Zapraszam.
Biały - Kris
Różowy - Bou
Niebieski – Xavier
Objąłem go w pasie, przytulając do siebie. Spojrzałem na
jego twarz. Znowu był cały czerwony.
- Słodki jesteś.
- Słodki jesteś.
-
N-nie jestem – szepnąłem i wtuliłem twarz w jego szyję. To nie była moja wina,
no! Zacząłem wdychać jego zapach, uwielbiałem go.
- Jesteś, maluszku - wymruczałem mu do ucha, po czym
zacząłem głaskać go po włosach.
-
Mmm... Nie jestem – szepnąłem, wtulając się w niego mocniej. Uwielbiałem gdy dotykał
moich włosów.
- Dla mnie jesteś i zawsze będziesz - powiedziałem pewnie,
przeczesując jego włosy. - Kocham Cię.
-
Dziękuję – mruknąłem, rumieniąc się jeszcze bardziej. – Ja Ciebie też kocham –
szepnąłem i pocałowałem go w szyję.
Zamruczałem. Jednak nie mogliśmy sobie pozwolić na nic
więcej. W sali zgasło światło, a na ekranie zaczął się film.
- Co
za film wybrałeś? – spytałem, patrząc na ekran. Miałem nadzieję, że będzie
warty obejrzenia.
- Nie wiem. Jakaś komedia - mruknąłem, nadal go do siebie przytulając.
Jednak nie skupiałem się na filmie. Nadal myślałem o jutrze.
Wtuliłem
się w niego mocniej i wziąłem popcorn do ręki, od razu zaczynając jeść. Jak na
razie film nie zaczynał się najlepiej, ale później może się to zmienić.
Na początku nie oglądałem filmu, ale po paru minutach
zacząłem. Myślałem, że nie będzie warty obejrzenia, ale myliłem się. Po chwili cała
sala się śmiała.
Po
dwóch godzinach wyszliśmy z sali kinowej. Pierwsza połowa filmu była dobra, ale
później już się zepsuło.
Biłem się z myślami. Dwie godziny totalnej pustki, zero
pomysłów. Jednak po chwili coś wymyśliłem. To takie trochę oklepane, ale miałem
nadzieję, że mu się spodoba.
-
Misiu.. Wszystko okej? Cały dzień się do mnie nie odzywasz – mruknąłem,
spuszczając głowę. Zrobiłem coś nie tak, że nie miał humoru?
- Hm? Tak, wszystko dobrze, kochanie - powiedziałem, stając
w miejscu. - Nie smuć się, kruszynko - szepnąłem, przytulając go mocno do
siebie.
- Mam
wrażenie, że zrobiłem coś nie tak i jesteś na mnie zły – szepnąłem i pociągnąłem
nosem. Mimowolnie wtuliłem się w niego.
- Nie jestem na Ciebie zły, myszko. Nic nie zrobiłeś. Po
prostu nad czymś myślałem - powiedziałem, tuląc go do siebie. Pocałowałem go w
czubek głowy.
Nie
odpowiedziałem, tylko objąłem go w pasie i przytuliłem mocniej. Wtuliłem twarz
w jego klatkę piersiową.
- Kocham Cię - mruknąłem, po czym zacząłem go głaskać po
głowie. Po chwili jednak odsunąłem go od siebie, całując w usta.
Uśmiechnąłem
się lekko, oddając pocałunek. Jednak po chwili odsunąłem się od niego i
ponownie w niego wtuliłem.
- Ja
Ciebie też.
- Chodź - powiedziałem i nadal obejmując go w pasie,
zacząłem iść do wyjścia.
-
Gdzie idziemy? – spytałem, patrząc na jego twarz. Również objąłem go jedną ręką
w pasie i przytuliłem do jego boku.
- A gdzie byś chciał? - spytałem. Miałem zamiar iść do domu,
ale jeżeli chciał gdzieś pójść, to pójdziemy.
- Nie
wiem. Chyba nigdzie – mruknąłem. Chciałem odpocząć. Nie wiem czemu, ale byłem
zmęczony. Przecież nic takiego dzisiaj nie było.
- To odprowadzę Cię do domu - mruknąłem. W sumie też wolałem
iść do domu. Byłem zmęczony i nadal było mi trochę słabo. Nie doszedłem jeszcze
do siebie.
-
Dobrze – uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na jego twarz. Był strasznie
blady. Miałem nadzieję, że wszystko się ułoży.
Powoli ruszyłem w kierunku jego mieszkania. Nie chciałem iść
szybko, bo nie miałem na to siły. Chyba musiałem się położyć.
- Źle
się czujesz, prawda? Może zostaniesz u mnie? – spytałem cicho. Objąłem go
mocniej i spuściłem głowę.
- Muszę coś jutro załatwić. Dam radę, kochanie - mruknąłem
cicho. Nie mogłem pójść do niego, bo by mnie pewnie nie wypuścił, a musiałem
zrealizować swój pomysł.
- Nie
chcę żeby coś Ci się stało po drodze – powiedziałem i podniosłem głowę, patrząc
na jego twarz. Musiał coś załatwić?
- Nic mi nie będzie. Nie jest tak źle, myszko - mruknąłem
patrząc przed siebie. Nie miałem daleko do domu, więc nie musiał się martwić.
Jakoś dotrę na miejsce.
- Boję
się o Ciebie – szepnąłem i ponownie spuściłem głowę. Nie chciałem żeby coś mu
się stało.
- Naprawdę, dam radę - powiedziałem. Po chwili doszliśmy pod
jego klatkę. Zatrzymałem się i przytuliłem do niego.
Objąłem
go w pasie i wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Nie chciałem żeby sobie
poszedł, ale skoro musiał...
- Zobaczymy się jutro, kochanie - powiedziałem, tuląc go do
siebie. - Do zobaczenia, skarbie - mruknąłem, odsuwając się od niego.
- Do
zobaczenia – uśmiechnąłem się. Stanąłem na palcach i pocałowałem go w usta. Po
chwili odsunąłem się od niego, po czym wszedłem do klatki.
Poczekałem, aż wejdzie, po czym ruszyłem do siebie. Było mi
słabo, ale musiałem dojść do domu. Po dziesięciu minutach wszedłem do klatki.
Skierowałem się do mojego mieszkania. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
Zamknąłem mieszkanie i zdjąłem buty. Poszedłem do sypialni i położyłem się do
łóżka.
Od
razu poszedłem pod prysznic. Byłem ciekawy dlaczego się tak dziwnie dzisiaj
zachowywał. Zrobiłem coś nie tak? Westchnąłem i wyszedłem z kabiny, owinąłem
się ręcznikiem w pasie.
Od razu zasnąłem. Byłem zmęczony. Wtuliłem się w poduszkę.
Miałem nadzieję, że spodoba mu się moja niespodzianka.
Ponownie
westchnąłem i ubrałem na siebie czyste bokserki oraz moją różową koszulkę.
Poszedłem do sypialni, od razu kładąc się do łóżka. Byłem zmęczony. Zamknąłem
oczy.
Obudziłem się koło dwudziestej, jednak zaraz zasnąłem z
powrotem. Potrzebowałem dużo snu. Nie powinienem jutro wychodzić, ale musiałem.
Wstałem
i od razu poszedłem do łazienki, z której wyszedłem pół godziny później.
Westchnąłem. Zrobiłem sobie herbatę i poszedłem do sypialni.
Obudziłem się około dziewiątej. Wstałem i poszedłem do
łazienki się ogarnąć. Gdy już to zrobiłem, postanowiłem coś zjeść. Poszedłem do
kuchni i zrobiłem sobie śniadanie.
Zastanawiałem
się czy iść na jakieś studia. Ale do jakiej pracy ja się nadaje? Chyba, że
poszedłbym na jakieś związane z muzyką... Westchnąłem.
Po jakiś trzydziestu minutach wyszedłem z domu, kierując się
do sklepu. Musiałem kupić wszystkie potrzebne rzeczy.
Jednak
gdybym poszedł to miałbym mniej czasu dla Kris’ a i zespołu. A zresztą... Może
nam się uda z tym zespołem?
Wlazłem do marketu i zacząłem się rozglądać. Wkładałem
kolejne produkty do koszyka. Wziąłem jeszcze wino i poszedłem do kasy. Za ladą
stała kobieta, której odbierałem poród.
Westchnąłem
cierpiętniczo, kładąc się na plecach. Za dużo myślę o tym wszystkim. Wstałem i
wziąłem gitarę, po czym znowu usiadłem na łóżku. Musiałem poćwiczyć.
Po trzydziestu minutach byłem już w domu. Po drodze
wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni. Wszedłem obładowany torbami do domu. Wyjąłem z
kieszeni telefon i napisałem do Bou. „O dwudziestej u mnie? Musimy porozmawiać.”
Gdy
dostałem wiadomość, przerwałem grę i wziąłem telefon do ręki. Spojrzałem w
szoku na treść wiadomości. „Coś się stało?” – wysłałem, patrząc na gitarę.
„Porozmawiamy później” - odpisałem. Nie chciałem, żeby się
domyślał, o co mi chodzi.
Westchnąłem,
powstrzymując się żeby nie wyrzucić ten telefon przez okno. Zrobiłem coś nie
tak? Powstrzymałem łzy, które cisnęły mi się do oczu i ponownie zacząłem grać.
Odłożyłem telefon i zabrałem się za przygotowania. Sporo
czasu mi zajęło, żeby to wszystko zrobić. Niby to tylko kolacja, ale strasznie
dużo z tym roboty.
O
dziewiętnastej poszedłem do łazienki żeby się pomalować i zrobić włosy. Jeszcze
nie wiedziałem w co się ubiorę, ale jakiś pomysł już miałem.
Kiedy wszystko było gotowe, poszedłem się przebrać.
Założyłem czarne rurki i tą różową koszulkę, którą mi wybrał. Uczesałem się i
pomalowałem, po czym poszedłem sprawdzić, czy danie jest już gotowe.
Jak
zwykle zrobiłem sobie te dwa kucyki i przewiązałem je białą wstążką. Następnie
poszedłem do mojego pokoju. Otworzyłem szafę i przejrzałem jej zawartość.
Ubrałem na siebie dżinsową spódniczkę do połowy ud, białą koszulkę z rękawami
do łokci. Na nogi ubrałem zakolanówki; prawa była różowo-czarna, a lewa
biało-czarna. Ubrałem jeszcze czarne trampki.
Parę minut przed czasem postawiłem talerze w salonie.
Zapaliłem jeszcze świeczki i chwilę później usłyszałem dzwonek do drzwi.
Poszedłem otworzyć.
Pod
drzwiami stałem dobre pięć minut i zastanawiałem się czy zadzwonić. W końcu
westchnąłem i niepewnie nacisnąłem na dzwonek. Po paru sekundach drzwi
otworzyły się i stanął w nich Kris. Miał na sobie tą różową koszulkę.
Wpuściłem chłopaka do środka, udając, że coś jest nie tak.
Póki nie wejdzie do salonu, zupełnie nic nie powiem.
Niepewnie
wszedłem do środka. Ściągnąłem buty, nie odzywając się ani słowem. Bałem się,
że chce mnie zostawić. Poszedłem za nim do salonu i stanąłem, otwierając oczy w
szoku.
Śmiać mi się chciało na widok jego miny. Pewnie myślał, że
chcę z nim zerwać. Miałem tylko nadzieję, że za to nie oberwę.
Widząc
jego minę... znowu łzy napłynęły mi do oczu. Bawił się tym... Spuściłem głowę,
próbując ukryć łzy.
-
Muszę do łazienki – szepnąłem i skierowałem się do w/w pomieszczenia.
- Stój - poszedłem za nim, łapiąc go za rękę, po czym
przytuliłem go mocno do siebie. Dlaczego płakał? Co zrobiłem źle?
Pociągnąłem
nosem, wtulając się w niego. Po chwili jednak odwróciłem się do niego i
przytuliłem do jego klatki piersiowej.
- Nie
strasz mnie tak więcej – szepnąłem.
- Przepraszam, myszko - powiedziałem, tuląc go do siebie
mocniej. Czyli to o to chodziło. Naprawdę myślał, że chcę go zostawić.
Po
chwili uspokoiłem się i odsunąłem od niego. Spojrzałem na stół.
- Co
dobrego zrobiłeś? – spytałem. Musiał się nieźle nad tym napracować.
- A zobacz, to się dowiesz - zaśmiałem się. Na talerzach
było Takoyaki. Kiedyś Xavier nauczył mnie to robić. Wiedziałem, że Bou je
uwielbia, więc postanowiłem je zrobić. Teraz gdzieś miałem to, że nie
powinienem tego jeść. Raz mogę.
Zaśmiałem
się i posłusznie usiadłem przy stole. Miałem nadzieję, że już nie będzie mnie
tak straszył.
Podszedłem do stołu i otworzyłem wino, nalewając je do
kieliszków. Po chwili usiadłem obok chłopaka, obejmując go ramieniem.
Spojrzałem
na niego i uśmiechnąłem się. Wtuliłem się w jego bok. Tak bardzo się cieszyłem,
że go miałem.
Pocałowałem go w czubek głowy. - Dobra, jedz, bo wystygnie -
uśmiechnąłem się, puszczając go.
- Hai,
hai – mruknąłem, odsuwając się od niego. – Itadakimasu – uśmiechnąłem się i
wziąłem do ręki sos sojowy.
- Itadakimasu - odpowiedziałem, biorąc się za jedzenie.
Miałem nadzieję, że mu zasmakuje.
Z
uśmiechem zjadłem wszystko co mi dał. Dawno nie jadłem tak dobrego takoyaki.
Chyba tylko babcia robiła takie dobre.
- Nie spieprzyłem tego dania? - spytałem, gdy skończyłem jeść. Miałem nadzieję, że się
tym nie otruł.
- Nie
– uśmiechnąłem się czule. – Było pyszne, dziękuję – spojrzałem na niego i
pocałowałem go w policzek. Ponownie się w niego wtuliłem.
Uśmiechnąłem się, przytulając go do siebie. Mógłbym tak z
nim siedzieć wiecznie. Chciałbym jutro spędzić z nim cały dzień. Ale cóż... już
praca mnie wzywa.
Wpakowałem
mu się na kolana. Zarzuciłem mu ręce na kark i wtuliłem twarz w jego szyję. Westchnąłem
cicho. Jutro się pewnie nie zobaczymy... Rano próba, a on później do pracy.
Objąłem go w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
-
Kocham Cię - szepnąłem mu do ucha, całując go w skroń.
- Ja
Ciebie też kocham – mruknąłem i przejechałem nosem po jego szyi. Po chwili
jednak położyłem policzek na jego ramieniu, wtulając się w niego mocniej.
Tak siedzieliśmy dość długo. Później obaj poszliśmy spać.
Byliśmy zmęczeni, a jutro obaj mieliśmy pracowity dzień.
-
Już zawsze będziemy razem, prawda? – spytałem, gdy leżeliśmy już w łóżku. Złapałem
go za rękę i splotłem swoje palce z jego. Spojrzałem mu w oczy.
- Oczywiście, kochanie - szepnąłem, przytulając go do
siebie. - Śpij już, bo rano nie wstaniesz.
Uśmiechnąłem
się i wtuliłem w jego klatkę piersiową. Po chwili zamknąłem oczy, byłem bardzo
zmęczony. Usnąłem.
Nie minęło wiele czasu, a sam zasnąłem. Spałem spokojnie
całą noc. Ranek nastał szybciej, niż się spodziewałem. Obudziłem się o
dziewiątej. Blondyna już przy mnie nie było. Na poduszce obok była tylko
kartka, a na niej wiadomość, że poszedł już na próbę.
Oczywiście
spóźniłem się i Miku na mnie nawrzeszczał, ale jakoś nie bardzo się tym
przejąłem. Po dziesięciu minutach zaczęliśmy próbę.
Cały dzień przeleżałem w łóżku. Wstałem dopiero koło osiemnastej.
Poszedłem się wykąpać. Z łazienki wyszedłem po czterdziestu minutach, już
uczesany i pomalowany. Ubrałem się i skierowałem do przedpokoju. Ubrałem moje
czarne glany i wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz.
Gdy
wróciłem do domu był już wieczór. Miku trzymał nas tam ponad dziewięć godzin,
nie miał litości. Skrzywiłem się i ruszyłem do kuchni.
Szedłem do pracy przez ten mały lasek. Prawie nic nie
widziałem, bo było strasznie ciemno. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu za szyję.
Nie wiedziałem, co się dzieje.
Zrobiłem
sobie herbaty i poszedłem do sypialni. Usiadłem na łóżku, rozglądając się
dookoła. Uśmiechnąłem się. Jutro muszę zobaczyć się z Kris’ em.
Wyrywałem się, krzyczałem, jednak to nic nie dało. Po chwili
poczułem ostry ból w brzuchu. Spojrzałem w dół i ujrzałem nóż. Napastnik mnie
puścił, a ja padłem na ziemię.
Wyciągnąłem
telefon i spojrzałem na godzinę. Było już późno. Wstałem, wziąłem czyste rzeczy
i poszedłem do łazienki.
Patrzyłem pustym wzrokiem przed siebie. Chciałem zobaczyć
Bou. Chciałem go przytulić, pocałować, powiedzieć, że go kocham, jednak nie
miałem już takiej możliwości. Zamknąłem oczy. Już nic nie czułem, już nic nie
słyszałem.
Gdy
wyszedłem z łazienki, poczułem w sercu dziwny niepokój. Jednak co mogło się
stać? Może coś z Kris’ em? Ale przecież był w pracy. Westchnąłem.
Siedziałem w garderobie. Zastanawiałem się, co się działo
z Kris' em. Powinien być już w pracy. Dzwoniłem chyba kilkaset razy, ale nie
odbierał. Wyszedłem na salę i zobaczyłem... policję?
Starałem
się o tym nie myśleć, chciałem wyrzucić ten niepokój z serca, ale nie mogłem.
Usiadłem na łóżku i spojrzałem na jego zdjęcie, które stało w ramce obok łóżka.
Miałem nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Podszedłem do funkcjonariuszy
zapytać, o co chodzi. To czego się dowiedziałem, przebiło moje serce na wylot.
Kris...
- Jak to nie żyje?
Postanowiłem
do niego zadzwonić. Pewnie i tak jestem przewrażliwiony. Westchnąłem
cierpiętniczo, wybierając jego numer. Jednak nie odebrał. Może jeszcze tańczy?
Na pewno później oddzwoni.
Łzy popłynęły mi po policzkach.
Nie mogłem uwierzyć, że Kris, mój najlepszy przyjaciel, brat... nie żyje.
Szybko pobiegłem do garderoby i przebrałem się. Wybiegłem z klubu. Zadzwoniłem
do Teru, by zapytać o adres Bou. Po chwili już biegłem do jego mieszkania.
Odłożyłem
telefon. Po paru minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem, po czym
wstałem i poszedłem otworzyć. Może to Kris?
Po paru minutach drzwi od jego mieszkania się otworzyły.
Podszedłem do niego i przytuliłem się, płacząc.
- Xavier?
– spytałem zdziwiony. Wszedłem z nim do mieszkania i zamknąłem drzwi, po czym
przytuliłem go. – Teru coś zrobił? Nie płacz – szepnąłem, zaczynając głaskać go
po włosach.
- Nie... To nie Teru... - szepnąłem, zanosząc się
płaczem. To był dla mnie cios. Bałem się mu o tym powiedzieć. Bałem się jego
reakcji.
-
Cii... Powiedz mi spokojnie o co chodzi – powiedziałem, przytulając go mocniej.
Skoro nie Teru, to co się stało? Niepokój powrócił.
- Kris... - mruknąłem, nadal płacząc. - Kris...
Zamordowali go... - zapłakałem, wtulając się w niego.
Zamarłem,
patrząc w szoku przed siebie. Że co? Kris nie żyje?
-
Słucham? Możesz powtórzyć? – szepnąłem, drżącym głosem. Może się przesłyszałem?
- Kris... nie żyje... - powiedziałem. Rozpłakałem się jeszcze bardziej. Przytuliłem
się bardziej do niego, próbując się uspokoić.
-
Nie... Nie... To niemożliwe... Kłamiesz... To nie prawda... – mruknąłem.
Czułem, że do oczu napływają mi łzy. On musi żyć... Musi... Czułem, że pęka mi
serce.
- Do klubu przyjechała
policja... Znaleźli go w lesie... Z nożem wbitym w brzuch... - szepnąłem, nie mogąc
się uspokoić.
-
Nie... To niemożliwe... On musi żyć... – jęknąłem. Poczułem, że łzy płyną mi po
policzkach. Wtuliłem się mocno w chłopaka. – On musi żyć...
- Też nie mogę w to uwierzyć... On... On... Nie żyje... -
mruknąłem. Błagałem Boga, żeby to był tylko sen.
Przestałem
płakać po paru minutach. Poczułem się tak, jakby ktoś wyrwał moje serce... W zasadzie to nic już
nie czułem. Nie czułem smutku, szczęścia, rozpaczy... Bez niego to nie będzie
życie.
Po chwili się uspokoiłem. Czułem się okropnie. Mój
najlepszy przyjaciel już nie żył. To był chyba najgorszy dzień w moim życiu.
Przytuliłem
go mocniej i zacząłem głaskać po włosach. Chciałem żeby się uspokoił.
Wiedziałem, że nie przeżyję bez niego... On był moim światem.
Przestałem płakać. Nie miałem
już czym. Zabrakło mi łez. Odsunąłem się od chłopaka, patrząc w jego
zrozpaczone oczy.
-
Lepiej będzie jak już pójdziesz – szepnąłem. – Chcę zostać sam – mruknąłem.
Spojrzałem na niego ostatni raz i poszedłem do sypialni.
Westchnąłem i wycierając
zapłakane oczy, wyszedłem z jego mieszkania. Nie miałem na nic siły. Powolnym
krokiem poszedłem do Teruki' ego.
Wytrzymałem bez niego dwa
tygodnie. To były najdłuższe czternaście dni w moim „życiu”.
Poszedłem do łazienki i
zauważyłem żyletkę. Niewiele myśląc wziąłem ją, po czym cofnąłem się do
sypialni. Usiadłem na łóżku. Przyłożyłem ostrze do nadgarstka, robiąc kilka
głębokich cięć. Z każdą minutą czułem się coraz słabszy. „Już zawsze będziemy
razem” – pomyślałem i zamknąłem oczy.
~THE END~
No cholera... Dlaczego? Dlaczego to się musiało tak skończyć? Siedzę teraz i mam łzy w oczach. Naprawdę ich polubiłam.
OdpowiedzUsuńSmutno mi jak to przeczytałam . Kto zabił Krisa ? Nie wiem czemu ale skojarzył mi się Miku chociaż pewnie to nie on :< Nao
OdpowiedzUsuńTT-TT Nienawidzę Was! TT-TT
OdpowiedzUsuńDlaczego?! Dlaczego w tym pieprzonym internecie NIKT już nie może napisać czegoś wesołego?! TTT-TTT Idę się pociąć...wy złe!
*wdeeeeeech*
Ok, już się uspokoiłam....TTTTTTTTT-TTTTTTT Dlaczegooooo?!
- napiszę coś później
ŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁeeeeeeeee ja ryczę drugi wyciskacz łez...czemu czemu buuu aż zal sciska serce
OdpowiedzUsuń