Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Czerwony - Uruha (Diru)
Spojrzałem na Uru i złość mi przeszła. Uśmiechnąłem się
lekko, obejmując go w pasie. Zacząłem iść w kierunku, gdzie został Ruki.
Odeszliśmy od basisty. Jednak nie chciałem iść do domu. Za
chwilę Aoi miał egzamin. Chciałem z nim zostać.
- Zostaniemy jeszcze chwilę? - spytałem, widząc Yuu idącego w kierunku sali.
- Zostaniemy jeszcze chwilę? - spytałem, widząc Yuu idącego w kierunku sali.
- Tak – odpowiedziałem, siadając na ziemi. Miałem ochotę
zabić blondyna. Miał szczęście, że byłem chory.
Uśmiechnąłem się do bruneta. Odwzajemnił uśmiech i wszedł do
sali. Siedział tam z dwadzieścia minut. Po tym czasie wyszedł.
- I co?! - spytałem, podbiegając do niego.
- I co?! - spytałem, podbiegając do niego.
Siedziałem na ziemi i bawiłem się kolczykiem w wardze.
Widziałem wzrok tych wszystkich ludzi, ale jakoś nie przejmowałem się tym.
Niech sobie myślą co chcą.
- Zdałem - powiedział, a ja przytuliłem go. Wiedziałem, że mu
się uda. Był cholernie genialnym gitarzystą.
Zmrużyłem oczy, patrząc na Uru tulącego się do
ciemno-włosego. Widziałem wzrok tego drugiego.
Odsunąłem się od niego, uśmiechając się. Odwróciłem się do
ukochanego i podszedłem do niego.
- Idziemy?
- Idziemy?
Wstałem z ziemi, otrzepując tyłek.
- Tak – mruknąłem i wziąłem jedną gitarę. Swoją drogą nie
wiem po co brał dwie.
Podszedłem bliżej i złapałem ukochanego za rękę, idąc z nim
do samochodu. Był jakiś taki markotny.
Nie pasował mi ten wzrok od Yuu. Tak się nie patrzy na
przyjaciela. Odłożyłem gitarę do samochodu i usiadłem od strony pasażera.
Schowałem instrument i usiadłem za kierownicą. Spojrzałem na
chłopaka. Nie uśmiechał się.
- Nie cieszysz się, że zdałem?
- Nie cieszysz się, że zdałem?
- Co? – spojrzałem na niego. – No pewnie, że się cieszę –
uśmiechnąłem się i nachyliłem nad nim, całując go w usta. On był mój, nie dam
go sobie odebrać.
- Wiec czemu jesteś taki markotny? - spytałem cicho. Coś mi
tu nie grało. Jeszcze kilkanaście minut temu wszystko był okej.
- Po prostu boli mnie głowa. Nie chciałem Cię martwić –
pogłaskałem go po policzku. Nie kłamałem, na prawdę bolała mnie głowa.
- Rozumiem - powiedziałem i pojechałem do domu. Wiedziałem,
że to nie tylko o to chodziło.
- I mówiłem, że nie masz się co stresować, bo jesteś
świetnym gitarzystą, prawda? – uśmiechnąłem się do niego.
Uśmiechnąłem się. W końcu dojechaliśmy do domu. Cały dzień
minął nam spokojnie. Jedliśmy czekoladę, oglądaliśmy filmy, wydurnialiśmy się,
aż w końcu zastał wieczór.
W końcu położyłem się do łóżka. Uruha położył się obok, a
następnie wtulił w moją klatkę piersiową. Objąłem do ramionami i zamknąłem
oczy.
- Dobranoc, kochanie – szepnąłem. – Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - powiedziałem sennie i zasnąłem. Byłem
wykończony. Ten dzień był strasznie męczący.
Spałem spokojnie całą noc. Chyba byłem zbyt wyczerpany tym
wszystkim. Ale cieszyłem się, bo Uru się dostał i czułem się lepiej.
Rano musiałem wstać wcześnie, bo szedłem na uczelnię. Dzisiaj
same nudy, tylko i wyłącznie wykłady. Wstałem, ogarnąłem się i wyszedłem. Kiedy
wychodziłem do szkoły, Kazuki jeszcze spał. Nie chciałem go budzić.
Obudziłem się przed południem. Wstałem i doprowadziłem się
do stanu używalności. Następnie poszedłem do kuchni żeby coś zjeść. Czułem się
już dobrze i pewnie przybrałem na wadze. Było to widać.
Tak jak mówiłem, w szkole strasznie się nudziłem. Skończyłem
dopiero koło szesnastej. Wracałem do domu z Aoi' m, rozmawiając o wydarzeniach
z ostatnich dni. Kiedy w końcu dotarliśmy pod mój dom, Aoi zaczął:
- Chciałem Ci podziękować za wszystko. To dla mnie dużo znaczy - powiedział, po czym przytulił mnie, całując w policzek. - Jeszcze raz dzięki - mruknął i poszedł. Ja z kolei wlazłem do domu i zdejmując buty, poszedłem do kuchni. Ujrzałem tam Kazuki' ego.
- Hej, skarbie - podszedłem do niego, chcąc się przytulić.
- Chciałem Ci podziękować za wszystko. To dla mnie dużo znaczy - powiedział, po czym przytulił mnie, całując w policzek. - Jeszcze raz dzięki - mruknął i poszedł. Ja z kolei wlazłem do domu i zdejmując buty, poszedłem do kuchni. Ujrzałem tam Kazuki' ego.
- Hej, skarbie - podszedłem do niego, chcąc się przytulić.
- Co to miało być? – spytałem, odsuwając się od niego.
Widziałem to wszystko. Ten buziak i wszystko... Było widać, że ten Yuu zadurzył
się w nim.
- Ale co? - spytałem, nie wiedząc o co chodzi. Dlaczego się
odsunął? Zabolało mnie to.
- Przytulił Cię, pocałował – powiedziałem, mrużąc oczy. Tak,
byłem zazdrosny. – Co to miało być?
- Podziękował mi tylko za pomoc. Jesteśmy przyjaciółmi -
powiedziałem. - Kochanie, nie bądź zazdrosny - powiedziałem, ponawiając próbą
przytulenia go.
Przyparłem go do szafki, patrząc mu w oczy.
- Jesteś mój – szepnąłem, po czym pocałowałem go namiętnie w
usta. Od razu pogłębiłem pieszczotę. Miałem na niego ochotę.
Zdziwiłem się. Nie oddałem pocałunku. Nie podobało mi się to.
Był zbyt brutalny.
Włożyłem mu ręce pod koszulkę, gładząc jego brzuch i tors.
Zacząłem bawić się jego językiem.
Mruknąłem, odpychając go od siebie.
- Co się z Tobą dzieje, do cholery?! - spytałem. On nigdy taki nie był. Był delikatny i czuły. Teraz zachowywał się agresywnie.
- Co się z Tobą dzieje, do cholery?! - spytałem. On nigdy taki nie był. Był delikatny i czuły. Teraz zachowywał się agresywnie.
- Mam ochotę na seks – stwierdziłem. Zacząłem lizać go po
szyi. – Nie mów, że nie chcesz – szepnąłem, zjeżdżając ręką na jego krocze.
- Nie chcę! - krzyknąłem, ponownie go odpychając. - Nigdy
taki nie byłeś! Co się z Tobą stało?
- Daj spokój, kotek. Po prostu chcę się z Tobą kochać...
Podnieciłeś się – naparłem na niego. Ręką ścisnąłem jego członka przez spodnie.
- Nh...przestań! - krzyknąłem. Próbowałem go odepchnąć, ale
był zbyt silny. Szamotałem się, wyrywałem, ale to nic nie dawało. - Zostaw!
- Wiem, że tego chcesz – odpiąłem mu spodnie, pocierając
jego męskość. – Przecież nic Ci nie zrobię. Kocham Cię – szepnąłem mu do ucha i
polizałem je.
