sobota, 14 marca 2015

"Jestem Zelo!" Bang x Zelo, 06

Bardzo dużo dostawałam komentarzy i wiadomości czemu nie piszę Banglo... Ostatnio mam ogrom weny na to opowiadanie, więc przedstawiam Wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.



Spojrzałem na blondyna. On również na mnie patrzył. Widziałem w jego oczach coś dziwnego, ale nie mogłem tego rozszyfrować. Coś się stało, że tak na mnie patrzył?
Po paru minutach takiego stania i patrzenia sobie w oczy, przysunął się do mnie. Poczułem jego usta na swoich. Otworzyłem zszokowany oczy... Jednak szybko odsunął się ode mnie.
– Dobranoc, Zelo – szepnął i uśmiechnął się delikatnie, po czym odszedł.
Stałem tak zszokowany. Co się właśnie stało?



– Dobranoc, Zelo – szepnął i uśmiechnął się delikatnie, po czym odszedł.
Stałem tak zszokowany. Co się właśnie stało? Czy on mnie właśnie…? Nie, to przecież niemożliwe, pewnie mi się coś przewidziało. Miałem halucynacje, mogłem się założyć. On mnie NIE MÓGŁ pocałować, coś mi się wydawało chyba. Bo w końcu nie dawał mi żadnych sygnałów, że jest coś na rzeczy, że czuje coś więcej. Chyba… A te przytulanie, martwienie się, spanie u mnie i w ogóle? Hm… Może jednak coś było na rzeczy? Ale przecież by mi powiedział, a nie całował od razu. No chyba…
Po dobrych kilkunastu minutach zauważyłem, że wciąż tak stoję. Wszedłem do środka i westchnąłem. Spojrzałem na mojego pieska i uśmiechnąłem się. Po chwili wyszedłem z nią na dwór. Musiałem się przejść, przewietrzyć, pomyśleć. Tak, świeże powietrze dobrze mi zrobi. Skierowałem się z nią do ogrodu. Niech sobie pobiega malutka, uwielbiała to. Uśmiechnąłem się, patrząc na psinkę. Westchnąłem.
Znowu zacząłem myśleć o tym wszystkim. A może ja też coś… że tak myślałem? Ale to raczej niemożliwe, nie, niemożliwe. Na pewno. Było jeszcze za wcześnie, za krótko go znałem żeby cokolwiek takiego stwierdzić.
W końcu jednak wyjąłem telefon i napisałem Daizy’ ego. Musiałem mu się wygadać, poradzić mu się i w ogóle.. Nie dałbym sobie rady sam z tym, a z nim mogłem porozmawiać o wszystkim, dosłownie o wszystkim. Zawsze do niego pisałem gdy miałem jakiekolwiek problemy, miałem nadzieję, że teraz też mogę mu się wyżalić, a on mi pomoże…


***

Nie spałem całą noc przez to… Chciałem wziąć coś na sen, ale gdy o tym pomyślałem to w sumie było już na to za późno. Wypiłem kawę, co było do mnie niepodobne, bo nie piłem często kaw… Nawet zjadłem śniadanie.
Okropnie się stresowałem tym dzisiejszym dniem. Bo jak miałem się zachowywać względem niego? Jak on będzie się zachowywać względem mnie? Dlaczego mnie pocałował? Czuł coś do mnie? A może chciał się tylko ze mną przespać i tyle?
Za dużo pytań…
Zdecydowanie…
Mętlik w głowie…
Nie zarejestrowałem faktu wyjścia z psem ani drogi do szkoły. W głowie miałem taki chaos, że końca świata bym nie zauważył, a to wszystko jego wina.. JEGO. W sumie to nie wiedziałem czy chciałem go dzisiaj widzieć. Co miałem niby powiedzieć? Przywitać się jak zwykle i udawać, że nic się nie stało jak się stało? Cholera… Gdyby cokolwiek powiedział później, cokolwiek. Alee niee, on musiał mnie pocałować i odejść. I co ja niby miałem sobie o tym wszystkim pomyśleć?
Ja pierdolę, wariuję.
Przeczesałem palcami włosy, ciągnąc za nie troszkę niedelikatnie. Musiałem się ogarnąć, nie mogłem ciągle o tym myśleć i chodzić z głową w chmurach. Miałem jednak nadzieję, że mi to wyjaśni, nie chciałem żyć w takiej niepewności.
Podskoczyłem wystraszony, gdy nagle usłyszałem „cześć” obok siebie. Z okropnie walącym sercem spojrzałem na tą osobę. Himchan… Jezu…
- Cześć – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się słabo.
- Boże, wyglądasz jakbyś nie wiadomo kogo zobaczył – zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Ah… Serio? – mruknąłem cicho. Nie mogłem się skupić.
- Noo – zaśmiał się i poczochrał mnie po włosach. – Spokojna twa rozczochrana, nic Ci z nami nie grozi – powiedział z uśmiechem.
Tak, Himchan, tak… Tylko to nie o to chodziło, debilu. Ale nie chciałem mu się zwierzać.. Już to zrobiłem wczoraj i starczy.
Po drugiej stronie korytarza zobaczyłem Bang’ a i Jong’ a. Miałem ochotę odwrócić się i zwyczajnie uciec, naprawdę. Już byłem blisko, ale Himchan mnie zatrzymał, łapiąc za rękę i ciągnąc do nich. Błagam nie!
- Hej, księżniczko – powiedział Bang, uśmiechając się do mnie.
- Uhm… Taak… Hej – mruknąłem. Spojrzałem na niego, ale później wbiłem wzrok w Jong’ a. Boże… Czułem, że pieką mnie policzki. Zwalę na zimno.
- A ty co taki czerwony, co? – zaśmiał się JongUp. Wiedziałem!
- Um… Przyszedłem dopiero… A tam zimno jest – powiedziałem dość obojętnie, a przynajmniej się starałem.
- Jaasne – zaczął się śmiać.
Zmrużyłem oczy i walnąłem mu w tą łepetynę. Prychnąłem i skierowałem się do klasy. Wiedział… Wiedział… Ale skąd mógł wiedzieć?! Przecież ja mu nie mówiłem… Chyba, że to Bang mu o tym powiedział. Cholerny człowiek! Po co mu cokolwiek mówił? Nie mógł zachować tego dla siebie?! IDIOTA!
Prawie prychnąłem rozzłoszczony.
Wszedłem do klasy i usiadłem na swoim miejscu, opierając podbródek na dłoni. Zabiję… Zabiję go…
Westchnąłem cierpiętniczo i wyciągnąłem wszystkie potrzebne rzeczy. Lekcja okropnie mi się dłużyła… Na przerwie poszedłem do dyrektora i usiadłem na „moim” fotelu. Nie pytał o co chodzi, po prostu pozwolił mi tu zostać. A ja po prostu siedziałem i gapiłem się gdzieś w ścianę. Odpowiadało mi to, bo dziadzio nigdy nie pytał jeśli było coś nie tak, jednak wiedziałem, że zawsze mogę do niego przyjść gdy miałem jakiś problem, a on mi pomoże. Często z nim rozmawiałem na różne tematy, ale dzisiaj jakoś nie mogłem… Nie mogłem się przemóc.
Rozłożyłem się na fotelu, kładąc nogi na stolik. Przymknąłem oczy i westchnąłem cicho. Nie miałem ochoty tam wracać i tak w sumie nie pamiętałem o co na tych lekcjach chodziło, co tam w ogóle było. Nie ogarniałem nic, dosłownie. Ciągle w głowie miałem Bang’ a. I jego usta… Nie, tylko Bang’ a, bez żadnych ust. NIE BYŁO ŻADNCYH UST.
ŻADNYCH.
UST.
NIE.
BYŁO.
Boże, kogo ja oszukuję.. Westchnąłem cierpiętniczo i przeczesałem palcami włosy. Wygodniej się ułożyłem, prawie usypiając. W sumie mógłbym się tu przespać… A dziadzio na pewno obudzi mnie gdy uzna, że przydałoby mi się iść na lekcje. Westchnąłem.
Chyba udało mi się przysnąć.. Obudziły mnie kroki, a później nagle światło lampy przestało mnie razić. Tak, raziło mnie choć miałem zamknięte oczy.. Tak, to jest możliwe.. Chyba domyślałem się kto to jest.. Nie, ja doskonale wiedziałem. Idealnie znałem ten zapach.
Otworzyć oczy czy wciąż udawać, że śpię? Ale pewnie mnie obudzi… A może nie? Może jak będę tak leżeć nieruchomo to sobie pójdzie? Bo w sumie nie bardzo chciałem go widzieć. Masakra.
Po chwili poczułem ciepłe palce na policzku. Zamarłem. Czułem, że moje policzki palą.
- Wiem, że nie śpisz – usłyszałem jego śmiech. Wiedziałem! Mówiłem, że to on…
Naprawdę dość niechętnie otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Piękny uśmiech… Taki, jaki u niego uwielbiałem. Jednak nic nie powiedziałem. Chciałem by mi to najpierw wyjaśnił, nie będę z nim rozmawiał bez wyjaśnienia tego.. Czuł coś do mnie czy tylko się mną bawił? Musiałem to wiedzieć, MUSIAŁEM.
Skrzyżowałem ręce na torsie, cały czas prawie leżąc na tym fotelu. Zacisnąłem usta. Nie będę z nim rozmawiał…
- No… Tak… - mruknął chyba trochę speszony i usiadł. Zauważyłem, że dziadzia nie ma w pomieszczeniu. Cholera.. Chociaż on by mnie poratował. Westchnąłem.
- W sumie nie wiem co powiedzieć… Układałem sobie przemowę cały dzień i nic z tego nie wyszło – zaśmiał się nerwowo, ale nic nie powiedziałem. O nie, NIC NIE POWIEM. NIC, NIC, NIC, NIC.
- Chciałem Cię przeprosić, tak na początek w sumie… To.. Przepraszam. Nie powinienem tak nagle i z zaskoczenia.. Później nie powinienem tak po prostu sobie pójść – powiedział cicho. Spojrzałem na niego kątem oka, ale nic nie powiedziałem. – Mam nadzieję, że mi to kiedyś wybaczysz może… - przeczesał palcami włosy. – W sumie to nie wiem czemu to zrobiłem – usłyszałem.
Zacisnąłem pięści. Nie wie… Nie wie czemu to zrobił… Tak po prostu… Zabawił się i teraz ma to w dupie. Nie słuchałem go dalej, nie chciałem. Wstałem, wziąłem plecak i wyszedłem, trzaskając drzwiami.
Nie wie czemu to zrobił…
Poszedłem na lekcje, ale nie skupiłem się na niej. Napisałem baaaaaaaardzo, ale to bardzo długą wiadomość do Daizy’ ego. Opisałem mu dokładnie całą tą sytuację, musiałem się komuś wygadać. Może on mi pomoże… A ja naprawdę nie wiedziałem co mam robić. Bo on się zabawił, tak po prostu. Pocałował mnie, bo tak, bo „nie wie czemu to zrobił”. Myślałem, że chuj mnie strzeli.
Pisałem z nim tak całą lekcje. W sumie to on też nie wiedział co mam zrobić, co powiedzieć… Nie wiedział co myśleć o tej sytuacji. Nie dziwiłem się, sam miałem okropny mętlik w głowie.
Bardzo mnie to bolało… Cholernie mocno. Bo… Mógł tego nie robić skoro rzekomo nie wiedział. Bo nie miałem zamiaru być dla niego jedynie zabawką, chciałem być przyjacielem… A jeśli nie to kimś więcej może, ale nie chciałem być zabawką. W sumie to nie wiedziałem czy czuję do niego coś więcej… Ale gdyby nie był to bym tego tak nie przeżywał, nie myślałbym tak o tym wszystkim.
Z zamyślenia wyrwał mnie huk. Zamrugałem i rozejrzałem się. Hm... Co się działo? Chyba w końcu nauczyciel zobaczył, że mało interesuje mnie jego lekcja...
- Skoro tak Pana nudzi moją lekcja, że prawie Pan śpi... To proszę wyjść i udać się do dyrektora - prawie warknął.
Westchnąłem cicho. Posłusznie spakowałem zeszyt, po czym wyszedłem z klasy. Skierowałem się przed gabinetem dziadzia, jednak nie wszedłem do środka. A chuj... Wsunąłem dłonie do kieszeni, po czym skierowałem się do wyjścia ze szkoły. Co z tego, że miałem nigdzie sam nie chodzić. Nie miałem pięciu lat...
Wyszedłem ze szkoły i skierowałem się przed siebie. Może pójdę do domu... Albo do parku w sumie też będzie dobrze.
Miałem ochotę pobyć po prostu sam, bez nikogo... Przeczesałem palcami włosy, a po chwili wsunąłem dłonie do kieszeni. Pewnie będę mieć przejebane u chłopaków, ale jakoś nie bardzo mnie to w tamtym momencie obchodziło.
Gdzieś po kilu godzinach takiego łażenia i myślenia w końcu wróciłem do domu.


***

Opadłem na kanapę i westchnąłem cicho. Zasłoniłem oczy ramieniem. Okropnie mnie piekły. Bolały mnie tak, że aż musiałem zdjąć soczewki i teraz czułem się bez nich goły... Masakra. W sumie to od dawna nosiłem soczewki, jakoś tak je polubiłem.
- A Ty nie w szkole, synu? - usłyszałem głos ojca nad sobą.
- Nie, wróciłem do domu, bo bolą mnie oczy - mruknąłem cicho. Bo czemu niby miałbym tego nie wykorzystać?
- W porządku. Ja idę do pracy - powiedział, a po kilku minutach usłyszałem zamykane drzwi frontowe. Ziewnąłem w dłoń. W sumie to może bym sobie pospał...
Jednak nie dane mi było pospać, bo usłyszałem pukanie do drzwi. Niee, tylko nie to.
Obróciłem się na brzuch i zakryłem głowę poduszką. Zamknąłem oczy, wzdychając. Chciałem spać, a nie z nikim rozmawiać...
I nawet udało mi się usnąć, ale ... obudziły mnie głosy. Głosy? Huh? Nie mówcie mi, że oni mi wleźli do mieszkania... Prawie jęknąłem, mocniej zaciskając poduszkę na głowie. Masakra jakaś...
Czułem palce we włosach... W końcu jednak podniosłem się do siadu i rozejrzałem się. Odsunąłem się od osoby, która mnie dotyka i usiadłem na drugim końcu kanapy. Nie chciałem by mnie dotykał.
- Czemu sam poszedłeś do domu i nie było Cię w szkole? - spytał Jong.
- Bo miałem taką ochotę. O ile się nie mylę nie mam pięciu lat - powiedziałem cicho. Westchnąłem cicho. Nie chciałem z nimi rozmawiać... Szczególnie z jedną osobą.
- Zachowujesz się jak pięciolatek choć mówisz, że nie masz tyle lat - zaśmiał się Himchan.
- Ah tak? Nikt Cię tu nie trzyma, tam są drzwi - powiedziałem cicho, wskazując mu drzwi.
Wtuliłem się mocniej w poduszkę i westchnąłem cicho. Bang przesunął się bliżej mnie i chyba chciał mnie objąć, ale odsunąłem się od niego, siadając w fotelu.
- Nie dotykaj mnie - powiedziałem cicho. Nie chciałem żeby mnie dotykał czy był blisko mnie... Nie chciałem...
Jednak on nic nie powiedział... I bardzo dobrze, nie miałem ochoty na rozmowę z nim. Westchnąłem cicho. Po chwili jednak wstałem i skierowałem się do łazienki. Musiałem się ogarnąć chyba... Ale w sumie po co.
Przebrałem się w dres, bo było mi trochę niewygodnie, po czym wróciłem do nich. Usiadłem w fotelu, po czym spojrzałem na Jong' a. Dziwnie na mnie patrzył. Coś się stało? W sumie to nie wiedziałem o co mu chodziło...
Po kilku minutach napisał do mnie Soo. Odpisałem, że jesteśmy u mnie i może przyjść jeśli chciał. Już się psychicznie na to przygotowywałem, bo wiedziałem, że przyjdzie z resztą. Miałem nadzieję, że przeżyje to spotkanie.
Gdzieś po pół godzinie może usłyszałem pukanie do drzwi. Niemal zerwałem się z miejsca i poszedłem tam. Otworzyłem drzwi i od razu zobaczyłem Soo… Podszedłem do niego i zagryzłem wargę, wtulając się w niego. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział, po prostu mnie do siebie przytulił.
Reszta poszła dalej, zostawiając nas samych. Chłopak zamknął drzwi i oparł się o nie. Mocniej się w niego wtuliłem, zasłaniając twarz ręką. Czułem się okropnie z tym, co Bang zrobił… Nie chciałem być zabawką… Nie jego…
Miałem ochotę się po prostu rozryczeć choć ja nigdy nie płakałem… Nie ważne co się działo, nigdy...
Westchnąłem cicho, próbując się uspokoić. Nie chciałem się przy nim rozpłakać, nigdy przy nikim nie płakałem.
Czułem, że chce o coś spytać, pocieszyć jakoś, ale milczał. Doceniałem to, bo naprawdę nie chciałem o tym rozmawiać. Soo zawsze rozumiał i nie pytał. Był cudownym przyjacielem, naprawdę.
Zacisnąłem mocno oczy i schowałem twarz w jego torsie. Po chwili jednak chciałem się od niego odsunąć, musiałem do łazienki... Tam posiedzę i mi przyjdzie. Jednak chłopak nie chciał mnie puścić. Mocniej mnie do siebie przytulił i tak stał. Nie wiem jak to się stało, ale po kilku minutach ... Ja ... Tak po prostu się rozpłakałem.
Czułem, że Soo sztywnieje. No tak... Płaczący Zelo, a to nowość. Jednak przytulił mnie mocniej i zaczął szeptać uspokajające słowa do ucha. Pociągnąłem nosem.
Po chwili poczułem palący wzrok na plecach, ale nie odwróciłem się. Nie chciałem by kolejna osoba na mnie takiego patrzyła. Zagryzłem wargę, starając się nie zacząć szlochać. Nie mógł nikt oprócz niego wiedzieć... Po kilku minutach nie czułem już tego wzroku. Pociągnąłem nosem. Po kolejnych kilku minutach uspokoiłem się.
- Dziękuję, Soo - wyszeptałem w jego tors.
- Jesteśmy przyjaciółmi, zawsze Ci pomogę. Nie powiesz mi? - spytał, patrząc na moją twarz. Zawahałem się.
- Nie teraz - szepnąłem w końcu i odsunąłem się od niego.
- W porządku - uśmiechnął się i odsunął ode mnie.
Westchnąłem cicho. Przetarłem palcami oczy, a po chwili poszliśmy do reszty. Od razu poczułem na sobie wzrok reszty, ale nie odezwałem się. Wiedzieli... Ten, kto tam przyszedł im powiedział... Westchnąłem cicho. Usiadłem sobie na oparciu fotela koło... w sumie to nie patrzyłem koło kogo siadam, mało ważne... Chyba koło Himchan'a. Czułem, że mnie przytula. Wywróciłem oczami. Tak, to na pewno on. Ale nie przeszkadzało mi to. Miałem tylko nadzieję, że nie zaczną pytać, nie miałem ochoty odpowiadać na ich pytania.
Ziewnąłem w dłoń, przymykając oczy. Najchętniej to bym poszedł spać i nie wstawał przez kilka następnych dni. Może tak zrobię? Bo niby czemu by nie? Spanie było fajne... Bardzo. I przecież zalecane przez lekarzy.


***


Przez następne kilka dni zbliżyłem się do nich. No może oprócz Bang' a. Ale gdy już przestałem się na niego wściekać to on przestał się odzywać, nawet „cześć” mi nie mówił..
A to tak bolało... Tak, ja też się nie zachowywałem w porządku, ale to co innego… Chyba.

2 komentarze:

  1. Waaaa!
    To jest niesamowita i świetna norka!
    Po prostu powiedzieć super to za mało
    Życzę Oceanu weny
    P.S zapraszam na http://kiyomimyjrockstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nastepny rozdział?

    OdpowiedzUsuń