wtorek, 21 lipca 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 05

W sumie nie wiem po co to piszę.
Nie ma sensu na bzdurne tłumaczenia. Nie było mnie tu kilka miesięcy. Źle u mnie, znowu, ale nieważne. Nie chcę się nad tym rozwodzić i tłumaczyć, bo to i tak nie ma sensu.
Ogarnę się i tyle.
Muszę się ogarnąć w końcu.
Kolejny rozdział po tak długiej nieobecności.
Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze pamięta i w ogóle czyta.
Następny rozdział za kilka dni, tak myślę.
Jestem aktualnie w czasie pisania pewnego większego opowiadania i mam nadzieję, że kiedyś ukaże się ono na tym blogu.


P.S. Co do koloru czcionki: mi pasuje. Dobrze mi się czyta. Tyle.





Zielony - Baekhyun
Czerwony - Chanyeol



- No eeej... - jęknąłem, patrząc na niego z wyrzutem. - Od jakiego rana? Jest trzynasta - mruknąłem. Chciało mi się palić, a on mi zabrał fajkę.

- Pewnie to nie pierwsza dzisiaj, co? – spytałem, mrużąc oczy. – Przy mnie nie będziesz palił tego gówna – powiedziałem. – Nie będziesz się truł.

- Dobrze, mamoo - zaśmiałem się cicho. - Masz rację, nie pierwsza - powiedziałem zgodnie z prawdą. Po co kłamać? I tak by się dowiedział, skoro pod naszym balkonem leży kilkanaście petów.

Pokręciłem zrezygnowany głową. Usiadłem na barierce, machając nogami. Spojrzałem na jego twarz oraz ciało. Dopiero teraz zobaczyłem, że ma na sobie tylko bokserki.

Patrzyłem przed siebie na oddalone od nas góry. Lubiłem ten widok. Zawsze mnie to uspokajało. Zamknąłem oczy.

Musiałem przyznać, że był przystojny... Zarumieniłem się i spuściłem głowę. Przecież to przyjaciel, nie mogę o nim tak myśleć.

Zatrzęsłem się.
- Um... Idę do pokoju. Wejdziesz? - spytałem, patrząc na jego twarz. Znowu się rumienił, a ja znowu nie wiedziałem czemu.

- Ale od drugiej strony, bo muszę zamknąć balkon – zaśmiałem się. Zszedłem z barierki i poszedłem do pokoju. Zamknąłem drzwi balkonowe, po czym skierowałem się do wyjścia.

Wszedłem do pokoju, również zamykając okno. Podszedłem do szafy, wyjmując z niej szare dresy i czarną bokserkę. Szybko się ubrałem, po czym podszedłem do drzwi, przekręcając klucz w zamku, tym samym je otwierając. Położyłem się na łóżku, czekając na chłopaka.

Zamknąłem swoje drzwi i poszedłem do pokoju chłopaka. Wszedłem bez pukania. Uśmiechnąłem się, podchodząc do niego.
- Mogę się przytulić? – spytałem cicho.

Nadal leżąc, wyciągnąłem ręce w jego kierunku. Nie musiał mnie nawet o to pytać. Jeśli chciał się przytulić, to niech się przytula. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie.

Wszedłem na łóżko i położyłem się obok, jednocześnie wtulając w jego tors. Uśmiechnąłem się delikatnie i przymknąłem oczy. Uwielbiałem się do niego przytulać.

Objąłem go mocno, przytulając do siebie. Wtuliłem twarz w jego włosy, napajając się ich zapachem. Znowu czułem truskawki.

- Nabiłem sobie guza – poskarżyłem się z miną małego dziecka. Wciąż bolało mnie czoło po tym zderzeniu. A na dodatek pewnie będę mieć siniaka na biodrze po upadku z łóżka.

- Ojejka.. Biedactwo - mruknąłem. - Gdzie boli? - spytałem ciepło. Czułem się, jakbym zajmował się małym dzieckiem.

- Czoło – szepnąłem. Wciąż mnie bolało. Musiałem mocno przypierdolić w te łóżko. Już go nie lubię. Zaatakowało mnie.

Nachyliłem się trochę, całując go w czoło. Poczułem takie małe wypuklenie w miejscu, w którym go pocałowałem. Miał guza.