- Puść mnie do cholery! - tego już było za wiele. Podniosłem
nogę, po czym kopnąłem go kolanem w czule miejsce. Zgiął się, a ja skorzystałem
z okazji i uciekłem do sypialni, zamykając drzwi. Stanąłem przy nich, by nie mógł
ich otworzyć.
- Oj kotek, kotek.. Grabisz sobie – szepnąłem cicho.
Usiadłem na blacie i wziąłem kubek z herbatą do ręki. – I tak Cię dzisiaj
wezmę, choćby siłą.
Usiadłem pod drzwiami. Co się z nim działo? Przecież nigdy
mnie nie zmuszał. Nigdy nie był taki brutalny.
Po godzinie bezczynnego siedzenia poszedłem do przedpokoju.
Zamknąłem drzwi wejściowe. Skierowałem się do naszej sypialni. Otworzyłem
drzwi. Widziałem Uru. Leżał na łóżku. Zamknąłem drzwi na klucz i odłożyłem go
na szafkę obok.
Spojrzałem na niego. Widziałem złość na jego twarzy. Wcisnąłem
się w poduszki. Bałem się tego, co ma zamiar zrobić.
Podszedłem do łóżka i usiadłem obok niego. Zacząłem głaskać
go po plecach.
- Dlaczego mi odmawiasz? – spytałem cicho.
- Bo Cię nie poznaję. Nigdy mnie nie zmuszałeś, a teraz nagle
próbowałeś to na mnie wymusić. Co się z Tobą dzieje?
- Przepraszam, nie tak to miało wyglądać. Po prostu
chciałbym się z Tobą kochać – nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w
policzek.
- Ale ja tego nie chcę - powiedziałem zły. Wstałem i chciałem
wyjść z pokoju, ale pociągnął mnie brutalnie z powrotem na łóżko.
- Nie utrudniaj – mruknąłem, siadając mu na biodrach.
Ściągnąłem z niego koszulkę i pocałowałem go w usta.
Znowu zacząłem się wyrywać. Cholernie tego nie chciałem. Nie,
kiedy się tak zachowuje. Nie odwzajemniłem pocałunku.
Wziąłem mój pasek i przywiązałem mu ręce do ramy łóżka.
Chciałem by przestał się wyrywać. Zacząłem całować i lizać jego szyję.
Szamotałem się.
- Zostaw mnie! Puszczaj do cholery! Nie chc... - nie udało mi się skończyć. Poczułem ból na policzku. Uderzył mnie...
- Zostaw mnie! Puszczaj do cholery! Nie chc... - nie udało mi się skończyć. Poczułem ból na policzku. Uderzył mnie...
W końcu się zamknął. Ściągnąłem z niego spodnie oraz
bokserki, po czym zacząłem pieścić jego członka. Podniecił się.
Zamknąłem oczy. Jęknąłem. Nie mogłem na niego patrzeć. Co się
stało z moim kochanym, delikatnym i czułym Kazuki' m?
Naśliniłem palce i włożyłem w niego jeden.
- Kocham Cię, Śliczny – szepnąłem, liżąc jego szyję. Zawsze
to lubił.
Zagryzłem wargę, powstrzymując jęk. Chciało mi się płakać.
Nie, Ty mnie nie kochasz... Już nie...
Po kolei dodawałem kolejne palce. Gdyby się nie wyrywał to
wszystko wyglądałoby inaczej. Sam wybrał taką formę. W końcu wyciągnąłem z
niego palce. Rozebrałem się i naparłem penisem na jego wejście.
Szarpnąłem się, jednak od razu tego pożałowałem. Ponownie
dostałem w twarz. Po chwili poczułem ostry ból w dolnej partii ciała.
Wrzasnąłem, gdy wszedł we mnie brutalnie.
- Nie szarp się – mruknąłem, łapiąc go za biodra i wchodząc
w niego do końca. – Jak cudownie ciasno – wymruczałem mu do ucha, po czym
zacząłem lizać go po szyi.
Łzy popłynęły mi po policzkach. Bolało jak cholera. Poczułem
się tak, jak cztery lata temu, gdy gwałciło mnie trzech facetów na raz... gdy
trzymali mnie w klatce, robiąc ze mną co chcą... Poczułem się jak dziwka.
Złapałem za jego członka. Chciałem mu również sprawić przyjemność.
Wytarłem mu policzki.
- Nie płacz, kochanie. Kocham Cię.
- Nie dotykaj mnie... - szepnąłem,
odwracając głowę. Spojrzałem w dół i zobaczyłem krew. Przestraszyłem się,
płacząc jeszcze mocniej.
W końcu doszedłem w jego wnętrzu. Ruszałem jeszcze chwilę
ręką na jego członku i poczułem jego spermę. Zlizałem ją.
- Byłeś cudowny, skarbie – wymruczałem mu do ucha.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie wierzyłem, że był
zdolny zrobić coś takiego. Czym mu zawiniłem?
Wyszedłem z jego wnętrza i rozwiązałem mu ręce. Przykryłem
go kołdrą, całując w czoło.
- Słodkich snów – szepnąłem i ubrałem bokserki.
Nie spałem... Nie mogłem... Czy on nie widział tej krwi?
Byłem rozbity. Odsunąłem się od niego, zwijając się w kłębek. Wszystko mnie
bolało.
Położyłem się za nim i objąłem go w pasie, wtulając się w
jego plecy. Kochałem go i to bardzo.
Strzepnąłem z siebie jego rękę, odsuwając się na sam kraniec
łóżka. Nie byłem w stanie zrobić nic innego. On mnie zgwałcił...
Wywróciłem oczami, ale nie przysunąłem się do niego znowu.
Przejdzie mu. Wtuliłem się w poduszkę.
Nie mogłem spać przez całą noc. Gdy zauważyłem, że zasnął,
powoli wstałem i po cichu podszedłem do drzwi. Ledwo stałem na nogach. Wziąłem
klucz z szafki i otworzyłem je. Wyszedłem z pokoju, kierując się do łazienki.
Czułem, jak po udach spływa mi jego sperma wymieszana z moją krwią.
Nie spałem. Słyszałem jak wychodzi z pomieszczenia, jednak
nie zatrzymywałem go. Nie rozumiałem dlaczego mi to robi. Czy on nie widzi jak
Yuu na niego patrzy?
Zamknąłem drzwi na zamek. Upadłem na kolana i zacząłem
płakać. Jak on mógł to zrobić? Przecież mówił, że mnie kocha.
Kochałem go. Kochałem go tak, że to aż bolało. Ale dlaczego
on mi to zrobił? Może on mnie nie kocha? Pewnie go już nie obchodzę... Powoli
wstałem i ubrałem się. Wziąłem telefon, po czym wyszedłem z mieszkania.
Nie miałem na nic siły. Padłem na zimną podłogę. Nic nie
widziałem. Straciłem przytomność.
I tak pewnie teraz nie chciał mnie widzieć, więc co za
różnica czy byłbym w domu, czy nie? To nie miało znaczenia... A zresztą nie
miałem zamiaru wracać, nie teraz.
Nie wiem, ile tak leżałem. Obudziłem się całkowicie wyprany z
sił i jakichkolwiek emocji. Powoli wstałem i poszedłem się umyć. Gdy już to
zrobiłem, wróciłem do sypialni. Ubrałem się i wyszedłem. Ubrałem glany,
wychodząc z domu. Nawet nie zamknąłem drzwi. Chciałem się komuś wygadać.
Poszedłem na cmentarz... do taty.
Chodziłem po mieście. Nie wiedziałem co mam robić, miałem
mętlik w głowie. W końcu wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do osoby, której ufałem
najbardziej.
