sobota, 3 sierpnia 2013

Something more? Kazuki x Uruha, 11

Czerwony - Uruha (Diru)
Biały - Kazuki (ToshiDiru)


Uśmiechnąłem się i wziąłem kawałek do ust. Słodkie. Miałem nadzieję, że będą mu smakować.

Naleśniki były pyszne, nawet bardzo pyszne. Zjadłem wszystko, oczywiście od czasu do czasu dając również chłopakowi.

- Smakowało? - spytałem. Starałem się, żeby wyszły jak należy. Nigdy nie umiałem gotować, ale musiałem sobie radzić.

- Możesz mi gotować codziennie – uśmiechnąłem się, odkładając talerz. – W życiu nie jadłem lepszych – szepnąłem i pocałowałem go w policzek. – Dziękuję.

- Drobiazg - uśmiechnąłem się nieśmiało. Było mi miło, że tak powiedział. Naprawdę nie umiałem gotować, a naleśniki robiłem pierwszy raz w życiu.

Położyłem się na plecach. Byłem najedzonym, aż mi brzuch wypchało.
- Jak będziesz mi robić takie dobre rzeczy to bardzo szybko przytyję – uśmiechnąłem się.

- Ale ja nie umiem gotować - powiedziałem, drapiąc się po głowie. Cieszyłem się, że mu smakowało, ale taka była prawda.

- Umiesz i nie pierdol – wywróciłem oczami. – Patrz jak mi brzuch wypchało – pokazałem na w/w miejsce.

- Ale ja je robiłem pierwszy raz - powiedziałem z uśmiechem. Nigdy nie umiałem gotować i nadal tak jest.

Nie mogłem go już słuchać. Złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem do pocałunku. To był chyba najlepszy sposób żeby go uciszyć.

Mruknąłem w jego usta. Gdy się odsunął, zaczerwieniłem się. 
– No, ale taka prawda. Pierwszy raz robiłem naleśniki.

- Zamknij się już, bo się obrażę. Jeśli mówię, że były pyszne to takie były – mruknąłem, przytulając się do kołdry.

- Dobrze, już nic nie mówię - powiedziałem cicho. Dlaczego nagle zrobiłeś się taki niemiły? Nie było mi miło, gdy kazał mi się zamknąć. Mógł powiedzieć to delikatniej.

- Oj, no przepraszam – szepnąłem, przyciągając go do siebie. Przytuliłem go mocno i pocałowałem w czoło.

Nic nie powiedziałem. W końcu miałem się zamknąć. Trochę mnie to zabolało. Nie chciał, żebym się odzywał, to nie będę.

- Śliczny, przepraszam – wyszeptałem mu do ucha. Nie chodziło mi o to żeby się w ogóle nie odzywał.

- Nie musiałeś tak oschle - mruknąłem cicho, ostatecznie wtulając się w niego.

- Wiem, przepraszam – objąłem go mocniej ramionami, przytulając do swojej klatki piersiowej.

Nic nie mogłem poradzić na to, że byłem tak wrażliwy. Ta sprawa z tatą, a potem nieprzyjemne sytuacje w szkole mnie zmieniły. Wszystko mi się przypomniało. Nie chciałem tego pamiętać. To był kolejny koszmar w moim życiu.

- Wybacz, Śliczny.. Nie chciałem – pocałowałem go w nos, a następnie w policzek. Przytuliłem go mocniej do swojej klatki piersiowej.

- W porządku - mruknąłem, wtulając się w niego mocniej. Miałem nadzieję, że nigdy nie dowie się, co robiłem w przeszłości.

- Zawsze taki byłeś? – spytałem, całując go we włosy. Nie chciałem żeby się smucił.

- To znaczy? - spytałem. Nie bardzo wiedziałem, o czym mówił. Niby jaki?

- Taki wrażliwy... Delikatny, że jednym zdaniem można sprawić Ci przykrość. Coś się stało, że taki jesteś?

