czwartek, 24 października 2013

"Kocham Cię." Yasu x Jun-ji

Miałam dodać ten one-shot później, ale stwierdziłam, że nie chce mi się czekać. Jutro oczywiście dodam kolejny rozdział Kris x Bou, a następnie kolejny rozdział Kyo x Kanon x Bou (mam już 5 stron) C:
Powtórzenia są celowe.



*Yasu*


Kolejny dzień.
Kolejna noc.
Znowu dzień.
Znowu noc.

Wszystko powoli robi się takie same. Wszystko co widzę, czuję, słyszę... to wszystko jest już takie same. Dni... Nawet nie wiem kiedy one lecą. Wszystko jest takie same, te same wydarzenia, ludzie, twarze, rzeczy, wszystko. Czasami mam ochotę się wyrwać z tego, ale nie potrafię. To mnie trzyma ściśle przy sobie, nie pozwalając uciec. Chcę się z tego uwolnić, ale nie potrafię. Chcę tego... Dlaczego nie mogę?


Nikt nie zrozumie, jak trudno mi wciąż żyć.
O nic już nie proszę, znosząc „trwanie” dzień po dniu.*


To tak cholernie boli. Boli mnie to, że muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Codziennie udaję. Codziennie się uśmiecham. Bo po co ktokolwiek miałby myśleć, że jest źle? Nikt nie musiał wiedzieć. Ważne jest, że ludzie myślą, że jest wszystko w porządku. Tak właśnie mają myśleć. Mają myśleć, że jest okej. Nikt nie może się dowiedzieć, że coś jest nie tak. Nie mogą. Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze – czy jeśli powiem to parę tysięcy razy to będzie dobrze?


Każdy patrzy na mnie z góry martwymi oczami.*


Powoli przyzwyczajam się do samotności i bólu. Nie powinienem się do tego przyzwyczajać, prawda? Ale jednak... Zawsze cierpię sam, nie ma przy mnie nikogo. Nie ma moich „znajomych”, rodziny, „przyjaciół”, nikogo. Zawsze jestem sam. Zawsze. Jestem tylko ja i mój pokój, moje czarne cztery ściany.


Ponury pokój i ciepłe odosobnienie są moimi idealnymi przyjaciółmi,
miejscem gdzie moje serce jest spokojne.*


Czasami po prostu nienawidzę ludzi. Czasami? Nie. Ja ich nienawidzę. Oni nic nie rozumieją. Udają. Wszystko udają. Wszyscy są tacy fałszywi. W jednym dniu wielcy przyjaciele, a drugiego dnia potrafią Ci wbić nóż w plecy. Nienawidzę ludzi.


Nienawidzę was za to, że tak łatwo udajecie swój smutek.
Śmiejecie się, do cholery, umrzyjcie.*


Znowu stoję na balkonie i rozważam to, czy skoczyć. Przecież i tak nikt by za mną nie tęsknił, nikomu by mnie nie brakowało. Po co mam w ogóle żyć? Nikt by nie tęsknił. Wątpię, że ktokolwiek nawet by pamiętał. A zresztą nawet nikt by nie zauważył, że mnie nie ma, że zniknąłem. Nawet by nie zauważyli. Żyli by tak, jakby mnie nie było. Dla wszystkich jestem śmieciem, którym można pomiatać. Pozwalałem sobie na to. Bo niby dlaczego nie? Skoro jestem jaki jestem to... Co miałem zrobić? Byłem i jestem śmieciem. Nikim więcej.


Jestem przy samym dnie bólu.
Chcę się zabić.**


Kolejny dzień.
Kolejna noc.
Znowu dzień.
Znowu noc.
Ten czas tak strasznie szybko leci. Nawet tego nie widzę, nie czuję. Zima, wiosna, lato. Kiedy to wszystko mija? Dni, tygodnie, miesiące, kiedy to minęło? Nie czuję upływu czasu. Wszystko jest takie same.


Zimny deszcz, to moje łzy.
Krople spadają na moje rany.**


Czuję się tak, jakbym był dla wszystkich utrapieniem, jakbym był jakimś śmieciem, którym można pomiatać. Czuję się niepotrzebny. Jestem bezsilny. Codziennie rano zmuszam się żeby wstać z łóżka, żeby zjeść, pójść do pracy. Mam dość, naprawdę mam dość. Najchętniej położyłbym się pod kołdrą i nie wychodził przez resztę życia.


Nigdy nie zrozumiesz.
Myślisz, że jesteś najważniejszy.
Chociaż czujesz się dobrze, raniąc ludzi.**


Jestem człowiekiem, który jest nikomu niepotrzebny. Czasami czuję się tak jakby nikt mnie nie rozumiał..., bo nie rozumieją. Czuję się tak, jakby nikt mnie nie potrzebował..., bo nie potrzebują. Nie wiem czy to jest słuszne. Czasami po prostu nie wiem kim jestem. Zadaję sobie to pytanie i zadaję, ale nie znajduję odpowiedzi. Jestem śmieciem – tak chyba powinienem odpowiedzieć. I tak nikt mnie nie potrzebuje. Kiedyś miałem przyjaciół, znajomych, ale zostawili mnie. Co mi zostało? Jestem sam, jak zawsze. Czuję się niepotrzebny, bo tak jest. Zawsze było.


Śmiej się dalej, jak zawsze.
Trwaj tak w swojej hipokryzji.
Nic cię nie zmieni.**


Dlaczego? Dlaczego nikt mnie nie rozumie? Dlaczego wszyscy mną gardzą? Mam już tego dość. Boję się... Boję się, że to wszystko co widziałem do mnie wróci. Boję się życia, boję się śmierci. W zasadzie to wszystkiego się boję. Dla wszystkich jestem nikim. Wszyscy mają mnie w dupie, ignorują mnie. Po co mam żyć?


Tak bardzo męczy mnie bycie tu,
Zduszony przez wszystkie moje dziecięce lęki.***


Nienawidzę siebie, chcę umrzeć. Czy o tak dużo proszę? Chcę tylko trochę odwagi aby móc skoczyć, zakończyć to wszystko. Dlaczego nie mogę? Chcę tego. Nie proszę o dużo. Proszę jedynie o odrobinkę odwagi. Wtedy bym to wszystko zakończył. Dlaczego nie możecie mi tego dać? Chcę to skończyć, bardzo. Nie chcę już w tym trwać.


Ból, bez miłości…
Ból, nie mam go dość...
Ból, lubię go otrzymywać...
Bo raczej wolę czuć ból niż kompletnie nic. ****


„Kocham Cię”. Kolejny raz słyszę te bezwartościowe słowa. One nic dla mnie nie znaczą. On nic dla mnie nie znaczy. On nigdy mnie nie kochał. Bawi się. Wiem to, czuję to. Pomimo tego co mówi, nie wierzę mu. Kłamie. Kłamie jak wszyscy. Chcę się uwolnić od niego, chcę umrzeć. Mówi, że chce mi pomóc, że mnie nie zostawi, że zawsze będzie obok mnie. Kłamie. Już ze mną nie wytrzymuje, wychodzi na całe noce. Zdradza mnie, wiem to. On też odejdzie. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się umrzeć.

Przepraszam za wszystko. Przepraszam za to, jakim jestem człowiekiem. Naprawdę przepraszam. Jednak nie zmienię się.


Ten świat nas tworzył i
ten świat nas zabił.*


Kolejny dzień.
Kolejna noc.
Znowu dzień.
Znowu noc.


Tak jak podejrzewałem... To wszystko wróciło. Ale teraz bynajmniej nie jestem samotny, nie jestem sam.





*MUCC – Isho [link]
**Rentrer en soi - I hate myself and I want to Die [link]
*** Evanescence – My immortal

**** Three Days Grace – Pain

2 komentarze:

  1. Cóż, bardzo fajnie i czekam na kolejne rozdziały ^.^~
    Przepraszam jestem zbyt rozleniwiona, żeby pisać coś twórczego... Depresja <\3
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Za bardzo nadszarpnełaś tym opowiadaniem grubą chmurę pozorów którą się otaczam, ukazując te zgorzkniałą część mnie o której myślałam, że odeszła. Innymi słowy mówiąc to jest cholernie dobre, zbyt boleśnie prawdziwe i podobne do bałaganu który mam ostatnio w głowie. Dobra, koniec, bo zaczynam brzmieć jak jakiś emo-pseudo-pisarzyna na żyletkowym haju.

    OdpowiedzUsuń