Uśmiechnąłem się delikatnie i ponownie wtuliłem twarz w jego tors. Jego serce znowu biło szybko. Nie wiedziałem o co chodzi...

Czułem, że serce mi przyspieszyło. Chanyeol, opanuj się! To tylko przyjaciel! Tylko? Szkoda, że nikt więcej.

Przymknąłem oczy. To było takie przyjemne uczucie. Tak się powinien czuć przyjaciel przytulany przez przyjaciela, prawda?

On pewnie myślał, że jest dla mnie tylko przyjacielem. Jednak tak nie było... Boże... Chciałbym, by był kimś więcej. Tak bardzo tego chciałem.

- O czym myślisz, że tak Ci serce bije? – spytałem po chwili. Jego serce biło jak oszalałe. Pewnie miał kogoś, w kim się zakochał.

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Przecież mu tego nie powiem. To za wcześnie. A może...Nie! Mowy nie ma!

Podniosłem delikatnie głowę i spojrzałem na jego twarz. Dlaczego milczał i patrzył się w ścianę? A może coś się stało? Ale pewnie powiedziałby mi, prawda?

Powiedzieć mu czy nie? Czuję to już od dłuższego czasu, ale boję się tego... A chuj, raz się żyje!
- O czym myślę?

- Bo tak Ci szybko bije serce. Denerwujesz się czymś albo coś się stało? – spytałem zmartwiony. Usiadłem koło niego „po turecku”.

- Nie, nic się nie stało. Pytałeś, o czym myślę - mruknąłem. - Hm... O Tobie - szepnąłem, uciekając wzrokiem.

- O mnie? – spytałem nic nie rozumiejąc. Zrobiłem coś nie tak? Ale...wydawało mi się, że wszystko było w porządku.

- O Tobie - powiedziałem pewniej. Chyba się nie domyślił, więc wszystko było okej. Skoro nie wiedział, o czym mówię, tym lepiej dla mnie.

- Ale dlaczego o mnie? Zrobiłem coś nie tak? – zmarszczyłem brwi. Spojrzałem na niego uważnie. Dziwnie się zachowywał.

- Nie, nie, spokojnie. Nic nie zrobiłeś - zaśmiałem się. Nie do wiary! On niczego nie rozumiał. Ale czy aby na pewno chciałem mu powiedzieć, że myślę o nim, bo mi się podoba?

- To dlaczego o mnie? – Drążyłem dalej temat. Dlaczego się śmiał? Powinienem coś wiedzieć? Ale co? Co mógł myśleć?

Spojrzałem mu w oczy.
- Bo mi się podobasz. - Czy ja to powiedziałem na głos?! O kurwa! Nie, nie, nie, nie, nie!

Zamarłem. Huh? Co on właśnie powiedział? Że ja mu się podobam? Czyli on nie traktował mnie jak przyjaciela... Byłem dla niego kimś więcej. Nie patrzyłem na niego pod tym kątem, ale przecież na balkonie myślałem, że jest przystojny.

Nic nie powiedział. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Po cholerę to powiedziałem?! Teraz to już koniec. Pewnie zaraz strzeli mi w twarz i każe zniknąć z życia.

Po paru minutach wyszedłem w końcu z szoku... Ponownie położyłem się obok i wtuliłem twarz w jego tors.

Zamarłem. Czyli on... On mnie nie zostawi? Nie strzeli mi w ryj? Nie nakrzyczy? Uśmiechnąłem się delikatnie, obejmując go i przytulając do siebie. Cieszyłem się, że nie wyszedł i mnie nie zostawił.

Uśmiechnąłem się, wtulając w niego mocniej. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Przymknąłem oczy.

Ta cisza mnie dobijała. Dlaczego on nic nie mówi?
- Baekie... Proszę, powiedz coś - jęknąłem. Byłem przerażony tą sytuacją.

- Ale nie wiem co – zaśmiałem się. – Baekie? Dlaczego tak? – otworzyłem oczy, ponownie patrząc na jego twarz.

- Bo mi się podoba - mruknąłem, zamykając oczy. Nie wiedziałem, co teraz będzie. Nadal będzie tak jak było, czy wszystko się zmieni. Mam tylko nadzieję, że na lepsze.

Zagryzłem wargę i spojrzałem uważnie na jego twarz. Po chwili podniosłem się.
- Ty też mi się podobasz, Yeol – szepnąłem mu do ucha. Na pewno dobrze zrobiłem?

W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem. Że jak?! Ja mu się podobam? To chyba jakiś sen. 
- N-Naprawdę?

- Nie, jaja sobie robię – burknąłem i wtuliłem twarz w jego szyję. – No naprawdę – szepnąłem, uśmiechając się. Podobał mi się…

Objąłem go, przytulając go do siebie. Nadal byłem w lekkim szoku. Ja mu się podobałem? Boże! Ale jestem szczęśliwy.

Po paru minutach odsunąłem się od niego i usiadłem „po turecku”. Przeczesałem włosy. Gdy ponownie miałem się do niego przytulić, drzwi z hukiem się otworzyły, a w nich stały jakieś dziewczyny z chłopakiem. Spuściłem głowę.

- Czego, kurwa?! - wydarłem się. Byłem zły, bo przerwano nam miłą chwilę. Miałem ochotę ich rozszarpać.

- Nie krzycz – szepnąłem cicho i automatycznie odsunąłem się od niego na parę centymetrów. Dlaczego on zawsze musiał krzyczeć na innych?

- Przepraszam - mruknąłem. - A więc, czego chcecie? - spytałem już spokojniej, patrząc na osoby, które chciałem zamordować.

- Idziemy na miasto do baru – zaczęła jedna z nich, podchodząc do łóżka. Usiadła strasznie blisko chłopaka i uśmiechnęła się do niego. – Pójdziesz z nami, prawda? – podniosła rękę, przeczesując jego włosy. Zmrużyłem oczy. Jakim prawem ona go dotykała?!

Złapałem jej rękę, odsuwając ją od swoich włosów.
- Dzięki, nie skorzystam. Zajęty jestem - powiedziałem z udawaną uprzejmością.

- Oj daj spokój... Mi nikt nie odmawia – zachichotała, przysuwając się bliżej niego. Zupełnie ignorowała moją osobę, jakby mnie tu nie było. Miałem ochotę wywlec ją za kudły z tego pokoju.

- No to w takim razie jestem pierwszą osobą. Nie obchodzi mnie, że nikt Ci nie odmawia. Widocznie wszyscy lecą tylko na Twoje wiecznie na wierzchu cycki. Dajcie mi spokój, bo jak już powiedziałem, JESTEM ZAJĘTY - mruknąłem, podkreślając dwa ostatnie słowa.

- I tak wiem, że na mnie lecisz. Prędzej czy później mi ulegniesz – uśmiechnęła się. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w usta. Następnie wstała i wyszła, kręcąc tyłkiem. Patrzyłem w szoku na zamykane drzwi. Co za zdzira...

- Co za dziwka! - warknąłem, idąc do łazienki. Odkręciłem kran, po czym zacząłem przemywać sobie usta. Boże, ohyda! Ja mam niby na nią lecieć?! Haha, dobre! Jestem gejem, kurwa!

Ponownie przeczesałem włosy i spuściłem głowę. Dlaczego ona go pocałowała? Przecież widziałem ją jak szła z jakimś chłopakiem za rękę.

Kiedy już wyszorowałem usta, wróciłem do pokoju. Chciałem czymś zabić smak jej ust. Chciałbym, by Baekhyun mnie pocałował, ale to za szybko.

Ona ubierała się i zachowywała jak dziwka... Czy te dziewczyny nie mają do siebie szacunku? Jak tak można...?

Usiadłem na łóżku, wyciągając ręce w kierunku chłopaka. Chciałem się przytulić. Czułem się okropnie.

Przysunąłem się do niego i usiadłem mu na kolanach, wtulając się w jego tors. Była jeszcze jedna sprawa... Ja nie byłem gejem. W zasadzie to nawet na dziewczyny nie patrzyłem pod takim kątem. To jest tylko zauroczenie czy miłość? Miałem mętlik w głowie.

Miałem wrażenie, jakby coś było nie tak, jednak nic nie mówiłem. Przytuliłem się do niego mocno, wtulając twarz w jego włosy.

Muszę dać nam trochę czasu. To nie przychodzi od tak. Musi minąć trochę czasu zanim stwierdzę czy to miłość. Uśmiechnąłem się, wtulając w niego mocniej.

Do końca dnia siedzieliśmy u mnie w pokoju. Spędzaliśmy razem dużo czasu. Przez cały tydzień tak było. Wszędzie siedzieliśmy i chodziliśmy razem. Wszystko robiliśmy we dwójkę.

Cały tydzień ta kurwa przywalała się do niego. Nie docierało do niej nic.. Miałem jej dość... Powoli zacząłem myśleć o nim jak o kimś więcej niż przyjacielu. Szło to bardzo opornie.

Ciągle ta suka siedziała mi na ogonie. Kurwa jasna! Oszaleć idzie! W końcu udało mi się od niej uwolnić. Teraz szedłem do ogrodu. Szukałem Baekhyun' a, bo nigdzie go nie było.

Szedłem korytarzem, a nagle ona zastąpiła mi drogę. Usłyszeliśmy kroki... Ona szybko przyparła mnie do ściany i pocałowała. Musiałem ochotę się porzygać. Wiedziałem kto to idzie, poznałem po krokach.

Wyszedłem zza rogu. To co tam ujrzałem, po prostu mnie zabiło. Baekie... Mój Baekie całował się z tą dziwką. Jak mógł?

W końcu odepchnąłem ją i pobiegłem za oddalającym się chłopakiem.
- Yeol, zaczekaj! – krzyknąłem. W końcu złapałem go mocno za rękę, zatrzymując. – To nie tak – szepnąłem.

Wyrwałem rękę z jego uścisku. Nie patrzyłem na niego. Znowu zacząłem iść. Łzy cisnęły mi się do oczu. Miałem ochotę coś rozwalić. Serce mi pękło.

- Proszę! – krzyknąłem, ponownie biegnąc za nim. – To nie tak.. To ona mnie pocałowała! Nie chciałem tego! – Byłem zrozpaczony. Przytuliłem się do jego pleców i zatrzymałem go.

Czułem, jak mnie przytula. Nie mogłem tego słuchać. Odwróciłem się do niego, odsuwając go od siebie. Spojrzałem na niego zaszklonymi oczami, po czym skierowałem się do swojego pokoju. Wszedłem do niego, zamykając drzwi na klucz.

Pobiegłem do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłem się na łóżko i wtuliłem w poduszkę. Dlaczego on nie chciał mnie wysłuchać? Przecież ja tego nie chciałem... Rozpłakałem się.

Osunąłem się po drzwiach, chowając twarz w dłoniach. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie mogłem tego znieść. On nie był gejem. Nie był... Więc dlaczego robił mi nadzieję?!

Nie mogłem tego wytrzymać. Ale dlaczego ja się łudziłem, że coś z tego będzie? Przecież to było oczywiste... On mnie nie chciał. Gdyby chciał to by mnie wysłuchał.

Teraz to już nie miałem ochoty żyć. Straciłem go. On mnie nie chciał. Nie chciał ze mną być, bawił się mną. Jak tak można?

Przez następne dwa dni starałem się do niego zagadać i wytłumaczyć mu to. Jednak nie chciał mnie słuchać... Znowu popadłem w depresję i przestałem jeść. Po co miałem żyć? Jeszcze na dodatek jego kumple zaczęli się do mnie dowalać. On nic z tym nie robił. Miałem dość.

W końcu postanowiłem z nim porozmawiać. Chciałem się dowiedzieć, czy się mną bawił. Chciałem, by powiedział mi to prosto w oczy. Na śniadaniu podszedłem do niego.
- Możemy pogadać?

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Teraz chciał ze mną gadać?! Teraz?! A tak to mi nie dał wytłumaczyć! Latałem za nim parę dni!
- Tak – mruknąłem w końcu.

- To chodź - mruknąłem cicho. Powoli zacząłem iść w kierunku wyjścia ze stołówki. Na korytarzu oparłem się o ścianę, czekając za chłopakiem.

Powoli wstałem i poszedłem za nim. Byłem załamany tym wszystkim. Ledwo udało mi się pozbierać. Bolało mnie to, że nawet mnie nie wysłuchał.

- Powiedz mi tylko jedno... Bawiłeś się mną? - spytałem, powstrzymując łzy. Miałem cichą nadzieję, że zaprzeczy.

- Nie bawiłem. To ona mnie pocałowała gdy usłyszała, że idziesz – szepnąłem, spuszczając głowę. Bałem się, że mi nie uwierzy.

- Nie jesteś gejem, prawda? - spytałem cichutko, żeby czasem jakaś osoba trzecia nic nie słyszała tego.

- Nie, nie jestem – powiedziałem ostrożnie. Może i gejem nie byłem, ale Yeol mi się podobał. Czy mogłem się zaliczać do bi?

- Rozumiem - szepnąłem. Znowu chciało mi się płakać. Czyli jednak nic z tego nie będzie. Mogłem się tego spodziewać.

Podszedłem do niego żeby się przytulić, ale odsunął mnie od siebie. Spojrzałem na niego zaszklonymi oczami. Dlaczego...?

Poczułem, jak łzy płyną mi po policzkach. Spojrzałem na niego.
- Przepraszam... - szepnąłem, po czym rozpłakałem się i pobiegłem do swojego pokoju. W życiu nie podejrzewałbym siebie o takie zachowanie. Nigdy nie płakałem. Nie wiedziałem, że jestem aż tak wrażliwy.

Odsunął się... Odsunął... Dlaczego...? Co ja takiego zrobiłem? Jak w amoku wyszedłem z budynku i usiadłem na schodach przed wejściem.

Boże, co ja sobie myślałem? Przecież to było oczywiste, że nie będziemy razem. On nie był gejem. Za dużo sobie wyobrażałem.

Siedziałem tam chyba do wieczora. Później poszedłem do pokoju, zamykając drzwi na klucz. Zasłoniłem zasłony w oknach.

W tym czasie wypaliłem całą paczkę fajek i zdążyłem pociąć sobie nadgarstek maszynką do golenia. Nie chciałem żyć, jednak na samobójstwo byłem zbyt tchórzliwy.

To wszystko, na co chorowałem wróciło do mnie... Chyba pół nocy przesiedziałem w łazience, wymiotując. Jeszcze to wszystko się nasiliło.. Nie rozumiałem, dlaczego się odsunął. To przez to, że nie byłem gejem? Ale są jeszcze osoby bi, prawda?

Co z tego, że krew lała mi się z ręki i brudziła wszystko dookoła. Miałem to w nosie. Myślałem o nim. Właściwie dlaczego się odsunąłem? Zawsze zostawała przyjaźń, prawda? Westchnąłem, wychodząc z pokoju. Podszedłem do jego drzwi i zapukałem.

Krzyknąłem krótkie „proszę”, po czym znowu zawisnąłem nad ubikacją. Już nie wiedziałem nawet z czego wymiotuję. Dlaczego to wróciło? Miałem już dość.

Powoli wszedłem do środka. Słyszałem, jak wymiotuje. Wszedłem do łazienki, podchodząc do niego. Kucnąłem obok. Nie przejmowałem się ręką, miałem to gdzieś.
- Baekie...

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Spuściłem wodę, wycierając usta ręką. Zauważyłem krew... Krew...? Spojrzałem na jego rękę.
- Twoja ręka... – szepnąłem, po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zemdlałem? Kurwa! Znowu?

- Baekie. Baekie, spójrz na mnie! - krzyknąłem, trzymając go w ramionach. - Baekie! Proszę, obudź się! Baekie! – po raz kolejny tego dnia się rozpłakałem. Wyniosłem go z tej łazienki, kładąc na łóżku. Pędem pobiegłem po nauczycielkę.

Gdy otworzyłem oczy, przede mną była nauczycielka oraz jakiś facet w czerwonym kombinezonie. Drugi zajmował się ręką Yeol’ a. Co on sobie zrobił? Dlaczego?

Kiedy zauważyłem, że się obudził, wyrwałem się lekarzowi i podbiegłem do niego, kucając koło łóżka. Cholernie się o niego martwiłem. Zabiłbym się, gdyby coś mu się stało.

