Witam.
Wiecie co? Nie mogę uwierzyć.. Ech..
Wczoraj the GazettE miało koncert, który miał być live na yt, ale niestety nie transmitowali go. I oczywiście 'fani' zaczęli ich hejtować o_O Przecież to nie zależy od zespołu, prawda? A zresztą fani powinni zrozumieć, a nie jechać na zespół.
Weszłam dzisiaj na fb i widzę: "Nie transmitowali koncertu, bo Ruki się nie pomalował." ... Kto takie rzeczy wymyśla? Kami- sama. Albo takie coś: "Według mnie wszyscy powinniśmy teraz pięknie "podziękować" Kubanie, GazettE oraz PSC za piękny koncert na żywo. [...] Osobiście czekam na komentarze Ruki' ego i Aoi' ego na ich tt, o ile w ogóle się pojawią." Osobiście uważam, że to nie zależy od nich, ale co ja tam mogę wiedzieć, prawda? Ech.. Okej, mi też było przykro, że nie było tego koncertu na yt... No, ale ... ale ... ale ... Słów nie mam.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Codziennie będzie pojawiać się nowy rozdział. Mam parę opowiadań napisanych z Diru, które już skończyłyśmy. Nie chcę wstawiać wszystkiego na raz, więc jeśli będę wstawiać raz dziennie to myślę, że starczy.
W ogóle... Chciałoby się komuś poprawić 358 stron opowiadania? *śmiech* Tak bardzo mi się nie chce za to brać... Ech...
Zapraszam na kolejny rozdział.
Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Czerwony - Uruha (Diru)
Wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową, a dłonie zacisnąłem
na jego bluzie.
- Przepraszam. Ja... nie chciałem żeby to tak wyszło. Kocham
Cię – szepnąłem i rozpłakałem się jeszcze bardziej.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wybaczyłem. Nie wiedziałem
jednak, czy to się nie powtórzy. Tego bałem się najbardziej.
Gdy nic nie zrobił to wiedziałem, że go straciłem. Powoli
odsunąłem się od niego i zacząłem zsuwać z łóżka.
Kiedy widziałem, jak chce odejść, zerwałem się i przytuliłem
do niego.
- Nie odchodź... Nie zostawiaj mnie... - miałem taki sam głos
jak po koncercie. Czułem się tak samo. Nie chciałem, żeby mnie zostawiał.
- Przepraszam Cię – wyszeptałem kolejny raz. Odwróciłem się
do niego i wtuliłem w jego klatkę piersiową. Unikałem jego wzroku, nie byłbym w
stanie spojrzeć mu w oczy.
Objąłem go mocniej. Miałem nadzieję, ze wszystko się ułoży.
- Kocham Cię...
- Ja Ciebie też kocham – szepnąłem, łamiącym się głosem. Po
chwili znowu się rozpłakałem. Nie mogłem się uspokoić.
- Cii - zacząłem głaskać go po głowie. Nie płakałem. Nie
miałem już czym. Przytuliłem go jeszcze mocniej.
To wcale nie pomogło, ale sprawiło, że rozpłakałem się
jeszcze bardziej. Miałem nadzieję, że zrozumie, że żałuję.
- Nie płacz... - mruknąłem cicho. Rozumiałem. Wybaczyłem. -
Wybaczam Ci - dobrze zrobiłem? Tak, dobrze. Takie było moje zdanie. Bo jeśli
się kocha, to się wybacza, prawda?
- Przepraszam Cię – szepnąłem ledwo dosłyszalnie. – Po
prostu za dużo razy mnie zdradzano. Bałem się, że ty również to zrobisz.. A
przez swoją głupotę o mało co Cię nie straciłem.
- Nie zostawiłem Cię, bo Cię kocham - powiedziałem cicho,
przytulając go mocno. Nagle usłyszałem otwieranie się drzwi frontowych.
Wrócili.
- Nie puszczaj mnie, proszę – szepnąłem, wtulając się w
niego mocniej. Nie obchodziło mnie to, że mogą tu wejść.
- Nie puszczę. Cichutko, nie płacz już - powiedziałem,
głaszcząc go po włosach. W pewnym momencie do pokoju weszła mama.
- Synku, wróci... A co się stało? Czemu on płacze? - spytała
zmartwiona. Aż mnie zdziwiło to, że nagle zaczęła się martwić.
Wtuliłem się w niego bardziej, dłonie zaciskając na jego
koszulce. Pociągnąłem nosem i powoli uspokoiłem się.
