piątek, 6 grudnia 2013

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou, 12

Dziękuję Wam bardzo! Było AŻ 6 komentarzy! Oczywiście nie pod jedną notką, ale trzema (nowymi), więc bardzo Wam dziękuję. Jednak możecie. KOCHAM WAS <3

Zapraszam na następny rozdział.





- Kocham Cię, misiu – wymruczałem, zamykając oczy. Byłem strasznie śpiący, więc po chwili już spałem.

- Ja Ciebie też kocham, skarbie - powiedziałem i już po chwili usnąłem. Czułem ból na twarzy. Pewnie przez to uderzenie.

Obudziłem się o siódmej i od razu poszedłem do łazienki. Wyglądałem okropnie. Miałem czerwone i lekko napuchnięte oczy. Pewnie przez ten płacz w nocy.

Otworzyłem oczy, gdy nie poczułem przyjemnego ciepła, bijącego od ciała blondyna. Podniosłem się do siadu i przetarłem zaspane oczy. Nie wyspałem się.

Z łazienki wyszedłem pół godziny później już ubrany. Oczywiście musiałem zatuszować efekty płaczu. Wszedłem do sypialni i uśmiechnąłem się na widok Kris’ a. Od razu przypomniał mi się wieczór i zarumieniłem się.

Nadal byłem śpiący. Wyciągnąłem ręce w jego kierunku, patrząc na niego nieprzytomnie. Chciałem się przytulić. Myśl o tym, że już za dwie godziny go nie zobaczę, doprowadzała mnie do rozpaczy. Chciało mi się płakać.

Podszedłem do niego i przytuliłem go. Mężczyzna położył się na plecach, a ja wylądowałem na nim, jednak nie przeszkadzało mi to.

Czułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Przymknąłem powieki, próbując zatrzymać płacz. Rzadko płakałem. Nawet w samotności nie płakałem, a co dopiero przy kimś.

Spojrzałem na niego zaskoczony, gdy poczułem łzy na szyi. Podniosłem się na przedramionach i spojrzałem na jego twarz.
- Nie płacz, misiu – szepnąłem. – Bo ja też się zaraz rozpłaczę.

- Ja... Praktycznie nigdy nie płaczę. Nie umiem płakać, a teraz... - powiedziałem, a jedna z łez spłynęła mi po policzku. - Ja po prostu... będę tęsknił.

- Nigdzie nie jadę – powiedziałem i wtuliłem się w niego mocno. Tak bardzo nie chciałem jechać, że to aż szok. Najchętniej zostałbym tu z nim.

- Nie opowiadaj głupot. To Twoje marzenie, Twoja szansa... - powiedziałem. Nie mógł stracić tej szansy przeze mnie. Miałbym wyrzuty sumienia.

- Nie mogę patrzeć jak płaczesz... Nie chcę się z Tobą żegnać. Ten czas to będzie wieczność – wymamrotałem w jego szyję, rumieniąc się obficie.

- Ale nie możesz zaprzepaścić takiej szansy przeze mnie. Pojedź - mruknąłem cicho. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

- Tak bardzo Cię kocham – szepnąłem, wtulając się w niego mocniej. Kochałem go najbardziej na świecie.

- Ja Ciebie też kocham, księżniczko - wyszeptałem, uwalniając kolejne łzy. Teraz płaczę, a co dopiero jak będziemy się żegnać. Chyba się rozryczę.

W moich oczach również pojawiły się łzy, które powoli spływały mi po policzkach. Nie chciałem go zostawiać, ale marzyłem o takiej szansy od dziecka.

- To tylko tydzień, skarbie. Będę dzwonił, pisał, obiecuję - mruknąłem mu do ucha, odsuwając od siebie. Wytarłem łzy, podnosząc się. Musiałem się ogarnąć.

Uśmiechnąłem się lekko i wytarłem oczy. Pocałowałem go w policzek.
- Muszę się w końcu spakować – zaśmiałem się i wstałem z łóżka. Wziąłem moją walizkę, siadając przed szafą.

Uśmiechnąłem się i poszedłem do łazienki. Ogarnąłem się, wychodząc po dwudziestu minutach, ubrany i uczesany. Nawet nie chciało mi się jeść. Usiadłem na łóżku i przyglądałem się blondynowi.

Po godzinie miałem już spakowaną walizkę. Jechałem na tydzień, a była ona naprawdę ogromna, ale to nie była moja wina, bo najwięcej miejsce zajmowały stroje sceniczne. Położyłem się na podłodze i westchnąłem.

- Idziemy? - spytałem, patrząc na zegarek. Na myśl o tym, że mam się z nim żegnać, zaczynało boleć mnie serce.

Wstałem i podszedłem do niego. Usiadłem obok, przytulając się do jego boku. Westchnąłem.
- Chyba musimy.

Przymknąłem oczy, obejmując go. Po chwili obaj wstaliśmy. Podszedłem do walizki i podniosłem ją, zanosząc do przedpokoju. Ubrałem buty i czekałem na chłopaka.

Portfel, inhalator i komórkę schowałem do kieszeni, a następnie wziąłem gitarę. Poszedłem do przedpokoju. Ubrałem swoje trampki za kostkę i wziąłem klucze z szafki.

Wziąłem walizkę, wychodząc z mieszkania. Z każdą minutą smutek coraz bardziej ogarniał moje serce. Złapałem go za rękę, splatając razem nasz palce.

Jednak puściłem jego dłoń. Przysunąłem się do niego bliżej i objąłem go w pasie. Chciałem się nacieszyć bliskością z nim. Skierowaliśmy się na dworzec. Stamtąd mieliśmy pojechać do Tokio, a tam czekał na nas minibus, który wynajął ojciec Miku.

Wsiedliśmy do pociągu. Cały czas przytulałem go do siebie. Nic nie mówiłem. Nie wiedziałem co. Byłem smutny.

Usiadłem bardzo blisko niego. Chciałem się nacieszyć jego bliskością. Było mi smutno, że nic nie mówił, ale rozumiałem.

Przez całą drogę gapiłem się w okno. Zawsze tak robiłem, gdy było mi smutno. Nie chciałem, żeby wyjeżdżał, ale musiał. To jego marzenie.

Po godzinie byliśmy już w Tokio. Wzięliśmy moje rzeczy i wyszliśmy z dworca. Przed nim stał już Miku i Kanon. Więc czekaliśmy na perkusistę.

Na wokalistę nawet nie spojrzałem. Oparłem się o filar peronu i stałem. Bou rozmawiał z przyjaciółmi, więc nie chciałem przeszkadzać.

Moje rzeczy włożyliśmy do busa. Spojrzałem na Kris’ a i podszedłem do niego. Od razu się do niego przytuliłem.

Objąłem go, przytulając mocno. Znowu chciało mi się płakać. Niby to tylko tydzień, ale jednak strasznie będę tęsknić.

Zarzuciłem mu ręce na kark. Stanąłem na palcach i wtuliłem twarz w jego szyję. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.

Kiedy już chciałem coś powiedzieć, zabrakło mi głosu. Kiedy zobaczyłem, że ostatni członek zespołu już jest, ścisnąłem go mocno. Czułem, jak łzy płyną mi po policzkach.

Spojrzałem na jego twarz i wytarłem mu łzy. Uśmiechnąłem się.
- Nie płacz, misiu – szepnąłem. – To tylko parę dni.. Nim się nie obejrzysz, a ja już będę z powrotem.

- To będzie najdłuższy tydzień w moim życiu - powiedziałem cicho, spuszczając głowę. Nie chciałem by reszta widziała moje łzy.

Podniosłem jego głowę za podbródek i pocałowałem go. Nie chciałem żeby się smucił. Dla mnie to też było trudne.

Odwzajemniłem pocałunek. Nie trwał on jednak długo. 
- Nie chcę Wam przeszkadzać, ale musimy jechać, Bou - powiedział Miku. Miałem ochotę go walnąć. Nawet nie da nam się pożegnać.

Nie zareagowałem na wokalistę. Przysunąłem się do niego bliżej i rozchyliłem wargi, pozwalając na pogłębienie pocałunku.

Pogłębiłem pieszczotę. Kątem oka spojrzałem na tego chłopaka. Znowu patrzył na mnie z mordem w oczach. Po chwili podszedł do nas i odciągnął chłopaka ode mnie. A ja... Ja stałem zszokowany. Naprawdę zaraz go walnę.

Nie wytrzymałem już tego. Odwróciłem się do Miku i uderzyłem go w policzek. Miałem dość tego, że wtrącał się w moje życie.
- Niszczysz moje szczęście – szepnąłem ze łzami w oczach. – Nienawidzę Cię za to – mruknąłem, wtulając się w Kris’ a.

- Cichutko, kruszynko. Nie płacz - powiedziałem, przytulając go mocno. Spojrzałem na chłopaka zimnym spojrzeniem. - A to ja miałem nie doprowadzać go do płaczu, co? - spytałem wokalistę. Miałem ochotę go dobić.

Po paru minutach odsunąłem się od niego i wytarłem oczy. Spojrzałem na niego.
- Do zobaczenia, misiu – szepnąłem smutno. – Zadzwonię jak dojedziemy na miejsce – podniosłem się na palcach i musnąłem jego usta własnymi.

Odwzajemniłem pocałunek, odsuwając go od siebie. Było mi ciężko na sercu. Znowu było mi duszno, ale nie pokazywałem tego. 
- Do zobaczenia, księżniczko.

Ostatni raz przytuliłem go mocno. Westchnąłem cicho.
- Kocham Cię – powiedziałem i odsunąłem się od niego. Musiałem już iść.

- Ja Ciebie też - powiedziałem smutno. Po chwili wsiadł do busa. Pomachałem mu jeszcze i odjechał. Osunąłem się po filarze. Nie mogłem powstrzymać łez. A przecież to tylko głupi tydzień!

Usiadłem na samym końcu i podkuliłem nogi pod klatkę piersiową, obejmując je ramionami. Już za nim tęskniłem. Najchętniej nigdzie bym nie jechał.

Po chwili poszedłem kupić bilet na powrót. Czekałem godzinę na pociąg. Gdy wreszcie przyjechał, usiadłem przy oknie. Wyjąłem telefon i słuchawki, włączając muzykę. Słuchawki włożyłem do uszu, patrząc w okno. Tak siedziałem całą drogę.

Chyba usnąłem, opierając głowę o szybę. Byłem rozdarty. Chciałem żeby był tu ze mną, objął mnie, pocałował...

W końcu dotarłem do domu. Nadal miałem ochotę zabić tego pieprzonego wokalistę. Jeszcze jedna taka akcja, a naprawdę zrobię mu krzywdę.

Reszta urządziła sobie postój i poszła do jakiejś kawiarni. Jednak ja siedziałem w pojeździe. Wyciągnąłem telefon, wybrałem numer do mojego chłopaka i zadzwoniłem.

Idąc do mojego mieszkania, słyszałem, że dzwoni mi telefon. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem kto to. Odebrałem. - Słucham moją księżniczkę.

- Hej, misiu – uśmiechnąłem się lekko i pociągnąłem nosem. – Tęsknię za Tobą, wiesz? – spytałem, wycierając oczy.

- Ja za Tobą też, kochanie - powiedziałem. Jednak uśmiech zniknął z mojej twarzy. - Nie płacz, skarbie. Nie lubię, jak płaczesz.

- Przepraszam – uśmiechnąłem się lekko i oparłem głowę o szybę. – Dlaczego Miku mi to robi? – spytałem.

- Nie mam pojęcia, ale na tym peronie to myślałem, że mu przyłożę - mruknąłem. - I powiedz mi... Jak ja mam się z nim zaprzyjaźnić, jak on takie akcje odwala? - spytałem, wzdychając.

- Nie wiem – westchnąłem cierpiętniczo. – Ja po prostu chcę żeby mój chłopak i najlepszy przyjaciel nie darli ze sobą kotów... Nie rozumiem go. Przecież takim zachowaniem rani mnie jeszcze bardziej.

- Ja wiem, kochanie... Ale jak widzisz, nie polubimy się. Nie wiem, co bym musiał zrobić, by w końcu mi zaufał. To wygląda tak, jakby chciał nas rozdzielić - powiedziałem cicho.

- Ja mu dam rozdzielić – warknąłem. – Nie odezwę się do niego przez cały wyjazd. Co on sobie, kurwa, myśli?! – podniosłem głos. Denerwował mnie już on.

- Spokojnie, księżniczko - powiedziałem. Nie chciałem, żeby przeze mnie się pokłócili. - Nie chcę, żebyście się kłócili z mojego powodu. Ja nie muszę żyć z nim w zgodzie, ale to jednak Twój przyjaciel, więc nie powinniście się kłócić.

- Nie obchodzi mnie to! To mój przyjaciel, najlepszy przyjaciel... Powinien zrozumieć, że Cię kocham, że w końcu jestem szczęśliwy.. A on to niszczy. Nie do, kurwa, wiary – powiedziałem, a po chwili zaśmiałem się cicho. Śmiać mi się chciało z tego wszystkiego.

- No w sumie racja... - mruknąłem, akurat wchodząc do mieszkania. Była już siedemnasta. Minęło sporo czasu, odkąd się pożegnaliśmy. - Kochanie, zadzwonię za godzinkę. Muszę się wykąpać, deszcz mnie złapał - powiedziałem. Ciekła ze mnie woda.

- Jasne, misiu – uśmiechnąłem się. Do środka weszła reszta. – Kocham Cię – powiedziałem, rumieniąc się delikatnie.

- Też Cię kocham, skarbeńku. Do usłyszenia - powiedziałem, po czym rozłączyłem się. Wlazłem do łazienki i rozebrałem się. Wszedłem pod prysznic, od razu puszczając ciepłą wodę.

Schowałem telefon do kieszeni. Z torby wyciągnąłem mojego pluszowego misia i wtuliłem się w niego. Od razu przypomniało mi się jak przytulałem Kris’ a.

Po godzinie wyszedłem z kabiny. Wytarłem się i owinąłem ręcznikiem w biodrach. Wziąłem telefon i wybrałem numer ukochanego, włączając głośnik. Z telefonem poszedłem do sypialni i zastanawiając się, w co się ubrać, czekałem, aż odbierze.

Rzuciłem się na hotelowe łóżko i wziąłem do ręki dzwoniący telefon. Uśmiechnąłem się, odbierając.
- Już wykąpany? – spytałem, przytulając się do miśka.

- Wykąpany. Teraz stoję przed szafą i zastanawiam się, w co się ubrać - mruknąłem, wzdychając cierpiętniczo. - Kurr... a niech leży - machnąłem ręką na ręcznik, który spadł mi z bioder.

- Hę? Co ma leżeć? – zaśmiałem się, bo skojarzyło mi się to trochę. Widziałem kątem oka, że reszta patrzy na mnie, a Miku idzie do łazienki.

- Ręcznik. Zsunął mi się z bioder - powiedziałem, również się śmiejąc. Nawet nie myślałem o tym, by założyć bokserki. Miałem większy problem. W co mam się ubrać?!

- Ręcznik? – ponownie zacząłem się śmiać. – Po co się ubierać? Zostań nago – uśmiechnąłem się lekko, przytulając miśka.

- Bo potem idę do pracy - zaśmiałem się. Zdecydowanie poprawił mi humor. Cieszyłem się, że nie był już smutny.

- To pójdziesz nago albo w różowych stringach. W czym problem? – spytałem cicho, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.

- Nigdy! - padłem na łóżko, śmiejąc się. - Róż to mój koszmar nocny. W całej garderobie w klubie i w domu mie mam ani jednej różowej rzeczy.

- Jeszcze polubisz mój ukochany różowy! – również zacząłem się śmiać. Przetoczyłem się na plecy. – Róż to najpiękniejszy kolor pod słońcem!

- Czarny to najpiękniejszy kolor! - no i właśnie zaczęła się wojna. Teraz będziemy się sprzeczać, który kolor jest ładniejszy.

- Jeszcze ubierzesz dla mnie coś różowego, zobaczysz – uciąłem dyskusję. Jeśli nie dobrowolnie to ja go zmuszę.

- Haha, chyba w snach - powiedziałem, uspokajając oddech. Spojrzałem na zegarek. Rozmawialiśmy juz ponad godzinę. Wstałem i ubrałem się w końcu. - Dobra, kochanie. Muszę kończyć. Zadzwoniłbym po pracy, ale wrócę późno.

- Jak wrócisz to napisz sms’ a – uśmiechnąłem się lekko, znowu odwracając na bok, tyłem do reszty. – Kocham Cię – powiedziałem i zarumieniłem się.

- Też Cię kocham, kotku - uśmiechnąłem się. - Zadzwonię jutro - mruknąłem i rozłączyłem się. Zabrałem telefon i portfel, po czym poszedłem do przedpokoju. Ubrałem glany i wyszedłem, zamykając drzwi.

Westchnąłem cicho i odłożyłem telefon na poduszkę. Znowu wziąłem miśka, przytulając się do niego mocno.

Wyszedłem z budynku, kierując się do klubu. Ulice były prawie puste. Po drodze wszedłem jeszcze do sklepu. Zacząłem chodzić między regałami. W pewnym momencie usłyszałem krzyk kobiety. Wyszedłem zza regału i zobaczyłem dwóch zamaskowanych mężczyzn z bronią.

Wstałem i wziąłem moją różową koszulkę oraz czyste bokserki, po czym poszedłem do łazienki. Musiałem się odświeżyć po podróży.

Już po chwili siedziałem przy ladzie kasy związany. Spojrzałem na kasjerkę, którą posadzili obok mnie. Była przerażona. W dodatku była w ciąży. 
- Wypuśćcie ją. Ona jest w ciąży. Chcecie mieć dziecko na sumieniu? - spytałem spokojnie. Jednak za odezwanie się, dostałem w twarz.

Z łazienki wyszedłem po pół godzinie. Na mój widok Kanon zaśmiał się cicho, a ja rzuciłem w niego poduszką, pokazując mu język. Zawsze tak spałem.

Spojrzałem za okno. Już było pełno policji. Spostrzegłem także furgonetkę znanej stacji telewizyjnej. Pewnie już nadają komunikat o napadzie.

Miku włączył telewizor. Akurat pokazywano wiadomości. Usiadłem „po turecku” na moim łóżku, przytuliłem misia i oglądałem. Mówili o jakimś napadzie na sklep w ... dzielnicy Kris’ a.

Słyszałem, jak policja połączyła się z porywaczami. Słyszałem wszystko, bo mieli na głośniku. Jakimś dziwnym trafem ci porywacze wiedzieli, kim jestem, bo na pytanie policji, kogo przetrzymują, odpowiedzieli, że kasjerkę i striptizera. Kto to do cholery był? Skąd wiedzieli, kim jestem?

Gdy usłyszałem kogo tam trzymają, łzy napłynęły mi do oczy. Miałem nadzieję, że to nie mój chłopak.. Tak bardzo chciałem żeby był bezpieczny.

Siedzieliśmy tam już dobre dwie godziny. Jakoś nie odczuwałem strachu. Widziałem, że tę kobietę boli brzuch. 
- No do cholery, wypuśćcie ją! Nie widzicie, że ona cierpi?! W każdej chwili może zacząć rodzić!

Zapomniałem nawet jak się oddycha. Wziąłem telefon i wybrałem numer do Kris’ a, jednak nie odbierał. Spróbowałem jeszcze raz. Również nie odebrał.

Słyszałem mój telefon. Wiedziałem, że dzwonił Bou. Miałem na niego inny dzwonek. Kiedy porywacze zorientowali się, że to mój telefon, roztrzaskali go o ścianę.

Odłożyłem telefon na poduszkę i spojrzałem zaszklonymi oczami na ekran. Miałem złe przeczucia co do tego wszystkiego.

Ponownie spojrzałem na kobietę. Było pewne, że zaczęła rodzić. Miałem nadzieję, że nic jej nie będzie. 
- No zróbcie coś! Ona rodzi, kurwy! - wydarłem się. Jednak ich to nic nie ruszyło. 
- Tak? To odbierz poród - powiedział jeden z nich, odwiązując mi ręce. ,,No chyba sobie jaja robisz!''

Teruki usiadł obok mnie i przytulił do siebie. Wtuliłem się w niego, ale najbardziej chciałem żeby Kris tu był.

Rzucili we mnie jakimiś ręcznikami. Kompletnie nie wiedziałem co robić, jednak coś musiałem. Spojrzałem na twarz dziewczyny. Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Musiałem jej pomóc.

- Dlaczego jeszcze nie oddzwonił? – mruknąłem cicho, kurczowo trzymając miśka. – Powinien zadzwonić – szepnąłem, wtulając się w perkusistę. Widziałem wzrok Miku i ... widziałem w nich strach?

Minęła godzina moich zmagań. Byłem roztrzęsiony. Krzyki tej dziewczyny doprowadzały mnie do rozpaczy. Nagle usłyszałem płacz. Na rękach miałem dziecko... Maleńką dziewczynkę.

Wciąż przytulałem się do Teruki’ ego. Potrzebowałem tego. W pewnym momencie aż się rozpłakałem. Tak bardzo go kochałem.. Nie chciałem go stracić.

Nie wiem czym i nie wiem jak, ale odciąłem pępowinę, zawiązując ją. Owinąłem dziecko w duży ręcznik, podając młodej matce. Byłem w totalnym szoku. Czy ja właśnie... odebrałem poród?!

- Nie chcę go stracić. Dlaczego nie dzwoni? – wyszeptałem płaczliwie. Przytuliłem mocniej miśka, a Teruki objął mnie mocniej w pasie.

4 komentarze:

  1. Loool odebrał poród? xD Czaaad ^^ ^^ ^^ ;3
    Ale nie zbyt podoba mi się to przeżywanie zachowania Miku... śpieszy się to go odciąga! Przecież nic Krisowi nie powiedział... A ten napad... to już za wiele xD Serio dużo "akcji"
    Ale spoko, ciekawe jak się skończy.
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się tam podoba dużo akcji się dzieje fajnie to wyszło...majm tylko nadzieje że Kris z tego wyjdzie..Biedny Bouś szkoda mi go ma miłość a może go stracic starszne...czekam cierpiliwe(nie)na wiece3j

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj...coś się dzieje...coś się dzieje i to coś niedobrego...

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Tyle akcji! Cos niesamowitego dziewczyny! :DD Z niecierpliwoscia czekam na nastepna czesc \*-*/

    OdpowiedzUsuń