- Co ty zrobiłeś? – spytałem cicho. – Zostaw mnie – warknąłem na tego faceta i podniosłem się do siadu. Przecież to nic... Zawsze gdy nic nie jadłem to mdlałem. Nic nowego.

- Nic, Baekie, to nic. Jak się czujesz? - spytałem, łapiąc go za rękę. Znowu czułem, jak łzy napływają mi do oczu. To przeze mnie.

- Nic? Jesteś idiotą – warknąłem. – Ja? Dobrze. To nic nowego – mruknąłem. Nie dałem się im dotknąć. Może znowu wykryją u mnie jakieś choroby? Zmrużyłem oczy.

Spuściłem głowę. Nie był już dla mnie miły. Z resztą wcale mu się nie dziwię. Tak samo go potraktowałem, więc rozumiałem.

Po paru minutach ratownicy wyszli, zostawiając mi jakąś kartkę na stole. Nauczycielka również poszła. Chciałem się do niego przytulić, potrzebowałem tego, ale bałem się, że znowu mnie odtrąci.

Nic nie mówiłem. Po prostu siedziałem na podłodze ze spuszczoną głową, trzymając go za rękę. Miałem wyrzuty sumienia. To na pewno przeze mnie.

- Mogę się przytulić? – spytałem cicho po chwili. Nie chciałem robić nic bez pytania. Nie wytrzymałbym kolejnego odtrącenia.

Wstałem, siadając obok niego. Wyciągnąłem ręce w jego kierunku. Również tego potrzebowałem. Jego bliskości i ciepła.

Przysunąłem się do niego i wtuliłem w jego tors. Pociągnąłem nosem. Wciąż było mi słabo.
- Dlaczego wtedy się odsunąłeś? – spytałem cicho, spuszczając głowę.

- Ja przepraszam... Po prostu wtedy coś we mnie pękło - mruknąłem. - Byłem rozbity - dodałem, przytulając go mocno do siebie.

- Ale co się stało? – szepnąłem. Nie rozumiałem tego. W zasadzie to nic już nie rozumiałem. Podobałem mu się nadal czy nie?

- Zakochałem się - szepnąłem najciszej, jak tylko umiałem, chowając twarz w jego włosach. Bałem się tego, co może mi teraz powiedzieć. Bałem się odrzucenia.

- Zakochałeś? – powtórzyłem cicho. Serce mnie zakuło... – W kim? – spytałem. Bałem się odpowiedzi. Pewnie o mnie zapomni i będzie szczęśliwy.

- W Tobie... - mruknąłem cicho, zamykając oczy. Serce zaczęło mi walić, jak szalone. Nie mogłem się uspokoić. Nerwy mnie zjadały.

- We mnie? – powtórzyłem głupio. Jednak po chwili wtuliłem policzek w jego tors. Czy ja go kochałem?

- Tak, w Tobie - powtórzyłem. Już mogę się pożegnać z tą znajomością. Pewnie zaraz zdzieli mnie w twarz, krzycząc, że to ohydne, i że mam spierdalać.

Przez parę minut milczałem. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Powiedzieć to samo? Ale nie byłem pewny. A jeśli poproszę o parę dni? Obrazi się?

To jego milczenie upewniało mnie w tym, że to koniec, kaplica! Straciłem osobę, którą kochałem.

- Podobasz mi się, ale potrzebuję trochę czasu. Nie odtrącam Cię. Muszę sobie to wszystko poukładać – szepnąłem w końcu, ostrożnie dobierając słowa. Nie chciałem żeby mnie źle zrozumiał.. On nie wiedział o mnie najważniejszego. Musiałem to wszystko przemyśleć.

- Rozumiem - mruknąłem cicho. - Ja... Pójdę już, źle się czuję - szepnąłem. Straciłem trochę krwi, więc to pewnie przez to. W dodatku od płaczu bolała mnie głowa.


- Nie możesz zostać ze mną? – spytałem cicho, wtulając się w niego mocniej. Nie chciałem być teraz sam. Potrzebowałem go.

1 komentarz:

  1. Cool, mam wrażenie, że poszło jakoś tak za szybko i chaotycznie... Ale jednocześnie jest to przyjemna seria i mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część! :3
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń