niedziela, 8 marca 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 04

Dzień dobry
Ojej, jak mnie tutaj dawno nie było, przepraszam Was bardzo. Jednak mam tak mało czasu na wszystko, że to jest szok. Na nic nie mam czasu... A jak już go znajdę to nie mam na nic siły, naprawdę. To wszystko mnie powoli wykańcza, ale mam nadzieję, że rozumiecie.
Naprawdę postaram się dodawać częściej, postaram!
A teraz zapraszam na czwarty rozdział Baekyeol. Nie podoba Wam się to opowiadanie?





Zielony - Baekhyun
Czerwony - Chanyeol



- Mh. Jak chcesz – szepnąłem. Ponownie spuściłem głowę i zacząłem bawić się prześcieradłem. Dlaczego nic mi nie chciał powiedzieć?

- Ale nie smuć się - mruknąłem. - Powiem Ci, ale proszę, nie śmiej się - szepnąłem, spuszczając głowę. I po co to mówiłem.

- Nie musisz. Nie chcesz to nie mów. Nie będę Cię zmuszał – powiedziałem. Widziałem, że nie chciał o tym mówić, a ja nie chciałem go zmuszać. Chuj z tym, że nic o nim nie wiedziałem... Bo po co?

- Okej - mruknąłem, wstając z łóżka. Poprawiłem koszulkę, kierując się do łazienki. Kiedy już chciałem mu powiedzieć, to on nie chciał słuchać. Teraz to już nigdy nie zdecyduję się, by komuś o tym powiedzieć.

Pociągnąłem nosem i położyłem się na łóżku. Wtuliłem się w jego poduszkę. Ja mu mówiłem... Szybko wytarłem oczy. Przecież nie mogłem ryczeć z takiego powodu.

Zamknąłem za sobą drzwi, opierając się o umywalkę. Spojrzałem w lustro. Co się z Tobą dzieje, Chanyeol?! Westchnąłem. Usiadłem pod ścianą, opierając czoło na dłoni.

Zagryzłem wargę, starając się zatrzymać łzy. Jednak na próżno. Najpierw poleciała jedna, później druga... Szybko wytarłem policzki. Nie mogłem płakać... Nie mogłem ponownie płakać, nie byłem słaby. A może i byłem?

Miałem teraz ochotę wrócić do domu, pójść na imprezę i się najebać. Było kilka sposobów, które pomagały mi zapomnieć o problemach, jednak najczęściej używałem tej. Piłem, aż zapominałem.

W zasadzie to dlaczego płakałem? Przecież miał prawo tego nie mówić... Miał prawo nic o sobie nie mówić.. Jednak miałem nadzieję, że on mi zaufa. Że chociaż z nim się zaprzyjaźnię. Więc dlaczego taki był?

Kurwa, nie miałem alkoholu. Że też nie pomyślałem i nie przemyciłem jakiejś flaszki. Westchnąłem. Po chwili wstałem i wróciłem do pokoju.
- Przepraszam - mruknąłem.

Gdy usłyszałem jego głos, szybko wytarłem oczy. Nie chciałem by zobaczył moje łzy. Nie chciałem by zobaczył jaki jestem słaby psychicznie... Po prostu myślałem, że on też chce się ze mną przyjaźnić. A przyjaciele mówią sobie wszystko, prawda?

- Dlaczego płaczesz? - spytałem, widząc jak wyciera oczy. Podszedłem do łóżka, siadając obok niego.

- Nie płaczę – szepnąłem. Zagryzłem wargę. Bolało mnie to, że nic mi nie mówił. Ale znaliśmy się dwa dni.

- Widzę przecież, nie jestem ślepy - powiedziałem cicho. - Przepraszam, że tak się zachowywałem. Po prostu to z tą wytwórnią, to głupie... Nie chciałem tego mówić, bo już kilka osób mnie wyśmiało.

- Ja... Chciałbym być Twoim przyjacielem, ale przyjaciołom trzeba ufać. A ty mi nic nie mówisz – mruknąłem. Dlaczego myślał, że jestem jak inni? A może byłem taki?

- Przepraszam... - szepnąłem. - Ale nie będziesz się śmiał? - spytałem cicho. To było dla mnie ciężkie.

- Nie będę – powiedziałem. Pociągnąłem nosem i odwróciłem się w jego stronę. Wtuliłem policzek w poduszkę, patrząc na niego.

- Bo... Ja chciałbym śpiewać... - mruknąłem cicho. Bałem się, że mnie wyśmieje. W końcu to było głupie. - Tak, wiem, to głupie.

- Śpiewać? – powtórzyłem. – To dlaczego nie spróbujesz? Skoro to lubisz i potrafisz, powinieneś spełniać swoje marzenia – stwierdziłem. Dlaczego niby miałbym się śmiać?

- Potrafię? Właśnie sęk w tym, że nie. Może lubię to robić, ale nie potrafię - mruknąłem, patrząc na swoje palce.

- Zaśpiewasz mi coś? – spytałem cicho i uśmiechnąłem się. Przybliżyłem się do niego, po czym położyłem głowę na jego udach.

Chwilę się wahałem, ale po chwili westchnąłem. Postanowiłem, że zaśpiewam coś swojego. Zacząłem rapować swoją piosenkę. Nazwałem ją „Two moons”.

Uśmiechnąłem się szerzej, wciąż patrząc na jego twarz. I on mi mówił, że nie potrafi śpiewać?! Przecież miał piękny głos.

Zaśpiewałem kilkanaście linijek, po czym przestałem. Spojrzałem na jego twarz. Nie wiedziałem, co wyrażała. Nadal bałem się, że mnie wyśmieje.

- Masz piękny głos – szepnąłem i przymknąłem oczy, wtulając się w niego mocniej. – Powinieneś spróbować spełnić swoje marzenia.

- No nie wiem. Znając życie i moje szczęście, to i tak się nie dostanę, więc wolę się nie ośmieszać - mruknąłem, patrząc w przestrzeń.

- Musisz spróbować – powiedziałem pewnie. Jeśli nie pójdzie sam to go zmuszę.. Taki głos nie może się zmarnować.

- Nie wiem, zastanowię się - powiedziałem, spoglądając na niego. Cieszyłem się, że mnie nie wyśmiał. Tego bym już nie zniósł.

Uśmiechnąłem się. Przysunąłem się bliżej i objąłem go w pasie, wtulając twarz w jego brzuch. Miałem nadzieję, że mu to nie przeszkadza.

Uśmiechnąłem się, dłonią przeczesując jego włosy. On był tak cholernie słodki. Chciałbym, by kiedyś odwzajemnił moje uczucia.

Zamruczałem cicho. Jednak tą sielankę przerwało pukanie do drzwi. Podniosłem się do siadu. Po chwili w drzwiach pojawiła się moja nauczycielka.

- Jak się czujesz, Baekhyun? - spytała. Tak w ogóle to co ona tu robiła?! Mieli pójść w góry. Spojrzałem na zegarek. Już osiemnasta?! Jak?!

- Dużo lepiej – mruknąłem. Miałem nadzieję, że nie będzie zaczynać tych tematów... Jak ten czas z nim szybko zleciał.

- Widzę, że Chanyeol dobrze się Tobą zaopiekował - powiedziała z uśmiechem, patrząc na mnie. - Nie będę wam chłopacy przeszkadzać. Za godzinę kolacja - oznajmiła, po czym wyszła z pokoju.

Odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na twarz chłopaka. Wydawał się być czymś zdenerwowany, tak samo to szybkie bycie serca... Coś było nie tak?

Zsunąłem się niżej, kładąc głowę na poduszce. Chciało mi się spać, jednak nie mogłem. Baekhyun był w pokoju, więc nie mogłem.

- Pójdę już do siebie – powiedziałem po chwili. – Spotkamy się na stołówce? – spytałem i ubrałem trampki. Wstałem, poprawiłem koszulkę i przeczesałem włosy.

- Jasne - powiedziałem, uśmiechając się. Po chwili chłopak wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Westchnąłem. - Co się z Tobą dzieje, Chanyeol? - spytałem samego siebie, zamykając oczy.

Wszedłem do swojego pokoju i powoli zacząłem się rozpakowywać. Zajęło mi to więcej niż czterdzieści minut. Przed dziewiętnastą wyszedłem z pokoju i poszedłem do stołówki. Usiadłem przy stoliku w kącie.

Leżałem pół godziny, a następne pół siedziałem w łazience. Musiałem się ogarnąć. Gdy już to zrobiłem, przebrałem się i poszedłem do stołówki. Na samym wejściu się uśmiechnąłem. Podszedłem do stolika, przy którym siedział Baekhyun i usiadłem na przeciwko niego.

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Uśmiechnąłem się delikatnie. Czułem na sobie wzrok innych, ale nie obchodziło mnie to.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Znowu padł temat tej wytwórni, jednak nadal nie wiedziałem, czy na pewno chcę tam iść.

Starałem się go przekonać do tego, żeby spróbował. Jednak on uparcie twierdził, że nie chce. Nie rozumiałem go. Dlaczego chciał żeby tak wielki talent się zmarnował?!

On twierdził, że mam talent. Ja?! Talent?! Świetny dowcip! Bałem się tego. Lubiłem śpiewać, a krytyka pewnie by mnie do tego zniechęciła.

- Jesteś idiotą – powiedziałem w końcu. Pokręciłem zrezygnowany głową i położyłem czoło na blacie. Hm.. Ciekawe ile wytrzymam bez jedzenia. Mój rekord to cztery dni. Wytrzymam więcej?

- Jedz, zanim się zdenerwuję - powiedziałem, lekko podenerwowany. Już ja dopilnuję, żeby jadł.

- Ale ja nie chcę jeść – burknąłem, nawet nie podnosząc głowy. Po co miałem jeść? To tylko zbędne kalorie, nic więcej.

- Musisz jeść, bo w chorobę wpadniesz - mruknąłem, patrząc na niego. Denerwował mnie już. Przecież on nie jest gruby do chuja pana!

- W chorobę? Niby jaką? – mruknąłem cicho. Westchnąłem, patrząc na swój brzuch. Dlaczego musiałem być taki?!

- Anoreksję, mój drogi, anoreksję - powiedziałem, podkreślając nazwę choroby. Niech mi jeszcze raz powie, że jest gruby, to chyba wyjdę z siebie.

- Żeby wpaść w anoreksję trzeba być chudym – wywróciłem oczami. Ja? Anoreksja? Jakbym jeszcze był chudy...

Normalnie czułem, jak wyskakuje mi żyłka, a po chwili ból w ręce. Jak ja to zrobiłem?! Stłukłem szklankę. Wkurzył mnie.

Spojrzałem na niego niepewnie, a następnie na jego rękę. Cieszyłem się, że się nie zranił... Jednak zrobiło się tu niemałe zamieszanie.

- Nic mi nie jest, dobra?! - wrzasnąłem na tych ludzi, co zebrali się wokół mnie. Kurwa, nic sobie nie zrobiłem, a tu nagle takie zbiegowisko.

Jak to dobrze, że stałem się dla nich niewidzialny i nie zaczęli się do mnie przywalać. Spuściłem głowę, ponownie opierając czoło o stolik. Bałem się, że na mnie też nakrzyczy...

- Kurwa, odejść! - krzyknąłem, a wszyscy wrócili na swoje miejsca. Spojrzałem na moją rękę. Miałem kilka zadrapań, ale nie były to głębokie rany. Westchnąłem.

Wzdrygnąłem się, gdy ponownie krzyknął. Nigdy nie lubiłem gdy ktoś krzyczał. Miałem z tym złe wspomnienia...

Wkurwili mnie tym całym zamieszaniem. Po co się interesowali? Niech się zajmą sobą. Spojrzałem na chłopaka, jednak nic nie powiedziałem.

Skuliłem się w sobie, czekając na to, aż zacznie na mnie krzyczeć. Wiedziałem, że był zdenerwowany. Czułem to.

Nie chciałem na niego krzyczeć, bo by się wystraszył. Nigdy nie byłem jakoś specjalnie miły dla ludzi. On był wyjątkiem, bo naprawdę go lubiłem i coś do niego czułem.
- Proszę, zjedz coś... dla mnie.

Powoli podniosłem głowę i spojrzałem na niego niepewnie. Gdyby i on zaczął na mnie krzyczeć, to nie wytrzymałbym.
- Dobrze – mruknąłem cicho. Posłusznie zacząłem robić sobie kanapkę.

Nie miałem zamiaru na niego krzyczeć, nie chciałem, żeby się mnie bał. Poza tym nie potrafiłbym na niego krzyknąć. Za bardzo mi na nim zależało.

Powoli, małymi kęsami, zacząłem jeść kanapkę z serem i ogórkiem. Jak dobrze, że pieczywo było ciemne... Cały czas miałem spuszczony wzrok. To przeze mnie się tak zdenerwował.

- Nie smuć się - mruknąłem. - Po prostu się martwię - dodałem, patrząc za okno. Zacisnąłem rękę w pięść. Piekła jak cholera.

- Dlaczego się martwisz? – spytałem cicho. Gdy zjadłem do końca od razu zrobiło mi się niedobrze. Jednak starałem się to ignorować.

- Bo mi zależy - powiedziałem tak cicho, że sam ledwo to słyszałem. Poczułem, że moje serce znowu przyspiesza.

- Na mnie? – spytałem jeszcze ciszej. Byłem zdziwiony tym. Komuś na mnie zależało? To w ogóle możliwe?

- Tak, na Tobie - powiedziałem cicho. Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Chciałem wstać i wyjść, ale to by mogło go zranić.

Uśmiechnąłem się lekko. Czyli jednak jest szansa, że zostaniemy przyjaciółmi? Miałem taką nadzieję.

Zapadła między nami niezręczna cisza. Tego nienawidziłem najbardziej. Nie wiedziałem, co mam teraz powiedzieć.

- Mi też na Tobie zależy – szepnąłem w końcu. Mieć kogoś, komu można ufać.. To takie przyjemne uczucie.

Uśmiechnąłem się delikatnie, spoglądając na niego. Wydaje mi się, czy on się zarumienił? Boże, jaki uroczy.

Ciekawiło mnie czy jak już wrócimy do szkoły, to wciąż będzie tak, jak teraz. Nie chciałem żeby zachowywał się tak, jakby mnie nie znał.

- Idziemy? Nie chce mi się tu siedzieć - mruknąłem, znowu patrząc gdzieś w przestrzeń. Moje serce nie mogło się uspokoić. Biło jak oszalałe.

- Jasne – uśmiechnąłem się. Coś mi się wydawało, że nie był w humorze... Miałem wrażenie, że czymś się denerwował. Ale czym? Zrobiłem coś nie tak?

Wstałem i razem z nim wyszedłem ze stołówki. Skierowaliśmy się do naszego skrzydła. Bogu dziękowałem, że tylko my mieliśmy tam pokoje.

- Mam wrażenie, że jesteś jakiś niespokojny. Coś się stało? – spytałem, podnosząc głowę. Spojrzałem mu w oczy. Dopiero teraz zauważyłem, że był ode mnie wyższy o więcej niż pół głowy.

- Hm? Nie, nie, wszystko okej - powiedziałem, uśmiechając się do niego. - Jestem zmęczony. Pójdę się położyć - mruknąłem. - Do zobaczenia jutro - uśmiechnąłem się. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale pocałowałem go w czoło. Po tym zmieszany zamknąłem się w pokoju.

Uśmiechnąłem się szeroko, gdy mnie pocałował. Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak szybko poszedł. Przecież to chyba normalne, prawda? To tak samo jak przytulanie, czy nie? Wszedłem do mojego pokoju i od razu skierowałem się na balkon.

Oparłem się o drzwi, zjeżdżając po nich. Ja pierdole, co ja zrobiłem?! Złapałem się za serce. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy. Wstałem i poszedłem do łóżka. Zdjąłem buty, kładąc się.

Otworzyłem drzwi balkonowe, po czym poszedłem do szafki. Wyjąłem moją prowizoryczną piżamę i poszedłem do łazienki. Musiałem się przebrać oraz wziąć prysznic.

Jednak nie poleżałem długo. Wstałem po paru minutach. Wziąłem z szafy czyste bokserki i poszedłem się umyć. Wróciłem w samych gatkach do pokoju, kładąc się. Zgasiłem lampkę, po czym wtuliłem się w poduszkę i czekałem na sen.

Po pół godzinie wyszedłem z łazienki. Zamknąłem drzwi na klucz oraz zamknąłem drzwi balkonowe. Zapaliłem lampkę koło łóżka i położyłem się do łóżka.

Chwilę poleżałem, po czym zasnąłem. Jutro mieliśmy mieć dzień wolny, więc mogłem sobie pospać. Odkryłem się trochę, bo było mi gorąco. Spałem dalej.

Jak zwykle całą noc przesiedziałem i czytałem książkę. Dopiero koło piątej nad ranem usnąłem. Cud, że w ogóle poszedłem spać.

Nie miałem zamiaru wstawać. Bo po co, skoro dzień wolny? Byłem zbyt śpiący, by wstawać.

Nawet nie wiedziałem co mi się śniło. Czy w ogóle coś mi się śniło? Gdy otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek była dziewiąta. Usiadłem, przecierając oczy. Odgarnąłem włosy.

Obudziłem się tylko na chwilę. Spojrzałem na zegarek. Była dziewiąta, czyli można było spać dalej.

Chciałem się do kogoś przytulić, ale nie wiedziałem do kogo. Yeol pewnie jeszcze spał, więc nie chciałem go budzić. Westchnąłem i ponownie się położyłem. Przytuliłem się do poduszki.

Ominęło mnie śniadanie, ale skoro nikt po mnie nie przylazł, to znaczy, że nie musiałem tam być. Obróciłem się na drugi bok.

Uśmiechnąłem się delikatnie, bo wciąż było czuć na niej jego zapach. Miałem nadzieję, że to się nie zepsuje. Ufałem mu, nawet bardzo.

Obudziłem się dopiero koło dwunastej. Wstałem i przecierając zaspane oczy, wziąłem jedną fajkę i zapalając ją, wyszedłem na balkon.

Obróciłem się na drugi bok, ale nie był to dobry pomysł, bo ... spadłem z łóżka. Kiedy ja się tak przysunąłem do końca?! Chwyciłem poduszkę i ściągnąłem ją na dół. Ponownie wtuliłem się w kołdrę. Nie chciało mi się wstać.

Słyszałem jakieś łubudu, ale nic nie zrobiłem z tym faktem. Zaciągnąłem się, opierając łokciami o barierkę. Było dość ciepło, a ja byłem tylko w bokserkach.

Zamknąłem oczy, bo słońce zaczęło razić mnie bo oczach. Westchnąłem, zasłaniając twarz kołdrą. Chciało mi się spać.

Nie wiem, ile tak stałem, ale w tym czasie zdążyłem spalić trzy papierosy. Myślałem o tym, co wczoraj zrobiłem. Chciałem do niego pójść, ale nie miałem odwagi.

Jednak nie mogłem już usnąć. Myślałem tylko o tym czy Yeol przyjdzie. A jeśli tak to kiedy. Chciałem go już zobaczyć.

Wahałem się, czy iść, czy nie iść. Podczas tych rozmyślań, spaliłem czwartą fajkę. Ehh... zatruję się kiedyś.

Podniosłem się do góry, ale zaryłem czołem o bok łóżka. Złapałem się za bolące miejsce. Jak ja to zrobiłem?! Jak dobrze, że miałem grzywkę.

Zamknąłem oczy, wsłuchując się w śpiew ptaków. Nie wiedziałem co robić. Jak mam się przy nim zachowywać?

- Ał! – jęknąłem z bólu. Powoli usiadłem, masując obolałe miejsce. Dlaczego ja?! Dlaczego zawsze musiało mi się coś stać?!

Stałem tak kolejną godzinę. Zaczynało mi się robić zimno, ale stałem dalej. Nie chciało mi się wracać do środka. Wolałem popatrzeć na widoki.

Na czworaka podszedłem do okna. Wstałem i powoli je otworzyłem. Wciąż masując czoło, ruszyłem do szafki. Musiałem się jakoś ubrać...

Słyszałem, jak okno obok się otwiera. Spojrzałem w tamtą stronę. Jednak kiedy chciałem podejść, zatrzymałem się. Nie mogłem. Coś mnie hamowało.

Ściągnąłem z siebie moją piżamę. Ubrałem szare dresy z gumką na gole oraz czarną luźną koszulkę. I tak nigdzie dzisiaj nie wychodziliśmy, więc nie musiałem się ubierać nie wiadomo jak.

Westchnąłem, zapalając kolejnego papierosa. Ostatnio coraz więcej paliłem. Miałem dopiero osiemnaście lat, a za kilka następnych pewnie umrę na raka płuc. Eh... życie.

W końcu wyszedłem na balkon. Uśmiechnąłem się lekko na widok chłopaka, ale zaraz skrzywiłem przez to, co trzymał w ustach. Stał do mnie bokiem, więc mnie nie widział. Podszedłem do niego i wyciągnąłem mu papierosa z ust. Wyrzuciłem go.

- Już od rana się trujesz.

3 komentarze:

  1. Ta kolorowa czcionka... ktoś w ogóle jest w stanie skupić się na tekście przy tych kolorach?
    W sumie nic nie wiem, ten styl zapisu mnie rozprasza.

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy będzie następny rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń