Zapraszam na następny rozdział.
- Kocham Cię, misiu –
wymruczałem, zamykając oczy. Byłem strasznie śpiący, więc po chwili już spałem.
- Ja Ciebie też kocham, skarbie - powiedziałem i już po
chwili usnąłem. Czułem ból na twarzy. Pewnie przez to uderzenie.
Obudziłem się o siódmej i od
razu poszedłem do łazienki. Wyglądałem okropnie. Miałem czerwone i lekko
napuchnięte oczy. Pewnie przez ten płacz w nocy.
Otworzyłem oczy, gdy nie poczułem przyjemnego ciepła,
bijącego od ciała blondyna. Podniosłem się do siadu i przetarłem zaspane oczy.
Nie wyspałem się.
Z łazienki wyszedłem pół godziny
później już ubrany. Oczywiście musiałem zatuszować efekty płaczu. Wszedłem do
sypialni i uśmiechnąłem się na widok Kris’ a. Od razu przypomniał mi się
wieczór i zarumieniłem się.
Nadal byłem śpiący. Wyciągnąłem ręce w jego kierunku,
patrząc na niego nieprzytomnie. Chciałem się przytulić. Myśl o tym, że już za
dwie godziny go nie zobaczę, doprowadzała mnie do rozpaczy. Chciało mi się
płakać.
Podszedłem do niego i
przytuliłem go. Mężczyzna położył się na plecach, a ja wylądowałem na nim,
jednak nie przeszkadzało mi to.
Czułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Przymknąłem powieki,
próbując zatrzymać płacz. Rzadko płakałem. Nawet w samotności nie płakałem, a
co dopiero przy kimś.
Spojrzałem na niego zaskoczony,
gdy poczułem łzy na szyi. Podniosłem się na przedramionach i spojrzałem na jego
twarz.
- Nie płacz, misiu – szepnąłem.
– Bo ja też się zaraz rozpłaczę.
- Ja... Praktycznie nigdy nie płaczę. Nie umiem płakać, a
teraz... - powiedziałem, a jedna z łez spłynęła mi po policzku. - Ja po
prostu... będę tęsknił.
- Nigdzie nie jadę –
powiedziałem i wtuliłem się w niego mocno. Tak bardzo nie chciałem jechać, że
to aż szok. Najchętniej zostałbym tu z nim.
- Nie opowiadaj głupot. To Twoje marzenie, Twoja szansa... -
powiedziałem. Nie mógł stracić tej szansy przeze mnie. Miałbym wyrzuty
sumienia.
- Nie mogę patrzeć jak
płaczesz... Nie chcę się z Tobą żegnać. Ten czas to będzie wieczność –
wymamrotałem w jego szyję, rumieniąc się obficie.
- Ale nie możesz zaprzepaścić takiej szansy przeze mnie.
Pojedź - mruknąłem cicho. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.
- Tak bardzo Cię kocham – szepnąłem,
wtulając się w niego mocniej. Kochałem go najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też kocham, księżniczko - wyszeptałem,
uwalniając kolejne łzy. Teraz płaczę, a co dopiero jak będziemy się żegnać.
Chyba się rozryczę.
W moich oczach również pojawiły
się łzy, które powoli spływały mi po policzkach. Nie chciałem go zostawiać, ale
marzyłem o takiej szansy od dziecka.
- To tylko tydzień, skarbie. Będę dzwonił, pisał, obiecuję -
mruknąłem mu do ucha, odsuwając od siebie. Wytarłem łzy, podnosząc się.
Musiałem się ogarnąć.
Uśmiechnąłem się lekko i
wytarłem oczy. Pocałowałem go w policzek.
- Muszę się w końcu spakować –
zaśmiałem się i wstałem z łóżka. Wziąłem moją walizkę, siadając przed szafą.
Uśmiechnąłem się i poszedłem do łazienki. Ogarnąłem się,
wychodząc po dwudziestu minutach, ubrany i uczesany. Nawet nie chciało mi się
jeść. Usiadłem na łóżku i przyglądałem się blondynowi.
Po godzinie miałem już spakowaną
walizkę. Jechałem na tydzień, a była ona naprawdę ogromna, ale to nie była moja
wina, bo najwięcej miejsce zajmowały stroje sceniczne. Położyłem się na
podłodze i westchnąłem.
- Idziemy? - spytałem, patrząc na zegarek. Na myśl o tym, że
mam się z nim żegnać, zaczynało boleć mnie serce.
Wstałem i podszedłem do niego.
Usiadłem obok, przytulając się do jego boku. Westchnąłem.
- Chyba musimy.
Przymknąłem oczy, obejmując go. Po chwili obaj wstaliśmy.
Podszedłem do walizki i podniosłem ją, zanosząc do przedpokoju. Ubrałem buty i
czekałem na chłopaka.
Portfel, inhalator i komórkę
schowałem do kieszeni, a następnie wziąłem gitarę. Poszedłem do przedpokoju.
Ubrałem swoje trampki za kostkę i wziąłem klucze z szafki.
Wziąłem walizkę, wychodząc z mieszkania. Z każdą minutą
smutek coraz bardziej ogarniał moje serce. Złapałem go za rękę, splatając razem
nasz palce.
Jednak puściłem jego dłoń.
Przysunąłem się do niego bliżej i objąłem go w pasie. Chciałem się nacieszyć
bliskością z nim. Skierowaliśmy się na dworzec. Stamtąd mieliśmy pojechać do
Tokio, a tam czekał na nas minibus, który wynajął ojciec Miku.
Wsiedliśmy do pociągu. Cały czas przytulałem go do siebie.
Nic nie mówiłem. Nie wiedziałem co. Byłem smutny.
Usiadłem bardzo blisko niego.
Chciałem się nacieszyć jego bliskością. Było mi smutno, że nic nie mówił, ale
rozumiałem.
Przez całą drogę gapiłem się w okno. Zawsze tak robiłem, gdy
było mi smutno. Nie chciałem, żeby wyjeżdżał, ale musiał. To jego marzenie.
Po godzinie byliśmy już w Tokio.
Wzięliśmy moje rzeczy i wyszliśmy z dworca. Przed nim stał już Miku i Kanon.
Więc czekaliśmy na perkusistę.
Na wokalistę nawet nie spojrzałem. Oparłem się o filar
peronu i stałem. Bou rozmawiał z przyjaciółmi, więc nie chciałem przeszkadzać.
Moje rzeczy włożyliśmy do busa.
Spojrzałem na Kris’ a i podszedłem do niego. Od razu się do niego przytuliłem.
Objąłem go, przytulając mocno. Znowu chciało mi się płakać.
Niby to tylko tydzień, ale jednak strasznie będę tęsknić.
Zarzuciłem mu ręce na kark.
Stanąłem na palcach i wtuliłem twarz w jego szyję. Nie potrafiłem wydusić z
siebie słowa.
Kiedy już chciałem coś powiedzieć, zabrakło mi głosu. Kiedy
zobaczyłem, że ostatni członek zespołu już jest, ścisnąłem go mocno. Czułem,
jak łzy płyną mi po policzkach.
Spojrzałem na jego twarz i
wytarłem mu łzy. Uśmiechnąłem się.
- Nie płacz, misiu – szepnąłem.
– To tylko parę dni.. Nim się nie obejrzysz, a ja już będę z powrotem.
- To będzie najdłuższy tydzień w moim życiu - powiedziałem
cicho, spuszczając głowę. Nie chciałem by reszta widziała moje łzy.
Podniosłem jego głowę za
podbródek i pocałowałem go. Nie chciałem żeby się smucił. Dla mnie to też było
trudne.
Odwzajemniłem pocałunek. Nie trwał on jednak długo.
- Nie
chcę Wam przeszkadzać, ale musimy jechać, Bou - powiedział Miku. Miałem ochotę
go walnąć. Nawet nie da nam się pożegnać.
Nie zareagowałem na wokalistę.
Przysunąłem się do niego bliżej i rozchyliłem wargi, pozwalając na pogłębienie
pocałunku.
Pogłębiłem pieszczotę. Kątem oka spojrzałem na tego
chłopaka. Znowu patrzył na mnie z mordem w oczach. Po chwili podszedł do nas i
odciągnął chłopaka ode mnie. A ja... Ja stałem zszokowany. Naprawdę zaraz go
walnę.
Nie wytrzymałem już tego.
Odwróciłem się do Miku i uderzyłem go w policzek. Miałem dość tego, że wtrącał
się w moje życie.
- Niszczysz moje szczęście –
szepnąłem ze łzami w oczach. – Nienawidzę Cię za to – mruknąłem, wtulając się w
Kris’ a.
- Cichutko, kruszynko. Nie płacz - powiedziałem, przytulając
go mocno. Spojrzałem na chłopaka zimnym spojrzeniem. - A to ja miałem nie
doprowadzać go do płaczu, co? - spytałem wokalistę. Miałem ochotę go dobić.
Po paru minutach odsunąłem się
od niego i wytarłem oczy. Spojrzałem na niego.
- Do zobaczenia, misiu –
szepnąłem smutno. – Zadzwonię jak dojedziemy na miejsce – podniosłem się na
palcach i musnąłem jego usta własnymi.
Odwzajemniłem pocałunek, odsuwając go od siebie. Było mi ciężko
na sercu. Znowu było mi duszno, ale nie pokazywałem tego.
- Do zobaczenia,
księżniczko.
Ostatni raz przytuliłem go
mocno. Westchnąłem cicho.
- Kocham Cię – powiedziałem i
odsunąłem się od niego. Musiałem już iść.
- Ja Ciebie też - powiedziałem smutno. Po chwili wsiadł do
busa. Pomachałem mu jeszcze i odjechał. Osunąłem się po filarze. Nie mogłem
powstrzymać łez. A przecież to tylko głupi tydzień!
Usiadłem na samym końcu i
podkuliłem nogi pod klatkę piersiową, obejmując je ramionami. Już za nim tęskniłem.
Najchętniej nigdzie bym nie jechał.
Po chwili poszedłem kupić bilet na powrót. Czekałem godzinę
na pociąg. Gdy wreszcie przyjechał, usiadłem przy oknie. Wyjąłem telefon i
słuchawki, włączając muzykę. Słuchawki włożyłem do uszu, patrząc w okno. Tak siedziałem
całą drogę.
Chyba usnąłem, opierając głowę o
szybę. Byłem rozdarty. Chciałem żeby był tu ze mną, objął mnie, pocałował...
W końcu dotarłem do domu. Nadal miałem ochotę zabić tego
pieprzonego wokalistę. Jeszcze jedna taka akcja, a naprawdę zrobię mu krzywdę.
Reszta urządziła sobie postój i
poszła do jakiejś kawiarni. Jednak ja siedziałem w pojeździe. Wyciągnąłem
telefon, wybrałem numer do mojego chłopaka i zadzwoniłem.
Idąc do mojego mieszkania, słyszałem, że dzwoni mi telefon.
Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem kto to. Odebrałem. - Słucham moją księżniczkę.
- Hej, misiu – uśmiechnąłem się
lekko i pociągnąłem nosem. – Tęsknię za Tobą, wiesz? – spytałem, wycierając
oczy.
- Ja za Tobą też, kochanie - powiedziałem. Jednak uśmiech
zniknął z mojej twarzy. - Nie płacz, skarbie. Nie lubię, jak płaczesz.
- Przepraszam – uśmiechnąłem się
lekko i oparłem głowę o szybę. – Dlaczego Miku mi to robi? – spytałem.
- Nie mam pojęcia, ale na tym peronie to myślałem, że mu
przyłożę - mruknąłem. - I powiedz mi... Jak ja mam się z nim zaprzyjaźnić, jak
on takie akcje odwala? - spytałem, wzdychając.
- Nie wiem – westchnąłem
cierpiętniczo. – Ja po prostu chcę żeby mój chłopak i najlepszy przyjaciel nie
darli ze sobą kotów... Nie rozumiem go. Przecież takim zachowaniem rani mnie
jeszcze bardziej.
- Ja wiem, kochanie... Ale jak widzisz, nie polubimy się.
Nie wiem, co bym musiał zrobić, by w końcu mi zaufał. To wygląda tak, jakby
chciał nas rozdzielić - powiedziałem cicho.
- Ja mu dam rozdzielić – warknąłem.
– Nie odezwę się do niego przez cały wyjazd. Co on sobie, kurwa, myśli?! –
podniosłem głos. Denerwował mnie już on.
- Spokojnie, księżniczko - powiedziałem. Nie chciałem, żeby
przeze mnie się pokłócili. - Nie chcę, żebyście się kłócili z mojego powodu. Ja
nie muszę żyć z nim w zgodzie, ale to jednak Twój przyjaciel, więc nie
powinniście się kłócić.
- Nie obchodzi mnie to! To mój
przyjaciel, najlepszy przyjaciel... Powinien zrozumieć, że Cię kocham, że w
końcu jestem szczęśliwy.. A on to niszczy. Nie do, kurwa, wiary – powiedziałem,
a po chwili zaśmiałem się cicho. Śmiać mi się chciało z tego wszystkiego.
- No w sumie racja... - mruknąłem, akurat wchodząc do
mieszkania. Była już siedemnasta. Minęło sporo czasu, odkąd się pożegnaliśmy. -
Kochanie, zadzwonię za godzinkę. Muszę się wykąpać, deszcz mnie złapał -
powiedziałem. Ciekła ze mnie woda.
- Jasne, misiu – uśmiechnąłem
się. Do środka weszła reszta. – Kocham Cię – powiedziałem, rumieniąc się
delikatnie.
- Też Cię kocham, skarbeńku. Do usłyszenia - powiedziałem, po
czym rozłączyłem się. Wlazłem do łazienki i rozebrałem się. Wszedłem pod
prysznic, od razu puszczając ciepłą wodę.
Schowałem telefon do kieszeni. Z
torby wyciągnąłem mojego pluszowego misia i wtuliłem się w niego. Od razu
przypomniało mi się jak przytulałem Kris’ a.
Po godzinie wyszedłem z kabiny. Wytarłem się i owinąłem
ręcznikiem w biodrach. Wziąłem telefon i wybrałem numer ukochanego, włączając
głośnik. Z telefonem poszedłem do sypialni i zastanawiając się, w co się ubrać,
czekałem, aż odbierze.
Rzuciłem się na hotelowe łóżko i
wziąłem do ręki dzwoniący telefon. Uśmiechnąłem się, odbierając.
- Już wykąpany? – spytałem,
przytulając się do miśka.
- Wykąpany. Teraz stoję przed szafą i zastanawiam się, w co
się ubrać - mruknąłem, wzdychając cierpiętniczo. - Kurr... a niech leży -
machnąłem ręką na ręcznik, który spadł mi z bioder.
- Hę? Co ma leżeć? – zaśmiałem
się, bo skojarzyło mi się to trochę. Widziałem kątem oka, że reszta patrzy na
mnie, a Miku idzie do łazienki.
- Ręcznik. Zsunął mi się z bioder - powiedziałem, również się
śmiejąc. Nawet nie myślałem o tym, by założyć bokserki. Miałem większy problem.
W co mam się ubrać?!
- Ręcznik? – ponownie zacząłem
się śmiać. – Po co się ubierać? Zostań nago – uśmiechnąłem się lekko,
przytulając miśka.
- Bo potem idę do pracy - zaśmiałem się. Zdecydowanie
poprawił mi humor. Cieszyłem się, że nie był już smutny.
- To pójdziesz nago albo w
różowych stringach. W czym problem? – spytałem cicho, powstrzymując się od
wybuchnięcia śmiechem.
- Nigdy! - padłem na łóżko, śmiejąc się. - Róż to mój
koszmar nocny. W całej garderobie w klubie i w domu mie mam ani jednej różowej
rzeczy.
- Jeszcze polubisz mój ukochany
różowy! – również zacząłem się śmiać. Przetoczyłem się na plecy. – Róż to
najpiękniejszy kolor pod słońcem!
- Czarny to najpiękniejszy kolor! - no i właśnie zaczęła się
wojna. Teraz będziemy się sprzeczać, który kolor jest ładniejszy.
- Jeszcze ubierzesz dla mnie coś
różowego, zobaczysz – uciąłem dyskusję. Jeśli nie dobrowolnie to ja go zmuszę.
- Haha, chyba w snach - powiedziałem, uspokajając oddech.
Spojrzałem na zegarek. Rozmawialiśmy juz ponad godzinę. Wstałem i ubrałem się w
końcu. - Dobra, kochanie. Muszę kończyć. Zadzwoniłbym po pracy, ale wrócę
późno.
- Jak wrócisz to napisz sms’ a –
uśmiechnąłem się lekko, znowu odwracając na bok, tyłem do reszty. – Kocham Cię
– powiedziałem i zarumieniłem się.
- Też Cię kocham, kotku - uśmiechnąłem się. - Zadzwonię
jutro - mruknąłem i rozłączyłem się. Zabrałem telefon i portfel, po czym
poszedłem do przedpokoju. Ubrałem glany i wyszedłem, zamykając drzwi.
Westchnąłem cicho i odłożyłem
telefon na poduszkę. Znowu wziąłem miśka, przytulając się do niego mocno.
Wyszedłem z budynku, kierując się do klubu. Ulice były
prawie puste. Po drodze wszedłem jeszcze do sklepu. Zacząłem chodzić między
regałami. W pewnym momencie usłyszałem krzyk kobiety. Wyszedłem zza regału i
zobaczyłem dwóch zamaskowanych mężczyzn z bronią.
Wstałem i wziąłem moją różową
koszulkę oraz czyste bokserki, po czym poszedłem do łazienki. Musiałem się
odświeżyć po podróży.
Już po chwili siedziałem przy ladzie kasy związany.
Spojrzałem na kasjerkę, którą posadzili obok mnie. Była przerażona. W dodatku
była w ciąży.
- Wypuśćcie ją. Ona jest w ciąży. Chcecie mieć dziecko na
sumieniu? - spytałem spokojnie. Jednak za odezwanie się, dostałem w twarz.
Z łazienki wyszedłem po pół
godzinie. Na mój widok Kanon zaśmiał się cicho, a ja rzuciłem w niego poduszką,
pokazując mu język. Zawsze tak spałem.
Spojrzałem za okno. Już było pełno policji. Spostrzegłem także
furgonetkę znanej stacji telewizyjnej. Pewnie już nadają komunikat o napadzie.
Miku włączył telewizor. Akurat
pokazywano wiadomości. Usiadłem „po turecku” na moim łóżku, przytuliłem misia i
oglądałem. Mówili o jakimś napadzie na sklep w ... dzielnicy Kris’ a.
Słyszałem, jak policja połączyła się z porywaczami.
Słyszałem wszystko, bo mieli na głośniku. Jakimś dziwnym trafem ci porywacze
wiedzieli, kim jestem, bo na pytanie policji, kogo przetrzymują, odpowiedzieli,
że kasjerkę i striptizera. Kto to do cholery był? Skąd wiedzieli, kim jestem?
Gdy usłyszałem kogo tam
trzymają, łzy napłynęły mi do oczy. Miałem nadzieję, że to nie mój chłopak..
Tak bardzo chciałem żeby był bezpieczny.
Siedzieliśmy tam już dobre dwie godziny. Jakoś nie
odczuwałem strachu. Widziałem, że tę kobietę boli brzuch.
- No do cholery,
wypuśćcie ją! Nie widzicie, że ona cierpi?! W każdej chwili może zacząć rodzić!
Zapomniałem nawet jak się
oddycha. Wziąłem telefon i wybrałem numer do Kris’ a, jednak nie odbierał.
Spróbowałem jeszcze raz. Również nie odebrał.
Słyszałem mój telefon. Wiedziałem, że dzwonił Bou. Miałem na
niego inny dzwonek. Kiedy porywacze zorientowali się, że to mój telefon,
roztrzaskali go o ścianę.
Odłożyłem telefon na poduszkę i
spojrzałem zaszklonymi oczami na ekran. Miałem złe przeczucia co do tego
wszystkiego.
Ponownie spojrzałem na kobietę. Było pewne, że zaczęła
rodzić. Miałem nadzieję, że nic jej nie będzie.
- No zróbcie coś! Ona rodzi,
kurwy! - wydarłem się. Jednak ich to nic nie ruszyło.
- Tak? To odbierz poród -
powiedział jeden z nich, odwiązując mi ręce. ,,No chyba sobie jaja robisz!''
Teruki usiadł obok mnie i
przytulił do siebie. Wtuliłem się w niego, ale najbardziej chciałem żeby Kris
tu był.
Rzucili we mnie jakimiś ręcznikami. Kompletnie nie wiedziałem
co robić, jednak coś musiałem. Spojrzałem na twarz dziewczyny. Patrzyła na mnie
błagalnym wzrokiem. Musiałem jej pomóc.
- Dlaczego jeszcze nie
oddzwonił? – mruknąłem cicho, kurczowo trzymając miśka. – Powinien zadzwonić –
szepnąłem, wtulając się w perkusistę. Widziałem wzrok Miku i ... widziałem w
nich strach?
Minęła godzina moich zmagań. Byłem roztrzęsiony. Krzyki tej
dziewczyny doprowadzały mnie do rozpaczy. Nagle usłyszałem płacz. Na rękach
miałem dziecko... Maleńką dziewczynkę.
Wciąż przytulałem się do Teruki’
ego. Potrzebowałem tego. W pewnym momencie aż się rozpłakałem. Tak bardzo go
kochałem.. Nie chciałem go stracić.
Nie wiem czym i nie wiem jak, ale odciąłem pępowinę,
zawiązując ją. Owinąłem dziecko w duży ręcznik, podając młodej matce. Byłem w
totalnym szoku. Czy ja właśnie... odebrałem poród?!
- Nie chcę go stracić. Dlaczego
nie dzwoni? – wyszeptałem płaczliwie. Przytuliłem mocniej miśka, a Teruki objął
mnie mocniej w pasie.
Loool odebrał poród? xD Czaaad ^^ ^^ ^^ ;3
OdpowiedzUsuńAle nie zbyt podoba mi się to przeżywanie zachowania Miku... śpieszy się to go odciąga! Przecież nic Krisowi nie powiedział... A ten napad... to już za wiele xD Serio dużo "akcji"
Ale spoko, ciekawe jak się skończy.
//Yuuko-san
Mnie się tam podoba dużo akcji się dzieje fajnie to wyszło...majm tylko nadzieje że Kris z tego wyjdzie..Biedny Bouś szkoda mi go ma miłość a może go stracic starszne...czekam cierpiliwe(nie)na wiece3j
OdpowiedzUsuńOj...coś się dzieje...coś się dzieje i to coś niedobrego...
OdpowiedzUsuńOMG! Tyle akcji! Cos niesamowitego dziewczyny! :DD Z niecierpliwoscia czekam na nastepna czesc \*-*/
OdpowiedzUsuń