piątek, 15 listopada 2013

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou, 10

Widzę, że niektórym spodobał się ten pomysł, że razem z Diru połączyłyśmy blogi. Cieszę się, bo nie spodziewałam się tego.
Jest już dużo, dużo lepiej... Nie spodziewałam się tego.
Zapraszam na kolejny rozdział.






Biały - Kris (Diru)
Różowy - Bou (Toshi)


Ćwiczyliśmy kilka godzin. Po tym czasie chłopak wyszedł, a ja poszedłem się wykąpać. Była osiemnasta. Kiedy już się ogarnąłem, zrobiłem sobie coś do jedzenia. Miałem jeszcze trochę czasu do wyjścia.

Miku się zgodził, ale od razu powiedział, że przyjdzie jeszcze z Kanon’ em. Nie przeszkadzało mi to. W końcu poszedłem do łazienki.

Po godzinie wyszedłem z domu. Miałem nadzieję, że Bou przyjdzie z kimś. Bałem się, że coś mu się może stać. W końcu ta okolica nie była bezpieczna. Wszędzie dookoła było pełno pijaków, narkomanów i zboczeńców.

Do klubu szedłem z Miku i Kanon’ em. Cieszyłem się, że poszli ze mną. Weszliśmy do klubu (oczywiście znowu musiałem pokazać dowód) i usiedliśmy przy stoliku. Wokalista poszedł po coś do picia.

Trochę się denerwowałem. Na szczęście dzisiaj też nie musiałem robić striptizu. Dzisiaj tylko czysty taniec. Ubrałem się, pomalowałem, ułożyłem włosy. Widziałem jak na sali gaśnie światło, a na scenę wypuszczono dym. Weszliśmy na podest, zajmując swoje stałe miejsca. Zaczęliśmy tańczyć.

Widziałem, że Miku patrzy na mnie jak na dziecko, ale nie zwracałem na niego uwagi. Siedziałem i patrzyłem na Kris’ a.

Byłem strasznie zestresowany. Przejechałem wzrokiem po sali i zobaczyłem przy jednym ze stolików Bou. Siedział ze swoimi przyjaciółmi. Uśmiechnąłem się do niego, nie przestając tańczyć.

Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Położyłem łokieć na stoliku, a brodę oparłem na ręce. Słyszałem śmiech Kanon’ a, ale nie zareagowałem.

Kiedy pierwszy występ się skończył, zszedłem ze sceny i zamówiłem sobie drinka. Gdy barman podał mi szklankę z trunkiem, skierowałem się do stolika, przy którym siedział blondyn. Zaszedłem go od tyłu, całując go w policzek.

Wystraszyłem się, gdy tak nagle zaszedł mnie od tyłu i pocałował. Spojrzałem na niego i poczułem, że moje policzki mnie pieką.

Usiadłem na krześle obok, stawiając szklankę na stoliku. Złapałem blondyna w pasie i posadziłem sobie na kolanach, przytulając się do niego. Musiałem się nim nacieszyć.

Spuściłem zawstydzony głowę, ale wtuliłem się w niego. Peszył mnie wzrok ludzi (a szczególnie moich przyjaciół), którzy patrzyli na nas.

- Podobało się, księżniczko? - wymruczałem mu do ucha tak, aby tylko on to słyszał. Każdy taniec miałem zamiar dedykować jemu.

Pokiwałem twierdząco głową, wtulając twarz w jego szyję. Usłyszałem, że Miku i Kanon znowu się śmieją, przez co zawstydziłem się jeszcze bardziej.

Zaśmiałem, przytulając go mocniej. Widziałem uśmiechy jego przyjaciół. Cieszyłem się, że oni nie mieli nic przeciwko, że się ze mną spotykał. Po chwili zacząłem głaskać go po głowie.

- Pierwszy raz widzę Cię tak zawstydzonego, Bouś – zaśmiał się Miku. – Muszę zapamiętać ten widok.
- Zamknij się – burknąłem, wtulając się mocniej w Kris’ a.

- Księżniczko, nie ma się czego wstydzić - powiedziałem, śmiejąc się cicho. Musiałem się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Księżniczko? Tak, pasuje do Ciebie – usłyszałem rozbawiony głos Kanon’ a.
- Nie śmiejcie się ze mnie – szepnąłem smutny. Nie lubiłem gdy ktoś się śmiał ze mnie. Za dużo było już takich sytuacji.

- No już dajcie mu spokój - powiedziałem ciepłym głosem, całując blondynka w głowę. - Nie smuć się, skarbie.

- Sam się śmiałeś – powiedziałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Odwróciłem głowę w drugą stronę.

- Skarbeńku... Nie gniewaj się na mnie - wymruczałem mu do ucha, gładząc jego plecy. - Co mam zrobić, żebyś się nie gniewał?

Odwróciłem głowę w jego stronę i spojrzałem mu w oczy. Westchnąłem, wtulając twarz w jego szyję.
- Pocałuj mnie – szepnąłem cicho.

Uśmiechnąłem się i złapałem go za podbródek, odsuwając go od mojej szyi. Przysunąłem się, muskając jego wargi. Uwielbiałem je. Były takie słodkie i miękkie.

Zarzuciłem mu ręce na kark i wplotłem palce w jego włosy. Oddałem pocałunek. Gdy poczułem język na swojej dolnej wardze, rozchyliłem usta.

Delikatnie pogłębiłem pocałunek, dłońmi gładząc jego boki. Nic więcej nie robiłem. Zamruczałem, czując jego rękę w moich włosach.

Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem oddawać pocałunek. Powoli przeczesywałem jego włosy.

Czułem na sobie wzrok jego przyjaciół. Trochę mnie to peszyło, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Jednak po chwili musiałem przerwać pocałunek.

Gdy tylko Kris odsunął się od moich ust, Miku spojrzał na nas uważnie.
- Musimy porozmawiać – powiedział poważnie, patrząc na niego. Wywróciłem oczami.

- Muszę iść, kochanie. Mam występ - mruknąłem mu do ucha i posadziłem go na krześle. Wstałem i biorąc drinka do ręki, odszedłem od stolika.

- Nie odpuszczę mu – mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej i wtulając się w Kanon’ a.
- Nie jestem dzieckiem – wywróciłem oczami i wziąłem szklankę.

Kątem oka widziałem, jak ten cały Miku na mnie patrzy. Miałem wrażenie, jakby chciał mnie zamordować. Westchnąłem. Dopiłem drinka i odstawiłem szklankę do baru. Poszedłem się przebrać. Zmieniłem ubiór, po czym znowu wlazłem na scenę.

Zaśmiałem się cicho i zacząłem pić. Wiedziałem, że on nie odpuści i porozmawia z nim. Westchnąłem cicho. Współczuję Ci, Kris.

Po tym występie miałem jeszcze kilka. Skończyłem koło dwudziestej trzeciej. Bou nadal siedział przy stoliku, więc podszedłem do niego. Ten chłopaka nadal na mnie patrzył. Zmierzył mnie od stóp do głów, po czym kazał usiąść. Czyżby czekała mnie jakaś poważna rozmowa?

- Nie obchodzi mnie to, na ile Bou Ci ufa – zaczął. – Ja Ci nie ufam. Wiedz, że jeśli go skrzywdzisz, jeśli będzie przez Ciebie płakał to pożałujesz tego – warknął. – Masz pracę jaką masz, rozumiem. Skoro jemu to nie przeszkadza, to jest dobrze. Będę miał Cię na oku – spojrzał na niego, a następnie na mnie. Westchnąłem cierpiętniczo.

Spojrzałem na niego, unosząc jedną brew do góry. Denerwowało mnie takie coś. Powinien zająć się swoim związkiem.
- To teraz Ty mnie posłuchaj. Nie mam zamiaru go krzywdzić, bo go kocham. Jest dla mnie najważniejszy. Jednak nie podoba mi się to, że się wtrącasz. Rozumiem, że się o niego martwisz, ale to nie jest Twoja sprawa - powiedziałem zimnym głosem. Coś mi się wydaje, że się nie polubimy. - Poza tym, nie groź mi. Nie boję się ciebie.

Widziałem, że chciał odpowiedzieć, ale przerwałem mu. Wstałem i spojrzałem na nich.
- Idę do łazienki – powiedziałem. – Jeśli wrócę to ma być tu spokój, jasne? Nie życzę sobie żebyście się kłócili. Obaj jesteście dla mnie bardzo ważni, więc macie przestać – warknąłem i poszedłem do w/w pomieszczenia.

Kiedy Bou poszedł, spojrzałem na chłopaka złowrogim spojrzeniem, po czym wstałem i poszedłem do garderoby. Musiałem się przebrać. Nie mam ochoty paradować w tym stroju.

Załatwiłem swoje potrzeby i wyszedłem z toalety. Niestety z moim szczęściem, jakiś koleś musiał się przyczepić. Dlaczego zawsze ja?!

Wyszedłem z garderoby już ubrany. Przejechałem wzrokiem po sali, jednak nie zauważyłem nigdzie Bou. Nie mógł wyjść, bo ci dwaj nadal siedzieli przy stoliku. Skierowałem się w kierunku toalet. Usłyszałem krzyk.

Zaciągnął mnie z powrotem do toalety i uderzył w twarz. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Krzyczałem, ale za każdym razem obrywałem. W końcu chyba się wkurzył, bo rozpiął spodnie, złapał mnie za włosy i włożył swojego członka do moich ust.

Zacząłem otwierać wszystkie kabiny. W końcu otworzyłem tą właściwą. Zobaczyłem Bou i jakiegoś faceta. Blondyn płakał. Odciągnąłem tego faceta od chłopaka, po czym z całej siły uderzyłem go w brzuch. Złapałem go za koszulkę, podnosząc i przypierając do ściany.
- Jeszcze raz dotkniesz mojego chłopaka, a przysięgam, że Cię wykastruję! - puściłem go, popychając w kierunku wyjścia z toalet. - Wypierdalaj stąd kurwo! - krzyknąłem w jego kierunku i podbiegłem do ukochanego, zgarniając go w swoje ramiona.

Rozpłakałem się, niepewnie wtulając w niego. Znowu się bałem... A jeśli jemu też chodziło tylko o seks? Nie... Przecież on mnie kocha.

- Cii... - szepnąłem mu do ucha. - Cichutko, kruszynko. Już nic Ci nie grozi - powiedziałem ciepłym głosem, mocniej przytulając go do siebie.

Zacisnąłem dłonie na jego koszulce, przytulając się do niego mocniej. Jak ... on mógł mi zrobić coś takiego? Czym zawiniłem? Nie mogłem się uspokoić.

- Kochanie, już jest dobrze. Cichutko... Nie pozwolę, by ktoś Cię skrzywdził - powiedziałem, jeszcze mocniej go przytulając. Wtem w łazience pojawili się jego przyjaciele. Miku odsunął go ode mnie. Po chwili poczułem ból w szczęce. Kurwa, za co?!

- Zostaw go! – krzyknąłem rozpaczliwie. Dlaczego on go bije? Chciałem podejść do mężczyzny, ale znowu dostałem ataku astmy.

Padłem na podłogę, kiedy dostałem jeszcze raz. Po chwili podniosłem się do siadu, wycierając krew, która poleciała mi z nosa. Zamroczyło mnie.

Gdy się uspokoiłem, podszedłem na czworaka do Kris’ a. Dotknąłem delikatnie jego nosa, a w oczach pojawiły mi się łzy.
- Wyjdź stąd Miku – szepnąłem, nawet na niego nie patrząc.

Syknąłem. Czemu on mnie uderzył? Przecież nic mu nie zrobiłem. Bolało jak cholera. Znowu zrobiło mi się duszno. Jebana krtań!

- Przepraszam – mruknąłem, zabierając dłoń. Widziałem, że go bolało. Po raz kolejny się rozpłakałem. W tamtej chwili nie chciałem widzieć już wokalisty.

- W porządku. Nie płacz, kochanie - powiedziałem, sadzając go na swoich kolanach. Przytuliłem go do siebie.

- Ja... Przepraszam za niego – szepnąłem. – On po prostu się o mnie martwi. Zawsze gdy ktoś mnie zranił to on mnie pocieszał. Miku nie chce żebym znowu siedział całymi dniami w domu i płakał – mruknąłem.

- Wiem... Ale nie rozumiem, czemu mnie uderzył... Przecież nic nie zrobiłem - mruknąłem, krzywiąc się. Jeszcze parę minut temu chciałem się z nim jakoś dogadać, jednak tym zachowaniem właśnie sobie u mnie nagrabił. Po tym już wiedziałem, że nie wyciągnę do niego ręki.

- Pewnie myślał, że to przez Ciebie płacze. Przepraszam – wymamrotałem cicho, wtulając się w niego mocniej. Znowu chciało mi się płakać.

- No już, skarbeńku... Nie płacz. Nic mi nie będzie - powiedziałem i biorąc go na ręce, wstałem z podłogi. Skierowałem się w kierunku wyjścia. Musiałem się przewietrzyć, bo się zaraz uduszę.

- Postaw mnie, proszę – szepnąłem cicho. Znowu zacząłem bać się tej bliskości. A przecież już było dobrze.