Nie mogłem mu tego powiedzieć. To nie było raczej przez śmierć ojca. Wtedy byłem mały i nie rozumiałem jeszcze wszystkiego. Dopiero wydarzenia sprzed czterech lat mnie zmieniły. Nic nie powiedziałem. Nie mogłem. Gardziłby mną.

- Powiedz mi. Proszę. Przecież wiesz, że Cię kocham – powiedziałem łagodnym głosem, patrząc mu w oczy. – Jeśli mi opowiesz to odpowiem szczerze, bez wymigiwania się na Twoje dziesięć pytań, hm?

Nie mogłem mu tego powiedzieć. Zostawiłby mnie. Kto by chciał być z kimś takim jak ja?

- Rozumiem. Nie ufasz mi – stwierdziłem, patrząc na ścianę. Dlaczego mi nie ufał? Przecież go kocham..

- Ufam... Ale nie chcę, żebyś mną gardził - mruknąłem cicho. Bałem się jego reakcji na te informacje.

- Kocham Cię, rozumiesz? – spytałem, łapiąc go za podbródek i patrząc mu w oczy. – Nie będę Tobą gardził. Nie potrafiłbym.

Westchnąłem. Otworzyłem usta, ale nie mogło mi to przejść przez gardło. To było koszmarne uczucie. Wstydziłem się tego.

- No dalej – zachęciłem do delikatnie. Wiedziałem, że to był dla niego trudny temat, ale chciałem wiedzieć co się takiego stało.

- Ja... Miałem nieprzyjemne sytuacje w szkole. Wyzywali mnie od kurw i dziwek. Mówili, że się puszczam i dlatego mam tyle kasy - mruknąłem cicho. - Mówili, że mieszkam w burdelu.

Nie odzywałem się. Chciałem żeby się wygadał. Jednak cały czas patrzyłem mu czule w oczy.

Nie mówiłem nic więcej. Miałem nadzieję, że się domyślił. Nie mogłem tego wydusić.

- I co było dalej? – spytałem łagodnie. Chciałem wiedzieć o nim wszystko, nie ważne co by to było. Kochałem go.

- Nic. To wszystko - powiedziałem zrezygnowany. Jednak nie mogłem mu powiedzieć reszty. To było zbyt trudne.

- Proszę – szepnąłem, głaskając go po policzku. – Chcę wiedzieć. Możesz mi zaufać, Kouyou.

Zamarłem, słysząc swoje prawdziwe imię. Nie lubiłem go. 
- No wszystko, Kazuki.

Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem, ale nic nie powiedziałem. Wiedziałem, że to nie wszystko. Było coś jeszcze, coś bardzo ważnego.

Westchnąłem. Nie miałem odwagi mu powiedzieć, ale widziałem jego minę. Wstałem z łóżka i zacząłem chodzić po pokoju. Miałem ochotę zapalić, ale nie miałem fajek. Oparłem czoło o ścianę. 
- Puszczałem się za pieniądze.

Zamarłem. Jednak po chwili wstałem, podszedłem do niego i przytuliłem się do jego pleców.
- Dlaczego?

- Na początku zrobiłem to tylko dwa razy, żeby dorobić. Jednak potem byłem zmuszany. Owszem, dostawałem za to kasę, ale nie chciałem tego robić - mruknąłem cicho. Nie płakałem. Żyłem z tym od czterech lat.

- Robisz to nadal? – spytałem jeszcze ciszej. Nie brzydziłem się go. Robił co musiał.

- Nie - powiedziałem. Pewnie tak pomyślał, bo miałem pieniądze na drogie studia. Jednak nie. Za naukę płaciła mama.

- To dobrze. Ufam Ci i wiem, że mnie nie zdradzasz – powiedziałem pewnie, przytulając się do niego mocniej.

- Ja tego nie chciałem. Trzymali mnie w klatce, jako okaz specjalny. Robili ze mną, co chcieli - powiedziałem cicho. Zdradzać? Nigdy bym o tym nie pomyślał.

Obróciłem go w swoją stronę i przytuliłem. Nie brzydziłem się nim. Ja wiedziałem swoje, to mi wystarczało. Jak oni mogli robić coś takiego?!

- Nie brzydzisz się? Jesteś z dziwką - mruknąłem cicho. Każdy by się brzydził kimś takim jak ja. Pieprzyło mnie tysiące facetów, a on tak po prostu mnie przytula?

- Nie jesteś dziwką – powiedziałem pewnie. – Jesteś najlepszą osobą, którą mogłem poznać. Nawet przez sekundę nie pomyślałem o Tobie jak o dziwce. Nie brzydzę się Tobą. Kocham Cię.

Przytuliłem się do niego mocno. Zrozumiał. Nie brzydził się. Kamień spadł mi z serca. 
- Ja Ciebie też.

Po tym nie zacząłem patrzeć na niego inaczej. Wciąż był moim słodkim Urusiem. Pociągnąłem go do łóżka. Popchnąłem go na nie, a sam przytuliłem się do niego.
- To teraz pytania, jeśli chcesz – uśmiechnąłem się.

- Teraz, to ja idę spać, bo nie wstanę na... EGZAMIN! CHOLERA, NIE ZDAM! - zacząłem panikować. Miałem jeszcze poćwiczyć.

Złapałem go za podbródek i pocałowałem. Musiał się uspokoić, bo inaczej nic by z tego nie wyszło.

Przymknąłem oczy, oddając pocałunek. Jak to możliwe, że tak szybko mnie uspokoił? Normalnie anioł.

Uśmiechnąłem się, odsuwając od jego ust.
- To ty sobie poćwicz, a ja pójdę wziąć prysznic, co? – wyszeptałem przy jego wargach.

- Mhm - mruknąłem. Chciałem się z nim całować. Chciałem się do końca uspokoić. Po chwili pocałowałem go.

Mruknąłem w jego usta, oddając pocałunek. Kąpiel może poczekać. Podniosłem się i zawisnąłem nad nim.

Zarzuciłem mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej. Kochałem jego usta. Były takie słodkie i miękkie.

Przejechałem językiem po jego ustach i pogłębiłem pocałunek. Byłem ciekawy czy kolczyki mu nie przeszkadzały. Niektórzy narzekali.

Delikatnie złapałem zębami za jego kolczyk. Oddawałem pocałunki z pasją. Jednak nie były one agresywne, ale czułe.

Uśmiechnąłem się lekko, zaczynając się bawić jego językiem. Przymknąłem oczy. Miałem nadzieję, że choć trochę się uspokoił.

Odsunąłem się od jego ust. 
- No idź już do tej łazienki - powiedziałem z uśmiechem. Musiałem poćwiczyć.

- Idę – musnąłem jeszcze raz jego usta i poszedłem do w/w pomieszczenia. Czułem się dobrze, nawet bardzo dobrze.

Uśmiechnąłem się szerzej. Wstałem i wziąłem gitarę. Zacząłem grać. Bałem się tych egzaminów, ale starałem się tego nie pokazywać.

Szybko się wykąpałem i umyłem włosy. Wykonałem wieczorną toaletę, po czym wyszedłem z łazienki w samych bokserkach. Było strasznie ciepło.

Stałem w garderobie w bokserkach. Przymierzałem różne rzeczy. Musiałem się zdecydować, w co się jutro ubrać. Miałem za dużo ciuchów.

Wszedłem do sypialni i położyłem się do łóżka, przykrywając ciemną kołdrą. Patrzyłem na Uru, który stał w garderobie i nad czymś myślał.

- Nie mam się w co ubrać - mruknąłem niezadowolony. Zawsze miałem ten problem. Potrafiłem stać tak kilka godzin i zastanawiać się, co na siebie włożyć.

Zaśmiałem się cicho, przytulając do kołdry. Znałem ten ból gdy nie miałem w co się ubrać.
- Możesz wziąć coś mojego.

- Wybierzesz mi coś? Ja już nie mam cierpliwości - powiedziałem i spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem.

Wstałem i podszedłem do niego. Spojrzałem na szafę, a następnie na niego. W końcu wziąłem czarne rurki, czarną koszulę i czerwoną coś jakby kamizelkę. Podałem mu to.

Popatrzyłem na ciuchy i uśmiechnąłem się. Objąłem go w pasie, przyciągając do siebie, po czym musnąłem jego usta. 
- Dziękuję, kochanie.

Uśmiechnąłem się. Wziąłem jeszcze bransoletkę, którą dostałem od mamy i dałem mu ją.
- Będzie Ci przynosić szczęście – szepnąłem, patrząc na niego.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zaskoczył mnie. Przytuliłem się do niego. 
- Dziękuję.

Uśmiechnąłem się, przytulając go do siebie. Ta bransoletka była dla mnie ważna, dlatego chciałem żeby ją miał.

Byłem taki szczęśliwy. Wiedziałem, że mnie kocha. Po chwili się odsunąłem. 
- Idę pod prysznic - oznajmiłem. Zostawiłem ciuchy, po czym wziąłem czyste bokserki i poszedłem do łazienki.

Poszedłem do łóżka i położyłem się. Opatuliłem się kołdrą, zamknąłem oczy i momentalnie zasnąłem. Nie wiedziałem, że byłem aż tak zmęczony.

Wziąłem szybki prysznic i odświeżony wróciłem do pokoju. Uśmiechnąłem się na widok śpiącego chłopaka. Wsunąłem się pod kołdrę i przytuliłem się do jego pleców. Usnąłem.

Obudziłem się rano i przetarłem oczy. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał szóstą rano. Poleżałem jeszcze chwilę i wstałem. Przykryłem chłopaka kołdrą, samem idąc do łazienki.

Czułem, że moje ciepełko gdzieś zniknęło. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Kazuki' ego przy mnie nie było. Podniosłem się do siadu, przecierając zaspane oczy. Po chwili wstałem i poszedłem zrobić sobie herbaty. Byłem podenerwowany.

Wykonałem poranną toaletę, po czym zrobiłem makijaż. Następnie zająłem się włosami. Gdy stwierdziłem, że jest dobrze, wyszedłem z łazienki w samych bokserkach i poszedłem do sypialni. Wszedłem do garderoby. Ubrałem skarpetki oraz czarne rurki, a na górę czarną koszulkę Uru. Poszedłem do kuchni.

Nie miałem nawet ochoty jeść. Bolał mnie brzuch. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Nie mogłem utrzymać łyżeczki w ręku.

Podszedłem do chłopaka i przytuliłem się do jego pleców, całując go w szyję.
- Nie denerwuj się tak.

- Jak ma się nie denerwować? Te egzaminy są cholernie ważne. Walczę o stypendium - mruknąłem. Dzięki stypendium nie musiałbym prosić matkę o pieniądze. Odwróciłem się do niego i przytuliłem się do niego.

- Masz się nie denerwować, ponieważ grasz cudownie – szepnąłem mu do ucha, przytulając go mocniej do siebie.

Westchnąłem. 
- Idę się ogarnąć - dopiłem herbatę i poszedłem do łazienki. Umyłem się, pomalowałem i wyprostowałem włosy. Umyłem zęby, po czym poszedłem do sypialni. Ubrałem skarpetki i ubrania, które wybrał mi Kazuki. Po chwili założyłem bransoletkę, którą od niego dostałem. Wziąłem obie gitary i poszedłem do przedpokoju. Egzaminy były dość wcześnie rano, więc musieliśmy się już zbierać. Ubrałem glany i zaniosłem je do auta. Wróciłem się po telefon, portfel i klucze. - Idziesz, skarbie?

- Hai – mruknąłem zszokowany. Wyglądał jeszcze lepiej niż przypuszczałem. Poszedłem do sypialni. Wziąłem telefon oraz portfel, a na rękę założyłem pieszczochę. Poszedłem do przedpokoju i ubrałem glany.

Uśmiechnąłem się, widząc jego minę. 
- Coś nie tak? - spytałem, patrząc na niego, a potem po sobie.

Pokręciłem przecząco głową, podchodząc do niego. Objąłem go w pasie.
- Wyglądasz pięknie – szepnąłem i musnąłem jego usta, a następnie wyszedłem z mieszkania.

Uśmiechnąłem się nieśmiało, czując jak się rumienię. Poszedłem za nim, zamykając drzwi na klucz. Wsiadłem do samochodu i zapiąłem pas.

Usiadłem od strony pasażera i włączyłem płytę jego zespołu. Lubiłem ich słuchać, a szczególnie gitary.

Odpaliłem silnik i odjechałem spod domu. Denerwowałem się. Najgorsze jest to, że jak któryś z nas nawali, to obaj jesteśmy udupieni.

Całą drogę drapałem go po kolanie i patrzyłem na jego twarz. Chciałem go jakoś uspokoić. Miałem pomysł, ale zrealizuję go później.

Po jakiś piętnastu minutach byliśmy pod uniwersytetem. Wysiadłem z auta, biorąc gitary. Zamknąłem auto. 
- Weźmiesz jedną?

- Hai – uśmiechnąłem się i wziąłem akustyczną. – Możemy iść na chwilę do łazienki? – spytałem.

- Jasne - powiedziałem i poprowadziłem chłopaka do toalety. Odstawiłem gitarę pod ścianę, o którą również się oparłem.

Szybko przejrzałem toaletę sprawdzając czy jest pusta. Podszedłem do chłopaka i oparłem się rekami koło jego głowy. Nachyliłem się nad nim, całując go w usta.

Mruknąłem w jego usta, od razu oddając pocałunek. Zarzuciłem mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej siebie.

Naparłem mocniej na jego ciało, pogłębiając pieszczotę. Chciałem żeby się uspokoił i wiedział, że jestem obok.

Trochę się uspokoiłem. Po chwili oderwałem się od niego. 
- Musimy iść, bo jesteśmy z Ruki’ m na początku.

- Dobrze – uśmiechnąłem się i wyszedłem z łazienki razem z Uru. Szedłem za nim, zupełnie nie wiedziałem gdzie.

Dotarliśmy pod salę egzaminacyjną. Ruki już tam na mnie czekał. 
- Czy ty też masz wrażenie, że zaraz zejdziesz? - spytał blondyn. Pokiwałem twierdząco głową.

Wokalista przywitał się ze mną, a ja jedynie lekko się uśmiechnąłem. Spojrzałem na Uru. Denerwował się, widziałem to.

- Kouyou Takashima i Takanori Matsumoto - słyszałem nasze nazwiska i zamarłem. Wziąłem od chłopaka gitarę i uśmiechnąłem się. - Trzymaj kciuki - powiedziałem i musnąłem jego wargi, po czym razem z Ruki' m weszliśmy do środka.

Uśmiechnąłem się lekko i czekałem. Widziałem spojrzenia, jakimi mnie obdarzali, ale miałem to gdzieś.

Weszliśmy i rozpakowaliśmy gitary. Zagraliśmy wszystko dość poprawnie. Miałem nadzieję, że nam się uda. Z sali wyszliśmy po piętnastu minutach. W dłoniach mieliśmy indeksy.

Uśmiechnąłem się i przytuliłem go.
- Gratuluję. - Po drugiej stronie zobaczyłem blondyna z opaską na nosie. – Czy to ten Reita?

- No tak - mruknąłem, patrząc na Suzuki' ego. Miałem złe przeczucia.

Odsunąłem się od niego i zacząłem iść w kierunku tego chłopaka. Gdy do niego doszedłem, uderzyłem go z pięści w twarz. Może i nie odzyskałem do końca sił, ale słaby nie byłem. Złapałem go za koszulkę i przyparłem do ściany.
- Uderz jeszcze raz mojego chłopaka czy choćby go dotknij, a porozmawiamy zupełnie inaczej, jasne?! – wysyczałem.

- Kazuki! - podbiegłem do nich, odciągając ukochanego od basisty. - Uspokój się - powiedziałem, stając między nimi.

- Gdyby nie to, że jestem chory, to nie podniósłbyś się z podłogi – warknąłem. Miałem ochotę go zabić.

- Przestań, Kazuki! - podszedłem do niego, przytulając go do siebie. - Uspokój się, proszę - powiedziałem błagalnym tonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz