- Okropnie mi się nudzi
- Nie mam co robić
- Właśnie skończyła mi się wena
- Słucham Meev' a, próbując przywrócić moją wenę
- Black Cherry zrobiła dla mnie szablon *u*
Mam nadzieję, że poprzednia notka wyjaśniła Wam co nieco i nie będę już dostawać wiadomości tego typu. Okej, rozumiem, że ktoś może być zły, ale chyba należałoby najpierw porozmawiać i wyjaśnić, a nie od razu obrażać.
Dziękuję, skończyłam.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Biały - Kazuki (ToshiDiru)
Czerwony - Uruha (Diru)
Zagryzłem wargę, powstrzymując jęk.
- Kazu... - nie wytrzymałem, jęknąłem.
- Słucham, kotku? – uśmiechnąłem się, zaczynając bawić się
jego członkiem. Jednocześnie lizałem i przygryzałem skórę na jego szyi.
- Nie baw się...nh... - wbiłem mu paznokcie w ramiona. Nie
wytrzymywałem. Czułem, jak moje podniecenie rośnie.
- Hm.. – zastanowiłem się. – A co ja z tego będę miał? –
szepnąłem mu prowokująco do ucha, zabierając rękę z jego członka.
- Jedno życzenie - wyszeptałem mu do ucha. Byłem ciekawy,
czego by sobie zażyczył.
Uśmiechnąłem się i wziąłem go na ręce, niosąc do sypialni.
Położyłem go na łóżku i zdjąłem z niego koszulkę oraz bokserki. Schyliłem się,
liżąc jego przyrodzenie. Po chwili wziąłem go do ust, jednocześnie ściągając z
siebie koszulę.
Jęknąłem przeciągle. Miał taki gorący język. Było mi
cholernie dobrze. Nie mogłem powstrzymać jęków.
Rękami zacząłem gładzić jego uda. Poruszałem głową, od czasu
do czasu zahaczając o czubek którymś z kolczyków.
Wygiąłem ciało w łuk, gdy poczułem ostry kolczyk na swojej
męskości. Jego usta były takie cudowne.
Już wiedziałem jakie będzie moje życzenie. Podniosłem rękę i
zacząłem ugniatać jego jądra. Przejechałem zębami po jego członku.
Jęczałem coraz głośniej. Czułem, że już długo nie wytrzymam.
Wiedziałem, że zaraz dojdę.
Poczułem w ustach jego spermę. Wysunąłem jego penisa z ust i
połknąłem wszystko, oblizując wargi. Pocałowałem go, znowu dotykając jego
męskości. Chciałem by znowu się podniecił.
Wiedziałem, że coś knuje, nie wiedziałem jednak, o co może
chodzić. Odwzajemniłem pocałunek, po czym jęknąłem w jego usta.
Ściągnąłem z siebie spodnie oraz bieliznę, odrzucając je
gdzieś do tyłu. Położyłem się na plecach, ciągnąc na siebie chłopaka. Odsunąłem
się od jego ust.
- Pieprz mnie – szepnąłem mu prowokująco do ucha. – Mocno i
brutalnie.
- Co Ty mówisz? - spytałem zszokowany. Nie wiem, czy byłem w
stanie to zrobić. Nie potrafiłem być brutalny.
- Śliczny – jęknąłem mu do ucha, znowu łapiąc za jego
męskość. – Chcę Cię poczuć w sobie. Pieprz mnie bez przygotowania i nawilżenia.
Mocno.
- Ale będzie Cię bolało - powiedziałem. Nie potrafiłem tak.
Byłem zbyt wrażliwy. Nie mógłbym.
Westchnąłem cicho, wychodząc spod niego.
- To nie – mruknąłem i spuściłem nogi z łóżka. Chciałem
tego, bardzo chciałem.
- No, ale nie obrażaj się - powiedziałem, siadając i
podciągając nogi pod brodę. - Ja po prostu tak nie potrafię. Jestem wrażliwy,
nie umiem być brutalny... Powinieneś to zrozumieć.
- Rozumiem – wzruszyłem ramionami, sięgając po bokserki.
Ubrałem je. Jakoś podniecenie mi minęło. – Muszę odrobić lekcje – mruknąłem,
biorąc torbę i siadając przy biurku.
Westchnąłem cicho. Zrobiło mi się przykro, że tak obojętnie
to przyjął. Byłem na siebie zły, że nie mogłem mu dać tej przyjemności, ale po
prostu nie potrafiłem.
- Nie będę Ci przeszkadzał - powiedziałem smutno i ubrałem
się, wychodząc z sypialni. Poszedłem na balkon. Miałem ochotę zapalić, ale nie
miałem papierosów.
Pociągnąłem nosem i położyłem policzek na biurku. Było mi
smutno, że nawet nie spróbował. Chciałem go poczuć w sobie tak jak on mnie.
Dlaczego nie chciał? A może nie chciał mnie?
Oparłem się o balustradę. Bałem się, że przez to mnie
zostawi. Przez to, że nie mogłem dać mu przyjemności. Usiadłem pod ścianą,
kuląc się. Dlaczego nie rozumiał, że nie jestem w stanie spełnić jego życzenia?
W końcu wstałem i poszedłem go szukać. Znalazłem go na
balkonie. Usiadłem obok niego, przytulając się do jego boku.
- Przepraszam. Nie powinienem o to prosić.
Nie odpowiedziałem, tylko przytuliłem się do niego mocno.
Chciałem się z nim kochać, chciałem choćby ten jeden raz dominować, ale nie w
taki sposób.
- Chodź, zimno jest – mruknąłem, wstając. Pociągnąłem za
sobą chłopaka i weszliśmy do środka. Zamknąłem drzwi balkonowe.
Usiadłem na kanapie w salonie. Nagle uleciały ze mnie
wszystkie pozytywne emocje. Czułem jedynie smutek.
Dlaczego on mnie nie chciał? Nie byłem dla niego
pociągający? Wymknąłem się do sypialni, położyłem do łóżka i przytuliłem do
kołdry.
Skuliłem się, opadając na kanapę. Czułem się koszmarnie.
Dlaczego on nie rozumiał? Znowu poczułem się źle. Kręciło mi się w głowie. To
chyba te nerwy.
W końcu pogodziłem się z tym, że mnie nie chce. Wstałem i
poszedłem do salonu. Usiadłem obok niego, przytulając go.
- Nie smuć się, to nie koniec świata – szepnąłem.
- Przepraszam - mruknąłem cicho. Byłem na siebie wkurzony.
Miałem ochotę zrobić sobie krzywdę. Jestem idiotą.
- Nic się nie stało – przytuliłem go mocniej i pocałowałem w
skroń. Nie chciałem żeby się smucił. Skoro nie chciał to nie będę go zmuszał.
Wtuliłem się w niego. Nadal kręciło mi się w głowie. Kiedy
się denerwowałem, gorzej się czułem. Już jako dziecko tak miałem.
- Mógłbyś mi
przynieść szklankę wody?
Wstałem i bez słowa zrobiłem o co mnie prosił. Usiadłem
obok, podając mu naczynie. Jakoś tak ... smutno mi się zrobiło, jednak nie
chciałem tego pokazywać.
Wziąłem jeden łyk, opierając się o oparcie. Chyba musiałem
iść do lekarza, żeby dał mi jakieś tabletki na uspokojenie. Może wtedy czułbym
się lepiej.
Podciągnąłem kolana pod brodę i przytuliłem się do nóg.
Rozumiałem to, że nie chciał mi zrobić krzywdy. Ale dlaczego byłem zawiedziony?
Pewnie dlatego, że nawet nie spróbował, nie wykazał chęci, że chce. Nie musiał
tego robić brutalnie, zgodziłbym się nawet na delikatność byle tylko wykazał
choć trochę chęci.
- Dlaczego jesteś smutny? - spytałem. - I nie mów, że nie jesteś,
bo nie uwierzę - powiedziałem cicho. Chciałem, żeby mi powiedział.
- Po prostu... nawet nie spróbowałeś zrobić czegokolwiek –
szepnąłem, chowając twarz w kolanach. – Czuję się jakbyś mnie nie chciał..
Jakbym nie był dla Ciebie atrakcyjny.
- Bo zażyczyłeś sobie brutalnego seksu... - mruknąłem cicho.
- Ja nie byłem w stanie tego zrobić. Chciałem się z Tobą kochać, ale
zszokowałeś mnie tym... ja nie potrafiłem...
- Gdybyś pokazał, że chcesz... Gdybyś zrobił cokolwiek to
zgodziłbym się na delikatny seks. Ale ty nic nie zrobiłeś – szepnąłem, łamiącym
się głosem. On zachował się jakby mnie nie chciał.
- No i co, że nie zrobiłem? - spytałem. Miałem dość tej
rozmowy. Nic nie rozumiał. - Może nie chciałem seksu? Robiliśmy to wczoraj,
Kazuki. Nie chcę, żeby nasz związek opierał się tylko na seksie - powiedziałem
cicho.
- Rozumiem. Przepraszam, że poprosiłem, że w ogóle zacząłem
– powiedziałem gorzko i poszedłem do sypialni. Usiadłem przy biurku, wyciągając
zeszyty. Musiałem się skupić na czymś innym.
- Świetnie! Jeszcze się na mnie obraź! - krzyknąłem.
Rozumiem? Nic nie rozumiesz! Wszedłem do sypialni i wziąłem czyste ciuchy.
Poszedłem do łazienki i ubrałem się. Wyprostowałem włosy i zrobiłem ostry
makijaż. Na sobie miałem zwykłą czarną koszulkę i obcisłe rurki. Umyłem jeszcze
zęby i wyszedłem z łazienki idąc do przedpokoju. - Wychodzę - oznajmiłem,
ubierając glany.
- Nie, poczekaj! – krzyknąłem, biegnąc za nim. Złapałem go w
przedpokoju. Przytuliłem się do jego pleców. Chciał się wyrwać, ale mocno go
trzymałem. – Przepraszam Cię – szepnąłem ze łzami w oczach. – Nie powinienem
tego mówić, przepraszam. Też nie chcę żeby nasz związek opierał się tylko na
seksie, ale ja po prostu chciałem poczuć Ciebie tak, jak ty mnie. Rozumiem,
jeśli nie chcesz to nie. Tylko nie wychodź.
Westchnąłem i odwróciłem się do niego, przytulając do siebie.
Te wszystkie złe emocje jakoś ze mnie uleciały.
- Ja po prostu... Nikt nigdy mnie tak nie kochał –
szepnąłem, wtulając twarz w jego szyję. – Chciałem Cię poczuć w sobie, poczuć
się jak ty... To wszystko – zacisnąłem dłonie na jego koszulce.
- W porządku - powiedziałem. - Nie gniewam się - mruknąłem,
przytulając go mocniej. Jednak spacer by mi się przydał. Poza tym musiałem się
przewietrzyć. - Skarbie, muszę się przewietrzyć.
- Jasne, idź – szepnąłem, odsuwając się od niego. Spuściłem
głowę i stanąłem przy ścianie.
- Nie chcesz iść ze mną? - spytałem. Chciałem, żeby poszedł
ze mną. Chciałem, żeby był obok.
- Daj mi chwilę – mruknąłem, idąc do sypialni. Szybko się
ubrałem. Schowałem do kieszeni telefon oraz portfel, po czym poszedłem do
przedpokoju. Ubrałem trampki. – Kurtkę ubierz.
- Nie chcę, ciepło mi - powiedziałem. Chyba bym się ugotował,
gdybym ubrał kurtkę. Jednak widząc jego minę, westchnąłem i założyłem moją
skórę.
- Od razu lepiej – spojrzałem na niego i ubrałem również
moją kurtkę, po czym wyszedłem z mieszkania. Czekałem na niego, opierając się o
ścianę obok.
Wyszedłem za nim, zamykając drzwi na klucz. Wystawiłem rękę w
jego kierunku. Nie wiedziałem, czy chce, dlatego nie złapałem go za nią.
Złapałem go za rękę, splatając nasze palce razem. Powoli
zeszliśmy po schodach.
- Gdzie idziemy?
- Nie wiem. Przed siebie - powiedziałem, po czym uśmiechnąłem
się. Moja chęć zapalenia papierosa wzrastała. Jednak gdybym teraz kupił fajki,
Kazuki by mnie chyba zabił.
Szliśmy ulicami Tokio. Nagle po drugiej stronie zauważyłem
Reitę i Yuu. Przytulali się. Spojrzałem na Uru kątem oka.
Uśmiechnąłem się na ich widok. Miałem nadzieję, że będą
szczęśliwi. Ścisnąłem mocniej dłoń ukochanego.
Poszliśmy dalej. Chodziliśmy bez celu po mieście i parku.
Nie odzywałem się. Uruha również milczał. Czułem się trochę nieswojo gdy tak
milczał.
Trzęsły mi się ręce. Musiałem zapalić, żeby się uspokoić.
- Kazuki, muszę zapalić...
Westchnąłem cicho. Przecież nie da się rzucić palenia tak z
dnia na dzień. Do tego potrzeba czasu, sam rzucałem.
- Dobrze.
Pociągnąłem go do pierwszego lepszego sklepu. Podszedłem do
lady i poprosiłem o papierosy. Zapłaciłem i razem z Kazuki' m wyszedłem. Od
razu otworzyłem paczkę i wyjąłem z niej jednego. Znalazłem w kieszeni
zapalniczkę i odpaliłem, zaciągając się. Od razu lepiej.
Gdy zapalił, odsunąłem się od niego na dwa kroki. Nie
chciałem tego wdychać, bo strasznie trudno było mi rzucić.
Spojrzałem na niego, ale nic nie powiedziałem, bo wiedziałem,
że nie chce wdychać dymu. Staliśmy w miejscu. Chciałem spalić w spokoju.
- Sam rzuciłem palenie. Nie chcę tego wdychać, bo nie chcę
znowu zacząć palić – wyjaśniłem, patrząc na niego.
- Rozumiem - powiedziałem, po czym rzuciłem niedopałek na
ziemię, depcząc go butem.
- Chciałem zrobić na złość ojczymowi i w wieku chyba
trzynastu lat zacząłem palić.. Później nie umiałem odstawić – skrzywiłem się.
Nie odpowiedziałem. Złapałem go za rękę, idąc dalej.
Uspokoiłem się. Papierosy zawsze mi pomagały w uspokojeniu się.
Zmarszczyłem nos, czując ten obrzydliwy smród papierosów.
Jednak nie narzekałem. Miałem nadzieję, że to się wywietrzy.
Widziałem jego minę. Postanowiłem się odsunąć, by tego nie
wdychał. Skoro mu to przeszkadzało.
Ścisnąłem mocniej jego dłoń i przyciągnąłem go do siebie.
Nie chciałem żeby się ode mnie odsuwał. Wytrzymam.
- Widzę, że Ci to przeszkadza - powiedziałem. Nie będę go
przecież zmuszał, by znosił ten zapach.
- Daj spokój, wytrzymam – uśmiechnąłem się lekko, idąc
dalej. Może i nie lubiłem tego zapachu, ale nie chciałem żeby się odsuwał.
Po długim spacerze, wróciliśmy do domu. Można powiedzieć, że
było między nami lepiej, ale jednak jakieś napięcie było. Po prostu
potrzebowaliśmy czasu.
Jak wróciliśmy to zabrałem się za odrabianie lekcji.
Napisałem jeszcze ten nieszczęsny wywiad i zabrałem się za pisanie
streszczenia.
Siedziałem i uczyłem się do egzaminu pisemnego. Co roku taki
mieliśmy i co roku były trudniejsze. Ktoś mógłby powiedzieć, że egzaminy muzyczne
to banał, jednak były tak ciężkie jak egzamin np. z ekonomii.
Podczas pisania, głowa zjechała mi z ręki i uderzyłem się o
biurko.
- O kurwa – jęknąłem, łapiąc się za czoło. Bolało.
Podniosłem oczy znad książek, patrząc na chłopka. Podszedłem
do niego i pocałowałem go w czoło. Uśmiechnąłem się. Po chwili zacząłem szukać
moich okularów. Strasznie bolały mnie oczy. Jednak nie wiedziałem, gdzie one
są. Nie nosiłem ich chyba od roku.
- Szukasz czegoś? – spytałem, uśmiechając się lekko. Znowu
oparłem głowę o ręce. Śledziłem go wzrokiem.
- Okularów - powiedziałem, przeszukując szuflady. Już nie
mogłem wytrzymać. Przez to, że bolały mnie oczy, bolała mnie również głowa.
Wyciągnąłem przedmiot z szuflady biurka i pomachałem nimi.
- Chcesz je? – spytałem zadziornie. – Dam Ci okulary jeśli
dasz mi buzi – uśmiechnąłem się.
Westchnąłem, podchodząc do niego. Nachyliłem się nad nim,
delikatnie całując go w usta.
Położyłem mu rękę na karku i przyciągnąłem go bliżej. Nie
był to namiętny pocałunek, ale czuły i delikatny.
Po chwili odsunąłem się od niego.
- A teraz dostanę okulary? - spytałem. Ból się nasilał, a
czekało mnie jeszcze dobrych kilka godzin nauki.
- Tak, proszę – mruknąłem, podając mu przedmiot. Wróciłem do
pisania. Zaczął się dziwnie zachowywać, a ja nie wiedziałem o co chodzi.
- Dzięki - cmoknąłem go jeszcze w nos i zakładając okulary,
wróciłem do nauki. Miałem sporo materiału do opanowania.
Normalnie oczy mi się zamykały. Nie chciało mi się już tego
pisać.. Minęło pół godziny i skończyłem. Położyłem policzek na zimnym drewnie,
zamykając oczy.
Leżałem na brzuchu, machając nogami. Chciało mi się spać, ale
nie mogłem. Miałem za dużo do nauczenia.
Ułożyłem wygodniej głowę na książce i usnąłem. Nawet nie
miałem siły żeby iść i się wykąpać... Nie miałem siły nawet dojść do łóżka.
Spojrzałem na Kazuki' ego. Uśmiechnąłem się, widząc że śpi.
Podszedłem do niego, biorąc go na ręce i zanosząc do łóżka. Przykryłem go, po
czym przeniosłem się z całym materiałem do salonu, gasząc światło w sypialni.
Poczułem, że leżę na czymś miękkim. Wtuliłem się w poduszkę
Uru (pachniała nim, więc pewnie była jego), ponownie zasypiając. Nie miałem na nic siły.
Siedziałem nad książkami do szóstej rano. W międzyczasie
wypiłem z cztery kawy i spaliłem paczkę papierosów. Jak za parę dni okaże się,
że nie mam raka, to będzie cud.
Obudziłem się, czując ten okropny zapach papierosów. Wstałem
i poszedłem do salonu. Widziałem Uru, który palił kolejnego papierosa, przed
nim leżała pusta paczka. Na stole były kubki po kawie. Zmrużyłem oczy i nic nie
mówiąc poszedłem do łazienki.
Jakoś specjalnie nie odczuwałem zmęczenia. Kawa i papierosy
zrobiły swoje. Jako, że zbliżał się egzamin, mieliśmy wolne od wykładów.
Obiecał mi, że przestanie pić to gówno. Wszedłem pod
prysznic. Szybko się wykąpałem i umyłem włosy. Z łazienki wyszedłem dwadzieścia
minut później już umalowany i z ułożonymi włosami. Poszedłem do sypialni, gdzie
zacząłem się ubierać.
Nie zdziwiłbym się, jakbym dostał ochrzan za te kawę i fajki.
No, ale musiałem, bo inaczej bym zasnął, a na to nie mogłem sobie pozwolić.
Ubrałem się i poszedłem do salonu. Stanąłem w przejściu,
patrząc na niego wyczekująco i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Spojrzałem na niego, po czym zgasiłem pół papierosa w
popielniczce. Widziałem, że był zły, bo w końcu obiecałem, że nie będę się truć.
Czyli nie miał mi nic do powiedzenia? Westchnąłem, kręcąc
głową i ruszyłem do sypialni. Musiałem się jeszcze spakować, bo wczoraj
usnąłem.
- Skarbie, noo... - poszedłem za nim. Przysunąłem się do
niego, przytulając go. - Wiem, że obiecałem, ale tym razem musiałem. Zasnąłbym,
a nie mogę.
Jednak odsunąłem się od niego, krzywiąc się.
- Śmierdzisz papierosami. Już tą kawę bym zrozumiał, ale
palić nie musiałeś.
- Aha, super. Czyli jak czuć ode mnie fajki, to mam się do
Ciebie nie zbliżać. Świetnie, dziękuję - powiedziałem i wróciłem do
salonu. Założyłem okulary, wracając do nauki.
Podszedłem do niego i zabrałem mu zeszyt.
- Ty się na mnie obrażasz? Chyba ja powinienem, obiecałeś mi
coś. Nie musiałeś palić całej paczki na raz – spojrzałem mu w oczy. – Nie chcę
wrócić do palenia, dlatego nie chcę Cię przytulić jak czuć od Ciebie papierosy.
Idź wziąć prysznic i będziesz się mógł do mnie przytulać do woli.
- Tak, oczywiście, już biegnę! - wstałem i poszedłem do
łazienki, trzaskając drzwiami. Powoli zaczynało mnie to denerwować. To moja
sprawa czy palę, czy nie. Nie chciał się przytulać, to niech się nie przytula.
Jak woli.
W oczach pojawiły mi się łzy. Nie rozumiałem dlaczego się
tak zachowywał. Ja się po prostu o niego martwiłem. Poszedłem do sypialni. Wziąłem
kartkę w kratkę i napisałem: „Uru.. Idę do Byou, a później do szkoły. Nie wiem
o której wrócę, bo później mamy próbę również u Byou. Miłego dnia.” Łza kapnęła
na kartkę. Szybko wytarłem policzki. Wziąłem gitarę oraz torbę i poszedłem do
przedpokoju. Kartkę położyłem mu na zeszycie. Wziąłem telefon oraz klucze, po
czym ubrałem buty i wyszedłem.
Wziąłem prysznic, po czym ogarnąłem
się do końca. Emocje ze mnie zeszły. Miałem wyrzuty sumienia. Za ostro go
potraktowałem. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Wyszedłem z łazienki,
wracając do salonu. Zobaczyłem kartkę. Była na niej czarna plamka. Płakał.
Postanowiłem mu jakoś wynagrodzić moje zachowanie.
Wybrałem numer do wokalisty, pociągając nosem. Nie
rozumiałem co się z nim działo.
- Hej, Byou – szepnąłem, łamiącym się głosem. – Jesteś w
domu?
~ Tak, co się stało? – spytał przerażony. Nigdy nie widział
ani nie słyszał, że płakałem.
- Zaraz u Ciebie będę – rozłączyłem się i skręciłem w jedną
z uliczek Tokio.
Poszedłem do sklepu. Kupiłem potrzebne produkty do
przygotowania kolacji oraz czerwone wino. Po drodze do domu kupiłem też bukiet
czerwonych róż. Wróciłem do domu. Siedziałem wiele godzin w kuchni, gotując.
Cały dzień rozmawiałem z Byou. Do szkoły nie poszliśmy, nie
miałem siły żeby iść. Po południu przyszła reszta i zaczęliśmy próbę.
Koło dwudziestej rozstawiłem wszystko na stole w salonie.
Zapaliłem świeczki i nalałem wina do kieliszków. Postawiłem jeszcze wazon z
kwiatami na stole, po czym poszedłem się przebrać. Założyłem białą koszulę i
czarne rurki. Do tego ubrałem czerwony krawat. Tak ubrany usiadłem w salonie i
czekałem na Kazuki' ego. Czekałem dwie godziny, aż straciłem nadzieję, że w
ogóle wróci. Dzwoniłem kilka razy, ale nie odbierał.
Mówiłem, że muszę wrócić do domu, ale oni nie słuchali.
Nawet zabrali mi telefon. Jednak po cichu zabrałem go. „Będę za dziesięć
minut.” Wysłałem do mojego chłopaka, wymykając się z mieszkania Byou. Jeszcze
zapomniałem kurtki, a było zimno.
Zgasiłem świeczki. Oparłem się o oparcie i usnąłem. Było mi
przykro, że nie odbierał. Mógł chociaż oddzwonić. Nie słyszałem sms' a.
Po drodze jeszcze złapał mnie deszcz. Dziesięć minut później
byłem już w domu, cały przemoczony. Oparłem się o drzwi i zjechałem po nich na
dół. Pół drogi biegłem.
Byłem tak zmęczony tą całonocną nauką i tymi przygotowaniami
kolacji, że spałem jak zabity. Nic nie słyszałem, nic do mnie nie docierało.
W końcu wstałem i poszedłem do łazienki. W salonie
zauważyłem Uru, który spał na kanapie. Przed nim na stole była kolacja z winem
i kwiatami. W oczach znowu pojawiły mi się łzy. On się tak bardzo starał, a
chłopaki mnie zatrzymali.
Miałem koszmar. Śniło mi się, że Kazuki ze mną zerwał.
Chciało mi się płakać. Tego bym nie zniósł.
Pociągnąłem nosem i poszedłem do sypialni. Przebrałem się i
wróciłem do niego. Usiadłem obok.
- Hej, kochanie. Obudź się – powiedziałem, głaskając go po
policzku.
Mruknąłem coś pod nosem, otwierając zaspane oczy. Nie bardzo
wiedziałem, co się działo wokół mnie, bo nie spałem ponad dobę. Spojrzałem na
chłopaka, spuszczając głowę. Miałem wyrzuty sumienia, a jednocześnie było mi
przykro.
Nie mogę się doczekać ostatniego razdziału :) pośpiesz się :D
OdpowiedzUsuń;-; Ale ja nie chcę końca!! To jest Takie fajne!
OdpowiedzUsuńCo jaki przedostatni!? To jest super... no nic czekam na ten ostatni =T.T=
OdpowiedzUsuńOMG to jest zajefajne nie moge sie doczekac kolejnej czesci no ja tez nie chce konca powinno byc conajmniej do 20 rozdzialow
OdpowiedzUsuń