środa, 5 lutego 2014

"Już zawsze będziemy razem." Kris x Bou, 22(end)

Ostatni rozdział tego opowiadania. Teraz muszę pomyśleć co wstawiać jako następne...
Tym, którym miałam wysyłać rozdziały... Proszę podać mi mejle, ponieważ moje GG mi się zepsuło i nie mam możliwości żeby Wam wysyłać informacje o nowych rozdziałach. Fałszywy alarm, GG się odpsuło.

Zapraszam.






Biały - Kris
Różowy - Bou
Niebieski – Xavier


Objąłem go w pasie, przytulając do siebie. Spojrzałem na jego twarz. Znowu był cały czerwony.
- Słodki jesteś.

- N-nie jestem – szepnąłem i wtuliłem twarz w jego szyję. To nie była moja wina, no! Zacząłem wdychać jego zapach, uwielbiałem go.

- Jesteś, maluszku - wymruczałem mu do ucha, po czym zacząłem głaskać go po włosach.

- Mmm... Nie jestem – szepnąłem, wtulając się w niego mocniej. Uwielbiałem gdy dotykał moich włosów.

- Dla mnie jesteś i zawsze będziesz - powiedziałem pewnie, przeczesując jego włosy. - Kocham Cię.

- Dziękuję – mruknąłem, rumieniąc się jeszcze bardziej. – Ja Ciebie też kocham – szepnąłem i pocałowałem go w szyję.

Zamruczałem. Jednak nie mogliśmy sobie pozwolić na nic więcej. W sali zgasło światło, a na ekranie zaczął się film.

- Co za film wybrałeś? – spytałem, patrząc na ekran. Miałem nadzieję, że będzie warty obejrzenia.

- Nie wiem. Jakaś komedia - mruknąłem, nadal go do siebie przytulając. Jednak nie skupiałem się na filmie. Nadal myślałem o jutrze.

Wtuliłem się w niego mocniej i wziąłem popcorn do ręki, od razu zaczynając jeść. Jak na razie film nie zaczynał się najlepiej, ale później może się to zmienić.

Na początku nie oglądałem filmu, ale po paru minutach zacząłem. Myślałem, że nie będzie warty obejrzenia, ale myliłem się. Po chwili cała sala się śmiała.

Po dwóch godzinach wyszliśmy z sali kinowej. Pierwsza połowa filmu była dobra, ale później już się zepsuło.

Biłem się z myślami. Dwie godziny totalnej pustki, zero pomysłów. Jednak po chwili coś wymyśliłem. To takie trochę oklepane, ale miałem nadzieję, że mu się spodoba.

- Misiu.. Wszystko okej? Cały dzień się do mnie nie odzywasz – mruknąłem, spuszczając głowę. Zrobiłem coś nie tak, że nie miał humoru?

- Hm? Tak, wszystko dobrze, kochanie - powiedziałem, stając w miejscu. - Nie smuć się, kruszynko - szepnąłem, przytulając go mocno do siebie.

- Mam wrażenie, że zrobiłem coś nie tak i jesteś na mnie zły – szepnąłem i pociągnąłem nosem. Mimowolnie wtuliłem się w niego.

- Nie jestem na Ciebie zły, myszko. Nic nie zrobiłeś. Po prostu nad czymś myślałem - powiedziałem, tuląc go do siebie. Pocałowałem go w czubek głowy.

Nie odpowiedziałem, tylko objąłem go w pasie i przytuliłem mocniej. Wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową.

- Kocham Cię - mruknąłem, po czym zacząłem go głaskać po głowie. Po chwili jednak odsunąłem go od siebie, całując w usta.

Uśmiechnąłem się lekko, oddając pocałunek. Jednak po chwili odsunąłem się od niego i ponownie w niego wtuliłem.
- Ja Ciebie też.

- Chodź - powiedziałem i nadal obejmując go w pasie, zacząłem iść do wyjścia.

- Gdzie idziemy? – spytałem, patrząc na jego twarz. Również objąłem go jedną ręką w pasie i przytuliłem do jego boku.

- A gdzie byś chciał? - spytałem. Miałem zamiar iść do domu, ale jeżeli chciał gdzieś pójść, to pójdziemy.

- Nie wiem. Chyba nigdzie – mruknąłem. Chciałem odpocząć. Nie wiem czemu, ale byłem zmęczony. Przecież nic takiego dzisiaj nie było.

- To odprowadzę Cię do domu - mruknąłem. W sumie też wolałem iść do domu. Byłem zmęczony i nadal było mi trochę słabo. Nie doszedłem jeszcze do siebie.

- Dobrze – uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na jego twarz. Był strasznie blady. Miałem nadzieję, że wszystko się ułoży.

Powoli ruszyłem w kierunku jego mieszkania. Nie chciałem iść szybko, bo nie miałem na to siły. Chyba musiałem się położyć.

- Źle się czujesz, prawda? Może zostaniesz u mnie? – spytałem cicho. Objąłem go mocniej i spuściłem głowę.

- Muszę coś jutro załatwić. Dam radę, kochanie - mruknąłem cicho. Nie mogłem pójść do niego, bo by mnie pewnie nie wypuścił, a musiałem zrealizować swój pomysł.

- Nie chcę żeby coś Ci się stało po drodze – powiedziałem i podniosłem głowę, patrząc na jego twarz. Musiał coś załatwić?

- Nic mi nie będzie. Nie jest tak źle, myszko - mruknąłem patrząc przed siebie. Nie miałem daleko do domu, więc nie musiał się martwić. Jakoś dotrę na miejsce.

- Boję się o Ciebie – szepnąłem i ponownie spuściłem głowę. Nie chciałem żeby coś mu się stało.

- Naprawdę, dam radę - powiedziałem. Po chwili doszliśmy pod jego klatkę. Zatrzymałem się i przytuliłem do niego.

Objąłem go w pasie i wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Nie chciałem żeby sobie poszedł, ale skoro musiał...

- Zobaczymy się jutro, kochanie - powiedziałem, tuląc go do siebie. - Do zobaczenia, skarbie - mruknąłem, odsuwając się od niego.

- Do zobaczenia – uśmiechnąłem się. Stanąłem na palcach i pocałowałem go w usta. Po chwili odsunąłem się od niego, po czym wszedłem do klatki.

Poczekałem, aż wejdzie, po czym ruszyłem do siebie. Było mi słabo, ale musiałem dojść do domu. Po dziesięciu minutach wszedłem do klatki. Skierowałem się do mojego mieszkania. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zamknąłem mieszkanie i zdjąłem buty. Poszedłem do sypialni i położyłem się do łóżka.

Od razu poszedłem pod prysznic. Byłem ciekawy dlaczego się tak dziwnie dzisiaj zachowywał. Zrobiłem coś nie tak? Westchnąłem i wyszedłem z kabiny, owinąłem się ręcznikiem w pasie.

Od razu zasnąłem. Byłem zmęczony. Wtuliłem się w poduszkę. Miałem nadzieję, że spodoba mu się moja niespodzianka.

Ponownie westchnąłem i ubrałem na siebie czyste bokserki oraz moją różową koszulkę. Poszedłem do sypialni, od razu kładąc się do łóżka. Byłem zmęczony. Zamknąłem oczy.

Obudziłem się koło dwudziestej, jednak zaraz zasnąłem z powrotem. Potrzebowałem dużo snu. Nie powinienem jutro wychodzić, ale musiałem.

Wstałem i od razu poszedłem do łazienki, z której wyszedłem pół godziny później. Westchnąłem. Zrobiłem sobie herbatę i poszedłem do sypialni.

Obudziłem się około dziewiątej. Wstałem i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Gdy już to zrobiłem, postanowiłem coś zjeść. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie śniadanie.

Zastanawiałem się czy iść na jakieś studia. Ale do jakiej pracy ja się nadaje? Chyba, że poszedłbym na jakieś związane z muzyką... Westchnąłem.

Po jakiś trzydziestu minutach wyszedłem z domu, kierując się do sklepu. Musiałem kupić wszystkie potrzebne rzeczy.

Jednak gdybym poszedł to miałbym mniej czasu dla Kris’ a i zespołu. A zresztą... Może nam się uda z tym zespołem?

Wlazłem do marketu i zacząłem się rozglądać. Wkładałem kolejne produkty do koszyka. Wziąłem jeszcze wino i poszedłem do kasy. Za ladą stała kobieta, której odbierałem poród.

Westchnąłem cierpiętniczo, kładąc się na plecach. Za dużo myślę o tym wszystkim. Wstałem i wziąłem gitarę, po czym znowu usiadłem na łóżku. Musiałem poćwiczyć.

Po trzydziestu minutach byłem już w domu. Po drodze wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni. Wszedłem obładowany torbami do domu. Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem do Bou. „O dwudziestej u mnie? Musimy porozmawiać.”

Gdy dostałem wiadomość, przerwałem grę i wziąłem telefon do ręki. Spojrzałem w szoku na treść wiadomości. „Coś się stało?” – wysłałem, patrząc na gitarę.

„Porozmawiamy później” - odpisałem. Nie chciałem, żeby się domyślał, o co mi chodzi.

Westchnąłem, powstrzymując się żeby nie wyrzucić ten telefon przez okno. Zrobiłem coś nie tak? Powstrzymałem łzy, które cisnęły mi się do oczu i ponownie zacząłem grać.

Odłożyłem telefon i zabrałem się za przygotowania. Sporo czasu mi zajęło, żeby to wszystko zrobić. Niby to tylko kolacja, ale strasznie dużo z tym roboty.

O dziewiętnastej poszedłem do łazienki żeby się pomalować i zrobić włosy. Jeszcze nie wiedziałem w co się ubiorę, ale jakiś pomysł już miałem.

Kiedy wszystko było gotowe, poszedłem się przebrać. Założyłem czarne rurki i tą różową koszulkę, którą mi wybrał. Uczesałem się i pomalowałem, po czym poszedłem sprawdzić, czy danie jest już gotowe.

Jak zwykle zrobiłem sobie te dwa kucyki i przewiązałem je białą wstążką. Następnie poszedłem do mojego pokoju. Otworzyłem szafę i przejrzałem jej zawartość. Ubrałem na siebie dżinsową spódniczkę do połowy ud, białą koszulkę z rękawami do łokci. Na nogi ubrałem zakolanówki; prawa była różowo-czarna, a lewa biało-czarna. Ubrałem jeszcze czarne trampki.

Parę minut przed czasem postawiłem talerze w salonie. Zapaliłem jeszcze świeczki i chwilę później usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć.

Pod drzwiami stałem dobre pięć minut i zastanawiałem się czy zadzwonić. W końcu westchnąłem i niepewnie nacisnąłem na dzwonek. Po paru sekundach drzwi otworzyły się i stanął w nich Kris. Miał na sobie tą różową koszulkę.

Wpuściłem chłopaka do środka, udając, że coś jest nie tak. Póki nie wejdzie do salonu, zupełnie nic nie powiem.

Niepewnie wszedłem do środka. Ściągnąłem buty, nie odzywając się ani słowem. Bałem się, że chce mnie zostawić. Poszedłem za nim do salonu i stanąłem, otwierając oczy w szoku.

Śmiać mi się chciało na widok jego miny. Pewnie myślał, że chcę z nim zerwać. Miałem tylko nadzieję, że za to nie oberwę.

Widząc jego minę... znowu łzy napłynęły mi do oczu. Bawił się tym... Spuściłem głowę, próbując ukryć łzy.
- Muszę do łazienki – szepnąłem i skierowałem się do w/w pomieszczenia.

- Stój - poszedłem za nim, łapiąc go za rękę, po czym przytuliłem go mocno do siebie. Dlaczego płakał? Co zrobiłem źle?

Pociągnąłem nosem, wtulając się w niego. Po chwili jednak odwróciłem się do niego i przytuliłem do jego klatki piersiowej.
- Nie strasz mnie tak więcej – szepnąłem.

- Przepraszam, myszko - powiedziałem, tuląc go do siebie mocniej. Czyli to o to chodziło. Naprawdę myślał, że chcę go zostawić.

Po chwili uspokoiłem się i odsunąłem od niego. Spojrzałem na stół.
- Co dobrego zrobiłeś? – spytałem. Musiał się nieźle nad tym napracować.

- A zobacz, to się dowiesz - zaśmiałem się. Na talerzach było Takoyaki. Kiedyś Xavier nauczył mnie to robić. Wiedziałem, że Bou je uwielbia, więc postanowiłem je zrobić. Teraz gdzieś miałem to, że nie powinienem tego jeść. Raz mogę.

Zaśmiałem się i posłusznie usiadłem przy stole. Miałem nadzieję, że już nie będzie mnie tak straszył.

Podszedłem do stołu i otworzyłem wino, nalewając je do kieliszków. Po chwili usiadłem obok chłopaka, obejmując go ramieniem.

Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. Wtuliłem się w jego bok. Tak bardzo się cieszyłem, że go miałem.

Pocałowałem go w czubek głowy. - Dobra, jedz, bo wystygnie - uśmiechnąłem się, puszczając go.

- Hai, hai – mruknąłem, odsuwając się od niego. – Itadakimasu – uśmiechnąłem się i wziąłem do ręki sos sojowy.

- Itadakimasu - odpowiedziałem, biorąc się za jedzenie. Miałem nadzieję, że mu zasmakuje.

Z uśmiechem zjadłem wszystko co mi dał. Dawno nie jadłem tak dobrego takoyaki. Chyba tylko babcia robiła takie dobre.

- Nie spieprzyłem tego dania? - spytałem, gdy skończyłem jeść. Miałem nadzieję, że się tym nie otruł.

- Nie – uśmiechnąłem się czule. – Było pyszne, dziękuję – spojrzałem na niego i pocałowałem go w policzek. Ponownie się w niego wtuliłem.

Uśmiechnąłem się, przytulając go do siebie. Mógłbym tak z nim siedzieć wiecznie. Chciałbym jutro spędzić z nim cały dzień. Ale cóż... już praca mnie wzywa.

Wpakowałem mu się na kolana. Zarzuciłem mu ręce na kark i wtuliłem twarz w jego szyję. Westchnąłem cicho. Jutro się pewnie nie zobaczymy... Rano próba, a on później do pracy.

Objąłem go w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
- Kocham Cię - szepnąłem mu do ucha, całując go w skroń.

- Ja Ciebie też kocham – mruknąłem i przejechałem nosem po jego szyi. Po chwili jednak położyłem policzek na jego ramieniu, wtulając się w niego mocniej.

Tak siedzieliśmy dość długo. Później obaj poszliśmy spać. Byliśmy zmęczeni, a jutro obaj mieliśmy pracowity dzień.

- Już zawsze będziemy razem, prawda? – spytałem, gdy leżeliśmy już w łóżku. Złapałem go za rękę i splotłem swoje palce z jego. Spojrzałem mu w oczy.

- Oczywiście, kochanie - szepnąłem, przytulając go do siebie. - Śpij już, bo rano nie wstaniesz.

Uśmiechnąłem się i wtuliłem w jego klatkę piersiową. Po chwili zamknąłem oczy, byłem bardzo zmęczony. Usnąłem.

Nie minęło wiele czasu, a sam zasnąłem. Spałem spokojnie całą noc. Ranek nastał szybciej, niż się spodziewałem. Obudziłem się o dziewiątej. Blondyna już przy mnie nie było. Na poduszce obok była tylko kartka, a na niej wiadomość, że poszedł już na próbę.

Oczywiście spóźniłem się i Miku na mnie nawrzeszczał, ale jakoś nie bardzo się tym przejąłem. Po dziesięciu minutach zaczęliśmy próbę.

Cały dzień przeleżałem w łóżku. Wstałem dopiero koło osiemnastej. Poszedłem się wykąpać. Z łazienki wyszedłem po czterdziestu minutach, już uczesany i pomalowany. Ubrałem się i skierowałem do przedpokoju. Ubrałem moje czarne glany i wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz.

Gdy wróciłem do domu był już wieczór. Miku trzymał nas tam ponad dziewięć godzin, nie miał litości. Skrzywiłem się i ruszyłem do kuchni.

Szedłem do pracy przez ten mały lasek. Prawie nic nie widziałem, bo było strasznie ciemno. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu za szyję. Nie wiedziałem, co się dzieje.

Zrobiłem sobie herbaty i poszedłem do sypialni. Usiadłem na łóżku, rozglądając się dookoła. Uśmiechnąłem się. Jutro muszę zobaczyć się z Kris’ em.

Wyrywałem się, krzyczałem, jednak to nic nie dało. Po chwili poczułem ostry ból w brzuchu. Spojrzałem w dół i ujrzałem nóż. Napastnik mnie puścił, a ja padłem na ziemię.

Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na godzinę. Było już późno. Wstałem, wziąłem czyste rzeczy i poszedłem do łazienki.

Patrzyłem pustym wzrokiem przed siebie. Chciałem zobaczyć Bou. Chciałem go przytulić, pocałować, powiedzieć, że go kocham, jednak nie miałem już takiej możliwości. Zamknąłem oczy. Już nic nie czułem, już nic nie słyszałem.

Gdy wyszedłem z łazienki, poczułem w sercu dziwny niepokój. Jednak co mogło się stać? Może coś z Kris’ em? Ale przecież był w pracy. Westchnąłem.

Siedziałem w garderobie. Zastanawiałem się, co się działo z Kris' em. Powinien być już w pracy. Dzwoniłem chyba kilkaset razy, ale nie odbierał. Wyszedłem na salę i zobaczyłem... policję?

Starałem się o tym nie myśleć, chciałem wyrzucić ten niepokój z serca, ale nie mogłem. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na jego zdjęcie, które stało w ramce obok łóżka. Miałem nadzieję, że wszystko jest w porządku.

Podszedłem do funkcjonariuszy zapytać, o co chodzi. To czego się dowiedziałem, przebiło moje serce na wylot. Kris... 
- Jak to nie żyje?

Postanowiłem do niego zadzwonić. Pewnie i tak jestem przewrażliwiony. Westchnąłem cierpiętniczo, wybierając jego numer. Jednak nie odebrał. Może jeszcze tańczy? Na pewno później oddzwoni.

Łzy popłynęły mi po policzkach. Nie mogłem uwierzyć, że Kris, mój najlepszy przyjaciel, brat... nie żyje. Szybko pobiegłem do garderoby i przebrałem się. Wybiegłem z klubu. Zadzwoniłem do Teru, by zapytać o adres Bou. Po chwili już biegłem do jego mieszkania.

Odłożyłem telefon. Po paru minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem, po czym wstałem i poszedłem otworzyć. Może to Kris?

Po paru minutach drzwi od jego mieszkania się otworzyły. Podszedłem do niego i przytuliłem się, płacząc.

- Xavier? – spytałem zdziwiony. Wszedłem z nim do mieszkania i zamknąłem drzwi, po czym przytuliłem go. – Teru coś zrobił? Nie płacz – szepnąłem, zaczynając głaskać go po włosach.

- Nie... To nie Teru... - szepnąłem, zanosząc się płaczem. To był dla mnie cios. Bałem się mu o tym powiedzieć. Bałem się jego reakcji.

- Cii... Powiedz mi spokojnie o co chodzi – powiedziałem, przytulając go mocniej. Skoro nie Teru, to co się stało? Niepokój powrócił.

- Kris... - mruknąłem, nadal płacząc. - Kris... Zamordowali go... - zapłakałem, wtulając się w niego.

Zamarłem, patrząc w szoku przed siebie. Że co? Kris nie żyje?
- Słucham? Możesz powtórzyć? – szepnąłem, drżącym głosem. Może się przesłyszałem?

- Kris... nie żyje... - powiedziałem. Rozpłakałem się jeszcze bardziej. Przytuliłem się bardziej do niego, próbując się uspokoić.

- Nie... Nie... To niemożliwe... Kłamiesz... To nie prawda... – mruknąłem. Czułem, że do oczu napływają mi łzy. On musi żyć... Musi... Czułem, że pęka mi serce.

- Do klubu przyjechała policja... Znaleźli go w lesie... Z nożem wbitym w brzuch... - szepnąłem, nie mogąc się uspokoić.

- Nie... To niemożliwe... On musi żyć... – jęknąłem. Poczułem, że łzy płyną mi po policzkach. Wtuliłem się mocno w chłopaka. – On musi żyć...

- Też nie mogę w to uwierzyć... On... On... Nie żyje... - mruknąłem. Błagałem Boga, żeby to był tylko sen.

Przestałem płakać po paru minutach. Poczułem się tak, jakby ktoś wyrwał moje serce... W zasadzie to nic już nie czułem. Nie czułem smutku, szczęścia, rozpaczy... Bez niego to nie będzie życie.

Po chwili się uspokoiłem. Czułem się okropnie. Mój najlepszy przyjaciel już nie żył. To był chyba najgorszy dzień w moim życiu.

Przytuliłem go mocniej i zacząłem głaskać po włosach. Chciałem żeby się uspokoił. Wiedziałem, że nie przeżyję bez niego... On był moim światem.

Przestałem płakać. Nie miałem już czym. Zabrakło mi łez. Odsunąłem się od chłopaka, patrząc w jego zrozpaczone oczy.

- Lepiej będzie jak już pójdziesz – szepnąłem. – Chcę zostać sam – mruknąłem. Spojrzałem na niego ostatni raz i poszedłem do sypialni.

Westchnąłem i wycierając zapłakane oczy, wyszedłem z jego mieszkania. Nie miałem na nic siły. Powolnym krokiem poszedłem do Teruki' ego.

Wytrzymałem bez niego dwa tygodnie. To były najdłuższe czternaście dni w moim „życiu”.
Poszedłem do łazienki i zauważyłem żyletkę. Niewiele myśląc wziąłem ją, po czym cofnąłem się do sypialni. Usiadłem na łóżku. Przyłożyłem ostrze do nadgarstka, robiąc kilka głębokich cięć. Z każdą minutą czułem się coraz słabszy. „Już zawsze będziemy razem” – pomyślałem i zamknąłem oczy.

~THE END~

4 komentarze:

  1. No cholera... Dlaczego? Dlaczego to się musiało tak skończyć? Siedzę teraz i mam łzy w oczach. Naprawdę ich polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno mi jak to przeczytałam . Kto zabił Krisa ? Nie wiem czemu ale skojarzył mi się Miku chociaż pewnie to nie on :< Nao

    OdpowiedzUsuń
  3. TT-TT Nienawidzę Was! TT-TT

    Dlaczego?! Dlaczego w tym pieprzonym internecie NIKT już nie może napisać czegoś wesołego?! TTT-TTT Idę się pociąć...wy złe!

    *wdeeeeeech*

    Ok, już się uspokoiłam....TTTTTTTTT-TTTTTTT Dlaczegooooo?!

    - napiszę coś później

    OdpowiedzUsuń
  4. ŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁeeeeeeeee ja ryczę drugi wyciskacz łez...czemu czemu buuu aż zal sciska serce

    OdpowiedzUsuń