nagrałem całość.
Przejrzałem zawartość lodówki i wyciągnąłem już usmażonego
kurczaka. Odkroiłem sobie dość sporą część. Nalałem oleju na patelnię i
zacząłem smażyć ziemniaki, a po drugiej stronie położyłem mięso.
Westchnąłem, opierając się o oparcie kanapy. Zaczęła boleć
mnie głowa. To znowu te nerwy. Został jeden dzień do egzaminów.
W końcu nałożyłem wszystko na talerz. Wziąłem naczynie i
poszedłem do salonu, siadając obok chłopaka. Zabrałem się za jedzenie.
- Smacznego - mruknąłem słabo. Kręciło mi się w głowie. Ból
był nie do zniesienia. Zasłoniłem oczy ręką, by światło nie docierało do moich
oczu.
Odłożyłem talerz na stół i spojrzałem na chłopaka.
- Źle się czujesz? – spytałem, głaskając go po włosach.
- Głowa mnie boli - mruknąłem cicho. W tym momencie miałem
ochotę położyć się w ciemnej sypialni, jednak nie miałem siły się tam
doczłapać. Położyłem się na boku, kładąc głowę na jego udach.
- Może idź się położyć, co? – szepnąłem, patrząc na niego
czule. Martwiłem się o niego. – Ja zaraz tam do Ciebie przyjdę.
Pokręciłem przecząco głową. Miałem ciemno przed oczami, nic
nie widziałem. Że też musiałem się tak stresować tymi egzaminami. Te studia
kosztowały mnie więcej nerwów, niż koncerty czy użeranie się z matką.
- To pewnie przed egzamin, co? Jesteś genialnym gitarzystą.
Wierzę w Ciebie, dasz sobie radę – nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w
czoło.
- Chciałbym mieć to już za sobą - mruknąłem cicho,
przewracając się na drugi bok, jednocześnie wtulając twarz w jego brzuch.
- Dasz radę – uśmiechnąłem się. Spiąłem się gdy poczułem, że
wtula się w mój brzuch oraz obejmuje mnie w pasie. Było to dla mnie niezbyt
komfortowe, ale nie chciałem narzekać.
Westchnąłem. Puściłem go czując, jak się spina. Powoli
podniosłem się do siadu. Wstałem i podtrzymując się wszystkich możliwych mebli,
poczłapałem do sypialni.
Nie chciałem żeby to tak wyszło. Jakoś straciłem apetyt.
Talerz przykryłem drugim i włożyłem do lodówki. Wziąłem jego rzeczy i poszedłem
do sypialni. Położyłem je na ziemi, zamykając drzwi na klucz. Podszedłem do
łóżka.
Położyłem się, wtulając twarz w czarną poduszkę. Tu było tak
przyjemnie ciemno. Światło nie raziło w oczy. Kochałem swój pokój.
Nie wiedziałem czy się na mnie obraził, czy nie, więc nie
położyłem się. Wziąłem mój zeszyt i usiadłem za biurkiem.
Chciałem, żeby mnie przytulił. Chciałem o to poprosić, ale
nie miałem nawet siły się odezwać. Leżałem bezczynnie, próbując uspokoić
zszargane nerwy.
Nie mogłem się skupić. Położyłem policzek na zimnym drewnie,
wzdychając cicho. Może i było już lepiej, ale wciąż byłem słaby.
Przykryłem się kołdrą, czując chłód. Chciało mi się spać. Po
paru minutach usnąłem. Byłem zmęczony.
Nie wiem ile tak siedziałem. Zdrętwiała mi szyja i znowu
zrobiło mi się niedobrze. Wstałem, wolnym krokiem idąc do łazienki.
Śnił mi się egzamin. W tym śnie wiele razy pomyliłem akordy.
Oblali mnie. Otworzyłem szeroko oczy. Chyba popadałem w paranoję.
Zwymiotowałem i usiadłem koło ubikacji, spuściłem wodę.
Jakoś nie miałem siły wstawać. Ta podłoga była dość wygodna.
Położyłem się na brzuchu, wciskając
twarz w pościel. Wrzasnąłem w poduszkę. Byłem na siebie zły, bo ciągle
przejmowałem się tym egzaminem.
Odchyliłem głowę do tyłu, starając się uspokoić. Może lepiej
by było gdybym został w szpitalu? Nie, i tak nie wytrzymałbym tam.
Spojrzałem na zegarek. Spałem dość długo. Na zegarze właśnie
wybiła dwudziesta pierwsza. Wstałem i chwiejnym krokiem poszedłem do garderoby.
Musiałem wybrać ciuchy na jutro. Gdy już coś znalazłem, zorientowałem się, że
Kazuki' ego nie ma w pokoju. Postanowiłem go poszukać.
Nie wiem ile tak siedziałem. Nie miałem siły żeby wstać.
Mogłem stwierdzić, że nie było bardzo późno, bo ojczym nie wrócił jeszcze z
pracy, matka Uru też nie.
W salonie go nie było, w kuchni też, w innych pokojach
również, więc została tylko łazienka. Podszedłem do drzwi i zapukałem.
-
Skarbie, jesteś tam?
Usłyszałem jego głos. Martwił się o mnie?
- Ta, jestem – mruknąłem, opierając czoło o zgięte kolana.
Nie wiedziałem czy mnie usłyszał.
- Kochanie, co się dzieje? - spytałem. Martwiłem się o niego.
- Dobrze się czujesz?
- Nie – powiedziałem głośniej i objąłem nogi ramionami.
Chciałem wstać i się do niego przytulić, ale nie miałem siły.
- Mogę wejść? - spytałem. Chciałem go przytulić, pocałować.
Czekałem na pozwolenie. Nie chciałem wchodzić wbrew jego woli.
- Tak – mruknąłem, przytulając się mocniej do swoich nóg.
Chciało mi się płakać. Chciałem żeby było jak dawniej.
Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka, podchodząc do
niego. Usiadłem obok, po czym zgarnąłem go w swoje ramiona, przytulając go do
siebie.
Wtuliłem się w niego. Jego zapach i ciepło mnie trochę
uspokoiło.
- Źle się czuję – szepnąłem, przytulając policzek do jego
ramienia.
- Zaraz przejdzie, słońce - powiedziałem, głaskając go po
głowie. Było mi go szkoda.
Wtuliłem twarz w jego szyję, zamykając oczy. Wciąż było mi
niedobrze, najchętniej to spędziłbym przy ubikacji noc, żeby nie musieć do niej
latać.
- Przynieść Ci coś? Może wody? - spytałem. Bałem się o niego.
Może niepotrzebnie zabierałem go z tego szpitala.
- Nie, chciałbym się położyć – szepnąłem słabo. Byłem
ciekawy czy co normalne, że tak się czuję.
Wziąłem go na ręce i zaniosłem do pokoju. Położyłem go na
łóżku, przykrywając kołdrą.
- Prześpij się, kochanie. To dobrze Ci zrobi.
Nie kontaktowałem gdy wziął mnie na ręce. Gdy poczułem
miękki materiał, od razu wtuliłem się w kołdrę i zamknąłem oczy.
Pocałowałem go w czoło, siadając obok. Objąłem go jedną ręką,
a drugą zacząłem odgarniać mu włosy z twarzy.
Nie miałem twardego snu. Co chwilę się budziłem, ale czując
jego dotyk od razu znowu usypiałem. Miałem nadzieję, że dam radę z nim iść.
Nie spałem całą noc w razie, gdyby mnie potrzebował.
Głaskałem go po głowie, co jakiś czas całując go w czoło. Niestety około
szóstej musiałem wstać. Poszedłem wziąć prysznic. Umyłem też włosy. Po chwili
wyszedłem z kabiny i wytarłem się. Wysuszyłem włosy, wyprostowałem je i
ułożyłem. W samych bokserkach wróciłem do pokoju. Po cichu wszedłem do garderoby
i ubrałem się w czarne rurki i białą koszulę. Do tego dołożyłem czarną apaszkę.
Wyszedłem z pokoju, wracając do łazienki. Pomalowałem się i ogarnąłem do końca.
Wszedłem jeszcze na chwilę do pokoju, po czym podszedłem do łóżka. Nachyliłem
się nad chłopakiem i pocałowałem go w czoło.
Otworzyłem oczy, patrząc na niego zaspanym wzrokiem. Miałem
iść z nim, ale nie dałbym rady.
- Powodzenia – mruknąłem i wtuliłem się w jego poduszkę.
- Śpij - uśmiechnąłem się, jeszcze raz całując go w czoło.
Pogłaskałem go po policzku, po czym wyszedłem. Ubrałem glany, wziąłem kluczyki
i poszedłem do auta. Po paru minutach byłem w drodze na uczelnię. Wcale nie
uśmiechało mi się to, by tam jechać. Denerwowałem się jutrzejszym dniem.
Obiecałem sobie, że dzisiaj będę się oszczędzał, żeby jutro
pojechać tam z nim. Musiałem być przy nim. Zamknąłem oczy, śpiąc dalej.
Dojechałem na miejsce. Wysiadłem z samochodu, zamykając je.
Wszedłem do budynku i skierowałem się w kierunku auli. Po drodze dosłownie
wpadłem na Aoi' ego. Spojrzałem na niego i zamarłem. Płakał.
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Zegarek
wskazywał wczesną godzinę, więc znowu zamknąłem oczy. Chciałem odpocząć.
- Boże, Aoi, co się stało? Dlaczego płaczesz? - nic nie
powiedział, tylko przytulił się do mnie. Nie wiedziałem, o co chodziło.
-
Pokłóciłem się z Reitą - wydukał.
Znowu śnił mi się tamten dzień... Dzień, w którym zginęła
moja matka. Nie lubiłem tego snu. Zawsze przychodził w najmniej oczekiwanym
momencie.
- Nie płacz - powiedziałem, ciepłym głosem, obejmując go
mocno. Reita pewnie znowu coś odwalił. Zawsze po kłótni z Reitą, Aoi płakał.
Tak bardzo go kochał, a ten idiota go ranił.
Wtuliłem się w poduszkę Uru. Było czuć jego zapach, który
mnie uspokoił. Uśmiechnąłem się lekko przez sen.
- Co zrobił? - spytałem cicho, głaskając go po włosach.
Chciałem go jakoś uspokoić.
- Powiedział, że go ograniczam i że ma mnie dość... A potem
powiedział, że nie chce mnie widzieć na oczy - wybełkotał, wybuchając płaczem.
Normalnie zabiję skurwiela. Nigdy nie miałem z nim dobrego kontaktu. Zawsze się
kłóciliśmy.
Miałem nadzieję, że Kou wybaczy mi moją nieobecność przy
nim. Ale jutro będę na pewno – pomyślałem, wzdychając cicho. Obudziłem się i
już nie mogłem zasnąć.
- Nie płacz, ułoży się wszystko. A jeżeli Reita tak
powiedział to znaczy, że nie był Ciebie wart - powiedziałem, odsuwając go od
siebie. Podniosłem dłonie, wycierając jego policzki od łez. Dobrze, że miał
tylko lekki makijaż. Złapałem go za rękę, prowadząc do łazienki. - No dalej,
ogarnij się.
Cały ranek przeleżałem w łóżku. Przed południem przyszedł do
mnie ojczym i zaczął się drzeć, dlaczego leżę w łóżku zamiast być w szkole.
Miałem ochotę wstać i go zabić. Dobrze wiedział, że byłem chory i strasznie
słaby oraz dostałem zwolnienie od lekarza. Wtuliłem twarz w poduszkę. Nawet nie
miałem siły żeby cokolwiek powiedzieć. Chciałem żeby sobie poszedł.
Po paru minutach wyszliśmy z łazienki. Dotarliśmy na aulę.
Widziałem tam Akirę. Myślałem, że go zagryzę. Minęły dwie godziny, a ja byłem w
domu. Martwiłem się o Yuu. Był totalnie rozbity. Wszedłem do domu i zdjąłem
buty. Od razu skierowałem się do naszej sypialni. Wszedłem do środka, zamykając
drzwi na klucz. Podszedłem do łóżka, siadając na nim. Nachyliłem się nad
chłopakiem, całując go w czoło.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Widocznie musiałem usnąć
gdy tak się darł na mnie. Wyciągnąłem ręce spod kołdry, przytulając go lekko.
Przytuliłem go do siebie. Położyłem się obok, wtulając go w
swój tors.
- Jak się czujesz?
- Nie wiem – mruknąłem. – Jakoś – wtuliłem się w jego klatkę
piersiową. Brakowało mi go i to bardzo.
- Potrzebujesz czegoś? - spytałem zmartwiony. Bałem się o
niego. Pocałowałem go w głowę, głaskając go po włosach.
- Nie. Dobrze, że już jesteś – szepnąłem, obejmując go
ramionami w pasie. Nie przejąłem się nawet tym, że kołdra zsunęła się ze mnie.
Uśmiechnąłem się.
- Kocham Cię - powiedziałem. Jednak długo
się nie uśmiechałem. W głowie miałem smutną twarz Aoi' ego.
Spojrzałem na jego twarz. Widziałem, że czymś się martwił i
coś się stało.
- Co się stało? – spytałem cicho.
- Reita rzucił Aoi' ego - mruknąłem. I to jeszcze dzień przed
egzaminem. Teraz chłopak może nie zdać.
Odsunąłem się od niego i położyłem obok.
- Jedź do niego – powiedziałem poważnie. – On Cię
potrzebuje.
- Godzinę próbowałem go przekonać, żeby przyjechał tu ze mną.
Nie chciał. Powiedział, że chce być sam. Ale... cholera! - zerwałem się z
łóżka. Powiedział, że jedzie do domu. - On z nim mieszka - powiedziałem. Boję
się, że Reita mu zrobi krzywdę.
- Jedź – uśmiechnąłem się czule. – Ale uważaj na siebie.
Kocham Cię – spojrzałem na niego i wtuliłem się w jego poduszkę.
- Ja Ciebie też. Zadzwonię, jak będę wracał - powiedziałem i
wyszedłem z pokoju. Ubrałem buty i wybiegłem z domu. Nawet nie pomyślałem o
samochodzie. Chłopacy mieszkali ulicę dalej. Zacząłem biec. Gdy byłem przy
furtce słyszałem krzyk. Nie zapukałem, tylko wpadłem do ich domu, który razem
wynajmowali. Pobiegłem do ich sypialni. Wbiegłem do środka, odciągając basistę
od Yuu.
Miałem nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Jednak nie
mogłem o tym długo myśleć, ponieważ znowu zmorzył mnie sen.
- Pojebało Cię, kretynie?! Zostaw g... - nie skończyłem, bo
oberwałem z pięści w twarz. Poleciałem na ścianę, zsuwając się
po niej.
Nie pospałem długo. Miałem złe przeczucia i martwiłem się o
niego. Westchnąłem, wdychając jego zapach.
Aoi podbiegł do mnie. Wstałem z podłogi. Podszedłem do Reity,
sprzedając mu cios w szczękę. Zamroczyło go. Skorzystałem z okazji i
pociągnąłem Aoi' ego za rękę do przedpokoju. Chłopak szybko wciągnął trampki i
razem ze mną wybiegł z domu. Pędem pognaliśmy do mojego domu. Czułem, jak krew
cieknie mi z wargi i nosa.
O.O! Zapowiada się BARDZO ciekawie...
OdpowiedzUsuń