Biały - Kris (Diru)
Różowy - Bou (ToshiDiru)
Jak zwykle się na mnie uwzięli.
Wracałem sobie spokojnie przez lasek, a oni nagle na mnie naskoczyli. Nie
rozumiałem co im takiego robiłem.. Przecież ja po prostu byłem sobą. Tak nagle
zaczęli mnie bić i kopać. W końcu upadłem na ziemię, ale nie przestawali.
Byłem wykończony. Lubiłem pracę striptizera, ale powoli
robiła się męcząca. Wyrwałem się z rozmyślań, gdy o coś się potknąłem. Może
raczej powinienem powiedzieć o kogoś... Spojrzałem w dół. Na ziemi leżał
blondwłosy chłopak.
Skuliłem się jeszcze bardziej i
jęknąłem z bólu. Miałem nadzieję, że to nie oni... Że nie wrócili żeby jeszcze
bardziej mnie pobić. Nie chciałem tego już dłużej znosić.
- Cii... Spokojnie... - powiedziałem, dotykając jego
poranionego policzka. - Nie zrobię Ci krzywdy - powiedziałem ciepłym głosem.
- N-nie dotykaj m-mnie –
pisnąłem, odsuwając się od niego. Nie chciałem by ktokolwiek mnie dotykał.
Bolało.
- Przepraszam... - powiedziałem. Widziałem, że bardzo go
boli. Było mi go szkoda. Nie chciałem go tu zostawić. - Chcę Ci pomóc.
Spojrzałem na niego bardzo
nieufnie. Mężczyzna wyglądał na miłego. Miał jasno-brązowe włosy i zielone
oczy. Na pewno nie był Japończykiem.
- Pomogę Ci. Nie bój się, nie chcę Ci zrobić krzywdy -
powiedziałem, odgarniając mu włosy z twarzy.
Zadrżałem gdy dotknął mojego
policzka. Nie chciałem mu ufać. Bo jeśli on jest z nimi w zmowie? Jeśli również
chce mnie pobić?
Cofnąłem rękę. Nie chciałem, żeby się mnie bał, ale miał do
tego święte prawo. Każdy by się bał. Byłem dla niego obcy, więc to zrozumiałe.
- Słuchaj, ja Cię nie zostawię tu samego.
- Lepiej sobie idź – szepnąłem,
przytulając się do torby. Oni mogli tutaj wrócić w każdym momencie...
- Nawet nie ma takiej opcji - powiedziałem stanowczo. - Nie
zostawię Cię na pastwę tych dupków, którzy Cię pobili - mruknąłem i powoli
wziąłem go na ręce.
- Nie dotykaj! Postaw mnie! –
pisnąłem po raz kolejny. Okropnie bałem się wysokości. Delikatnie oplotłem jego
kark ramionami.
- Cii - szepnąłem uspokajająco. - Nie bój się mnie. Naprawdę
chcę Ci pomóc - powiedziałem spokojnie. Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym go tak
zostawił.
Zarumieniłem się, bo nigdy nie
byłem tak blisko z drugim człowiekiem. Nieśmiało wtuliłem twarz w jego ramię.
Wziąłem jego torbę na ramię i powoli zacząłem iść w kierunku
mojego domu. Miałem nadzieję, że choć trochę mi zaufał. Nie mogłem go tu
zostawić.
Nie wiedziałem gdzie idziemy.
Nie znałem go, bałem się, ale nie chciałem tego pokazywać. W końcu jestem ...
facetem. Pewnie on też wziął mnie za dziewczynę.
- Jak masz na imię? - spytałem. Chciałem go jakoś zająć
rozmową, aby tak bardzo się nie bał.
- Bou – odpowiedziałem niepewnie
po paru minutach ciszy. Spojrzałem na jego twarz. Był przystojny.
- Taki słodki chłopak jak Ty, nie powinien sam chodzić po
lesie - powiedziałem, poprawiając go sobie na rękach. Był bardzo lekki.
Zarumieniłem się jeszcze
bardziej i znowu schowałem twarz w jego ramieniu.
- Nie jestem słodki – szepnąłem.
- Jesteś, jesteś - zaśmiałem się. Widziałem jego rumieńce.
Był cholernie uroczy.
Nic już nie powiedziałem. Byłem
zbyt zawstydzony żeby cokolwiek powiedzieć. A zresztą strach przed nim wziął
nade mną górę.
Czułem, jak się trzęsie. Na pewno nie z zimna, bo było
strasznie gorąco. Bał się mnie.
- Nie bój się, mały. Nic Ci nie zrobię.
- Ja... Ja chyba powinienem już
iść – powiedziałem niepewnie. Już i tak byłem spóźniony. Pewnie dostanę burę od
Miku.
- Nigdzie nie idziesz. Nawet na nogach nie ustaniesz -
powiedziałem, idąc dalej. - Myślisz, że puszczę Cię gdziekolwiek samego? Poza
tym jesteś pobity i cały we krwi. Mowy nie ma, żebyś gdzieś poszedł.
- Ale ja muszę iść – szepnąłem i
zacząłem bawić się nerwowo palcami. Nie chciałem się spóźnić kolejny raz..
- Nie ma mowy. Nie interesuje mnie to, że musisz. Póki nie
dojdziesz do siebie, nawet nie myśl o tym, że Cię puszczę - powiedziałem,
wchodząc do klatki schodowej. Powoli skierowałem się na piąte piętro. Dotarłem
do drzwi i postawiłem chłopaka na ziemi, obejmując go ramieniem i otwierając
drzwi do mieszkania.
Czyli już mogę się pożegnać z
zespołem.. Miku powiedział, że jeśli spóźnię się jeszcze raz to wtedy nie będę
już do niego należeć. Ale on nie rozumiał... A ja nic nie mówiłem. Spuściłem
głowę.
Wprowadziłem go do mieszkania. Widziałem, że ledwo trzyma
się na nogach, więc od razu wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni.
Posadziłem go na łóżku, po czym poszedłem zamknąć drzwi. Do pokoju wróciłem po
dziesięciu minutach z ciepłą herbatą dla chłopaka.
Położyłem się i skuliłem. Bałem
się go... Obawiałem się również tego, że wyrzucą mnie z zespołu. A to było całe
moje życie.
Postawiłem kubek na stoliczku i usiadłem obok niego.
Widziałem, że się mnie boi. Wstałem i podszedłem do szafy. Wyjąłem z niej
czyste ubrania i położyłem je na łóżku.
- Odpocznij. Tutaj masz czyste rzeczy i herbatę. Będę w
salonie, jakbyś czegoś potrzebował - powiedziałem, uśmiechając się do niego
ciepło. - Tam masz łazienkę - wskazałem na drzwi i wyszedłem z sypialni,
zamykając za sobą drzwi.
- Ja chcę do domu – szepnąłem
cicho i rozpłakałem się. Nie chciałem tutaj siedzieć. Chciałem być na próbie
lub w domu.
Jednak zamiast do salonu, poszedłem poćwiczyć. Wszedłem do
jednego z pokoi, w którym były tylko lustra, odtwarzacz i rura. Zdjąłem
koszulkę i trampki, zaczynając tańczyć.
Niepewnie wstałem i poszedłem do
łazienki. Umyłem twarz z krwi i wróciłem do pokoju. Wziąłem swoją torbę, po
czym po cichutku wyszedłem z pokoju i skierowałem się do wyjścia. Ubrałem buty
i jeszcze ciszej wyszedłem z jego mieszkania.
Po jakiejś godzinie skończyłem i poszedłem do chłopaka. Jednak
w pokoju go nie było. Przeszukałem całe mieszkanie. Nie było go. Westchnąłem i
usiadłem na łóżku. Chciałem mu pomóc, ale jak widać, miał gdzieś moją pomoc.
Mogłem go zostawić w tym lesie.
Gdy doszedłem do domu od razu
się w nim zamknąłem. Jak zwykle przywitał mnie chłód tego miejsca. Od razu
poszedłem do łóżka.
Położyłem się, próbując zasnąć. Jutro też musiałem iść do
pracy, więc musiałem się wyspać. W głowie cały czas miałem twarz tego chłopaka.
Nie dawał mi spać.
Gdy moja głowa dotknęła poduszki
od razu usnąłem. Musiałem odzyskać siły po tym wszystkim. To było dla mnie za
dużo. Jeszcze Miku się nie odezwał...
Całą noc nie spałem. Zasnąłem dopiero o dziewiątej rano.
Dobrze, że do pracy chodziłem wieczorem. Przynajmniej miałem cały dzień, żeby
się wyspać.
Wstałem rano i od razu musiałem
się przyszykować do szkoły. Za miesiąc pisałem maturę, więc nie mogłem sobie
pozwolić na nieobecności. Szybko się ogarnąłem i wyszedłem z domu, kierując się
do szkoły.
Nie spałem długo. Około siedemnastej wstałem i poszedłem do
łazienki się wykąpać. Za trzy godziny szedłem do pracy. Nie chciało mi się.
Jak zwykle siedziałem w szkole
dłużej. Czekałem aż oni już pójdą, bo nie chciałem ich spotkać. Gdy tylko
wyszedłem ze szkoły zobaczyłem Miku. Szybko do niego podbiegłem.
Wykąpałem się i ogarnąłem. Makijażu nie robiłem, bo zawsze
malowałem się w klubie. Miałem jeszcze sporo czasu, więc poszedłem do kuchni,
aby zjeść coś przed wyjściem.
- Miku, proszę Cię! Wysłuchaj
mnie! – krzyknąłem płaczliwie. Nie chciałem by tak po prostu odszedł. Chciałem
grać w zespole.
Czas do wyjścia szybko mi minął. Zabrałem torbę i wyszedłem
z mieszkania. Miałem daleko do klubu, a nie miałem auta, więc musiałem
wychodzić dużo wcześniej.
- Nie przyszedłeś wczoraj na
próbę, więc dałeś nam jasno do zrozumienia, że zespół Cię nie interesuje –
warknął.
- Nie, Miku! Proszę! Daj mi
ostatnią szansę! Ostatnią...
Szedłem powolnym krokiem, nigdzie się nie spiesząc. Nie
chciało mi się tam dzisiaj iść. W dodatku nadal myślałem o tym blondynie.
Martwiłem się.
- Próba jest jutro o
siedemnastej. Spóźnij się chociażby minutę, a możesz się z nami pożegnać –
powiedział w końcu.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się
wdzięczny. Bardzo mi zależało na zespole.
Dotarłem do klubu. Poszedłem do garderoby i zacząłem wybierać
strój na występ. Postawiłem na krótki, wiśniowy żakiecik z krótkim rękawem i
tego samego koloru obcisłe spodenki. Do tego założyłem kozaki sięgające moich
kolan. Nie wiem, skąd oni mieli te wszystkie stroje. Po chwili zacząłem się
malować. Zrobiłem ostry makijaż i wyprostowałem włosy. Miałem jeszcze chwilę,
więc wyszedłem przed klub zapalić. Zachłysnąłem się dymem, gdy minął mnie ten
blondyn. Musiał mnie nie poznać.
Szedłem ze spuszczoną głową i
lekkim uśmiechem. Cieszyłem się, że dali mi jeszcze jedną szansę.
- Mogłeś się chociaż pożegnać - powiedziałem, zaciągając
się. Byłem ciekaw, jaka będzie jego reakcja na mój widok.
Zatrzymałem się i spojrzałem na
mężczyznę. Nie znałem go... Zarumieniłem się, spuszczając głowę.
- N-nie znam pana – mruknąłem.
- Nie znasz... Szkoda, że już o mnie zapomniałeś -
powiedziałem smutno. - Wiesz, po prostu nie chciałem zostawiać Cię w tym lesie,
a Ty się nawet nie pożegnałeś.
To był ten facet z wczoraj?
- Ja.. Bo... Musiałem iść –
szepnąłem, bawiąc się nerwowo koszulką.
- Musiałeś? A gdzież to Ci się tak śpieszyło? - spytałem,
patrząc na niego. Nie poznał mnie. Wcale się mu nie dziwię. W końcu miałem
makijaż i byłem ubrany w skąpe ciuchy.
- Na próbę – odpowiedziałem
niepewnie, nie patrząc na niego. – Przez to, że mnie nie było prawie mnie
wyrzucili z zespołu – wymamrotałem.
- Och... To w takim razie przepraszam, że Cię zatrzymałem -
mruknąłem, rzucając niedopałek na ziemię i depcząc go butem.
- Ja... Muszę iść – powiedziałem
speszony. – Do widzenia – szepnąłem i poszedłem w swoją stronę. Ten mężczyzna
był dziwny.
Westchnąłem i wróciłem do środka. Wypiłem szybkiego drinka i
wlazłem na scenę, dorywając się do rury. Po chwili zacząłem tańczyć.
Miałem szczęście, że ich nie
spotkałem. Wciąż szedłem ze spuszczoną głową. Zawsze byłem nieśmiały i
strasznie wrażliwy..
W pracy siedziałem do drugiej w nocy. Byłem wykończony.
Przebrałem się i poszedłem do domu. Już nawet nie zmywałem makijażu. Nie
chciało mi się.
Obudziłem się o szóstej i od
razu zacząłem się przygotowywać do szkoły. Nie mogłem się dzisiaj spóźnić na
próbę. Bardzo mi zależało na zespole.
Wstałem o siódmej. Musiałem zrobić jakieś zakupy, bo lodówka
była pusta. Kiedy byłem w drodze do sklepu, zobaczyłem tego chłopaka. Jednak
nie zaczepiłem go. Nie chciał ze mną rozmawiać, to nie będę się narzucał.
Przechodziłem koło sklepu, a oni
znowu mnie zaczepili. Nawet nie wiem o co im chodziło. Chciałem odejść, ale nie
pozwolili mi.
Widziałem, jak jakieś młode szczyle go zaczepiają. Na sto
procent byli ode mnie młodsi. Podszedłem do nich. Gdy jeden z nich chciał go
uderzyć, zatrzymałem jego rękę, wykręcając ją boleśnie.
- Jakiś problem, panowie?
Spojrzałem na mężczyznę i
odetchnąłem. Nie wiem dlaczego, ale złapałem się go kurczowo za koszulkę. Bałem
się ich. Znowu.
Zamachnął się drugą ręką, chcąc mnie walnąć, ale zanim
spostrzegł, leżał już na ziemi. W taki sam sposób rozprawiłem się z resztą.
- Wypierdalać mi stąd, póki jeszcze jestem miły - warknąłem.
Wstali i zwiali.
Stałem ze spuszczoną głową i
łzami w oczach. Zawsze byłem wrażliwy, a to była dla mnie za dużo.
- Ja... Dziękuję – szepnąłem
cicho.
Odwróciłem się i poczochrałem go po włosach.
- Nie ma za co, mały - uśmiechnąłem się ciepło.
Podniosłem głowę i uśmiechnąłem
się nieśmiało.
- J-Jak masz na imię? – spytałem
niepewnie. Wolno mi pytać o takie rzeczy? A jeśli mnie wyśmieje?
- Kris - powiedziałem
z uśmiechem. Wyglądał uroczo. W dodatku się zaczerwienił. Był cholernie słodki.
Zarumieniłem się pod jego
wzrokiem.
- Ja... Chyba muszę iść, bo się
spóźnię – powiedziałem cicho, spuszczając głowę. Zdecydowanie byłem zbyt
nieśmiały.
- Odprowadzę Cię, bo jeszcze znowu się do Ciebie przyczepią
- powiedziałem. Jego policzki były całe czerwoniutkie.
- N-nie chcę się narzucać –
szepnąłem. Czułem się tak, jakby moje policzki paliły się żywym ogniem.
- Nie narzucasz się - zaśmiałem się. - Dla mnie to
przyjemność. I tak nie mam nic innego do roboty - powiedziałem. Był taki
uroczy.
- Ja... Etto... Dobrze –
powiedziałem w końcu. Wciąż na niego nie patrzyłem. Byłem zbyt zawstydzony.
Zaśmiałem się, idąc z nim ramię w ramię.
- Uroczy jesteś - powiedziałem z uśmiechem, ogarniając sobie
grzywkę w oczu.
Pokręciłem przecząco głową,
zasłaniając twarz moimi długimi włosami. Peszył mnie i to bardzo.
Boże, sama słodycz. Spojrzałem na niego. Miał plecak. Pewnie
szedł do szkoły.
- Która klasa?
- P-piszę maturę za miesiąc –
szepnąłem cicho, mnąc w palcach kawałek białej koszuli. Mundurki były
obowiązkowe.
- Ach, to powodzenia - mruknąłem. Pamiętam, jak sam zdawałem
maturę. To było cztery lata temu. Dobre czasu liceum. Spojrzałem na jego
mundurek. Chodził do tej samej szkoły co ja. Nigdy nie znosiłem tego ubioru.
Nie odezwałem się więcej.
Peszyła mnie jego obecność. Szedł tak blisko mnie, jego ramię delikatnie
dotykało mojego... Mógłbym się założyć, że byłem cały czerwony.
W końcu dotarliśmy pod budynek szkoły. Spojrzałem na
chłopaka i uśmiechnąłem się.
- To na razie, mały. Uważaj na siebie.
Chciałem się spytać o to czy
spotkamy się jeszcze, ale zabrakło mi odwagi. Nie wiedziałem dlaczego, ale
chciałem go jeszcze zobaczyć.
- To... Cześć – szepnąłem i
wszedłem do budynku.
Gdy wszedł, wróciłem się z powrotem do domu. Po drodze
wszedłem do sklepu i zrobiłem zakupy. Cały czas o nim myślałem. Nie mogłem
przestać.
Lekcje minęły mi bardzo szybko.
Nawet się nie obejrzałem, a już wracałem do domu. Musiałem wziąć gitarę i pójść
do Miku.
Wróciłem do domu i zrobiłem sobie coś do jedzenia. Dzisiaj
znowu czeka mnie kilka godzin na rurze. Czemu wybrałem sobie taką pracę? Ehh...
Przynajmniej była dobrze płatna, więc nie powinienem narzekać. Usiadłem przy
stole talerzem kanapek i kubkiem kawy, po czym zabrałem się za jedzenie.
Szedłem do domu ze spuszczoną
głową. Zawsze tak chodziłem. Od dziecka byłem strasznie nieśmiały.
Po jedzeniu poszedłem do salonu i włączyłem telewizor. Nie
było nic ciekawego, ale nie miałem nic innego do roboty. Siedziałem tak do
szesnastej. Potem poszedłem się wykąpać. Musiałem być świeży.
W końcu doszedłem do domu.
Zjadłem szybko pół kanapki i poszedłem do pokoju żeby wziąć gitarę. Następnie
wyszedłem z mieszkania, zamykając drzwi.
Wykąpałem się i ogarnąłem do końca. Było wpół do piątej.
Miałem jeszcze sporo czasu, więc wróciłem do salonu i oglądałem dalej.
Tym razem jednak nie szedłem
przez ten lasek. Dom Miku był po drugiej stronie. Szedłem zatłoczonymi ulicami,
więc miałem nadzieję, że mnie nie zaczepią.
Nudziłem się i to strasznie. To właśnie był minus chodzenia
na dwudziestą do pracy. Przez cały dzień się nudziłem i nie miałem co robić.
Chciałem już wyjść.
Na próbę przyszedłem dwadzieścia
minut wcześniej. Oczywiście wokalista już był i uśmiechnął się na mój widok.
Minęła kolejna godzina, a potem kolejne pół. Ubrałem buty i
wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz. Powolnym krokiem skierowałem się do
klubu.
Próba minęła nam bardzo szybko.
W końcu Miku powiedział, że mamy iść do domu. Oznajmił, że mnie odprowadzi, bo
musimy porozmawiać, więc razem ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
Gdy dotarłem, od razu poszedłem się przygotować. Gdy już
ubrałem się w te skąpe ciuchy i pomalowałem się, wyszedłem przed klub i
zapaliłem papierosa. Było mi trochę chłodno. Tym razem miałem na sobie czarną
kamizelkę, czarne spodenki i te same buty co dzień wcześniej. Założyłem też
obrożę i kilka pieszczoch. Oparłem się o ścianę budynku i zapaliłem fajkę.
Chciał się dowiedzieć dlaczego
się spóźniałem, ale nie mogłem mu powiedzieć. Wymyślałem cokolwiek żeby tylko
nie dowiedział się prawdy. Nie mógł się dowiedzieć.
Musiałem się jakoś odprężyć. Nie, że się denerwowałem, tylko
po prostu się nie wyspałem i byłem strasznie spięty. Spojrzałem w bok i
ponownie zobaczyłem... Bou? Tak, tak miał na imię. Jednak nie odezwałem się.
Nie był sam. Podejrzewam, że dziwnie by się czuł, gdyby ktoś taki jak ja,
przywitał się z nim w towarzystwie jego kolegi.
Znowu zauważyłem Kris’ a. Był
ubrany strasznie skąpo. Zarumieniłem się i ponownie spuściłem głowę.
- Bou? A ty co taki czerwony? –
zaśmiał się wokalista, dźgając mnie palcem w policzek.
Jejciu, to jest urocze. *u*
OdpowiedzUsuńBou taki kochany. I ten jego szkolny plecaczek. Jaram się szkolnym plecaczkiem, jak wariat. <3
Kris oczywiście uzależniony i pali ćmiki przy każdej nadarzającej się okazji. xD Jak ja kocham takich seme. ^^
Niech ci idioci odczepią się od Bou! >.< Bo ciocia Black Cherry ich załatwi...
Dobra, kończę, bo mi odwala. xD
P.S. Szkolny plecaczek. <3 Lecą loffki dla szkolnego plecaczka. KC szkolny plecaczek. *u*
Dobrze, dobrze, już się zamykam. ^^"
Tak, niech złe ludziki odwala sie od Bou, bo jak nie to ja pomoge.ich załatwić cioci Black Cherry XD
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, czekan na dalsze czesci
*.* Więcej~~ (nie umiem pisać komentarzy)
OdpowiedzUsuńTo takie DŁUGIE i urooooocze! <3
OdpowiedzUsuńMiku wywal Bou z zespołu, a cię powieszę ; P
Pisz dalej *.*
//Yuuko-san