Widziałem jego wzrok. Bał się mnie... Postawiłem go na ziemi, opierając się o ścianę budynku. Chciało mi się płakać. Dlaczego się mnie bał? Przecież nie chciałem zrobić mu krzywdy.

Podszedłem do niego i bardzo niepewnie wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Wiedziałem, że mi nic nie zrobi.

Objąłem go, przytulając do siebie. Było mi trochę przykro, że znowu się mnie bał. Kochałem go, nie chciałem, żeby się mnie bał.

- Przepraszam – szepnąłem cicho, pociągając nosem. To nie była moja wina, że znowu zacząłem się bać, przecież ... wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy.

- W porządku - mruknąłem. Po chwili osunąłem się na ziemię. Znowu nie mogłem oddychać. Na dworze było strasznie duszno, jakby zbierało się na burzę.

Kucnąłem przed nim i pogłaskałem go po policzku. Wiedziałem, że mu słabo, a ja nie wiedziałem co mam zrobić...

Brałem głębokie oddechy. Starałem się jakoś uspokoić. Że też nie ma na to żadnego lekarstwa. Chyba muszą mi maskę tlenową założyć w domu.

Usiadłem obok niego i delikatnie wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Potrzebowałem jego bliskości, ale nie chciałem sprawić, że nie będzie mógł oddychać.

Po chwili się uspokoiłem. Już mogłem oddychać normalnie. Przytuliłem go do siebie, wyrównując oddech.

- J-ja nie chciałem żeby tak w-wyszło – wyszeptałem. – Nie zostawiaj m-mnie – jęknąłem płaczliwie. Bałem się, że przez to może mnie zostawić.

- Zostawić? - spytałem zdziwiony. - O czym ty mówisz, kruszynko? Nigdy Cię nie zostawię - powiedziałem, zaczynając głaskać go po głowie.

- T-to nie była moja wina... Ja nic mu n-nie zrobiłem... – mówiłem dalej, rozpaczliwie się w niego wtulając.

- Spokojnie, kochanie... Przecież nie jestem na Ciebie zły. Jak jeszcze raz Cię dotknie, to będzie wąchał kwiatki od spodu - powiedziałem, chcąc go jakoś uspokoić.

Wtuliłem twarz w jego szyję i władowałem mu się na kolana. Zarzuciłem mu ręce na kark, przytulając go mocniej. Pociągnąłem nosem.

- Cichutko... - szepnąłem, przeczesując jego włosy. Pocałowałem go w głowę, przytulając go mocniej.

- Pocałujesz mnie? – spytałem płaczliwie. Chciałem czuć smak jego ust, a nie penisa tego faceta.

Uśmiechnąłem się do niego czule i nachyliłem się, muskając jego usta swoimi. Przysunąłem go do siebie bliżej, gładząc jego plecy.

Zacząłem przeczesywać jego włosy. Przymknąłem oczy, oddając pocałunek. Miałem nadzieję, że szybko o tym zapomnę.

Całowałem go bardzo delikatnie, po chwili przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze. Kiedy rozchylił usta, pogłębiłem pocałunek.

Ucieszyłem się gdy pogłębił pocałunek. Zacisnąłem delikatnie palce w jego włosach i zacząłem całować go bardziej namiętnie. Potrzebowałem tego.

Zdziwiłem się, że nadał pocałunkowi bardziej namiętnego charakteru. Jednak ucieszyło mnie to. To był znak, że mi ufa.

Mruknąłem w jego usta, gdy przejął kontrolę nad pocałunkiem. Lubiłem gdy dominował. Westchnąłem, ponownie przeczesując jego włosy.

Znowu miałem na niego ochotę, jednak nie mogłem tego zrobić. Nie po tym, co przed chwilą miało miejsce. W dodatku czułem, że jeszcze nie był na to gotowy.

Zamarłem na chwilę gdy zaczął głaskać mnie po plecach. Jednak ponownie przymknąłem oczy, całując go.

Boże, jak on na mnie działał... do jakiego stanu mnie doprowadzał. Musiałem się uspokoić. Bałem się, że nie wytrzymam.

Po chwili odsunąłem się od niego. Spojrzałem na jego twarz i uśmiechnąłem się lekko. Piekły mnie policzki.
- Kocham Cię.

- Ja Ciebie też, księżniczko - uśmiechnąłem się, przytulając do niego. Wtuliłem twarz w jego szyję, wdychając jego zapach.

Poczułem na udzie, że się podniecił. Uśmiechnąłem się lekko. Cieszyłem się, że tak na niego działałem.
- Podnieciłeś się – wymamrotałem zawstydzony.

- Nie przejmuj się tym - powiedziałem, olewając moje rosnące podniecenie. Musiałem sobie z tym poradzić. Nie był na to gotowy, a ja to szanuję.

Zaśmiałem się cicho i wtuliłem mocniej w niego. Cieszyłem się, że mnie nie zmuszał do niczego. Był taki kochany.
- M-może Ci pomóc się go pozbyć? – spytałem cicho.

- Kochanie, wiem, że nie jesteś gotowy - powiedziałem uśmiechając się. - Nie zmuszaj się do niczego. Dla Ciebie jestem w stanie czekać wieczność.

Wstałem z jego kolan i wyciągnąłem do niego rękę. Nie chciałem z nim uprawiać seksu, na to nie byłem gotowy.
- Zostawiłeś coś jeszcze w klubie? – spytałem.

- Nie, wszystko mam - powiedziałem, łapiąc go za rękę i wstając z ziemi. Objąłem do w pasie, wtulając w swój bok.

Również go objąłem i zacząłem iść do mojego mieszkania. Widziałem, że ciężko mu się idzie. Zaśmiałem się cicho.

- To nie jest zabawne - burknąłem, ale zaśmiałem się. Żartowałem z tego.

Po piętnastu minutach byliśmy już u mnie. Gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, pocałowałem go.

Zdziwiło mnie to, ale odwzajemniłem pocałunek. Objąłem go w pasie, przyciągając go bliżej siebie. Nie chciałem robić nic gwałtownie. Nie chciałem go skrzywdzić.

Uśmiechnąłem się w jego usta. Zacząłem iść z nim do sypialni. Gdy usiadł na łóżku, ulokowałem się okrakiem na jego kolanach. Wciąż go całując, powoli zacząłem rozpinać jego spodnie.

Tego to już się w ogóle nie spodziewałem. Gdzie się podział ten nieśmiały chłopaczek? Złapałem go za ręce.
- Jesteś pewny? - spytałem. Nie chciałem, żeby to do niego wróciło.

- Na seks nie jestem gotowy, ale chcę Ci pomóc – szepnąłem mu do ucha, uśmiechając się lekko. Delikatnie polizałem go po szyi.

Zamruczałem. Objąłem go w pasie, by nie spadł z moich kolan. Miałem nadzieję, że się nie wystraszy tego wszystkiego.

Zrobiłem mu malinkę. Chciałem pokazać, że on jest tylko mój. Rozpiąłem mu do końca spodnie i popchnąłem go na plecy.

Uśmiechnąłem się, kiedy mnie oznaczył. Niech lepiej się nie drażni, bo naprawdę nie wytrzymam. Posłusznie się położyłem i czekałem.

Ściągnąłem z niego spodnie i spojrzałem na dość spore wybrzuszenie w jego bokserkach. Zarumieniłem się. Położyłem rękę na jego kroczu, masując je delikatnie. Miałem nadzieję, że dobrze robiłem.

Jęknąłem. Serce znowu zaczęło mi walić jak oszalałe, a oddech mi przyspieszył. Odchyliłem głowę do tyłu.

Niepewnie ściągnąłem z niego koszulkę. Spojrzałem na jego ciało, rumieniąc się. Był taki piękny.

Przyciągnąłem go do siebie, po czym pocałowałem go w usta. Chciałem, żeby się rozluźnił. Nie chciałem, żeby się tego bał.


Oddałem pocałunek, powoli wsuwając rękę pod jego bokserki. Rozszerzyłem oczy. Miał się czym pochwalić.

4 komentarze:

  1. Nyaa! Jak brutalnie Miku... No, ale go rozumiem xD A tu pseudo gwałt xD
    Coraz lepsze to opowiadanie! xD i jak sie mały gitarzysta przełamał O.O BRAVO!
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bou pokazuje ten dowód, ale w japonii od 18 można tylko głosować i wziąć ślub bez zgody rodzca, do 20 nie możesz palić i pić... Pomyłka?
      //Yuuko-san

      Usuń
  2. *.* Robi się coraz ciekawiej. Wybaczcie, że tak mało komentuję...siły brak i pomysłów. piszę prawdę ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. o kurde robi sie cholernie ciekawie nie moge sie doczekac kolejnej czesci

    OdpowiedzUsuń