- Nic, mamo. Po prostu gorszy dzień - wytłumaczyłem spokojnie.
Nie mogła się dowiedzieć.
- No dobrze. Jak będziecie czegoś potrzebować, to wołajcie -
uśmiechnęła się i wyszła. Co jej się stało? Kim jesteś i co zrobiłaś z moją
matką?
- Kocham Cię, Śliczny – wyszeptałem mu do ucha. W końcu
uspokoiłem się już całkowicie, ale nie chciałem się od niego odsuwać.
Potrzebowałem go.
- Ja Ciebie też - powiedziałem i spojrzałem na niego.
Odsunąłem się na parę milimetrów, patrząc na jego twarz. Wytarłem mu policzki.
- Lepiej Ci?
- Nie – szepnąłem. Miałem okropne wyrzuty sumienia. Wzrok
spuściłem, nie patrzyłem mu w oczy. Nie mogłem.
Westchnąłem, poprawiając się wygodniej. Nadal wszystko mnie
bolało. Nie mogłem usiedzieć w miejscu.
- Przepraszam – szepnąłem i zszedłem z niego. Widziałem, że
go bolało. Zacząłem się nerwowo bawić palcami.
Nie wiedziałem, co mam zrobić... co powiedzieć. Niby mu
wybaczyłem, jednak nadal miałem obawy. Nadal bałem się, że to się powtórzy.
Moje zaufanie do niego już nie było takie duże.
Wstałem i wyszedłem do łazienki. Nie mogłem tam już
usiedzieć, była zbyt napięta atmosfera. Zmyłem kredkę z lustra i usiadłem na
brzegu wanny.
Nie chciałem, by wychodził. Spuściłem głowę. Spojrzałem na
zegarek. Była dwudziesta druga. Postanowiłem położyć się spać. W końcu jutro
już musiałem iść na uczelnię. Położyłem się pod kołdrę i przytulając miśka,
zasnąłem.
W końcu wyszedłem z łazienki. Wszedłem do pokoju i zamknąłem
drzwi na klucz. Podszedłem do łóżka i niepewnie położyłem się obok niego.
- Tak bardzo chciałbym cofnąć czas – szepnąłem, dotykając
palcami jego policzka.
Czułem, jak mnie dotyka. Tak delikatnie... Jakby właśnie
wrócił dawny Kazuki. Cieszyłem się, że znowu taki był. Jednak wiedziałem, że
już nic nie będzie takie jak kiedyś.
Po chwili jednak odsunąłem się od niego na drugi koniec
łóżka. Chwyciłem jego bluzę, która leżała w nogach i przytuliłem się do niej,
odwracając się do niego plecami.
Miałem dość nieprzyjemny sen. Śniła mi się klatka. Byłem w
niej ja. Ręce miałem przywiązane łańcuchami do sufitu. W ustach miałem knebel.
Weszło dwóch facetów z różnymi zabaweczkami. Zaczęło się.
Miałem ochotę odwrócić się i mocno go przytulić. Wiedziałem
jednak, że on tego nie chce. Zraniłem go w najgorszy sposób jaki mógł istnieć.
Wyrywałem się. Nie mogłem krzyczeć, bo nie miałem jak.
Płakałem. To było nie do zniesienia. Chciałem, żeby teraz Kazuki mnie
przytulił.
Słyszałem jak kręci się niespokojnie. Obróciłem się i
przytuliłem go mocno do siebie. Zacząłem głaskać go po włosach.
Gdy tylko poczułem, jak mnie przytula, od razu się
uspokoiłem. Z mojej głowy zniknął obraz gwałtu, a pojawiła się łąka. Siedziałem
na niej z Kazuki' m.
- Tak bardzo Cię przepraszam – szepnąłem. Wiedziałem, że śpi
i nie usłyszy. – Nie rozumiem dlaczego to zrobiłem, przecież tak bardzo Cię
kocham. Nie chcę Cię stracić.
Przytulał mnie i mówił, że kocha. Po chwili wstał i poszedł
przed siebie. Wrócił z bukiecikiem polnych kwiatków. Ten sen był taki miły.
Pocałowałem go w czoło, przyciągając do siebie bliżej.
Chciałem mu to jakoś wynagrodzić, ale nie miałem pomysłu jak.
Uśmiechnąłem się przez sen. Takie sny mogłem mieć codziennie.
Chciałem, żeby ten sen był rzeczywistością.
Nie spałem całą noc, nie mogłem usnąć. A zresztą wolałem
głaskać go po włosach i od czasu do czasu całować w czoło.
Obudziłem się około szóstej. Otworzyłem zaspane oczy i
spojrzałem na chłopaka. Wtuliłem się w niego mocno. Nie chciało mi się wstawać.
Uśmiechnąłem się czule, widząc go zasapanego i przytuliłem
go mocniej do siebie.
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Dobrze - powiedziałem. Nic nie wspomniałem o tym złym śnie.
- Miałem fajny sen - oznajmiłem. Zachowywałem się, jakby nic się nie stało. Nie
chciałem tego pamiętać.
- Opowiesz mi o nim? – spytałem. Byłem ciekawy co takiego mu
się śniło. Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.
- Siedzieliśmy na łące. Przytulaliśmy się, mówiłeś, że mnie
kochasz - mruknąłem. - A potem dałeś mi bukiecik z polnych kwiatów -
powiedziałem. Tak miło mi się to wspominało.
- To słodkie – pocałowałem go w policzek. – Pójdziemy
dzisiaj do kina? – spytałem, uśmiechając się lekko.
- Możemy iść - spojrzałem na zegarek. Musiałem wstać. - Muszę
iść na uczelnię - mruknąłem niezadowolony.
- Wiem. Ja od następnego tygodnia idę do szkoły... Dwa
miesiące mnie nie było, mam nadzieję, że jakoś to nadrobię – pogłaskałem go po
policzku.
- Pomogę Ci - powiedziałem z uśmiechem, po czym podniosłem
się do siadu. Przetarłem jeszcze oczy, po czym wstałem, stając na podłodze.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się, wtulając w jego poduszkę. –
Jesteś głodny? Zrobić Ci może coś?
- Nie, zjem w szkole - uśmiechnąłem się. Poszedłem do
garderoby i zacząłem wybierać ciuchy. Wziąłem rurki i jakąś koszulkę, która
okazała się być własnością Kazuki' ego. Po drodze do drzwi uderzyłem się w
kolano. Znowu będę miał siniaka. Miałem dwa wielkie na wewnętrznej stronie ud.
Przymknąłem oczy. Jakoś nie chciało mi się wstawać. Miałem
nadzieję, że kiedyś mi wybaczy do końca.
Poszedłem do łazienki. Rozebrałem się, stając w samych
bokserkach. Musiałem wrócić się do pokoju po czyste. Westchnąłem i poszedłem z
powrotem.
Widziałem jak wchodzi do sypialni w samych bokserkach.
Spojrzałem na jego nogi, a w moich oczach od razu pojawiły się łzy.
Widziałem jego smutny wzrok. Podszedłem do niego i
pocałowałem go w policzek.
- Nie przejmuj się. Znikną - powiedziałem i wziąłem z
garderoby czystą bieliznę, po czym wróciłem do łazienki.
Znowu wziąłem jego bluzę, przytulając się do niej.
Jednocześnie przytulałem się również do jego poduszki. Pociągnąłem nosem.
Rozebrałem się do końca, wchodząc pod prysznic. Szybko się
umyłem, ubrałem i uczesałem, po czym zabrałem się za makijaż. Zauważyłem
znikające zasinienie na policzku. Wziąłem do ręki podkłady i zacząłem to
zakrywać. Pomalowałem oczy i wyszedłem z łazienki. Poszedłem do pokoju po
zeszyty. Podszedłem do chłopaka, chcąc się z nim pożegnać. Cała złość ze mnie uleciała.
Gdy nachylił się nade mną, pocałowałem go w policzek. Nie
mogłem się zdobyć na nic więcej.
Wziąłem torbę i wyszedłem z pokoju. Ubrałem glany, po czym
wyszedłem z domu, idąc na uniwersytet. Postanowiłem iść pieszo.
Prawie do południa leżałem w łóżku. Później wstałem, zjadłem
coś i poszedłem pod prysznic. Wyszedłem spod prysznica. Wytarłem się, umyłem
zęby i wysuszyłem włosy. Później zrobiłem makijaż i ułożyłem włosy. Poszedłem
do garderoby żeby się ubrać.
Dotarłem do budynku i od razu skierowałem się na zajęcia. Jak
zwykle się nudziłem. Lubiłem te studia, ale nie mogłem już tu wysiedzieć.
Włączyłem laptop i otworzyłem pocztę. Miałem pełno
wiadomości od przewodniczącego klasy, były to same kopie notatek. Westchnąłem,
otwierając kolejną. To mam dość sporo do nadrobienia.
W ogóle nie słuchałem wykładowcy, nie robiłem notatek.
Oczywiście to zauważył i mnie przepytał. Połowy nie wiedziałem, bo nie było
mnie parę dni na wykładach.
Wziąłem zeszyt z japońskiego i zabrałem się za przepisywanie.
Żałowałem, że wybrałem akurat ten kierunek. Nie wiem co mnie podkusiło.
Gdy już dał mi spokój, usiadłem na swoim miejscu i próbowałem
się skupić. Gdy wychodziłem, wykładowca mnie zatrzymał. Powiedział, że będę
musiał zaliczyć u niego te lekcje. Myślałem, że żartuje. To była jakaś masakra.
Prawie się załamałem. Jedna notatka miała osiem stron, a nie
było mnie przez prawie dwa miesiące. Japoński miałem czasem dwa czy trzy razy
dziennie.
Skończyłem około piętnastej. Po drodze wpadłem do Meev' a po
notatki. Dobrze, że był na tym samym roku. Wróciłem do domu o szesnastej.
Wszedłem do domu, zdejmując buty. Poszedłem do sypialni, widząc Kazuki' ego
siedzącego przy lekcjach.
Poczułem, że ktoś przytula się do moich pleców. Odwróciłem
głowę w bok i uśmiechnąłem się lekko. Pocałowałem go w policzek.
- Co robisz? - spytałem, opierając podbródek na jego
ramieniu. Widziałem te notatki na ekranie. Masakra.
- Przepisuję japoński – mruknąłem załamany. Pisałem szybko,
więc parę dni już miałem przepisanych.
- Pomóc Ci? - spytałem. Chciałem go jakoś odciążyć. Moje
lekcje mogą poczekać.
- Nie, poradzę sobie – odwróciłem się do niego i posadziłem
go na swoich udach. – Jak na uczelni?
- Chujnia - mruknąłem cicho. Nie było dobrze. Pierwszy raz
zdarzyło mi się coś takiego. Zawsze chodziłem na wszystkie wykłady, a jak mnie
pytano, wszystko wiedziałem.
- Biedny – szepnąłem, głaskając go po głowie. – Może
odpuścimy sobie dzisiaj to kino? Chyba musisz się pouczyć.
- Niee - mruknąłem. - Do kina możemy iść przecież wieczorem -
powiedziałem, przytulając się do niego.
- Nie chcę żebyś przeze mnie nie uczył się i nie chodził na
zajęcia – szepnąłem, obejmując go mocniej. Ojczyma i matki Uru nie było w domu,
więc nie musiałem się martwić, że zobaczą.
- Ale to tylko kilka dni do nadrobienia. Zaliczę to...
spokojnie - powiedziałem, wtulając twarz w jego szyję. Chciałem spędzić z nim
czas, a nie siedzieć nad książkami.
- No dobrze – pocałowałem go w policzek. Spojrzałem na
zeszyt i stwierdziłem, że jak skończę przepisywać, to będę musiał kupić nowy.
Uśmiechnąłem się. Skoro mieliśmy iść do kina, to musiałem się
wziąć za naukę.
- To idę ogarnąć ten materiał.
- Dobrze, ja przepiszę tyle, ile się da – puściłem go.
Zszedł ze mnie. Usiadłem na krześle „po turecku” i znowu wziąłem się za
przepisywanie.
Wyjąłem notatki z torby i podszedłem do ksero. Zacząłem
kopiować. Nie chciało mi się przepisywać. Wróciłem na łóżko i zacząłem się
uczyć. Kiedy opanowałem większość, opadłem na plecy.
- Kochanie, a na co idziemy?
- Hm? – oderwałem wzrok od zeszytu i spojrzałem na niego.
Wyłączyłem się. – Aa.. Zobaczysz.
- No poowiedz mii - zamarudziłem. Już mi się nudziło.
Chciałem wyjść.
- Nie, nie powiem – zaśmiałem się, zamykając zeszyt.
Przepisałem już wszystko i jak myślałem, musiałem kupić nowy.
- Buuuu - mruknąłem niezadowolony. Nadymałem policzki,
krzyżując ręce na piersi. Nie lubiłem, kiedy się ze mną droczył.
- Hai, hai. Też Cię kocham – uśmiechnąłem się. Wstałem i
podszedłem do niego. Usiadłem mu na biodrach. – Będziesz się na mnie długo
obrażał? – spytałem, robiąc smutną minę.
Zadrżałem, kiedy usiadł na mnie. Wtedy też tak zrobił.
- Chodźmy już do tego kina - powiedziałem tylko.
