Na początek, bo zapomnę... Dostaję bardzo dużo pytań o opowiadanie Bang x Zelo, co bardzo mnie cieszy *o* Staram się je pisać, naprawdę, jednak nie jest to łatwe... Mam bardzo, bardzo dużo nauki, zajęcia dodatkowe, brak czasu.. A jak już znajdę ten czas to naprawdę mi się nie chce za co przepraszam, ale też jestem człowiekiem. Mam nadzieję, że niedługo będzie już rozdział. Nie będzie jak zwykle 7 stron, może mniej, ale będzie.
To jest już ostatni rozdział tego opowiadania. Ostatni rozdział jako-tako mi się w sumie podoba.. Troszkę mi żal, że się już kończy, ale takie życie..
Przepraszam, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale naprawdę nie mam czasu ;; Postaram się wrzucać coś regularnie, naprawdę, ale nie wiem czy mi to wyjdzie do końca. Zobaczymy.
Zapraszam po tak długim wstępie na opowiadanie!
P.S. Na dwusetną notkę na tym blogu będzie coś wyjątkowego, mam nadzieję c:
biały - Hiroki
czerwony - Yukiyo
- Przepraszam Cię – wyjąkałem z ledwością. – Tak bardzo Cię
przepraszam – znowu się rozpłakałem, wtulając w niego.
- Cii... - szepnąłem, głaszcząc go po głowie. - Wybaczam Ci,
słyszysz? Wszystko Ci wybaczam, tylko proszę... Nie płacz już.
- Nie zasługuję na Ciebie... Jesteś dla mnie za dobry... –
nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Szloch i płacz odebrały mi mowę.
- Cichutko - powiedziałem, jeszcze mocniej go do siebie przytulając.
- Kochanie, jesteś dla mnie wszystkim. Nie zniósłbym, gdybyś teraz mnie
zostawił. Nie przeżyłbym tego, rozumiesz? Mimo tego, jak się zachowywałeś, ja
Cię kocham, słyszysz? Kocham nad życie... - teraz to ja się rozpłakałem.
Usłyszałem, że nasz medalion znowu złączył się w jedno. Nie
mogłem się uspokoić. Wciąż szlochałem w jego szyję.
Teraz obaj płakaliśmy. Tęskniłem za nim. Wiele razy
zastanawiałem się, by odebrać sobie życie. Wiele razy trzymałem nożyk do rastr
przy tętnicy. Jednak nie mogłem. Za bardzo go kochałem.
- Kocham Cię, mój Aniołku – wyszeptałem gdy w końcu się
uspokoiłem. A trwało to bardzo, bardzo długo.
- Ja Ciebie też kocham - szepnąłem, przytulając go jeszcze
mocniej. Po chwili jednak odsunąłem go od siebie, po czym wytarłem łzy z jego
policzków. Swoje łzy miałem gdzieś. Teraz ważne było dla mnie to, by Hiroki
przestał płakać.
Bardzo, ale to bardzo niepewnie podniosłem głowę oraz wzrok
i spojrzałem mu w oczy. Nie minęła jednak sekunda, jak powędrowałem wzrokiem
gdzieś indziej.
Złapałem go za podbródek, po czym zmusiłem go do spojrzenia
mi w oczy. Chwilę później przysunąłem się bliżej, całując go w usta.
W moich oczach znowu pojawiły się łzy. Zacisnąłem dłonie na
jego koszulce. Jednak nie oddałem pocałunku, nie mogłem się na to zdobyć.
Odsunąłem się od niego. Było mi przykro, że nie odwzajemnił
pocałunku. Napsułem sobie nerwów, zanim zdobyłem się na to.
- Przepraszam, nie mogę – szepnąłem, ponownie się w niego
wtulając. To wszystko znowu do mnie wróciło... Jego płacz, krzyki, błagania...
Rozpłakałem się znowu. Chciałem by mi wybaczył.
Jedyne na co miałem teraz ochotę, to wyjść z domu i się
przespacerować. Musiałem ochłonąć. Jednak nie chciałem go zostawiać samego.
- Wybaczyłem Ci, Hiroki.
Jednak przez łzy nie mogłem odpowiedzieć. Zacisnąłem mocniej
dłonie na jego koszulce i zamknąłem oczy. Po chwili usnąłem w jego ramionach.
Byłem wyczerpany płaczem.
Musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby zanieść go na
łóżko. Udało mi się. Przykryłem go kołdrą, całując w czoło. Teraz mogłem wyjść.
Po cichu wypełzłem z pokoju, zamykając drzwi. Skierowałem się do przedpokoju i
ubrałem moje trampki. Otworzyłem drzwi i wyszedłem. Nie byłem na dworze od
ponad dwóch miesięcy.
Miałem koszmary, z których nie mogłem się obudzić. Znowu
śniło mi się moje dzieciństwo, bicie ojca, wrzaski matki...
Dziwne było to, ze wiedziałem, gdzie idę. Po jakiejś godzinie
wędrówki, znalazłem się w centrum miasta. Narzuciłem na głowę kaptur bluzy, by
żaden ze znajomych mnie nie rozpoznał.
Chciałem się obudzić, chciałem by był ze mną Yukiyo,
chciałem się do niego przytulić...
Nagle wpadłem na jakieś dwie dziewczyny. Zachwiałem się, a
wiatr zwiał mi z głowy kaptur. To były moje koleżanki. Rozpoznały mnie.
- Yukiyo?! - spytały zgranym chórkiem.
- Hai - mruknąłem.
Obudziłem się z krzykiem, siadając na łóżku. Nigdzie nie
było chłopaka. Ponownie się rozpłakałem i wtuliłem w poduszkę.
- Przecież Ty nie żyjesz! Byłyśmy na Twoim pogrzebie! -
powiedziała jedna z nich. Spuściłem głowę. Nie wiedziałem, co miałem
powiedzieć.
- Ciała nie znaleźli, bo nawet nie szukali. Bezpodstawnie
stwierdzili, że nie żyję - powiedziałem, wzdychając.
Przetarłem oczy. Dlaczego nie został przy mnie? Miał mnie
dość? Ponownie zamknąłem oczy i zasnąłem.
Porozmawiałem chwilę z nimi prosząc, by nikomu nie mówiły, że
mnie widziały. Nie wróciłem na noc. Szlajałem się po mieście. Jednak miałem
pecha. Spotkałem Yune.
Gdy nie wrócił na noc serce mi pękło. Żałowałem tego co
zrobiłem.. Mówił, że mi wybaczył..
- Zostawił mnie? – spytałem sam siebie, pociągając nosem.
Trzymał mnie w piwnicy. W tym momencie żałowałem, że w ogóle
wyszedłem. Nie mogłem uciec, bo mnie związał. Nie mogłem krzyczeć, bo mnie
zakneblował. Jakim ja jestem kretynem.
Codziennie płakałem i nałogowo powtarzałem: „zostawił mnie”.
Nic nie jadłem, nie piłem, nie spałem... Chciałem umrzeć.
Do Yune przyjechał ten facet, który wtedy tak miło mnie
przywitał. Kiedy ten dupek gdzieś poszedł, ten chłopak mnie uwolnił. Od razu mu
powiedziałem, gdzie ma mnie zawieść. Kiedy tylko przekroczyłem prób domu,
pobiegłem do sypialni Hiro. Wpadłem do środka jak burza, od raz podbiegając do
chłopaka i przytulając się do niego.
Nie słyszałem tego, nie czułem jego dotyku... Chyba
zemdlałem z tych wszystkich wrażeń. Jednak przed tym kolejny raz powtórzyłem:
„zostawił mnie”.
Widziałem, jak padł w moich ramionach. Gorączkowo zacząłem
powtarzać jego imię, jednak się nie budził.
- Hiroki! - wrzasnąłem. - To moja wina... moja wina -
powtarzałem jak mantrę.
Nie wiem ile minęło, ale w końcu się obudziłem. Od razu przypomniałem
sobie wszystko i znowu zacząłem płakać. Jak dziecko...
- Zostawił mnie – wymamrotałem w poduszkę, przytulając się
do niej mocniej.
Leżałem na zimnej podłodze. Wziąłem całe opakowanie tabletek
uspokajających, które przyniosła mi jedna z pokojówek. Miałem wziąć jedną, ale
byłem zbyt zdesperowany. Jeszcze żyłem, jeszcze oddychałem, moje serce jeszcze
biło. Bóg nie dawał mi umrzeć...
W końcu wstałem, wciąż ściskając poduszkę. Powoli ruszyłem
do jego pokoju. Chciałem choć jeszcze raz poczuć jego zapach.. Zamarłem w
drzwiach. Leżał koło łóżka, a obok niego było pudełko po lekach. Podbiegłem do
niego i wziąłem go w ramiona.
- Yukiyo? – wymamrotałem. – Yukiyo! Nie rób mi tego.. Nie
zostawiaj mnie..
Kiedy już miałem zasnąć na zawsze, usłyszałem jego głos. Nie
pozwalał mi odejść. Jego głos... jego dotyk... jego płacz... to wszystko
trzymało mnie przy życiu.
Jedna z pokojówek zadzwoniła po karetkę. Ja wciąż
siedziałem, płakałem, krzyczałem.. Nie chciałem go stracić..
Kiedy poczułem, że chcą go ode mnie odsunąć, ścisnąłem jego
rękę. Powoli zacząłem otwierać oczy. Miałem na twarzy maskę tlenową.
Spojrzałem na niego opuchniętymi i czerwonymi oczyma. Już
nie płakałem, nie miałem już łez.
- Dlaczego chciałeś to zrobić? Ja Cię kocham – wyszeptałem
jeszcze i sam zemdlałem. Byłem wykończony.
Kiedy zemdlał, ja również straciłem przytomność. Wiedziałem,
że jeśli jemu się coś stanie, to ja nie mam już po co żyć.
Byłem załamany... Coś się we mnie złamało i ... nie chciałem
się budzić. Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego chciał się zabić? To przeze
mnie? Ale ja nie chciałem...
Nie budziłem się. Czułem, że jeżeli on nie otworzy oczu, to
ja też. W dodatku trzymały mnie te tabletki. Chciałem żyć, ale z nim, a nie bez
niego.
Zostałem bardzo brutalnie obudzony. Ktoś nagle zaczął
świecić mi jakąś jebaną latarką w oczy.
Słyszałem, jak Hiroki wyzywał lekarza. Słyszałem jak
krzyczał, że mają się zająć mną, a nie nim. Powoli otworzyłem oczy. Chciałem
coś powiedzieć, ale miałem jakąś rurkę w gardle. Zacząłem się dusić.
- Odejdź mi z tą jebaną latarką, do cholery – warknąłem.
Usłyszałem, że Yukiyo się dusi. Spojrzałem na niego. – Co tak stoisz jak
idiota?! Zajmij się nim, do cholery!
Podbiegł do mnie lekarz, wyjmując mi te rurkę z gardła. Od
razu założyli mi maskę tlenową. Wyciągnąłem rękę w kierunku ukochanego.
Chciałem, by mi przytulił.
Wstałem i podszedłem do niego. Chyba wyrwałem sobie wenflon,
ale nie przejąłem się tym. Lekarzy też miałem w dupie. Usiadłem na łóżku i
przytuliłem go.
- Dlaczego? – spytałem cicho.
Podniosłem rękę, zdejmując sobie maskę.
- Nie chciałem... Nie chciałem Cię wtedy... zostawić... -
mówiłem z trudem. - Nie chciałem... Wyszedłem tylko na chwilę...
chciałem...ochłonąć... - wycharczałem. - Yune...porwał mnie...
przetrzymywał...gdyby nie twój kolega...już by mnie nie było... - powiedziałem.
- Nie chciałem się zabić. Byłem zdesperowany... nie mogłem się uspokoić...
jedna tabletka nie pomogła... Kocham...Cię...
Wtuliłem twarz w jego szyję. A ja myślałem, że on mnie
zostawił... Myślałem, że miał mnie w dupie i tak po prostu ode mnie odszedł.
Jestem idiotą. Ranię go na każdym kroku.
Założyłem maskę, po czym objąłem go, przytulając do siebie.
Teraz będzie już dobrze. Ja to wiem. Wszystko się ułoży.
- Kocham Cię, Aniołku – wyszeptałem mu do ucha. Wtuliłem się
w niego mocniej i przymknąłem oczy.
- Ja Ciebie też - powiedziałem, przymykając oczy. Nigdy nie
chciałem go zostawić. W życiu bym tego nie zrobił.
Zamknąłem oczy do końca. Nie przejmowałem się krwią, która
leciała mi po ręce... Miałem w dupie lekarzy... Po prostu usnąłem w jego
ramionach.
Głaskałem go po głowie. Na migi
poprosiłem, by założyli mu opatrunek. Nie chciałem, żeby kładli go na jego
łóżku. Przesunąłem się, robiąc mu miejsce.
Przytuliłem się do niego mocniej przez sen. Przez jakiś czas
jeszcze pociągałem nosem. Nic mi się nie śniło.. Przy nim byłem spokojny.
Nie spałem już, tylko przeczesywałem jego włosy. Miałem
nadzieję, że już nic nas nie rozdzieli. Tego już by było za dużo.
Obudziłem się i wtuliłem w ciepłe ciało. Nie chciałem tu
być. Chciałem być w domu, z nim, przytulać go.
Widziałem, że się obudził. Jego mieli wypisać już dzisiaj.
Mnie nie chcieli. Błagałem ich, że chce wrócić, ale mi nie pozwolili.
Wtuliłem się w niego mocniej. Nie chciałem wychodzić ze
szpitala bez niego, pewnie znowu bym się załamał i nie wychodził z pokoju. Nie
chciałem...
- Dzisiaj Cię wypisują - powiedziałem cicho. Ja ze względu na
mój stan... bla, bla, bla... Zwariować można.
- Nigdzie nie idę – szepnąłem płaczliwie. Przez te ostatnie
wydarzenia moja psychika na tym wszystkim ucierpiała.
- Cii - szepnąłem, całując go w głowę. Chciałem, żeby się
uspokoił. - Już jest wszystko dobrze... Cichutko...
Zrobiłem się strasznie płaczliwy. Płakałem o każdą, nawet
najmniejszą, rzecz. Nie wytrzymywałem już tego wszystkiego. To było koszmarne…
Nie chciałem tak ryczeć o wszystkie rzeczy. Musiałem się ogarnąć.
- Kochanie, nie płacz już - powiedziałem ciepłym głosem. -
Cichutko... Już jest dobrze, kochanie... Cii...
Wtuliłem twarz w jego szyję i wytarłem oczy dłonią. Nie
mogłem się pozbierać po tym wszystkim.
- Już nic nas nie rozdzieli. Zawsze będziemy razem. Nigdy nie
odejdę od Ciebie, rozumiesz? Kocham Cię - powiedziałem. Nie miałem zamiaru
wypuszczać go z objęć. Już zawsze chciałem być obok.
- J-ja Ciebie też k-kocham – wyszeptałem, zaciskając dłonie
na jego koszulce. Przecież zawsze sobie jakoś radziłem. Co się teraz stało?
- Nie płacz. Razem przetrwamy wszystko - powiedziałem,
uśmiechając się. Znowu był taki, jaki był naprawdę.
Przysunąłem się do niego bliżej i usłyszałem tak dobrze mi
znane kliknięcie. Spojrzałem na nasz medalion i wziąłem go do ręki.
Uśmiechnąłem się widząc, że wisiorki się złączyły. Byłem
szczęśliwy. Teraz wiedziałem, że w końcu będę szczęśliwy do końca życia.
Spojrzałem na jego twarz i uśmiechnąłem się delikatnie do
niego. Miałem nadzieję, że teraz … że jakoś to będzie… Westchnąłem cicho.
Wyglądał teraz jak małe nieszczęśliwe dziecko. Jednak w jego
oczach tętniła radość. Radość z tego, że już nic nas nie rozdzieli. Nigdy bym
nie pomyślał, że spotkam go na swojej drodze. Nigdy bym nie pomyślał, że tak
potoczy się moje życie. Gdyby mi ktoś powiedział, że kiedykolwiek będę
szczęśliwy, chyba bym go wyśmiał. Jednak to wszystko się stało. Wiedziałem, że
już na zawsze będziemy razem. Bo jeden nie może żyć bez drugiego, jak śmierć
bez życia.
~THE END~
to bylo piękne a pytanko czy jakies opko z mejibray tez by bylo
OdpowiedzUsuńCo do Mejibray... są opowiadania gdzie jest Koichi lub Tsuzuku :) ale jako tako opowiadań o samym Mejibray nie ma c:
Usuńa mozna by wykombinowac np co w stylu komedii
Usuń