piątek, 6 września 2013

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou 01

Miałam wstawić Hiroki x Yukiyo, ale tamto jest niepoprawione itd., więc wstawiam to. Nie wiem jeszcze ile będzie rozdziałów... Ale przewiduję 21 lub 22 rozdziały. To zależy jeszcze jakiej długości będą notki.




Biały - Kris (Diru)
Różowy - Bou (ToshiDiru)

Jak zwykle się na mnie uwzięli. Wracałem sobie spokojnie przez lasek, a oni nagle na mnie naskoczyli. Nie rozumiałem co im takiego robiłem.. Przecież ja po prostu byłem sobą. Tak nagle zaczęli mnie bić i kopać. W końcu upadłem na ziemię, ale nie przestawali.

Byłem wykończony. Lubiłem pracę striptizera, ale powoli robiła się męcząca. Wyrwałem się z rozmyślań, gdy o coś się potknąłem. Może raczej powinienem powiedzieć o kogoś... Spojrzałem w dół. Na ziemi leżał blondwłosy chłopak.

Skuliłem się jeszcze bardziej i jęknąłem z bólu. Miałem nadzieję, że to nie oni... Że nie wrócili żeby jeszcze bardziej mnie pobić. Nie chciałem tego już dłużej znosić.

- Cii... Spokojnie... - powiedziałem, dotykając jego poranionego policzka. - Nie zrobię Ci krzywdy - powiedziałem ciepłym głosem.

- N-nie dotykaj m-mnie – pisnąłem, odsuwając się od niego. Nie chciałem by ktokolwiek mnie dotykał. Bolało.

- Przepraszam... - powiedziałem. Widziałem, że bardzo go boli. Było mi go szkoda. Nie chciałem go tu zostawić. - Chcę Ci pomóc.

Spojrzałem na niego bardzo nieufnie. Mężczyzna wyglądał na miłego. Miał jasno-brązowe włosy i zielone oczy. Na pewno nie był Japończykiem.

- Pomogę Ci. Nie bój się, nie chcę Ci zrobić krzywdy - powiedziałem, odgarniając mu włosy z twarzy.

Zadrżałem gdy dotknął mojego policzka. Nie chciałem mu ufać. Bo jeśli on jest z nimi w zmowie? Jeśli również chce mnie pobić?

Cofnąłem rękę. Nie chciałem, żeby się mnie bał, ale miał do tego święte prawo. Każdy by się bał. Byłem dla niego obcy, więc to zrozumiałe.
- Słuchaj, ja Cię nie zostawię tu samego.

- Lepiej sobie idź – szepnąłem, przytulając się do torby. Oni mogli tutaj wrócić w każdym momencie...

- Nawet nie ma takiej opcji - powiedziałem stanowczo. - Nie zostawię Cię na pastwę tych dupków, którzy Cię pobili - mruknąłem i powoli wziąłem go na ręce.

- Nie dotykaj! Postaw mnie! – pisnąłem po raz kolejny. Okropnie bałem się wysokości. Delikatnie oplotłem jego kark ramionami.

- Cii - szepnąłem uspokajająco. - Nie bój się mnie. Naprawdę chcę Ci pomóc - powiedziałem spokojnie. Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym go tak zostawił.

Zarumieniłem się, bo nigdy nie byłem tak blisko z drugim człowiekiem. Nieśmiało wtuliłem twarz w jego ramię.

Wziąłem jego torbę na ramię i powoli zacząłem iść w kierunku mojego domu. Miałem nadzieję, że choć trochę mi zaufał. Nie mogłem go tu zostawić.

Nie wiedziałem gdzie idziemy. Nie znałem go, bałem się, ale nie chciałem tego pokazywać. W końcu jestem ... facetem. Pewnie on też wziął mnie za dziewczynę.

- Jak masz na imię? - spytałem. Chciałem go jakoś zająć rozmową, aby tak bardzo się nie bał.

- Bou – odpowiedziałem niepewnie po paru minutach ciszy. Spojrzałem na jego twarz. Był przystojny.

- Taki słodki chłopak jak Ty, nie powinien sam chodzić po lesie - powiedziałem, poprawiając go sobie na rękach. Był bardzo lekki.

Zarumieniłem się jeszcze bardziej i znowu schowałem twarz w jego ramieniu.
- Nie jestem słodki – szepnąłem.

- Jesteś, jesteś - zaśmiałem się. Widziałem jego rumieńce. Był cholernie uroczy.

Nic już nie powiedziałem. Byłem zbyt zawstydzony żeby cokolwiek powiedzieć. A zresztą strach przed nim wziął nade mną górę.

Czułem, jak się trzęsie. Na pewno nie z zimna, bo było strasznie gorąco. Bał się mnie.
- Nie bój się, mały. Nic Ci nie zrobię.

- Ja... Ja chyba powinienem już iść – powiedziałem niepewnie. Już i tak byłem spóźniony. Pewnie dostanę burę od Miku.

- Nigdzie nie idziesz. Nawet na nogach nie ustaniesz - powiedziałem, idąc dalej. - Myślisz, że puszczę Cię gdziekolwiek samego? Poza tym jesteś pobity i cały we krwi. Mowy nie ma, żebyś gdzieś poszedł.

- Ale ja muszę iść – szepnąłem i zacząłem bawić się nerwowo palcami. Nie chciałem się spóźnić kolejny raz..

- Nie ma mowy. Nie interesuje mnie to, że musisz. Póki nie dojdziesz do siebie, nawet nie myśl o tym, że Cię puszczę - powiedziałem, wchodząc do klatki schodowej. Powoli skierowałem się na piąte piętro. Dotarłem do drzwi i postawiłem chłopaka na ziemi, obejmując go ramieniem i otwierając drzwi do mieszkania.

Czyli już mogę się pożegnać z zespołem.. Miku powiedział, że jeśli spóźnię się jeszcze raz to wtedy nie będę już do niego należeć. Ale on nie rozumiał... A ja nic nie mówiłem. Spuściłem głowę.

Wprowadziłem go do mieszkania. Widziałem, że ledwo trzyma się na nogach, więc od razu wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni. Posadziłem go na łóżku, po czym poszedłem zamknąć drzwi. Do pokoju wróciłem po dziesięciu minutach z ciepłą herbatą dla chłopaka.

Położyłem się i skuliłem. Bałem się go... Obawiałem się również tego, że wyrzucą mnie z zespołu. A to było całe moje życie.

Postawiłem kubek na stoliczku i usiadłem obok niego. Widziałem, że się mnie boi. Wstałem i podszedłem do szafy. Wyjąłem z niej czyste ubrania i położyłem je na łóżku.
- Odpocznij. Tutaj masz czyste rzeczy i herbatę. Będę w salonie, jakbyś czegoś potrzebował - powiedziałem, uśmiechając się do niego ciepło. - Tam masz łazienkę - wskazałem na drzwi i wyszedłem z sypialni, zamykając za sobą drzwi.

- Ja chcę do domu – szepnąłem cicho i rozpłakałem się. Nie chciałem tutaj siedzieć. Chciałem być na próbie lub w domu.

Jednak zamiast do salonu, poszedłem poćwiczyć. Wszedłem do jednego z pokoi, w którym były tylko lustra, odtwarzacz i rura. Zdjąłem koszulkę i trampki, zaczynając tańczyć.

Niepewnie wstałem i poszedłem do łazienki. Umyłem twarz z krwi i wróciłem do pokoju. Wziąłem swoją torbę, po czym po cichutku wyszedłem z pokoju i skierowałem się do wyjścia. Ubrałem buty i jeszcze ciszej wyszedłem z jego mieszkania.

Po jakiejś godzinie skończyłem i poszedłem do chłopaka. Jednak w pokoju go nie było. Przeszukałem całe mieszkanie. Nie było go. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Chciałem mu pomóc, ale jak widać, miał gdzieś moją pomoc. Mogłem go zostawić w tym lesie.

Gdy doszedłem do domu od razu się w nim zamknąłem. Jak zwykle przywitał mnie chłód tego miejsca. Od razu poszedłem do łóżka.

Położyłem się, próbując zasnąć. Jutro też musiałem iść do pracy, więc musiałem się wyspać. W głowie cały czas miałem twarz tego chłopaka. Nie dawał mi spać.

Gdy moja głowa dotknęła poduszki od razu usnąłem. Musiałem odzyskać siły po tym wszystkim. To było dla mnie za dużo. Jeszcze Miku się nie odezwał...

Całą noc nie spałem. Zasnąłem dopiero o dziewiątej rano. Dobrze, że do pracy chodziłem wieczorem. Przynajmniej miałem cały dzień, żeby się wyspać.

Wstałem rano i od razu musiałem się przyszykować do szkoły. Za miesiąc pisałem maturę, więc nie mogłem sobie pozwolić na nieobecności. Szybko się ogarnąłem i wyszedłem z domu, kierując się do szkoły.

Nie spałem długo. Około siedemnastej wstałem i poszedłem do łazienki się wykąpać. Za trzy godziny szedłem do pracy. Nie chciało mi się.

Jak zwykle siedziałem w szkole dłużej. Czekałem aż oni już pójdą, bo nie chciałem ich spotkać. Gdy tylko wyszedłem ze szkoły zobaczyłem Miku. Szybko do niego podbiegłem.

Wykąpałem się i ogarnąłem. Makijażu nie robiłem, bo zawsze malowałem się w klubie. Miałem jeszcze sporo czasu, więc poszedłem do kuchni, aby zjeść coś przed wyjściem.

- Miku, proszę Cię! Wysłuchaj mnie! – krzyknąłem płaczliwie. Nie chciałem by tak po prostu odszedł. Chciałem grać w zespole.

Czas do wyjścia szybko mi minął. Zabrałem torbę i wyszedłem z mieszkania. Miałem daleko do klubu, a nie miałem auta, więc musiałem wychodzić dużo wcześniej.

- Nie przyszedłeś wczoraj na próbę, więc dałeś nam jasno do zrozumienia, że zespół Cię nie interesuje – warknął.
- Nie, Miku! Proszę! Daj mi ostatnią szansę! Ostatnią...

Szedłem powolnym krokiem, nigdzie się nie spiesząc. Nie chciało mi się tam dzisiaj iść. W dodatku nadal myślałem o tym blondynie. Martwiłem się.

- Próba jest jutro o siedemnastej. Spóźnij się chociażby minutę, a możesz się z nami pożegnać – powiedział w końcu.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się wdzięczny. Bardzo mi zależało na zespole.

Dotarłem do klubu. Poszedłem do garderoby i zacząłem wybierać strój na występ. Postawiłem na krótki, wiśniowy żakiecik z krótkim rękawem i tego samego koloru obcisłe spodenki. Do tego założyłem kozaki sięgające moich kolan. Nie wiem, skąd oni mieli te wszystkie stroje. Po chwili zacząłem się malować. Zrobiłem ostry makijaż i wyprostowałem włosy. Miałem jeszcze chwilę, więc wyszedłem przed klub zapalić. Zachłysnąłem się dymem, gdy minął mnie ten blondyn. Musiał mnie nie poznać.

Szedłem ze spuszczoną głową i lekkim uśmiechem. Cieszyłem się, że dali mi jeszcze jedną szansę.

- Mogłeś się chociaż pożegnać - powiedziałem, zaciągając się. Byłem ciekaw, jaka będzie jego reakcja na mój widok.

Zatrzymałem się i spojrzałem na mężczyznę. Nie znałem go... Zarumieniłem się, spuszczając głowę.
- N-nie znam pana – mruknąłem.

- Nie znasz... Szkoda, że już o mnie zapomniałeś - powiedziałem smutno. - Wiesz, po prostu nie chciałem zostawiać Cię w tym lesie, a Ty się nawet nie pożegnałeś.

To był ten facet z wczoraj?
- Ja.. Bo... Musiałem iść – szepnąłem, bawiąc się nerwowo koszulką.

- Musiałeś? A gdzież to Ci się tak śpieszyło? - spytałem, patrząc na niego. Nie poznał mnie. Wcale się mu nie dziwię. W końcu miałem makijaż i byłem ubrany w skąpe ciuchy.

- Na próbę – odpowiedziałem niepewnie, nie patrząc na niego. – Przez to, że mnie nie było prawie mnie wyrzucili z zespołu – wymamrotałem.

- Och... To w takim razie przepraszam, że Cię zatrzymałem - mruknąłem, rzucając niedopałek na ziemię i depcząc go butem.

- Ja... Muszę iść – powiedziałem speszony. – Do widzenia – szepnąłem i poszedłem w swoją stronę. Ten mężczyzna był dziwny.

Westchnąłem i wróciłem do środka. Wypiłem szybkiego drinka i wlazłem na scenę, dorywając się do rury. Po chwili zacząłem tańczyć.

Miałem szczęście, że ich nie spotkałem. Wciąż szedłem ze spuszczoną głową. Zawsze byłem nieśmiały i strasznie wrażliwy..

W pracy siedziałem do drugiej w nocy. Byłem wykończony. Przebrałem się i poszedłem do domu. Już nawet nie zmywałem makijażu. Nie chciało mi się.

Obudziłem się o szóstej i od razu zacząłem się przygotowywać do szkoły. Nie mogłem się dzisiaj spóźnić na próbę. Bardzo mi zależało na zespole.

Wstałem o siódmej. Musiałem zrobić jakieś zakupy, bo lodówka była pusta. Kiedy byłem w drodze do sklepu, zobaczyłem tego chłopaka. Jednak nie zaczepiłem go. Nie chciał ze mną rozmawiać, to nie będę się narzucał.

Przechodziłem koło sklepu, a oni znowu mnie zaczepili. Nawet nie wiem o co im chodziło. Chciałem odejść, ale nie pozwolili mi.

Widziałem, jak jakieś młode szczyle go zaczepiają. Na sto procent byli ode mnie młodsi. Podszedłem do nich. Gdy jeden z nich chciał go uderzyć, zatrzymałem jego rękę, wykręcając ją boleśnie.
- Jakiś problem, panowie?

Spojrzałem na mężczyznę i odetchnąłem. Nie wiem dlaczego, ale złapałem się go kurczowo za koszulkę. Bałem się ich. Znowu.

Zamachnął się drugą ręką, chcąc mnie walnąć, ale zanim spostrzegł, leżał już na ziemi. W taki sam sposób rozprawiłem się z resztą.
- Wypierdalać mi stąd, póki jeszcze jestem miły - warknąłem. Wstali i zwiali.

Stałem ze spuszczoną głową i łzami w oczach. Zawsze byłem wrażliwy, a to była dla mnie za dużo.
- Ja... Dziękuję – szepnąłem cicho.

Odwróciłem się i poczochrałem go po włosach.
- Nie ma za co, mały - uśmiechnąłem się ciepło.

Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się nieśmiało.
- J-Jak masz na imię? – spytałem niepewnie. Wolno mi pytać o takie rzeczy? A jeśli mnie wyśmieje?

 - Kris - powiedziałem z uśmiechem. Wyglądał uroczo. W dodatku się zaczerwienił. Był cholernie słodki.

Zarumieniłem się pod jego wzrokiem.
- Ja... Chyba muszę iść, bo się spóźnię – powiedziałem cicho, spuszczając głowę. Zdecydowanie byłem zbyt nieśmiały.

- Odprowadzę Cię, bo jeszcze znowu się do Ciebie przyczepią - powiedziałem. Jego policzki były całe czerwoniutkie.

- N-nie chcę się narzucać – szepnąłem. Czułem się tak, jakby moje policzki paliły się żywym ogniem.

- Nie narzucasz się - zaśmiałem się. - Dla mnie to przyjemność. I tak nie mam nic innego do roboty - powiedziałem. Był taki uroczy.

- Ja... Etto... Dobrze – powiedziałem w końcu. Wciąż na niego nie patrzyłem. Byłem zbyt zawstydzony.

Zaśmiałem się, idąc z nim ramię w ramię.
- Uroczy jesteś - powiedziałem z uśmiechem, ogarniając sobie grzywkę w oczu.

Pokręciłem przecząco głową, zasłaniając twarz moimi długimi włosami. Peszył mnie i to bardzo.

Boże, sama słodycz. Spojrzałem na niego. Miał plecak. Pewnie szedł do szkoły.
- Która klasa?

- P-piszę maturę za miesiąc – szepnąłem cicho, mnąc w palcach kawałek białej koszuli. Mundurki były obowiązkowe.

- Ach, to powodzenia - mruknąłem. Pamiętam, jak sam zdawałem maturę. To było cztery lata temu. Dobre czasu liceum. Spojrzałem na jego mundurek. Chodził do tej samej szkoły co ja. Nigdy nie znosiłem tego ubioru.

Nie odezwałem się więcej. Peszyła mnie jego obecność. Szedł tak blisko mnie, jego ramię delikatnie dotykało mojego... Mógłbym się założyć, że byłem cały czerwony.

W końcu dotarliśmy pod budynek szkoły. Spojrzałem na chłopaka i uśmiechnąłem się.
- To na razie, mały. Uważaj na siebie.

Chciałem się spytać o to czy spotkamy się jeszcze, ale zabrakło mi odwagi. Nie wiedziałem dlaczego, ale chciałem go jeszcze zobaczyć.
- To... Cześć – szepnąłem i wszedłem do budynku.

Gdy wszedł, wróciłem się z powrotem do domu. Po drodze wszedłem do sklepu i zrobiłem zakupy. Cały czas o nim myślałem. Nie mogłem przestać.

Lekcje minęły mi bardzo szybko. Nawet się nie obejrzałem, a już wracałem do domu. Musiałem wziąć gitarę i pójść do Miku.

Wróciłem do domu i zrobiłem sobie coś do jedzenia. Dzisiaj znowu czeka mnie kilka godzin na rurze. Czemu wybrałem sobie taką pracę? Ehh... Przynajmniej była dobrze płatna, więc nie powinienem narzekać. Usiadłem przy stole talerzem kanapek i kubkiem kawy, po czym zabrałem się za jedzenie.

Szedłem do domu ze spuszczoną głową. Zawsze tak chodziłem. Od dziecka byłem strasznie nieśmiały.

Po jedzeniu poszedłem do salonu i włączyłem telewizor. Nie było nic ciekawego, ale nie miałem nic innego do roboty. Siedziałem tak do szesnastej. Potem poszedłem się wykąpać. Musiałem być świeży.

W końcu doszedłem do domu. Zjadłem szybko pół kanapki i poszedłem do pokoju żeby wziąć gitarę. Następnie wyszedłem z mieszkania, zamykając drzwi.

Wykąpałem się i ogarnąłem do końca. Było wpół do piątej. Miałem jeszcze sporo czasu, więc wróciłem do salonu i oglądałem dalej.

Tym razem jednak nie szedłem przez ten lasek. Dom Miku był po drugiej stronie. Szedłem zatłoczonymi ulicami, więc miałem nadzieję, że mnie nie zaczepią.

Nudziłem się i to strasznie. To właśnie był minus chodzenia na dwudziestą do pracy. Przez cały dzień się nudziłem i nie miałem co robić. Chciałem już wyjść.

Na próbę przyszedłem dwadzieścia minut wcześniej. Oczywiście wokalista już był i uśmiechnął się na mój widok.

Minęła kolejna godzina, a potem kolejne pół. Ubrałem buty i wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz. Powolnym krokiem skierowałem się do klubu.

Próba minęła nam bardzo szybko. W końcu Miku powiedział, że mamy iść do domu. Oznajmił, że mnie odprowadzi, bo musimy porozmawiać, więc razem ruszyliśmy w kierunku mojego domu.

Gdy dotarłem, od razu poszedłem się przygotować. Gdy już ubrałem się w te skąpe ciuchy i pomalowałem się, wyszedłem przed klub i zapaliłem papierosa. Było mi trochę chłodno. Tym razem miałem na sobie czarną kamizelkę, czarne spodenki i te same buty co dzień wcześniej. Założyłem też obrożę i kilka pieszczoch. Oparłem się o ścianę budynku i zapaliłem fajkę.

Chciał się dowiedzieć dlaczego się spóźniałem, ale nie mogłem mu powiedzieć. Wymyślałem cokolwiek żeby tylko nie dowiedział się prawdy. Nie mógł się dowiedzieć.

Musiałem się jakoś odprężyć. Nie, że się denerwowałem, tylko po prostu się nie wyspałem i byłem strasznie spięty. Spojrzałem w bok i ponownie zobaczyłem... Bou? Tak, tak miał na imię. Jednak nie odezwałem się. Nie był sam. Podejrzewam, że dziwnie by się czuł, gdyby ktoś taki jak ja, przywitał się z nim w towarzystwie jego kolegi.

Znowu zauważyłem Kris’ a. Był ubrany strasznie skąpo. Zarumieniłem się i ponownie spuściłem głowę.

- Bou? A ty co taki czerwony? – zaśmiał się wokalista, dźgając mnie palcem w policzek.

4 komentarze:

  1. Jejciu, to jest urocze. *u*
    Bou taki kochany. I ten jego szkolny plecaczek. Jaram się szkolnym plecaczkiem, jak wariat. <3
    Kris oczywiście uzależniony i pali ćmiki przy każdej nadarzającej się okazji. xD Jak ja kocham takich seme. ^^
    Niech ci idioci odczepią się od Bou! >.< Bo ciocia Black Cherry ich załatwi...
    Dobra, kończę, bo mi odwala. xD
    P.S. Szkolny plecaczek. <3 Lecą loffki dla szkolnego plecaczka. KC szkolny plecaczek. *u*
    Dobrze, dobrze, już się zamykam. ^^"

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, niech złe ludziki odwala sie od Bou, bo jak nie to ja pomoge.ich załatwić cioci Black Cherry XD
    Super opowiadanie, czekan na dalsze czesci

    OdpowiedzUsuń
  3. *.* Więcej~~ (nie umiem pisać komentarzy)

    OdpowiedzUsuń
  4. To takie DŁUGIE i urooooocze! <3
    Miku wywal Bou z zespołu, a cię powieszę ; P
    Pisz dalej *.*

    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń