niedziela, 2 listopada 2014

Love is painful, love is brutal... Hiroki x Yukiyo, 15 (end)

Dzień dobry!

Na początek, bo zapomnę... Dostaję bardzo dużo pytań o opowiadanie Bang x Zelo, co bardzo mnie cieszy *o* Staram się je pisać, naprawdę, jednak nie jest to łatwe... Mam bardzo, bardzo dużo nauki, zajęcia dodatkowe, brak czasu.. A jak już znajdę ten czas to naprawdę mi się nie chce za co przepraszam, ale też jestem człowiekiem. Mam nadzieję, że niedługo będzie już rozdział. Nie będzie jak zwykle 7 stron, może mniej, ale będzie.

To jest już ostatni rozdział tego opowiadania. Ostatni rozdział jako-tako mi się w sumie podoba.. Troszkę mi żal, że się już kończy, ale takie życie..

Przepraszam, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale naprawdę nie mam czasu ;; Postaram się wrzucać coś regularnie, naprawdę, ale nie wiem czy mi to wyjdzie do końca. Zobaczymy.

Zapraszam po tak długim wstępie na opowiadanie!


P.S. Na dwusetną notkę na tym blogu będzie coś wyjątkowego, mam nadzieję c:




biały - Hiroki
czerwony - Yukiyo



- Przepraszam Cię – wyjąkałem z ledwością. – Tak bardzo Cię przepraszam – znowu się rozpłakałem, wtulając w niego.

- Cii... - szepnąłem, głaszcząc go po głowie. - Wybaczam Ci, słyszysz? Wszystko Ci wybaczam, tylko proszę... Nie płacz już.

- Nie zasługuję na Ciebie... Jesteś dla mnie za dobry... – nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Szloch i płacz odebrały mi mowę.

- Cichutko - powiedziałem, jeszcze mocniej go do siebie przytulając. - Kochanie, jesteś dla mnie wszystkim. Nie zniósłbym, gdybyś teraz mnie zostawił. Nie przeżyłbym tego, rozumiesz? Mimo tego, jak się zachowywałeś, ja Cię kocham, słyszysz? Kocham nad życie... - teraz to ja się rozpłakałem.

Usłyszałem, że nasz medalion znowu złączył się w jedno. Nie mogłem się uspokoić. Wciąż szlochałem w jego szyję.

Teraz obaj płakaliśmy. Tęskniłem za nim. Wiele razy zastanawiałem się, by odebrać sobie życie. Wiele razy trzymałem nożyk do rastr przy tętnicy. Jednak nie mogłem. Za bardzo go kochałem.

- Kocham Cię, mój Aniołku – wyszeptałem gdy w końcu się uspokoiłem. A trwało to bardzo, bardzo długo.

- Ja Ciebie też kocham - szepnąłem, przytulając go jeszcze mocniej. Po chwili jednak odsunąłem go od siebie, po czym wytarłem łzy z jego policzków. Swoje łzy miałem gdzieś. Teraz ważne było dla mnie to, by Hiroki przestał płakać.

Bardzo, ale to bardzo niepewnie podniosłem głowę oraz wzrok i spojrzałem mu w oczy. Nie minęła jednak sekunda, jak powędrowałem wzrokiem gdzieś indziej.

Złapałem go za podbródek, po czym zmusiłem go do spojrzenia mi w oczy. Chwilę później przysunąłem się bliżej, całując go w usta.

W moich oczach znowu pojawiły się łzy. Zacisnąłem dłonie na jego koszulce. Jednak nie oddałem pocałunku, nie mogłem się na to zdobyć.

Odsunąłem się od niego. Było mi przykro, że nie odwzajemnił pocałunku. Napsułem sobie nerwów, zanim zdobyłem się na to.

- Przepraszam, nie mogę – szepnąłem, ponownie się w niego wtulając. To wszystko znowu do mnie wróciło... Jego płacz, krzyki, błagania... Rozpłakałem się znowu. Chciałem by mi wybaczył.

Jedyne na co miałem teraz ochotę, to wyjść z domu i się przespacerować. Musiałem ochłonąć. Jednak nie chciałem go zostawiać samego.
- Wybaczyłem Ci, Hiroki.

Jednak przez łzy nie mogłem odpowiedzieć. Zacisnąłem mocniej dłonie na jego koszulce i zamknąłem oczy. Po chwili usnąłem w jego ramionach. Byłem wyczerpany płaczem.

Musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby zanieść go na łóżko. Udało mi się. Przykryłem go kołdrą, całując w czoło. Teraz mogłem wyjść. Po cichu wypełzłem z pokoju, zamykając drzwi. Skierowałem się do przedpokoju i ubrałem moje trampki. Otworzyłem drzwi i wyszedłem. Nie byłem na dworze od ponad dwóch miesięcy.

Miałem koszmary, z których nie mogłem się obudzić. Znowu śniło mi się moje dzieciństwo, bicie ojca, wrzaski matki...

Dziwne było to, ze wiedziałem, gdzie idę. Po jakiejś godzinie wędrówki, znalazłem się w centrum miasta. Narzuciłem na głowę kaptur bluzy, by żaden ze znajomych mnie nie rozpoznał.

Chciałem się obudzić, chciałem by był ze mną Yukiyo, chciałem się do niego przytulić...

Nagle wpadłem na jakieś dwie dziewczyny. Zachwiałem się, a wiatr zwiał mi z głowy kaptur. To były moje koleżanki. Rozpoznały mnie.
- Yukiyo?! - spytały zgranym chórkiem.
- Hai - mruknąłem.

Obudziłem się z krzykiem, siadając na łóżku. Nigdzie nie było chłopaka. Ponownie się rozpłakałem i wtuliłem w poduszkę.

- Przecież Ty nie żyjesz! Byłyśmy na Twoim pogrzebie! - powiedziała jedna z nich. Spuściłem głowę. Nie wiedziałem, co miałem powiedzieć.
- Ciała nie znaleźli, bo nawet nie szukali. Bezpodstawnie stwierdzili, że nie żyję - powiedziałem, wzdychając.

Przetarłem oczy. Dlaczego nie został przy mnie? Miał mnie dość? Ponownie zamknąłem oczy i zasnąłem.

Porozmawiałem chwilę z nimi prosząc, by nikomu nie mówiły, że mnie widziały. Nie wróciłem na noc. Szlajałem się po mieście. Jednak miałem pecha. Spotkałem Yune.

Gdy nie wrócił na noc serce mi pękło. Żałowałem tego co zrobiłem.. Mówił, że mi wybaczył..
- Zostawił mnie? – spytałem sam siebie, pociągając nosem.

Trzymał mnie w piwnicy. W tym momencie żałowałem, że w ogóle wyszedłem. Nie mogłem uciec, bo mnie związał. Nie mogłem krzyczeć, bo mnie zakneblował. Jakim ja jestem kretynem.

Codziennie płakałem i nałogowo powtarzałem: „zostawił mnie”. Nic nie jadłem, nie piłem, nie spałem... Chciałem umrzeć.

Do Yune przyjechał ten facet, który wtedy tak miło mnie przywitał. Kiedy ten dupek gdzieś poszedł, ten chłopak mnie uwolnił. Od razu mu powiedziałem, gdzie ma mnie zawieść. Kiedy tylko przekroczyłem prób domu, pobiegłem do sypialni Hiro. Wpadłem do środka jak burza, od raz podbiegając do chłopaka i przytulając się do niego.

Nie słyszałem tego, nie czułem jego dotyku... Chyba zemdlałem z tych wszystkich wrażeń. Jednak przed tym kolejny raz powtórzyłem: „zostawił mnie”.

Widziałem, jak padł w moich ramionach. Gorączkowo zacząłem powtarzać jego imię, jednak się nie budził.
- Hiroki! - wrzasnąłem. - To moja wina... moja wina - powtarzałem jak mantrę.

Nie wiem ile minęło, ale w końcu się obudziłem. Od razu przypomniałem sobie wszystko i znowu zacząłem płakać. Jak dziecko...
- Zostawił mnie – wymamrotałem w poduszkę, przytulając się do niej mocniej.

Leżałem na zimnej podłodze. Wziąłem całe opakowanie tabletek uspokajających, które przyniosła mi jedna z pokojówek. Miałem wziąć jedną, ale byłem zbyt zdesperowany. Jeszcze żyłem, jeszcze oddychałem, moje serce jeszcze biło. Bóg nie dawał mi umrzeć...

W końcu wstałem, wciąż ściskając poduszkę. Powoli ruszyłem do jego pokoju. Chciałem choć jeszcze raz poczuć jego zapach.. Zamarłem w drzwiach. Leżał koło łóżka, a obok niego było pudełko po lekach. Podbiegłem do niego i wziąłem go w ramiona.
- Yukiyo? – wymamrotałem. – Yukiyo! Nie rób mi tego.. Nie zostawiaj mnie..

Kiedy już miałem zasnąć na zawsze, usłyszałem jego głos. Nie pozwalał mi odejść. Jego głos... jego dotyk... jego płacz... to wszystko trzymało mnie przy życiu.

Jedna z pokojówek zadzwoniła po karetkę. Ja wciąż siedziałem, płakałem, krzyczałem.. Nie chciałem go stracić..

Kiedy poczułem, że chcą go ode mnie odsunąć, ścisnąłem jego rękę. Powoli zacząłem otwierać oczy. Miałem na twarzy maskę tlenową.

Spojrzałem na niego opuchniętymi i czerwonymi oczyma. Już nie płakałem, nie miałem już łez.
- Dlaczego chciałeś to zrobić? Ja Cię kocham – wyszeptałem jeszcze i sam zemdlałem. Byłem wykończony.

Kiedy zemdlał, ja również straciłem przytomność. Wiedziałem, że jeśli jemu się coś stanie, to ja nie mam już po co żyć.

Byłem załamany... Coś się we mnie złamało i ... nie chciałem się budzić. Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego chciał się zabić? To przeze mnie? Ale ja nie chciałem...

Nie budziłem się. Czułem, że jeżeli on nie otworzy oczu, to ja też. W dodatku trzymały mnie te tabletki. Chciałem żyć, ale z nim, a nie bez niego.

Zostałem bardzo brutalnie obudzony. Ktoś nagle zaczął świecić mi jakąś jebaną latarką w oczy.

Słyszałem, jak Hiroki wyzywał lekarza. Słyszałem jak krzyczał, że mają się zająć mną, a nie nim. Powoli otworzyłem oczy. Chciałem coś powiedzieć, ale miałem jakąś rurkę w gardle. Zacząłem się dusić.

- Odejdź mi z tą jebaną latarką, do cholery – warknąłem. Usłyszałem, że Yukiyo się dusi. Spojrzałem na niego. – Co tak stoisz jak idiota?! Zajmij się nim, do cholery!

Podbiegł do mnie lekarz, wyjmując mi te rurkę z gardła. Od razu założyli mi maskę tlenową. Wyciągnąłem rękę w kierunku ukochanego. Chciałem, by mi przytulił.

Wstałem i podszedłem do niego. Chyba wyrwałem sobie wenflon, ale nie przejąłem się tym. Lekarzy też miałem w dupie. Usiadłem na łóżku i przytuliłem go.
- Dlaczego? – spytałem cicho.

Podniosłem rękę, zdejmując sobie maskę.
- Nie chciałem... Nie chciałem Cię wtedy... zostawić... - mówiłem z trudem. - Nie chciałem... Wyszedłem tylko na chwilę... chciałem...ochłonąć... - wycharczałem. - Yune...porwał mnie... przetrzymywał...gdyby nie twój kolega...już by mnie nie było... - powiedziałem. - Nie chciałem się zabić. Byłem zdesperowany... nie mogłem się uspokoić... jedna tabletka nie pomogła... Kocham...Cię...

Wtuliłem twarz w jego szyję. A ja myślałem, że on mnie zostawił... Myślałem, że miał mnie w dupie i tak po prostu ode mnie odszedł. Jestem idiotą. Ranię go na każdym kroku.

Założyłem maskę, po czym objąłem go, przytulając do siebie. Teraz będzie już dobrze. Ja to wiem. Wszystko się ułoży.

- Kocham Cię, Aniołku – wyszeptałem mu do ucha. Wtuliłem się w niego mocniej i przymknąłem oczy.

- Ja Ciebie też - powiedziałem, przymykając oczy. Nigdy nie chciałem go zostawić. W życiu bym tego nie zrobił.

Zamknąłem oczy do końca. Nie przejmowałem się krwią, która leciała mi po ręce... Miałem w dupie lekarzy... Po prostu usnąłem w jego ramionach.

Głaskałem go po głowie. Na migi poprosiłem, by założyli mu opatrunek. Nie chciałem, żeby kładli go na jego łóżku. Przesunąłem się, robiąc mu miejsce.

Przytuliłem się do niego mocniej przez sen. Przez jakiś czas jeszcze pociągałem nosem. Nic mi się nie śniło.. Przy nim byłem spokojny.

Nie spałem już, tylko przeczesywałem jego włosy. Miałem nadzieję, że już nic nas nie rozdzieli. Tego już by było za dużo.

Obudziłem się i wtuliłem w ciepłe ciało. Nie chciałem tu być. Chciałem być w domu, z nim, przytulać go.

Widziałem, że się obudził. Jego mieli wypisać już dzisiaj. Mnie nie chcieli. Błagałem ich, że chce wrócić, ale mi nie pozwolili.

Wtuliłem się w niego mocniej. Nie chciałem wychodzić ze szpitala bez niego, pewnie znowu bym się załamał i nie wychodził z pokoju. Nie chciałem...

- Dzisiaj Cię wypisują - powiedziałem cicho. Ja ze względu na mój stan... bla, bla, bla... Zwariować można.

- Nigdzie nie idę – szepnąłem płaczliwie. Przez te ostatnie wydarzenia moja psychika na tym wszystkim ucierpiała.

- Cii - szepnąłem, całując go w głowę. Chciałem, żeby się uspokoił. - Już jest wszystko dobrze... Cichutko...

Zrobiłem się strasznie płaczliwy. Płakałem o każdą, nawet najmniejszą, rzecz. Nie wytrzymywałem już tego wszystkiego. To było koszmarne… Nie chciałem tak ryczeć o wszystkie rzeczy. Musiałem się ogarnąć.

- Kochanie, nie płacz już - powiedziałem ciepłym głosem. - Cichutko... Już jest dobrze, kochanie... Cii...

Wtuliłem twarz w jego szyję i wytarłem oczy dłonią. Nie mogłem się pozbierać po tym wszystkim.

- Już nic nas nie rozdzieli. Zawsze będziemy razem. Nigdy nie odejdę od Ciebie, rozumiesz? Kocham Cię - powiedziałem. Nie miałem zamiaru wypuszczać go z objęć. Już zawsze chciałem być obok.

- J-ja Ciebie też k-kocham – wyszeptałem, zaciskając dłonie na jego koszulce. Przecież zawsze sobie jakoś radziłem. Co się teraz stało?

- Nie płacz. Razem przetrwamy wszystko - powiedziałem, uśmiechając się. Znowu był taki, jaki był naprawdę.

Przysunąłem się do niego bliżej i usłyszałem tak dobrze mi znane kliknięcie. Spojrzałem na nasz medalion i wziąłem go do ręki.

Uśmiechnąłem się widząc, że wisiorki się złączyły. Byłem szczęśliwy. Teraz wiedziałem, że w końcu będę szczęśliwy do końca życia.

Spojrzałem na jego twarz i uśmiechnąłem się delikatnie do niego. Miałem nadzieję, że teraz … że jakoś to będzie… Westchnąłem cicho.

Wyglądał teraz jak małe nieszczęśliwe dziecko. Jednak w jego oczach tętniła radość. Radość z tego, że już nic nas nie rozdzieli. Nigdy bym nie pomyślał, że spotkam go na swojej drodze. Nigdy bym nie pomyślał, że tak potoczy się moje życie. Gdyby mi ktoś powiedział, że kiedykolwiek będę szczęśliwy, chyba bym go wyśmiał. Jednak to wszystko się stało. Wiedziałem, że już na zawsze będziemy razem. Bo jeden nie może żyć bez drugiego, jak śmierć bez życia.

~THE END~

3 komentarze:

  1. to bylo piękne a pytanko czy jakies opko z mejibray tez by bylo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Mejibray... są opowiadania gdzie jest Koichi lub Tsuzuku :) ale jako tako opowiadań o samym Mejibray nie ma c:

      Usuń
    2. a mozna by wykombinowac np co w stylu komedii

      Usuń