Po paru minutach byłem na miejscu. Usiadłem na ławeczce,
płacząc. Chciałem, żeby mój tata był obok... żeby mnie przytulił.
Do domu wróciłem parę dni później. Nie chciałem tam wracać
ani go widzieć, ale musiałem. W końcu tam mieszkałem. Wszedłem do środka. W
salonie widziałem Uru, ale zignorowałem go i poszedłem do kuchni.
Siedziałem skulony. Widziałem jak wchodzi. Chciałem, żeby
było jak dawniej. Chciałem, żeby był taki czuły i kochany. Żeby mnie przytulił
i pocałował. Moje serce płakało.
Po drodze zrzuciłem wazon. Nigdy mi się nie podobał, mój
ojczym przywlókł go tutaj z mieszkania, nie wiem po co. Wziąłem z kuchni
czekoladę i poszedłem do łazienki. Jak widać nawet się nie martwił, nie
zadzwonił.. Dobrze myślałem. Nie liczyłem się dla niego.
Czułem się koszmarnie. Nadal wszystko mnie bolało, a w środku
czułem pustkę. Serce mi pękło. On mnie już nie kochał.
Dzwonił mi telefon. Wziąłem urządzenie i cisnąłem nim przez
całe pomieszczenia. Roztrzaskał się o ścianę.
Znowu się rozpłakałem. Kiedy on się tak zmienił? Co ja
zrobiłem nie tak? Nie mogłem tego znieść. Przecież był taki delikatny,
troskliwy.
Wziąłem czarną kredkę do ręki i napisałem na lustrze:
„Kocham Cię, wybacz mi. Byłem zazdrosny...” Odłożyłem ją do koszyczka, po czym
poszedłem do sypialni. Wszedłem do garderoby. Wziąłem do ręki jego pierwszą
lepszą bluzkę i przytuliłem się do niej, siadając na ziemi.
Poszedłem do łazienki, by jakoś się uspokoić. Gdy podniosłem
głowę, zobaczyłem napis. Jeszcze bardziej się rozpłakałem. Poszedłem do
sypialni. Widziałem, jak przytula się do mojej koszulki. Nic nie powiedziałem.
Cofnąłem się do ściany i osunąłem się po niej, płacząc.
Wdychałem jego zapach, próbując się jakoś uspokoić. Nawet
nie wiem kiedy, ale usnąłem, trzymając jego bluzkę kurczowo w dłoniach.
Znowu źle się poczułem. Kręciło mi się w głowie. Upadłem.
Zemdlałem.
Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Widziałem jak Uru leży
na ziemi i nie rusza się. Podszedłem do niego. Zemdlał. Wziąłem go na ręce i
położyłem do łóżka. Znowu wróciłem na miejsce, biorąc dodatkowo jego bluzę.
Nie budziłem się przez parę dni. Miałem cichą nadzieję, że
jak otworzę oczy, to on będzie przy mnie, a ja ujrzę jego zatroskany wyraz
twarz.
Martwiłem się o niego. Siedziałem na łóżku obok i patrzyłem
na jego twarz. Na podłodze w garderobie znalazłem zerwaną bransoletkę, którą mu
dałem. Od tamtej pory ciągle trzymałem ją w rękach.
Powoli zacząłem się budzić. Uchyliłem powieki i ujrzałem
Kazuki' ego. Momentalnie zachciało mi się płakać.
Zobaczyłem, że się obudził. Położyłem bransoletkę na
poduszce koło jego głowy.
- Nie powinieneś jej niszczyć – szepnąłem, łamiącym się
głosem. – Pomimo tego jak bardzo mnie nienawidzisz to ... nie powinieneś –
mruknąłem i wstałem, chcąc wyjść.
- Stój - powiedziałem, zanim wyszedł. Zatrzymał się. - Pomimo
tego, jak bardzo byłeś zazdrosny, nie musiałeś mnie gwałcić.
- Nie powinienem – przyznałem i wyszedłem z pokoju.
Poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, patrząc w ścianę. Kolejna pamiątka po
mojej mamie została zniszczona.
Spojrzałem na bransoletkę. Brakowało w niej kółka, które
łączyło jeden koniec z drugim. Wstałem i zacząłem szukać. Znalazłem i
naprawiłem. Usiadłem na podłodze, biorąc kartkę i długopis. Postanowiłem
napisać mu list. ,,Kazuki... ostatnio w ogóle Cię nie poznaję. Nie wiem, czemu
tak zareagowałeś na Aoi' ego. Rozumiem, że mogłeś być zazdrosny. Ale czy nie
mogliśmy załatwić tego rozmową? Twoje zachowanie bardzo mnie skrzywdziło. Ja
też mam uczucia, wiesz? Nie jestem Twoją zabawką. Nie jestem dziwką, z którą
możesz robić to, na co masz ochotę. Zabolało mnie to, Kazuki. Mimo tego nie
odszedłem od Ciebie. Wiesz dlaczego? Bo cholernie Cię kocham. Kocham Cię nad
życie, rozumiesz? Mam nadzieję, że tak. Przepraszam, że zniszczyłem
bransoletkę. Naprawiłem ją, bo wiem, że jest dla Ciebie ważna...” Położyłem
list razem z bransoletką na łóżku, po czym tylnym wyjściem, wyszedłem z domu,
idąc na cmentarz.
Chciałem z nim porozmawiać. Wszedłem do sypialni, jednak
nigdzie go nie było. Zauważyłem kartkę i bransoletkę. Przeczytałem list i
rozpłakałem się jak dziecko. Wiedziałem, że źle zrobiłem. Powoli wstałem, idąc
do garderoby. Wziąłem z wieszaka jego bluzę i znowu poszedłem do sypialni.
Położyłem się na łóżku, skuliłem się i wtuliłem w bluzę chłopaka. W drugiej
dłoni ściskałem list.
Na cmentarzu siedziałem dobrą godzinę. Chciałem dużej, ale
zaczęło padać. Postanowiłem wrócić do domu. Wszedłem tym samym wyjściem, którym
się wymknąłem. Wróciłem do sypialni. Chciałem się przebrać, bo byłem
przemoczony do suchej nitki.
Wyczerpany płaczem, usnąłem. Chciałem żeby było jak dawniej,
jak przed tym wydarzeniem. Wtuliłem się mocniej w bluzę.
Widziałem, że śpi, jednak nie byłem w stanie do niego
podejść. Kiedy zdejmowałem bluzę z wieszaka, strącając kilka innych. Spadły na
podłogę, robiąc hałas. Powoli zacząłem je zbierać.
Otworzyłem oczy. Widziałem Uru w garderobie. Chciałem coś
powiedzieć, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu.
Nic nie powiedziałem. Posprzątałem i biorąc ciepły dres,
poszedłem do łazienki, zostawiając za sobą mokre ślady. Było mi zimno.
Czyli tak to będzie wyglądało? Będziemy siebie ignorować?
Znowu się rozpłakałem i wtuliłem w jego bluzę. Miałem dość.
Przebrałem się i w jeszcze mokrych włosach wróciłem do
pokoju. Usiadłem za nim na łóżku, po drodzę zgarniając miśka, którego dostałem
od taty. Przytuliłem się do niego, opadając na poduszkę. Znowu płakałem.
Przysunąłem się i niepewnie przytuliłem do niego. Byłem
ciekawy czy mnie odepchnie. Należało mi się.
- Przepraszam Cię.
Nic nie powiedziałem, ale też go nie odepchnąłem.
Potrzebowałem czułości. Tylko tego.
Wszystko naraz, ok.
OdpowiedzUsuńBoskie...
Ale czemu każdy robi z (mojego) Reity brutala?Hmm...?
Ahh...
Chociaż myślałam że Uruha będzie seme no ale mówi się trudno.
Aaaa to czemu Reita jest brutalem to nie do mnie, tylko do Diru, bo ona takowego go zrobiła ^^
Usuń