Zauważyłem jego reakcję. W oczach zakręciły mi się łzy. Bał
się mnie, cholera. Wstałem i poszedłem do łazienki.
- Kurwa... - mruknąłem i pobiegłem za nim. Nie chciałem, żeby
tak wyszło. Po prostu to do mnie wróciło. Dogoniłem go na korytarzu. Złapałem
go za rękę, zatrzymując go.
Złapał mnie za rękę. Stanąłem w miejscu, spuszczając głowę.
Nie chciałem żeby się mnie bał, to nie miało tak wyglądać.
Podszedłem bliżej, przytulając się do niego.
- Przepraszam - mruknąłem. - Nie smuć się.
Nic nie powiedziałem. Pociągnąłem nosem, zaczynając bawić
się koszulką. Miałem ochotę znowu zamknąć się w pokoju i z niego nie wychodzić.
- Przepraszam... - zapłakałem. Nie chciałem, żeby mnie
zostawiał. - Zepsułem nam wieczór. Przepraszam...
- Nie zepsułeś – powiedziałem, odwracając się do niego.
Przytuliłem go. – Zrobię wszystko żeby było jak dawniej. Powinienem się
domyśleć, że tak zareagujesz. Nie dziwię Ci się. Też bym się bał mieszkać z
kimś takim jak ja.
- Ale ja się nie boję z Tobą mieszkać. Kocham Cię i chcę z
Tobą mieszkać, żyć... - powiedziałem pewnie. Chciałem, żeby tamte cudowne
chwile wróciły. Przed chwilą sam jedną zniszczyłem.
- Podświadomie się mnie boisz. Boisz się bliższych kontaktów
ze mną. Nie zaprzeczaj, bo wiem jak to wygląda – mruknąłem. Znowu powiedziałem
za dużo. Zagryzłem wargę, prawie do krwi.
- Może i się boję, ale chcę to zmienić. Nie chcę się Ciebie
bać... Właśnie kiedy nie ma Cię obok, boję się jeszcze bardziej. Boję się, że
mnie zostawisz.
- Dlatego nie powinienem robić nic gwałtownie – pogłaskałem
go po włosach. – To było głupie, przepraszam. Idziemy już do tego kina? –
zmieniłem temat. Chciałem spędzić z nim wieczór.
- Mhm - powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się. Odsunąłem się
od niego i pociągnąłem go za rękę do pokoju. Wziąłem telefon i portfel, po czym
poszedłem do przedpokoju i zacząłem ubierać buty.
Również wziąłem portfel z komórką. Ubrałem trampki i oparłem
się o szafkę, czekając na niego. Gdy ubrał buty, wziąłem jego skórzaną kurtkę i
założyłem mu ją. Sam również wziąłem swoją. Wieczorami było zimno.
Uśmiechnąłem się, widząc jak bardzo stara się naprawić
relacje między nami. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Złapałem go za rękę,
splatając nasze palce.
Ścisnąłem jego dłoń, wychodząc z domu. Uru zamknął drzwi, a
ja ruszyłem w stronę centrum Tokio. Chciałem się z nim przejść, bo mieliśmy
jeszcze godzinę do seansu.
Było już ciemno. Latarnie oświetlały ulice i drzewa, które
gubiły swoje liście. Spojrzałem na chłopaka i zaśmiałem się.
Spojrzałem na niego, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.
- Hm? – mruknąłem.
Przysunąłem się do niego i wyjąłem mu dwa czerwone liście z
włosów. Nawet nie zauważył, że je miał.
Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w nos. Nie
obchodziło mnie to, że ktoś mógł nas zobaczyć. Teraz liczył się tylko on.
Przymknąłem oczy. Gdy cmoknął mnie w nos, odruchowo go
zmarszczyłem. Wracał dawny Kazuki. Ten delikatny i czuły chłopak. Uśmiechnąłem
się, po czym przytuliłem się do niego.
Objąłem go w pasie i zacząłem iść dalej. Nie rozumiałem co
we mnie wtedy wstąpiło. Przecież go kochałem. Obiecałem sobie, że już nigdy go
nie skrzywdzę, za bardzo mi na nim zależało.
Szliśmy przez park. Był zasypany liśćmi. Tak pięknie to
wyglądało. Jesienny krajobraz. Wtuliłem się w jego bok, idąc z nim wąską
alejką.
Widziałem idące pary obok nas, przed nami. To był strasznie
słodki widok. Cieszyłem się, że nikt nie zwracał na nas uwagi. Przytuliłem go
mocniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz