piątek, 13 września 2013

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou, 02

Na początek pewna informacja:
Rozdziały będą tylko tych opowiadań, które mam napisane. Mam za dużo zajęć dodatkowych, kółek i za bardzo nie mam czasu żeby dokańczać opowiadania, które zaczynałam sama. Obiecuję, że jeśli będę mieć więcej czasu ( i WENY) to je dokończę.
Dziękuję za te komentarze <3 Naprawdę to doceniam i cieszę się każdym nowym komentarzem.
A zaraz zbieram się do lekarza, bo moje Neko-chan kazało mi iść -,-" Kocham Cię ^^"




Biały - Kris (Diru)
Różowy - Bou (ToshiDiru)


Uśmiechnąłem się. Znowu się zarumienił na mój widok. Spojrzałem na niego z uśmiechem i depcząc niedopałek, wszedłem do środka.

Widziałem kątem oka jak wchodzi do jakiegoś budynku. Zrobiło mi się ... smutno? Poprawiłem gitarę na ramieniu i szedłem dalej.

Podszedłem do baru i zamówiłem sobie drinka. Przynajmniej dla mnie były za darmo. Wypiłem go i poszedłem na scenę. Po chwili zacząłem tańczyć.

Miku zaprowadził mnie do domu i pożegnał krótkim: „do zobaczenia”. Szybko pobiegłem na górę. Wszedłem do mieszkania, zamykając drzwi na klucz.

Jak zwykle tańczyłem kilka godzin. W klubie siedziałem do północy, bo trochę źle się czułem. Na szczęście mam wyrozumiałą szefową i odprawiła mnie do domu. Nawet chciała mnie odwieźć, ale wolałem się przejść. Byłem wykończony, ale spacer dobrze mi zrobi.

Jakoś nie mogłem spać. Siedziałem z kubkiem herbaty w ręce na parapecie. Czasem miałem takie dni, że w ogóle nie spałem.

Wszedłem do domu i od razu padłem na łóżko. Zasnąłem. Ułożyłem się wygodniej, wtulając się w poduszkę. Bolała mnie głowa.

Nie spałem całą noc. Rano jak zwykle wziąłem prysznic, umyłem włosy i zęby. Później się ubrałem i zabrałem się za suszenie i układanie włosów.

Obudziłem się koło dziewiątej, jednak nie wstałem. Nie miałem siły. Postanowiłem, że przeleżę cały dzień. I tak szedłem do pracy dopiero wieczorem, więc mogłem sobie pozwolić na leniuchowanie.

Cały dzień chodziłem z głową w chmurach. Niestety musiałem zostać jeszcze na dodatkowych lekcjach z japońskiego, które przygotowywały bardziej do matury.

Wstałem dopiero o siedemnastej. Czułem się już lepiej, więc nie musiałem brać wolnego. Zjadłem coś, wykąpałem się i ubrałem. Wziąłem torbę i wyszedłem z domu. W klubie byłem wpół do ósmej.

Jak tylko przyszedłem do domu, od razu położyłem się do łóżka. Było mi okropnie zimno. Przykryłem się kołdrą, pociągając nosem. Chyba byłem przeziębiony.

Jak zwykle ubrany już w te sceniczne ciuchy, wyszedłem zapalić. Miałem nadzieję, że spotkam Bou. Stałem przed budynkiem chyba z dwadzieścia minut. Czekałem.

Zakaszlałem, przykrywając się mocniej kołdrą. Nie miałem siły żeby wstać i wziąć jakieś leki, więc po prostu leżałem.

Westchnąłem i wszedłem do środka. Nie było go. Po co się w ogóle łudziłem? Przecież to oczywiste, że nie będzie chciał się ze mną spotykać. Kto by chciał zadawać się ze striptizerem?

Okryłem się mocniej kocem i powoli ruszyłem do kuchni, trzymając się ścian oraz mebli. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale dzięki szafce się nie wywróciłem.

Po pracy nie wróciłem do domu. Poszedłem się przejść. Nie wiem czemu, ale było mi tak jakoś... przykro? Smutno? Nie wiedziałem, czemu się tak czuje. To było dziwne.

Niestety nie znalazłem żadnych leków... Nigdy nie były mi potrzebne, więc nie kupowałem. Usiadłem na parapecie i skuliłem się. Nie miałem siły żeby iść do pokoju.

Usiadłem na ławce w parku. Ogarniał mnie smutek. Nie chciałem się tak czuć. Czemu miałem dziwne przeczucie, że coś mu się stało? Czemu tak bardzo się o niego martwiłem? Kris, musisz wybrać się do psychiatry!

Ponownie zakaszlałem i przykryłem się mocniej kocem. Chciałem żeby ktoś był przy mnie... Dlaczego od razu pomyślałem o tym mężczyźnie? Dlaczego nie o reszcie zespołu?

Westchnąłem, siedząc dalej. Czułem się dziwnie. Miałem ochotę go poszukać, jednak od razu palnąłem się w głowę. Przecież nie przeszukam całego miasta.

Spojrzałem na okno, jednak później mój wzrok skierował się na skromną kuchnie. Nie miałem tu jakichś nie wiadomo jakich warunków. Mieszkałem sam, bez rodziców, bez pracy... Pieniądze miałem tylko z małych koncertów naszego zespołu w barach czy lokalach.

Po chwili wstałem i skierowałem się do małego sklepu. Wszedłem do środka i zacząłem chodzić między regałami. Szukałem moich ulubionych ciastek. One zawsze poprawiały mi samopoczucie.

W końcu wstałem i bardzo chwiejnym krokiem poszedłem do pokoiku. Ciągle trzymałem się ścian i mebli... Po paru minutach położyłem się do łóżka.

Gdy wreszcie znalazłem słodycze, poszedłem do kasy. Zapłaciłem i skierowałem się w kierunku mojego mieszkania. Kiedy dotarłem na miejsce, wszedłem do środka zdejmując buty. Wziąłem ciastka i poszedłem do salonu. Usiadłem przed telewizorem otwierając paczkę ciastek.

Przez następnie dwa tygodnie nie wychodziłem w ogóle z mieszkania. Nie miałem siły żeby nawet wstać, Miku przychodził do mnie. Czułem się troszkę lepiej.

Nie widziałem go ani razu przez czternaście dni. Przez ten czas chodziłem strasznie przybity. Nie wiedziałem czemu. Przecież praktycznie w ogóle go nie znałem. Co się ze mną dzieje?

W końcu postanowiłem wyjść. Musiałem sobie zrobić jakieś zakupy.. Ubrałem się dość grubo, bo wciąż było mi zimno i wyszedłem z mieszkania.

Wylazłem z domu, aby pójść do sklepu. Byłem głodny, bo wczoraj nic nie jadłem. Gdy tylko wyszedłem z klatki, myślałem że umrę. Było mi strasznie goooorącoo.

Pociągnąłem nosem i powoli ruszyłem do sklepu. Wszyscy chodzili strasznie rozebrani, a tylko ja miałem na sobie długie spodnie i dość grubą bluzę.

Popełniłem błąd, że założyłem długie spodnie. Pocieszałem się jedynie tym, że mam krótki rękawek. Nagle w oddali zobaczyłem tego blondynka. Uśmiechnąłem się i przyspieszyłem kroku.

Wtuliłem się bardziej w moją ciepłą bluzę i szedłem dalej. Wciąż byłem słaby, więc miałem nadzieję, że ich nie spotkam.. Na dodatek nie było mnie w szkole przez dwa tygodnie, a przecież za czternaście dni miałem maturę.

Zaszedłem go od tyłu.
- Bu - mruknąłem, a chłopak podskoczył wystraszony. Zaśmiałem się, po czym poczochrałem mu włosy.

Wystraszyłem się go. Obróciłem głowę i pociągnąłem nosem. To był ten mężczyzna.
- Cześć – szepnąłem cicho.

- A Tobie co? Wyglądasz jak jakiś duch. Jesteś blady jak ściana - powiedziałem zmartwionym głosem. Znowu poczułem się dziwnie. Czemu tak się zachowywałem? Przecież ja rzadko kiedy byłem dla kogoś miły.

- Jestem chory... Chyba – powiedziałem niepewnie, spuszczając głowę. Znowu się zarumieniłem, ale tym razem mogłem to zrzucić na gorączkę.

Schyliłem się trochę, patrząc na jego twarz. Przyłożyłem mu rękę do czoła. Faktycznie musiał być chory.
- Masz gorączkę - mruknąłem. - Nie powinieneś wychodzić w takim stanie.

- Muszę iść do sklepu – pociągnąłem nosem. – Bo Miku nie przyszedł – zakaszlałem w rękaw. Ta bluza sięgała mi za pośladki i rękawy były długie. Lubiłem ją.

- Mogę Ci jakoś pomóc? Ledwo się trzymasz na nogach - powiedziałem, kładąc mu rękę na ramieniu. Naprawdę się martwiłem. Nie wiem czemu, ale przy nim moje serce przyspieszało. Czy to możliwe, że... Nie no, Kris, o czym ty myślisz, kretynie!

- N-nie chcę się n-narzucać – wymamrotałem zawstydzony. Peszyła mnie ta bliskość. Zacząłem się bawić rękawem.

- Ale to żaden kłopot - powiedziałem, uśmiechając się do niego ciepło. – No, ale skoro nie chcesz... - mruknąłem cicho. - Jednak gdybyś czegoś potrzebował... - powiedziałem i wsunąłem mu swoją wizytówkę do kieszeni. Taa... posiadało się taki papierek. Striptizer na zamówienie! Zajebiście! - ... to zadzwoń - dokończyłem i ruszyłem przed siebie. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie mogłem się uspokoić.

- Nie! Poczekaj! – pisnąłem i złapałem go za koszulkę. Nie chciałem żeby sobie poszedł. Pomimo tego, że mnie peszył to ... jego towarzystwo było miłe.

- Hm? - odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego pytająco. Byłem ciekaw, dlaczego mnie zatrzymał.

- Um... N-nie idź – szepnąłem, spuszczając głowę. Nie chciałem żeby sobie poszedł. Było mi smutno, że go nie widziałem przez te dwa tygodnie.

- Ej, co się stało? - spytałem podchodząc bliżej. Był smutny? Ale dlaczego? Stało się coś, co tak bardzo go zasmuciło?

- Nie chcę żebyś sobie poszedł – szepnąłem ledwo dosłyszalnie, ściskając mocniej jego koszulkę. Znowu się zarumieniłem.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie chciał? Przecież my się nawet nie znamy. Jednak uśmiechnąłem się. Poczochrałem mu włosy.
- Chodź już do tego sklepu - powiedziałem wesołym głosem.

Zauważyłem, że wciąż trzymam go za koszulkę. Zarumieniłem się jeszcze bardziej i puściłem ją. Znowu ruszyłem do sklepu.

Zaśmiałem się i poszedłem za nim. Tak się składało, że też musiałem zrobić zakupy, więc mogłem pobyć z nim dłużej. Obaj weszliśmy do marketu.

Pociągnąłem nosem i znowu zacząłem kaszleć w rękaw bluzy. Było mi słabo, ale musiałem wyzdrowieć... Musiałem chodzić do szkoły.

Zacząłem wkładać do koszyka potrzebne mi rzeczy. Nie lubiłem robić zakupów, bo nigdy nie wiem, na co mam ochotę. Spojrzałem na chłopaka. Wyglądał jak cień człowieka. Był słaby.

Z ledwością szedłem za nim. Nie wrzucałem do tego koszyka dużo, nie potrzebowałem tyle. A zresztą nie dałbym rady tego wszystkiego zanieść.

Po jakimś czasie wyszliśmy ze sklepu z kilkoma reklamówkami. Widziałem, że ledwo idzie, więc zabrałem mu jego siatkę. Nie będzie tego dźwigał.

Spojrzałem na niego i ponownie się zarumieniłem.
- Dz-dziękuję – wymamrotałem, idąc za nim. Miałem nadzieję, że jakoś dojdę do domu.

- Nie ma za co - uśmiechnąłem się. - Daleko stąd mieszkasz? - spytałem. Musiałem go odprowadzić, bo gdzieś jeszcze zasłabnie.

Pokręciłem przecząco głową, znowu zaczynając bawić się swoją bluzą. Spuściłem głowę i starałem się ustać na nogach.

Westchnąłem i objąłem go w pasie, żeby się nie przewrócił. Na widok jego czerwonych policzków, aż mi się mordka cieszyła. Jak on był słodki.

- C-co ty robisz? – pisnąłem, rumieniąc się jeszcze bardziej. Trochę się go jeszcze bałem. Byłem zażenowany tą sytuacją.

- Przewrócisz mi się tu zaraz - powiedziałem, uśmiechając się. Jego mina była bezcenna. Był tak słodki, że miałem ochotę go schrupać.

Mruknąłem coś pod nosem, ale wtuliłem się w niego. Był taki przyjemnie ciepły... Nieśmiało spojrzałem na niego twarz.

- Nadal się mnie boisz? - spytałem ciepłym głosem. Nie chciałem, żeby się mnie bał. Przecież nie chciałem zrobić mu krzywdy.

- Ja... Um... Mh – mruknąłem zażenowany. To nie była moja wina. Nigdy nie rozmawiałem z kimś, kogo nie znałem... Wolałem rozmawiać z moimi przyjaciółmi. Nie potrzebowałem nikogo innego.

- Rozumiem - mruknąłem. Rozumiałem go. Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że był strasznie nieśmiały. Potwierdzało to nawet jego zachowanie.

- Przepraszam – powiedziałem jeszcze ciszej. Czułem, że moje policzki pieką... Jego ramię i bok były takie ciepłe.

- Nie przepraszaj... Naprawdę rozumiem. Ludzie zwykle się mnie boją - powiedziałem. Zawsze było tak, że odstraszałem ludzi. Sporo ludzi mnie znało i wiedziało, kim jestem.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Bałem się prawie wszystkich ludzi. Po drugiej stronie zauważyłem tych chłopaków, co mnie pobili.

Podążyłem wzrokiem tam, gdzie patrzył. Stali tam ci goście, co śmieli go zaczepiać.
- Nie bój się. Już więcej nie zrobią Ci krzywdy - powiedziałem, głaskając go po ramieniu.

Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem z nim dalej. Gdy przechodziliśmy obok, usłyszałem:
- Czyli jednak to prawda, że to pedał – zaśmiał się ten wyższy.

Zatrzymałem się. Puściłem blondyna i podszedłem do tego chłopaka.
- Widzę, że za słabo wczoraj dostałeś - warknąłem na niego.

Podbiegłem do niego i złapałem go za koszulkę, zatrzymując go.
- Nie.. Zostaw ich – mruknąłem cicho. Nie chciałem żeby nic im robił, bo wtedy miałby problemy.

- Ten skurwiel nie będzie Cię obrażał! - powiedziałem podniesionym głosem. Dobrze znałem tych chłopaków. Czasem przychodzili do klubu, w którym tańczyłem. Jednak na ulicy nigdy mnie nie rozpoznali, z czego bardzo się cieszyłem.

- P-proszę chodź – szepnąłem i pociągnąłem go za koszulkę. Wystraszyłem się.. Nigdy nie lubiłem jak ktoś krzyczał.

Ostatecznie odpuściłem i poszedłem za nim. Widziałem, jak się trzęsie. Widziałem jego wystraszoną twarz. Stanąłem w miejscu i zgarnąłem go w swoje ramiona.
- Cii... Nic Ci nie grozi. Spokojnie - powiedziałem cicho. Chciałem by mój głos brzmiał ciepło. Nie chciałem, by się bał.

Pomimo tego, że się trochę bałem i byłem zawstydzony, to wtuliłem się w niego niepewnie.
- N-nie krzycz więcej – szepnąłem cicho.

- Dobrze, przepraszam - powiedziałem i pogłaskałem go po włosach. Co się ze mną działo? Czułem, jak serce mi przyśpieszyło. Czułem motyle w brzuchu.

Uśmiechnąłem się lekko, wtulając w niego mocniej. Sięgałem mu ledwo do podbródka... Albo to on był taki wysoki, albo ja byłem taki niski.

- Chodź, powinieneś się położyć - powiedziałem i odsunąłem się od niego. Jednak nadal obejmowałem go w pasie. Powolnym krokiem poszliśmy dalej.

Bardzo niepewnie objąłem go i złapałem tył jego koszulki. Zaraz po tym spuściłem głowę i zarumieniłem się mocno.

Uśmiechnąłem się.
- Słodki... - powiedziałem cicho. Widziałem, jak rumieńce na jego policzkach nabierają mocniejszego koloru.

- N-nie jestem słodki! – zaprzeczyłem. Czułem, że moje policzki się palą. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie zawstydził.

Zaśmiałem się. Podobała mi się jego reakcja.
- Jesteś - powiedziałem z uśmiechem.

- Etto... Dziękuję? – szepnąłem niepewnie. W końcu doszliśmy do mojej klatki. Wciąż go nie puszczając, ruszyłem na górę.

Zdziwiłem się, że pociągnął mnie po schodach na górę. Jednak nadal się uśmiechałem. W końcu stanęliśmy pod drzwiami.

Drżącą ręką wyciągnąłem klucze z kieszeni. Powoli otworzyłem drzwi i spojrzałem na chłopaka.
- Um.. Wejdziesz? – spytałem cicho, rumieniąc się jeszcze bardziej.

- Chętnie - powiedziałem i wszedłem za nim do mieszkania. Widziałem jak się chwieje. Wziąłem go na ręce. - To gdzie mam Cię położyć? Bo sam to raczej nie dotrzesz - powiedziałem z uśmiechem.

Spuściłem głowę, zakrywając się włosami.
- T-tam – szepnąłem i wskazałem ręką drzwi mojego pokoju.

Uśmiechnąłem się do niego i nogą nadusiłem na klamkę, otwierając drzwi. Byłem rozciągnięty, więc to nie był dla mnie problem. Te treningi na rurze jednak się do czegoś przydają.

Gdy położył mnie na łóżku, od razu wtuliłem się w kołdrę. Znowu zacząłem kaszleć.
- Gdzie pracujesz? – spytałem, patrząc na niego spod grzywki.

- W klubie nocnym - powiedziałem, przykrywając go. - Zrobić Ci herbaty? - spytałem widząc jak się trzęsie z zimna.

- A co tam robisz? – pytałem dalej. Pociągnąłem nosem i spojrzałem na niego niepewnie. Wciąż mu nie ufałem.

- Tańczę - powiedziałem zgodnie z prawdą. Po co miałem go okłamywać. Wtedy już w ogóle mi nie zaufa. Jednak w sumie mogłem nic nie mówić. Przez to, że byłem striptizerem, ludzie się ode mnie odsuwali.

- Czyli... Rozbierasz się tam? – spytałem jeszcze bardziej niepewnie. Starałem mu się zaufać i nie bać się go, ale do tego potrzeba czasu.

- No tak, jestem striptizerem - powiedziałem. Już mogę wyjść. Pewnie zaraz powie, że nie chce mieć ze mną do czynienia i wyrzuci mnie z domu.

- Zrobiłbyś mi tej herbaty? – uśmiechnąłem się nieśmiało. Nie przeszkadzało mi to. Pracował i zarabiał uczciwie pieniądze.

- Jasne - uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni. Ulżyło mi. Chyba mu to nie przeszkadzało. Wszedłem do kuchni i nastawiłem wody na herbatę. Chwilę się jej naszukałem, ale w końcu znalazłem.

Pociągnąłem nosem i przymknąłem oczy. Miałem nadzieję, że to nic poważnego. Musiałem iść następnego dnia do szkoły, ale nie wiedziałem czy dam radę.

Po jakiś dziesięciu minutach wróciłem z ciepłą herbatą do jego pokoju. Postawiłem kubek na stoliczku i usiadłem obok niego na łóżku.

Powoli usiadłem na łóżku i niepewnie wziąłem kubek z herbatą. Znowu spuściłem głowę. Zarumieniłem się pod jego spojrzeniem.

- Zawsze byłeś taki nieśmiały? - spytałem z uśmiechem. Jego urok chyba nie znał granic. "Sama słodycz" - pomyślałem.

Pokiwałem twierdząco głową, powoli upijając łyk ciepłego napoju. Wciąż patrzyłem na niego strasznie niepewnie.

Westchnąłem. Wiedziałem, że minie dużo czasu, zanim mi zaufa, ale rozumiałem to. Nie jest łatwo komuś zaufać.

Powoli piłem ciepły napój. Spojrzałem na niego, ale zaraz odwróciłem wzrok. Jego obecność była dla mnie strasznie krępująca.

Widziałem, że się krępował.
- Mam wyjść? Widzę, że się krępujesz - powiedziałem. Nie chciałem mu przeszkadzać.

Pokręciłem przecząco głową. Nie chciałem żeby wychodził. Po prostu musiałem się przyzwyczaić do jego obecności.

Nic nie powiedziałem. Postanowiłem się nie odzywać. Jeżeli o nic nie zapyta, nie wyduszę z siebie ani jednego słowa.


Mężczyzna zamilknął. Nie wiedziałem o co mu chodziło.. Odłożyłem kubek i położyłem się, znowu zaczynając kaszleć w rękaw.

5 komentarzy:

  1. Ojej... To jest takie urocze :3 ubóstwiam takie słodkie opowiadania... Czekam na kolejną część, bo już dopowiadam sobie ciąg dalszy xD Pozdrawiam! ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze... Ja chcę wiedzieć co dalej ^.^ byle szybko =)
    Ludzie, wy tu dodajecie, (i doobrze!) a ja się obraziłam i nie dodam szybko (chyba xd)

    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  3. Waaa. *-*
    Wssspaniałe, chcę wiedzieć co będzie dalej. :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojejciu! ^^
    Jakie to urocze. *u*
    Bou jest chory... :c I nie nosi swojego kawaii plecaczka... T.T
    Kris je ciastka, żeby poprawić sobie humor? Serio? A nie pali wtedy papierosów? xD
    Boże, dlaczego zawsze mi odwala przy pisaniu komentarzy? ^^"

    OdpowiedzUsuń