Zapraszam na kolejny rozdział. Nie wiem kiedy pojawi się następny, mam okropny zapierdziel i nie mam czasu.
czerwony - Chanyeol
zielony - Baekhyun
- Um... Idziemy stąd? - spytałem, przyglądając się jego
twarzy. Jakoś nie chciało mi się tu siedzieć.
- Mh. Możemy iść – uśmiechnąłem
się. Speszyłem się, gdy zaczął tak intensywnie na mnie patrzeć. Ubrudziłem się
czymś? Ale czym? Przecież nic nie jadłem...
Zaśmiałem się, widząc jego minę. Nawet się zarumienił.
Wstałem, czekając na niego. Po chwili obaj ruszyliśmy w kierunku naszych pokoi.
- Nie patrz tak – mruknąłem
cicho, spuszczając głowę. Dlaczego on mnie tak peszył? Przecież to był tylko
przyjaciel...
- Dobrze, dobrze, przepraszam - zaśmiałem się, podchodząc
do drzwi swojego pokoju. - Wejdziesz?
- Mh – mruknąłem i stanąłem
obok. Oparłem się o ścianę obok drzwi do jego pokoju. I jeszcze później to
łażenie po górach...
Otworzyłem pokój, przepuszczając go pierwszego. Nigdy
nigdzie pierwszy nie wchodziłem. Gdy byłem gdzieś z kimś, zawsze przepuszczałem
tę osobę pierwszą. Bez względu na to, czy to chłopak czy dziewczyna.
Wszedłem do środka i od razu
usiadłem na jego łóżku. Rozejrzałem się. Jego pokój wcale nie różnił się od
mojego.
Mój pokój był prawie taki sam, tylko że z jednym
wyjątkiem. Miałem małżeńskie łóżko. Cieszyło mnie to, bo zawsze lubiłem mieć
dużo miejsca. Wziąłem plecak i powoli zacząłem pakować się na wyjście, rapując
sobie cicho pod nosem.
Położyłem się do jego łóżka,
wcześniej jednak ściągając trampki. Wtuliłem się w jego poduszkę i cały czas go
obserwowałem. Ta poduszka tak ślicznie pachniała.
Lubiłem śpiewać, a szczególnie rapować. Zawsze mi się to
podobało, aż w końcu zacząłem sam próbować. To było takie moje hobby. Usiadłem
przed walizką, szukając mojej kurtki.
Uśmiechnąłem się. Mógłbym na
niego patrzeć cały czas. Po chwili jednak przymknąłem oczy, rozkoszując się
jego wygodnym łóżkiem oraz towarzyszącym mi zapachem. Nie chciało mi się spać..
Nie przestając cicho śpiewać, zacząłem się rozpakowywać.
Powoli układem rzeczy w szafie. Nie lubiłem trzymać ubrań w walizce, bo nie
mogłem potem nic znaleźć.
- Przytulisz mnie? – spytałem,
gdy w końcu skończył się rozpakowywać. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego.
Spojrzałem na niego, uśmiechając się. Przestałem śpiewać,
po czym podszedłem do chłopaka, siadając obok. Wystawiłem ręce w jego kierunku.
Uśmiechnąłem się. Podniosłem się
do siadu i przytuliłem go, wtulając się w jego tors. Uwielbiałem to uczucie. W
jego ramionach czułem się tak bezpiecznie.
Przytuliłem go mocno do siebie, kładąc podbródek na jego
głowie. Przytuliłem go dopiero drugi raz, a już to uwielbiałem.
Czułem się tak, jakby otaczała
mnie bariera.. Teraz nie myślałem o niczym innym niż o jego ramionach, ciepłu.
Tak się powinno czuć przy przyjacielu, prawda?
Jakbym mógł, to nie wypuszczałbym go z ramion. Nie
wiedziałem, czemu tak się zachowywałem. Przecież byliśmy tylko kumplami,
prawda?
Myślałem, że tak powinno być.
Wtuliłem policzek w jego klatkę piersiową, wsłuchując się w bicie jego serca.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust.
Nagle poczułem dziwne mrowienie w brzuchu. Czy to były te
słynne motyle? Nagle moje serce przyspieszyło swoją prace.
- Serce Ci bije szybko...
Denerwujesz się czymś? – spytałem cicho. Tak nagle przyśpieszyło... Nie
rozumiałem co się dzieje.
- Nie, nie. Wszystko w porządku - powiedziałem wesoło. „To
przez Twoją obecność. Jesteś zbyt blisko, bym zachowywał się normalnie” -
pomyślałem.
- Mh. To dobrze – mruknąłem,
ponownie przymykając oczy. Miałem nadzieję, że jak wrócimy do szkoły to nasza
znajomość się nie zakończy. Chciałem być jego przyjacielem.
Zrobiło mi się trochę niewygodnie, więc wciągnąłem go na
swoje kolana. Nie wiedziałem, czy mi na to pozwoli, ale nie zaszkodzi
spróbować. Jeśli nie będzie chciał, to zejdzie.
Wtuliłem się w jego tors,
zaciskając dłonie na jego koszulce. Cieszyłem się, że wtedy na mnie wpadł, a
następnego dnia zagadał do mnie.
Zdziwiłem się trochę, że nie zszedł i nie zdzielił mnie w
twarz, ale cieszyłem się. Jedną ręką zacząłem głaskać go po włosach. Były takie
miękkie.
Zamruczałem cicho, zamykając
oczy do końca. Prawie usypiałem na jego kolanach, ale nie mogłem... Przecież za
niedługo musieliśmy wychodzić.
- Jak chcesz, to prześpij się te półtorej godzinki.
Obudzę Cię, jak będzie trzeba wychodzić - powiedziałem przeczesując kosmyki
jego jasnych włosów.
- Mh – mruknąłem, wtulając twarz
w jego ramię. Nie minęło nawet pięć minut, a usnąłem. To jego bliskość, ciepło,
zapach tak na mnie działały. Czułem się bezpieczny, więc mogłem spać.
- Śpij, mały - uśmiechnąłem się, całując go w czubek
głowy. Usiadłem wygodniej, nadal trzymając go na kolanach. Przytuliłem go
mocniej.
Czy tak właśnie powinna wyglądać
przyjaźń? Śniło mi się, że on znalazł sobie dziewczynę i założyli rodzinę..
Miałem nadzieję, że jeśli to się stanie, to mnie nie zostawi.
Cały czas głaskałem go po głowie. Zastanawiałem się, co
ja tak naprawdę czuję? Przyjaźń, miłość? Co to było?
W końcu obudziłem się, jednak
nie otwierałem oczu. Wtuliłem się w niego mocniej. Nie chciało mi się wstawać.
Wiedziałem, że już nie śpi, jednak nic nie mówiłem.
Mieliśmy jeszcze spokojnie z czterdzieści minut, także mógł sobie jeszcze
posiedzieć. Poza tym jakoś nie chciałem go puszczać.
- Martwisz się czymś? – spytałem
cicho, zaciskając dłoń na jego koszulce tam, gdzie powinno znajdować się serce.
Znowu przyśpieszyło swoją pracę.
- Nie, nie martwię się - powiedziałem z uśmiechem. Jakoś
nie uśmiechało mi się, by powiedzieć, czemu tak szybko bije mi serce.
Odrzuciłby mnie.
- Bije jakoś tak szybko... Albo
to mi się wydaje – mruknąłem. Miałem wrażenie, że jest jakiś poważny powód, ale
nie chciałem o tym mówić. Ważne było tu i teraz.
- Jest w porządku - powiedziałem, wtulając twarz w blond
czuprynę. Jego włosy tak słodko pachniały. Jakby... truskawkami?
- Mh.. To dobrze – szepnąłem. Czułem,
że moje oczy pieką. Byłem zmęczony. Wtuliłem się w niego bardziej.
Dla niego to pewnie tylko przyjacielski uścisk, jednak
dla mnie to było coś więcej. Dziwiło mnie tylko to, czemu wcześniej nie
zagadałem.
Chciałem być jego
przyjacielem... Czułem się przy nim bezpiecznie. Miałem nadzieję, że nic się
nie zmieni między nami.
Czułem jego oddech na szyi. Znowu poczułem te motyle w
brzuchu, a serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Co się ze mną dzieje?! Ja
nigdy się tak przy kimś nie zachowywałem.
Po paru minutach ponownie
usnąłem. Jednak tym razem to była tylko drzemka. Czułem, że przytula mnie
mocniej. A może to mi się tylko wydawało?
Spojrzałem na zegarek. Zostało piętnaście minut do
wyjścia.
- Baekiee... - szepnąłem, przeczesując dłonią jego włosy.
- Trzeba się powoli zbierać.
- Nie – burknąłem, wtulając
twarz w jego szyję. Nie chciało mi się wstawać. Najchętniej nie wychodziłbym stąd.
- Chcesz zostać? - spytałem. Mi w sumie też się nie
chciało wychodzić. Ostatnio złapałem strasznego lenia. Poza tym wolałem z nim
tu posiedzieć niż łazić po przerośniętych skałach.
- Ale chyba musimy iść, prawda?
– spytałem cicho. Dzisiaj nie chciało mi się nigdzie iść. Może jutro...
- Zawsze mogę wcisnąć jakiś kit nauczycielowi. On
wszystko łyka - powiedziałem, kładąc podbródek na jego głowie.
- A co my będziemy tu robić? I
on nie zostanie z nami? – mruknąłem. Moja nauczycielka pewnie będzie chciała
zostać i się „zaopiekować” nami.
- Um... Wziąłem laptopa, więc możemy obejrzeć film albo
coś. A co do nauczycieli... to nie wiem. Mój wychowawca raczej nie zostanie -
mruknąłem. Poza tym wątpię, że sam da radę sobie z tą całą bandą.
- Mh. Można spróbować –
uśmiechnąłem się. Miałem nadzieję, że nikt z nami nie zostanie. Bo niby po co?
- To poczekasz tu? - spytałem, patrząc na niego. Teraz
tylko pytanie... Jak ich wychujać, żebyśmy zostali?
- Powiedz mojej nauczycielce, że
źle się czuję. Powinna zrozumieć – powiedziałem, schodząc z niego. Ona jako
jedna z nielicznych wiedziała o pewnych rzeczach.
- Miałem zamiar to zrobić - zaśmiałem się cicho. - Zaraz
przyjdę - powiedziałem, uśmiechając się do niego. Puściłem mu oczko, po czym
wyszedłem z pokoju, kierując się do pokoju nauczycielki chłopaka.
Położyłem się do jego łóżka i
wtuliłem się w jego poduszkę. Przymknąłem oczy, uśmiechając się. Taki
przyjaciel to skarb.
Zapukałem do drzwi, czekając aż kobieta otworzy. Kiedy to
zrobiła i zapytała, o co chodzi, wyjaśniłem całą sytuacje. Na początku chciała
zostać, ale ostatecznie zgodziła się, bym zajął się „chorym” chłopakiem. Po
chwili wróciłem do pokoju.
Miałem nadzieję, że nie będzie
pytać o co chodziło z tym... Jakoś nie byłem gotowy mu o tym mówić. Bałem się,
że jak się dowie, to mnie zostawi.
Wszedłem do pokoju, siadając obok chłopaka.
- Załatwione - powiedziałem z uśmiechem, ściągając buty.
Położyłem się.
- Robiła jakieś problemy? –
spytałem. Gdy położył się obok, przysunąłem się do niego i wtuliłem twarz w
jego tors.
- Nie - mruknąłem, przytulając go do siebie. - To co
chcesz robić? - spytałem.
- Możemy obejrzeć ten film...
Albo poukładać puzzle – zaśmiałem się. Uwielbiałem to robić. Mógłbym to robić
cały czas.
- Nie mam puzzli - zaśmiałem
się. Odsunąłem się od niego na chwilę, sięgając po laptopa. Włączyłem go, po
czym podałem go chłopakowi. - Wybierz coś, a ja idę do łazienki.
- Ale ja mam – pokazałem mu
język. Posłusznie wziąłem urządzenie i wszedłem w odpowiedni folder,
przeglądając filmy.
Wlazłem do łazienki, po czym załatwiłem swoje potrzeby.
Umyłem ręce, wracając do pokoju. Usiadłem obok chłopaka.
- Nie wiem.. Ty coś wybierz –
mruknąłem, oddając mu urządzenie. Miał tyle tych filmów, że nie wiedziałem co
mam wybrać.
Ponownie się zaśmiałem, biorąc laptopa. Czy on się
spodziewał, że ja coś wybiorę? Ja, jak chcę obejrzeć film, to dwie godziny się
zastanawiam, jaki.
- Coś mi się wydaje, że zostają nam puzzle - powiedziałem
rozbawiony. Czemu by nie?
Uśmiechnąłem się. Położyłem się,
kładąc głowę na jego udach.
- Czemu? Nie wybierzesz nic? –
spytałem cicho, patrząc na jego twarz.
- Wiesz, zanim coś wybiorę, to oni dwadzieścia razy zdążą
wrócić. Za dużo jest tych filmów - stwierdziłem, uśmiechając się do niego.
Spojrzałem w jego oczy. Były takie piękne.
- To weź pierwszy lepszy? –
uśmiechnąłem się. A pomyśleć, że jeszcze wczoraj nie szczerzyłem się tak.
- Jak chcesz. Nie odpowiadam za treść tego filmu -
powiedziałem, włączając pierwszy lepszy. Nawet nie wiem, co włączyłem.
Postawił laptop tak, że obaj go
widzieliśmy. Ja wciąż leżałem z głową na jego kolanach. Miałem nadzieję, że mu
to nie przeszkadzało..
Podniosłem rękę i znowu zacząłem głaskać go po włosach.
Były takie miękkie, że mógłbym się nimi bawić wiecznie.
Nie skupiałem się na filmie.
Ważniejsza była jego ręka w moich włosach. To było takie cudowne uczucie.
Nawet nie wiedziałem, o czym był ten film. Nie skupiłem
się. Byłem zajęty myśleniem o chłopaku. Był śliczny.
Znowu zrobiło mi się niedobrze,
a przecież nic nie jadłem... Zamknąłem oczy i wtuliłem się w niego mocniej.
Spojrzałem na szatyna. Nagle zrobił się strasznie blady.
-
Co Ci jest? Jesteś cholernie blady.
- Nic, nic. Nie przejmuj się –
uśmiechnąłem się. Nie chciałem mu o tym mówić, nie teraz. A zresztą nie
chciałem go martwić.
- Widzę przecież. Źle się czujesz? - spytałem, patrząc na
niego zmartwionym wzrokiem.
- Wszystko w porządku. Nie martw
się – szepnąłem. Odwróciłem się i wtuliłem twarz w jego brzuch.
Nic nie powiedziałem, tylko nadal bawiłem się jego
włosami. Martwiłem się. Widziałem, że coś jest nie tak, a on uparcie twierdził,
że jest okej.
Z trudnością powstrzymywałem
nudności. Przecież nic nie jadłem, nawet nic nie piłem.. Powinno być dobrze, a
nie tak, jak zawsze po zjedzeniu czegoś. Cholera!
Nie mogłem już na to patrzeć. Widziałem, że coś się
dzieje i bardzo mnie to martwiło.
- Jezu, co ci jest?
- Mam coś podobnego do bulimii,
ale dzisiaj nic nie jadłem – powiedziałem niepewnie po paru minutach. Na
początku myślałem, że tak schudnę i w końcu siebie zaakceptuję, ale to wymknęło
mi się spod kontroli.
Zamarłem. Bulimii? O Boże...
- Mogę coś dla Ciebie zrobić? - spytałem zmartwiony. Nie
mogłem patrzeć, jak się męczy.
- Nie.. Samo przejdzie –
mruknąłem. Zostawi mnie teraz czy nie? Nerwowo poprawiłem bransoletki. One nie
były od tak sobie, każda coś znaczyła.
- Na pewno? - mruknąłem. Martwiłem się o niego. Tak, tak,
kolegowaliśmy się dopiero dwa dni, ale jednak... Czułem coś więcej, niż tylko
przyjaźń.
- Tak, dziękuję – uśmiechnąłem
się słabo i ponownie wtuliłem twarz w jego brzuch. Cieszyłem się, że miałem
możliwość kolegowania się z nim.
Uśmiechnąłem się delikatnie, powracając do przeczesywania
jego włosów.
- Może się prześpij?
- Nie, to nic nie da –
mruknąłem. Po paru minutach takiego leżenia, podniosłem się do siadu. Usiadłem
„po turecku” i spojrzałem na niego. – Opowiedzieć Ci o tym? – spytałem
niepewnie. Nie wiedziałem czy będzie chciał słuchać.
- Pewnie - powiedziałem, uśmiechając się do niego ciepło.
Chciałem, żeby się wygadał. Podejrzewam, że nikt o tym nie wiedział.
- Zaczęło się to jak byłem u
drugiej rodziny zastępczej – zacząłem cicho. – Był tam taki dzieciak, nawet nie
pamiętam jego imienia. Stwierdził, że jestem gruby... Gdy wszedłem na wagę
ważyłem koło sześćdziesięciu kilo – mruknąłem. – Sam później zacząłem myśleć o
sobie jak o kimś grubym. Zacząłem robić sobie głodówki i intensywnie ćwiczyć.
Schudłem, ale wciąż nie byłem z siebie zadowolony. Zacząłem wymuszać
wymiotowanie. Jednak za bardzo mnie to wciągnęło – powiedziałem i spuściłem
głowę. Nie chciałem mówić ile teraz ważę, to było za dużo...
Widziałem jego smutny wzrok. Przysunąłem się do niego,
przytulając go do siebie. Nie chciałem, żeby się smucił.
- Psycholog już sobie nie radzi.
Ciągle mówi, że jak tak dalej pójdzie to zamkną mnie w szpitalu – mruknąłem i
wtuliłem się w niego. Nie chciałem tam iść, ale nic na to nie mogłem poradzić.
- Nadal się odchudzasz? - spytałem cicho. Nie chciałem,
żeby to robił. Był strasznie chudy, powinien przytyć.
- Jestem gruby... Nienawidzę
swojego ciała – stwierdziłem po chwili. On też chciał mnie na siłę zmieniać?
- Jaki jesteś? - spytałem lekko zszokowany jego słowami.
Gruby?! W porównaniu do niego, to ja jestem gruby.
- Gruby – mruknąłem cicho.
Wtuliłem twarz w jego tors i zacisnąłem dłonie na jego koszulce. Dlaczego tak
zareagował?
- Nie jesteś gruby. Chudzina z Ciebie - stwierdziłem. Gdy
tak go przytulałem, czułem jego wystające żebra. Ja mu dam gruby.
Pokręciłem przecząco głową. Jak
on mógł mówić, że nie jestem gruby?! No przecież to było widać... Grube nogi,
brzuch.. Wszystko.
- Tak, tak, a ja jestem baleriną - powiedziałem
sarkastycznie. No jak on mógł mówić, że jest gruby?! No kurwa! Przecież mógłbym
palcem mu żebra policzyć!
- Naprawdę? – spytałem i
odsunąłem się od niego. – Pokaż jak tańczysz – spojrzałem mu w oczy. Ja?
Chudy?! Niby gdzie?!
- Ale zabawne - mruknąłem. - Jesteś chudy. Jestem w
stanie Ci żebra policzyć - powiedziałem, patrząc na niego. - A tak w dwoli
ścisłości, nie umiem tańczyć.
Zmrużyłem oczy. Może on też
będzie chciał na siłę wmuszać we mnie jedzenie? Nie będę jeść...
- No co tak mrużysz oczy? Mówię, jaka jest prawda. Każdy
Ci powie, że jesteś chudy - mruknąłem, opierając się o poduszki.
- Nie jestem – burknąłem. Nie
chciałem się z nim o to kłócić. Dlaczego musiał stawiać na tamtym? Nie byłem
chudy...
- Tak, tak, wmawiaj ten kit innym, ale nie mi -
mruknąłem. - Prędzej pójdę na przesłuchanie do SM i spotkam się z krytyką, niż
uwierzę - powiedziałem. Kurwa, podałem zły przykład. Mam nadzieję, że nie
będzie dopytywał, o co mi chodzi z SM.
- SM? Co to? – spytałem. He? Ale
o co mu chodziło? SM... Co to mogło być? Spojrzałem na niego uważnie.
-
A taka wytwórnia - mruknąłem, wzruszając ramionami. Tylko nie
pytaj, proszę! Nie chciałem, by wiedział o moich marzeniach. W końcu były nierealne.
- Wytwórnia? – powtórzyłem.
Chciałem wiedzieć, ale gdy zauważyłem jego minę... Westchnąłem. – Nie chcesz to
nie mów – mruknąłem. Nic o nim nie wiedziałem, nic nie chciał mówić. Dlaczego?
- Po prostu chodzi o to, że i tak nie mam szans, więc
wolałbym o tym nie mówić - mruknąłem. Naprawdę chciałbym się tam dostać, jednak
to było niemożliwe.
Awu, fajne :D
OdpowiedzUsuń