sobota, 3 sierpnia 2013

Something more? Kazuki x Uruha, 12

Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Czerwony - Uruha (Diru)


Spojrzałem na Uru i złość mi przeszła. Uśmiechnąłem się lekko, obejmując go w pasie. Zacząłem iść w kierunku, gdzie został Ruki.

Odeszliśmy od basisty. Jednak nie chciałem iść do domu. Za chwilę Aoi miał egzamin. Chciałem z nim zostać. 
- Zostaniemy jeszcze chwilę? - spytałem, widząc Yuu idącego w kierunku sali.

- Tak – odpowiedziałem, siadając na ziemi. Miałem ochotę zabić blondyna. Miał szczęście, że byłem chory.

Uśmiechnąłem się do bruneta. Odwzajemnił uśmiech i wszedł do sali. Siedział tam z dwadzieścia minut. Po tym czasie wyszedł. 
- I co?! - spytałem, podbiegając do niego.

Siedziałem na ziemi i bawiłem się kolczykiem w wardze. Widziałem wzrok tych wszystkich ludzi, ale jakoś nie przejmowałem się tym. Niech sobie myślą co chcą.

- Zdałem - powiedział, a ja przytuliłem go. Wiedziałem, że mu się uda. Był cholernie genialnym gitarzystą.

Zmrużyłem oczy, patrząc na Uru tulącego się do ciemno-włosego. Widziałem wzrok tego drugiego.

Odsunąłem się od niego, uśmiechając się. Odwróciłem się do ukochanego i podszedłem do niego. 
- Idziemy?

Wstałem z ziemi, otrzepując tyłek.
- Tak – mruknąłem i wziąłem jedną gitarę. Swoją drogą nie wiem po co brał dwie.

Podszedłem bliżej i złapałem ukochanego za rękę, idąc z nim do samochodu. Był jakiś taki markotny.

Nie pasował mi ten wzrok od Yuu. Tak się nie patrzy na przyjaciela. Odłożyłem gitarę do samochodu i usiadłem od strony pasażera.

Schowałem instrument i usiadłem za kierownicą. Spojrzałem na chłopaka. Nie uśmiechał się. 
- Nie cieszysz się, że zdałem?

- Co? – spojrzałem na niego. – No pewnie, że się cieszę – uśmiechnąłem się i nachyliłem nad nim, całując go w usta. On był mój, nie dam go sobie odebrać.

- Wiec czemu jesteś taki markotny? - spytałem cicho. Coś mi tu nie grało. Jeszcze kilkanaście minut temu wszystko był okej.

- Po prostu boli mnie głowa. Nie chciałem Cię martwić – pogłaskałem go po policzku. Nie kłamałem, na prawdę bolała mnie głowa.

- Rozumiem - powiedziałem i pojechałem do domu. Wiedziałem, że to nie tylko o to chodziło.

- I mówiłem, że nie masz się co stresować, bo jesteś świetnym gitarzystą, prawda? – uśmiechnąłem się do niego.

Uśmiechnąłem się. W końcu dojechaliśmy do domu. Cały dzień minął nam spokojnie. Jedliśmy czekoladę, oglądaliśmy filmy, wydurnialiśmy się, aż w końcu zastał wieczór.

W końcu położyłem się do łóżka. Uruha położył się obok, a następnie wtulił w moją klatkę piersiową. Objąłem do ramionami i zamknąłem oczy.
- Dobranoc, kochanie – szepnąłem. – Kocham Cię.

- Ja Ciebie też - powiedziałem sennie i zasnąłem. Byłem wykończony. Ten dzień był strasznie męczący.

Spałem spokojnie całą noc. Chyba byłem zbyt wyczerpany tym wszystkim. Ale cieszyłem się, bo Uru się dostał i czułem się lepiej.

Rano musiałem wstać wcześnie, bo szedłem na uczelnię. Dzisiaj same nudy, tylko i wyłącznie wykłady. Wstałem, ogarnąłem się i wyszedłem. Kiedy wychodziłem do szkoły, Kazuki jeszcze spał. Nie chciałem go budzić.

Obudziłem się przed południem. Wstałem i doprowadziłem się do stanu używalności. Następnie poszedłem do kuchni żeby coś zjeść. Czułem się już dobrze i pewnie przybrałem na wadze. Było to widać.

Tak jak mówiłem, w szkole strasznie się nudziłem. Skończyłem dopiero koło szesnastej. Wracałem do domu z Aoi' m, rozmawiając o wydarzeniach z ostatnich dni. Kiedy w końcu dotarliśmy pod mój dom, Aoi zaczął: 
- Chciałem Ci podziękować za wszystko. To dla mnie dużo znaczy - powiedział, po czym przytulił mnie, całując w policzek. - Jeszcze raz dzięki - mruknął i poszedł. Ja z kolei wlazłem do domu i zdejmując buty, poszedłem do kuchni. Ujrzałem tam Kazuki' ego. 
- Hej, skarbie - podszedłem do niego, chcąc się przytulić.

- Co to miało być? – spytałem, odsuwając się od niego. Widziałem to wszystko. Ten buziak i wszystko... Było widać, że ten Yuu zadurzył się w nim.

- Ale co? - spytałem, nie wiedząc o co chodzi. Dlaczego się odsunął? Zabolało mnie to.

- Przytulił Cię, pocałował – powiedziałem, mrużąc oczy. Tak, byłem zazdrosny. – Co to miało być?

- Podziękował mi tylko za pomoc. Jesteśmy przyjaciółmi - powiedziałem. - Kochanie, nie bądź zazdrosny - powiedziałem, ponawiając próbą przytulenia go.

Przyparłem go do szafki, patrząc mu w oczy.
- Jesteś mój – szepnąłem, po czym pocałowałem go namiętnie w usta. Od razu pogłębiłem pieszczotę. Miałem na niego ochotę.

Zdziwiłem się. Nie oddałem pocałunku. Nie podobało mi się to. Był zbyt brutalny.

Włożyłem mu ręce pod koszulkę, gładząc jego brzuch i tors. Zacząłem bawić się jego językiem.

Mruknąłem, odpychając go od siebie. 
- Co się z Tobą dzieje, do cholery?! - spytałem. On nigdy taki nie był. Był delikatny i czuły. Teraz zachowywał się agresywnie.

- Mam ochotę na seks – stwierdziłem. Zacząłem lizać go po szyi. – Nie mów, że nie chcesz – szepnąłem, zjeżdżając ręką na jego krocze.

- Nie chcę! - krzyknąłem, ponownie go odpychając. - Nigdy taki nie byłeś! Co się z Tobą stało?

- Daj spokój, kotek. Po prostu chcę się z Tobą kochać... Podnieciłeś się – naparłem na niego. Ręką ścisnąłem jego członka przez spodnie.

- Nh...przestań! - krzyknąłem. Próbowałem go odepchnąć, ale był zbyt silny. Szamotałem się, wyrywałem, ale to nic nie dawało. - Zostaw!

- Wiem, że tego chcesz – odpiąłem mu spodnie, pocierając jego męskość. – Przecież nic Ci nie zrobię. Kocham Cię – szepnąłem mu do ucha i polizałem je.

- Puść mnie do cholery! - tego już było za wiele. Podniosłem nogę, po czym kopnąłem go kolanem w czule miejsce. Zgiął się, a ja skorzystałem z okazji i uciekłem do sypialni, zamykając drzwi. Stanąłem przy nich, by nie mógł ich otworzyć.

- Oj kotek, kotek.. Grabisz sobie – szepnąłem cicho. Usiadłem na blacie i wziąłem kubek z herbatą do ręki. – I tak Cię dzisiaj wezmę, choćby siłą.

Usiadłem pod drzwiami. Co się z nim działo? Przecież nigdy mnie nie zmuszał. Nigdy nie był taki brutalny.

Po godzinie bezczynnego siedzenia poszedłem do przedpokoju. Zamknąłem drzwi wejściowe. Skierowałem się do naszej sypialni. Otworzyłem drzwi. Widziałem Uru. Leżał na łóżku. Zamknąłem drzwi na klucz i odłożyłem go na szafkę obok.

Spojrzałem na niego. Widziałem złość na jego twarzy. Wcisnąłem się w poduszki. Bałem się tego, co ma zamiar zrobić.

Podszedłem do łóżka i usiadłem obok niego. Zacząłem głaskać go po plecach.
- Dlaczego mi odmawiasz? – spytałem cicho.

- Bo Cię nie poznaję. Nigdy mnie nie zmuszałeś, a teraz nagle próbowałeś to na mnie wymusić. Co się z Tobą dzieje?

- Przepraszam, nie tak to miało wyglądać. Po prostu chciałbym się z Tobą kochać – nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w policzek.

- Ale ja tego nie chcę - powiedziałem zły. Wstałem i chciałem wyjść z pokoju, ale pociągnął mnie brutalnie z powrotem na łóżko.

- Nie utrudniaj – mruknąłem, siadając mu na biodrach. Ściągnąłem z niego koszulkę i pocałowałem go w usta.

Znowu zacząłem się wyrywać. Cholernie tego nie chciałem. Nie, kiedy się tak zachowuje. Nie odwzajemniłem pocałunku.

Wziąłem mój pasek i przywiązałem mu ręce do ramy łóżka. Chciałem by przestał się wyrywać. Zacząłem całować i lizać jego szyję.

Szamotałem się. 
- Zostaw mnie! Puszczaj do cholery! Nie chc... - nie udało mi się skończyć. Poczułem ból na policzku. Uderzył mnie...

W końcu się zamknął. Ściągnąłem z niego spodnie oraz bokserki, po czym zacząłem pieścić jego członka. Podniecił się.

Zamknąłem oczy. Jęknąłem. Nie mogłem na niego patrzeć. Co się stało z moim kochanym, delikatnym i czułym Kazuki' m?

Naśliniłem palce i włożyłem w niego jeden.
- Kocham Cię, Śliczny – szepnąłem, liżąc jego szyję. Zawsze to lubił.

Zagryzłem wargę, powstrzymując jęk. Chciało mi się płakać. Nie, Ty mnie nie kochasz... Już nie...

Po kolei dodawałem kolejne palce. Gdyby się nie wyrywał to wszystko wyglądałoby inaczej. Sam wybrał taką formę. W końcu wyciągnąłem z niego palce. Rozebrałem się i naparłem penisem na jego wejście.

Szarpnąłem się, jednak od razu tego pożałowałem. Ponownie dostałem w twarz. Po chwili poczułem ostry ból w dolnej partii ciała. Wrzasnąłem, gdy wszedł we mnie brutalnie.

- Nie szarp się – mruknąłem, łapiąc go za biodra i wchodząc w niego do końca. – Jak cudownie ciasno – wymruczałem mu do ucha, po czym zacząłem lizać go po szyi.

Łzy popłynęły mi po policzkach. Bolało jak cholera. Poczułem się tak, jak cztery lata temu, gdy gwałciło mnie trzech facetów na raz... gdy trzymali mnie w klatce, robiąc ze mną co chcą... Poczułem się jak dziwka.

Złapałem za jego członka. Chciałem mu również sprawić przyjemność. Wytarłem mu policzki.
- Nie płacz, kochanie. Kocham Cię.

- Nie dotykaj mnie... - szepnąłem, odwracając głowę. Spojrzałem w dół i zobaczyłem krew. Przestraszyłem się, płacząc jeszcze mocniej.

W końcu doszedłem w jego wnętrzu. Ruszałem jeszcze chwilę ręką na jego członku i poczułem jego spermę. Zlizałem ją.
- Byłeś cudowny, skarbie – wymruczałem mu do ucha.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie wierzyłem, że był zdolny zrobić coś takiego. Czym mu zawiniłem?

Wyszedłem z jego wnętrza i rozwiązałem mu ręce. Przykryłem go kołdrą, całując w czoło.
- Słodkich snów – szepnąłem i ubrałem bokserki.

Nie spałem... Nie mogłem... Czy on nie widział tej krwi? Byłem rozbity. Odsunąłem się od niego, zwijając się w kłębek. Wszystko mnie bolało.

Położyłem się za nim i objąłem go w pasie, wtulając się w jego plecy. Kochałem go i to bardzo.

Strzepnąłem z siebie jego rękę, odsuwając się na sam kraniec łóżka. Nie byłem w stanie zrobić nic innego. On mnie zgwałcił...

Wywróciłem oczami, ale nie przysunąłem się do niego znowu. Przejdzie mu. Wtuliłem się w poduszkę.

Nie mogłem spać przez całą noc. Gdy zauważyłem, że zasnął, powoli wstałem i po cichu podszedłem do drzwi. Ledwo stałem na nogach. Wziąłem klucz z szafki i otworzyłem je. Wyszedłem z pokoju, kierując się do łazienki. Czułem, jak po udach spływa mi jego sperma wymieszana z moją krwią.

Nie spałem. Słyszałem jak wychodzi z pomieszczenia, jednak nie zatrzymywałem go. Nie rozumiałem dlaczego mi to robi. Czy on nie widzi jak Yuu na niego patrzy?

Zamknąłem drzwi na zamek. Upadłem na kolana i zacząłem płakać. Jak on mógł to zrobić? Przecież mówił, że mnie kocha.

Kochałem go. Kochałem go tak, że to aż bolało. Ale dlaczego on mi to zrobił? Może on mnie nie kocha? Pewnie go już nie obchodzę... Powoli wstałem i ubrałem się. Wziąłem telefon, po czym wyszedłem z mieszkania.

Nie miałem na nic siły. Padłem na zimną podłogę. Nic nie widziałem. Straciłem przytomność.

I tak pewnie teraz nie chciał mnie widzieć, więc co za różnica czy byłbym w domu, czy nie? To nie miało znaczenia... A zresztą nie miałem zamiaru wracać, nie teraz.

Nie wiem, ile tak leżałem. Obudziłem się całkowicie wyprany z sił i jakichkolwiek emocji. Powoli wstałem i poszedłem się umyć. Gdy już to zrobiłem, wróciłem do sypialni. Ubrałem się i wyszedłem. Ubrałem glany, wychodząc z domu. Nawet nie zamknąłem drzwi. Chciałem się komuś wygadać. Poszedłem na cmentarz... do taty.

Chodziłem po mieście. Nie wiedziałem co mam robić, miałem mętlik w głowie. W końcu wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do osoby, której ufałem najbardziej.

Po paru minutach byłem na miejscu. Usiadłem na ławeczce, płacząc. Chciałem, żeby mój tata był obok... żeby mnie przytulił.

Do domu wróciłem parę dni później. Nie chciałem tam wracać ani go widzieć, ale musiałem. W końcu tam mieszkałem. Wszedłem do środka. W salonie widziałem Uru, ale zignorowałem go i poszedłem do kuchni.

Siedziałem skulony. Widziałem jak wchodzi. Chciałem, żeby było jak dawniej. Chciałem, żeby był taki czuły i kochany. Żeby mnie przytulił i pocałował. Moje serce płakało.

Po drodze zrzuciłem wazon. Nigdy mi się nie podobał, mój ojczym przywlókł go tutaj z mieszkania, nie wiem po co. Wziąłem z kuchni czekoladę i poszedłem do łazienki. Jak widać nawet się nie martwił, nie zadzwonił.. Dobrze myślałem. Nie liczyłem się dla niego.

Czułem się koszmarnie. Nadal wszystko mnie bolało, a w środku czułem pustkę. Serce mi pękło. On mnie już nie kochał.

Dzwonił mi telefon. Wziąłem urządzenie i cisnąłem nim przez całe pomieszczenia. Roztrzaskał się o ścianę.

Znowu się rozpłakałem. Kiedy on się tak zmienił? Co ja zrobiłem nie tak? Nie mogłem tego znieść. Przecież był taki delikatny, troskliwy.

Wziąłem czarną kredkę do ręki i napisałem na lustrze: „Kocham Cię, wybacz mi. Byłem zazdrosny...” Odłożyłem ją do koszyczka, po czym poszedłem do sypialni. Wszedłem do garderoby. Wziąłem do ręki jego pierwszą lepszą bluzkę i przytuliłem się do niej, siadając na ziemi.

Poszedłem do łazienki, by jakoś się uspokoić. Gdy podniosłem głowę, zobaczyłem napis. Jeszcze bardziej się rozpłakałem. Poszedłem do sypialni. Widziałem, jak przytula się do mojej koszulki. Nic nie powiedziałem. Cofnąłem się do ściany i osunąłem się po niej, płacząc.

Wdychałem jego zapach, próbując się jakoś uspokoić. Nawet nie wiem kiedy, ale usnąłem, trzymając jego bluzkę kurczowo w dłoniach.

Znowu źle się poczułem. Kręciło mi się w głowie. Upadłem. Zemdlałem.

Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Widziałem jak Uru leży na ziemi i nie rusza się. Podszedłem do niego. Zemdlał. Wziąłem go na ręce i położyłem do łóżka. Znowu wróciłem na miejsce, biorąc dodatkowo jego bluzę.

Nie budziłem się przez parę dni. Miałem cichą nadzieję, że jak otworzę oczy, to on będzie przy mnie, a ja ujrzę jego zatroskany wyraz twarz.

Martwiłem się o niego. Siedziałem na łóżku obok i patrzyłem na jego twarz. Na podłodze w garderobie znalazłem zerwaną bransoletkę, którą mu dałem. Od tamtej pory ciągle trzymałem ją w rękach.

Powoli zacząłem się budzić. Uchyliłem powieki i ujrzałem Kazuki' ego. Momentalnie zachciało mi się płakać.

Zobaczyłem, że się obudził. Położyłem bransoletkę na poduszce koło jego głowy.
- Nie powinieneś jej niszczyć – szepnąłem, łamiącym się głosem. – Pomimo tego jak bardzo mnie nienawidzisz to ... nie powinieneś – mruknąłem i wstałem, chcąc wyjść.

- Stój - powiedziałem, zanim wyszedł. Zatrzymał się. - Pomimo tego, jak bardzo byłeś zazdrosny, nie musiałeś mnie gwałcić.

- Nie powinienem – przyznałem i wyszedłem z pokoju. Poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, patrząc w ścianę. Kolejna pamiątka po mojej mamie została zniszczona.

Spojrzałem na bransoletkę. Brakowało w niej kółka, które łączyło jeden koniec z drugim. Wstałem i zacząłem szukać. Znalazłem i naprawiłem. Usiadłem na podłodze, biorąc kartkę i długopis. Postanowiłem napisać mu list. ,,Kazuki... ostatnio w ogóle Cię nie poznaję. Nie wiem, czemu tak zareagowałeś na Aoi' ego. Rozumiem, że mogłeś być zazdrosny. Ale czy nie mogliśmy załatwić tego rozmową? Twoje zachowanie bardzo mnie skrzywdziło. Ja też mam uczucia, wiesz? Nie jestem Twoją zabawką. Nie jestem dziwką, z którą możesz robić to, na co masz ochotę. Zabolało mnie to, Kazuki. Mimo tego nie odszedłem od Ciebie. Wiesz dlaczego? Bo cholernie Cię kocham. Kocham Cię nad życie, rozumiesz? Mam nadzieję, że tak. Przepraszam, że zniszczyłem bransoletkę. Naprawiłem ją, bo wiem, że jest dla Ciebie ważna...” Położyłem list razem z bransoletką na łóżku, po czym tylnym wyjściem, wyszedłem z domu, idąc na cmentarz.

Chciałem z nim porozmawiać. Wszedłem do sypialni, jednak nigdzie go nie było. Zauważyłem kartkę i bransoletkę. Przeczytałem list i rozpłakałem się jak dziecko. Wiedziałem, że źle zrobiłem. Powoli wstałem, idąc do garderoby. Wziąłem z wieszaka jego bluzę i znowu poszedłem do sypialni. Położyłem się na łóżku, skuliłem się i wtuliłem w bluzę chłopaka. W drugiej dłoni ściskałem list.

Na cmentarzu siedziałem dobrą godzinę. Chciałem dużej, ale zaczęło padać. Postanowiłem wrócić do domu. Wszedłem tym samym wyjściem, którym się wymknąłem. Wróciłem do sypialni. Chciałem się przebrać, bo byłem przemoczony do suchej nitki.

Wyczerpany płaczem, usnąłem. Chciałem żeby było jak dawniej, jak przed tym wydarzeniem. Wtuliłem się mocniej w bluzę.

Widziałem, że śpi, jednak nie byłem w stanie do niego podejść. Kiedy zdejmowałem bluzę z wieszaka, strącając kilka innych. Spadły na podłogę, robiąc hałas. Powoli zacząłem je zbierać.

Otworzyłem oczy. Widziałem Uru w garderobie. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu.

Nic nie powiedziałem. Posprzątałem i biorąc ciepły dres, poszedłem do łazienki, zostawiając za sobą mokre ślady. Było mi zimno.

Czyli tak to będzie wyglądało? Będziemy siebie ignorować? Znowu się rozpłakałem i wtuliłem w jego bluzę. Miałem dość.

Przebrałem się i w jeszcze mokrych włosach wróciłem do pokoju. Usiadłem za nim na łóżku, po drodzę zgarniając miśka, którego dostałem od taty. Przytuliłem się do niego, opadając na poduszkę. Znowu płakałem.

Przysunąłem się i niepewnie przytuliłem do niego. Byłem ciekawy czy mnie odepchnie. Należało mi się.
- Przepraszam Cię.

Nic nie powiedziałem, ale też go nie odepchnąłem. Potrzebowałem czułości. Tylko tego.

2 komentarze:

  1. Wszystko naraz, ok.
    Boskie...
    Ale czemu każdy robi z (mojego) Reity brutala?Hmm...?
    Ahh...
    Chociaż myślałam że Uruha będzie seme no ale mówi się trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa to czemu Reita jest brutalem to nie do mnie, tylko do Diru, bo ona takowego go zrobiła ^^

      Usuń