poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Something more? Kazuki x Uruha, 14

Wczoraj pisałam Szarą Rzeczywistość o_O Nie wiem co to się stało... Chyba nudy, bo Diru nie ma i nie miałam z kim pisać yaoi... No, ale w końcu znowu piszemy Natsu x Shindy z Black Cherry ^^

Wiecie, że powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania? Ma ono tylko 19 rozdziałów. Później będzie Hiroki x Yukiyo, a następnie Kris x Bou.. A później zabiorę się za to nieszczęsne Donghae x Eunhyuk. Naprawdę nikt nie chce tego poprawić? *śmiech*






Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Czerwony - Uruha (Diru)


W oddali widziałem Kai' a i Meev' a. Siedzieli na ławce... Miyavi siedział na ławce, a Yutaka mu na kolanach. Całowali się. Uśmiechnąłem się szerzej na ten widok. Spojrzałem na Kazuki' ego, a konkretniej na jego usta. Zapragnąłem go pocałować.

Widziałem, że Uru mi się przygląda. Również na niego spojrzałem. Tym razem odważyłem się spojrzeć mu w oczy.
- Znowu mam liście we włosach? – zaśmiałem się cicho.

Pokiwałem przecząco głową. Przysunąłem się do niego, po czym delikatnie musnąłem jego wargi. Brakowało mi tego.

Spojrzałem na niego zszokowany, nie spodziewałem się tego. Jednak po chwili oddałem pocałunek.

Cieszyłem się, że odwzajemnił pocałunek. Zarzuciłem mu ręce na szyję. Całowaliśmy się delikatnie i czule.

Objąłem go delikatnie w pasie i przysunąłem do siebie. Nie chciałem robić nic gwałtownego, ten pocałunek nie był taki.

Miałem motyle w brzuchu. Poczułem się tak jak wtedy, kiedy uświadomiłem sobie, że się zakochałem. W tym momencie byłem w stanie o wszystkim zapomnieć.

Odsunąłem się od jego ust i uśmiechnąłem się czule, głaskając go po policzku.
- Kocham Cię.

- Ja Ciebie też - powiedziałem, po czym przytuliłem się do niego. Zrobiło mi się trochę zimno, więc wtuliłem się w niego mocno.

- Chodź już do tego kina, zimno się robi – uśmiechnąłem się lekko. Wciąż obejmując go w pasie, ruszyliśmy dalej.

Po jakiś piętnastu minutach byliśmy w kinie. Sprzeczałem się z nim, że sam zapłacę za swój bilet. Oczywiście mnie wyśmiał, a potem uciszył pocałunkiem. Dziwnie się czułem, gdy ktoś za mnie płacił. Ostatecznie zgodziłem się, by zapłacił.

- Kotku, to jest randka, na którą Cię zaprosiłem, więc ja płacę za wszystko – szepnąłem mu do ucha. – Chcesz popcorn? Colę?

- Nie, dzięki - mruknąłem. Naprawdę nie lubiłem, gdy ktoś za mnie płacił. Znowu chciałem się kłócić, ale to „kotku” mnie uciszyło. Czułem się taki kochany, gdy tak do mnie mówił.

- Hm.. I tak Ci kupię – zaśmiałem się, idąc w stronę lady. Kupiłem dwie cole i popcorn. Wróciłem do niego i podałem mu kubek.

Westchnąłem, biorąc kubek z napojem. Wiedział, jak mnie wkurzyć. Nic nie powiedziałem, tylko powoli ruszyłem do sali, upijając jeden łyk.

Podszedłem do niego i pocałowałem go w policzek, uśmiechając się lekko.
- Nie denerwuj się. Ja Cię zaprosiłem, więc ja dzisiaj płacę. I nie rób takiej miny, bo mi smutno się robi – szepnąłem.

Wywróciłem oczami, po czym pocałowałem go w usta.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się. Nie byłem przecież zły. Chciało mi się śmiać.

- Od razu lepiej – odwzajemniłem uśmiech. Weszliśmy na salę i usiedliśmy na naszych miejscach, czekając na film.

Dziwnym trafem na sali nie było dużo ludzi. Może z dziesięć osób. Oparłem się o oparcie, czekając. Nudziły mnie te reklamy. Jednak w pewnym momencie światło zgasło. Zastanawiało mnie, co to za film.

Uśmiechnąłem się gdy zgasły światła. Miałem nadzieję, że lubi komedie, bo właśnie taki był ten film.

Gdy tylko zobaczyłem znanych mi aktorów, już wiedziałem co to za film. Widziałem poprzednie części i dosłownie płakałem ze śmiechu. Cieszyłem się, że wybrał właśnie ten film. Lubiłem komedie.

Spojrzałem na jego uśmiechniętą twarz i sam się uśmiechnąłem. Cieszyłem się, że był szczęśliwy.

W połowie filmu zaczął boleć mnie brzuch ze śmiechu. Nie mogłem przestać się śmiać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak uśmiałem. Cieszyłem się, że w taki sposób rozładował napięcie między nami.

Powoli jedliśmy popcorn, śmiejąc się. Uwielbiałem komedie, bo przy nich zawsze poprawiał mi się humor.

Film skończył się po około dwóch godzinach. Wyszliśmy z sali, cali roześmiani.
- Przez Ciebie boli mnie brzuch - powiedziałem, łapiąc się za owe miejsce.

- Też Cię kocham – zaśmiałem się i wyrzuciłem śmieci do kosza. – Zgłodniałem. Chodź na ramen – złapałem go za rękę.

Co? On był niemożliwy. Nie dość, że kupił duży popcorn, to jeszcze był głodny? Zaśmiałem się. Cieszyłem się, ze ma apetyt. Przynajmniej nie był już taki chudy.

Pociągnąłem go do budki z ramenem. Od razu sobie zamówiłem i spojrzałem na Uru.
- A ty nie chcesz?

- Jestem pełny. Nic już dzisiaj nie jem - uśmiechnąłem się, opierając się o filar. Nie byłem głodny.

- Przecież prawie nic tego popcornu nie zjadłeś – zdziwiłem się. Dostałem moje zamówienie i od razu zabrałem się za jedzenie.

- Naprawdę nie jestem głodny - powiedziałem. Nigdy dużo nie jadłem, dlatego też byłem taki szczupły. Przez moją figurę, ludzie mylili mnie z kobietami.

- Przecież Cię nie zmuszam – uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na niego. Od czasu tego szpitala bardzo dużo jadłem. Nigdy taki nie byłem.

Właśnie mi się przypomniało, jak jakieś dresy mnie podrywały. Śmiać mi się chciało, gdy przypomniałem sobie ich miny, podczas gdy dowiedzieli się, że jestem chłopakiem. Zaśmiałem się.

Spojrzałem na niego z pytaniem w oczach, odkładając pałeczki. Najadłem się, ale nie chciało mi się wstawać.

- Nic, przypomniało mi się coś - powiedziałem z uśmiechem. Tak, to było fajne wspomnienie.

- Ahm – uśmiechnąłem się. – Idziemy? – spytałem i zapłaciłem. Jakoś nie chciało mi się tu siedzieć.

- Mhm - mruknąłem i złapałem go za rękę. Wracaliśmy tą samą drogą, przez park. Jednak zatrzymaliśmy się na chwilę, siadając na ławce. Nagle zadzwonił telefon Kazuki' ego. Chłopak wstał z ławki i odszedł kawałek, zaczynając rozmowę. Ja z kolei siedziałem wygodnie, z nogą na nodze.
- Hej lalunia, może się zabawimy trochę? - spojrzałem w górę, patrząc na jakiś trzech chłopaków. Będzie dym.

Zauważyłem, że do Uru podeszli jacyś kolesie.
- Zadzwonię później – powiedziałem i rozłączyłem się. Podszedłem do nich i stanąłem za nimi. – Jakiś problem, kochanie? – spytałem mojego chłopaka.

Spojrzałem na ukochanego i uśmiechnąłem się.
- Przyczepili się. Chyba nie zauważyli, że zarywają do faceta - powiedziałem i wstałem z miejsca.

- Jakie to smutne – mruknąłem i objąłem go w pasie. – Jakiś problem? – zwróciłem się do nich, bo wciąż stali gdzie stali i nie ruszali się z miejsca.

- Faceta?! - spytał jeden z nich, niedowierzając. Myślałem, że wybuchnę śmiechem. - Jakiego faceta?! - powtórzył pytanie.

- Nie, kurwa. Zarywasz do mojej babci – powiedziałem kpiąco, patrząc na niego jak na robaka. – To wszystko? Jeśli tak to żegnam.

Zaśmiałem się.
- Nie denerwuj się, skarbie - powiedziałem, po czym pocałowałem go w policzek. - Chodź - mruknąłem, odciągając go od tych facetów.

- Mam ochotę ich zabić – powiedziałem, obejmując go mocniej w pasie i przyciągając do siebie.

- Spokojnie. Nie pierwszy raz mi się to zdarzyło - powiedziałem. - Przez mój wygląd często ludzie biorą mnie za kobietę.

- Ale to nie zmienia faktu, że mam ochotę tam wrócić i ich zabić – mruknąłem, patrząc na niego. Nie wiem jak mogli mylić go z kobietą.

- Nie denerwuj się - powiedziałem, po czym pocałowałem go w usta, by trochę go uspokoić. Jednak było mi miło, że tak się tym przejmował.

Mruknąłem w jego usta, oddając pocałunek. Uspokoiłem się. Uśmiechnąłem się lekko i odsunąłem od niego, po czym ruszyliśmy dalej.

Usłyszałem dzwonek telefonu. Tym razem mój. Wyjąłem komórkę z kieszeni. Dzwonił Kai.
- Słucham Cię, drogi liderze? - spytałem. Zaczął coś tam mówić. - W jakiej gazecie? - zdziwiłem się.

Rozmawiał z kimś. Nie chciałem się wtrącać. W końcu doszliśmy do domu i weszliśmy do środka. Dostałem sms’ a od Byou, że robi imprezę i mam być. Westchnąłem cicho.

Całą drogę rozmawiałem z Kai' em. To co mi powiedział, lekko się zszokowałem.

W końcu odłożył telefon i usiadł na łóżku. Przytuliłem się do jego pleców.
- Co jest, kotku?

- Dzwonił Kai. Mówił, że jakiś krytyk muzyczny zainteresował się naszym zespołem, że mu się spodobaliśmy i w ogóle. Ponoć chce o nas napisać w jakimś piśmie muzycznym i z każdym z nas przeprowadzić wywiad. Do tego mamy mieć jakaś sesje. Nie wiem, po co to.

Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek.
- Gratuluję, zasłużyliście.
Telefon mi zadzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem, widząc „Byou”.

- Dobijają się do nas dzisiaj. Ciągle telefony - zaśmiałem się i poszedłem do garderoby, aby się przebrać. Było mi niewygodnie w tych obcisłych rurkach.

- Tak, będę.. Już jesteście? Idę, idę – mruknąłem i rozłączyłem się. Poszedłem do garderoby. – Kochanie, ja wychodzę. Postaram się nie wrócić późno – pocałowałem go w usta i wyszedłem z pokoju oraz mieszkania.

Nawet nie zdążyłem się odezwać. Mógł mi chociaż powiedzieć, dokąd idzie. Było mi trochę przykro, jednak nie mogłem go zatrzymać. Nie chciałem go ograniczać.

Wsiadłem do samochodu Manabu i odjechaliśmy. Dziesięć minut później byliśmy już pod domem wokalisty i wchodziliśmy do środka.

Przebrałem się w dres i położyłem się na łóżku. Byłem śpiący. Przykryłem się kołdrą i zasnąłem.

Całą noc piliśmy. Bawiłem się dobrze, nawet zapomniałem o Uru.
Rano, jak otworzyłem oczy to znajdowałem się w naszej sypialni. Nie wiedziałem jak się tam znalazłem.

Siedziałem wkurzony w kuchni. „Postaram się nie wrócić późno”. Jasne, kurwa. Skoro czwarta nad ranem to nie jest dla niego późno to zajebiście. Jeszcze wrócił zalany w trzy dupy.

- O kurwa – jęknąłem, podnosząc się do siadu. Okropnie bolała mnie głowa. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie zauważyłem Uru.

Popijałem kawę. Wiem, nie miałem jej pić, ale byłem wkurwiony. Pewnie był na jakiejś imprezie i nawet nie raczył mi o tym powiedzieć. Było tylko „kochanie, wychodzę” i do widzenia, kuźwa. Niech no kurwa tylko wstanie.

Schowałem twarz w dłoniach i skrzywiłem się. Jak się w ogóle tu znalazłem? O której wróciłem? I co robiliśmy później u Byou?

To była już druga moja kawa. Odkąd wrócił, nie mogłem spać, dlatego piłem kawę. Oby mnie tylko nie prosił o tabletki, bo go chyba rozniosę. Dzisiaj nie ma miłego kotka.

Wstałem i powoli ruszyłem do kuchni. Musiałem wziąć coś przeciwbólowego, bo bym nie wytrzymał.

Usłyszałem, jak wchodzi do kuchni. Spojrzałem na niego, po czym wróciłem do rozwiązywania krzyżówki. Przez te kilka godzin, rozwiązałem chyba z dziesięć.

- Hej, kotku – uśmiechnąłem się i przytuliłem do niego. Od razu poczułem się lepiej, gdy poczułem ciepło jego ciała.

- A pan już wytrzeźwiał? Gratuluję, rekordowe tępo - powiedziałem. Byłem tak zdenerwowany, że myślałem, że coś rozwalę.

- Przepraszam, skarbie – szepnąłem, odsuwając od niego kubek z kawą. Miał już przecież nie pić tego gówna.

- Przepraszam? Powiedziałeś, że wychodzisz, nawet nie mówiąc mi gdzie. Miałeś nie wrócić późno, a wracasz po czwartej totalnie zalany. I jak ja mam to odbierać? - spytałem. Nie krzyczałem. Nie chciałem się jeszcze bardziej denerwować.

- Byłem u Byou. To przyjaciel, rozumiesz, prawda? Trochę się przedłużyło, nawet nie pamiętam jak się tutaj znalazłem – mruknąłem. – Przepraszam.

- Nie pamiętasz, bo się upiłeś - mruknąłem, wstając z krzesła. Wziąłem do ręki kubek i dopiłem kawę. - Manabu Cię przywiózł. Jakoś on był trzeźwy.

- Kotku – jęknąłem, siadając na jego miejsce. Położyłem policzek na zimnym stole. – Długo się będziesz na mnie gniewał? Przepraszam. Powinienem powiedzieć gdzie idę.

- Nie chodzi mi to, że mi nie powiedziałeś, bo nie chcę Cię ograniczać. Masz prawo do prywatności. Chodzi mi to, że się upiłeś i musieliśmy Cię wnosić do domu. Potem się chciałeś do mnie dobrać, ale byłeś tak pijany, że zasnąłeś jak dziecko.

- Przepraszam – powtórzyłem, zamykając oczy. – Idę się położyć, bo i tak nie chcesz mnie widzieć – mruknąłem i poszedłem do sypialni. Położyłem się do łóżka.

Trochę się uspokoiłem. Westchnąłem i wziąłem tabletki oraz szklankę wody, po czym poszedłem do sypialni. Położyłem mu to na stolik, nachylając się nad nim. Pocałowałem go w czoło i poszedłem ugotować obiad.

Uśmiechnąłem się lekko i posłusznie wziąłem tabletki, które zostawił mi na stoliku. Przytuliłem się do jego poduszki, zamykając oczy.

Pijaczek - pomyślałem i wyjąłem z szafki makaron, wrzucając go do gotującej się wody. W drugim garnku zacząłem robić sos. Po jakimś czasie skończyłem. Była już piętnasta. Nałożyłem makaron na talerz, polewając go sosem. Nalałem do szklanek soku i postawiłem wszystko na stole. Poszedłem do sypialni. Usiadłem na łóżku, całując go w policzek.
- Chodź coś zjeść.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Po sekundzie złapałem go za koszulkę, przytulając się do niego. Okropnie bolała mnie głowa i było mi niedobrze.

- Skarbie, co Ci jest? - spytałem cicho. Widziałem, że jest blady. Było tyle nie pić - pomyślałem.

- Boli mnie głowa – jęknąłem. – Chyba wczoraj za dużo wypiłem – mruknąłem, obejmując go ramionami w pasie.

- Tyle to wiem - powiedziałem i uśmiechnąłem się. - Chodź na obiad, bo wystygnie. Musisz zjeść.

- To nie jest śmieszne – burknąłem i naburmuszyłem się. – Nie chcę jeść – dodałem po chwili.

Westchnąłem.
- To śpij - powiedziałem, po czym wstałem i poszedłem do kuchni. Zjadłem swoją porcję, po czym zawinąłem jego talerz w folię aluminiową i schowałem do lodówki. Było mi trochę smutno, bo nastałem się przy tych garach.

Westchnąłem i wstałem z łóżka. Nie chciałem żeby się smucić, ale gdybym coś zjadł to bym zwymiotował. Zacząłem go szukać.

Stałem przy zlewie, myjąc garnek od sosu. Skoro nie chciał jeść, to nie będę go zmuszał. Jak dobrze, że dzisiaj sobota. Muszę się pouczyć.

Zobaczyłem go w kuchni. Podszedłem i przytuliłem się do jego pleców, obejmując go ramionami w pasie.

Zmywałem dalej. Chciałem go przytulić, ale miałem mokre ręce i musiałem tu posprzątać.

- Śliczny, wykąpiesz się ze mną? – spytałem, kładąc policzek na jego ramieniu. Miałem nadzieję, że już nie był na mnie zły.

- Jak posprzątam - powiedziałem. W sumie przydałby mi się prysznic. Od czwartej siedzę w kuchni. Nie byłem w ogóle w łazience.

- Mh – mruknąłem i poszedłem do sypialni. Głowa powoli przestawała boleć. Wszedłem do garderoby, zastanawiając się w co się ubrać.

W końcu skończyłem. Byłem wykończony. Wolałem chyba się wykąpać, niż wziąć prysznic. Miałem dwie łazienki. W tej drugiej była wanna z hydromasażem.

Kątem oka widziałem, że Uru wszedł do sypialni. Jednak wciąż stałem przed ubraniami i modliłem się. Nie wiedziałem w co się ubrać.

- Później wybierzesz - powiedziałem, ciągnąc go za rękę do drugiej łazienki, o której nie wiedział.

Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, w którym wcześniej nie byłem. Okazało się to większą łazienką z dużą wanną.

Podszedłem do wanny, odkręcając ciepłą wodę. Nalałem płynu do kąpieli obserwując, jak na wodzie rośnie piana.

Uśmiechnąłem się i podszedłem do chłopaka, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Złapałem za dół jego koszuli, powoli ją ściągając. Byłem ciekawy czy wciąż się mnie boi.

Uśmiechnąłem się. Jakoś nie ruszyło mnie to specjalnie. Nie bałem się. Przecież tylko zdjął mi koszulkę.

Westchnąłem i ściągnąłem również z siebie górę. Spojrzałem mu w oczy, powoli ściągając z niego spodnie.

Nawet nie zadrżałem. Byłem z siebie dumny. Wiedziałem, ze nie ma złych zamiarów, dlatego pozwoliłem mu się rozebrać.

Gdy stał już przede mną nagi, również się rozebrałem. Spojrzałem na jego uda. Było widać na nich jeszcze niewielkie siniaki.

Odwróciłem się i zakręciłem wodę. Wszedłem do niej, siadając i czekając na chłopaka. Usiadł za mną, a ja oparłem się o jego tors.

Delikatnie przejechałem palcami po jego udach. Chciałem mu to jakoś wynagrodzić, ale nie wiedziałem jak.
- Boli jeszcze?

- Nie - powiedziałem. Ból minął już wczoraj. Wszystko już było w porządku. Było mi tak przyjemnie, siedząc z nim w tej wannie.


- Przepraszam – szepnąłem i pocałowałem go w szyję. Nie, nie oczekiwałem od niego niczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz